Ferve bał się, lecz ciągle miał wrażenie, że zaraz się obudzi w zimnej celi straży miejskiej. Otworzy oczy i będzie się śmiał z głupiego snu o porwaniu przez wilkołaki. Jednak w głębi serca wiedział, że tak nie będzie. Otoczenie było zbyt prawdziwe, a szaro-włosy starzec był zbyt realny, by być tylko sennym koszmarem. To co mówił napawało go obrzydzeniem, nie miał zamiaru zamienić się w potwora. Nigdy, przenigdy.
- Dlaczego – zaczął niepewnie i cicho – sądzisz, że ludzie, którzy wczoraj byli zdeterminowani, żeby was pozabijać, dziś ochoczo się do was przyłączą? Nie stanę się bestią taką jak wy… Jestem pewny, że wszyscy moi towarzysze wam odmówią – mówił coraz pewniej siebie i głośniej.
-Niech więc tak będzie. - powiedziała Arisha i wypiła krew z kielicha.
Ferve patrzył z niedowierzaniem. Jak mogła poddać się tak łatwo? Ta silna kobieta?
Patrzył z przerażeniem na łapczywie pijącą Arishę… |