Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 02-06-2022, 16:08   #41
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Godo, po otworzeniu drzwi, krzyknął przeraźliwie. Morda także nieco odsunął się. Skrzydlaty diabeł szczekał jakieś komendy skrzekliwym głosem

Rycerz Czarciej Straży był pierwszym, który zareagował w walce. Wyprowadził jedno uderzenie w oślizłego diabła. Cios wielkiego miecza rozpłatał łeb na poły, a tamten zalał się krwią.
- Graj muzyko - mruknęła pod nosem Katerina, ściskając mocniej rapier który dobyła jeszcze przy pierwszych niepokojących dźwiękach i wyrywając przed siebie w pełnym biegu.
I choć na widok diabłów aż przeszły ją ciarki, a widok piekielnika zaskoczył ją w pierwszej chwili, muszkieterka nie zwolniła ani na krok, prąc przed siebie w manewrach.

Muszkieterka rychło włączyła się w wir walki. Zwinnie i z gracją przebiegła przez linię uformowaną przez orka i gobliny, przebiegła przez drzwi. Wreszcie, podbiegła do chochlika i z wystudiowanym wdziękiem przeturlała się na drugą stronę, obok diabelskiego rycerza.

Mały diablik jednak nie pozostał jej dłużny. Zatrzepotał skrzydełkami i uderzył swoim ostrym niczym włócznia ogonem. Muszkieterka uchylała się przed uderzeniami jednak w pewnym momencie poczuła ból i odrętwienie. Ogon diabła dosięgnął jej! Katerina miała wrażenie, że poza zwyczajnym uderzeniem było tu coś jeszcze, czuła bowiem lekkie zawroty głowy.

Tymczasem z wnętrza hełmu Czarciego Strażnika wydobyło się parsknięcie.
- Witamy w twierdzy Altaerein, młoda damo. Czuj się jak w domu.
- Wita się chlebem i solą, a nie diabłami - sarknęła Kat w ripoście.
Tymczasem drugi z chochlików podleciał do Godo, który wcześniej uchylił drzwi i także pchnął swoim kolczastym ogonem w goblina. Skutecznie. Godo zawył z bólu, kiedy ogon dosięgnął jego ciała.

Jednak po krótkiej chwili, Paladyn zareagował! Nagle, nad goblinem rozbłysła świetlista tarcza Ragathiela, a impet uderzenia diabelskiego chochlika został znacznie zahamowany przez magię Joreska. Godo, choć draśnięty, wydawał się być wybawiony z opresji… Przynajmniej na razie. Paladyn, wiedziony żądzą zemsty, podbiegł nieco bliżej i pchnął diablika fauchardem.

Skrzydlaty diablik jęknął z bólu, kiedy ostrze na końcu szpicy sięgnęło go. Wyglądało na to jednak, że gruba skóra mieszkańca piekieł pochłonęła część impetu uderzenia Paladyna.

Wug był równie szybki co Chochlik.
- Co tak szybko zaczynacie się bawić beze mnie - ryknął na całe gardło wpadając w szał. Półtorak trzymał w jednej ręce a tarczę dzierżył w drugiej. Następnie zadał wściekłe ciosy Chochlikowi.
Wug wrzasnął ogłuszająco, wpadając w szał. Barbarzyńca szybko przepchnął się pomiędzy walczącymi, szukając miejsca na południu. Znalazł je! Trzymając półtoraręczny miecz, który płonął lodowatym ogniem, zamachnął się na chowańca, ten jednak uniknął jego ciosu. Zdawało się, że nie była to pierwsza bitwa diabelskiego pomiotu!

Valenae dobyła rapiera znacznie wcześniej, żeby nie zdradził jej nawet syk stali wysuwanej z pochwy. Korzystając ze swoich umiejętności oraz z tego, że najbliższy chochlik był zajęty walką z Wugiem zrezygnowała ze skradania się, ale postanowiła się ustawić tak względem Wuga, żeby wziąć impa w dwa ognie.. Gdy ustawiła się we właściwej pozycji i na zasięg broni zaatakowała swoim rapierem.

Gobliński Bard uderzył w struny swojej lutni, a dźwięk muzyki napełnił wszystkich werwą do walki. Następnie, wykrzyczał słowa zaklęcia, a wokół Mordy rozbłysła lekka poświata, która przypominała nieco pole siłowe.

Tymczasem lemur w komnacie przywołań z bulgotaniem ruszył na Czarciego Strażnika. Niezdarnie przeciął swoimi szponami powietrze, a te dosięgnęły wojownika. Ten był jednak daleki od kresu swych sił.

Godo zatoczył się lekko i odbiegł od chochlika, następnie zaś przystanął i wystrzelił ze swej kuszy. Niestety, we wrzawie walki i szamotaninie, goblin chybił, a bełt poszybował w półmrok komnaty.

W tej chwili zaś Valenae podbiegła, ustawiając się na północ od diabelskiego chochlika. Chochlik, będąc pomiędzy Wugiem a Valenae, miotał się jak opętany, ale nie potrafił odgonić się od połączonych ataków Łotrzycy i orka. Klinga elfki dźwięczała w powietrzu, zadając kolejne rany diabłu, a ten ostatecznie padł martwy na ziemię.

Półelfka była świadoma, że wobec pomiotów piekieł jej nadprzyrodzone moce są kompletnie bezużyteczne. Zarazem nie zamierzała marnować swych niezwykłych talentów na bzdurne fizyczne ciosy. Toteż spróbowała zdekoncentrować jedną z paskudnych maszkar zwanych Lemure, by dać przewagę kompanom preferującym bardziej prymitywne formy porachunków.
— Hej! Ty… stworze! — wskazała nonszalancko czarta. — Tak, właśnie ty! Śmierdząca, bezkształtna kupo chochlikowego łajna! Kaprawy bękarcie słabującego na umyśle gibriletha! Czyżbyś ogłuchł, czy też zwyczajnie uszy wessało ci do rzyci? Nie wart jesteś mego ciosu jelitowy odpadzie! Stanowisz jedynie rachityczną i nędzną pokrakę marzącą o spijaniu nieczystości spomiędzy pośladków Asmodeusza! Rozumiesz mnie wszeteczny głowozadzie, czy też głupotą starasz się dorównać swej niezrównanej brzydocie? Jeśli tli się w twojej bezkształtnej łepetynie choć ziarenko rozsądku i aspirujesz do czegoś więcej, niż skrajnej pośledności… Uklęknij natychmiast przed swą nową królową, ISTOTĄ WYŻSZĄ, która wprawia w zapiekłą zawiść całe Dis!
Jednak mimo poczynionych wysiłków w postaci wiązanki malowniczych epitetów, nie zdołała w najmniejszym stopniu zdekoncentrować diabła. Z jakiegoś powodu zdawał się on niezbyt przejmować hałaśliwą pannicą. Może w ogóle nie rozumiał co mówi, lub rzeczywiście słabował na słuchu. Albo zwyczajnie nie uznał ją za wartą uwagi.

Lemure zapiszczał przeraźliwie, widząc, jak jego piekielny pan upada i umiera. Wielkie cielsko uderzyło w Valenae, a cios za ciosem zadał jej poważne rany. Oślizła ręka diabła zacisnęła się na przegubie elfki, a jęcząco-wrzeszcząca masa mięsa zaczęła ciągnąć ją ku sobie.

Podobną taktykę zastosował lemur w rogu pomieszczenia. Podpełzł do Barbarzyńcy i zamachnął się nań. Ork poczuł ból, jak mokre od szlamu i brudu szpony rozcinają jego skórę. Także i ten spróbował pochwycić Barbarzyńcę, ale ten zwinnie uniknął uścisku.

Zamaskowany goblin podbiegł nieco na północ i rzucił jednym ze swoich noży w chochlika. Trafił! Skrzydlaty diabeł krzyknął z bólu, kiedy jeden z noży goblina zagłębił się w jego ciele.

Nagle, Lavena, Gobelin i Joresk usłyszeli jakiś rumor dochodzący ze wschodu, jakby ktoś przewrócił jakiś sprzęt albo wyważył drzwi.

Joresk przeskoczył nad truchłem chochlika i z szerokiego zamachu zaatakował kolejnego, zawadzając też jednego z lemurów.

Paladyn szybko podbiegł w pobliże szamoczących się lemura i elfki. Jęczącą ni to z wściekłości, ni to z żalu bestię dźgnął fauchardem. Udało się! Przebił grubą skórę, a z bladego, obrzydliwego ciała pociekła krew. Zaraz potem zamachnął się na latającego obok chochlika, ten jednak uniknął uderzenia, a ostrze dźgnęło tylko powietrze.

Nagle, z drzwi prowadzących do zrujnowanej kuchni wypadło coś. Coś sporego, włochatego, posiadającego dwie wielkie łapy na przydługich ramionach, spory kafar na plecach i jakiś wór w lewej łapie. Nawet ci, którzy nigdy nie widzieli wcześniej stwora, musieli wiedzieć, czym on był: był to bowiem strachun, członek rasy, która była dalekimi kuzynami goblinów, który musiał zostać zaalarmowany odgłosami walki z komnaty prób armigerów.
- No jasny chuj! - włochacz rozwarł mordę w szerokim uśmiechu. - Ja tu se szukam padlinki do zeżarcia, a tu pod nosem jeszcze mi brandzluje żywe. No, dalej! - tu potrząsnął worem w stronę Godo i Gobelina. - Do wora, smarkacze! Ino żywo! Już wodę żem nastawił! Elfie uszy też się nadają! - rzucił spojrzenie w stronę Laveny.
— Hej, chyba natknęłam się na berserkera! — skomentowała wtargnięcie orklina czarownica. — Właśnie tego się spodziewałam, kiedy kilka chwil temu poczułam twój zapach, a twoje zachowanie tylko to potwierdza. Ach, co mi tam! Pobawię się z tym wieśniakiem!
Tymczasem wojownik zakonu Czarciej Straży zaatakował z impetem lemura, który nie tak dawno ranił jego. Szczęknęła stal i zaświszczało powietrze, a potężne uderzenie wprawionego wojownika wręcz rozpłatało na pół lemura, który w agonii wrzeszczał pod niebiosa. Po krótkiej chwili, umorusany juchą dwurak uniósł się z podrygującego ostatnimi spazmami ciała. Rycerz Piekieł następnie przesadził świeże truchło i ustawił się na południe od chochlika, dając Katerinie flankę.

Katerina aż gwizdnęła aprobująco, kątem oka dostrzegając jak piekielnik przepoławia piekielne monstrum. Na tym skończyła się jednak jej reakcja, bo zaraz zrzuciła z ramienia płaszcz i chwyciła za poły, unosząc materiał w obronnej pozycji. Druga dłoń już szykowała sztych zza srebrno-ciemnej zasłony.

