|
Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
16-05-2022, 12:06 | #51 |
Reputacja: 1 |
|
17-05-2022, 09:15 | #52 |
Reputacja: 1 | Gdy Ariel załatwiła wszystko co miała w planie stanęła uśmiechnięta serdecznie w wejściu do namiotu i powiedziała: - Zbieramy się towarzystwo! Zabierajcie zabawki. Idziemy na spacer. - Dając przykład pozostałym, zabrała się za kompletowanie swojego ekwipunku. Szli do lasu więc trzeba zabrać wszystko, co potrzebne. *** Gdy znaleźli się poza obozem, zatrzymała się, przypominając sobie ostatnią wycieczkę i stwierdziła, że nic nie szkodzi, by zrobić to samo, co zrobił Moris. - Pora odrobinę poćwiczyć, wspólne spacery. - zaczęła głośno - September bierzesz szpicę, McBride prawa flanka, Payton bierzesz lewą, Ross ubezpieczasz September i kieruj ją na miejscówkę, ja z Harrisem pilnujemy tyłów. Idziemy powoli nie forsujemy się, niektórzy dopiero co wyszli spod kołderek i muszą jeszcze odpoczywać - gestem ręki wskazała na swoją obandażowaną nogę, choć na myśli miała też Rossa i Harisona. Harrison nie miał okazji się wykazać, a Ross tylko wskazywał kierunek.. Ariel liczyła, że zareaguje na zagrożenie, które przeoczy September. Umiejętności Chrisa i Shani już znała więc więcej uwagi poświęcała temu jak radzi sobie nowa. Ta jednak okazała się bardzo dobrze wyszkolona. Dostrzegała wszystkie niebezpieczeństwa. Nawet te, które znajdowały się bezpośrednio przed szpicą. Raz czy dwa nawet ostrzegła oddział aby odbić na prawo ze względu na coś co znajdowało się po przeciwnej od niej stronie. Gdy w końcu przedarli się przez ostatnie zarośla, ich oczom ukazał się północny brzeg wyspy. - Jak uroczo. Dobrze że mam kąpielówki - skomentował Chris ich miejscówkę. - To w co strzelamy? Czy wolisz trenować pływanie pod obciążeniem? - zapytał nowomianowaną dowódczynię. Ariel obrzuciła go spojrzeniem.. Już miała ochotę na wredną ripostę…Ale się powstrzymała. - A żebyś wiedział… tylko mi noga przyschnie… - Ariel obrzuciła plażę. - Strzelanie do rzutek, albo rzuconych patyków. Będzie prawie jak na akcji. - rzekła September. - Strzelanie do tarczy nijak ma się do walki, szkoda na to czasu. Payton nie odzywała się przez dłuższą chwilę, wpatrując po prostu w urokliwy krajobraz i chłonąc spokój. Przynajmniej takie sprawiała wrażenie bo widać było tylko jej oczy. Resztę twarzy chowała pod czapką i czarnym kominem. - Chujowa obsługa w tym hotelu, gdzie cycate kelnerki z drinkami? - prychnęła - Jak się nam znudzą patyki przeniesiemy się na latające sraluchy. Zawsze jakaś odmiana. - Po drodze widziałem jakieś kokosy - stwierdził Chris, zrzucając z pleców bagaż. - Ross, Harison, za mną. Panowie poszli ku drzewom, w których cieniu leżały orzechy wielkości rozpostartej ludzkiej dłoni. Nazbierali ich tyle ile mogli unieść i wrócili. - Podwójna zabawa, trenowanie cela i rzucania granatem - uznał po powrocie McBride, podrzucając jednego kokosa w dłoni. - Dobra, to kto pierwszy, czy mam wybrać ochotnika? -A to nie ty miałeś pokazać sztuczkę? - Layla podeszła do niego, ściągając broń z ramienia - Cukierek albo pikuś. Skoro już marnujemy potencjał tych orzechów niech będzie warto. -OK dobra, to kto rzuca? - Jak nie będzie chętnych to Ariel zgodzi się jako pierwsza. - Proponuje strzał z 50 metrów z broni długiej i 20 metrów z krótkiej. Pojedyncze strzały. Co wy na to? |
17-05-2022, 21:16 | #53 |
