Magiczne ogniki falowały dalej gdzieś nad ich głowami, poruszone echem czy inszym pogłosem, wywołanym przez aktywowane zaklęcie wplecione w konstrukcję łuku strzegącego korytarza ku mahoniowym wrotom. Dresden uważnie i skrupulatnie - jak to miał w zwyczaju - wziął się za analizę komnaty i potencjalnych zabezpieczeń, ale nie dostrzegł nic, co rzuciłoby mu się w oczy. Spoglądając jednak przez pryzmat zmysłu magicznego, prędko przekonał się że grobowiec rzeczywiście był przesączony magią. Aury wielowarstwowych zaklęć rozlewały się jarząco i zalewały wizję niemalże boleśnie, przytłaczając śledczego i uniemożliwiając bliższą inspekcję. W tym wszystkim dominowała magia konjuracyjna, której skomplikowane wzorce wtłoczone były wszędzie, gdzie by nie spojrzał. Nawet przy wejściu, które obłożone było nader skomplikowanym zaklęciem teleportacyjnym, wymieszanym i wzmocnionym permanencją. Magiczna wielowarstwowość wychodziła poza granice wiedzy Dresdena, ale jednego był pewien.
-
Nie jesteśmy już na Golarionie - zwokalizował jeden fakt, którego był pewien.
Berenika zdawała się być spłoszona tymi słowami, Maakor z kolei zasępił się. Jedynie Taron jakby spodziewał się takiej diagnozy, bo pokiwał głową potakująco.
-
To gdzie? - Wyszeptała zaklinaczka.
-
W jakiejś pozawymiarowej przestrzeni? Na półplanie? Nie jestem do końca pewien - oznajmił Dresden. -
Ale chwilowo nic nam nie grozi. Przynajmniej tutaj. Nie wiem, jak dalej.
-
Wiedzący nie należał do agresywnych osób - odezwał się Taron. -
Podejrzewam, że możemy spodziewać się jakichś prób, ale bardziej nastawionych na główkowanie, aniżeli fizyczną siłę.
-
Czas pokaże - skwitował Maakor.
Ondyn ruszył w ślad za Ganorskiem, który już przechodził pod łukiem, zwrócony ku nich twarzą. Pół-ork i wilk zniknęli razem, jak jeden mąż, z eteryczną falą magii konjuracyjnej rozlewającej się po portalu. Dresden wypatrzył w zaklęciu wzorce warunkowe, które zmieniały cel teleportacji w zależności od... Cóż, tego czy ktoś rozwiązał zagadkę, czy nie. Co było dla nich wszystkich już nader oczywiste.
Jedno po drugim ruszyli w ślad za Ganorskiem, opuszczając atrium, niesieni magią wgłąb grobowca.
***
Przejście było delikatne, niemalże niewyczuwalne. Ot, z jednego pomieszczenia do drugiego, jakby nie zostali przeniesieni silną magią. Rozkojarzenie wynikało tylko i wyłącznie z tego, że w portal weszli tyłem, a wychodzili przodem, co skutkowało w przypadku niektórych potknięciem czy krótkim przystankiem, by mogli się przeorientować. Kolejna komnata prezentowała się już nieco bardziej blado, w porównaniu do przedsionka - zbudowana (a może stworzona?) na bazie prostokąta, którego długie boczne ściany zdobiły tylko wijące się runy. Magiczne na swój sposób, tego byli pewni, ale niezrozumiałe dla żadnego z nich, mimo że podświadomie wiedzieli, że układały się w krótsze lub dłuższe zdania.
W dalekim końcu komnaty, na całej długości ściany, rozpościerał się kamienny blat, przywodzący na myśl ołtarz. Prosty, bez żadnych zdobień czy złoceń, jedynie z grubą księgą na piedestale i piórem tuż obok. Najemnicy ruszyli powoli w tamtą stronę, z echem kroków odbijającym się od ścian. Kolejne runy jarzyły się nad ołtarzykiem, tym mocniej i wyraźniej, im bliżej podchodzili.
“WIEDZA TO POTĘGA, BUDOWANA NA ODKRYWANIU NIEZNANEGO
WSZYSCY COŚ SKRYWAMY W GŁĘBI SIEBIE
ZRZUĆ Z SIEBIE BRZEMIĘ SEKRETU,
BY KROCZYĆ DALEJ NIEOBCIĄŻONYM”
Ciężka księga, otwarta dokładnie pośrodku, kusiła pustymi stronicami.