Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 31-05-2022, 13:27   #91
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Damskie towarzystwo to było coś, co John zawsze lubił, szczególnie jeśli towarzyszka była młoda i ładna.
W przypadku Melody oba te warunki były spełnione, ale... tu w grę wchodziły kwestie zawodowe i wszystkie inne sprawy musiały zejść na dalszy plan.

John w zasadzie się nie dziwił, ze po obudzeniu dziewczyna miała samopoczucie nieszczególne, a humor - pod psem. Ale to nie on porwał pociąg (co zapoczątkowało szereg nieprzyjemnych zdarzeń) i (o czym nie zamierzał mówić) nie on zaczął strzelać do żołnierzy, co zaowocowało odniesioną przez dziewczynę raną. Uszczerbkowi na zdrowiu towarzyszyły straty w ekwipunku, co jeszcze bardziej pogarszało humor Melody.
I w końcu John zaserwował dziewczynie nie tylko środki przeciwbólowe, ale i uspokajające.

* * *

- Uśpimy obsługę pociągu i pojedziemy w siną dal... - John przez moment przyglądał się Melody. W zadumie. - Może być, bo pociągiem i tak nie możemy jechać, a dzięki temu unikniemy pewnych kłopotów.
- Przez jakiś czas Melody utrzyma się w siodle - poinformował pozostałych. - Za parę godzin rozbijemy obóz - spojrzał na dziewczynę - zbadam cię i zobaczymy, co dalej. Jeśli uznam, że nie możesz dalej jechać, to nie pojedziesz i tyle.
 
Kerm jest offline  
Stary 05-06-2022, 05:57   #92
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację
Dotarli do Saliny.

James początkowo był sceptyczny, kiedy maszynista podał mu nazwę stacji. Kilkakrotnie nawet zerkał przez lornetkę, aby zobaczyć, czy to nie jakiś wykręt lub oszustwo, zrobione przez zdesperowanych już pewnie ludzi.
Tymczasem jednak okazało się, że przyspieszyli pociąg do takiej prędkości, że istotnie dojechali do Saliny. I to przed czasem, co dawało pewne możliwości.

“To tyle z gadania sceptyków i niedowiarków” pomyślał James, wysiadając z pociągu, prowadząc wciąż maszynistę i palacza pod lufą. Korzystając ze znalezionych w jukach Gato kajdanek, przykuł obu mężczyzn do siebie, przekładając łańcuch kajdanek o metalowy uchwyt przy stopniu lokomotywy. Ostatnie czego chciał, to odjazd pociągu w czasie wyładunku koni.
Tym zresztą w tej chwili się zaczął, po kolei wyprowadzając wierzchowce z wagonu towarowego. Mieli czas, więc robił to ostrożnie, bez pośpiechu, aby nie płoszyć niepotrzebnie wyładowywanych zwierząt. Następnie osiodłanie i oporządzenie.

Plany. James zauważył, że ta ekipa uwielbiała planować. Tymczasem jedyne, co według niego należało zrobić, to trzymać się oryginalnych założeń zrobionych jeszcze przed wyjazdem. Plan samego McCoya był jedynie ogólnikiem, ale dosyć dobrze rozrysowywał, co należało zrobić, aby dotrzeć na miejsce.

- Trzymamy się planu. Dotarliśmy do Saliny, teraz na przełaj konno. - James kiwnął głową Melody, bo zasadniczo dziewczyna chciała robić to, co należało robić.

Jamesowi nie pasowały jednak słowa doktora.
- Dlaczego ma nie jechać? Może poszukamy jej jakiegoś wozu, albo bryczki? Po drodze mogą być jakieś farmy. Zarekwirujemy jakiś po drodze i dziewczyna będzie jechać na leżąco. - stwierdził.
Pominął milczeniem usypianie załogi za pomocą medykamentów. Tańsza byłaby kulka z czterdziestki piątki w łeb i mniej kłopotliwa ale przeżycie załogantów nie miało znaczenia dla Jamesa. Za to mogło mieć znaczenie dla zachowania anonimowości pozostałych, których prawo jeszcze nie ścigało.


Nie stan Melody budził największe obawy Jamesa. Szykowała się podróż przez prerię, przez terytorium, które nie do końca było zajęte przez cywilizowanych ludzi. Indianie zaś, byli żywiołem którego wielu, włączając Jamesa nie rozumiało.
Towarzyszący im indianin mógł być kluczem do sukcesu.

"Albo puszką pandory." pomyślał skręcając sobie kolejnego skręta.
 