Reputacja: 1 | *** McBride wystawił się na pierwszy ogień. - Ross, Harrison, rzucajcie, ale tak z sercem - po tych słowach snajper oddalił się od grupy a wspomnieni marines przygotowali się do rzutów. Chris odszedł od nich spory kawałek i gdy zajął miejsce pokazał z oddali kciuk do góry by rzucali. Ross i Harrison nie omieszkali przy tej okazji by ciskać kokosami w różnych kierunkach, ale ku ich zaskoczeniu każdy jeden owoc wybuchał w powietrzu od kul wysłanych z karabinu blondyna. Nie dać za wygraną, rzucający starali się podkręcać kokosy, rzucać ich więcej na raz w różne kierunki i na różną wysokość, jednak to nie zmniejszyło efektywności strzelca, który nawet posyłał celne dodatkowe strzały w opadające łupiny. Chris wyglądał przy tym jakby jego dokonania były czymś mega łatwym do wykonania. Po dziesięciu kokosach snajper powrócił do grupy, uśmiechając się zawadiacko. Ariel chwilę patrzyła na Chrisa z trudem ogarniając temat. Niby widziała go w akcji.. Ale widzieć i obserwować go na spokojnie to były dwie różne rzeczy… - Jakim cudem… ?- wymamrotała, patrząc na powoli opadające wióry z niewielkiego kokosa dwukrotnie trafionego w locie. Ona nawet nie widziała go w locie, a co dopiero w niego wycelować i trafić i to raz… a nie dwa razy pod kolej. Payton szło… jakoś, ale nie wydawała się napinać, ani brać sobie do siebie średnich wyników. Z miną “lepiej nie będzie, grunt że zrobione nie jak u obcego” luzowała gumę, obserwując poczynania pozostałych. W pewnym momencie pokiwała mądrze głową, bo parę elementów układanki się jej dopasowało. - Nieźle Chris, naprawdę spodnie spadają razem z gaciami - zwróciła się lekkim tonem do snajpera, ściągając maskę na tyle żeby dało się dostrzec na jej gębie szczery, poczciwy uśmiech. - Będzie trzeba zrobić ściepę na zabieg dla ciebie żebyś chociaż ślepakami strzelał, bo przy takiej celności niedługo ci żołdu zabraknie na alimenty - dodała z tym samym uśmiechem. - Raz, nie zawsze - pouczającym tonem odparł jej Chris. - Dlatego wolę profesjonalistki, Poza tym przelwey ciężko idą między planetami. Nie mniej, sugestia ciekawa, rozważę - mrugnął do Layli. Wyraźnie nie oceniał strzałów Doe i Payton, choć uważnie je śledził. - Dobra to jesteśmy na półmetku. Shania, Ross i Harrison, zbierajcie się kto następny. -Fakt, nie wypada pytać damy o przebieg. Tylko o stawkę - Layla zgodziła się gładko i raptem gębą się jej cieszyła nadal. - Pora wracać. Powiedziałabym, że słońce zachodzi… Ale cholera idzie mu to za wolno. Wracamy w tym samym szyku - spojrzała na wysłużony zegarek - Jak się uwiniemy zdążymy na kolację. Podeszła do Rossa i powiedziała - Dobra miejscówka jak nas tutaj zostawią, to jeszcze tu zaglądniemy. Ale wybrałabym się na dłużej i podumała nad wprowadzeniem paru modyfikacji. Jakiś szałas, zapasy, może jakaś infrastruktura do ćwiczeń… Co o tym miejscu sądzi Moris? Spodobałby mu się taki plan? Ross zerknął na Harrisona, a ten wzruszył głową i ramieniem na znak, że mu to wisi. - W zasadzie to mamy już coś takiego. Tędy - machnął ręką z karabinem przywołując oddział aby poszedł za nim. Droga trwała kilka minut, aż w gęstwiny wyłonił się szkielet opuszczonego budynku. Layla rozejrzała się po okolicy, kładąc dłonie na biodrach. Od latania w słonecznym, mokrym upale lepsze było latanie po cienistym, mokrym upale, a w budynkach przynajmniej nie padały na nich bezpośrednie promienie słońca. Zawsze jakiś plus. - Bunkrów nie ma ale też jest zajebiście - mruknęła wesoło i popatrzyła przez ramię na resztę oddziału. Skończyła gapienie na Ariel. - To co, sprawdzamy najpierw czy się nam bezdomni nie zalęgli? - O wszystkim się dowiadujemy ostatni… - Ariel spojrzała na Layle z uznaniem. Błyskawicznie odnalazła się w oddziale, do którego Ariel do tej pory nie była w stanie podejść na takim luzie - Pewno. Gospodarze przodem - powiedziała w stronę najstarszych członków oddziału. To Dżungla w środku zawsze mogło coś się zagnieździć. Poprawiła ułożenie broni i ruszyła za Rossem do środka. Chciała sprawdzić jak tam z zapasami medycznymi. W środku były pozostałości zdezelowanego umeblowania, które trzymały się tylko “na słowo honoru” lub z przyzwyczajenia. Kilka szafek i regałów oraz leżyska zrobione z wysuszonej roślinności poszycia dżungli. - Nie ma bezdomnych i nikt się tym nie interesuje. Można powiedzieć, że należy do nas bo nikt też się tutaj poza nami nie zapuszcza - poinformował Harrison. - Z wyjątkiem Morris’a. On udaje, że o tym nie wie - dodał Ross. - Szkoda tracić więcej czasu i tak nam zeszło. Będziemy zwiedzać następnym razem. Wracajmy. - Podsumowała pobieżne oględziny p.o. Sierżanta. -Aż tak dobrze karmią, że trzeba się spieszyć? - nowa zrobiła zaciekawioną minę. |
