Ledwo co weszli do twierdzy i od razu trafili na walkę. Nie sprowokowali jej lecz weszli na toczącą się już walkę. Głupio było nie dołączyć, tym bardziej, że i tam mieli tu przyjść, a ten który już walczył - jak się okazało później był nim Rycerz Piekieł - mógł się okazać później sojusznikiem lub chociażby źródłem informacji.
Valenae rzuciła się w wir walki jak reszta członków drużyny. Chciała pomóc jak tylko potrafiła. Nie wyszło jej to dokładnie tak jakby chciała. W sumie to nawet prawie w ogóle jej to nie wyszło.
Otarła się wręcz o śmierć i to dosłownie. W wyniku odniesionych straciła przytomność i była o włos od śmierci. Gdyby nie leczące czary Joreska już byłoby po niej. Paladyn zrobił co potrafił, a jego modlitwy zawróciły ją ze ścieżki w zaświaty. Podziękowała mu cicho lecz z czystego serca.
W międzyczasie walka się zakończyła. Valenae nie czuła się najlepiej. Nie czuła się dobrze fizycznie, gdyż odniesione rany zostały uleczone jedynie częściowo. Czuła się mocno poturbowana i wszystko ją bolało. Najbardziej z tego wszystkiego bolała ją duma i uczucie, że zawiodła drużynę. Zamiast pomóc w walce o mało nie umarła i była teraz mocno poranionym ciężarem dla towarzyszy. Przynajmniej ta się czuła wewnątrz duszy.
Nie najlepiej się zaczęła ta wyprawa pomyślała sobie.