Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-05-2022, 15:47   #88
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Dialog wspólny z doca

- Jesteście taką ekipą? - zapytał spokojnie James. - Widziałem współdziałanie owej ekipy w czasie napadu na pociąg. Słyszałem o planach Oppenheimera odnośnie przyszłości przedsięwzięcia. Widziałem, jak zamiast strzelać się z indianami w wagonie, jedno z nas poszło do lokomotywy, by sobie dogodzić. Pan też został w wagonie. Zgrana ekipa? - parsknął James.

- Aby obrobić pociąg, wpierw trzeba na niego zdarzyć. Zdążyć, Oppenheimer, nie stać z założonymi rękoma na peronie. Człowiek, na którego chcieliście wpłynąć miał z jednej strony ciebie i doktora, z drugiej prawo, żołnierzy, obowiązek którego musiał dotrzymać a i pewnie teksańska kobieta dorzuciłbaby coś ekstra aby wyjaśnić śmierć jej córki. Szpetna gęba to za mało, aby przekonać człowieka z takim poparciem. Refleksję zatrzymam dla siebie, a skruchy pan nie dostaniesz - pokręcił głową przecząco.

- A najlepszym wyjściem było odjechać, pozostawiając większość grupy na peronie - powiedział z ironią w głosie John. - Zaiste, genialny plan.
- Powiedziałem, że jak pociąg ruszy, macie wsiadać. Czego nie ogarnęliście? - Odparował James patrząc chłodno na doktora.
- Jesteś wybornym komediantem herr Langford. Usiądę w pierwszym rzędzie by zobaczyć jak okradasz ten pociąg, to będzie widowisko godne Moliera. Słowa doktora, chociaż skąpe w przekazie, oddają istotę problemu.
Oppenheimer odwrócił się i podszedł do Taylora i Melody by sprawdzić w jakim stanie znajduje się dziewczyna.

- Nie możesz wiedzieć, co by zrobił zawiadowca, nie dałeś nam nawet szansy spróbować, podjąłeś decyzję w imieniu nas wszystkich, mamy teraz na głowie kawalerię. Nie przyszło ci do głowy, że herr McCoy umieścił nas w bydlęcym wagonie byśmy nie rzucali się w oczy? Bo twoja gęba panie Langford jest powszechnie znana i dobrze byłoby się nie wychylać? Jak kraść to w białych rękawiczkach, dyskretnie, bez zwracania na siebie uwagi. Dlatego tacy jak McCoy umierają jako obrzydliwie bogaci starcy a takich jak ty wieszają. Twoje zacietrzewienie i przekonanie o własnej nieumyślności przekreśla możliwość dalszej współpracy. Pozostałych możesz traktować jak pionki na swojej planszy, ale ze mną nie ujdzie ci to na sucho. Wróciłem do tego pociągu, z powodów, których i tak nie zrozumiesz. Kiedy dziewczyna odzyska siły, zabieram ją stąd.

Dixon ciągle tylko przytakiwała słowom Oppenheimera. Sama zapewne nie potrafiła by ująć to w takich słowach. Dodatkowy chrapliwy głos mężczyzny dodawał całej sytuacji jeszcze większej powagi. Na słowa o Melody, Elizabeth jakby bardziej ożyła i zareagowała.
- Jak to zabierasz ją stąd? Dlaczego? I gdzie? - Zapytała nieco zaniepokojona.
- Nie wiem frau. Gdzieś, gdzie wyliże się z ran, gdzieś, gdzie nie znajdzie jej ani McCoy ani zaciąg z Arkansas City. A dlaczego ją zabieram, to chyba jasne. W tym stanie nie może uczestniczyć w naszym przedsięwzięciu. Niektórym wręcz mogłaby zawadzać i skończyć jak pan „Paluch” Berger albo Gato. Kiedy tylko doktor uzna, że jest gotowa do dalszej drogi ruszymy na północ.
Zdrowe oko zarejestrowało grymas na twarzy kowbojki.
- Rozumiesz Elizabeth, że ktoś musi się nią zająć bo nie ma nikogo prócz nas? Jeśli wolisz to być ty, nie widzę problemu. To by było nawet lepsze rozwiązanie bo moje towarzystwo nie należy do najprzyjemniejszych. Ufam ci frau i wiem, że z tobą będzie bezpieczna.

- Co będzie później, zobaczymy później. Pozwólmy Melody samej zdecydować o swoim losie, ale jak będzie taka potrzeba… zajmę się nią - Odpowiedziała Dixon z minimalnym uśmiechem - Co do zaufania, dziękuję. Jednak uważam, że to bardzo szybka deklaracja. A będąc już przy zaufaniu - Spojrzała na Langforda - Jakie mamy dalsze plany? - Zwróciła się do wszystkich.

Wesa, dotąd jedynie obserwujący całą wymianę słowną z kamiennym wyrazem twarzy i kątem oka pilnując wagonu pancernego, drgnął i odchrząknął.
- Jedziemy dalej - oznajmił. - Odczepmy pocztowców, starca i matronę zostawmy tutaj i też odczepmy. Bagaże powinniśmy przetrzepać, zanim je zostawimy w tyle.

- Miniemy jeszcze co najmniej jedną stację, potem, zapewne, nas już zatrzymają, bo nie zdołamy powstrzymać przekazania wiadomości o pociągu, który nie chce się zatrzymać - powiedział John. - No i nie wiem, jak daleko zajedziemy, zanim nie zabraknie nam wegla i wody.
- Jeśli doktor ma rację, lepiej żeby frau Farrens i starszy jegomość zostali na razie z nami. Nie warto pozbywać się zakładników, skoro mogą się nam jeszcze przydać – stwierdził Oppenheimer – Mam kajdanki, resztę podróży spędzą w swoim towarzystwie, nikogo nie niepokojąc.
- Węgla powinno starczyć panie Taylor.. Z tego co słyszałem, pociągi ładuje się na całą drogę. Wodę zaś uzupełnimy po drodze. A czy na tej stacji, co się mamy na niej nie zatrzymywać się akurat nie zatrzymamy, to nie przesądzajmy. Może nie mają tam dużego przystanku, kawalerii, szeryfa w pobliżu - powiedział spokojnie James.

- A pan panie Oppenheimer robi błąd z Melody. Mc Coy was dopadnie. To wyrok śmierci i dla niej, i dla pana. Jego nie ograniczają jurysdykcje, prawo, zakazy, czy kawaleryjski honor. No i ma środki, by was znaleźć, a pan, skoro zgodził się na robotę u niego chwilowo ich nie ma - skwitował z pewnym smutkiem w głosie James
- Informacja o pociągu pewnie dotrze naprzód. Może do Kansas City. Może nieco wcześniej. Pomysł pana Openheimera z zakładnikami może w tym wypadku przesądzić, czy będą chcieli nas wykoleić, czy poczekają, aż sami się zatrzymamy - James wzruszył ramionami - możemy jednak niszczyć telegraf, aby przynajmniej przez pewien czas posuwać się na północ. Każda mila, to oszczędzona godzina jazdy wierzchem, przez prerie - podsumował na koniec.
 
Aro jest offline