__________________
Iustum enim est bellum quibus necessarium, et pia arma, ubi nulla nisi in armis spes est
Asmodian jest offline  
Stary 05-06-2022, 11:06   #93
 
Elenorsar's Avatar
 
Reputacja: 1 Elenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwu
Ponowny zgrzyt metalu i pisk zatrzymującego się pociągu. Kolejny przystanek. Z ust maszynisty do zamyślonej Elizabeth dotarło jedynie "Salina". Byli na miejscu, no prawie na miejscu. Spojrzała ponownie na "palacza" i myślała o nim jaki z niego głupiec. Nie rozumie prostych rzeczy. No cóż. Nie zamierzała się do niego przymilać, ani go o cokolwiek przepraszać. Zapamięta go jako miły epizod w życiu i tyle.

Wysiadając z lokomotywy, gdy James przykuwał obsługę pociągu kajdankami, zauważyła otwarty przybornik z narzędziami. Nie myśląc dłużej złapała znajdujący się w nim łom. Patrząc po słońcu zdawała sobie sprawę, że mocno wyprzedzili czas przybycia do miejsca docelowego, więc czasu mieli teraz nadto, a ten należało odpowiednio spożytkować.

Zanim cała ekipa się zebrała ruszyła do wagonu towarowego, tego ze skrzyniami, w którym dalej trzymała swoje rzeczy. Z myślą, że będzie podróżowała lokomotywą, nie trafiła czasu, aby je przenosić do wagonów pasażerskich. Na początek za swój cel obrała skrzynie, kufry, czy beczki, które przykuwały największą uwagę, które mogły skrywać coś drobnego, a wartościowego i właśnie te rzeczy miała zamiar odłożyć do swojego osobistego bagażu. Co do reszty, tych większych rzeczy, a także tych do których nie dałaby rady dostać się sama, miała zamiar poprosić o pomoc resztę. Na myśli miała główne Johna lub Wesę. Na myśl przyszedł jej także Oppenheimer, ale zastanawiała się, czy ów człowiek zajmuje się takimi rzeczami w swoim życiu, o którym dalej niewiele wiedziała, a coraz bardziej ją interesowało, co się wydarzyło w życiu pół zjawy. Jamesa nie zamierzała prosić o cokolwiek ze względu na fakt, że ciągle była na niego wkurzona na fakt, tego co uczynił, chociaż powoli przekonywała się do zrozumienia, że w sumie po części uratował jej życie, gorzej z życiem Melody.

***

Banda się zebrała, Melody była przytomna, ale Dixon na razie nie chciała torpedować jej zbędnymi pytaniami i całą resztą. Na to znajdzie się czas, teraz trzeba uzgodnić co robimy dalej. Tym razem zgadzała się z Melody i Jamesem, który tym razem nie miał możliwości działać samowolnie, że nie ma co jechać do Saliny skoro już jest taka możliwość. To mogło nie skończyć się dobrze, tym bardziej że nie wiedzieli czego dokładnie się spodziewać.

Nie podobała się jednak jej propozycja jazdy konno przez prerię. Melody mimo tego co mówiła, nie wyglądała na osobę, która poradzi sobie z taką podróżą. Doc jednak zapewniał, że przez jakiś czas utrzyma się w siodle, ale co później? Nie będzie mogła jechać dalej i co? Pozostanie na prerii, jako pożywka dla Indiańców? Pomysł Jamesa o wozie nie był najgłupszy, ale czy na pewno uda im się znaleźć jakąś farmę? Czy ludzie byli na tyle głupi, aby w otwartym polu żyć około terytorium Indian?

- Chyba bez dwóch zdań nie możemy jechać do Saliny. Nie mamy pojęcia co tam będzie. Zgadzam się, że powinniśmy pojechać na przełaj, ale musimy zwrócić szczególną uwagę na stan Melody. Ty James też powinieneś się oszczędzać, twoja rana jest świeża - Mimo zgrzytów między nimi, Elizabeth rzeczywiście zależało na tym, aby James był w pełni sił - Nie jestem doktorem, ale wiem, że takie coś może się otworzyć, a jak wda się zakażenie to wykluczy nam kolejną osobę z akcji, a tych zostało nam już jak na lekarstwo.

Tak ku prawdzie - Dodała kobieta patrząc na Johna - Całkiem zdrowe mamy jedynie dwie osoby. Ja i Wesa, bo doktor też został ranny. Cała ta "wycieczka" okazuje się bardziej kosztowna niż by to się na początku zdawało.
 