19-05-2022, 11:28 | #54 |
Reputacja: 1 |
__________________ This is my party And I'll die if I want to |
09-06-2022, 05:41 | #56 |
Reputacja: 1 | Kilkanascie kolejnych godzin mineło leniwie. Czas wolny skończył się z chwilą kiedy adiutant Bella podszedł do Doe i poinformował, że ich oddział będzie miał odprawę za pół godziny. Plan sytuacyjny pokazał pojedynczą wyspę na mapie. Znajdowała się ona na wschód. Mniej więcej w połowie odległości między Fulcrum, a ich portem zaopatrzeniowym, a na południe od lokacji ich poprzedniej misji. - Oddział piechoty wysłany na patrol powinien zameldować się kilka godzin temu. Nie zrobili tego. Macie ich odnaleźć. Jakieś pytania? - O’Reilly robił briefing jak ostatnio. - Po co tam poszli i czego mieli się spodziewać? Bo może tak jak my natknęli się na siły legionu? - To miał być rekonesans. Wykryliśmy aktywność na wyspie, ale żadnych transportów wodnych czy powietrznych. Na tym obszarze poza fauną i florą znajdują się tylko ruiny i nic więcej. - Jakie ruiny? - Zapytała Ariel wyłapując kluczowe słowo - Świątynia sięgająca czasów terraformacji - odpowiedział podporucznik, ale widząc nadal wpatrzone w siebie oczy uzupełnił. - Nie odkryto żadnych powiązań. Żadnych symboli. Nikt nie zamieszkiwał tych obszarów. - Proszę o udostępnienie na misję radiostacji przenośnej do komunikacji z bazą oraz komunikatorów przenośnych dla oddziału. Być może misja poszukiwawcza zmusi nas do rozdzielenia się, a z racji braku wrogich instalacji cisza radiowa nie będzie wymagana. - Zezwalam. Otrzymacie taki sprzęt jak piechota - zdecydował O’Reilly po chwili zastanowienia. - Drużyna, lekki rynsztunek i ruchy… Skoro to misja ratunkowa, to nie będziemy zwlekać. - rzuciła do oddziału, nad którym pełniła obowiązki sierżanta - Prosiłabym o przekazanie wytycznych miejsca lądowania piechoty, ewentualnie miejsca ich ostatniego meldunku. - Ostatni kontakt mieliśmy w czasie zrzutu. Plaża. Najbardziej wysunięty na zachód punkt wyspy. - Weźmy więcej środków do pierwszej pomocy. Upakujemy je po plecakach wszystkich biorących udział w misji ratunkowej - zaproponował McBride, który sądząc po jego słowach spodziewał się znalezienia swoich w stanie wymagającym interwencji ich medyka. - Więcej Morfanolu - Payton mruknęła uśmiechając się krzywo, co ukrywała owinięta wokół głowy chusta. Kula działała podobnie do morfy i ważyła podobnie. Zwracała za to nieporównywalnie więcej uwagi podczas aplikacji, a skoro “coś” się stało oddziałowi, to samo “coś” mogło teraz koczować w dżungli żeby się przytrafić kolejnym trepom. - Dodatkowe pakiety antytoksyn bo nadprogramowa aktywność nadprogramową aktywnością, ale jeśli ktoś przeżył i jest ranny dżungla sama go dojedzie. Na Immortal Walk pewnie nie mamy co liczyć, a co z Energy? - zwróciła się do adiutanta Starego - Stymulanty zawsze ratują dupę gdy się zrobi gorąco. Mamy wyciągnąć jeszcze dodatkowe odwłoki. Tym odwłokom przydadzą się uśmierzacze bólu. Skoro mogą sami przebierać nogami niech to robią, my w tym czasie zajmiemy się tasowaniem okolicy ołowiem. *** Oddział w czteroosobowym składzie, z Chrisem w roli sternika, dopływał do celu. Po drodze minęli dużą wyspę i trzy miniaturowe. Ich patrol mogli odfajkować z pokładu motorówki. Słońce prażyło. Falowanie wody było niezauważalne. Małe zmarszczki na tafli sugerowały lekki wiatr, który nie był wyczuwalny przez ruch łodzi. Kilkadziesiąt metrów od brzegu snajper zgasił silnik i zaczął naturalnie wytracać prędkość. Atmosfera była wręcz idylliczna cisza i spokój z naturalnymi odgłosami przyrody w tle. Chwilę potem dno motorówki zaryło o piaszczysty brzeg. - Woda jest spokojna, ale nie bądźmy zjebami i wynieśmy łódź kawałek od brzegu. Prącie raczy wiedzieć jak tu wyglądają