Katerina, po zdjęciu swojej peleryny, zaatakowała z gracją. Choć chochlik bronił się, jak mógł, uderzenie rapiera weszło głęboko w nikczemne ciało diabła, rozlewając śmierdzącą krew.

W międzyczasie Katerina poczuła się znacznie gorzej. Cokolwiek było w ogonie chochlika, właśnie znacząco przybrało na sile. Choć muszkieterka nie straciła rezonu, jej ruchy stały się jakby… Wolniejsze. Może to był czas, aby w końcu skorzystać z antidotum, które dostali jeszcze w Rozgórzu?

Chochlik tymczasem zaryczał, brocząc krwią z odniesionych ran i miotając jakieś dziwaczne klątwy, jemu tylko znane w jego narzeczu. Wyglądało na to, że nie chciał skończyć jak swój martwy znajomek leżący paręnaście stóp dalej. Diabeł wykonał parę drobnych gestów i z małej sakwy wyciągnął szczyptę jakiegoś proszku. Po paru sekundach, skrzydlaty chochlik zamigotał, rozmył się i wreszcie… Zniknął. Przeklęte diabły i ich magiczne sztuczki!

Dokładnie w tej chwili Rycerz Piekieł zareagował - spróbował jeszcze zamachnąć się mieczem, ale chochlik wymknął mu się spod ostrza.

Wug nie zastanawiał się długo i z furią odpowiedział na ciosy Lemura wymierzone w… Valenae. Widząc, że elfka słabnie nie zastanawiał się i przyszedł jej z pomocą. Ryzykował przy tym, że sam wpadnie w kleszcze. W szale był jednak pewien swojej wyższości nad przeciwnikami. Słysząc Strachuna natychmiast ryknął w mowie goblinów:
- Wypierdalaj, są z nami. - i jego basowy pełen złości głos rozszedł się echem po komnatach.
Wug machał wściekle swoim orężem, jednak z jakiegoś powodu nie potrafił sięgnąć lemura swoim zaklętym magią lodu mieczem – czy to z powodu szamoczącego się diabła, czy to z powodu Valenae zaraz obok niego.

Gobliński Bard tymczasem grał dalej, akompaniując szczęk oręża graniem na lutni. Nagle, jego lutnia zapłonęła jasną poświatą, a fala energii pomknęła w stronę strachuna. Posadzka natychmiast stała się śliska. Włochacz zachwiał się, nie rozumiejąc, co się dzieje, ale utrzymał się na nogach.
- Jak nie urok, to… - westchnął Godo,
Goblin wypuścił ze swojej kuszy kolejny bełt, tym razem w stronę strachuna. Wrzask bólu włochatego goblinoida przetoczył się po twierdzy. Godo z niejaką rutyną przeładował kuszę i strzelił jeszcze raz, ale tym razem bełt poszybował w mrok za strachunem, nie czyniąc nikomu krzywdy.

Valenae szamotała się, próbując wyzwolić się z uścisku piekielnego pomiotu. Wreszcie, udało się: zwinna elfka wyślizgnęła się szponiastym łapom lemura, co zostało skwitowane sfrustrowanym bulgotem diabła.

Łotrzyca zaatakowała rapierem, jednak wcześniejszy wysiłek, który poszedł w wyzwolenie się z uścisku lemura zdekoncentrował ją. Rapier błyszczał i przecinał powietrze, jednak ataki odbijały się od grubej skóry diabła, który wrzeszczał i kwiczał dziwnym głosem istoty z głębin Piekieł.

Zgodnie ze swą zapowiedzią Lavena przeszła do ataku. Momentalnie wypowiedziała kilka eleganckich słów z silnym akcentem a wtedy jej smukła dłoń zapłonęła magicznym ogniem, który nader szybko uformował się w rozpaloną sferę o średnicy około sześciu cali, unoszącą się nad jej rozcapierzonymi palcami. Zaraz potem dziewka cisnęła wyczarowanym pociskiem w rosłego goblinoida. Następnie pospiesznie wycofała w głąb pomieszczenia służącego ongiś do przywoływania diabłów, zamierzając uniknąć ewentualnego odwetu ze strony rozjuszonego potwora. Jednak przede wszystkim, chciała wciągnąć go w pułapkę. Wprost pomiędzy miecze towarzyszy.

Lavena rzuciła zaklęcie, a kula płomieni pomknęła prosto na strachuna. Ogień eksplodował na owłosionej klacie, a spory wojownik warknął z bólu.
- Za to… - krzyknął strachun - Wsadzę cię pierwszą do kotła, wiedźmo!
Tymczasem masa zlepionego mięsa zaatakowała z wściekłością Valenae. Szpony dosięgnęły Łotrzycy, ale… Ponownie, tarcza wywołana przez Joreska rozbłysła przed elfką, niemalże całkowicie negując impet szponów diabła. Te drasnęły tylko Łotrzycę. W tym samym czasie Joresk uderzył fauchardem, a ten zagłębił się głęboko w trzewia bestii. Lemur był poważnie ranny.

Lemur jednak nie zamierzał zrezygnować po stracie swojego drogiego pana. Wrzeszcząc coraz głośniej i coraz bardziej ogłuszająco, zasypał Valenae gradem ciosów. Zdezorientowana ostatnim atakiem Łotrzyca nie potrafiła się obronić: jeden ze szponów sięgnął zbyt głęboko, a Valenae straciła świadomość, upadając w kałuży własnej krwi.

Nasyciwszy swoją żądzę zemsty, diabeł zwrócił się do Paladyna, ten jednak zwinnie uniknął jego ataków.

Tymczasem Wug wymieniał ciosy z drugim lemurem. Szpony lemura, choć uderzały niemal na oślep i niezdarnie, parę razy dosięgły ciała Barbarzyńcy.
- Nie chcą po dobroci do gara!? - ryknął strachun. - Ja wam dam, kurwaaa!!!
Rzucił wór i ruszył. Jakimś cudem balansował po śliskiej niczym rzygowiny pijaka posadzce, w drodze ściągając ze swoich pleców sporej wielkości kafar z kamiennym zwieńczeniem. Zamachnął się raz, a zaraz potem Godo wrzasnął z bólu. Krew zrosiła posadzkę wokół goblińskiego kusznika. Był ranny… Poważnie ranny.

Milczący goblin podbiegł nieco bliżej i rzucił kolejnym nożem dobytym zza pazuchy, tym razem w strachuna. Celnie. Ostrze wbiło się głęboko w mięsisty kark.
- Auuuu! - wrzasnął strachun. - Ty mały kurwiu, pójdziesz drugi do gara, zaraz za elfią wiedźmą!
Przypalony przez “elfią wiedźmę” i zraniony przez ataki goblinów, strachun także był całkiem poważnie ranny - bełt i nóż sterczały z ran, zaś jego włosy były osmalone po ataku Laveny.

Joresk pchnął piekielną bestię fauchardem, dodając jeszcze jedną z ran do tych, które już miał. Diabeł, choć miotał się na wszystkie strony, był już poważnie ranny, zaiste, u progu śmierci.

Paladyn przyłożył dłoń do nieprzytomnej elfki. Z niej też rozbłysła aura złotego światła, a śmiertelne rany elfki zasklepiły się. Choć Valenae była daleka od pełni sił, to przynajmniej już nie osuwała się w objęcia Pharasmy.

Czarci Strażnik podbiegł do lemura, którego Joresk już poważnie zranił. Cios w diabelski łeb wyprowadził bardziej od niechcenia i łaski niż faktycznej chęci śmierci, która była pewna.

Zaraz potem zawinął mieczem i uderzył nim niczym kosą w lemura obok Barbarzyńcy.

Trucizna, rany, zawroty głowy - Katerina aż zachwiała się w miejscu i wsparła o ścianę, łapiąc oddech.

W tym samym czasie, Katerina przystanęła i próbowała dojść do siebie. Jeszcze parę chwil i… Wyglądało na to, że czuje się nieco lepiej. Trucizna nadal działała w jej ciele, ale przynajmniej nie czuła się odrętwiała.

Nagle, obok Godo pojawił się… Chochlik! Diabeł, zapewne próbując szukać pomsty za swojego dawnego kompana, zaatakował goblina. Ten w ostatniej chwili zdążył zareagować i uciec przed jadowitym ogonem.
- Kurwaa! - wrzeszczał nagle spanikowany Godo. - Co jest!?
Co gorsza - chochlik wyglądał, jakby zregenerował swoje rany przez czas, kiedy był niewidzialny.
- Jakbym miała zemdleć - sapnęła Katerina w eter, dalej oparta o ścianę - to tylko Łamacz może mnie resuscytować.
Muszkieterka odłożyła swój wierny rapier i ściągnęła plecak, w duchu dziękując za chwilę spokoju w jej kącie pomieszczenia. Chwyciła i odkorkowała miksturę leczniczą, bez większej kultury dudniąc ją aż do ostatniej kropli.

Wug kontynuował ataki wymierzone w Lemura.

Katerina przechyliła miksturę. O dziwo, dekokt alchemików, który miał raczej słabą opinię, wzmocnił ją aż zanadto. Jej zdrowie, w znacznym stopniu osłabione przez truciznę chochlika, wzmocniło się znacznie przez wypicie zielonkawego płynu.

Wug zamachnął się swoim zaklętym półtorakiem, a buchający mrozem miecz wgryzł się w ciało diabła. Ten zaryczał ostatnimi, agonalnymi jękami, aby po chwili znieruchomieć pośród własnej juchy, która zdobiła zimną posadzkę.

Zaraz potem Barbarzyńca, widząc, że może zaszarżować na strachuna, pobiegł z impetem na miejsce i zasadził goblinoidowi cięcie swoim półtorakiem. Niestety, strachun umknął uderzenia - być może spodziewał się tego lub też Wug nie dość bacznie obserwował ruchy włochatego bastarda.

Gobelin grał na swej lutni, wyśpiewując pieśni o odwadze i męstwie. Podobnie jak poprzednio, rzucił zaklęcie na Godo, wokół którego rozbłysła wątła łuna zaklęcia, chroniąca go przed uderzeniami.

Godo jednak ani myślał zostawać i stawiać czoła strachunowi.
- AAA!!! - goblin wrzasnął. - Do diabła z tym, sami sobie weźcie swoje złotooo!!!
I dał dyla, wymykając się włochatemu strachunowi.