Elenorsar jest offline  
Stary 05-06-2022, 14:47   #94
 
Arthur Fleck's Avatar
 
Reputacja: 1 Arthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputację


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=s5ETlShWQ_g[/MEDIA]
- Biorę tego człowieka na swoje sumienie, ale proszę mnie nie oceniać surowo frau Farrens
Oppenheimer stał nad zwłokami staruszka. Na kościstej, pomarszczonej dłoni mężczyzny skutej kajdankami pojawiły się już plamy opadowe, brzęczenie much i szloch wdowy wypełniał przestrzeń wkoło. Martha Farrens chcąc nie chcąc dzieliła teraz swoja niewolę z trupem. Z pewnością nie tak wyobrażała sobie podróż do Denver.
Arthur usiadł naprzeciwko kobiety, w jego spojrzeniu nie mogła doprosić się ani litości ani współczucia. Dla szubienicznika były to jedynie pojęcia abstrakcyjne, mógł je sobie wyobrażać, lub sięgnąć pamięcią w przeszłość, w zatarte wspomnienia, nim sznur i pętla stworzyły potwora w ludzkiej skórze. A jednak ostatnie wydarzenia obudziły w nim coś czego nie potrafił nazwać. Gdy Langford porwał pociąg, Oppenhaimer zastanawiał się, czy większą niechęć czuje do rewolwerowca czy do samego siebie, że podjął pościg i z powrotem znalazł w składzie. Postąpił wbrew własnym instynktom, nie jak grzechotnik przyczajony w piasku i cierpliwe czekający na szansę by ukąsić, lecz wyjący do księżyca kojot oznajmiający swoją obecność każdej istocie zamieszkującej prerię.
- Wie pani czym są bóle fantomowe? – spytał wdowy, choć nie liczył na odpowiedź– Ja nie wiedziałem dopóki mój ojciec nie stracił dłoni. Nieraz się skarżył, że swędzą go palce albo piecze skóra. Uważał, że to dowód na istnienie duszy, która jest nierozerwalnie związana z ciałem i ja też w to wierzyłem, choć teraz wiem, że te bóle to po prostu tęsknota za czymś co utraciliśmy bezpowrotnie.
Oppenheimer zerknął przelotem w korytarz przedziału, tam gdzie ostatni raz widział Melody. Po chwili znów skupił się na Marcie.
- Jedzie z nami dziewczyna, która bardzo mi kogoś przypomina i teraz odczuwam podobne bóle jak mój ojciec. To nie jest życie, które wybrałem, to nie jest miejsce, w którym chciałbym teraz być. Nigdy nie powinniśmy się spotkać, ten nieszczęsny staruszek nie powinien skonać z mojej winy. To wszystko swędzi mnie i piecze frau Farrens. Prawdziwy Arthur Oppenheimer powinien być sługą bożym. Dobrym mężem i czułym kochankiem. Troskliwym i wyrozumiałym ojcem.
Oppenheimer wyciągnął nóż a potem zaczął się przyglądać swojemu odbiciu zniekształconemu w zimnej stali.
- Prawdziwy Arthur Oppenhaimer nigdy by nie zamordował ludzi, tylko dlatego, że mogli coś niechcący podsłuchać i stać niewygodnymi świadkami. Szczerze mówiąc liczyłem, że dziewczyna, o której wspominałem wycofa się z przedsięwzięcia. Wtedy nie musiałbym tego robić. Kto wie? Może wszyscy tutaj jesteśmy potworami skazanymi na swoje własne towarzystwo? Jednych napędza chciwość, niektórych zemsta, ale mamy tylko siebie i cel do zrealizowania. Chciałbym powiedzieć, że mi przykro frau, ale nawet tego nie mogę dla pani zrobić. Jeśli to jakieś pocieszenie, ja nigdy nie doczekałem narodzin swojego dziecka. Pani dostała szansę zostać matką, nauczyła córkę stawiać pierwsze kroki, mówić, dała jej szczęśliwe dzieciństwo. Dziewczyna jest bezpieczna i niedługo wróci do domu.
Martwe oko wciąż spoglądało w ostrze, drugie, zdrowe przyglądało się wdowie.
- Niech pani nie patrzy na mnie i mój nóż. Proszę zamknąć oczy i pomyśleć o córce, wywołać najprzyjemniejsze wspomnienie z nią związane. Nalegam.
Chwilę później Oppenheimer jak niespodziewany kochanek znalazł się blisko Marthy Farrens. Nóż wsunął gładko pod jej szczękę, zimne ostrze niemal natychmiast pocałowało miękką tkankę w czaszce kobiety, powodując bezbolesną śmierć. Rozpiął kajdanki a potem opuścił wagon.
Ruszył w kierunku lokomotywy, krew ściekała z ostrza, lecz zamierza ją wytrzeć dopiero kiedy skończy z maszynistami.
 
Arthur Fleck jest offline  
Stary 06-06-2022, 20:31   #95
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację

Gdzieś na prerii…
blisko Saliny

Elizabeth najpierw spakowała swoje rzeczy i Melody, a następnie przetrząsała wagon towarowy, w którym wcześniej obie podróżowały… skrzynki, beczki, skrzyneczki, worki. Była tego masa.

Wkrótce do tego zajęcia dołączył James.