pływy ani za ile wrócimy. Albo czy się krypa komuś nie spodoba - podnosząc się z miejsca Payton ostatni raz poprawiła maskę zasłaniającą twarz. - Jak to mawiała moja poprzednia skarbnica mądrości wojskowej ze złamanymi pagonami “nie ma pierdolenia, że to ciężkie, żmudne albo niemożliwe. Ma być zrobione i chuj”... zaczynamy ich szukać po plaży aż znajdziemy łódkę czy inne ślady i ruszymy ich tropem, czy od razu na pełnej kurwie wbijamy w zielone? - kciukiem wskazała granicę lasu. Ariel potaknęła nowej członkini ich oddziału. Ariel syknęła tylko bo noga dała o sobie znać gdy podniosła łódź ale wbili ją bardziej w piach. Radio dostało się Shanii więc Ariel skinęła jej i powiedziała - Daj znać bazie, że jesteśmy na miejscu i rozpoczynamy poszukiwanie. Ariel rozejrzała się za jakimiś punktami obserwacyjnymi. Reszta zbieramy graty i idziemy bliżej linii drzew. Tam będzie pewniejszy grunt. Przejdziemy się trochę brzegiem zobaczymy czy znajdziemy jakieś ślady za którymi będziemy mogli ruszyć. Payton na szpicy, Chris zamykasz. - wskazała kierunek na miejsce desantu piechoty. Ariel miała głęboką nadzieję, że szybko natrafią na jakiś ślad. Wolała nie przeciążać nogi kilkugodzinnym maszerowaniem w trudnym terenie. - Łódź zostawimy w wodzie, na mieliźnie. Na Wenus nie ma pływów. Jak będzie trzeba spierdalać w podskokach, obładowani rannymi to będzie jak znalazł - zdecydował McBride, pełniący obowiązki sternika. Na rozkaz Doe blondyn skinął głową. Zabezpieczył łódź wiążąc ją do korzenia namorzynu, wziął swoje manatki i wyskoczył z motorówki. Według wytycznych O’Reilly’ego najbardziej wysuniętym na zachód punktem wyspy był niewielki cypel. Na nim bez problemu można było dostrzec ślady kilkunastu osób w wojskowych butach. Trop prowadził na wschód, w kierunku centrum wyspy. Zgodnie z mapą właśnie tam mieściły się ruiny. Roślinność była gęsta. Marine mieli wrażenie, że nieco bardziej niż ta z którą mieli dotychczas do czynienia. Kilkadziesiąt metrów w głąb gęstwiny stawało się wyraźnie chłodniej i wilgotniej, a podłoże bardziej żyzne. Christopher z wesołka jakim był na terenie obozu, teraz zmienił się, głównie milczał, a jeśli odpowiadał to zdawkowo i był w pełni skupiony na rozglądaniu się i nasłuchiwaniu okolicy, gdy przemierzali gęstniejące zarośla. Szedł w lekkim przygarbiony niż zwykle, karabin trzymał w pełnej gotowości do strzału, z palcem położonym na spuście. Ariel wiedziała, że cały skromny zespół, bo o oddziale raczej mówić nie można był nerwowy. Jej też się udzielało. Coś wisiało w powietrzu. Ruszyli śladami, jednak Ariel nie była pewna, czy podążając śladami oddziału, który wpadł w pułapkę sami się w tą pułapkę nie pchają. Ciążyła jej odpowiedzialność za ludzi… Wolała zdecydowanie narzekać na dowodzenie niż samemu dowodzić. Postanowiła że przejdą jakieś pół godziny śladami i zorientują się, jak prowadzi ścieżką i czy będą w stanie śledzić ją nieco z boku. Gęste poszycie i tak zmusi ich, by szli w dość zbitej formacji. Ścieżki żadnej nie było, ale Ariel określiła szacunkowy azymut i zarządziła zejście o kilkadziesiąt metrów na południe. Po około kwadransie oddział zauważył coś dziwnego. Ze strony północnej nie było słychać kompletnie nic. Cisza aż kłuła w uszy. Jakby fauna występowała na tym terenie w szczątkowej ilości. Dopiero przypatrując się uważniej można było zaobserwować coś na kształt delikatnej mgiełki, ledwo widocznej w promieniach słońca przebijającego się przez korony drzew. - Chyba mamy powód znikniecia piechociarzy… - mrukneła September na widok mgły. *** W pewnej chwili Payton odwróciła się w stronę reszty aby coś powiedzieć, ale jej uwagę przykuła kompletnie inna rzecz. Skrzywiła się z niesmakiem. - Chcesz się macać po spuście to idź w krzaki i tam sobie zwal - prychnęła do Chrisa - Opanuj łapy albo spierdalaj na szpicę. Wystarczy syfu dookoła, abym sobie jeszcze dupę zaprzątała twoim za krótkim lontem. Ariel nie zwracała uwagi