Modlitwa paladyna pomogła. Valenae otworzyła oczy. Była ranna i obolała, ale żyła. Z wdzięcznością popatrzyła w oczy Joreska i bezgłośnie mu podziękowała.
Z trudem podniosła się na nogi i rozejrzała. Wyglądało na to, że było już po walce. Został jeszcze jeden stwór. Raz, że strachun był dość daleko od niej i dwa, że była mocno osłabiona, także zdecydowała, że na wiele się nie przyda tym razem towarzyszom.

Lavena wybiegła z drzwi prowadzących do pokoju przywołań. Parę gestów i wyszeptanych słów, a w jej dłoniach ponownie pojawiła się kula ognia, którą posłała prosto w strachuna. Chybiła! W ostatniej chwili futrzasty goblinoid uchylił się, a płonący pocisk jedynie osmalił ścianę za nim.

Widząc płonący pocisk mijający go o zaledwie parę milimetrów, strachun wpadł w furię.
- ZNOWU ELFIA WIEDŹMA!? - ryknął strachun. - DOŚĆ CZARÓW! WAAAGH!!!
Strachun wyrwał się ze starcia między nim a Wugiem i przesadził treningowe kukły. Podbiegłszy do Laveny, uderzył swoim kafarem w półelfkę i w tym samym czasie nad Laveną rozbłysła tarcza Ragathiela, którą wymodił Paladyn. Impet uderzenia został zmitygowany, ale sporej wielkości kafar i tak uderzył w półelfkę, a ta miała wrażenie że chyba właśnie pękły jej dwa żebra.

W tym samym czasie Joresk zaatakował fauchardem, ale niestety! Strachun wymknął się uderzeniom Paladyna, pochłonięty gniewem.
- MRAAAUGH!!!
Strachun zamachnął się raz jeszcze. Ostatnim widokiem, który półelfka pamiętała, było stylisko kafara zbliżające się do jej twarzy z zastraszającą szybkoścą.

Joresk zobaczył, jak półelfka pada na ziemię. Nie wyglądała dobrze: krew i brud strachuna całkowicie zapaćkały jej wykwintny strój. O jej samej nie wspominając.

Tymczasem zamaskowany goblin Morda, zamiast pójść za przykładem Godo, którego uciekające plecy jeszcze było widać z wyrwy w murze, dobył swoją dziwaczną kościaną halabardę.

Zanim jednak zamachnął się, wykorzystał chwilę latającego chochlika i podszedł go od tyłu. Złapał go za łapę! Zaskoczony chochlik miotał się i prychał, ale nijak nie potrafił wyzwolić się z uścisku goblina. Jakimś cudem, chochlik, pochwycony przez Mordę był teraz całkowicie bezbronny!

Morda uderzył parę razy swoją halabardą. Chybił, jednak tylko milimetry dzieliły chochlika od spotkania się z kościanym orężem goblina.

Widząc, jak Lavena pada po uderzeniu strachuna, Joresk ryknął wściekle.
- Walcz ze mną, TCHÓRZU!!
Fauchard paladyna zawirował w szerokim łuku, skierowany w pozostałych na polu bitwy wrogów.

Paladyn zaryczał, a święty gniew Ragathiela zagotował krew w jego żyłach. Widząc pałającego żądzą zemsty Paladyna, strachun zmizerniał w jednej chwili. Uśmiechniętą i pewną siebie mordę zastąpił wyraz zwątpienia - ba! Przerażenia i nagłej chęci ucieczki.

Paladyn zakręcił swoim fauchardem i dźgnął nim strachuna, ale! Wiedziony nagłą żądzą ocalenia własnej skóry w ostatnim momencie uskoczył przed ciosem Joreska.

Wojownik Ragathiela przeniósł impet uderzenia na chochlika, który ciągle szamotał się z Mordą. Potężne trafienie przebiło chochlika na wylot i słabo pomiot piekieł słabo jeszcze wymachiwał szponami. Paladyńskie dźgnięcie przeniosło go na skraj wrót śmierci.

Mężczyzna z sigilami Asmodeusza na zbroi płytowej wypadł z pokoju przywoływań. Wymierzył swoim półtorakiem i smagnął jeno chochlika, którego uprzednio poważnie poranił Joresk. Chochlik pisnął jakby od niechcenia, zatrzepotał skrzydełkami i znieruchomiał w żelaznym uścisku Mordy.

Zaraz potem wyprowadził cios od prawej. Trafił! Poważnie już ranny przez gobliny i “elfią wiedźmę” strachun z drżeniem przyjął cios wojownika zakonnego. Spory miecz dwuręczny rozpłatał włochaty łeb na dwoje, a mózgowa papka i wiadro juchy trysnęły na leżącą opodal Lavenę i pancerz Joreska.

W pokoju przywołań Katerina stała wsparta o ścianę, próbując przezwyciężyć truciznę z ogona chochlika. Czekała… Czekała… I po paru chwilach stwierdziła, że jeszcze jest przytomna, co więcej! Zawroty głowy i dziwne uczucie ognia w żyłach niknęły, zwalczone przez alchemię.

~

Kiedy kurz bitewny opadł, mężczyzna, którego śmiałkowie rozpoznali jako Rycerza Piekieł, bezceremonialnie podszedł do ciała chochlika. Uniósł swój wielki dwurak ponad głowę i jednym cięciem odrąbał mu głowę. Trysnęła jucha, a Czarci Strażnik kopnął łeb diabła, ten zaś potoczył się w stronę zrujnowanej kuchni.
– Ostrożności nigdy za wiele z pomiotami piekieł - rzekł mężczyzna. – Wygląda na to, że moi poprzednicy stracili tę perspektywę z oczu.
To samo zrobił z pozostałymi trupami diabłów: miecz zakonnika wznosił się i opadał, a odrąbane łby toczyły się po podłodze, tworząc kałuże krwi.

Kiedy tylko skończył, zerwał z trupa strachuna kawałek szmaty, w którą był odziany i wytarł krew ze swojego ostrza. Zdjął hełm, ukazując oblicze młodego mężczyzny, który być może byłby uznany za przystojnego, gdyby nie liczne rany na jego szyi i twarzy.

– Dzięki wam za waszą pomoc - rzekł wreszcie, zwracając swój wzrok na awanturników. – Podejrzewam, że nie jesteście szabrownikami ani innymi mętami, które czasem odwiedzają ten relikt przeszłości.
Po wyrzeczeniu tych słów, spojrzał z pogardą na martwego strachuna i splunął.
– Widziałem już podróżników wyglądających na proszalnych dziadów, żołnierzy paradujących niby kurtyzany i kurtyzany z żołnierskim zacięciem w swojej robocie. Wy nie wyglądacie na żadnych takich. Coście za jedni?
Gdy tylko ostatni przeciwnik padł bez życia na ziemię, Joresk puścił fauchard i dopadł do wykrwawiającej się Laveny, wyszarpując zza pasa miksturę leczącą. Ostrożnie napoił nim nieprzytomną półelfkę, rozglądając się po pobojowisku.
- Wszyscy na nogach? - zapytał, zanim zwrócił się do rycerza - Joresk Strabo, sługa Ragathiela. Żadni z nas szabrownicy, szukamy podpalaczy z Rozgórza.
- Ledwo - Katerina wyłoniła się z sali przywoływań na galaretowatych nogach, blada jak upiór. Ociężałym ruchem pacnęła koło rycerza, pomagając mu w napojeniu nieprzytomnej czarownicy miksturą i zwracając się w stronę piekielnika. - Katerina Bonheur. Jak mój towarzysz wspomniał, jesteśmy tu w interesach z ramienia Rozgórza i dziękujemy za asystę. Podałabym dłoń, ale...
Bonheur znacząco spojrzała na okrwawioną dłoń podtrzymującą Lavenę w pozycji siedzącej.

Zanim Lavena odpłynęła w krainę nieświadomości, zdążyła jeszcze wyjęczeć z żalem „Niepowetowana… strata…”. Wbrew temu stwierdzeniu, dość szybko powróciła do zmysłów. Choć jedynie dzięki szybkiej interwencji Joreska. Kiedy półprzytomna ujrzała nad sobą przystojny wizerunek kurującego ją paladyna, mimowolnie spróbowała dotknąć jego twarzy, bowiem z powodu odniesionych obrażeń niczym w malignie jawiła jej się na kształt kojącego cierpienie i wszelkie troski anielskiego oblicza. I to właśnie jej w tym wszystkim nie pasowało. Nie było bowiem szans, by trafiła do Niebios, lub Elizjum. Nawet miała taką nadzieję! Dokładnie to spostrzeżenie prawie ją otrzeźwiło, w rezultacie czego gwałtownie wycofała rękę i delikatnie spłoniła się na licach, odwracając wzrok. Chwilę później przypomniały o sobie jej rany i twarz dziewki wykrzywił paskudny grymas bólu. Barbarzyński stwór nieźle ją poturbował, a i jej przyodziewek był w nienajlepszym stanie.

— Eeee... dziękuję przyjaciele — zdołała wydukać niewyraźnie do Strabo i Kateriny.
Jej słaba mowa nie wynikała wyłącznie z przyczyny kiepskiego stanu zdrowia. Widać było, że ewidentnie nie nawykła do wdzięczności, ani tym bardziej jej szczerego okazywania. Duma czarownicy zdawała się też silniejsza od jej nadwątlonych sił, bowiem rychło postanowiła poderwać się na nogi. I to najszybciej, jak tylko potrafiła. Szczęściem magiczny likwor zadziałał na tyle, by była w stanie to uczynić, mimo towarzyszącego jej przy każdym ruchu intensywnego bólu. To przede wszystkim postępująca wraz z odzyskiwaniem świadomości niechęć do zależności, okazywania słabości i wdzięczności sprawiła, że musiała z pełną brawurą zademonstrować, że nie jest z nią aż tak źle.
— Uch, nie zostałam zmiażdżona, a ledwie ściśnięta! — zadeklamowała na stojąco, zaperzając się i biorąc pod boki.
— Ups! — jęknęła zaraz potem, gdy jednak niemożliwe do zignorowania osłabienie sprawiło, że niemal straciła równowagę i runęła na posadzkę.
Wyglądało to nieco komicznie. Lavena jednak nie krygowała się zbytnio, bowiem nie zwróciła na to większej uwagi. A to z racji faktu, że w tym samym momencie dostrzegła truchło wstrętnego potwora, który zadał jej tyle cierpień.
— Mam nadzieję, że jesteś z siebie zadowolony, cuchnący bydlaku! Spójrz tylko na moje ubranie! Obyś za to wszystko spędził wieczność przeżuwany przez ogary piekielne! — wyrzuciła martwemu orklinowi, trącając go czubkiem eleganckiego buta na obcasie.
Następnie jej pełne usta wydęły się gniewnie, a urękawiczona dłoń zajęła magicznym ogniem. Zaraz potem wiśniowowłosa cisnęła gniewnie ognistym pociskiem w ścierwo, a potem kolejnym i następnym. Do momentu aż nie zajęło się porządnie ogniem.
— Płoń! Płoń, plugawcze! Niechaj wszelki ślad po twoim nędznym żywocie zostanie wymazany z kart dziejów, coby nie ostał się ni ślad po bluźnierstwie, którego swej nieskończonej nierozumności żeś poważył się dokonać!
Zrządzeniem losu dopiero wtedy spostrzegła Rycerza Piekieł i połączyła w głowie niewyraźne wspomnienia o tym co miał powiedzieć.
— Ach, może tego aktualnie nie dostrzegacie — rzekła doń, powoli odzyskując rezon i swój typowy wyniosły ton oraz postawę. — Albowiem wystąpiły pewne drobne niedogodności… Ale jestem Lavena Da'naei z Taldoru. Słynna w całym Avistanie iluzjonistka, eksploratorka podziemi i specjalistka od zabezpieczeń. I właściwie nie ma za co dziękować, to była drobnostka. Za nieco niekorzystny obrót spraw odpowiadało wszak ich nadzwyczajne szczęście i nasza zbytnia pobłażliwość… W każdym razie szukam… y, jak już zdążono wam wyjaśnić, pary opryszków podobno szukających tu schronienia. Nie rzucił wam się w oczy czasem nikt taki?
Oczekując na odpowiedź zaczęła sumiennie oczyszczać swe odzienie dzięki zaklęciu kuglarstwa.