Duże worki z mąką. Mniejsze, z kawą, i to zapakowane dodatkowo w skrzyni. Książki! A właściwie to Biblie, coś ze dwa tuziny… gwoździe! Cholerne gwoździe, setki.

Beczka smoły?? Beczka… piwa!

Skrzynia z zabawkami dla dzieci, głównie drewnianymi, ale były i szmaciane lalki. Kapelusze kowbojskie! I damskie i męskie, nowiusienkie, pewnie do jakiegoś sklepu, do sprzedaży…

Stos garnków, patelni, a nawet i czajników.

O, gitara!

Co skrzynia, to masa dupereli, ale w sumie niezbyt wartościowych. No cóż, te całkiem drogie, pewnie były przewożone w wagonie pocztowym, heh.

~

Wesa i John zajęli się wyładunkiem rumaków. Zadanie było na tyle skomplikowane, iż na chwilę obecną, nie mieli żadnej rampy, po której owe konie mogły opuścić wagon. A budowanie czegoś w tym kierunku, mijało się daleko z celem… koń w końcu swoje waży, i byle jakie, pozbijane na szybko deski, niewiele by w tym wszystkim pomogły, a mogłyby i jeszcze bardziej zaszkodzić. Nie mówiąc już o czasie, jaki był potrzebny, na zbudowanie jakiejś konstrukcji.

- Gdzie moja broń? - Pojawiła się przy nich Melody. Indianin oddał więc dziewczynie grzecznie jej pukawki… pewnie John już jej o wszystkim opowiedział, a i nie wypadało okradać niby-towarzyszy(?), i doprowadzać do kolejnych, zupełnie nikomu niepotrzebnych zatargów…

No więc, nie było innego wyjścia.

Przymuszać konie, by wyskakiwały. Cholernie trudne zajęcie, ale jakoś to szło… i jak na razie, żaden rumak się nie zranił. No ale trwało to w cholerę, i nie obeszło się bez przeklinania, i to w dwóch językach…


~

- Panie Arthurze? - Melody odezwała się do Oppenheimer'a, idącego w stronę skutej obsługi lokomotywy, z nożem ociekającym krwią.

Zignorował ją.

Skupiony, bezwzględny, gotowy by dalej zabijać. Niczym jakiś drapieżnik, ignorujący drobnostki blisko siebie, ignorujący "muszkę" brzęczącą gdzieś obok niego. Nie było innych zagrożeń, nie było nic, co by…

Melody to widziała. Widziała śmierć w jego oczach, ruchy niczym u pantery, krok za krokiem, nadchodził koniec dla obu, w sumie niewinnych mężczyzn, mających pecha znaleźć się w tym miejscu i czasie, w takiej sytuacji.

Cztery strzały z rewolweru.

Po dwa dla każdego z nich, tak w środek torsu. Zginęli natychmiast. Jedynie maszynista krótko krzyknął, zanim zamilkł na zawsze. Dziewczyna była dosyć szybka. Nie taaak szybka, jak najlepsi rewolwerowcy, nie tak, jak James, gdy dobył broni, wtedy gdy zastrzelił "Gato". Ale to było i tak szybkie. I zaskoczyło kompletnie Arthura.

Spojrzał zimnym wzrokiem na Melody. Nóż w jego dłoni zadrżał. Przez sekundę, przez małą chwilę, przemknęła myśl, by nim w nią rzucić. Prosto w serce, skryte jedynie za koszulą, albo w szyję…

Dziewczyna schowała rewolwer do holstera, po czym nieco opuściła głowę w dół. Nie widział jej twarzy, nie widział jej oczu, skrytych pod rondem kapelusza… ale one w tym momencie, pewnie były równie lodowate, co jego.

~

Mieli o jednego konia więcej, mogli więc na niego załadować zdobycze z wagonu towarowego.


No i nie pozostawało już chyba nic innego, jak odjechać prerią, oddalając się od okolic Saliny, pozostawiając za sobą pociąg-widmo, spływający krwią… niewinnych.









***
Komentarze jeszcze dzisiaj.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 07-06-2022, 21:28   #96
 
Arthur Fleck's Avatar
 
Reputacja: 1 Arthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputację
Ona jest taka jak ja, pomyślał Oppenheimer. Uszkodzona. Zepsuta.
Przypomniał sobie ich pierwszą rozmowę, to jak się uśmiechała, gdy wspomniała o trupach. Po raz pierwszy pomyślał wówczas, że za śliczną buźką może kryć się niebezpieczny drapieżnik, wilczyca w jagnięcej skórze. Nie pomylił się, już wtedy wyczuł obecność bestii skrywającej się za dziewczęcą radością, szerokim uśmiechem i ujmującą nieporadnością. Coś musiało się wydarzyć, że nie chciała zostać na farmie z bratem, coś sprawiło, że zrodził się w niej mrok. McCoy wcale nie pomylił się rekrutując Melody. Możliwe, że przejrzał jej prawdziwą naturę. To nie umiejętności opisane buńczucznym przydomkiem stanowiły największy atut. Melody była zdolna do wszystkiego. Nie miała sumienia.
Gdzieś w duchu wiedział to już w Arkansas City gdy zaczęła strzelać w kierunku peronu pełnego przerażonych kobiet i dzieci.