na to co rozgrywało się między Paython a Chrisem, dopóki pyskówki nie przerodzą się w coś poważniejszego niech sobie gdaczą. Sama ruszyła powoli i ukradkiem skradając się w stronę mgły. Skinęła głową na Shanię i wskazała jej kierunek ręką. Domyślała się, że pozostała dwójka jak tylko wyjaśni sobie temat do nich dołączą. Ariel chciała podejść blisko ale nie wchodzić we mgłę. Chciała zobaczyć jaki wpływ na dżunglę ma to nienaturalne zjawisko. Christopher skierował spojrzenie na Payton. Nie dało się niczego wyczytać z jego twarzy. - Wszyscy widzieliśmy jak strzelasz, więc bardzo dobrze, że pamiętasz o palcu - odparł spokojnie na jej prychanie. Jego własny palec nawet nie drgnął z miejsca, na którym się znajdował. - To co robię z rękami jest zagrożeniem tylko dla przeciwnika, co innego twoje gadanie, które w tej ciszy zwraca na nas uwagę wroga - powiedział obojętnym tonem. Bladolica zatrzymała się, wciąż krzywiąc się pod maską. - Albo zapierdalasz na szpice, albo zdejmujesz palec ze spustu. Za dużo razy widziałam jak to się kończy. Pozerke sobie odstawiaj na wolnym, nie będę szła przed typem którego nie znam, a który ma ubytki w korze mózgowej. Coś powtórzyć? - Lubisz dźwięk swojego głosu, co? - McBride beznamiętnym spojrzeniem popatrzył na nią z góry, z uwagi na wysoki wzrost, bo wyjątkowo dla siebie w tej chwili się wyprostował. I minął Laylę, gdy ta się zatrzymała. Nie zastosował się do jej sugestii. - Nie ja tu leczę kompleksy twardości - nie wyglądała na przejętą - Obciągałeś kolegom zamiast słuchać na szkoleniu twoja sprawa. Tak jak nie mój problem uważać na pozerów, ani być ich niańką. Nie będziesz szedł za mną skoro tak odpierdalasz. - ostatnie powiedziała głośno o powoli aby na pewno dotarło. Chociaż w połowie przy odrobinie farta. - Nie strzelam do kompanów nawet jak chcą mi za to płacić - odparł na to i na chwilę lekko się uśmiechnął. - Jak przestaniesz się dąsać to wiesz, w którą stronę poszliśmy - dodał nie zwalniając kroku. Payton popatrzyła na niego z litością. -To zapierdalaj szybciej kulasami na przód a nie będę tu długo gnić. |
09-06-2022, 21:49 | #57 |
Reputacja: 1 |
|
10-06-2022, 13:11 | #58 |
Reputacja: 1 | - Zamknijcie się w końcu, mamy robotę do wykonania - powiedziała September osłaniając flankę. - Odstrzelimy gnojków i spadajmy stąd. Widząc stronę w którą cała sprawa zmierza Ariel podjęła wreszcie decyzję. - Dobra narwańcy koniec pyskówek. Odganiamy te stwory. Na znak Chrisa każdy bierze jeden cel, krótka piłka. Zróbmy to razem. Taki pokaz siły będzie lepszy niż popisy wyborowego. Mam nadzieję, że je odstraszymy, bo łażą przez ciche obszary i mogą roznosić gorączkę. - Ariel odbezpieczyła karabin i wycelowała. - Bądźcie ostrożni to łupieżcy mogą zamiast uciec rzucić się do ataku. Oddział posuwał się powoli dalej, ale wszyscy mieli oczy dookoła głowy. W pewnym momencie jeden z osobników grupy małp wydał modulowany okrzyk, któremu zawtórowały pozostałe, by po chwili rzucić się do ataku. Chris wycelował w tego którego obrał za przywódcę i nacisnął spust. Pocisk wyrwał dziurę w środku klatki piersiowej, a człekokształtne ciało upadło pod drzewem. Zaraz potem wziął na cel kolejnego agresora. Shania, Layla i Ariel strzelali krótkimi seriami, w efekcie czego kolejne ciała spadały z drzew. Trwało to raptem kilka sekund. Dziesięć trucheł, stanowiących około połowy grupy, leżało nieruchomo w poszyciu. Reszta rozpierzchła się w panice, a echo wystrzałów jeszcze chwilę rozbrzmiewało w powietrzu. - Raczej już do nas nie wrócą - powiedział Christopher odsuwając twarz od lunety, przez którą obserwował ucieczkę małp. - Ruszajmy dalej - po tych słowach ruszył przodem. Gdy odeszli parę set metrów od miejsca gdzie wdali się w strzelaninę, Ariel zarządziła by zeszli nieco głębiej w dżunglę i przyczaili się na jakiś czas. - Zobaczymy czy wasze pyskówki i te głupie małpiszony przyciągnęły czyjąś uwagę. - dodała na koniec. Nie dodała, że jej