Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 16-05-2022, 12:06   #51
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
***

Doe czekając na resztę, gdy znaleźli się w namiocie długo nie wytrzymała i powiedziała
- Słuchajcie… Moris zrzucił na mnie cholerną odpowiedzialność, ale wiem, że dostała mi się cholernie dobra ekipa, ostatnia misja pokazała, że mogę bezgranicznie ufać każdemu z was. - przeciągnęła wzrokiem po wszystkich - zdając sobie poniewczasie sprawę, że znowu zaczęła niepotrzebnie gadać… Zatrzymała jednak wzrok na Payton, nabrała powietrza, po czym kontynuowała. - Mam nadzieję, że będziemy dalej współpracować na podobnej zasadzie. Pełna współpraca i zaufanie. Musimy jak najszybciej wrócić do pełnej zdolności bojowej….

Na kardynała - westchnęła w duchu, ale pierdoli… Po cholerę zaczynała gadać… Znowu wyszła na patetyczną idiotę… kiedyś ją za to zastrzelą i przyzna im rację… Mimo to kontynuowała.

- Musimy się zgrać z nowym członkiem ekipy, ale bez forsowania - wskazała na swoją nogę - może zrobimy sobie jakieś próbne strzelanie oraz trening walki wręcz. Co na ten temat sądzicie? Moris i tak by nas pewno przegonił…

- To miłe, że doceniasz to jak cię targałem z wody przez plażę - uśmiechnął się Christopher. Choć stał się jedynym mężczyzną w tym oddziale to nie wydawało się by z tego powodu miał mieć jakiś problem. - Jak dla mnie pomysł świetny, możemy zrobić sobie zawody strzeleckie - dodał z rozbawionym tonem. - Layla, czym się zajmujesz? - zapytał nową. - Ja jestem snajperem, Shania ogarnia materiały wybuchowe, a Ariel już wiesz że jest naszym medykiem - przedstawił wszystkich.

Payton parsknęła krótko, podnosząc kąciki ust do góry gdy patrzyła na wesołka.
- To już wiadomo dlaczego proponujesz strzelanie. Lubisz się bawić po alkoholu, co? Wcale nie chodzi żeby się pokazać i dać powód do zachwytu nad rodzynkiem w serniku, w życiu. Możemy się spróbować, ale pod warunkiem że potem pokażesz mi parę sztuczek - pokiwała lekko głową i przeskoczyła wzrokiem na zaaferowanego rudzielca.
- Nie przejmuj się tak. Potrzeba paru szlifów, nie szkolenia od nowa. Dogramy się - stwierdziła z niezachwianą pewnością i dodała - Broń długa i broń ciężka. Poza tym lubię noże. Tylko zanim wyjdziemy na plac zgarnę chustę z namiotu. Mamy kosę ze słońcem… unikamy się póki możemy - wzruszyła ramionami.

- Po alkoholu mniej mi się ręka trzęsie - stwierdził Chris i na dowód tego podniósł dłoń pokazując, że utrzymuje ją nieruchomo, bez ani jednego drgnięcia. Oczywiście nie była to prawda, bo zwyczajnie wypił za mało, żeby jakikolwiek alkohol miał teraz na niego wpływ. - Jasne, mogę wam wszystkim dać korki ze strzelania, będzie z korzyścią dla wszystkich - podłapał pomysł Layli. - A tobie to nie lepiej było się zgłosić na Marsa, albo Lunę? Wydasz tu krocie na krem z filtrem - snajper przyjrzał się krytycznie nowej. - Choć na Lunie to chyba wojsko tylko udaje, że coś robi.

- Może i lepiej, ale gdzie tu wyzwanie? Lubię wyzwania - bladolica stwierdziła z rozbrajającym uśmiechem i do kompletu rozłożyła ręce - Wiesz, dusza hazardzisty, wieczne igranie z losem oraz pociąg do gier albo bukmacherki. Długo robicie pod Morrisem? Co za typ człowieka? Wydaje się w porządku. Słony sierżant - zrobiła krótką przerwę - O ile pierwsze wrażenia nie są mylne. Zwykle mam nosa do ludzi, jednak gdzieś z tyłu głowy warto mieć czerwony przycisk bezpieczeństwa który wywinduje nas z wybujałego jak ja pierdolę szczytu ego z powrotem na niziny realizmu. Więc? Poza tym przypomnij mi że muszę cię kiedyś upić Chris.

- Jedna misja za nami - wycieczki krajoznawczej z początku Chris nie liczył. - Morris jest zadziwiająco ok. Sama Ariel może zaświadczyć - spojrzał na wspomnianą z wymownym uśmieszkiem. - A upicie mnie droga koleżanko jest dosyć drogą imprezą - puścił oko Layli.

- Mogę cię upić połową kubka wódy, zależy od obranej metody - parsknęła, drapiąc się po piegowatym nosie i wciąż gapiąc na snajpera. Zniżyła głos - Ale że nie jestem potworem ani nie kręcą mnie zabawy w psychopatycznego doktora, zostaniemy przy konwencjonalnych metodach… pamiętasz ten kawałek o wyzwaniach? Przez te dwie sekundy nic się nie zmieniło.

- Nie będę cię od tego odwodził - odparł rozbawiony. - Szczególnie jeśli będziesz stawiać.

- Dobra idę pogadać z szarżami o jakąś miejscówkę, bo nie kojarzę tutaj żadnej strzelnicy. - westchnęła Ariel podnosząc się i kierując do wyjścia. Noga nie rwała już tak bardzo, choć całego ciężaru ciała wolała jednak na niej nie opierać.

- To nie będzie konieczne - odezwał się Ross po chwili milczenia. - Mamy strzelnicę na północnej stronie wyspy w zatoczce. W zasadzie tylko my jej używamy, bo reszta obozu boi się zapuszczać w gęstwinę.

- Chyba i tak trzeba to zgłosić, żeby nam kwatermistrz później głowy nie zmył i by nasza zabawa komuś nerwów nie nadszarpnęła, bo woda daleko niesie odgłos wystrzałów.
- W linii prostej - przytaknął. - Do tej pory nikt się nas nie czepiał.

Nowa osoba szybko zajęła miejsce Gabriela w docinaniu Chrisowi… To dobrze, bo tej pary brakowało jej najbardziej po powrocie. Postanowiła, że po załatwieniu formalności zaglądnie do lazaretu. Dopyta się może Gabriel albo sierżant czegoś potrzebują. Pogada też z lekarzem i zapyta o Payton.

Okazało się, że korespondent wojskowy był już zaopiekowany przez swojego brata, a Morris wykazywał wysoki poziom irytacji na zalecenia lekarza. Sierżant jednak nie był głupi i miał świadomość ryzyka jakie niesie za sobą chodzenie z niezasklepiona raną w tropikalnym klimacie.
Będąc w lazarecie zmniejszał ryzyko tego, że z nudów weźmie się za jakąś robotę i zerwie szwy. W odróżnieniu od Gabriela miał szansę wyjść po 2-3 dniach, a nie dwóch tygodniach.

Ariel przeglądnęła akta medyczne Payton. Jeśli chciała znaleźć coś na jej temat to mocno się zawiodła. Służba, wyłącznie w szeregach Wolnych Marines, rejestrowana była do 8 lat wstecz i koniec. Brak wcześniejszych wpisów. Jedyna rzecz jaka przychodziła jej do głowy to służba w Brygadach. To po jej odbyciu dostawało się nowe nazwisko, tożsamość, papiery i nowy start. Do tego tylko dwa lata, a nie wymagane 10. Musiała się nieźle wykazać.
Na deser żadnych chorób z których wynikałby jej styl ubierania się. Taka cera. Krem z mocnym filtrem to jedyne czym mogłaby się jej przypodobać.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 17-05-2022, 09:15   #52
 
Fenrir__'s Avatar
 
Reputacja: 1 Fenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputację
Gdy Ariel załatwiła wszystko co miała w planie stanęła uśmiechnięta serdecznie w wejściu do namiotu i powiedziała:

- Zbieramy się towarzystwo! Zabierajcie zabawki. Idziemy na spacer. -
Dając przykład pozostałym, zabrała się za kompletowanie swojego ekwipunku. Szli do lasu więc trzeba zabrać wszystko, co potrzebne.

***

Gdy znaleźli się poza obozem, zatrzymała się, przypominając sobie ostatnią wycieczkę i stwierdziła, że nic nie szkodzi, by zrobić to samo, co zrobił Moris.
- Pora odrobinę poćwiczyć, wspólne spacery. - zaczęła głośno - September bierzesz szpicę, McBride prawa flanka, Payton bierzesz lewą, Ross ubezpieczasz September i kieruj ją na miejscówkę, ja z Harrisem pilnujemy tyłów. Idziemy powoli nie forsujemy się, niektórzy dopiero co wyszli spod kołderek i muszą jeszcze odpoczywać - gestem ręki wskazała na swoją obandażowaną nogę, choć na myśli miała też Rossa i Harisona.

Harrison nie miał okazji się wykazać, a Ross tylko wskazywał kierunek.. Ariel liczyła, że zareaguje na zagrożenie, które przeoczy September. Umiejętności Chrisa i Shani już znała więc więcej uwagi poświęcała temu jak radzi sobie nowa. Ta jednak okazała się bardzo dobrze wyszkolona. Dostrzegała wszystkie niebezpieczeństwa. Nawet te, które znajdowały się bezpośrednio przed szpicą. Raz czy dwa nawet ostrzegła oddział aby odbić na prawo ze względu na coś co znajdowało się po przeciwnej od niej stronie.

Gdy w końcu przedarli się przez ostatnie zarośla, ich oczom ukazał się północny brzeg wyspy.


- Jak uroczo. Dobrze że mam kąpielówki - skomentował Chris ich miejscówkę. - To w co strzelamy? Czy wolisz trenować pływanie pod obciążeniem? - zapytał nowomianowaną dowódczynię.

Ariel obrzuciła go spojrzeniem.. Już miała ochotę na wredną ripostę…Ale się powstrzymała.
- A żebyś wiedział… tylko mi noga przyschnie… - Ariel obrzuciła plażę.

- Strzelanie do rzutek, albo rzuconych patyków. Będzie prawie jak na akcji. - rzekła September. - Strzelanie do tarczy nijak ma się do walki, szkoda na to czasu.