Teraz Oppenheimer zastanawiał się co tak naprawdę sprawiło, że poczuł słabość do dziewczyny. Miała uśmiech Amelii, to oczywiste. Jej smukłą szyję, zadarty nosek i nęcące usta. Ale to ta ciemna otchłań jaką w sobie nosiła przyciągała go od samego początku. Nigdy nie spotkał nikogo podobnego do siebie. Za zbrodniami i każdą inną podłością, których bywał świadkiem zawsze stała chuć, chciwość, zazdrość, strach albo gniew. Nigdy lodowata obojętność.
Albo niezdrowa przyjemność.

W pierwszej chwili zadziałał instynkt, Arthur gotowy był wyeliminować zagrożenie, cisnąć ostrzem zanim zabójczyni w gorączce mordu wymierzy też w niego. Potem gdy już się odwróciła plecami, poczuł obezwładniającą chęć ukarania jej. Oppenheimerowi nienajlepiej wychodziło udawanie istoty ludzkiej, ale przynajmniej miał w sobie tyle przyzwoitości by Marthie Farrens dodać otuchy i próbować wyjaśnić swoje motywy. Miał przekonanie, że nawet egzystencja takiego irytującego robaka jest cenniejsza niż tysiące wagonów ze złotem. Jak mawiał pewien karzeł, którego poznał wiele lat temu, życie stwarza miliony możliwości, a śmierć jest przerażająco ostateczna. Szubienicznik wziął sobie mocno te słowa do serca. Dlatego naszła go chęć by dać dziewczynie nauczkę, by odpokutowała swój występek. Przy pasie wisiał skręcony bat, wystarczyło go rozwinąć, a potem zostawić na jej ciele czerwone pręgi jako zadośćuczynienie za bezrefleksyjną zbrodnię. Wtedy właśnie przeszło mu przez myśl, że dla kogoś tak uszkodzonego to wcale nie musi być kara. Zaschło mu w ustach, lód skuwający żyły i tętnice zaczął topnieć, gorąca krew zaczęła płynąć tam gdzie nie powinna. Odwrócił się na pięcie i wspiął na lokomotywę. Sprawdził najpierw puls maszynisty, potem palacza. Gdyby ich krew była zimna jak górski potok, otworzyłby im garda i przemył nią sobie twarz by otrzeźwieć. Chwilę to trwało, ale w końcu ochłonął. Przeszukał jeszcze kieszenie mężczyzn licząc, że mają przy sobie dokumenty. Może wcale nie wyrzuci swojej części zrabowanego złota w najgłębszą czeluść jeziora. Może zrobi z niego lepszy użytek. Zamknął nieboszczykom powieki a potem zeskoczył na ziemię i ruszył do bydlęcego wagonu, by osiodłać konia i przygotować się do dalszej drogi.
 
Arthur Fleck jest offline  
Stary 09-06-2022, 11:13   #97
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Postanowienia zapadły, trzeba było przygotować się do drogi.

Jako że Melody trzymała się jako tako na nogach, John mógł zająć się czymś innym, czymś, co było niezbędne do dalszej podróży. A jako że mieli zmienić środek lokomocji, trzeba było skłonić wierzchowce do opuszczenia wagonu.
Zwierzaki albo miały lęk wysokości, albo też były na tyle mądre że wiedziały, iż wyskakiwanie z wagonu grozi śmiercią lub kalectwem. I nie zamierzały nawet próbować.
Gdyby to była płonąca stodoła, to zakryłoby się im oczy, na skakanie ta metoda z pewnością by nie podziałała. Przynajmniej nie tak, jak by tego chcieli ich jeźdźcy.
Kopnąć w zad konia też nie można było, bo zwierzak mógłby oddać...

W końcu groźbami, prośbami i sporą garścią przekleństw udało się...może dlatego, że Wesa miał (być może we krwi) smykałkę do koni.
I można było jechać.

* * *

W sprawie pozostawienia świadków opinia Johna się nie liczyła. Najpierw nikt nie poruszał tego tematu, a potem - było już za późno.
- Po co to było? - spytał. - Przecież to nic nie dawało. Zostali pocztowcy, został tłum pasażerów, pozostawionych na stacji. Był zawiadowca stacji. Żołnierze. Z pewnością nas nie zapomną...

