Sobota
17 lipca 1920 r.
po 9 wieczorem
Wszyscy:
Kolejne sekundy waszego życia nieubłagalnie upływały. Krok po kroku O'Reilly zbliżał się do pokoju, w którym ktoś lub coś ukrywało się i robiło bałagan. Za nim postępował Flanaghan, a Davis zabezpieczał schody. Półmrok nie pomagał w rozpoznaniu zagrożenia, a wasz węch został już dość mocno przytępiony przez wszechdominujący fetor mogący być wyłącznie fetorem rozkładu. Nie było już ku temu wątpliwości. Śmierć zawitała do domu Flanaghana. Powoli i ostrożnie O'Reilly przekroczył próg pokoju. Dalsze wydarzenia potoczyły się błyskawicznie.
Davis:
Stojąc u szczytu schodów patrzyłeś w dół, gdy za twoimi plecami nastąpiły trzy huki. Pierwszy trzaskanych drzwi, a kolejne wystrzałów. Natychmiast odwróciłeś się i zobaczyłeś jak Flanaghan z krzykiem uderza w drzwi pokoju, do których wcześniej zbliżał się policjant. Po samym O'Reillym nie było nawet śladu, a ty mogłeś jedynie domyśleć się, że po wejściu do pomieszczenia drzwi zatrzasnęły się i tamten biedak oddał dwa strzały w obronie własnej. Musiał natomiast dziwić kompletny brak jakichkolwiek krzyków ze strony O'Reillyego.
Czemu nie krzyczał?
Cofnąłeś się na schodach i teraz stałeś w ich połowie.
Wówczas usłyszałeś odgłosy dobiegające z gabinetu, w którym było zbiorowisko książek.
Czy to już czas na ucieczkę z tego przeklętego domu?
Flanaghan:
[utrata 2 punktów niepoczytalności] Rzuciłeś się na drzwi, które zatrzasnęły się tuż przed twoim nosem. Dokładnie widziałeś co się stało i przez to twój umysł powoli przestaje funkcjonować, bo normalnie to nie czułeś się od kiedy jakieś obrzydliwe, śmierdzące zgnilizną potwory chodziły po gabinecie twojego wujka i kradły jego książki. Potwory, wszędzie potwory. Wiesz już co to oznacza - to koniec świata. Musisz obronić się przed demonami, które mogą czyhać wszędzie, ale przecież nadal jesteś poczytalny. Nie oszalałeś. Wiesz, że... po chwili zobaczyłeś swoje własne pięści (w tym jedną z zaciśniętym pistoletem) uderzające w drzwi, za którymi znajdował się O'Reilly, a przynajmniej to co z niego pozostało. Niby oddał dwa strzały ze swojego pistoletu, ale przecież otworzyłby drzwi.