Payton nie odzywała się przez dłuższą chwilę, wpatrując po prostu w urokliwy krajobraz i chłonąc spokój. Przynajmniej takie sprawiała wrażenie bo widać było tylko jej oczy. Resztę twarzy chowała pod czapką i czarnym kominem.

- Chujowa obsługa w tym hotelu, gdzie cycate kelnerki z drinkami? - prychnęła - Jak się nam znudzą patyki przeniesiemy się na latające sraluchy. Zawsze jakaś odmiana.

- Po drodze widziałem jakieś kokosy - stwierdził Chris, zrzucając z pleców bagaż. - Ross, Harison, za mną.
Panowie poszli ku drzewom, w których cieniu leżały orzechy wielkości rozpostartej ludzkiej dłoni. Nazbierali ich tyle ile mogli unieść i wrócili.


- Podwójna zabawa, trenowanie cela i rzucania granatem - uznał po powrocie McBride, podrzucając jednego kokosa w dłoni. - Dobra, to kto pierwszy, czy mam wybrać ochotnika?

-A to nie ty miałeś pokazać sztuczkę? - Layla podeszła do niego, ściągając broń z ramienia - Cukierek albo pikuś. Skoro już marnujemy potencjał tych orzechów niech będzie warto.

-OK dobra, to kto rzuca? - Jak nie będzie chętnych to Ariel zgodzi się jako pierwsza. - Proponuje strzał z 50 metrów z broni długiej i 20 metrów z krótkiej. Pojedyncze strzały. Co wy na to?
 
Fenrir__ jest offline  
Stary 17-05-2022, 21:16   #53
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
***

McBride wystawił się na pierwszy ogień.
- Ross, Harrison, rzucajcie, ale tak z sercem - po tych słowach snajper oddalił się od grupy a wspomnieni marines przygotowali się do rzutów. Chris odszedł od nich spory kawałek i gdy zajął miejsce pokazał z oddali kciuk do góry by rzucali.
Ross i Harrison nie omieszkali przy tej okazji by ciskać kokosami w różnych kierunkach, ale ku ich zaskoczeniu każdy jeden owoc wybuchał w powietrzu od kul wysłanych z karabinu blondyna. Nie dać za wygraną, rzucający starali się podkręcać kokosy, rzucać ich więcej na raz w różne kierunki i na różną wysokość, jednak to nie zmniejszyło efektywności strzelca, który nawet posyłał celne dodatkowe strzały w opadające łupiny. Chris wyglądał przy tym jakby jego dokonania były czymś mega łatwym do wykonania.
Po dziesięciu kokosach snajper powrócił do grupy, uśmiechając się zawadiacko.

Ariel chwilę patrzyła na Chrisa z trudem ogarniając temat. Niby widziała go w akcji.. Ale widzieć i obserwować go na spokojnie to były dwie różne rzeczy…
- Jakim cudem… ?- wymamrotała, patrząc na powoli opadające wióry z niewielkiego kokosa dwukrotnie trafionego w locie. Ona nawet nie widziała go w locie, a co dopiero w niego wycelować i trafić i to raz… a nie dwa razy pod kolej.

Payton szło… jakoś, ale nie wydawała się napinać, ani brać sobie do siebie średnich wyników. Z miną “lepiej nie będzie, grunt że zrobione nie jak u obcego” luzowała gumę, obserwując poczynania pozostałych. W pewnym momencie pokiwała mądrze głową, bo parę elementów układanki się jej dopasowało.
- Nieźle Chris, naprawdę spodnie spadają razem z gaciami - zwróciła się lekkim tonem do snajpera, ściągając maskę na tyle żeby dało się dostrzec na jej gębie szczery, poczciwy uśmiech.
- Będzie trzeba zrobić ściepę na zabieg dla ciebie żebyś chociaż ślepakami strzelał, bo przy takiej celności niedługo ci żołdu zabraknie na alimenty - dodała z tym samym uśmiechem.

- Raz, nie zawsze - pouczającym tonem odparł jej Chris. - Dlatego wolę profesjonalistki, Poza tym przelwey ciężko idą między planetami. Nie mniej, sugestia ciekawa, rozważę - mrugnął do Layli. Wyraźnie nie oceniał strzałów Doe i Payton, choć uważnie je śledził. - Dobra to jesteśmy na półmetku. Shania, Ross i Harrison, zbierajcie się kto następny.

-Fakt, nie wypada pytać damy o przebieg. Tylko o stawkę - Layla zgodziła się gładko i raptem gębą się jej cieszyła nadal.

- Pora wracać. Powiedziałabym, że słońce zachodzi… Ale cholera idzie mu to za wolno. Wracamy w tym samym szyku - spojrzała na wysłużony zegarek - Jak się uwiniemy zdążymy na kolację.

Podeszła do Rossa i powiedziała

- Dobra miejscówka jak nas tutaj zostawią, to jeszcze tu zaglądniemy. Ale wybrałabym się na dłużej i podumała nad wprowadzeniem paru modyfikacji. Jakiś szałas, zapasy, może jakaś infrastruktura do ćwiczeń… Co o tym miejscu sądzi Moris? Spodobałby mu się taki plan?

Ross zerknął na Harrisona, a ten wzruszył głową i ramieniem na znak, że mu to wisi.
- W zasadzie to mamy już coś takiego. Tędy - machnął ręką z karabinem przywołując oddział aby poszedł za nim.

Droga trwała kilka minut, aż w gęstwiny wyłonił się szkielet opuszczonego budynku.

Layla rozejrzała się po okolicy, kładąc dłonie na biodrach. Od latania w słonecznym, mokrym upale lepsze było latanie po cienistym, mokrym upale, a w budynkach przynajmniej nie padały na nich bezpośrednie promienie słońca. Zawsze jakiś plus.
- Bunkrów nie ma ale też jest zajebiście - mruknęła wesoło i popatrzyła przez ramię na resztę oddziału. Skończyła gapienie na Ariel.
- To co, sprawdzamy najpierw czy się nam bezdomni nie zalęgli?

- O wszystkim się dowiadujemy ostatni… - Ariel spojrzała na Layle z uznaniem. Błyskawicznie odnalazła się w oddziale, do którego Ariel do tej pory nie była w stanie podejść na takim luzie - Pewno. Gospodarze przodem - powiedziała w stronę najstarszych członków oddziału. To Dżungla w środku zawsze mogło coś się zagnieździć. Poprawiła ułożenie broni i ruszyła za Rossem do środka. Chciała sprawdzić jak tam z zapasami medycznymi.

W środku były pozostałości zdezelowanego umeblowania, które trzymały się tylko “na słowo honoru” lub z przyzwyczajenia. Kilka szafek i regałów oraz leżyska zrobione z wysuszonej roślinności poszycia dżungli.
- Nie ma bezdomnych i nikt się tym nie interesuje. Można powiedzieć, że należy do nas bo nikt też się tutaj poza nami nie zapuszcza - poinformował Harrison.
- Z wyjątkiem Morris’a. On udaje, że o tym nie wie - dodał Ross.

- Szkoda tracić więcej czasu i tak nam zeszło. Będziemy zwiedzać następnym razem. Wracajmy. - Podsumowała pobieżne oględziny p.o. Sierżanta.

-Aż tak dobrze karmią, że trzeba się spieszyć? - nowa zrobiła zaciekawioną minę.
 
Mike jest offline  
Stary 19-05-2022, 11:28   #54
 
Dydelfina's Avatar
 
Reputacja: 1 Dydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputację
***

Marine wracając do obozu stwierdzili, że zrobiło się ciszej i pustawo. Bo bliższych oględzinach i zasięgnięciu języka okazało się, że oddział Brygad zabrał motorówkę na patrol jednej z pobliskich wysp. Również jedna z jednostek piechoty wyruszyła w innym kierunku na pokładzie Grapehota. Obozowa mechanik Sandra Bailey grzebała nadal przy Guardianie. Śmigłowiec wyglądał już dużo lepiej.

Ariel zrzuciła swój ekwipunek w namiocie, przebrała przepoconą koszulkę i ruszyła do sierżanta zdać mu krótki raport z ich wycieczki. Nie miała zamiaru wdawać się w szczególne dysputy, chciała podkreślić, że Layla szybko zgrała się z oddziałem i nie odbiega zdolnościami od pozostałych świeżynek. Później odpoczynek i regeneracja.

Pustki w obozie oznaczały dwie rzeczy: brak kolejki pod prysznic i brak kolejki w stołówce. Shania postanowiła skorzystać z obu okazji. Gdyby nie regulamin zrobiła by obie rzeczy naraz.

Krótka przebieżka po tropikalnym lesie, ćwiczenia i poznawanie nowego oddziału wprawiły Payton w całkiem dobry humor. Znane ramy w które na powrót wskoczyła były jak substytut życiowej stabilizacji, a tej każdy na swój sposób potrzebował. Nawet prażące niemiłosiernie słońce nie wydawało się już takie wkurzające, po prostu sobie grzało u góry do czego przecież do cholery dawno bladolica przywykła. Nie było co marudzić, ani pomstować na rzeczy niezmienne, tylko skupić na tym co pod nogami, albo dookoła namiotów po powrocie.
Zmiany nie dało się nie zauważyć. Wcale nie tak duży obóz bez dwóch oddziałów wydawał się jej jeszcze bardziej pusty niż gdy kilkanaście godzin wcześniej Layla przybyła na ten zacny wypizdów szerzyć pokój, równość i inne propagandowe slogany w jedyny słuszny sposób, czyli za pomocą ołowiu. Zrobiło się może nie cicho, ale z pewnością ciszej. Trochę miasto duchów, trochę czasoprzestrzeń w poniedziałek po weekendowej przepustce i przed porannym apelem, kiedy wszyscy udają że są trzeźwi oraz pełni werwy, lecz na wszelki wypadek schodzą dowódcom z oczu próbując ogarnąć się do końca zanim przyjdzie im wyjść na plac.
- Idę rozprostować nogi - kobieta mruknęła w eter oddziałowej mety, zostawiając sprzęt przy łóżku z wyraźną ulgą. Tak jak z ulgą zamieniła mokrą od potu maskę na przewiewną czarną chustę którą owinęła głowę niczym turbanem. Bez pancerza i reszty szpeju od razu przyjemniej się szło, więc po wyjściu z powrotem na słońce zaczęła niespiesznym krokiem szwendać się pomiędzy namiotami, przy okazji zaglądając w kąty obozu aby go lepiej poznać na przyszłość. Wiadomo przecież, że wiedza nie boli a od jej nadmiaru jeszcze nikt nie utył. Za to przeżycie wzrastało wprost proporcjonalnie.
Swoją wędrówkę zakończyła przy namiocie kwatermistrza, gdzie niby przypadkiem i całkowicie bez żadnego podtekstu się wpakowała. W końcu słońce grzało jak diabli, zaś kawałek cienia był czymś zbawiennym… a skoro była już w środku zaczęła rozpytywać o dostawy książek, gazet i czegoś, co niedawno przyszło, a co nadawało się do zabijania. Tym razem czasu.