Ale głupoty cofnąć się nie dało.
Pozostawało tylko modlić się, by więcej równie "mądrych" decyzji nikt nie podejmował.
 
Kerm jest offline  
Stary 10-06-2022, 19:04   #98
 
Elenorsar's Avatar
 
Reputacja: 1 Elenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwu
Przeszukiwanie skrzyń nie było tak owocne jak to sobie wyobrażała. Sama duperele, mało warte, a dużo ważące, wbrew temu co mówił konduktor. Szczęście jednak się do niej uśmiechnęło. Traciła już nadzieję, że trafi się jej coś bardziej wartościowego, aż w końcu znalazła małą skrzynię, której zawartość także obstawiała na coś słabego, ale okazało się, że w środku są małe latarki i to w ilości sześciu sztuk. Od razu przeniosła ją do swoich rzeczy. Jedna postanowiła sobie zostawić, na resztę może uda jej się znaleźć kupców.

Nie mając zamiaru dalej zajmować się skrzyniami sama, bo w zasadzie nawet nie było na to czasu poszła po pomoc. Jakie było jej zdziwienie, że jedynym który zaoferował się, aby przyjść jej z pomocą był James, którego defaqto o pomoc nie prosiła. Nie miała jednak zamiaru mu zabraniać. Skoro sam chciał, zamierzała przyjąć pomoc mimo dalszego braku sympatii spowodowanej przez jego ostatnie poczynania i zachowanie.

Inne towary nie były wiele warte, ale obecnie nie mieli co wybrzydzać. Szanse na obrabowanie docelowego pociągu zmniejszały się z godziny na godzinę, więc wszelkie możliwe towary, które łatwo będzie sprzedać należało ze sobą zabrać. Najciekawsze dla niej wydały się worki kawy i beczki piwa, chociaż te drugie mogły nie przetrwać do końca podróży.

Kapelusz! Jej był już stary i potargany. Wymieniła więc sobie na nowy, taki jaki tylko chciała. Wybór był spory. Wzieła też drugi, bo czemu nie? Po wszystkim miała zamiar powiedzieć innym o znalezisku, może niezbyt bogatym, ale cieszącym oko i wtedy usłyszała cztery strzały. Wybiegła szybko z wagonu z rewolwerem w dłoni myśląc, że to czerwonoskórzy atakują, ale jak bardzo była w błędzie. Jedynym Indianinem był Wesa wyprowadzającym konie z wagonu wraz z Johnem.

Zobaczyła obraz dwóch trupów, a cała otoczka dużo mówiła o tym co się tutaj wydarzyło. Oppenheimer z zakrwawionym nożem w ręku patrzący mordeczo w stronę Melody, z której rewolweru ulatywał dym. Przez chwilę miała ochotę wycelować w dziewczynę, nie zrobiła jednak tego. Przez chwilę miała ochotę rzucić się na nią, tego też nie uczyniła. Spojrzała ponownie w stronę mężczyzn. Maszynista jej praktycznie nie obchodził. Jeden epizod, na który w sumie wielkiego wpływu nie miała, ale "palacz"... tutaj było coś więcej. Niepotrzebnie zrobiła coś, czego nie robiła od dawna. Otworzyła miejsca, które dawno skamieniało, a ona głupia myślała, że może tym razem coś się wydarzy. Naiwna, nawet po tym jak ją traktował, jak ignorował dalej coś czuła. Teraz jednak okazało się, że łudziła się na próżno, a miejsce które ożywało ponownie stało się twarde jak i zimne jak lód. Co było powodem nagłej zmiany, że pozwoliła sobie na odrobinę uczucia zamiast samą prokreację? Czyżby to była właśnie ona? Rozmowy z nią? Przebywanie w jej towarzystwie? Dziewczyny, która powinna być już na drugiej stronie, ale oszukała śmierć. Coś w niej było, czego nie mogła pojąć. Działa tak, że nie mogła zrozumieć.

Wróciła do wagonu nie komentując tego co się wydarzyło i obojętna na wszystko dalej przeszukiwała z Jamesem to, czego jeszcze nie sprawdzili. Trafili na gitarę. Brzdęknęła na niej głośno, tak że uszy więdły. Odłożyła ją do rzeczy do zabrania. Nie miała pojęcia, czy jest coś warte, ale może ktoś z obecnych umie coś grać? Czasem dobra muzyka przy ognisku potrafi działać więcej niż beczka piwa stojąca przy instrumencie.

