Wypas, poranek 21 shnyk-ranu
Skryta wyprawa do wieży Wiktora wzbudziła w gnolu ogromne ożywienie, niosła bowiem ze sobą wspomnienie przeszłych czasów, kiedy młody Bhurrek wiódł prym w plemiennych rajdach i najazdach. Wiele razy umazany błotem barbarzyńca skradał się z brzuchem rozpłaszczonym na ziemi, węsząc zawzięcie i spoglądając na świat przez szparki zmrużonych oczu.
Teraz, niemiłosiernie ubrudzony i śmierdzący, Wenszymorda miał przed oczami tamte ekscytujące wspomnienia i chociaż brakowało w nich ożywieńczego bydła, przyprawiały go o przyjemny dreszczyk.
Gnol nie wyznawał się zbytnio na magii, budziła w nim ona niechęć i podejrzliwość, wszelako poczynił dość dyskretnych wysiłków, aby zrozumieć poczynania członków swojej watahy. W jego łbie zaczynała kiełkować powoli nowa szalona myśl, obracająca się wokół pomysłu zebrania sfory złożonej z uzdolnionych magicznie mieszkańców Ostrego Gara, absolutnie posłusznych i oddanych sprawie Wielkiego Wyjca, gotowych uczynić wszystko, aby obalić paskudnego szamana Rheksa i wynieść na stolec wodza Bhurrka.
Lecz wpierw należało pokończyć sprawy w Wypasie, toteż barbarzyńca warknął zachęcająco na pociesznie odzianego Ślepaka i mamroczącego coś elfa.
- Hajdi hajdi!