Kwatermistrz nie był zaskoczony pytaniem. Obsada obozu nie miała tutaj wiele do roboty. Torres przywołał gestem dłoni dziewczynę i pokazał jej skrzynię, której wieko właśnie zdjął. W środku znajdowały się najświeższe wydania gazet, książki, kasety magnetofonowe i płyty z muzyką. Było tam też kilka filmów. Trochę nowości, trochę klasyki. Jej uwagę przykuła książka wciśnięta z boku pojemnika. Stare wydanie. Tytuł brzmiał “Weapon Smuggler”. Powieść opowiadała o tajnych androidach Cybertroniku przenikających społeczeństwo i detektywie specjalizującym się w ich tropieniu.
Nie było to co prawda "50 twarzy Kardynała", ale może i lepiej. Każdy klasykę rozumiał na swój własny sposób, różne też były gusta i guściki. Poza tym docelowo lektura miała uspokoić zamiast podnosić ciśnienie, od tego były inne gazetki, które Layla zignorowała tym razem. Za to książkę obróciła w dłoniach, czytając zajawkę na tylnej okładce. Brzmiało spoko, co prawda nigdy nie miała styczności z tą konkretną pozycją, jednak opowieści detektywistyczne zwykle trzymały poziom. Zwykle też nie widniały na indeksie ksiąg zakazanych, czyli bez przypału już pierwszego dnia, kolejny plus.
- Biere - skwitowała zadowolonym tonem, chowając książkę za pazuchę. Wymieniła z kwatermistrzem jeszcze parę nic nie znaczących uwag, a potem pożegnała się jak nakazywało dobre wychowanie i wyszła z powrotem na słoneczne światło biorąc za cel wędrówki kolejny namiot. Tym razem medyczny.

Morris był jednym rezydentem lazaretu. Na widok Payton odłożył czytany właśnie magazyn na stolik i podciągnął się do pozycji siedzącej. Grymas na twarzy pojawił się mimo prób jego powstrzymania, a towarzyszyło mu syknięcie z bólu.
- Anthony, jeśli obiecasz się nie nadwyrężać to za kilkanaście godzin cię wypuszczę - dobiegło z części zabiegowej, a głos należał do Majora Johna Scotta.
Payton przez chwilę zastanawiała się gdzie zakopali brata Chrisa który też oberwał, jednak dość szybko skupiła uwagę na rannym sierżancie. Sporadyczne metaliczne stukanie, kojarzące się z przyrządami medycznymi i tacą, sugerowało, że Gabriel musiał znajdować się za parawanem, w części zabiegowej.
-Spokojnie, nie przyszłam po twoje życie - odezwała się cicho ściągając chustę z twarzy, a blada gębą zaświeciła w półmroku.
- Tym razem - dodała z filuternym uśmiechem, robiąc parę kroków w stronę łóżka.
- Więc co cię sprowadza? - Morris usadowił się nieco wygodniej. - Pastwienie się nad rannym sierżantem? Nawet w tym stanie nie sprzedałbym tanio skóry.
- Rzucasz mi wyzwanie na mały sparing? Teraz? - kobieta pochyliła głowę żeby patrzeć na Morrisa spod byka i uśmiechnęła się zębato. Ściąganie skóry było dobrą zabawą, niezależnie od obszaru który się skórowało, ale to zachowała dla siebie.
- Mam coś dla ciebie i od tego zaczniemy. Nie chcę potem żeby Scott mnie ganiał po wyspie z wziernikiem albo innym medycznym badziewiem… że mu pacjentów uszkadzam, chociaż wątpię abyś narzekał. Głośno.
- Teraz odpoczywam, ale jak będziesz kwestionować moje rozkazy to będę cię musiał przeciągnąć po obozie. Wtedy będziesz marzyć o wzierniku Majora - zrewanżował się sierżant. - Jeśli to coś do jedzenia albo picia to będziesz musiała sama najpierw spróbować i to na moich oczach.
Bladolica zagryzła wargę, zjeżdżając wzrokiem na obszar bioder ukrytych pod kocem.
- A to nie ja w gościnę przyszłam? Strudzony wędrowiec spragniony od tego koszmarnego upału - wróciła spojrzeniem do jego oczu i podniosła wytatuowane dłonie, zaczynając powoli rozpinać guziki bluzy munduru.
- O moich marzeniach pogadamy jak już zaliczymy etap przeciągania. Lubię słuchać rozkazów od konkretnych ludzi. Ale dobrze wiedzieć, że lubisz patrzeć i się pocić - rozpięła jeszcze jeden guzik, a potem leniwym ruchem wsunęła rękę pod materiał. Wyciągnęła stamtąd książkę.
Morris zmierzył ją wzrokiem. Sprawiał wrażenie jakby wahał się czy jej coś powiedzieć. W efekcie tylko lekko uśmiechnął się do swoich myśli.
- Klasyka - stwierdził przyglądając się z uznaniem okładce książki wyciągniętej w dłoni dziewczyny. - Powinnaś wywalić na zbity pysk swojego informatora jeśli przekazał ci, że lubię patrzeć - dodał mimochodem.
Layla zrobiła urażoną minę pod tytułem “jaki znowu informator?” ale głośno nie skomentowała. Zamiast tego nachyliła się żeby podać makulaturę sierżantowi bezpośrednio do ręki coby sie biedaczek nie przemęczał ani nie nadwyrężał.
- I bardzo mądrze. Samo patrzenie jest stulejowe, a nie wyglądasz na stuleję. Lepsza jest zawsze bezpośrednia potyczka, od razu krew szybciej płynie… między innymi - uderzyła go uśmiechem z bliskiej odległości.
- Fikuśne gazetki ci darowałam, bo masz odpoczywać i dochodzić. Do siebie. - zamrugała - Żeby po wyjściu zrobić mi bootcamp, bo tylko mnie ominęła zabawa pod tobą na ten moment. Więc dobrze żebyś był wypoczęty i zalepiony. Co to za zabawa gdy masz z tyłu głowu, że trzeba uważać bo pójdą szwy, co nie?
- Trenuj do tego czasu, żeby nade mną nadążyć… i przeżyj - posłał jej złośliwy uśmiech.
- Nad czy pod tobą? - odbiła z wyzwaniem w oczach i ściszyła głos - Dobrze, zobaczymy co mi zrobisz jak już mnie złapiesz. Gdy odpoczniesz. Teraz bym miała wyrzuty sumienia.
- Za cienka w uszach jesteś żeby być nade mną, ale może z czasem zasłużysz na swój oddział, a wtedy będziesz za mną bardzo tęsknić - złośliwość nie opuszczała jego twarzy.
- Są ważniejsze rzeczy niż pagony - zaśmiała się cicho, strzepując mu jakiś paproch z ramienia - Ale ty akurat o tym wiesz. Będziesz musiał w takim razie ostro nade mną popracować, dla wspólnego dobra oczywiście. Chciałbym chłonąc wszystko od kogoś takiego jak ty i kto wie? - uśmiechnęła się szerzej - Tęsknota to wredna sucz, dopada w najróżniejszych momentach i najróżniejszych ludzi, twardzielu. O ile masz jaja podjąć wyzwanie.
- Dam ci szansę i sprawdzę czy jesteś mocna w czymś jeszcze poza gębą. Robisz dobre wrażenia, ale do tej pory chyba nikomu nie zależało na tobie na tyle żeby wyprostować twój charakterek. Dla twojego dobra lepiej byłoby żeby moje jaja były wystarczająco duże.
- Paru próbowało… ale nie miało takich zajebistych blizn - Layla wyprostowała się i zaczęła z powrotem zapinać mundur. Gapiła się na przełożonego z zadumą - Będzie ciekawie, to na pewno. Stań na nogi i sprawdzimy czy ten rozmiar mnie przygniecie aż do pokory.
- Postaram się żebyś nie mogła utrzymać się na nogach - obiecał Morris.
Czarnowłosa zastopowała walkę z guzikami gdzieś w połowie roboty i parsknęła.
- Mów mi tak jeszcze… - znowu się schyliła aż ich twarze znalazły się na tym samym poziomie tuż obok siebie -... a schowam sumienie do kieszeni i Scott nie wypuści cię stąd tak szybko jak mówił. Poza tym nie staraj się Tony, po prostu to zrób. Albo się próbuje, albo robi.
- Ale się nakręcasz. Szczerze to współczuję temu kolesiowi jaki napatoczy cię po wyjściu stąd. Gdybyś była facetem to kazałbym ci iść pod zimny prysznic, a tak to… - rozłożył bezradnie ręce na boki.
- Fakt, jeden może nie starczyć. - zgodziła się gładko i dorzuciła rozbawiona, przejeżdżając palcem po bliznach na jego policzku - Jestem jak rekin, wystarczy mi odrobina krwi, a ty nią trącisz na parę mil. Ale duże dziewczynki umieją też sobie radzić z problemami na własną rękę, skoro nie mogą akurat liczyć na pomocną dłoń.
- Tak to już jest jak się jest wybrednym - sierżant pokiwał głową ze zrozumieniem.
Payton odkiwała grzecznie głową.
- Szkoda że nie lubisz patrzeć - uśmiechnęła się do tego smutno.
- Mam już swoje przyzwyczajenia. Jak znajdę karabin, który mi dobrze leży w ręce to nie pozwalam innym z niego strzelać. Ty z tego co widzę masz jeszcze sporo pudełek amunicji przed sobą zanim swój znajdziesz.
- A kto powiedział że nie mam już czegoś na oku? - zrobiła ironiczną minę, wracając do pionu. Gdzieś zza parawanu nadal dochodziły dźwięki zabaw doktorka Majorka, innych rezydentów tego penthouse nie odnotowano. Ona za to rozglądała się gdzieś na boki, a w jej głowie przekręciła się wajcha z “not pew” na “pew pew pew”. Życie bez jazdy po bandzie nie nadawało się w ogóle do życia, dlatego bez marnowania czasu przeszła pod ścianę aby stamtąd zabrać krzesło i wróciła z nim pod pryczę sierżanta. Postawiła je po prawej stronie, frontem do niego.
- Wiesz Tony, głupotą jest twierdzić, że starego psa nie nauczysz nowych sztuczek - rzuciła rozsiadając się wygodnie.

