Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-06-2022, 21:28   #96
Arthur Fleck
 
Arthur Fleck's Avatar
 
Reputacja: 1 Arthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputację
Ona jest taka jak ja, pomyślał Oppenheimer. Uszkodzona. Zepsuta.
Przypomniał sobie ich pierwszą rozmowę, to jak się uśmiechała, gdy wspomniała o trupach. Po raz pierwszy pomyślał wówczas, że za śliczną buźką może kryć się niebezpieczny drapieżnik, wilczyca w jagnięcej skórze. Nie pomylił się, już wtedy wyczuł obecność bestii skrywającej się za dziewczęcą radością, szerokim uśmiechem i ujmującą nieporadnością. Coś musiało się wydarzyć, że nie chciała zostać na farmie z bratem, coś sprawiło, że zrodził się w niej mrok. McCoy wcale nie pomylił się rekrutując Melody. Możliwe, że przejrzał jej prawdziwą naturę. To nie umiejętności opisane buńczucznym przydomkiem stanowiły największy atut. Melody była zdolna do wszystkiego. Nie miała sumienia.
Gdzieś w duchu wiedział to już w Arkansas City gdy zaczęła strzelać w kierunku peronu pełnego przerażonych kobiet i dzieci.

Teraz Oppenheimer zastanawiał się co tak naprawdę sprawiło, że poczuł słabość do dziewczyny. Miała uśmiech Amelii, to oczywiste. Jej smukłą szyję, zadarty nosek i nęcące usta. Ale to ta ciemna otchłań jaką w sobie nosiła przyciągała go od samego początku. Nigdy nie spotkał nikogo podobnego do siebie. Za zbrodniami i każdą inną podłością, których bywał świadkiem zawsze stała chuć, chciwość, zazdrość, strach albo gniew. Nigdy lodowata obojętność.
Albo niezdrowa przyjemność.

W pierwszej chwili zadziałał instynkt, Arthur gotowy był wyeliminować zagrożenie, cisnąć ostrzem zanim zabójczyni w gorączce mordu wymierzy też w niego. Potem gdy już się odwróciła plecami, poczuł obezwładniającą chęć ukarania jej. Oppenheimerowi nienajlepiej wychodziło udawanie istoty ludzkiej, ale przynajmniej miał w sobie tyle przyzwoitości by Marthie Farrens dodać otuchy i próbować wyjaśnić swoje motywy. Miał przekonanie, że nawet egzystencja takiego irytującego robaka jest cenniejsza niż tysiące wagonów ze złotem. Jak mawiał pewien karzeł, którego poznał wiele lat temu, życie stwarza miliony możliwości, a śmierć jest przerażająco ostateczna. Szubienicznik wziął sobie mocno te słowa do serca. Dlatego naszła go chęć by dać dziewczynie nauczkę, by odpokutowała swój występek. Przy pasie wisiał skręcony bat, wystarczyło go rozwinąć, a potem zostawić na jej ciele czerwone pręgi jako zadośćuczynienie za bezrefleksyjną zbrodnię. Wtedy właśnie przeszło mu przez myśl, że dla kogoś tak uszkodzonego to wcale nie musi być kara. Zaschło mu w ustach, lód skuwający żyły i tętnice zaczął topnieć, gorąca krew zaczęła płynąć tam gdzie nie powinna. Odwrócił się na pięcie i wspiął na lokomotywę. Sprawdził najpierw puls maszynisty, potem palacza. Gdyby ich krew była zimna jak górski potok, otworzyłby im garda i przemył nią sobie twarz by otrzeźwieć. Chwilę to trwało, ale w końcu ochłonął. Przeszukał jeszcze kieszenie mężczyzn licząc, że mają przy sobie dokumenty. Może wcale nie wyrzuci swojej części zrabowanego złota w najgłębszą czeluść jeziora. Może zrobi z niego lepszy użytek. Zamknął nieboszczykom powieki a potem zeskoczył na ziemię i ruszył do bydlęcego wagonu, by osiodłać konia i przygotować się do dalszej drogi.
 
Arthur Fleck jest offline