08-06-2022, 11:15
|
#109 |
| Sobota, 16 lipca 1920, Arkham, Posiadłość Flanaghana
To co ukazało się przed moimi oczami w momencie otwarcia drzwi, przewróciło cały mój dotychczasowy świat do góry nogami, do tego stopnia, że zwróciłem zawartość mojego żołądka. Nie mam pojęcia co to było. Ni to małpa, ni to pies, ni to koń. Nauce nie jest znane takie zwierzę o ile w ogóle to jest zwierzę, bo nie do końca na takie wygląda. Zwykle byłem racjonalny, do życia podchodziłem naukowo, ale to co kryło w ciemnościach i prawdopodobnie przyszło z posesji obok, nie było niczym racjonalnym.
Do tej pory uważałem, że Ryan nieco przesadza ze swoimi lękami, a ludzie, którzy są z tym powiązani to jakaś duża sekta, a sytuację jakie nam się przytrafiły przypisywałem zmęczeniu, ewentualnie jakiemuś zatruciu. Teraz okazuje się, że mogę być w błędzie, że ta księga może jednak oznaczać coś więcej, jednak mimo to dalej nie chcę w o wierzyć, nawet jeżeli widzę ciało o O'Riellego rozszarpywane przez jakiegoś stwora.
Zwróciłem uwagę, że nieświadomie ponownie znalazłem się na schodach, a w kroczu poczułem ciepło. Przez moment zrobiło mi się naprawdę głupio, ale na widok Ryana i tego jak chyba postradał zmyły, ja wcale nie zareagowałem tak źle.
Trzeba uciekać, ale nie mogę zostawić przyjaciela. Jak ucieknę, on pewnie zostanie, wtedy zapewne zginie, a tego sobie nie wybaczę. W dodatku jego słowa w ogóle nie maik sensu, czyżby nie widział tego co ja?
- Ryan! - Chciałem krzyknąć, ale mój głos nieco się załamał i stał się nieco piskliwy jak u chłopca, który przechodzi mutację - Uciekaj! |
| |