Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-06-2022, 22:02   #185
Nanatar
 
Nanatar's Avatar
 
Reputacja: 1 Nanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputację
Wioska Wypas, ranek 21 shnyk-ranu

Entuzjazm Bhurrka udzielał się i gołoskórym. Pewność, śmiałość, bijąca od barbarzyńcy aura wigoru, esencji życia jaskrawa na tle umarłego krajobrazu jak światło w kazamatach Morghlidzkich sług. Tak musiał czuć to elf, Milcarr ubrany w martwiaczą maskę, był nieco chłodniejszy, magicze twarzolico bliżej było świata cieni. Półork wyszedł odważnie przed Gnolla i wyznaczył azymut.

Po drugiej stronie domostwa kilku poganiaczy drażniło i dobijało byka po byku. Zdawało się, że znaleźli taktykę i w tej chwili się tym już bawili.

Jeden za drugim w odległości pięciu jardów, trzy szarobure sylwetki pokonały drogę do najbliższej szopy. Bydło zdawało się ich w istocie nie dostrzegać. Większość zbiła się w bramie na dziedziniec posiadłości, inne wałęsały się dookoła pagórka niby bez celu, co raz wszczynając bójki między sobą, albo dewastując resztki zabudowań, mocno się przy tym raniąc. Gnoll ocenił, że w tym tempie za dwa dni padną wszystkie.

Milcarr wiedział, że na coś czekają, czegoś wyglądają, znaku, rozkazu, woli jakiejś. Nad wieżą Victora szare niebo zdawało się jeszcze bardziej szare i brudne, jakby cząstka tam jakaś gromadziła wszystek brud, grzech i ohydę z okolicy. Niespotykane natężenie doznań wzrokowych w ostatnim czasie powodowała u Ślepaka tęsknotę za ułomnością.

Otworzyli wreszcie maleńkie drzwiczki spichrza, tak maleńkie, że Bhurrek ledwo mógłby się przez nie przecisnąć. W nozdrza uderzył zapach grzybni, elf w mgnieniu oka uniósł zasłonę do twarzy i oczu, Gnoll zakrył pysk łapą, żebrak w kolczudze, miał inną ochronę, maska utrudniała oddychanie, ale z pewnością też chroniła od podobnych wyziewów.

Zagłębili się w mroczny niski budyneczek. Wzdłuż dwóch ścian pyszniły się grządki z grzybkami, środkiem zaś prowadziła wąska ścieżka, coraz to opadając stawała się bardziej grząską, by po dziesięciu jardach otulić ostrogarczyków po pas ciepłą wodą.

Przeszli kolejne kilkadziesiąt, może setkę kroków tunelem w wodzie po szyję, ledwie mając przestrzeń do oddychania nad sobą. Woda była ciepła i nie śmierdziała, można by nawet orzec, że pachniała, wodorostami i zielem. Wyszli w niewielkiej niszy skalnej, powierzchnia zbiornika zarośnięta była roślinami z dużymi liśćmi i pięknymi białymi kwiatami.

- Nenufar giganci jaskiniowy - ocenił Allen - jego kwiaty służą do sporządzania odtrutki na jad mantikory i eriańskiego skorpiona pustynnego, może nawet skolopendry cesarskiej, lub zatrucia lotosem. - schował do torby zerwany kwiat. - zaś liście do sporządzania silnej trucizny.

Przez szczelinę w skale, zbyt wysoko powstałą, by można zobaczyć co jest na zewnątrz, wpadało skromne światło poranka, odbijało się od tafli wody i kładło ostry szpros na wijące się stromo w górę schody.

Przed samymi schodami leżały jeszcze wiadra, cebrzyki, sita. Bhurrek dokładnie wszystko obwąchał, wonie ruchacza i samicy były wyraźne, zadowolony, że i na powrót czuć i jego i elfa, bo po smarowaniu magicznym smalcem nie mógł odnaleźć swego i chyrlka smrodku. Wyczuł wszakże coś jeszcze, wyostrzyło zmysły. Stworzenie jakieś gadzie wodne. Szczęściem czarodzieje się nie ociągali, mimo, że ciężcy od nasiąkniętych wodą ubrań, już wspinali się po kutych w skale schodach. Na początku woda lała się z nich jak z wyciągniętych na plaże meduz, albo pękniętych korniszonów. Potem poczuli chłód.

Pokonali dwa ciasne kółka i napotkali coś o czym dziewka nie mówiła, zawarte na kłódkę drzwi w zdawało się połowie schodów. Zostawili je i dalej ku górze, by wreszcie wejść do obszernej kuchni. Dobrze wyposażonej, mogącej obsłużyć przyjęcie dla setki. Dobrej jakości naczynia mosiężne, miedziane, pachnące amfory, suszone zioła i przyprawy, komóreczka na zapasy, a tam w lodzie ryby, mięso baranie, konserwowe papryki, kiszona z lutrem agawa, piklowane w czosnku śledzie.

Pod piecem dogasające palenisko, na nim czajnik i ciepły jeszcze gar z potrawka z królika. Ślepak blado podejrzliwy, niespokojnie rozglądał się, gorącym pogrzebaczem pogroził Gnollowi, żeby nie żarł, barbarzyńca wyszczerzył kły, gotów się już rzucić na dziwaka w masce. W ostatniej chwili między skłóconymi włamywaczami wybuchł dymiący ładunek, otulając na chwilę świat mgłą. Odruchowo odskoczyli, moment wystarczył, napięcie spadło.

- Co wy robicie - machał chudymi jak patyczki rączkami Elf - Już spokój. - zrobiło się nieswojo. - Ten dom się broni, to nie wasza wina - próbował tłumaczyć dalej - albo to te grzybki.

Z kuchni prowadziło dwoje drzwi. Pannica twierdziła, że trzeba wejść w te małe, żeby wejść na piętro, szersze dwuskrzydłowe prowadzić miały do holu. Milcarr fuknął coś zdawkowo do Gnolla, a jego wzrok powędrował do oszklonej witryny z księgami, obfitość pozycji kulinarnych powalała z nóg, były tam nawet książki z przepisami samej Mrocznej Baronowej Kuchennego Zniszczenia Tani Maug Gesslerr, półbogini Pianna z bożej łaski, oraz gotującego dla Katanów Misserr Moran reptiliońskiego mistrza wylizanej patelni, o czułości jego języka przekonują bardki i bardowie na całym archipelagu. Żebrak był pod wrażeniem. Podążający za jego spojrzeniem Allen jeszcze bardziej. Wielkie było bogactwo Tana Victora, tym samym nie mógł być on pospolitym zjadaczem agawy.

Może chcecie pospacerować po domu. Czy prosto do celu? Możecie się też wrócić do polowy schodów i spróbować włamać się za wrota. Dokładnie przeszukać kuchnię, coś ukraść...

 
Nanatar jest offline