- Dobra! Koniec odwiedzin! - zawołał Scott pomagając przykustykać Gabrielowi z powrotem do swojego łóżka. - Twoja kolej Morris. Czas na zmianę opatrunków - Major podszedł do sierżanta wyczekując czy ten sam zdoła wstać.
Gdyby wzrok mógł mordować, major padły martwy ledwo wylazł zza parawanu. Layla jednak błyskawicznie się opanowała, zmieniając wyraz twarzy na ironiczne "no kurwa serio?", co było lepsze niż sięgnięcie po nóż.
- A nie przysługuje ci jakaś przerwa, doc? Fajek czy coś - uśmiechnęła się całkiem sympatycznie - Też musisz o siebie dbać, bo łbów od siania ołowiem jest masa, ale to twoje złote łapy i mądry baniak są naszym dobrem deficytowym. Dbasz o nas, o siebie też powinieneś. Sierżant nie zwieje, przypilnuję go. A potem jak trzeba to ci zaniosę na stół. Chyba że pogardzi pomocną dłonią - na koniec spojrzała na Morrisa wciąż się szczerząc.
Major Scott na moment oniemiał pod wpływem potoku słów jaki w niego uderzył. Cofnął się nawet o krok jakby zrozumiał, że wtrącił się w jakąś osobistą rozmowę.
- W zasadzie… - wybełkotał początek zdania.
- W porządku. Nie trzeba mnie nieść - przerwał mu Morris podnosząc się i kładąc dłoń w z boku brzucha. - Zobacz czy mi się to dobrze goi. - Poklepał jeszcze zdezorientowanego szefa medyków po ramieniu gdy go mijał. Zerknął jeszcze za siebie i popatrzył na Payton z iskierkami rozbawienia w oczach.
Ta puściła mu oko, ocierając udawaną łzę wzruszenia na to rozstanie. Korciło też aby dać rannemu przyjacielskiego kopa albo klapsa na rozpęd.
Korciło mocno, lecz wygrały strzępki rozsądku staczając heroiczną bitwę z wrodzonym szaleństwem. Kobieta poczekała aż oba trepy znikną za parawanem i dopiero wstała, kierując się do wyjścia. Znów powtórzyło się pozbywanie uśmiechu zaraz po wyjścia na słońce i zasłanianie martwej jak u ryby, bladej gęby.
Trzy kroki później ciałem Lalyli lekko zatrzęsło. Potem drugi raz.
Spod maski wydobył się uniwersalny kod wojskowy "kurwa" w wyraźnie rozbawionej tonacji i po trzecim cichym parsknięciu, kręcąc głową czarnowłosa ruszyła w swoją stronę.
 
__________________
This is my party
And I'll die if I want to
Dydelfina jest offline  
Stary 22-05-2022, 19:54   #55
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
rezerwacja
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 09-06-2022, 05:41   #56
 
Fenrir__'s Avatar
 
Reputacja: 1 Fenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputację
Kilkanascie kolejnych godzin mineło leniwie. Czas wolny skończył się z chwilą kiedy adiutant Bella podszedł do Doe i poinformował, że ich oddział będzie miał odprawę za pół godziny.

Plan sytuacyjny pokazał pojedynczą wyspę na mapie. Znajdowała się ona na wschód. Mniej więcej w połowie odległości między Fulcrum, a ich portem zaopatrzeniowym, a na południe od lokacji ich poprzedniej misji.


- Oddział piechoty wysłany na patrol powinien zameldować się kilka godzin temu. Nie zrobili tego. Macie ich odnaleźć. Jakieś pytania?
- O’Reilly robił briefing jak ostatnio.
- Po co tam poszli i czego mieli się spodziewać? Bo może tak jak my natknęli się na siły legionu?
- To miał być rekonesans. Wykryliśmy aktywność na wyspie, ale żadnych transportów wodnych czy powietrznych. Na tym obszarze poza fauną i florą znajdują się tylko ruiny i nic więcej.

- Jakie ruiny? - Zapytała Ariel wyłapując kluczowe słowo
- Świątynia sięgająca czasów terraformacji - odpowiedział podporucznik, ale widząc nadal wpatrzone w siebie oczy uzupełnił. - Nie odkryto żadnych powiązań. Żadnych symboli. Nikt nie zamieszkiwał tych obszarów.

- Proszę o udostępnienie na misję radiostacji przenośnej do komunikacji z bazą oraz komunikatorów przenośnych dla oddziału. Być może misja poszukiwawcza zmusi nas do rozdzielenia się, a z racji braku wrogich instalacji cisza radiowa nie będzie wymagana.

- Zezwalam. Otrzymacie taki sprzęt jak piechota - zdecydował O’Reilly po chwili zastanowienia.

- Drużyna, lekki rynsztunek i ruchy… Skoro to misja ratunkowa, to nie będziemy zwlekać. - rzuciła do oddziału, nad którym pełniła obowiązki sierżanta - Prosiłabym o przekazanie wytycznych miejsca lądowania piechoty, ewentualnie miejsca ich ostatniego meldunku.

- Ostatni kontakt mieliśmy w czasie zrzutu. Plaża. Najbardziej wysunięty na zachód punkt wyspy.

- Weźmy więcej środków do pierwszej pomocy. Upakujemy je po plecakach wszystkich biorących udział w misji ratunkowej - zaproponował McBride, który sądząc po jego słowach spodziewał się znalezienia swoich w stanie wymagającym interwencji ich medyka.

- Więcej Morfanolu - Payton mruknęła uśmiechając się krzywo, co ukrywała owinięta wokół głowy chusta. Kula działała podobnie do morfy i ważyła podobnie. Zwracała za to nieporównywalnie więcej uwagi podczas aplikacji, a skoro “coś” się stało oddziałowi, to samo “coś” mogło teraz koczować w dżungli żeby się przytrafić kolejnym trepom.
- Dodatkowe pakiety antytoksyn bo nadprogramowa aktywność nadprogramową aktywnością, ale jeśli ktoś przeżył i jest ranny dżungla sama go dojedzie. Na Immortal Walk pewnie nie mamy co liczyć, a co z Energy? - zwróciła się do adiutanta Starego - Stymulanty zawsze ratują dupę gdy się zrobi gorąco. Mamy wyciągnąć jeszcze dodatkowe odwłoki. Tym odwłokom przydadzą się uśmierzacze bólu. Skoro mogą sami przebierać nogami niech to robią, my w tym czasie zajmiemy się tasowaniem okolicy ołowiem.

***

Oddział w czteroosobowym składzie, z Chrisem w roli sternika, dopływał do celu. Po drodze minęli dużą wyspę i trzy miniaturowe. Ich patrol mogli odfajkować z pokładu motorówki. Słońce prażyło. Falowanie wody było niezauważalne. Małe zmarszczki na tafli sugerowały lekki wiatr, który nie był wyczuwalny przez ruch łodzi. Kilkadziesiąt metrów od brzegu snajper zgasił silnik i zaczął naturalnie wytracać prędkość. Atmosfera była wręcz idylliczna cisza i spokój z naturalnymi odgłosami przyrody w tle. Chwilę potem dno motorówki zaryło o piaszczysty brzeg.

- Woda jest spokojna, ale nie bądźmy zjebami i wynieśmy łódź kawałek od brzegu. Prącie raczy wiedzieć jak tu wyglądają pływy ani za ile wrócimy. Albo czy się krypa komuś nie spodoba - podnosząc się z miejsca Payton ostatni raz poprawiła maskę zasłaniającą twarz.
- Jak to mawiała moja poprzednia skarbnica mądrości wojskowej ze złamanymi pagonami “nie ma pierdolenia, że to ciężkie, żmudne albo niemożliwe. Ma być zrobione i chuj”... zaczynamy ich szukać po plaży aż znajdziemy łódkę czy inne ślady i ruszymy ich tropem, czy od razu na pełnej kurwie wbijamy w zielone? - kciukiem wskazała granicę lasu.

Ariel potaknęła nowej członkini ich oddziału. Ariel syknęła tylko bo noga dała o sobie znać gdy podniosła łódź ale wbili ją bardziej w piach. Radio dostało się Shanii więc Ariel skinęła jej i powiedziała

- Daj znać bazie, że jesteśmy na miejscu i rozpoczynamy poszukiwanie. Ariel rozejrzała się za jakimiś punktami obserwacyjnymi. Reszta zbieramy graty i idziemy bliżej linii drzew. Tam będzie pewniejszy grunt. Przejdziemy się trochę brzegiem zobaczymy czy znajdziemy jakieś ślady za którymi będziemy mogli ruszyć. Payton na szpicy, Chris zamykasz. - wskazała kierunek na miejsce desantu piechoty.

Ariel miała głęboką nadzieję, że szybko natrafią na jakiś ślad. Wolała nie przeciążać nogi kilkugodzinnym maszerowaniem w trudnym terenie.

- Łódź zostawimy w wodzie, na mieliźnie. Na Wenus nie ma pływów. Jak będzie trzeba spierdalać w podskokach, obładowani rannymi to będzie jak znalazł - zdecydował McBride, pełniący obowiązki sternika. Na rozkaz Doe blondyn skinął głową. Zabezpieczył łódź wiążąc ją do korzenia namorzynu, wziął swoje manatki i wyskoczył z motorówki.

Według wytycznych O’Reilly’ego najbardziej wysuniętym na zachód punktem wyspy był niewielki cypel. Na nim bez problemu można było dostrzec ślady kilkunastu osób w wojskowych butach. Trop prowadził na wschód, w kierunku centrum wyspy. Zgodnie z mapą właśnie tam mieściły się ruiny. Roślinność była gęsta. Marine mieli wrażenie, że nieco bardziej niż ta z którą mieli dotychczas do czynienia. Kilkadziesiąt metrów w głąb gęstwiny stawało się wyraźnie chłodniej i wilgotniej, a podłoże bardziej żyzne.

Christopher z wesołka jakim był na terenie obozu, teraz zmienił się, głównie milczał, a jeśli odpowiadał to zdawkowo i był w pełni skupiony na rozglądaniu się i nasłuchiwaniu okolicy, gdy przemierzali gęstniejące zarośla. Szedł w lekkim przygarbiony niż zwykle, karabin trzymał w pełnej gotowości do strzału, z palcem położonym na spuście.

Ariel wiedziała, że cały skromny zespół, bo o oddziale raczej mówić nie można był nerwowy. Jej też się udzielało. Coś wisiało w powietrzu. Ruszyli śladami, jednak Ariel nie była pewna, czy podążając śladami oddziału, który wpadł w pułapkę sami się w tą pułapkę nie pchają. Ciążyła jej odpowiedzialność za ludzi… Wolała zdecydowanie narzekać na dowodzenie niż samemu dowodzić. Postanowiła że przejdą jakieś pół godziny śladami i zorientują się, jak prowadzi ścieżką i czy będą w stanie śledzić ją nieco z boku. Gęste poszycie i tak zmusi ich, by szli w dość zbitej formacji.

Ścieżki żadnej nie było, ale Ariel określiła szacunkowy azymut i zarządziła zejście o kilkadziesiąt metrów na południe. Po około kwadransie oddział zauważył coś dziwnego. Ze strony północnej nie było słychać kompletnie nic. Cisza aż kłuła w uszy. Jakby fauna występowała na tym terenie w szczątkowej ilości. Dopiero przypatrując się uważniej można było zaobserwować coś na kształt delikatnej mgiełki, ledwo widocznej w promieniach słońca przebijającego się przez korony drzew.

- Chyba mamy powód znikniecia piechociarzy… - mrukneła September na widok mgły.

***

W pewnej chwili Payton odwróciła się w stronę reszty aby coś powiedzieć, ale jej uwagę przykuła kompletnie inna rzecz. Skrzywiła się z niesmakiem.
- Chcesz się macać po spuście to idź w krzaki i tam sobie zwal - prychnęła do Chrisa - Opanuj łapy albo spierdalaj na szpicę. Wystarczy syfu dookoła, abym sobie jeszcze dupę zaprzątała twoim za krótkim lontem.

Ariel nie zwracała uwagi na to co rozgrywało się między Paython a Chrisem, dopóki pyskówki nie przerodzą się w coś poważniejszego niech sobie gdaczą. Sama ruszyła powoli i ukradkiem skradając się w stronę mgły. Skinęła głową na Shanię i wskazała jej kierunek ręką. Domyślała się, że pozostała dwójka jak tylko wyjaśni sobie temat do nich dołączą. Ariel chciała podejść blisko ale nie wchodzić we mgłę. Chciała zobaczyć jaki wpływ na dżunglę ma to nienaturalne zjawisko.

Christopher skierował spojrzenie na Payton. Nie dało się niczego wyczytać z jego twarzy.
- Wszyscy widzieliśmy jak strzelasz, więc bardzo dobrze, że pamiętasz o palcu - odparł spokojnie na jej prychanie. Jego własny palec nawet nie drgnął z miejsca, na którym się znajdował. - To co robię z rękami jest zagrożeniem tylko dla przeciwnika, co innego twoje gadanie, które w tej ciszy zwraca na nas uwagę wroga - powiedział obojętnym tonem.

Bladolica zatrzymała się, wciąż krzywiąc się pod maską.
- Albo zapierdalasz na szpice, albo zdejmujesz palec ze spustu. Za dużo razy widziałam jak to się kończy. Pozerke sobie odstawiaj na wolnym, nie będę szła przed typem którego nie znam, a który ma ubytki w korze mózgowej. Coś powtórzyć?
- Lubisz dźwięk swojego głosu, co?
- McBride beznamiętnym spojrzeniem popatrzył na nią z góry, z uwagi na wysoki wzrost, bo wyjątkowo dla siebie w tej chwili się wyprostował. I minął Laylę, gdy ta się zatrzymała. Nie zastosował się do jej sugestii.

- Nie ja tu leczę kompleksy twardości - nie wyglądała na przejętą - Obciągałeś kolegom zamiast słuchać na szkoleniu twoja sprawa. Tak jak nie mój problem uważać na pozerów, ani być ich niańką. Nie będziesz szedł za mną skoro tak odpierdalasz. - ostatnie powiedziała głośno o powoli aby na pewno dotarło. Chociaż w połowie przy odrobinie farta.
- Nie strzelam do kompanów nawet jak chcą mi za to płacić -
odparł na to i na chwilę lekko się uśmiechnął. - Jak przestaniesz się dąsać to wiesz, w którą stronę poszliśmy - dodał nie zwalniając kroku.
Payton popatrzyła na niego z litością.
-To zapierdalaj szybciej kulasami na przód a nie będę tu długo gnić.
 
Fenrir__ jest offline  
Stary 09-06-2022, 21:49   #57
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
***

Oddział zbliżył się do obszaru anomalii. To znaczy zrobił to tylko i wyłącznie według własnej oceny, bo ich zmysły, poza słuchem, nie zarejestrowały żadnej różnicy. Mgiełka unosząca się w powietrzu najprawdopodobniej była malutkimi zarodnikami jakiejś rośliny i była widoczna tylko na tle snopów światła słonecznego. Roślinność w żaden sposób nie odbiega tutaj wyglądem od otoczenia. Jedyna różnica jaką dało się zauważyć to brak odgłosu ptactwa czy płazów. Jakby zwierzęta omijały ten obszar.

- Nie znam się może na biologii, ale nie wygląda to bezpiecznie - skomentował McBride obraz wyjęty prosto z horroru, a konkretnie sceny gdzie zaraz coś wyskoczy na głównych bohaterów. - Niewykluczone, że coś takiego zatrzymało nasze zguby. Pamiętacie jak zadziałały lotosy? Cholera wie jak to może wpływać na nas - zasugerował.

- Też tak uważam - zaczęła Ariel - jak nie macie lepszych pomysłów obejdźmy to łukiem, ale ostrożnie i z większym dystansem, bo ta mgiełka widoczna jest tylko w ostrym słońcu. - Ariel sięgnęła po chustę.

- Mogę zrobić zwiad, żeby znaleźć inną drogę - zaproponował Christopher.

- Za dużo tracimy czasu, ruszamy - powiedziała September, rozglądając się uważnie.

- Normalnie to zielsko samo w sobie jest równie groźne co zeżarcie surowego ziemniaka - Layla przekręciła głowę aby lepiej widzieć tańczące w smudze światła drobinki zarodników - Najwyżej gorączki się dostanie, albo posra. Chyba że zacznie mutować jak to tutaj. Zabierzmy w drodze powrotnej próbkę - przeniosła wzrok na Doe - Może się przydać nam, albo doktorkowi majorkowi. Wezmę ten syf z drugiej strony do Chrisa. Szybciej ogarniemy.

Na słowa Payton każdy w oddziale zaczął łączyć fakty i doświadczenia ze służby w poprzednich oddziałach. Wspomniana gorączka i sranie były tylko pierwszymi symptomami. Potem było znacznie gorzej. Najlepiej wiedziała o tym Ariel. Wszyscy w oddziale uzmysłowili sobie, że cała wyspa jest obszarem ryzyka, a takie strefy ciszy były ich szczególną koncentracją, którą za wszelką cenę należałoby unikać. I było ich na pewno dużo więcej na terenie wyspy. Czy Fulcrum wiedziało coś na ten temat, że wysłano tutaj piechotę? Czy piechota dostała informację jakiej oni sami nie otrzymali?

- Nie będziemy zbierać próbek. To nie misja badawcza, tylko ratunkowa. Jak białe kitle chcą próbek, to niech sobie przylecą i nawet się w tym gównie wykąpią… Jeśli masz rację i to gówno wywołuje wenusjańska gorączkę to nie skończy się na sraczce… Nie mamy tutaj chemii, nawet nie wiem czy w naszym obozie mają możliwości leczenia chorych w zaawansowanym stanie. A to cholerstwo może rozłożyć błyskawicznie. Widziałem faceta, który zżółkł jak Mishimowiec, lało mu się z wszystkich otworów ciała. Błyskawicznie się odwodnił i osłabł tak, że na respiratorze go trzymali dwa tygodnie. Ale z nerek i wątroby i tak nie było co zbierać…Byłam przy sekcji… Organy w środku miał przeżarte jakby w grobie leżał te dwa tygodnie… Mam wrażenie, że prędzej tu napalmem walną nim przyślą kogoś, by to badał…. - Dodała bardziej w zakresie pobożnych życzeń… - Dobra dzielimy się. - powiedziała to niechętnie - Chris z September idziecie po lewej, ja z Python idziemy prawą stroną. Trzymacie od tego gówna dystans! Kontakt przez radio jak znajdziecie coś lub kogoś! Nie wdawajcie się w kontakt z wrogiem i nie robimy sobie jaj! - spojrzała krytycznie na Chrisa. - Szukajcie śladów, nasze mięso armatnie porusza się jak buldożer po dżungli. Powinni zostawić wyraźne ślady. Jak ktoś się gorzej poczuje melduje i nie zgrywa twardziela. - Ariel przetoczyła wzrokiem po wszystkich zebranych - ZROZUMIANO !? - głos przybrał ton prawdziwego sierżanta. Nie nadawała się na dowódcę, już by ich stąd zabrała i nie pchała się dalej… Wolałaby oddani pod jej opiekę ludzie nie ryzykowali dla hołoty, jaka tutaj przemaszerowała przed nimi.

- Robi się - skinął głową McBride na rozkazy Doe. Spojrzał na Shanię i ruszył przodem.

- Python? Gdzie? - Payton udała zdziwienie, rozglądając się gdzieś po krzakach ale szybko ją to znudziło.
- Dobra, dobra. Nie uruchamiaj się i bardziej nie zachęcaj. Gnijące bebechy i wylewy z każdej dziury to coś co sprawia że człowiek od razu robi się głodny - dodała i parsknęła - Trzymaj się za mną, będzie łatwiej. Ariel wzruszyła ramionami i ruszyła za koleżanką.

Marines sprawnie wyminęli niebezpieczny obszar i ponownie ruszyli w kierunku ruin. Po drodze odnaleźli trop piechoty, która przeszła praktycznie przez środek terenu “ciszy”. Gdy na ich drodze pojawiła się kolejna strefa, ją również minęli bokiem. W połowie manewru ich uwagę zwrócił ruch na wysokości koron drzew. Postacie wielkości połowy człowieka. Człekokształtne. O chwytnych stopach i ogonach. W miarę wędrówki oddziału coraz śmielsze i bardziej nimi zainteresowane. Uwagę zwracały dwie rzeczy. Małpy swobodnie poruszały się po strefie ciszy i nie próbowały jej omijać, a ich umaszczenie było szare, a nie brązowe jak w przypadku małp najczęściej spotykanych na Wenus. “Łupieżcy” byli upierdliwi i mieli lepkie łapki. Ich szarzy kuzyni “wandale” byli o wiele bardziej agresywni.
- Proponuje strzelić im pod łapy, żeby spłoszyć - Christopher wodził lufą po niechcianej widowni.
- Jeśli już strzelać to między oczy. Zastanawiam się tylko czy dobrze jest narobić hałasu i dać ewentualnym wrogom znać, że jesteśmy w pobliżu - odpowiedziała Doe.
- Peyton już załatwiła nam, że cała okolica wie o naszej obecności, więc jeden chuj - odparł Chris, przymierzając się do strzału w pierwszy cel.
-Czują pozera na mile, więc było się umyć a nie ból cipki teraz odstawić, Chris - Payton parskneła wesoło.
- Albo twoje wrzaski uznały za okrzyki godowe i przybyły na twe wezwanie - szepnął konspiracyjnie blondyn. - Jakby nie było umaszczeniem do nich pasujesz - nie odrywał spojrzenia od celu, próbując określić która z małp może być przywódcą tej bandy.

- W takim razie próbuję ustrzelić przewodnika stada - oznajmił McBride dowodzącej. Z palcem gotowym do pociągnięcia za spust podjął decyzję o wykonaniu ostrzału w celu zabicia małpy, która wydawała mu się być tym zwierzęciem, którego szuka.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 10-06-2022, 13:11   #58
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
- Zamknijcie się w końcu, mamy robotę do wykonania - powiedziała September osłaniając flankę. - Odstrzelimy gnojków i spadajmy stąd.

Widząc stronę w którą cała sprawa zmierza Ariel podjęła wreszcie decyzję.

- Dobra narwańcy koniec pyskówek. Odganiamy te stwory. Na znak Chrisa każdy bierze jeden cel, krótka piłka. Zróbmy to razem. Taki pokaz siły będzie lepszy niż popisy wyborowego. Mam nadzieję, że je odstraszymy, bo łażą przez ciche obszary i mogą roznosić gorączkę. - Ariel odbezpieczyła karabin i wycelowała. - Bądźcie ostrożni to łupieżcy mogą zamiast uciec rzucić się do ataku.

Oddział posuwał się powoli dalej, ale wszyscy mieli oczy dookoła głowy. W pewnym momencie jeden z osobników grupy małp wydał modulowany okrzyk, któremu zawtórowały pozostałe, by po chwili rzucić się do ataku. Chris wycelował w tego którego obrał za przywódcę i nacisnął spust. Pocisk wyrwał dziurę w środku klatki piersiowej, a człekokształtne ciało upadło pod drzewem. Zaraz potem wziął na cel kolejnego agresora. Shania, Layla i Ariel strzelali krótkimi seriami, w efekcie czego kolejne ciała spadały z drzew. Trwało to raptem kilka sekund. Dziesięć trucheł, stanowiących około połowy grupy, leżało nieruchomo w poszyciu. Reszta rozpierzchła się w panice, a echo wystrzałów jeszcze chwilę rozbrzmiewało w powietrzu.

- Raczej już do nas nie wrócą - powiedział Christopher odsuwając twarz od lunety, przez którą obserwował ucieczkę małp. - Ruszajmy dalej - po tych słowach ruszył przodem.

Gdy odeszli parę set metrów od miejsca gdzie wdali się w strzelaninę, Ariel zarządziła by zeszli nieco głębiej w dżunglę i przyczaili się na jakiś czas.

- Zobaczymy czy wasze pyskówki i te głupie małpiszony przyciągnęły czyjąś uwagę. - dodała na koniec.

Nie dodała, że jej noga zaczęła pulsować od wysiłku i chwila odpoczynku dobrze jej zrobi. Jeśli nic nie zwróci ich uwagi, ruszą dalej.

Marine przyczaili się i nasłuchiwali. Nikt nie nadchodził. W pewnym momencie jednak przez gęstwinę dobiegł do nich głos. Coś na kształt krzyku. Nie dało się stwierdzić czy należał on do człowieka czy zwierzęcia. Roślinność tłumiła go i zniekształcała.

- Spokojnie, nie ma co ryzykować - powiedziała September - bez zbędnego biegania po lesie. Idźmy szybkim krokiem, ale nie zaniechajmy środków ostrożności. - Ostatnie słowa skierowała do Ariel jako p.o. sierżanta.

Ruszyli ponownie. Tempo marszu nadawała Doe. Minęło kilkanaście minut gdy natknęli się na kolejną strefę. W jej okolicach znaleźli zwłoki identycznych małp z jakimi walczyli wcześniej. Ciał było zaledwie kilka. Rany w większości zadane były bagnetami, ale śmierć zadana ranami postrzałowymi. Seria z bliskiej odległości. Jedno ze zwierząt miało otwarty pysk, a w nim ślady krwi na uzębieniu. U pozostałych było analogicznie. Na podłożu również znaleźli ślady krwi. Ciężko było stwierdzić czy ranne były małpy czy ci którzy z nimi walczyli.

- Wygląda na to, że nasza prewencja uchroniła nas przed pogryzieniem - Christopher po obejrzeniu małpiszonów i charakteru ich obrażeń, zaczął rozglądać się po ziemi za śladami butów tych co używali bagnetów i broni.

Ślady pasowały do tych z plaży. Na ziemi leżało też sporo łusek pasujących do karabinów M50, w które wyposażona była piechota jak i Marines. Wniosek był prosty. Piechota nie popisała się tutaj celnością.

- Dobra wiadomość jest taka, że znaleźliśmy naszych. Zła że strzelają jak Peyton - westchnął McBride. - Jakie rozkazy? - zwrócił się do Doe.
- Czyli nadal jesteś tu jedynym frajerem dojeżdżanym alimentami, Chris - Layla zaśmiała się wesoło. - Peszek.
- Zluzuj majty, Payton. Posmyrasz go w obozie, teraz mamy robotę. - powiedziała September. - McBride dasz radę wytropić dokąd poszli?
- Da się zrobić - odpowiedział Christopher ze skinieniem głowy.
Ariel sama przyjrzała się śladom upewniając się czy przeszli ponownie przez skażony obszar. Jeśli przeszli tam z otwartymi ranami, to niewiele będzie do zbierania. Zarodniki/wirusy czy inne drobnoustroje dostaną się od razu do krwiobiegu.
Dobrze byłoby dowiedzieć się, jak dawno tędy przechodzili, o ile uda się to odczytać ze śladów.
- Sprężamy poślady i ruszamy teraz odrobinę szybciej. September twoja kolei na prowadzenie.
 
Mike jest offline  
Stary 10-06-2022, 14:16   #59
 
Raga's Avatar
 
Reputacja: 1 Raga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputację
Roślinność regionu, a w szczególności tej wyspy zaadaptowała tak aby zmaksymalizować szansę przetrwania. Była sprężysta i nie stawiała wielkiego oporu. Ślady piechoty najłatwiej było znaleźć po odciskach jakie często zostawiali na ziemi. Flora jednak nie była tak całkiem bezużyteczna, bo zdradzała, że uprzednio zaobserwowane ślady krwi przynajmniej częściowo należały do piechoty, której śladem podążali. Po kilkunastu minutach ponownie usłyszeli krzyk z kierunku znajdującego się przed nimi. Ruiny powinny być niedaleko. Powinni dotrzeć tam w przeciągu kwadransa lub dwóch.

Marine nie zmienili tempa i nadal poruszali się z zachowaniem normalnej ostrożności. Sprawnie omijali niebezpieczne rejony dżungli, a małpy już ich nie niepokoiły. W końcu roślinność się przerzedziła i dotarli do otwartej przestrzeni, na której znajdowały się ruiny.


W samym centrum kamiennego okręgu stał Nefaryta Demnogonisa. Był nieruchomy i wyglądał jakby był pogrążony w jakimś letargu. Stwory te wyglądem przypominały swojego Pana. Miały pożółkłą skórę w wielu miejscach zszywaną lub nitowaną do mięśni. Posiadały też wiele nekrotechnicznych wszczepów, które przywracały sprawność w przegniłych kończynach.


Wokół niego stało kilka postaci na które składało się ośmiu Błogosławionych Legionistów z których połowa przypominała ubiorem Piechotę Capitolu, ale reszty nie byli w stanie zidentyfikować.


Na kamiennym podłożu leżało wiele ciał, a po smugach krwi można było domyślać się, że wszystkie były ściągnięte tutaj z innego miejsca. Część z nich była Ożywieńczymi Legionistami Algerotha, a pozostali zaginionymi piechociażami. Wyglądało jakby doszło tutaj do walki jaką Capitol przegrał. Zastanawiające jednak było to, że ofiar po stronie Legionu było zbyt dużo jak na ich umiejętności.

Jeden z Capitolczyków poruszył się i zaczął powoli czołgać się w kierunku zarośli. Wtedy to Marines dostrzegli jeszcze jedną postać, która do tej pory pochylałą aisę nad jednym z ciał. Był to Kurator. Pokręcony stwór będący wypaczeniem chirurga polowego na usługach Demnogonisa.


Kurator wolnym krokiem podszedł do uciekającego żołnierza i przybił go do podłoża swoim mieczem, a następnie wbił mu w plecy igłę jednego z nekrotechnicznych autowtryskiwaczy. Mężczyzna krzyknął z bólu, ale znieruchomiał. Spaczony medyk złapał go za nogę i zaczął ciągnąć z powrotem do środka kręgu. Krzyk ofiary nie ucichł. Wyglądał na sparaliżowanego, ale przytomnego. Nagle do uszu Marines doszedł kolejny krzyk donoszący się z jednego z budynków po prawej kamiennego placu. Ktoś był w środku.

