Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-06-2022, 19:07   #107
Anonim
 
Reputacja: 1 Anonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputację
RYAN FLANAGHAN
Letni wieczór
Jak najbardziej twój dom

Kolejny raz wybudziłeś się z pozbawionego rozpoznawalnych dźwięków i obrazów snu, który przeplatały dziwaczne ciągi zmiennych kształtów o niepokojących obrysach. Ale nie. Tym razem było inaczej. Powoli pojawiały się w twej głowie obrazy sugerujące, że śniłeś o jakimś angielskim hotelu, w którym rozmawiałeś z jakąś angielską damą. Ostrzegała cię przed kimś... ale to nie była żadna angielska dama, a piękna bibliotekarka skrywająca tajemnicze księgi na strychu? Nie, to nie był strych, a gabinet w twoim domu. Tam była masa książek twojego wuja. Większej i mniejszej wartości, a wśród nich było starożytne dzieło. Pamiętałeś o nim i ciągle miałeś je ze sobą dlatego... właściwie to teraz odkaszlnąłeś starając się pozbyć wyjątkowej suchości w gardle. Niewiele to pomogło. Wytarłeś swoje czoło z potu. Przeklęty lipiec. Wracając do tematyki snu to śniłeś ten sam sen od czasu, kiedy osiadłeś w posiadłości wuja Jamesa, co było o tyle dziwaczne, że wcześniej nigdy nie doświadczałeś podobnych majaków. To mogło mieć związek z księgą, którą znalazłeś kilka dni po przeprowadzce. Zafascynowała cię. Ale wracając do snu... Od roku w kółko ten sam sen, ale tym razem pamiętałeś olbrzymią masę szczegółów. Byli tam miejscowi policjanci Cooper i O'Reilly, był nawet komisarz policji w Arkham i jakiś Japończyk, który skrywał straszliwe tajemnice o pustym ogrodzie. Był i twój przyjaciel James Davis, który robił mroczne interesy z Japończykiem, ale mogłeś mu zaufać. Chyba. Był nawet i czarny bokser, który przecież nigdy nie był w Arkham i nigdy nie będzie. Nazywał się Goodman. Wszystko zaczęło się od chwili, gdy odnalazłeś w gabinecie wuja starożytną księgę. Pamiętasz, że to było w pierwszą niedzielę po przeprowadzce. Siedziałeś wtedy sam w domu i było gorąco. Bardzo gorąco, a ty starałeś się ocenić wartość książek. Znalazłeś nawet dziennik swojego wuja. Leżał w pierwszej szufladzie biurka i tam też go odłożyłeś, gdy zainteresowałeś się księgą. Ciekawe, czy cokolwiek w tym dzienniku mogło wyjaśnić zniknięcie wujka i to co wydarzyło się na sąsiedniej nieruchomości. Może gdybyś go przeczytał, ale nie. Jak tylko zobaczyłeś starożytną księgę to natychmiast cię zafascynowała. Znałeś łacinę, ale ciężko było tam cokolwiek odcyfrować. To co jednak udało ci się odczytać przeprawiło cię o jeszcze większą fascynację. Niemalże fanatycznie badałeś znaczenie każdego akapitu, każdego zdania... każdego rysunku przedstawiającego prawdę o kosmosie. Księga skrywała w sobie tajemnice o jakich jedynie szeptano w zakazanych działach biblioteki. Przez rok poświęcałeś każdą wolną chwilę na jej studiowanie, a i w związku z twoimi badaniami zakolegowałeś się z seksowną bibliotekarką imieniem Jackie. Szybko zorientowałeś się, że po rozmowie z nią pojawiło się dwóch bandytów, którzy zaczęli obserwować ciebie i twój dom. Spodziewając się zbliżającego się ataku niedawno starannie zapakowałeś księgę w papier i wysłałeś do Nowego Orleanu z kopertą z pieniędzmi i instrukcją. Adresatem był Goodman. Miał przywieźć księgę do ciebie, a właściwie na sąsiednią nieruchomość gdzie miałeś od niego ją odebrać w nocy. Teraz pamiętasz. Tak bardzo bałeś się, że ci ją odbiorą. Nawet ten cholerny Japończyk skądś dowiedział się, że miałeś księgę i przysłał ci swojego szpiega - znanego ci z dzieciństwa Jamesa Davisa. Oczywiście nie powiedziałeś mu, że wiesz kim jest. Przyjąłeś go pod swój dach i traktowałeś jako przyjaciela oczekując ataku. Oni wszyscy chcieli twojej księgi! Wszyscy oprócz poczciwego Goodmana, który został zamordowany przez twoich przeciwników. Udawałeś, że nie wiesz co to za księga. Razem poszliście do Jackie, a nawet pokazaliście ją Japończykowi. To musiało ich wszystkich rozzłościć. Pamiętasz, gdy pozostawiłeś księgę w bibliotece razem z Jackie i Jamesem? Wróciłeś wtedy do swojego domu i spotkałeś myszkującego tam Coopera. Uderzyłeś go w głowę i ukryłeś w krzakach na sąsiedniej nieruchomości. Potem przestraszyły cię jego jęki, gdy zostawiałeś list... dla samego siebie. Nie ma żadnych potworów. Jesteś ty, twoja księga i wrogowie, których powinieneś usunąć. O'Reilly już nie będzie stwarzał problemów. Wepchnąłeś go do pokoju, zatrzasnąłeś za nim drzwi, a potem oddałeś w nie dwa strzały, które musiały go trafić. I trafiły, bo za drzwiami rozległa się cisza. Teraz czas zlikwidować Davisa, tego agenta wstrętnego Japończyka oraz zająć się dwoma gangsterami nasłanymi przez Jackie, którzy czaili się gdzieś na parterze... potem pozostaną jedynie Japończyk i Jackie. Czas dokończyć rachunki.