noga zaczęła pulsować od wysiłku i chwila odpoczynku dobrze jej zrobi. Jeśli nic nie zwróci ich uwagi, ruszą dalej. Marine przyczaili się i nasłuchiwali. Nikt nie nadchodził. W pewnym momencie jednak przez gęstwinę dobiegł do nich głos. Coś na kształt krzyku. Nie dało się stwierdzić czy należał on do człowieka czy zwierzęcia. Roślinność tłumiła go i zniekształcała. - Spokojnie, nie ma co ryzykować - powiedziała September - bez zbędnego biegania po lesie. Idźmy szybkim krokiem, ale nie zaniechajmy środków ostrożności. - Ostatnie słowa skierowała do Ariel jako p.o. sierżanta. Ruszyli ponownie. Tempo marszu nadawała Doe. Minęło kilkanaście minut gdy natknęli się na kolejną strefę. W jej okolicach znaleźli zwłoki identycznych małp z jakimi walczyli wcześniej. Ciał było zaledwie kilka. Rany w większości zadane były bagnetami, ale śmierć zadana ranami postrzałowymi. Seria z bliskiej odległości. Jedno ze zwierząt miało otwarty pysk, a w nim ślady krwi na uzębieniu. U pozostałych było analogicznie. Na podłożu również znaleźli ślady krwi. Ciężko było stwierdzić czy ranne były małpy czy ci którzy z nimi walczyli. - Wygląda na to, że nasza prewencja uchroniła nas przed pogryzieniem - Christopher po obejrzeniu małpiszonów i charakteru ich obrażeń, zaczął rozglądać się po ziemi za śladami butów tych co używali bagnetów i broni. Ślady pasowały do tych z plaży. Na ziemi leżało też sporo łusek pasujących do karabinów M50, w które wyposażona była piechota jak i Marines. Wniosek był prosty. Piechota nie popisała się tutaj celnością. - Dobra wiadomość jest taka, że znaleźliśmy naszych. Zła że strzelają jak Peyton - westchnął McBride. - Jakie rozkazy? - zwrócił się do Doe. - Czyli nadal jesteś tu jedynym frajerem dojeżdżanym alimentami, Chris - Layla zaśmiała się wesoło. - Peszek. - Zluzuj majty, Payton. Posmyrasz go w obozie, teraz mamy robotę. - powiedziała September. - McBride dasz radę wytropić dokąd poszli? - Da się zrobić - odpowiedział Christopher ze skinieniem głowy. Ariel sama przyjrzała się śladom upewniając się czy przeszli ponownie przez skażony obszar. Jeśli przeszli tam z otwartymi ranami, to niewiele będzie do zbierania. Zarodniki/wirusy czy inne drobnoustroje dostaną się od razu do krwiobiegu. Dobrze byłoby dowiedzieć się, jak dawno tędy przechodzili, o ile uda się to odczytać ze śladów. - Sprężamy poślady i ruszamy teraz odrobinę szybciej. September twoja kolei na prowadzenie. |
10-06-2022, 14:16 | #59 |
Reputacja: 1 |
__________________ Walls of stone do not a fortress make. But they're not a bad start. Ostatnio edytowane przez Raga : 11-06-2022 o 08:46. |
13-06-2022, 08:29 | #60 |
Reputacja: 1 | “Najpierw trzeba pozbyć się najbliższego zagrożenia.” Przemknęło przez myśl September i prawie z przyłożenia strzeliła ożywieńcowi w łeb… Shania zrobiła to praktycznie odruchowo. Broń podniesiona do oka wypaliła najpierw w jednego ożywieńca a potem w drugiego. Z obu głów została tylko miazga. Nefaryta widząc odsłoniętego przeciwnika strzelił do dziewczyny ze swojej plugawej broni. Shania oczami wyobraźni widziała już swój koenic na tym zadupiu. Jednak jej pancerz Free Marine tym razem postanowił uratować jej życie. Efektem ostrzału nefaryty były tylko dwa draśnięcia, które jednak zaczynały niemiłosiernie piec. Kurator stojący na najdalszej pozycji zbliżył się dzierżąc miecz o ostrzu rdzawego koloru przyozdobionego resztkami gnijącego mięsa. Jego ciało było napięte i sapał wcale nie ze zmęczenia. Czekał i nie angażował się na razie w starcie. Ariel odrzuciła karabin sięgając po miecz cięła pierwszego przez paskudny łeb z okrzykiem. - A niech was CHUUUUUJ!! Medyczka skupiła całą swoją złość na pierwszym legioniście jaki zbliżył się na odległość zwarcia. Cięła poziomo. Ostrze nie natrafiło na żadną przeszkodę i wyszło z drugiej strony. Ożywieniec zachwiał się, po czym górna część jego korpusu upadła na ziemię. Poharatany uprzednio serią z karabinu