Kiedy półelfka czyściła magią swoje szaty i spytała o oprychów w twierdzy, w słowo wszedł jej Gobelin.

– Zwą mnie Gobelin - goblin ukłonił się. - Jako rzeczą towarzysze moi. Jesteśmy tu w sprawie misji Lady Grety Gardanii z Rozgórza. Elfia pani to Valenae, srogi woj zwie się Łamaczem Kości, zaś ci tutaj to moi towarzysze z plemienia Cierniowego Kamienia, Godo i Morda. Godo… Gdzie jest Godo?
Odpowiedziało mu tylko wzruszenie ramion Mordy. Ten milczał, po prostu gapiąc się na pozostałych. Ze spojrzeń zamaskowanego goblina wyglądało na to, że chyba chce odejść, tak samo jak Godo, który omal nie przypłacił życiem ostatniej walki. Przed odejściem hamowała go chyba jednak obecność Wuga i Gobelina.

– Armiger Alak Stagram z Zakonu Szponów, ogniś twierdzy Altaerein, dziś twierdzy Vraid w Varisii. Cieszę się, że podoba wam się cytadela - zakonnik skłonił się lekko, a na jego twarzy wykwitł kpiący uśmiech, który nieco się poszerzył, kiedy jego wzrok spoczął na obryzganej krwią Lavenie i podobnież ubrudzonego Joreska, na którego pancerzu znajdowały się resztki mózgu strachuna. – Jestem pewien, że atmosferę rozgrzałoby dobre wino, wszakże dziewczęta są na miejscu.
Po czym odniósł się do sprawy misji Grety Gardanii:
– Podpalacze? Jedyny ogień, który widziałem, był na blankach twierdzy. Cokolwiek to miałoby znaczyć. Zdaje się, że miejsce przestało być opuszczone już dawno temu i płomienie są znakiem stworów, które tu mieszkają. Lub… Czegoś innego, dowiem się zapewne wkrótce. Paru ciurów lubiących płomienie pasuje do tego miejsca jak mizerykordia do żeber.
„A więc nic nie wie… po prostu wspaniale! Nie dość, że tępy sługus prawa, to jeszcze bezużyteczny prostak!” pomyślała półelfka wypuszczając nieco mocniej powietrze. „W dodatku przez jego wygłupy muszę teraz zbierać z siebie resztki monstrzego ścierwa. Desna chyba sobie ze mnie dworuje posyłając mi ostatnio do towarzystwa samych niekompetentnych idiotów…”.

— W sumie… to nie pogardziłabym teraz zacnym trunkiem — zaczęła nieco frywolnie, nie przerywając czyszczenia swych szat. Jak zwykle ton jej wypowiedzi był całkiem odmienny od tego, co chodziło jej po głowie. — Na pewno poprawiłby mi nieco podły nastrój.
Kończąc na tych słowach rozejrzała się wymownie po zrujnowanej okolicy i westchnęła.
— Przypuszczam jednak, że warowną piwniczkę z winem też splądrowano…
Następnie przeniosła wzrok na armigera.
— A jeśli można spytać… co was sprowadza w te malownicze progi, piekielny rycerzu? Pragniecie przywrócić dawną chwałę temu wyjątkowemu miejscu?
Gdy eufemistycznie ujmowała stan cytadeli, ledwo udawało jej się zamaskować pełen niesmaku grymas. Dla niej miejsce stanowiło kompletną ruinę i prezentowało się nader ohydnie. A nadawać się mogło jedynie do natychmiastowego wyburzenia.
Joresk zmarszczył brwi, słysząc zarówno o Zakonie Szponów jak i sugestie rzucane przez armigera. Wyprostował się, ścierając z pancerza resztki strachuna i stanął obok Laveny - półelfka wciąż wydawała się osłabiona, mimo pewności siebie, i wolał być gotów podtrzymać ją w razie potrzeby.
- Świętowanie może poczekać, póki nie znajdziemy sprawców pożaru - stwierdził, w myślach modląc się do Ragathiela i dziękując swemu patronowi za wsparcie, które pozwoliło im przeżyć tą potyczkę. Lavena zadała już pytanie, które go nurtowało, więc mógł skupić się na odzyskaniu łask leczących.
Joresk i pozostali podróżnicy co prawda nie słyszeli o Zakonie Szponów, jednak Lavenie udało się usłyszeć parę plotek, które dotarły aż do Rozgórza. Z tego, co wiedziała półelfka, kapituła zakonu Rycerzy Piekieł rzeczywiście znajdowała się w cytadeli Vraid, niedaleko Korvosy, był to jednak szmat drogi stąd: rzeki, góry i lasy oddzielały varisiańską warownię i jeśli w istocie Czarci Strażnik był tym, za kogo się podawał, to musiał mieć dobry powód, aby przebyć taki kawał świata tylko po to, aby trafić do odległego Rozgórza i do zapomnianej przez wszystkich cytadeli Altaerein.

Jak kojarzyła Lavena - Rycerze Piekieł z cytadeli Vraid byli przede wszystkim skoncentrowani na poskramianiu dzikości ziem, na których byli, próbując za wszelką cenę wprowadzić żelazną rękę prawa, gdziekolwiek mogli. Dzikość i chaos, jak głosili członkowie, powinny zostać wytępione zarówno w sercu, jak i ziemi. Nieustępliwi w swej filozofii, karczowali lasy, osuszali bagna, budowali trakty i wznosili warownie, nierzadko wchodząc w konflikt z kręgami druidów, jakie czasem można było spotkać za wielkimi górami na północy.

Ironią losu, to dzikość powróciła do ich dawnej cytadeli

– Dawną chwałę? Ha! - parsknął, jakby półelfce zbierało się na krotochwile. – Nie… Zakon umył ręce od udziału w tym miejscu. Moi zwierzchnicy już od dawna uważają Isger za straconą sprawę, dziurę, na którą szkoda wysiłku.

– W Rozgórzu jestem tylko do jutra, najdalej pojutrza. Później wracam do podróży na północ. Choć do Isger sprowadziły mnie sprawy zakonne, przez parę dni tylko jestem na przepustce w tej okolicy, żeby załatwić prywatę. Szukam czegoś w twierdzy i zanim odejdę, chcę to mieć lub wiedzieć, że zostało zniszczone - rzekł, a na obliczu wojownika wymalowała się zaciętość. – Szukam sygnetu, który należał do mojego rodu i wiem, że jest gdzieś tutaj.
Tu zamyślił się.
– Wygląda na to, że główne schody prowadzące do podziemi twierdzy zawaliły się. Wiem jednak, że istniało przynajmniej jedno tajemne przejście poza nimi. Być może uda mi się je znaleźć.
Paladyn pokiwał głową, słysząc odpowiedź rycerza.
- W takim razie możemy wspólnie zająć się badaniem tych podziemi. Dodatkowe ostrze jest zawsze mile widziane, szczególnie że w twierdzy wciąż panoszą się czarty - spojrzał po towarzyszach, licząc na ich opinię - Może wiesz, skąd one w ogóle się tu wzięły? To jakieś pozostałości po dawnych rytuałach?
— Pewnie stało się tak, jak już wam mówiłam — rzekła pewnie szmaragdowooka. — Zostawiono parę sztuk na straży albo zaniedbano ich odesłanie do planu macierzystego. Bo cóż więcej? Jakiś przybłęda-diablolatra niby je wezwał?
Mimo sceptycyzmu, półelfka pozostawiła pytanie otwartym. Następnie skupiła wzrok na armigerze.
— Daleka droga za wami, mości Alaku, ale skoro tak rzeczecie... Dziwuje mnie jeno, że Zakon Szponów postanowił ostawić twierdzę na poniewierkę. To chyba nie w waszym stylu? Cóż, nie ma sprawa. W każdym razie bez wątpienia ten sygnet musi być dla was bardzo cenny, skoro zaryzykowaliście dlań samotną wyprawę to miejsce. A to zaś znaczy, że łączy nas, wszystkich tu obecnych, silna motywacja, by dobrze spenetrować tę twierdzę. W czym bez wątpienia pomocna może przydać się wasza wiedza o układzie tego budynku, o umiejętności robienia mieczem nie wspominając... Toteż popieram mego kompana Joreska w całej rozciągłości odnośnie propozycji zawiązania współpracy.
Uśmiechnęła się ładnie do Stagrama.

Rycerz zakonny odparł dopiero po dłuższej chwili, ważąc swoje opcje.
– A, niechaj i tak będzie. Mogę się przyłączyć - wzruszył ramionami, chyba nie do końca przekonany co do swojego udziału w grupie.
Póki co, nie wydawał się jednak protestować przeciwko podróżowaniu wspólnie.
– Uprzednio opatrzywszy rany! - zawołał Gobelin, zezując na okrwawionego Wuga i Valenae. - Torba z medykamentami się przyda!
Goblin gmerał już w torbie Valenae, szukając torby leczniczej. Jak na zawołanie, Rycerz Piekieł także wydobył z sakwy przy pasie małą fiolę i przechylił ją. Wychyliwszy, ciągnął dalej:
– Lemury i impy to tylko szkodniki z Piekieł - rzekł wreszcie, zwracając się do Joreska. – Choć portal już dawno nie działa, cytadela Altaerein była ongiś miejscem, gdzie był otwarty niemal stale. Nie jestem kapłanem ani magiem, ale słyszałem, że takie miejsca mogą mieć pozostałości połączeń do celu, do którego prowadzą. Jak dla mnie, ta banda, którą pokonaliśmy, przeszła przez portal niedługo potem, kiedy zakon opuścił cytadelę. Portal zapewne dezaktywował się niedługo potem.

– Nie wiem, dlaczego zakon opuścił cytadelę - Alak wzruszył ramionami. – Nie ja podejmowałem te decyzje, choć zgadywałbym, że chodziło pewnie o zdwojenie wysiłku misji w Vraid.
 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!

Ostatnio edytowane przez Santorine : 07-06-2022 o 10:35.
Santorine jest offline  
Stary 07-06-2022, 13:14   #42
DeDeczki i PFy
 
Sindarin's Avatar
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
Pierwsza potyczka w twierdzy okazała się wyjątkowo trudna - trójka towarzyszy ciężko ranna, z czego dwoje bliskich śmierci. Dzięki łasce Ragathiela udało mu się pomóc zarówno Valenae, jak i Lavenie, ale według Joreska to nie powinno tak wyglądać. Miał ich bronić, a sam wyszedł z walki bez szwanku? Wstyd… Przed następnym starciem będą musieli porozmawiać o taktyce - walcząc jak oddział, poradzą sobie w końcu lepiej niż jako pojedyncze jednostki. Wsparcie w postaci Piekielnego Rycerza było im potrzebne, mimo że on sam nie wydawał się mężczyźnie zbyt przyjemnym typem, tak samo jak cały jego zakon. Joresk czuł obrzydzenie na samą myśl o tym, by w jakikolwiek sposób wzorować się na czymkolwiek pochodzącym od diabłów, ale póki co czyny Aleka świadczyły na jego korzyść. Niszczył zło, może nieświadomie nawet wykuwając swoją ścieżkę do odkupienia? Wszak sam Ragathiel przebył podobną drogę…

Gdy Gobelin wspomniał o rannych, Joresk pokiwał głową.
- Zgadzam się, nie śpieszmy się z dalszą eksploracją. Ktoś może zająć się rannymi? Pomogę, łaski Ragathiela wrócą do mnie niedługo - zaproponował, czyszcząc symbol z resztek krwi - Moc mego patrona może ochronić was przed poważnymi ranami, ale musicie trzymać się blisko mnie. Pamiętajcie o tym na przyszłość, jeśli nie lubicie mocno obrywać - uśmiechnął się pokrzepiająco - Przy okazji możemy rozejrzeć się po tych pomieszczeniach - wskazał gestem pokój, z którego wypadł strachun.
 
Sindarin jest offline  
Stary 09-06-2022, 14:50   #43
Highlander
 
Connor's Avatar
 
Reputacja: 1 Connor ma wspaniałą reputacjęConnor ma wspaniałą reputacjęConnor ma wspaniałą reputacjęConnor ma wspaniałą reputacjęConnor ma wspaniałą reputacjęConnor ma wspaniałą reputacjęConnor ma wspaniałą reputacjęConnor ma wspaniałą reputacjęConnor ma wspaniałą reputacjęConnor ma wspaniałą reputacjęConnor ma wspaniałą reputację
Ledwo co weszli do twierdzy i od razu trafili na walkę. Nie sprowokowali jej lecz weszli na toczącą się już walkę. Głupio było nie dołączyć, tym bardziej, że i tam mieli tu przyjść, a ten który już walczył - jak się okazało później był nim Rycerz Piekieł - mógł się okazać później sojusznikiem lub chociażby źródłem informacji.

Valenae rzuciła się w wir walki jak reszta członków drużyny. Chciała pomóc jak tylko potrafiła. Nie wyszło jej to dokładnie tak jakby chciała. W sumie to nawet prawie w ogóle jej to nie wyszło.
Otarła się wręcz o śmierć i to dosłownie. W wyniku odniesionych straciła przytomność i była o włos od śmierci. Gdyby nie leczące czary Joreska już byłoby po niej. Paladyn zrobił co potrafił, a jego modlitwy zawróciły ją ze ścieżki w zaświaty. Podziękowała mu cicho lecz z czystego serca.

W międzyczasie walka się zakończyła. Valenae nie czuła się najlepiej. Nie czuła się dobrze fizycznie, gdyż odniesione rany zostały uleczone jedynie częściowo. Czuła się mocno poturbowana i wszystko ją bolało. Najbardziej z tego wszystkiego bolała ją duma i uczucie, że zawiodła drużynę. Zamiast pomóc w walce o mało nie umarła i była teraz mocno poranionym ciężarem dla towarzyszy. Przynajmniej ta się czuła wewnątrz duszy.

Nie najlepiej się zaczęła ta wyprawa pomyślała sobie.
 
__________________
Miecz przeznaczenia ma dwa ostrza. Jednym jesteś ty. A co jest drugim. Biały Wilku?
- Nie ma przeznaczenia - jego własny głos. - Nie ma.
Nie ma. Nie istnieje. Jedynym, co jest przeznaczone wszystkim, jest śmierć.
Connor jest offline  
Stary 12-06-2022, 14:11   #44
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Komitet powitalny, jakim uraczono ich przy wejściu do cytadeli Altaerein, jak prędko przekonali się na własnej skórze (i na nieszczęście), znał się na rzeczy. Kolejni już planarni przybysze zdrowo ich poobijali, miejscami nawet podtruwając i chociaż pierwsza potyczka w gnuśniejących murach zakończyła się zwycięstwem, to ciężko było wykrzesać z siebie optymizm. Nawet Katerina, poharatana i blada na twarzy, zdawała się chwilowo stracić gdzieś swoją zwyczajową osobowość, wchodzącą w kategorię "większa niż życie". Muszkieterka, gdy już pomogła Joreskowi docucić Lavenę, oparła się o ścianę nie w oczywistym geście nonszalancji, jak to miała w zwyczaju, a raczej żeby przypadkiem dalej galaretowate nogi nie odmówiły jej znienacka posłuszeństwa. Nawet za wiele nie dołożyła do rozmowy z piekelnikiem, który został przekonany do towarzyszenia im w dalszej eksploracji fortyfikacji.

- Ale wybór miejsca, w którym spędzasz przepustkę, muszę pochwalić - sarknęła, gdy kolor zaczął wracać jej na twarz i zawroty głowy ustały, pozwalając jej na ruszenie spod ściany. - Twierdze rojące się od monstrów są piękne o tej porze roku, ale ta tutaj...

Teatralnie zawinęła dłonią po półokręgu.

- ...ta tutaj to coś specjalnego.

Propozycje polowego leczenia przed dalszym zwiedzaniem cytadeli skwitowała jedynie aprobującym skinieniem głowy. Gdy już przyszło wytyczać dalszy kurs wycieczki, wstawiła się za propozycją Joreska, od siebie dodając tylko, że powinni "metodycznie sprawdzać wszystko po kolei, komnatę za komnatą". Tylko nieco stwierdzając tymi słowami oczywistą oczywistość.
 
Aro jest offline  
Stary 12-06-2022, 21:53   #45
 
Brilchan's Avatar
 
Reputacja: 1 Brilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputację
Gobelin podczas walki tak skupił się na graniu pieśni bojowych, że nawet nie zauważył jak Godo uciekł był bardzo zawiedziony pobratymcem. Jak zwykle ci, co najgłośniej krzyczeli o złoto i łupy pierwsi zwiewali na widok kłopotów?

Korzystając z tego, że inni zajęli się rannymi, podszedł do Mordy wyjął z sakiewki 5 srebrników, i rzekł do niego w mowie goblinów.:
- Mości Panie! Najsprytniejszy z obwiesiów nocy! Widzę po twojej minie, że też byś chciał się zmyć, ale dzielnie się spisałeś i przydałbyś się nam tutaj! Nie zapominaj Waćpanie, że my tutaj nie tylko po nagrodę za obwiesiów, co zniszczyli piękne dzieła architektury bladych, lecz aby, powstrzymać tajemnicze coś, co kryje się w trzewiach tej ruiny! Jeżeli nie powstrzymamy potwora to wybije nam stado, albo będziemy musieli szukać nowej siedziby! Ładną masz kościaną halabardę zaprawdę zacna broń - W swym ojczystym języku bard zwykł mawiać bardziej kwieciście.

Prośba o rzut na dyplomacje, żeby przekonać mordę do zostania ? Z chęcią kupie advantage za 5 srebra



Gobelin czuł troszkę satysfakcji, że przemądrzałej elfce się dostało! Na końcu języka miał uwagę, że gdyby nie spaliła Strachulca mogłaby sobie zrobić z jego skóry pachnące na kilometr gustowną sukienkę zrezygnował jednak z niepotrzebnego narażania się ognistej dzięki podobnemu podejściu wciąż żył. Musiał jednak ugryźć się w wewnętrzną stronę policzka, aby nie roześmiać się, gdy wyobraził sobie magiczkę w sukience ze skóry Strachulca.

Ta myśl przypomniała mu o łowczyni znajomej Łomignata. Podszedł do worka porzuconego przez większego goblinoida i z pomocą pałki ze spalonej nogi stołu zaczął wpychać truchła i ucięte głowy chochlików - Wug czy twoja kobieta da radę wyciągnąć truciznę z tych kolców i oprawić łby chochlików ? Trutką można by posmarować twój miecz! A za łby nam pewnie głupie ludzie zapłacą - Zawołał do przyjaciela.

- Panie mości piekielny rycerzu a czy przez te wasze portale mogło przeleźć coś większego ? Bo cosik morduje członków Stada. Nie sądzę, żeby to ta piekielna czwórka takie problemy sprawiała - Spytał Alaka piekielnika.
 

Ostatnio edytowane przez Brilchan : 12-06-2022 o 22:03.
Brilchan jest offline  
Stary 12-06-2022, 22:35   #46
Młot na erpegowców
 
Alex Tyler's Avatar
 
Reputacja: 1 Alex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputację
Ostatecznie stanęło na tym, że gobliny miały ruszyć razem z nowo uformowaną drużyną.
— Phi, jak sobie chcecie — stwierdziła z udawaną obojętnością półelfka. — Ja im nie dam złamanego miedziaka. I niech lepiej nie wchodzą mi w drogę.

