Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-05-2022, 05:55   #89
Asmodian
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację
- To prawda herr Langford, tu się zgadzam, zrobiłbym bym z siebie głupca lekceważąc Morgana McCoya. Ale jeśli złota strzeże czterdziestu karabinierów i nieokreślona liczba marshalli obawiam się, że plan jest awykonalny. Oparty na improwizacji. Frau Melody jest na granicy życia i śmierci, doktor okulał, ciebie omal nie wypatroszyła strzała. A to tylko kropla w morzu tego co nas czeka.
Oppenheimer spojrzał na Wesę, zamyślił się na chwilę.
- Znacie to powiedzenie, wróg mojego wroga jest moim przyjacielem? A gdybyśmy zdobyli swoją własną armię? Zaoferowali czerwonoskórym zemstę? Nie potrafią zatrzymywać pociągów, ale my tak. Jedyne czego pragną to upuścić krew białym twarzom, siać chaos w szeregach wroga. Dalibyśmy im czego chcą. A oni daliby nam sposobność by dobrać się do złota. Nasz rdzenny młodzieniec udowodnił, że jest dobrym negocjatorem, wyciągnął Melody z rąk pocztowców. Jego pochodzenie jest przekleństwem, ale może być też atutem w naszych rękach. Gdybyście przystali na ten plan moglibyśmy bez żalu porzucić ten pociąg. Obawiałem się podróży przez prerię pełną czerwonych rzeźników, ale może to jedyny sposób. Diablo ryzykowny, ale jeśli nas nie oskalpują, zwiększymy swoje szanse na powodzenie naszego przedsięwzięcia.

- Większość napadów jest improwizacją panie Oppenheimer. Być może Mc Coy dostał cynk o ładunku zbyt późno, by zdobyć więcej informacji. Mnie liczebność przeciwników nie przeraża, o ile będę znał ich rozmieszczenie w pociągu i jego rozkład, i o ile uda się szybko przejąć lokomotywę. Jest na to sposób, herr Oppenheimer - tym razem James się uśmiechnął.
- Koncepcja z indianami też jest niezła. Trzeba to przemyśleć, bo nieco chłopaków z grzmiącymi kijami by się przydało. Ale póki co, potrzebowałbym oczu pana Wesy w lokomotywie, aby następne chwile naszej podróży przebiegały gładko. - James rzucił niedopałek skręta na podłogę wagonu i przydeptał nogą.
- Panie Taylor, jak poważny jest stan panny Melody? - zapytał przenosząc wzrok na doktora.
- Jest kiepsko, ale raczej przeżyje - powiedział John. - Straciła dużo krwi i powinna ze dwa dni odpocząć. Oczywiście można wsadzić ją siodło, ale nie ma gwarancji, że rany się nie otworzą.
James kiwnął głową - Mamy kilkanaście godzin podróży pociągiem. Jeśli dotrzemy do Saliny, spróbujemy znaleźć coś, czym da się ją przewieźć. Bryczka, może dyliżans. O ile się jej nie polepszy. - zaproponował rewolwerowiec.
- Nie - odpowiedź Wesy na wzmiankę o indiańskiej armii była krótka i dosadna. - Negocjować mogę bezpieczny przejazd, a nie rekrutowanie Indian do napadu. Do tego nie przyłożę ręki.
- Cóż, lepsze to niż nic – stwierdził Oppenheimer po słowach Indianina – Nie upieram się przy żadnym z moich pomysłów. Jak słusznie zauważył herr Langford nie mam doświadczenia w napadach. Może właśnie dlatego, że zbyt dużo jest w tym nieuporządkowanego chaosu i przypadku. Chociaż kiedyś poznałem dżentelmena, który chełpił się, że skoki planuje z zegarmistrzowską precyzją. Nie jestem pewien jak się nazywał, przedstawiał się jako Daniel Ocean, chociaż zakładam, że było to fałszywe nazwisko.
James wzruszył ramionami. Nie słyszał nic o żadnym Danielu Oceanie, ale wzmianka o czasie przypomniała mu, że marnują go w tej chwili na zbędne gadki. Doceniał progres w rozmowie. Padały ciekawe propozycje, miejscami nawet konstruktywne, nie zmieniało to faktu, że należało podjąć konkretne działania tu i teraz.
