Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-06-2022, 20:31   #95
Buka
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację

Gdzieś na prerii…
blisko Saliny

Elizabeth najpierw spakowała swoje rzeczy i Melody, a następnie przetrząsała wagon towarowy, w którym wcześniej obie podróżowały… skrzynki, beczki, skrzyneczki, worki. Była tego masa.

Wkrótce do tego zajęcia dołączył James.



Duże worki z mąką. Mniejsze, z kawą, i to zapakowane dodatkowo w skrzyni. Książki! A właściwie to Biblie, coś ze dwa tuziny… gwoździe! Cholerne gwoździe, setki.

Beczka smoły?? Beczka… piwa!

Skrzynia z zabawkami dla dzieci, głównie drewnianymi, ale były i szmaciane lalki. Kapelusze kowbojskie! I damskie i męskie, nowiusienkie, pewnie do jakiegoś sklepu, do sprzedaży…

Stos garnków, patelni, a nawet i czajników.

O, gitara!

Co skrzynia, to masa dupereli, ale w sumie niezbyt wartościowych. No cóż, te całkiem drogie, pewnie były przewożone w wagonie pocztowym, heh.

~

Wesa i John zajęli się wyładunkiem rumaków. Zadanie było na tyle skomplikowane, iż na chwilę obecną, nie mieli żadnej rampy, po której owe konie mogły opuścić wagon. A budowanie czegoś w tym kierunku, mijało się daleko z celem… koń w końcu swoje waży, i byle jakie, pozbijane na szybko deski, niewiele by w tym wszystkim pomogły, a mogłyby i jeszcze bardziej zaszkodzić. Nie mówiąc już o czasie, jaki był potrzebny, na zbudowanie jakiejś konstrukcji.

- Gdzie moja broń? - Pojawiła się przy nich Melody. Indianin oddał więc dziewczynie grzecznie jej pukawki… pewnie John już jej o wszystkim opowiedział, a i nie wypadało okradać niby-towarzyszy(?), i doprowadzać do kolejnych, zupełnie nikomu niepotrzebnych zatargów…

No więc, nie było innego wyjścia.

Przymuszać konie, by wyskakiwały. Cholernie trudne zajęcie, ale jakoś to szło… i jak na razie, żaden rumak się nie zranił. No ale trwało to w cholerę, i nie obeszło się bez przeklinania, i to w dwóch językach…


~

- Panie Arthurze? - Melody odezwała się do Oppenheimer'a, idącego w stronę skutej obsługi lokomotywy, z nożem ociekającym krwią.

Zignorował ją.

Skupiony, bezwzględny, gotowy by dalej zabijać. Niczym jakiś drapieżnik, ignorujący drobnostki blisko siebie, ignorujący "muszkę" brzęczącą gdzieś obok niego. Nie było innych zagrożeń, nie było nic, co by…

Melody to widziała. Widziała śmierć w jego oczach, ruchy niczym u pantery, krok za krokiem, nadchodził koniec dla obu, w sumie niewinnych mężczyzn, mających pecha znaleźć się w tym miejscu i czasie, w takiej sytuacji.

Cztery strzały z rewolweru.

Po dwa dla każdego z nich, tak w środek torsu. Zginęli natychmiast. Jedynie maszynista krótko krzyknął, zanim zamilkł na zawsze. Dziewczyna była dosyć szybka. Nie taaak szybka, jak najlepsi rewolwerowcy, nie tak, jak James, gdy dobył broni, wtedy gdy zastrzelił "Gato". Ale to było i tak szybkie. I zaskoczyło kompletnie Arthura.

Spojrzał zimnym wzrokiem na Melody. Nóż w jego dłoni zadrżał. Przez sekundę, przez małą chwilę, przemknęła myśl, by nim w nią rzucić. Prosto w serce, skryte jedynie za koszulą, albo w szyję…

Dziewczyna schowała rewolwer do holstera, po czym nieco opuściła głowę w dół. Nie widział jej twarzy, nie widział jej oczu, skrytych pod rondem kapelusza… ale one w tym momencie, pewnie były równie lodowate, co jego.

~

Mieli o jednego konia więcej, mogli więc na niego załadować zdobycze z wagonu towarowego.


No i nie pozostawało już chyba nic innego, jak odjechać prerią, oddalając się od okolic Saliny, pozostawiając za sobą pociąg-widmo, spływający krwią… niewinnych.









***
Komentarze jeszcze dzisiaj.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline