Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-06-2022, 16:06   #135
Panicz
 
Panicz's Avatar
 
Reputacja: 1 Panicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputację
- Dobra… Mają go! – Rust klepnął Bröka po ramieniu. Spora wylewność jak na słaniającego się dziadygę, który oddychał na kredyt. Nawet jednak dyndając na płonącym sznurze, czego by nie mówić, uzasadniona. Strażnicy wygrzebali Gregera spod zgliszczy, Rust i Waldemar byli na kursie wolność, nieśmiertelny inkwizytor uśmiercony. Z każdym skrzypnięciem sufitu pętla się zaciskała, ale De Groat nie chciał uwierzyć, że po takim zwycięstwie nie będzie happy endu.

A sufit wziął i się spierdolił.

* * *

Wygrzebać się z popiołów Rustowi się nie udało. Uratował go czarownik. Ciężar batalii pod karczmą był taki, że Rust ledwo co wygrzebywał się z letargu, a gdzie mówić o siłach na realne ruchy. Nim De Groat zebrał się na faktyczny wysiłek otwarcia oczu, długo trwał w półśnie, wdrapując się na jawę powoli, zmysł po zmyśle.

Mówienie z początku szło z trudem. Niby ból – a zabijaka znał się już z bólem, miewał stałe wizyty – był mocno przytłumiony, ale po tym, co się zdarzyło, Rust bardzo ostrożnie dochodził do siebie. Cieszył się na powrót pełnych oddechów, dorastał do dalszych kroków.

Smutną konieczność pytań załatwił szybko, zbierając żałobę po Bedhofie do środka, przykrywając formalizmem obowiązków wobec Henrietty. Obowiązki, dobre sobie.

* * *

Świadomość na nowo wróciła na zamku. Rust musiał na chwilę nie upilnować powiek i po otwarciu oczu oglądał już wnętrze gościnnych komnat Serrig.

Teraz ból faktycznie już uleciał, zniknął jak ręką odjął. Rzeczywistość wróciła jednak jakby odmieniona. Skoczna i w zygzakach. Dźwięki szumiały jak wdmuchane przez konchę, niby to głośne, a jakby przytłumione. Widoki rozjeżdżały się akwarelą, przesunięcie obrazu między jednym punktem a drugim zostawiało za sobą rozmazaną plamę.

No i były jeszcze one. Gadające warzywka. Rustowi chwilę zajęło, zanim załapał, że spod Rzepy przemawia do niego Waldemar. Leo, który coś tam przebąkiwał w rogu, dostał się pod Pasternak. Świetnie, nie ma co. Dobrze, że De Groat – człek otwarty na doświadczenia – próbował już tego i owego, więc podejrzewał, że coś się nie zgadza.

Utwierdził się w pewności, kiedy na salę wjechała Brzoskwinka i Bakłażan. Majaki raz się wyostrzały, raz rozlewały, czasem dając poznać skrawki realiów spod spodu. Henrietta mignęła jakoś spod żółtawych zacieków. Bakłażan był z Tilei. Raz, że to by pasowało, a dwa, że szło się połapać po południowych wtrąceniach.

Goście zgarnęli Waldemara, kiedy akurat wychodził i ze strażą pod drzwiami, nie trwoniąc czasu, zabrali się za wydobywanie z posłańców, co się – do Jana Diabła – zadziało.

- Rust! – Henrietta ewidentnie wzniosła się głosem poza normalne rejestry. Widać wyszła z roli, bo zadrżała widząc De Groata całego w bandażach, ale porachowała się prędko i zeszła na normalne tony. – Co… Ależ Was… Przedstawiacie sobą, panowie, marny obraz.

De Groat wzruszył ramionami i uśmiechnął się przepraszająco, starając się utrzymać kontakt wzrokowy. Szło średnio, bo na słowa Lady potakiwał do kandelabru.

- Rust?

De Groat wyczuł w dudniącym głosie ewidentne zdziwienie. Widać po mnie? Lepiej dmuchać na zimne.

- Wybaczcie, pani… – Przymknął oczy, ale kalejdoskop pod powiekami nadal był rozkręcony. – To była ciężka batalia… Nadal kręci mi się trochę w głowie. Pewnie wstrząśnienie…

Słownik ułożył parę dokończeń, ale krótka pauza na odrzucenie innych puzzli, które rymowo pasowały, dała szansę z powodzeniem dotrzeć do mety.
- Mózgu. Ale to przejdzie. Dzień, dwa.

- Karczma spłonęła. Spłonął magazyn obok i warsztat. Zginęło nie wiadomo ilu ludzi w gospodzie. Zginęło dwóch strażników. Zginęli Wasi dwaj kompani. – Brzoskwinia nie gniewała się naprawdę. Nie mogła się przecież gniewać. No jak to tak? Chociaż kto wie, może mogła? Bez czytania z twarzy ciężko było mieć pewność. Rust wolał się nie upewniać. Niby to w pokorze, pochylił głowę i starał się wyostrzyć spojrzenie na czubkach butów. Obrazy oswajało się bardzo powoli. – Uwe Rzeźnik?

- Świętej pamięci – poinformował krótko Waldemar. – Zginął w czasie walki w gospodzie. Realizując swoją misję. Niestety… W walce rozpętał pożar.

- Sam chwalił się wielokroć, że wypala zło do żywego. – Przyszedł w sukurs Rust, który zaczynał widzieć (i słyszeć!) coraz wyraźniej.

- I sam zginął? – Bakłażan nabierał wyrazów.

- Byliśmy przy nim, kiedy zginął – zapewnił De Groat. – Tylko my. Odszedł walcząc ze zdradą, która panoszy się po Imperium. Dzielny do końca.

- Te pożary bardzo się z Wami lubią – Lady dźgnęła sztychem.

- Pewnie, gdyby nie to nieszczęście, Uwe rozpętałby tu jeszcze niejeden pożar. – Zdobył się na chełpliwość Rust. – Natrafiliśmy na dowody magii, odcięliśmy teren na tyle, na ile się dało. I… Nie narażając świadków, ruszyliśmy ze śp. Rzeźnikiem rozwiązać problem.

Rzuty: 61, 12, 37, 93, 25.
 
Panicz jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem