Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-06-2022, 05:41   #56
Fenrir__
 
Fenrir__'s Avatar
 
Reputacja: 1 Fenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputację
Kilkanascie kolejnych godzin mineło leniwie. Czas wolny skończył się z chwilą kiedy adiutant Bella podszedł do Doe i poinformował, że ich oddział będzie miał odprawę za pół godziny.

Plan sytuacyjny pokazał pojedynczą wyspę na mapie. Znajdowała się ona na wschód. Mniej więcej w połowie odległości między Fulcrum, a ich portem zaopatrzeniowym, a na południe od lokacji ich poprzedniej misji.


- Oddział piechoty wysłany na patrol powinien zameldować się kilka godzin temu. Nie zrobili tego. Macie ich odnaleźć. Jakieś pytania?
- O’Reilly robił briefing jak ostatnio.
- Po co tam poszli i czego mieli się spodziewać? Bo może tak jak my natknęli się na siły legionu?
- To miał być rekonesans. Wykryliśmy aktywność na wyspie, ale żadnych transportów wodnych czy powietrznych. Na tym obszarze poza fauną i florą znajdują się tylko ruiny i nic więcej.

- Jakie ruiny? - Zapytała Ariel wyłapując kluczowe słowo
- Świątynia sięgająca czasów terraformacji - odpowiedział podporucznik, ale widząc nadal wpatrzone w siebie oczy uzupełnił. - Nie odkryto żadnych powiązań. Żadnych symboli. Nikt nie zamieszkiwał tych obszarów.

- Proszę o udostępnienie na misję radiostacji przenośnej do komunikacji z bazą oraz komunikatorów przenośnych dla oddziału. Być może misja poszukiwawcza zmusi nas do rozdzielenia się, a z racji braku wrogich instalacji cisza radiowa nie będzie wymagana.

- Zezwalam. Otrzymacie taki sprzęt jak piechota - zdecydował O’Reilly po chwili zastanowienia.

- Drużyna, lekki rynsztunek i ruchy… Skoro to misja ratunkowa, to nie będziemy zwlekać. - rzuciła do oddziału, nad którym pełniła obowiązki sierżanta - Prosiłabym o przekazanie wytycznych miejsca lądowania piechoty, ewentualnie miejsca ich ostatniego meldunku.

- Ostatni kontakt mieliśmy w czasie zrzutu. Plaża. Najbardziej wysunięty na zachód punkt wyspy.

- Weźmy więcej środków do pierwszej pomocy. Upakujemy je po plecakach wszystkich biorących udział w misji ratunkowej - zaproponował McBride, który sądząc po jego słowach spodziewał się znalezienia swoich w stanie wymagającym interwencji ich medyka.

- Więcej Morfanolu - Payton mruknęła uśmiechając się krzywo, co ukrywała owinięta wokół głowy chusta. Kula działała podobnie do morfy i ważyła podobnie. Zwracała za to nieporównywalnie więcej uwagi podczas aplikacji, a skoro “coś” się stało oddziałowi, to samo “coś” mogło teraz koczować w dżungli żeby się przytrafić kolejnym trepom.
- Dodatkowe pakiety antytoksyn bo nadprogramowa aktywność nadprogramową aktywnością, ale jeśli ktoś przeżył i jest ranny dżungla sama go dojedzie. Na Immortal Walk pewnie nie mamy co liczyć, a co z Energy? - zwróciła się do adiutanta Starego - Stymulanty zawsze ratują dupę gdy się zrobi gorąco. Mamy wyciągnąć jeszcze dodatkowe odwłoki. Tym odwłokom przydadzą się uśmierzacze bólu. Skoro mogą sami przebierać nogami niech to robią, my w tym czasie zajmiemy się tasowaniem okolicy ołowiem.

