Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-06-2022, 11:06   #93
Elenorsar
 
Reputacja: 1 Elenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwu
Ponowny zgrzyt metalu i pisk zatrzymującego się pociągu. Kolejny przystanek. Z ust maszynisty do zamyślonej Elizabeth dotarło jedynie "Salina". Byli na miejscu, no prawie na miejscu. Spojrzała ponownie na "palacza" i myślała o nim jaki z niego głupiec. Nie rozumie prostych rzeczy. No cóż. Nie zamierzała się do niego przymilać, ani go o cokolwiek przepraszać. Zapamięta go jako miły epizod w życiu i tyle.

Wysiadając z lokomotywy, gdy James przykuwał obsługę pociągu kajdankami, zauważyła otwarty przybornik z narzędziami. Nie myśląc dłużej złapała znajdujący się w nim łom. Patrząc po słońcu zdawała sobie sprawę, że mocno wyprzedzili czas przybycia do miejsca docelowego, więc czasu mieli teraz nadto, a ten należało odpowiednio spożytkować.

Zanim cała ekipa się zebrała ruszyła do wagonu towarowego, tego ze skrzyniami, w którym dalej trzymała swoje rzeczy. Z myślą, że będzie podróżowała lokomotywą, nie trafiła czasu, aby je przenosić do wagonów pasażerskich. Na początek za swój cel obrała skrzynie, kufry, czy beczki, które przykuwały największą uwagę, które mogły skrywać coś drobnego, a wartościowego i właśnie te rzeczy miała zamiar odłożyć do swojego osobistego bagażu. Co do reszty, tych większych rzeczy, a także tych do których nie dałaby rady dostać się sama, miała zamiar poprosić o pomoc resztę. Na myśli miała główne Johna lub Wesę. Na myśl przyszedł jej także Oppenheimer, ale zastanawiała się, czy ów człowiek zajmuje się takimi rzeczami w swoim życiu, o którym dalej niewiele wiedziała, a coraz bardziej ją interesowało, co się wydarzyło w życiu pół zjawy. Jamesa nie zamierzała prosić o cokolwiek ze względu na fakt, że ciągle była na niego wkurzona na fakt, tego co uczynił, chociaż powoli przekonywała się do zrozumienia, że w sumie po części uratował jej życie, gorzej z życiem Melody.

***

Banda się zebrała, Melody była przytomna, ale Dixon na razie nie chciała torpedować jej zbędnymi pytaniami i całą resztą. Na to znajdzie się czas, teraz trzeba uzgodnić co robimy dalej. Tym razem zgadzała się z Melody i Jamesem, który tym razem nie miał możliwości działać samowolnie, że nie ma co jechać do Saliny skoro już jest taka możliwość. To mogło nie skończyć się dobrze, tym bardziej że nie wiedzieli czego dokładnie się spodziewać.

Nie podobała się jednak jej propozycja jazdy konno przez prerię. Melody mimo tego co mówiła, nie wyglądała na osobę, która poradzi sobie z taką podróżą. Doc jednak zapewniał, że przez jakiś czas utrzyma się w siodle, ale co później? Nie będzie mogła jechać dalej i co? Pozostanie na prerii, jako pożywka dla Indiańców? Pomysł Jamesa o wozie nie był najgłupszy, ale czy na pewno uda im się znaleźć jakąś farmę? Czy ludzie byli na tyle głupi, aby w otwartym polu żyć około terytorium Indian?

- Chyba bez dwóch zdań nie możemy jechać do Saliny. Nie mamy pojęcia co tam będzie. Zgadzam się, że powinniśmy pojechać na przełaj, ale musimy zwrócić szczególną uwagę na stan Melody. Ty James też powinieneś się oszczędzać, twoja rana jest świeża - Mimo zgrzytów między nimi, Elizabeth rzeczywiście zależało na tym, aby James był w pełni sił - Nie jestem doktorem, ale wiem, że takie coś może się otworzyć, a jak wda się zakażenie to wykluczy nam kolejną osobę z akcji, a tych zostało nam już jak na lekarstwo.

Tak ku prawdzie - Dodała kobieta patrząc na Johna - Całkiem zdrowe mamy jedynie dwie osoby. Ja i Wesa, bo doktor też został ranny. Cała ta "wycieczka" okazuje się bardziej kosztowna niż by to się na początku zdawało.
 
Elenorsar jest offline