Trakt wiodący do twierdzy wydawał się dość prosty, acz ewidentnie nie był uczęszczany. Bez względu na to czy ktoś ją słuchał, czy nie, Lavena przez całą wędrówkę dworowała sobie z lokalnych zabobonów odnośnie ich celu podróży, roztaczała też świetlistą wizję swych przyszłych dokonań, w kontekście swoich przeszłych, jak podkreśliła – równie wybitnych. Rozważała też jak wielkie skarby uda jej się zdobyć. A także narzekała na nędzną jakość bruku, który utrudniał jej poruszanie z racji, że byłą użytkowniczką wysokiego obuwia na obcasie. Kierowana mieszaniną przezorności i egoizmu podążała mniej więcej w środku grupy, by w razie napaści z dowolnej strony nie przyjmować na siebie pierwszego ataku.

Bełkotliwa opowieść Ficko na temat Czarciego Wzgórza, strasznie uboga w pożyteczne informacje, przyprawiała czarownicę o mimowolne zgrzytanie zębów. Gdzieś w połowie całkiem straciła cierpliwość z powodu jego nieskładnej paplaniny i irytujących dygresji, więc machnęła ostentacyjnie ręką i zajęła się czymś o wiele ciekawszym. Słuchaniem własnego głosu. Nie umknęło jej jednakoż wracające co i raz spojrzenie zamaskowanego goblinoida. „Po jego zachowaniu wnioskuję, że stwór nigdy wcześniej nie miał do czynienia z jednostką tak nadzwyczajną! Pewnie nawet nie pojmuje swym ptasim móżdżkiem, jaki zaszczyt go kopnął!”


Kiedy Da'naei ujawniła się monumentalna sylwetka nagryzionej zębem czasu i zarośniętej dziką roślinnością warownej twierdzy nie wydawała się być pod dużym wrażeniem.
— Toporne i niezbyt gustowne. Ewidentnie brakowało tu kobiecej ręki. Tak czy inaczej, obdaruje to miejsce moim przywilejem i podbije je!
Z pewnością entuzjazmu jej nie brakowało. I tylko jej głos, nie licząc sporadycznych odgłosów natury, przebijał się przez panującą wokoło grobową ciszę.

Młódka pozwoliła sobie obejrzeć z grubsza obiekt, zanim stanęła w obozie rozbitym przez barbarzyńską kochanicę orkowego prymitywa. Na pytanie Godo odpowiedziała w swoim stylu.
— Hm. A nad czym tu dumać? W końcu to zwykła ruina. A w środku pewnie nie ma nic szczególnego. Najwyżej kołacze się tam nieco potworzego i ludzkiego motłochu. Tak czy inaczej, plan jest taki, że wdzieramy się do środka. Kto wie, może znajdziemy tam jakiś ukryty skarbiec Piekielnych Rycerzy? Jeśli tak, to najwyższy czas obrabować ich ze wszystkich skarbów!
Później poruszony został temat wizyty u pobliskiego plemienia ciemnozielonoskórych, ale Lavena była kategorycznie przeciwna odwiedzinom w takim miejscu. W razie konieczności gotowa była mianować na emisariusza drużyny Gobelina. Zwłaszcza jeśli obiecałby sławić jej czyny i przymioty ducha oraz ciała. Nie zamierzała zaszczycać potworów swoją obecnością, ale nie miałaby nic przeciwko, jeśli zaczęłyby ją czcić.


Ostatecznie stanęło na tym, że wszyscy udadzą się od razu do twierdzy. Czemu wiśniowowłosa była wielce rada. Mieli skorzystać ze zbadanego przez mieszkające w okolicy gobliny południowego wejścia. To było nader rozsądne, bo jeśli w środku były jakieś pułapki, to gobliny pewnie rozbroiły je swoimi ciałami. Po drodze dostrzegła pozostałości ich starego obozu. „Co za bajzel. Gdzie ich godność?” pomyślała, po czym złapała się oczywistym potknięciu „Ach, tak! Takie stwory zwyczajnie jej nie posiadają!”.

Po przedarciu się przez dzikie róże i wysoką trawę wkroczyła do sporej z sali treningowej. Obejrzała pomieszczenie, po czym trąciła palcem jedną z pobliskich kukieł do ćwiczeń.
— Równie żywa i rozmowna jak typowy rycerz piekieł. Widać, niewiele się tu zmieniło od czasu ich bytności.
Osobliwe malunki i ozdoby na innych zrzuciła na karb prostackich wygłupów odwiedzających to miejsce goblinów.
— Miejmy się na baczności — ostrzegła kompanów. — W pobliżu jest komnata przywołań. I tylko Calistria wie, czy nie czai się tam jakiś diabeł. Pomnijcie me słowa sprzed podróży.
Zerknięcie do kuchni nastawiło ją nieco sceptycznie co do możliwości znalezienia cennych łupów w warowni. Wyglądało na to, że miejsce doszczętnie splądrowano. A przynajmniej wierzchnie warstwy. Pozostało jej jedynie liczyć na trudnodostępne i zamknięte miejsca. Tam mogły kryć się jakieś skarby.

Z rozmyślań wyrwał ją Godo, który otworzył drzwi do komnaty przywołań i ukazał oczom wszystkich scenę walki grupy diabłów z rycerzem piekieł. Przez moment półelfka chciała przetrzeć oczy, wyglądało to bowiem jak scena z przeszłości, jako że żaden z kombatantów nie miał raczej prawa znajdować się obecnie w dawno opuszczonej twierdzy. I to jednocześnie. Raptem jednak pozbierała się i wykluczyła tę nadzwyczajną ewentualność. Szybkim okiem oceniła, z czym ma do czynienia.
— Uch! To coś wygląda jak znalezisko w krasnoludzkim wychodku! Niewątpliwie lemur.
Do tego spostrzegła chochliki. O obu rodzajach czartów pozwoliła sobie przypomnieć, ile się dało. Co tylko wprawiło ją w złość. Istoty te bowiem były odporne na uderzenia drobnej broni i całkiem niewrażliwe na ogień. Czyli nie mogła uczynić im żadnej szkody! Na jej nieszczęście, walka była nieunikniona.

— Dziękuję za wyjaśnienie Alaku. Tłumaczyłam im to już wcześniej, ale nawet nie raczyli słuchać — powiedziała obruszona czarownica gdy rycerz piekieł wyjaśnił, skąd mogły wziąć się tutaj diabły. Jednocześnie przybrała zamkniętą postawę i tupnęła demonstracyjnie nogą. Nie znosiła jak ją ignorowano.
Kiedy poruszono kwestię tego czy zająć się rannymi, czy ruszać dalej, dość dobitnie wyraziła swą opinię w tej kwestii.
— A dlaczegóż to mielibyśmy nagle zaprzestać zwiedzania? Nie, to chyba oczywiste, że nie potrzebuję pomocy... — zadrwiła jadowicie.
 

Ostatnio edytowane przez Alex Tyler : 12-06-2022 o 22:48.
Alex Tyler jest offline  
Stary 15-06-2022, 05:28   #47
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Postój

Awanturnicy zdecydowali się na chwilowy postój, aby opatrzyć rany, co zostało skwitowane cierpliwym wzruszeniem ramion rycerza zakonnego, który wyszedł na zewnątrz i czekał, aż grupa załatwi swoje sprawy.

Morda, który jakimś cudem wyszedł bez szwanku podczas walki, siedział w dawnej spiżarni. Niemy goblin zdawał się nasłuchiwać, czy nie nadchodzi coś.

Kiedy do wahającego się goblina podszedł Gobelin, ten wysłuchał jego perory. Musiało być jednak coś w słowach goblińskiego Barda albo w sposobie, w którym przemówił, ale Morda ostatecznie pokręcił głową, poklepał Gobelina po plecach i ostatecznie wolnym krokiem wyszedł przez załom muru, kierując się tam, gdzie wcześniej uciekał Godo.

Rzucam na Versatile Performance: na kości wypadło naturalne 1, jest krytyczna porażka. Morda odchodzi.



~

Gobelin spróbował poszukać czegoś wartościowego przy martwych diabłach.

Jeśli chodziło o trupy lemurów, to zdeformowane, oślizłe masy mięsa były po prostu nagie i nie miały przy sobie żadnych wartościowych rzeczy.

Jeśli zaś chodziło o bezgłowe trupy chochlików, każdy z nich miał przy pasie małą sakwę. Kiedy goblin zajrzał do wewnątrz, stwierdził, że wnętrze wypełnione było wypełnione jakimś piachem zmieszanym z małymi kamykami, które wyglądały jak odłamki obsydianu i magmowe wióry. Na co to diabłu było, dociec nie było sposób, zapewne był to jakiś magiczny komponent, którego używał. Żaden z uczestników wyprawy nie korzystał z sakwy z komponentami do czynienia magii tak, jak robili to czarodzieje: Gobelin używał swojej zaklętej lutni, Lavena polegała na mocy swojej krwi, zaś magia czyniona przez Paladyna była efektami łaski boskiej.

Po drodze spotkał Wuga:
– Wug czy twoja kobieta da radę wyciągnąć truciznę z tych kolców i oprawić łby chochlików?
Potężny Barbarzyńca wzruszył tylko ramionami.
– Niech będzie - rzekł w końcu, zabierając trupa chochlika do Gridy. – Ale trochę to zajmie - dodał jeszcze.
Gobelin, kiedy znalazł Rycerza Piekieł na zewnątrz, zapytał:
- Panie mości piekielny rycerzu a czy przez te wasze portale mogło przeleźć coś większego? Bo cosik morduje członków Stada. Nie sądzę, żeby to ta piekielna czwórka takie problemy sprawiała.
Na słowa Gobelina Alak Stagram odparł:
– Oczywiście - rzekł. – Portal służył głównie do przywoływania brodatych diabłów. Jeśli w istocie połączenie zostało jakimś cudem utrzymane, nie sposób powiedzieć, ilu mogło ich przejść.
~



Podczas godzinnego postoju, Valenae zabrała się za leczenie swoich towarzyszy. Rozsupławszy torbę medyczną i zaopatrzywszy się w bandaże, lecznicze mikstury i inne utensylia, zręczne palce elfki pracowały nad ranami jej kompanów. Choć Łotrzyca dzielnie pracowała nad broczącymi krwią ranami i brzydkimi siniakami, była w stanie opatrzyć rany tylko niektórych ze swoich towarzyszy.

Obok niej działał Paladyn, który żarliwie modlił się do Ragathiela. Modlitwy wojownika zasklepiały rany i zrastały połamane kości i żebra.