przeciwnik Ariel zbliżył się do niej na odległość walki wręcz. Najpierw wykonał ruch jakby chciał ją zaatakować kończyną której już nie posiadał, a przed kolejnymi atakami medyczka uchyliła się bez jakiegokolwiek wysiłku. Leżący na ziemi kadłub ożywieńca jednak nie dawał za wygraną i próbował uczepić się jej rannej nogi. Drapiąc chaotycznie zdołał ją tylko lekko drasnąć. Mimo wszystko rany zadane pazurami momentalnie zaczęły palić. Chris pchnął Punisherem prosto w pierś ożywieńca. Normalny przeciwnik zginąłby na miejscu, ale nie Legionista Demnogonisa. Blondyn wyszarpnął miecz i ciął poziomo tym razem oddzielając jego głowę od reszty ciała. Skulił się pod nadlatują macką i odbiegł w głąb dżungli. Cairath momentalnie wyczuł jego ruch i podążył za nim. Pomiot Demnogonisa nie był szybszy od snajpera, ale ten zmarnował sporo czasu wykańczając Błogosławionego Legionistę. Cairath doskoczył i zamachnął się odnóżem w żołnierza. Chris odwrócił się w ostatniej chwili by zobaczyć zbliżającą się mackę, która uderzyła go prosto w brzuch. Pancerz ponownie chrupnął i jakby stał się nieco luźniejszy. Musiało puścić jedno z mocowań. Ból wywołany uderzeniem był tak silny, że snajper zaczął podejrzewać, że odgłos jaki usłyszał mógł pochodzić również z wnętrza jego ciała. Payton zaczęła się podnosić i sięgnęła po upuszczoną broń, ale znowu krzyknęła rozdzierająco i opadła na ziemię. Zachowywała się jakby płonęła żywcem, ale na jej ciele nie było żadnych oznak obrażeń. Ożywieniec stojący nad Laylą zamachnął się kilkukrotnie pazurzastą, zmutowaną łapą. Pierwszy cios zazgrzytał o naramiennik, drugi rozorał jej szyję. Jasna krew chlusnęła obficie na okoliczną roślinność. Trzeci cios miał ją pozbawić głowy, ale konwulsje Payton nie ustąpiły. Z jednej strony uratowały jej chwilowo zycie, a z drugiej przyspieszały wykrwawianie się. *** Ariel zbryzgana czarną gęstą juchą, miecz wyszarpał z trzewi truposza czarne, na wpół przegniłe festony jelit. Dookoło rozszedł się przerażający smród. Ariel jednak wykorzystując impet pierwszego cięcia ujęła rękojeść w obie dłonie i pchnęła z całej siły celując w oko kolejnego błogosławionego sukinsyna. Ranny legionista nawet nie zwrócił uwagi gdy otrze zbliżało się w jego kierunku, a była to rzecz która właśnie zakończyła jego marny żywot. Nadziany jak melon legionista upadł bezwładnie na kolana. Ariel oparła but na jego ramieniu i z paskudnym plaśnięciem wyrwała miecz, jeszcze bardziej rozchlapując śmierdzącą juchę dookoła. Rozglądała się teraz opanowawszy furię. Oceniając komu trzeba pomóc w pierwszej kolejności. W czasie walki widziała odbiegającego na południe Chrisa za którym w pogoń rzucił się Cairath. Z powodu gęstej roślinności nie miała pojęcia odnośnie przebiegu tej potyczki. Odpędzając się od, nie dającego za wygraną, przepołowionego ożywieńca zerknęła w lewo. Dostrzegła Shanię, która w jej ocenie, bez większego wysiłku dawała sobie radę. Za nią w zaroślach coś zajadle walczyło. Według ustalonej formacji była tam Payton, która nie reagowała na próby jej wywołania. Kurator widząc, że prawie wszystkie jego obiekty zostały unieszkodliwione zdecydował ruszyć się do ataku. Zaszarżował na najbliższego przeciwnika jakbym była medyczka. Trzykrotnie zamachnął się na nią mieczem. Dwa cięcia dotkliwie zraniły ją w brzuch, a trzecie drasnęło w udo. September wycelowała w ożywieńca pochylającego się nad ciałem Payton i posłała w jego kierunku krótką serię. Kule rozorały bark i głowę napastnika, który padł na Laylę i znieruchomiał. Zaraz potem odwróciła się i strzeliła w nefarytę. Zbyt się pospieszyła i źle oceniła dystans. Seria weszła w korpus zamiast głowę. Sługusy Demnogonisa były często niewrażliwe na ból więc ciężko było stwierdzić czy atak wyrządził mu jakieś szkody. Nefaryta ponownie obrał ją na cel i zrewanżował się strzałami ze swojej broni. Shania znowu poczuła się szczęściarą. Tylko jeden z pocisków rozorał jej lewy biceps, a