***

Koń był oporządzony. Robiła to jeszcze w drodze na pociąg, a także w samym pociągu. Koń, jedyna istota, której mogła tak naprawdę zaufać, która jej nie zdradzi. Dbała więc o niego tak jak się tylko dało, więc teraz nie musiała tracić na to czasu. Najpierw załadowała zdobyczne rzeczy na wolnego konia należącego niegdyś do Gato. Gdy osiedlała swojego wierzchowca i załadowała swoje osobiste rzeczy, wskoczyła na niego i stuknęła piętami o boki i wysunęła się na prowadzenie, po czym mocno zwolniła, aby nie oddalić się zbytnio od ogarniającej się reszty koło pociągu. Przynajmniej na razie jechała z przodu. Obecnie nie miała ochoty z nikim rozmawiać. Musiała ochłonąć.
 
Elenorsar jest offline  
Stary 12-06-2022, 12:25   #99
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Coraz bliżej celu tej całej eskapady, która powoli zaczynała rozchodzić się w szwach. Uszyty przez McCoya plan zdawał się walić i palić w zastraszającym tempie, stawiając pod znakiem zapytania nie tylko szanse powodzenia całego tego przedsięwzięcia, ale i przyszłość ich bandy - kwestie niejako ze sobą powiązane. Nikt chyba nie łudził się, że ich benefaktor okaże się łaskawy w przypadku porażki i puści ją im płazem. O nie, McCoy nie był takim człowiekiem. Ale!, przynajmniej chwilowo, plan jeszcze trzymał się jako tako. Byli pod Saliną, bliżej celu. Kolejny etap podróży za nimi. Nawet Wesa, wierutnie chorujący przy wcześniejszej podróży, teraz zdawał się lepiej znosić przejażdżkę pociągiem. A może był to skutek siedzenia na balkoniku, na świeżym powietrzu, z Winchesterem Melody pod ręką wypatrując ewentualnego pościgu?

Broń oddał pannie Gregory bez zbędnych słów, jak zresztą planował uczynić, gdy ta tylko dojdzie do siebie i będzie w stanie ponownie jej używać. Chwila nadeszła zaskakująco szybko, rozbrajając Wesę, który zaskoczenia nawet nie starał się ukryć. Oddał, co miał oddać, skupiając się na wyprowadzaniu koni z wagonu towarowego. Do czasu, aż nie padły strzały. W pierwszej chwili, niemalże odruchowo, Czirokez spojrzał nie w tym kierunku, co trzeba, spodziewając się, że dopadł ich pościg, w rozkojarzeniu nawet nie zdając sobie sprawy, że ewentualna obława nie miała prawa dopaść ich tak szybko. Dopiero sekundy później obrócił głowę w odpowiednim kierunku, tam gdzie z ziemskiego padołu odchodzili właśnie pracownicy kolei, posłani na drugi świat przez Melody Gregory. Zaskoczenie ponownie wzięło Wesę w sidła, a widok Upiora z ociekającym krwią ostrzem wskazywał, że nieszczęśnicy których zabrali ze sobą na przejażdżkę grupowo zostali, eufemistycznie mówiąc, “spacyfikowani”. Grymas wykrzywił twarz Czirokeza, ale nie odezwał się ani słowem. Do chwili, gdy zaczęli siodłać konie.

- A jakby tak... - Wesa odchrząknął, z niepewnością wymalowaną na twarzy. - A jakby tak puścić pusty pociąg przez Salinę? Da się to rozpędzić, żeby samo jechało?

Czirokez potoczył spojrzeniem po reszcie, jakby oczekując od któregoś z nich znajomości tajników pociągów. Bo on sam znał się na nich słabo, ledwo co rozumiejąc podstawy tego, jak tęgie głowy nauczyły się ujarzmiać energię parową.


***



A gdy już wszyscy się ogarnęli i przyszło do wyjazdu, Wesa ponownie odchrząknął, omiatając spojrzeniem horyzont. Wbijając spojrzenie przede wszystkim w kierunku, gdzie była Salina i jeszcze dalej, gdzie rozciągały się tereny Indianów. “Chwilowe tereny,” sarknął w myślach. Nie miał złudzeń, że postępująca białą cywilizacja oszczędzi jakiekolwiek ziemie plemienne, bez obdarcia “tubylców” ze wszystkiego, co możliwe i wciśnięcia ich w skrawki mało przyjaznych terenów.

- Nie każde plemię patrzy przychylnie na obcych - poinstruował w ten swój specyficzny, bezosobowy sposób. Jedynie trzymając iluzję kontaktu wzrokowego, ze spojrzeniem niezatrzymującym się na dłużej na żadnej z twarzy. - Zwłaszcza na białych. Czasami nawet na innych czerwonoskórych. Jeśli jakieś spotkamy, najpierw rozmawiajmy, z rękoma z dala od broni. Będę nas prowadzić. Nie zbaczajcie z wytyczanej ścieżki.

