Sobotni wieczór w domostwie Flanaghana
Chociaż wnętrze ciemnego domu wciąż wypełniał przerażający fetor, na chwilę zapadła w nim cisza, która dźwięczała w uszach po huku niedawnych wystrzałów. Gdzieś na piętrze zatrzeszczały podłogowe deski, a potem zgrzytnęła przekręcana klamka.
A potem ciemne wnętrze wypełnił cichy zły chichot, wręcz promieniujący nieludzkim brzmieniem i wyrachowanym okrucieństwem.
- James, już wszystko w porządku - gdy chichot ucichł, wzdłuż schodów popłynął pełen przeraźliwie fałszywej jowialności głos doktora Flanaghana - O’Reilly zastrzelił włamywacza, ale potrzebuje naszej pomocy. James, gdzie jesteś?