Cytat:
Odzyskane punkty wytrzymałości (aktualne punkty wytrzymałości)

Katerina - 12hp (aktualne 19hp)
Lavena - 12hp (aktualne 14hp)
Valenae - 11hp (aktualne 15hp)
Wug - 18hp (aktualne 25hp)

Zostało 7 wykorzystań torby medycznej.

Po opatrzeniu ran, podróżnicy wyruszyli w dalszą drogę, zaczynając od baraków.

~

Barak

Drzwi kuchenne prowadziły do baraku na wschód - było to obszerne pomieszczenie, które nosiło ślady częstego szabrowania. Drewniane szkielety łóżek stały powywracane lub rozbite. Wszędzie unosił się zapach starości, zaniedbania i zgnilizny. Podobnież wyglądał rozbity na drobne kawałeczki sprzęt, w którym zapewne myszkował niejeden miejscowy.

Wyglądało na to, że to w baraku strachun urządził sobie tymczasową kryjówkę. Na samym środku stał kocioł, a w pogorzelisku tliło się zwęglone drewno. Obok improwizowanego ogniska stała sterta świeżo zebranego drzewa i coś, co wyglądało na kupkę śmieci.

Kiedy rozchylono mroczne wnętrze wora, który strachun zostawił w kuchni, z wnętrza wysypały się śmieci i resztki jedzenia - parę węgielków, które były tam trzymane nie wiadomo, po co, a także żelazne widelec i łyżka, tępy nóż i głownia miecza bez ostrza i temu podobne.

Bardziej makabryczną zawartością okazał się mały stosik kości, który także znajdował się w worze. Parę połamanych piszczeli noszących ślady zębów, parę chrząstek i żeber, wreszcie, odcięta łydka na której zostało jeszcze gnijące mięso i głowa jakiegoś nieszczęśnika razem z odciętą dłonią. Kości wydawały się zarówno ludzkie, jak i było parę mniejszych, przypominające te od goblinów albo niziołków.


Po bliższym rekonesansie, kupka śmieci obok ogniska okazała się być pozostałościami nieszczęśników, którzy zostali zabici i ograbieni przez brutalnego goblinoida, a także - przypuszczalnie - potencjalnie wartościowe rzeczy zebrane z innych części cytadeli. Były to podarte plecaki, potłuczone naczynia i dziurawe sakwy razem z ich zawartością.

Podróżnicy przetrząsnęli wszystko, co było do przetrząśnięcia i odnaleźli następujące rzeczy:

Pierwszym była mała torba wypełniona czarną mazią. Joresk i Katerina widzieli już wcześniej podobne torby - były czasem używane przez alchemików w celach bojowych do opryskania przeciwników lepką zawartością. Czarny klej spowalniał ich, a w niektórych przypadkach całkowicie przyklejał do podłogi.

Drugim znaleziskiem była fiolka wypełniona jakimiś chemikaliami, którą Gobelin zidentyfikował jako kolejny dekokt alchemiczny. W momencie rozbicia fioli, reagenty wewnątrz wchodziły w kontakt z powietrzem i uderzały w pobliskich wrogów elektrycznością.

Trzecim była mniejsza mikstura leczenia, podobna do tej, która doprowadziła Lavenę z powrotem do świadomości. W jej wnętrzu zielonkawy płyn błyszczał mdłym światłem.

Czwartym był kieł wilka, na którym wyryto parę magicznych run. Valenae i Katerina rozpoznały ów przedmiot jako talizman, którego magia mogła zostać wykorzystana tylko raz podczas walki.

Wreszcie, w kieszeniach spodni i popękanych pojemnikach znalazła się sztuka złota, dwadzieścia sześć srebrnych monet i piętnaście miedziaków. W jednym z plecaków ostało się też jedzenie na cały tydzień - nieco suszonego mięsa i owoców.

~

Stołówka

Na północ od kuchni znajdowała się stołówka. Pusta. Cokolwiek było tutaj, zostało całkowicie rozkradzione. Zostały tylko porozbijane blaty stołów i parę rozklekotanych krzeseł. Po uważniejszym przyjrzeniu się, okazało się, że grabieżcy zabrali nawet kołki ze stołów, których nogi zostały zapewne porąbane na drwa. Poza paroma sprzętami, pomieszczenie świeciło pustkami.

~

Audytorium

Małe podwyższenie i piedestał znajdujący się na końcu tej komnaty zdradził jej przeznaczenie jako jakiś rodzaj auli, gdzie rycerze byli uczeni musztry i teorii. Tak samo jak stołówka, nosiło ono ślady szabrowania: cokolwiek nie dało się wynieść, leżało na podłodze. Były to głównie porwane księgi (“Historia Rozgórza”, “Etos armigera”, “Rzecz o konserwacji oręża”), dokumenty zakonne (“Węzeł szubienicy”, “Struganie pali na wroga”, “Bandyci Rozgórza”, “O rebelii na Rozgórzu”) i drobne notatki, przeważnie nie posiadające autora.

Podczas przeszukiwania komnaty, Katerina i Joresk znaleźli dwie żelazne broszki ze znakiem Zakonu Szponów, którym na pierwszy rzut oka było słońce, jednak po bliższych oględzinach sigila można było poznać, że był to krąg włóczni.

Na północy pomieszczenia, za piedestałem, znajdowała się brama prowadząca na dziedziniec.

~

Nagle, do uszu śmiałków znajdujących się w audytorium doszły dalekie krzyki i nawoływania. Z tej odległości ciężko było odróżnić, czyje należały do kogo, ale zdało się, że głosy ludzkie były zmieszane z goblińskimi. Niewątpliwie, coś działo się na dziedzińcu!

Gobelin i Wug, którzy znali gobliński, byli w stanie wyrozumieć strzępy rozmowy:
– …bliżej! Poderżnę suce gardło!
– …Helba!
– Daj ten nóż!
– Jak nie zaczniecie gadać, to…
~

Dziedziniec

Brama prowadziła na schody, te zaś kończyły się, zdało się, w połowie. Błotnisty grunt pod nimi zaczynał się dopiero dziesięć stóp poniżej. Był to dziedziniec twierdzy, jedno z nielicznych miejsc, gdzie docierało słońce w cytadeli.

Dziedziniec był otoczony zewsząd sporymi murami, podczas gdy wielka, żelazna brama oddzielała go od komnat znajdujących się na południu. Tu i ówdzie znajdowały się drobne krzaki i kępy mleczy, które wyrastały z wilgotnej gleby.

Grunt przy zachodnim murze pochylał się i wreszcie całkowicie zapadał w małe bagienko wypełnione deszczówką i które było otoczone zewsząd kępami traw.

Na północy blanki częściowo się zawaliły. Kamienny i drewniany gruz wydawał się być całkiem świeży, bowiem spękane kamienie nie nosiły tej samej błotnistej warstwy, która była na zwykłych ścianach warowni. Było jednak coś jeszcze: pod gruzem można było zauważyć zwłoki wielkiego jaszczura, który został zabity przez upadające kamienie i drzewo.

Wyglądało na to, że kiedyś było tu przejście na dół cytadeli, gruz jednak całkowicie je przykrył.

Zdesperowane krzyki i odgłosy zamieszania dały się słyszeć jeszcze wyraźniej, ale tym razem ich źródło było oczywiste. Krzyki dochodziły z góry - z blanków twierdzy, gdzie dwa niziołki z jakimś człowiekiem zdawały się grozić grupce goblinów opodal. Rosły mężczyzna trzymał jednego z goblinów i wykrzykiwał jakieś groźby przy wtórowaniu niziołków, a grupka goblinów błagała o litość.
– Niechaj diabli was porwą! - krzyczał jakiś starszy goblin. – Po cóż przyszliście tutaj!?
– Gadaj, gdzie są wrota do podziemi, zielony cudaku! - zaryczał mężczyzna.
– Wiem, że wiecie, gdzie jest Krąg! - dodał niziołek trzymający nóż gardle jednego z goblinów.
Gobelin natychmiast rozpoznał, czyje to gardło znalazło się przy nożu. Była to Helba, przywódczyni goblińskiego obozu! To dlatego pozostali nie atakowali trzech porywaczy!

Joresk natomiast rozpoznał w rosłym mężczyźnie dawnego kompana z armii - mężczyzna zwał się Aatos, którego wylano z armii dawien dawna za niesubordynację.

Wrzaski i nawoływania goblinów jednak były przerywane przez głęboki, złowrogi pomruk, który wydobywał się na wschodzie dziedzińca.

To na wschodnim murze dziedzińca znajdowały się schody prowadzące na blanki. Pod schodami jednak krążyła wielka bestia przypominająca smoka, która wydawała z siebie ryk, patrząc na smakowitą, acz nieosiągalną zdobycz w górnych partiach murów twierdzy! Przynajmniej pod tym względem rewelacje Ficka były zbieżne z rzeczywistością, krokodylowaty stwór w istocie przypominał smoka.

Jedyną osobą, która kiedyś, bardzo dawno temu widziała rysunek i opowieść o przerośniętym, smokowato-krokodylim stworze, była Katerina. Kiedyś, rozbijając się po świecie razem z trupą Lady Maxime, usłyszała opowieść o wielkim potworze zwącym się grauladonem.


Grauladon, choć przypominał przerośniętego krokodyla, był w istocie dalekim kuzynem smoków. Według wiedzy Kateriny - bestia zazwyczaj mościła swoje legowiska na moczarach i płytkich wodach, polując na zwierzęta i nieszczęśników, którzy mogli się przypałętać pod ich wielkie paszcze. Muszkieterka usłyszała, że dieta wielkiego jaszczura składała się w większości z padliny i topielców, toteż posiadał on umiejętność ziania zgniłym, nasyconym trupią esencją oddechem, choć ponoć potrafił także zabijać swoje ofiary wielkim ogonem.

Grauladony, choć nie potrafiły mówić, znały ponoć smoczy. Trudno jednak było sobie wyobrazić o czym można było mówić do bestii, która chętnie rzucała się nawet na przeciwników wyglądających na silniejszych od niej. Wielkie jaszczury miały wyjątkowo złą reputację, jeśli chodziło o temperament.

Każdy z podróżników miał niedoparte wrażenie, że stwór nie pochodził stąd. W istocie, Joresk, który żył w okolicy od dziecka, nigdy nie słyszał o podobnych istotach. Katerina słyszała o nich zaś tylko w kontekście dusznych i parnych dżungli dalekich krajów południa rozciągających się za Morzem Środkowym. Zgniłozielony grzbiet i pozostałości roślinności na nim przywodziły na myśl wielkie moczary, a nie żałosne bajorko na zachodzie dziedzińca.