***

Oddział w czteroosobowym składzie, z Chrisem w roli sternika, dopływał do celu. Po drodze minęli dużą wyspę i trzy miniaturowe. Ich patrol mogli odfajkować z pokładu motorówki. Słońce prażyło. Falowanie wody było niezauważalne. Małe zmarszczki na tafli sugerowały lekki wiatr, który nie był wyczuwalny przez ruch łodzi. Kilkadziesiąt metrów od brzegu snajper zgasił silnik i zaczął naturalnie wytracać prędkość. Atmosfera była wręcz idylliczna cisza i spokój z naturalnymi odgłosami przyrody w tle. Chwilę potem dno motorówki zaryło o piaszczysty brzeg.

- Woda jest spokojna, ale nie bądźmy zjebami i wynieśmy łódź kawałek od brzegu. Prącie raczy wiedzieć jak tu wyglądają pływy ani za ile wrócimy. Albo czy się krypa komuś nie spodoba - podnosząc się z miejsca Payton ostatni raz poprawiła maskę zasłaniającą twarz.
- Jak to mawiała moja poprzednia skarbnica mądrości wojskowej ze złamanymi pagonami “nie ma pierdolenia, że to ciężkie, żmudne albo niemożliwe. Ma być zrobione i chuj”... zaczynamy ich szukać po plaży aż znajdziemy łódkę czy inne ślady i ruszymy ich tropem, czy od razu na pełnej kurwie wbijamy w zielone? - kciukiem wskazała granicę lasu.

Ariel potaknęła nowej członkini ich oddziału. Ariel syknęła tylko bo noga dała o sobie znać gdy podniosła łódź ale wbili ją bardziej w piach. Radio dostało się Shanii więc Ariel skinęła jej i powiedziała

- Daj znać bazie, że jesteśmy na miejscu i rozpoczynamy poszukiwanie. Ariel rozejrzała się za jakimiś punktami obserwacyjnymi. Reszta zbieramy graty i idziemy bliżej linii drzew. Tam będzie pewniejszy grunt. Przejdziemy się trochę brzegiem zobaczymy czy znajdziemy jakieś ślady za którymi będziemy mogli ruszyć. Payton na szpicy, Chris zamykasz. - wskazała kierunek na miejsce desantu piechoty.

Ariel miała głęboką nadzieję, że szybko natrafią na jakiś ślad. Wolała nie przeciążać nogi kilkugodzinnym maszerowaniem w trudnym terenie.

- Łódź zostawimy w wodzie, na mieliźnie. Na Wenus nie ma pływów. Jak będzie trzeba spierdalać w podskokach, obładowani rannymi to będzie jak znalazł - zdecydował McBride, pełniący obowiązki sternika. Na rozkaz Doe blondyn skinął głową. Zabezpieczył łódź wiążąc ją do korzenia namorzynu, wziął swoje manatki i wyskoczył z motorówki.

Według wytycznych O’Reilly’ego najbardziej wysuniętym na zachód punktem wyspy był niewielki cypel. Na nim bez problemu można było dostrzec ślady kilkunastu osób w wojskowych butach. Trop prowadził na wschód, w kierunku centrum wyspy. Zgodnie z mapą właśnie tam mieściły się ruiny. Roślinność była gęsta. Marine mieli wrażenie, że nieco bardziej niż ta z którą mieli dotychczas do czynienia. Kilkadziesiąt metrów w głąb gęstwiny stawało się wyraźnie chłodniej i wilgotniej, a podłoże bardziej żyzne.

Christopher z wesołka jakim był na terenie obozu, teraz zmienił się, głównie milczał, a jeśli odpowiadał to zdawkowo i był w pełni skupiony na rozglądaniu się i nasłuchiwaniu okolicy, gdy przemierzali gęstniejące zarośla. Szedł w lekkim przygarbiony niż zwykle, karabin trzymał w pełnej gotowości do strzału, z palcem położonym na spuście.

Ariel wiedziała, że cały skromny zespół, bo o oddziale raczej mówić nie można był nerwowy. Jej też się udzielało. Coś wisiało w powietrzu. Ruszyli śladami, jednak Ariel nie była pewna, czy podążając śladami oddziału, który wpadł w pułapkę sami się w tą pułapkę nie pchają. Ciążyła jej odpowiedzialność za ludzi… Wolała zdecydowanie narzekać na dowodzenie niż samemu dowodzić. Postanowiła że przejdą jakieś pół godziny śladami i zorientują się, jak prowadzi ścieżką i czy będą w stanie śledzić ją nieco z boku. Gęste poszycie i tak zmusi ich, by szli w dość zbitej formacji.