Snajper przyjrzał się okolicy przez lunetę swojej broni.
- Oho, wiedziałem że po ostatniej misji będą problemy - mruknął McBride. Lufa jego karabinu snajperskiego wodziła w ślad za Nefaryta Demnogonisa. - Sprzątneliśmy wtedy kilku heretyków i już nam przypięli łatkę specjalistów od tej roboty. Możemy się rozstawić po kątach, ja zacznę strzelać po tych co wyglądają na ważnych, a wy zrobicie za moje wsparcie jak mnie okrążą - zaproponował rozwiązanie na tą okoliczność. Odwrót raczej nie przyszedł mu do głowy.

September zmarszczyła brwi myśląc. Po chwili wskazała na granaty i na wszystkich poza snajperem, potem na snajpera i na szefa tej imprezy z polanki. Po czym zerknęła pytająco na Ariel. Jeśli dobrze pójdzie po 2 strzałach McBrida zdążą władować po 2-3 granaty zanim tamci połapią się skąd strzelają. Christopher wyciągnął w jej kierunku dłoń z kciukiem skierowanym ku górze.

Ariel wyraźnie skinęła głową. Puknęła ręką w słuchawkę w uchu. Dając pozostałym znać ze synchronizacja przez słuchawkę. Ariel podpełzła do Chrisa i powiedziała.

- Skup się na nefarycie. Dajesz znać jak będziesz gotowy, ale nie czekaj zbyt długo.

Ariel ruszyła na swoją pozycję, przygotowując wyrzutnik granatów. Chciałą wypuścić szybko dwa strzały w gęstwinę wroga, później się zobaczy.

September także przygotowała granatnik…

Blondyn skinął głową na słowa Ariel.
- Mój strzał będzie sygnałem - odparł jej i po szybkim rozejrzeniu się za dobrą miejscówką do strzału, ostrożnie oddalił się od kobiet. Wybrał miejsce za drzewami skąd miał dobry widok na nefarytę, ale też miał za czym się osłonić.

McBride przyklęknął i wycelował w Nefarytę. Wstrzymał oddech i pociągnął za spust. Pierwszy pocisk trafił dokładnie tam gdzie chciał, wgryzając się w czaszkę nefaryty, drugi nabój wgryzł się w korpus. Chris zrobił szybką korektę, pociągnął za spust i... Pocisk zablokował się w komorze. Snajper zmełł siarczyste przekleństwo, złorzecząc na mroczną harmonię i chowając się za drzewem przeładował karabin. Nabój wyskoczył, odblokowując jego broń.

Shania i Ariel wystrzeliły ze swoich granatników po dwa granaty. Stwory Legionu odwróciły głowy w kierunku z jakich dobiegł ich głuchy odgłos wystrzałów. Ożywieńcy bezmyślnie powiedli za nimi wzrokiem nie do końca identyfikując zagrożenie. Jeden z pocisków należących do medyczki odbił się od nierównych kamieni i poturlał w kierunku jednego z ciał. Marines nie widzieli dokładnie czy był to ożywieniec czy ich piechociarz. Wybuchy nastąpiły z odstępem ułamków sekund nie pozostawiając czasu na reakcję wroga.

Odłamki zwaliły wszystkie trzy cele z nóg, ale tylko jeden pozostał nieruchomo na ziemi. Dwóch wydając z siebie gardłowe odgłosy zaczęło niemrawo podnosić się. Jeden był pozbawiony ręki, a drugi fragmentu głowy i wyrwaną dziurę w boku.

Payton nie użyła granatnika i zamiast tego posłała kilka pocisków w ożywieńców. Efektem było to, że uszkodzeni ożywieńcy opadli z powrotem na kamienie i już tam pozostali.

***

Z gardła Kuratora dobył się gardłowy krzyk połączony z warknięciem. W jego ruchach można było wyczytać złość i irytację. Patrzył na efekt eksplozji jakby ktoś zniszczył coś bardzo mu cennego. Spaczony medyk wyciągnął pistolet i zaczął strzelać. Jednak czy to ze względu na celność czy zasięg broni żaden strzał nie stanowił zagrożenia dla Marines.
Nefaryta poruszył się jakby dopiero teraz wrócił do rzeczywistości. Rzucił rozkaz w jakimś niezrozumiałym języku i ożywieńcy ruszyli w ich kierunku oddając strzały w biegu. Na szczęście wszystkie nieskuteczne.

Na głos Nefaryty zareagowało jeszcze coś co do tej pory ukrywało się w jednym z budynków. Kilka tępych, kruszących kamień, uderzeń później, na światło słoneczne wypełzł Cairath.


Jeśli ktoś szukał czegoś co mogłoby być definicją abominacji to Cairath świetnie tutaj pasował. Istota stworzona z połączenia nekrotechniki i nekrobioniki rozwijała się poprzez asymilację żywych istot, które z czasem stawały się jego częścią. Marine byli przekonani, że z tego osobnika, poza macko-podobnymi odnóżami, wystają fragmenty kończyn posiadających capitolskie umundurowanie. Posługiwał się głównie zmysłem dotyku i wyczuwał drgania w powietrzu.

Nefaryta również ruszył do przodu, ale trzymał się za linią Błogosławionych Ożywieńców. Payton krzyknęła rozdzierająco, a karabin wypadł z jej rąk. Upadła na ziemię i zwijała się w agonalnym bólu.

Christopher krótko spojrzał w kierunku Layli, zdziwiony, że cokolwiek ja zdołało trafić. Choć z tymi pieprzonymi heretykami nigdy nie było wiadomo co zrobią człowiekowi o słabej woli. Nie rozkojarzał się bardziej, tylko spojrzał na swój cel, kierując na niego lufę.
- Tylko mi się nie zacinaj - syknął do swojego karabinu i pociągnął za spust.

Nefaryta Demnogonisa skierował głowę w stronę snajpera i jakby ze spokojem czekał na efekt jego działań. Stał niewzruszenie gdy pierwszy pocisk oderwał mu spory kawał mięsa z czaszki, przeszył na wylot brzuch, a pozostałe wgryzły się w pierś i ramię.

Ariel przymierzyła do pierwszego i pociągnęła za spust siejąc krótką serią. Łuski wyskakiwały z podrygującego w jej rękach karabinu.
- Zdychać ścierwa! - wywrzeszczała dając upust emocjom - przesunęła nogę znajdując lepsze oparcie i raz za razem ściągała spust.

Pierwsza seria Ariel minęła ożywieńca o centymetry. Medyczka wzięła korektę i posłała w niego dwie kolejne. Pociski rozorały mu korpus i praktycznie wszystkie kończyny. Poważnie go uszkodziły, ale nie unieszkodliwiły. Błogosławiony Legionista upuścił broń i zaczął ciągnąć za sobą niesprawną nogę.

Pierwsza seria Shani była niemalże perfekcyjna. Wszystkie pociski trafiły ożywieńca w głowę, która pękła jak dojrzały arbuz plując krwawą miazgą dookoła. Dziewczyna zmieniła cel, ale nacisnęła spust o ułamek sekundy za szybko. Pociski wgryzły się w bark, już ostrzelanego przez Ariel, legionisty ostrzeliwując mu rękę u nasady. Nie zginął, ale teraz na pewno był dużo mniej groźny.

***

Kurator ruszył do przodu. Zatrzymał się przy jednym z ciał Capitolczyków. Po jego ruchach nadal było widać, że aż kipi ze złości. NIe mierzył, miarowo naciskał spust wysyłając pociski w kierunku Chrisa i Ariel.

Pechowy pocisk wszedł głęboko w napierśnik snajpera. To była pewna penetracja, bo zapiekło jakby ciało zostało oblane kwasem. Chris nie wiedział jak poważnie oberwał.
McBride zagryzł zęby z bólu. Heretycy nie dawali mu czasu by sprawdzić swoje rany, więc musiał z tym poczekać i może dożyć do tego momentu.

Jeden pocisk zrykoszetował od pancerza na nodze Ariel, ale drugi znalazł drogę do celu na łączeniu płyt. Medyczka w znała w teorii pociski demnogonisa, ale w praktyce jeszcze żadnym nie oberwała. Do tej pory. Rana piekła jak toksyna lub silna infekcja.

Cairath jakby kierował się odgłosami walki. Pełzł szybko do przodu wymacując sobie drogę długimi odnóżami. Zbliżał się szybko. Za cel obrał najbliższego przeciwnika, którym był McBride. Snajper kątem oka zauważył zbliżającą się mackę.

Atak był nieprecyzyjny. Jakby Cairath korygował uderzenie w ostatniej chwili, które ledwo musnęło żołnierza. Jednak chrupnięcie pancerza i cios, który wydusił powietrze z jego płuc i prawie powalił na ziemię mówiły, że miał cholerne szczęście.

Ożywieńcy parli bezmyślnie do przodu cały czas zalewając wrogów seriami. Zabłąkany pocisk zrykoszetował od napierśnika Shani. Ariel miała o wiele mniej szczęścia. Jedna z kul szarżującego na nią ożywieńca przebiła pancerz, a dziewczyna poczuła metal zagłębiający się w jej ciało.

 
__________________
Walls of stone do not a fortress make. But they're not a bad start.

Ostatnio edytowane przez Raga : 11-06-2022 o 08:46.
Raga jest offline  
Stary 13-06-2022, 08:29   #60
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
“Najpierw trzeba pozbyć się najbliższego zagrożenia.” Przemknęło przez myśl September i prawie z przyłożenia strzeliła ożywieńcowi w łeb…

Shania zrobiła to praktycznie odruchowo. Broń podniesiona do oka wypaliła najpierw w jednego ożywieńca a potem w drugiego. Z obu głów została tylko miazga.

Nefaryta widząc odsłoniętego przeciwnika strzelił do dziewczyny ze swojej plugawej broni. Shania oczami wyobraźni widziała już swój koenic na tym zadupiu. Jednak jej pancerz Free Marine tym razem postanowił uratować jej życie. Efektem ostrzału nefaryty były tylko dwa draśnięcia, które jednak zaczynały niemiłosiernie piec.