Wystrzeliłeś jeszcze parę razy w drzwi tak jak ci kazał Davis, a następnie otworzyłeś je. Oczywiście bez problemu ustąpiły po naciśnięciu klamki. W środku panował bałagan, a na podłodze leżały zwłoki O'Reillyego. Ze względu na półmrok nie było widać odniesionych przez niego ran, choć ty doskonale wiedziałeś, że zastrzeliłeś tego wścibskiego sukinsyna. Nie mogłeś już ukryć swojej radości, choć Davis jeszcze żył. Roześmiałeś się stojąc wciąż w progu pokoju, w którym zginął O'Reilly. Słyszysz jak za twoimi plecami Davis schodzi po schodach. Czujesz smród moczu i kału - Davis boi się i słusznie. Jego czas wybił. Zabij tego agenta, a następnie dokończ rytuał na sąsiedniej działce - osiągniesz nieśmiertelność. Tylko dlatego Cooper wciąż żyje związany w piwnicy zniszczonego domu.



James Davis
17 lipca 1920 r. po zmroku
Przeklęty dom Flanaghana

Ku waszemu nieszczęściu udało wam się otworzyć przeklęty drzwi do pokoju, w którym był O'Reilly. Trochę się z nimi siłowaliście, a oddanie strzałów w nie na niewiele zdało się. W końcu jednak stanęły otworem i ujrzeliście niesamowicie zdemolowane wnętrze, a przed drzwiami skryty w półmroku leżał O'Reilly, a na nim. No właśnie i tu był problem, bo nie bardzo chciałeś wiedzieć co na nim znajdowało się w owym czasie. To coś nie było człowiekiem, a raczej czymś ciężko opisywalnym. Mordę miało podobną do psa, ale na pewno nie była to psia morda, ani wilcza. Wilkołak? Nie. A przynajmniej nigdy w życiu nie słyszałeś opowieści o wilkołakach, w których ci byli gumowatymi, ohydnymi istotami cuchnącymi grobową zgnilizną. Do tego to coś poruszało się na kopytach. Widząc to coś ogarnęła cię groza jakiej nigdy w życiu nie czułeś. Natychmiast zwymiotowałeś, a ponadto puściły ci zwieracze - czego sobie jednak jeszcze nie uświadomiłeś. Powoli zacząłeś cofać się, a twój przyjaciel Flanaghan stał tam w progu jak wryty. Istota klęczała na ciele biednego O'Reillyego i patrzyła na was swoimi białawymi ślepiami, gdy Flanaghan zaczął złowieszczo chichotać. On postradał zmysły! Nie kontrolowałeś już nawet swoich nóg i zacząłeś tyłem schodzić po schodach. Wracasz po Flanaghana? Uciekasz przez drzwi frontowe? Wbiegasz do salonu i tamtędy przez okno? A może do gabinetu, gdzie jesteś pewien, że coś jeszcze czai się?

 
Anonim jest offline