- A propos czasu. Nasz ucieka. Skończyliśmy tutaj? Trzeba odczepić pocztowy, i rozpędzić pociąg. I zabezpieczyć jeńców. - rzucił basowym głosem. - Ja wracam do lokomotywy. Przydałyby mi się dodatkowe oczy, więc jak ktoś chętny, to zapraszam. Doktor powinien doglądać Melody. Sugeruję pierwszą klasę. Kto zostaje z jeńcami? - zapytał James przenosząc wzrok pomiędzy Elisabeth, Oppenheimerem, a Wesą.
- Ja pójdę do lokomotywy - Odpowiedziała Elizabeth dalej nie ufając Jamesowi - Wezmę tylko kilka rzeczy z wagonu. Za ile planujemy kolejny postój?
- Dwie, może trzy godziny. Więcej powie maszynista, bo on wie, kiedy trzeba będzie dolać wody - odpowiedział James.
- I ty uważasz, że jak zatrzymamy się na jakiejś stacji, aby uzupełnić wodę, to zrobimy to jakby nigdy nic? Bez pocztowców, bez pasażerów? Zero podejrzeń. A maszynista na pewno będzie siedział cicho? - Idealny plan według Langforda, dla Elizabeth wydawał się dziurawy jak ser szwajcarski - Tam zapewne też będą żołnierze, będziemy musieli z nimi walczyć jedynie w piątkę, w tym dwóch rannych, a na plecach kolejna osoba postrzelona.
- Może tak, może nie. Zobaczymy - wzruszył ramionami James.
- Boisz się zabijać żołnierzy? Będzie trzeba ich zabijać. Marszali też. Tylko akurat dla nas to chyba żadna różnica, co nie? - zapytał z ironicznym uśmieszkiem - Jak nas złapią, to i tak powieszą. W sumie jeden chuj, czy powieszą za jedno morderstwo, czy za dwadzieścia. Za to reszta - omiótł wzrokiem po reszcie zostającej w wagonie - musi też to przepalić. Czasem nie ma czasu na białe rękawiczki, i trzeba się ubabrać. A jak ktoś nie jest na to gotowy, Mc Coy i jego siepacze czekają - przypomniał.
- A maszynista…cóż, będziesz ze mną w lokomotywie. Możesz sama dopilnować, aby był bardziej…dyskretny - poradził James tym samym, basowym i całkowicie beznamiętnym tonem.
- Widzę lubisz sobie dopowiadać jedno i drugie, tam gdzie tego nie ma. W dupie mam do kogo i kiedy strzelam. Jednak jeżeli to możliwe wolę mieć to zaplanowane. Wiesz ile żołnierzy będzie na kolejnej stacji? Nie. Wiesz, czy nie będzie tam jakiegoś szaleńca, który nawet wysadzi lokomotywę, aby "obronić" skład? Nie. Czy wiesz cokolwiek co czeka nas w dalszej podróży? Nie. Czy zamierzasz nas pytać o jakiekolwiek zdanie? Niech zgadnę… zapewne nie? I przypomnę tutaj stojącym, że pan Langford sam przyznał, że do żadnej refleksji, ani skruchy się nie zniży. Dla mnie jest to jednoznaczne, że jak przydarzy się kolejna okazja do wydymania całej ekipy, zrobi to ponownie bez mrugnięcia okiem. Może się mylę?
- Mylisz się - odparł z przekonaniem James. - Idziesz do lokomotywy, czy nie?
- Obawiam się, że pan Langford może być klinicznym przykładem megalomana, ale jak mówiłem, cokolwiek by nie wyobrażał na swój temat, nie jest w stanie przeprowadzić tej operacji sam. Moje dalsze plany i decyzje uzależniam od dziewczyny – stwierdził Oppenheimer zerkając na nieprzytomną Melody – Na razie nie może podróżować inaczej jak w pociągu.
Szubienicznik wyciągnął zza kurtki kajdanki.
- Jeśli nikt nie ma nic przeciwko, zajmę się teraz naszymi pasażerami a później pomogę odłączyć wagon pocztowy.
- Wezmę kilka rzeczy i pojawiam się w lokomotywie - Odparła dziewczyna - Wolę mieć na wszystko oko.
- Będę osłaniać tył i wypatrywać pościgu - oznajmił Wesa.
- A więc w porządku - James poprawił kapelusz i uśmiechając się pod nosem, wyszedł z wagonu.
- Zabiorę parę rzeczy z wagonu, a potem nie odstąpię od Melody - powiedział John.
Nie bardzo widział jakiekolwiek szanse na zdobycie złota z pociągu, ale wolał o tym w tej chwili nie myśleć. Teraz liczyła się tylko Melody.
 
__________________
Iustum enim est bellum quibus necessarium, et pia arma, ubi nulla nisi in armis spes est
Asmodian jest offline