Ścieżki żadnej nie było, ale Ariel określiła szacunkowy azymut i zarządziła zejście o kilkadziesiąt metrów na południe. Po około kwadransie oddział zauważył coś dziwnego. Ze strony północnej nie było słychać kompletnie nic. Cisza aż kłuła w uszy. Jakby fauna występowała na tym terenie w szczątkowej ilości. Dopiero przypatrując się uważniej można było zaobserwować coś na kształt delikatnej mgiełki, ledwo widocznej w promieniach słońca przebijającego się przez korony drzew.

- Chyba mamy powód znikniecia piechociarzy… - mrukneła September na widok mgły.

***

W pewnej chwili Payton odwróciła się w stronę reszty aby coś powiedzieć, ale jej uwagę przykuła kompletnie inna rzecz. Skrzywiła się z niesmakiem.
- Chcesz się macać po spuście to idź w krzaki i tam sobie zwal - prychnęła do Chrisa - Opanuj łapy albo spierdalaj na szpicę. Wystarczy syfu dookoła, abym sobie jeszcze dupę zaprzątała twoim za krótkim lontem.

Ariel nie zwracała uwagi na to co rozgrywało się między Paython a Chrisem, dopóki pyskówki nie przerodzą się w coś poważniejszego niech sobie gdaczą. Sama ruszyła powoli i ukradkiem skradając się w stronę mgły. Skinęła głową na Shanię i wskazała jej kierunek ręką. Domyślała się, że pozostała dwójka jak tylko wyjaśni sobie temat do nich dołączą. Ariel chciała podejść blisko ale nie wchodzić we mgłę. Chciała zobaczyć jaki wpływ na dżunglę ma to nienaturalne zjawisko.

Christopher skierował spojrzenie na Payton. Nie dało się niczego wyczytać z jego twarzy.
- Wszyscy widzieliśmy jak strzelasz, więc bardzo dobrze, że pamiętasz o palcu - odparł spokojnie na jej prychanie. Jego własny palec nawet nie drgnął z miejsca, na którym się znajdował. - To co robię z rękami jest zagrożeniem tylko dla przeciwnika, co innego twoje gadanie, które w tej ciszy zwraca na nas uwagę wroga - powiedział obojętnym tonem.

Bladolica zatrzymała się, wciąż krzywiąc się pod maską.
- Albo zapierdalasz na szpice, albo zdejmujesz palec ze spustu. Za dużo razy widziałam jak to się kończy. Pozerke sobie odstawiaj na wolnym, nie będę szła przed typem którego nie znam, a który ma ubytki w korze mózgowej. Coś powtórzyć?
- Lubisz dźwięk swojego głosu, co?
- McBride beznamiętnym spojrzeniem popatrzył na nią z góry, z uwagi na wysoki wzrost, bo wyjątkowo dla siebie w tej chwili się wyprostował. I minął Laylę, gdy ta się zatrzymała. Nie zastosował się do jej sugestii.

- Nie ja tu leczę kompleksy twardości - nie wyglądała na przejętą - Obciągałeś kolegom zamiast słuchać na szkoleniu twoja sprawa. Tak jak nie mój problem uważać na pozerów, ani być ich niańką. Nie będziesz szedł za mną skoro tak odpierdalasz. - ostatnie powiedziała głośno o powoli aby na pewno dotarło. Chociaż w połowie przy odrobinie farta.
- Nie strzelam do kompanów nawet jak chcą mi za to płacić -
odparł na to i na chwilę lekko się uśmiechnął. - Jak przestaniesz się dąsać to wiesz, w którą stronę poszliśmy - dodał nie zwalniając kroku.
Payton popatrzyła na niego z litością.
-To zapierdalaj szybciej kulasami na przód a nie będę tu długo gnić.
 
Fenrir__ jest offline