reszta została zatrzymana przez pancerz. Mogło być znacznie gorzej. Chris odbiegł po skosie, w kierunku kamiennego kręgu, ale zatrzymał się nim wyszedł poza linię lasu. Następnie wycelował ze swojej snajperki w Nefarytę. Zanim podniósł broń zerknął na magazynek. Ostatni pocisk. Wymierzył i w momencie kiedy naciskał spust przeszył go ból w miejscu gdzie trafił go Cairath. Lufa minimalnie opadła w dół, a pocisk trafił nefarytę w korpus zamiast głowę. Zgodnie z przewidywaniami pomiot Demnogonisa ruszył za snajperem. Blondyn usłyszał szelest za sobą i odwrócił się gotowy na atak. Dwie macki uderzyły w snajpera, ale ten w ostatniej chwili zdecydował, że zaufa swojemu pancerzowi i przyjmie ataki i przejdzie do kontrataku. Opancerzenie na szczęście wytrzymało. Blondyn dobył miecza i ciął z całej siły. Celował tam gdzie wydawało mu się, że znajduje się głowa stwora i jego cios trafił tam gdzie planował. Ciało Cairatha było twarde i żylaste. Ostrze weszło głęboko, ale nie spowodowało spektakularnych efektów. *** September zacisnęła zęby wiedząc, że szczęście nie będzie trwało wiecznie i ponownie wycelowała w głowę nefaryty. Wszystko ją piekło. Miała nadzieję, że pociski Demnogonisa nie wywołają żadnych stałych efektów. Pierwsza seria okazała się nieskuteczna. Rykoszet od blachy zanitowanej na piersi nefaryty i pudło. Starała się zignorować wszystko dookoła wymierzyła ponownie i nacisnęła spust. Błysk od jakiejś metalowej części czaszki, ale inny pocisk trafił w oko Nefaryty. September nie była pewna czy to wystarczyło. Sekundy niepewności. W końcu bestia zachwiała się i padła na brzuch. Przestała się poruszać. Ariel wiedziała, że ta walka może być już zbyt trudna dla ich ograniczonego oddziału - September pomóż Pyton i wycofujcie się! Ja ich zatrzymam ile dam rady! - krzyknęła unosząc z trudem drgający w ręce miecz. Cięła kuratora. Mimo ran ostrze Ariel precyzyjnie zbliżało się do głowy Kuratora, ale ten w ostatniej chwili odbił je swoim mieczem. Medyczka próbowała ponowić atak i uderzyć niżej, ale jej przeciwnik zszedł z linii ciosu. Twarz plugawego medyka Demnogonisa była pozbawiona skóry. Usta z zębami nieprzykrytymi wargami wyglądały jakby były wykrzywione w permanentnym sadystycznym uśmiechu, a w jego oczach można było wyczytać satysfakcję. Kurator zatrzymał się na chwilę, groteskowy uśmiech jakby się poszerzył, a Ariel nagle zalała ciemność. Jej oczy odmówiły posłuszeństwa. Po prostu oślepła. Przez chwilę nie działo się kompletnie nic. Jej uszu dobiegł cichy, gardłowy chichot, a zaraz potem poczuła przeszywający ból w okolicy brzucha i piersi. Pamiętała jeszcze upadek i dotyk roślinności na ciele nie zasłoniętym pancerzem, a potem już nic. McBride skupił się na mackostworze, licząc że dziewczyny na ten czas wytrzymają i zajmą się resztą przeciwników. Z mieczem w ręku nie kombinował tylko w klasycznym stylu planował zwalczyć abominację. Pierwszy cios Chrisa był wymierzony prosto w głowę Cairatha, ale wszeobecne odnóża spowodowały, że ostrze zostało zbite i ześlizgnęło się po ohydnej różowej skórze stwora. Drugie cięcie było skierowane w część jaka właśnie próbowała go zaatakować. Pomiot Demnogonisa odpowiedział atakiem trzech macek. Pierwsza uderzyła z takim impetem, że agresor najwyraźniej stracił równowagę. Podparł się dolnymi odnóżami obrócił i zaatakował jeszcze raz. Chris usiłował uniknąć ciosu, ale solidnie oberwał w rękę. Ból był okropny. Prawdopodobnie pęknięta kość. Chris zacisnął zęby, złapał w lewą dłoń wysuwającego się z niesprawnej ręki Punishera i zaatakował dwukrotnie. Pierwsze cięcie dotkliwie zraniło jedną z macek, a kolejne weszło głęboko w środkową część cielska potwora. Snajper stwierdził jedną rzecz. W miarę ataków Cairath tracił rezon. Stawał się mniej agresywny, a macki atakowały bardziej zachowawczo. Być może ta istota Demnogonisa nie była tak odporna na ból jak inne. Ostatnio edytowane przez Mike : 13-06-2022 o 09:46. |