Kurator stojący na najdalszej pozycji zbliżył się dzierżąc miecz o ostrzu rdzawego koloru przyozdobionego resztkami gnijącego mięsa. Jego ciało było napięte i sapał wcale nie ze zmęczenia. Czekał i nie angażował się na razie w starcie.

Ariel odrzuciła karabin sięgając po miecz cięła pierwszego przez paskudny łeb z okrzykiem.
- A niech was CHUUUUUJ!!

Medyczka skupiła całą swoją złość na pierwszym legioniście jaki zbliżył się na odległość zwarcia. Cięła poziomo. Ostrze nie natrafiło na żadną przeszkodę i wyszło z drugiej strony. Ożywieniec zachwiał się, po czym górna część jego korpusu upadła na ziemię.

Poharatany uprzednio serią z karabinu przeciwnik Ariel zbliżył się do niej na odległość walki wręcz. Najpierw wykonał ruch jakby chciał ją zaatakować kończyną której już nie posiadał, a przed kolejnymi atakami medyczka uchyliła się bez jakiegokolwiek wysiłku.
Leżący na ziemi kadłub ożywieńca jednak nie dawał za wygraną i próbował uczepić się jej rannej nogi. Drapiąc chaotycznie zdołał ją tylko lekko drasnąć. Mimo wszystko rany zadane pazurami momentalnie zaczęły palić.

Chris pchnął Punisherem prosto w pierś ożywieńca. Normalny przeciwnik zginąłby na miejscu, ale nie Legionista Demnogonisa. Blondyn wyszarpnął miecz i ciął poziomo tym razem oddzielając jego głowę od reszty ciała. Skulił się pod nadlatują macką i odbiegł w głąb dżungli. Cairath momentalnie wyczuł jego ruch i podążył za nim.

Pomiot Demnogonisa nie był szybszy od snajpera, ale ten zmarnował sporo czasu wykańczając Błogosławionego Legionistę. Cairath doskoczył i zamachnął się odnóżem w żołnierza. Chris odwrócił się w ostatniej chwili by zobaczyć zbliżającą się mackę, która uderzyła go prosto w brzuch. Pancerz ponownie chrupnął i jakby stał się nieco luźniejszy. Musiało puścić jedno z mocowań. Ból wywołany uderzeniem był tak silny, że snajper zaczął podejrzewać, że odgłos jaki usłyszał mógł pochodzić również z wnętrza jego ciała.

Payton zaczęła się podnosić i sięgnęła po upuszczoną broń, ale znowu krzyknęła rozdzierająco i opadła na ziemię. Zachowywała się jakby płonęła żywcem, ale na jej ciele nie było żadnych oznak obrażeń.

Ożywieniec stojący nad Laylą zamachnął się kilkukrotnie pazurzastą, zmutowaną łapą. Pierwszy cios zazgrzytał o naramiennik, drugi rozorał jej szyję. Jasna krew chlusnęła obficie na okoliczną roślinność. Trzeci cios miał ją pozbawić głowy, ale konwulsje Payton nie ustąpiły. Z jednej strony uratowały jej chwilowo zycie, a z drugiej przyspieszały wykrwawianie się.

***

Ariel zbryzgana czarną gęstą juchą, miecz wyszarpał z trzewi truposza czarne, na wpół przegniłe festony jelit. Dookoło rozszedł się przerażający smród. Ariel jednak wykorzystując impet pierwszego cięcia ujęła rękojeść w obie dłonie i pchnęła z całej siły celując w oko kolejnego błogosławionego sukinsyna.

Ranny legionista nawet nie zwrócił uwagi gdy otrze zbliżało się w jego kierunku, a była to rzecz która właśnie zakończyła jego marny żywot.

Nadziany jak melon legionista upadł bezwładnie na kolana. Ariel oparła but na jego ramieniu i z paskudnym plaśnięciem wyrwała miecz, jeszcze bardziej rozchlapując śmierdzącą juchę dookoła. Rozglądała się teraz opanowawszy furię. Oceniając komu trzeba pomóc w pierwszej kolejności.

W czasie walki widziała odbiegającego na południe Chrisa za którym w pogoń rzucił się Cairath. Z powodu gęstej roślinności nie miała pojęcia odnośnie przebiegu tej potyczki.
Odpędzając się od, nie dającego za wygraną, przepołowionego ożywieńca zerknęła w lewo. Dostrzegła Shanię, która w jej ocenie, bez większego wysiłku dawała sobie radę. Za nią w zaroślach coś zajadle walczyło. Według ustalonej formacji była tam Payton, która nie reagowała na próby jej wywołania.

Kurator widząc, że prawie wszystkie jego obiekty zostały unieszkodliwione zdecydował ruszyć się do ataku. Zaszarżował na najbliższego przeciwnika jakbym była medyczka. Trzykrotnie zamachnął się na nią mieczem. Dwa cięcia dotkliwie zraniły ją w brzuch, a trzecie drasnęło w udo.

September wycelowała w ożywieńca pochylającego się nad ciałem Payton i posłała w jego kierunku krótką serię. Kule rozorały bark i głowę napastnika, który padł na Laylę i znieruchomiał. Zaraz potem odwróciła się i strzeliła w nefarytę. Zbyt się pospieszyła i źle oceniła dystans. Seria weszła w korpus zamiast głowę. Sługusy Demnogonisa były często niewrażliwe na ból więc ciężko było stwierdzić czy atak wyrządził mu jakieś szkody.

Nefaryta ponownie obrał ją na cel i zrewanżował się strzałami ze swojej broni. Shania znowu poczuła się szczęściarą. Tylko jeden z pocisków rozorał jej lewy biceps, a reszta została zatrzymana przez pancerz. Mogło być znacznie gorzej.

Chris odbiegł po skosie, w kierunku kamiennego kręgu, ale zatrzymał się nim wyszedł poza linię lasu. Następnie wycelował ze swojej snajperki w Nefarytę. Zanim podniósł broń zerknął na magazynek. Ostatni pocisk. Wymierzył i w momencie kiedy naciskał spust przeszył go ból w miejscu gdzie trafił go Cairath. Lufa minimalnie opadła w dół, a pocisk trafił nefarytę w korpus zamiast głowę.

Zgodnie z przewidywaniami pomiot Demnogonisa ruszył za snajperem. Blondyn usłyszał szelest za sobą i odwrócił się gotowy na atak. Dwie macki uderzyły w snajpera, ale ten w ostatniej chwili zdecydował, że zaufa swojemu pancerzowi i przyjmie ataki i przejdzie do kontrataku.

Opancerzenie na szczęście wytrzymało. Blondyn dobył miecza i ciął z całej siły.
Celował tam gdzie wydawało mu się, że znajduje się głowa stwora i jego cios trafił tam gdzie planował. Ciało Cairatha było twarde i żylaste. Ostrze weszło głęboko, ale nie spowodowało spektakularnych efektów.

***

September zacisnęła zęby wiedząc, że szczęście nie będzie trwało wiecznie i ponownie wycelowała w głowę nefaryty.

Wszystko ją piekło. Miała nadzieję, że pociski Demnogonisa nie wywołają żadnych stałych efektów. Pierwsza seria okazała się nieskuteczna. Rykoszet od blachy zanitowanej na piersi nefaryty i pudło. Starała się zignorować wszystko dookoła wymierzyła ponownie i nacisnęła spust. Błysk od jakiejś metalowej części czaszki, ale inny pocisk trafił w oko Nefaryty. September nie była pewna czy to wystarczyło. Sekundy niepewności. W końcu bestia zachwiała się i padła na brzuch. Przestała się poruszać.

Ariel wiedziała, że ta walka może być już zbyt trudna dla ich ograniczonego oddziału
- September pomóż Pyton i wycofujcie się! Ja ich zatrzymam ile dam rady! - krzyknęła unosząc z trudem drgający w ręce miecz. Cięła kuratora.

Mimo ran ostrze Ariel precyzyjnie zbliżało się do głowy Kuratora, ale ten w ostatniej chwili odbił je swoim mieczem. Medyczka próbowała ponowić atak i uderzyć niżej, ale jej przeciwnik zszedł z linii ciosu. Twarz plugawego medyka Demnogonisa była pozbawiona skóry. Usta z zębami nieprzykrytymi wargami wyglądały jakby były wykrzywione w permanentnym sadystycznym uśmiechu, a w jego oczach można było wyczytać satysfakcję.

Kurator zatrzymał się na chwilę, groteskowy uśmiech jakby się poszerzył, a Ariel nagle zalała ciemność. Jej oczy odmówiły posłuszeństwa. Po prostu oślepła. Przez chwilę nie działo się kompletnie nic. Jej uszu dobiegł cichy, gardłowy chichot, a zaraz potem poczuła przeszywający ból w okolicy brzucha i piersi. Pamiętała jeszcze upadek i dotyk roślinności na ciele nie zasłoniętym pancerzem, a potem już nic.

McBride skupił się na mackostworze, licząc że dziewczyny na ten czas wytrzymają i zajmą się resztą przeciwników. Z mieczem w ręku nie kombinował tylko w klasycznym stylu planował zwalczyć abominację.

Pierwszy cios Chrisa był wymierzony prosto w głowę Cairatha, ale wszeobecne odnóża spowodowały, że ostrze zostało zbite i ześlizgnęło się po ohydnej różowej skórze stwora. Drugie cięcie było skierowane w część jaka właśnie próbowała go zaatakować.

Pomiot Demnogonisa odpowiedział atakiem trzech macek. Pierwsza uderzyła z takim impetem, że agresor najwyraźniej stracił równowagę. Podparł się dolnymi odnóżami obrócił i zaatakował jeszcze raz. Chris usiłował uniknąć ciosu, ale solidnie oberwał w rękę. Ból był okropny. Prawdopodobnie pęknięta kość.

Chris zacisnął zęby, złapał w lewą dłoń wysuwającego się z niesprawnej ręki Punishera i zaatakował dwukrotnie. Pierwsze cięcie dotkliwie zraniło jedną z macek, a kolejne weszło głęboko w środkową część cielska potwora.
Snajper stwierdził jedną rzecz. W miarę ataków Cairath tracił rezon. Stawał się mniej agresywny, a macki atakowały bardziej zachowawczo. Być może ta istota Demnogonisa nie była tak odporna na ból jak inne.
 

Ostatnio edytowane przez Mike : 13-06-2022 o 09:46.
Mike jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:03.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172