Wesa skończył instruktaż, cmokając na konia i ruszając w stronę Elizabeth, która wyrwała się do przodu z jakiejś przyczyny, by przekazać jej te same słowa. Później obierając kierunek pozwalający im okrążyć Salinę po jak największym łuku. Dalej... Dalej się zobaczy. Wesa był jednak pewien jednego - że nie da rady wytyczyć ścieżki, która ominęłaby jakikolwiek kontakt z Indianami.

Niestety.
 
Aro jest offline  
Stary 12-06-2022, 17:21   #100
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację
Trzask rozłupywanego drewna odbijał się od wzmacnianych metalem ścian wagonu towarowego. Łom podważał zbite z desek skrzynie wypełnione towarem, odkrywając co i rusz to nowe skarby. Eufemistycznie niestety mówiąc, skarbami nie były, ale niemal obowiązkiem było choćby zajrzeć do środka, bo w obecnej sytuacji najbliższe miasto lub inny skrawek cywilizacji mógł być chwilowo niedostępny, a na nadmiar środków nie cierpieli.

Dwa szybkie strzały z rewolweru. Potem kolejne dwa. Rewolwerowiec nadstawił uszu, potem wyjrzał z wagonu aby sprawdzić kto strzelał i dlaczego.
Widok dwóch zabitych maszynistów nie zdziwił Jamesa. Obstawiał, że ktoś się nimi zajmie, choć gdyby robił zakłady z kimkolwiek, przegrałby, bo na pewno nie obstawiałby Melody.
- To nie było potrzebne - mruknął bardziej do siebie. Po pierwsze, maszyniści mogli się jeszcze przydać. Tym bardziej, że chwilę później Wesa wpadł na niezły pomysł aby puścić pusty pociąg przodem, w kierunku Saliny. W tym kontekście zachowanie maszynistów przy życiu byłoby wskazane. Ale cóż, wyszło jak wyszło.
Po drugie, maszyniści wciąż byli skuci kajdankami i w tej chwili zwisali z lokomotywy, spięci niczym syjamskie bliźniaki. Fakt, że James mógłby użyć noża i odciąć im ręce w nadgarstkach, aby odzyskać kajdanki i nawet przeszło mu to przez myśl, ale spasował. Czasu na taką koronkową robotę nie było, bo przewagę czasową, którą udało się jakimś trafem uzyskać szkoda było marnować na coś tak mało istotnego jak kajdanki. Gato miał drugie, więc James spasował z nożem.

Aby nie marnować czasu, intensywnie pracował wiec łomem, odsłaniając kolejne skrzynie. Większość na które trafił wypełnione ciuchami. Najróżniejszymi.
Od męskich spodni, po falbaniaste kobiece suknie i gorsety, niechybnie zawartość jakiegoś sklepu odzieżowego, co w praktyce oznaczało, że ani to sensownie dało się spieniężyć, ani wykorzystać. James mógł co najwyżej wybrać sobie całkiem dobry, pasujący na jego szerokie barki prochowiec i nowy, czarny kapelusz. I nieźle się nadziwić patrząc na te powzmacniane drutami kobiece wynalazki.

- Niezły plan, ale obawiam się, że niewiele poradzę - skomentował pomysł Wesy.
Nie, aby nie chciał. Wszedł na chwilę do lokomotywy, nawet próbował poprzestawiać dźwignię hamulca na głównej listwie, i otworzyć przepustnicę, ale najwyraźniej martwi maszyniści musieli otworzyć jakiś zawór, bo większość zegarów leżała na zielonych polach i niewiele robiła sobie z wysiłków Jamesa. Rewolwerowiec, wychowany w czarnym kraju, w którym maszyny parowe były na równi popularne co konne bryczki wiedział, że maszyna nie ruszy, bo brakuje jej ciśnienia. Z jakiego powodu, tego rewolwerowiec już nie wiedział, bo musiałby zapytać maszynisty. A ten wisiał właśnie z przestrzelonym serduchem i niewątpliwie odpowiedzieć wyczerpująco Jamesowi nie mógł.
“Jakiś zawór…ale który?” James poprawił nowy, czarny kapelusz na głowie patrząc na kilkanaście pokręteł do różnych zaworów i co najmniej tyle samo zegarów
- Jebać to. Nie ruszy - wzruszył ramionami i poszedł po konia.

Nie zamierzał się przejmować, bo i nie było tutaj wielkiej filozofii. Nie znasz się na zaworach, nie dotykasz. Nie znasz się na medycynie, słuchasz doktora. Nie znasz się na indianach, jedziesz za indianinem.
Tak się składało, że jeden właśnie zamierzał ich poprowadzić. Rewolwerowiec kiwnął głową, i prowadząc za uzdę konia Gato, wyładowanego zrabowanym z pociągu szpejem, popędził swojego do raźnego stępa.
 
__________________
Iustum enim est bellum quibus necessarium, et pia arma, ubi nulla nisi in armis spes est
Asmodian jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:04.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172