~

Przybycie awanturników nie zostało nie zauważone - najpierw jeden, a potem kolejne gobliny z grupki zaczęły wskazywać w dół, w stronę schodów, gdzie stali śmiałkowie.
- To oni! - krzyknął jakiś goblin.
- Przyszli uratować Helbę! - krzyknął kolejny.
Rosły mężczyzna, także zaalarmowany nagłą agitacją goblinów, przycisnął tylko nóż bliżej do gardła pojmanego i wciągnął go do środka baszty.

W odpowiedzi na krzyki i gestykulację goblinów, grauladon zaryczał. Póki co, nie zauważył śmiałków.
 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!

Ostatnio edytowane przez Santorine : 15-06-2022 o 06:09.
Santorine jest offline  
Stary 17-06-2022, 11:55   #48
DeDeczki i PFy
 
Sindarin's Avatar
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
Joresk pomagał Valenae w opatrywaniu rannych towarzyszy, cały czas odmawiając modlitwy do Ragathiela niczym jakieś mantry. Jego patron nie pozostawał głuchy na modły i czyny mężczyzny, udzielając mu kolejnych błogosławieństw pozwalających na szybsze leczenie ran. Przeszukiwanie zwłok, chociaż niewątpliwe pożyteczne, wolał pozostawić póki co innym, sam prędzej skupiłby się na spaleniu tych plugastw.

To, co zobaczyli wewnątrz baraku sprawiło, że paladyn wyrzucił z siebie stek przekleństw niezbyt pasujący do jego dotąd spokojnego zachowania. Zacisnął dłonie na drzewcu faucharda, aż zbielały mu knykcie.
- Będziemy musieli zapewnić tym biedakom pochówek - stwierdził, patrząc na resztki ofiar strachuna. Potrzebował chwili, żeby przełamać się przed przeszukiwaniem pomieszczenia, ale wytłumaczył sobie, że w ten sposób przynajmniej śmierć tych osób nie pójdzie na marne.

W audytorium przyklękł nad poniszczonymi księgami, szczególnie zainteresowany tymi związanymi z Rozgórzem oraz tomem o konserwacji oręża. Miał cichą nadzieję, że przynajmniej część z nich będzie jeszcze do odratowania. Przeglądnięte przez Joreska księgi były w fatalnym stanie: niektóre strony wyrwano, a pozostałe strony i okładki były przesiąknięte wilgocią. Pomimo wątpliwej jakości doznania wertowania lepkich i obrzydliwych kartek, paladyn był w stanie na szybko przejrzeć parę z nich i rozeznać się w ich zawartości.
Tomiszcze traktujące o najlepszych praktykach konserwacji oręża było napisane oschłym językiem, które niemal w urzędniczym znudzeniu prezentowało różne kombinacje procesów potrzebnych do utrzymania różnych rodzajów broni w jak najlepszym stanie. Obok zestawień typów broni - buław, krótkich i długich mieczy, berdyszów i nadziaków, były także tabele z przepisami na wytwarzanie najlepszych mieszanek czyścideł, których częstą bazą była oliwa. Autor z rozrzewnieniem wypisywał długie listy specyfików, które można było używać do konserwacji głowni, jelca i klingi mieczy i temu podobnych. Choć paladyn usłyszał już co nieco o konserwacji broni za czasów, kiedy był w armii, to stwierdził, że parę wskazówek z obszernej księgi było co najmniej wartościowe i pozwoliłoby mu lepiej naprawiać tarcze i pancerz, zaś parę wskazówek co do ostrzenia miecza mogłoby ulepszyć jego półtorak. Wymagałoby to jednak dłuższej lektury, na którą nie miał czasu teraz, dlatego ostrożnie schował księgę do plecaka.
Pozostałe tomy - mniej opasłe, choć pisane podobnie powściągliwym tonem - rozprawiały o paru incydentach w historii Rozgórza, jeszcze za czasów, kiedy Altaerein nie była pustym wrakiem, a znaczącą w okolicy warownią. Według księgi, Rycerze Piekieł ustanowili cytadelę jako punkt szlaku, po którym podróżowały karawany do formującej się sfery wpływów w Varisii. Dzieła historyczne były długie i prezentowały punkt widzenia raczej stronniczo, niekiedy wdając się w wywody filozoficzne na temat egzekwowania prawa Asmodeusza w tej części Isger.
Jedno z opisanych zdarzeń zapadło Joreskowi w pamięć - był to opis jednej z rebelii w roku 4650, którą rozpętali bandyci próbujący walczyć o swoją strefę wpływów w Rozgórzu. Rebelia została ostatecznie rozgromiona po dwóch znaczących potyczkach w Karmazynowym Lesie, zaś pozostali i podejrzani o współudział - wyrżnięci co do jednego, czego kronikarz doliczył się nieco ponad trzech setek.
“...tedy też brano się wieszania mężów, kobiet i dzieci, bowiem jeśli tylko padło podejrzenie złamania Dyscyplin Asmodeusza, wiadomo było, że ziarno było na zawsze stracone wobec prawa Czarnego Księcia. Maraliktor kazał zaprowadzić skazańców na miejsce zwane Twardym Zrębem w Karmazynowym Lesie, gdzie też egzekucji dokonano, zaś zwłoki oznaczono sigilem Czarnego Księcia na znak pomsty wobec Prawa” - pisał kronikarz. Joresk skrzywił się z obrzydzeniem i rzucił tom z powrotem na ziemę, by dalej gnił, po czym zajął się oglądaniem reszty audytorium. Sięgając po porzuconą broszkę Zakonu Szponów, usłyszał jakiś daleki krzyk. Od razu zerwał się na nogi i trzymając fauchard w gotowości, ruszył w stronę źródła dźwięków. Ktoś się o coś kłócił, i chociaż nie rozumiał słów, jeden z głosów wydawał się Joreskowi dziwnie znajomy…

Gdy wypadli za bramę, skoczył od razu na schody, w ostatniej chwili zatrzymując się przed pionową wyrwą. Rozejrzał się szybko, mrużąc oczy od nagłego wybiegnięcia na światło. Wyglądało to tak, jakby dziedziniec zmienił się w istne bagno, nawet z właściwymi mu potworami - to chyba był ten cały smok, którego tak bał się Fico. Joresk może i nie znał się na takich stworach, ale jak dla niego smoki powinny mieć skrzydła, i być znacznie większe. To coś raczej nim nie było, ale pewnie i tak stanowiło duże zagrożenie, a patrząc na drugiego jaszczura pod gruzami, pewnie było też w kiepskim nastroju…

Nie ono było jednak źródłem krzyków, które ich tutaj sprowadziły. Gdy paladyn podniósł wzrok i przyjrzał się scenie na blankach, otworzył szeroko oczy ze zdziwienia. Głos był znajomy, ale teraz miał pewność, tą twarz rozpoznałby wszędzie. Dobrze pamiętał dzień, w którym przez ignorancję, lenistwo i chciwość jednego człowieka stracili dwóch ludzi, dwóch dobrych towarzyszy z oddziału, a niewiele brakowało, by zginęło ich więcej. Nie miał pojęcia, jakie koneksje czy pieniądze sprawiły, że Aatos wyłgał się jedynie zwolnieniem z armii, ale to nie miało teraz znaczenia. Ta szuja znowu narażała czyjeś życie dla własnego zysku - tym razem Joresk nie miał zamiaru pozwolić mu się wywinąć.
- AATOS! - ryknął gniewnie - Zostaw ich, skurwysynu! - wrzasnął, gotując się do zeskoczenia na dziedziniec. Gdy tamten zniknął wewnątrz baszty, paladyn warknął gniewnie - Wracaj tu, tchórzu! - krzyknął, po czym odwrócił się do towarzyszy.
- Idę za nimi. Trzymajcie się za mną, niech to coś ruszy na mnie pierwszego, dopiero potem atakujcie - mówiąc, sięgnął po przypasany miecz półtoraręczny i poprawił puklerz przypięty do ramienia - Lavena, Gobelin, zostańcie na górze i trzymajcie dystans - jego ton był ostry i nieznoszący sprzeciwu, jak u rasowego sierżanta.
 

Ostatnio edytowane przez Sindarin : 18-06-2022 o 14:53.
Sindarin jest offline  
Stary 17-06-2022, 22:50   #49
Młot na erpegowców
 
Alex Tyler's Avatar
 
Reputacja: 1 Alex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputację
Kiedy Lavena spostrzegła, że gobliny porzuciły Gobelina, uśmiechnęła się szyderczo.
— Wielcem zdziwiona, że przy pierwszej oznace zagrożenia nasi wspaniali towarzysze wzięli nogi za pas. Ach, to wręcz niesłychane! — naigrywała się. — Kto roztropny, ten wie, że do takich zadań winno brać się wyłącznie porządnych kompanów.
Na pewno każdy dobrze wiedział, że miała w danym momencie na myśli siebie.
— Tyle dobrego dla ciebie, że oczekiwali złota po robocie, toteż żadna strata. Szczęśliwa twa moneta, iż byli równie przydatni, co bystrzy.
Przeszukanie trucheł diabłów nie przyniosło żadnych interesujących łupów. Nie zdziwiło to wcale półelfki, która nawet nie podjęła się tego wysiłku. Bo jakie ciekawe przedmioty mogłyby mieć przy sobie najpośledniejsze podnóżki Dziewięciu Piekieł?

Podczas postoju przyszła i jej kolej poddać się leczniczym zabiegom. W zasadzie zadbała, by nadeszła ona jak najrychlej.
— Tylko obchodź się ze mną łagodnie. To doskonałe ciało wymaga najwyższego szacunku i adekwatnego traktowania. W końcu stanowi jedyny w swoim rodzaju żywy pomnik na chwałę Shelyn! — wyjaśniła bez cienia skrępowania.
Kiedy Valenae kończyła zajmować się jej ranami, skomentowała.
— Chyba minęłaś się z powołaniem dziewczyno, lepiej by ci było zostać cyruliczką. W końcu gorzko przyszło ci się przekonać, jak bardzo niebezpieczne bywa życie prawdziwego poszukiwacza przygód...
Głos wiśniowowłosej zdawał się kipieć troską, o którą ciężko było ją podejrzewać...


Podczas zwiedzania baraku czarownica eleganckim gestem zasłaniała nos przy użyciu tej samej chusteczki, która służyła jej pomocą przed dymem w ratuszu. Panująca wewnątrz mieszanina odorów była dlań wystarczająco nieznośna, by w ten sposób szukała przed nimi ratunku.

Wnętrze wyglądało na zrujnowane i mocno rozszabrowane, ale fakt, że pomieszkiwał w tym miejscu orklin dawał szmaragdowookiej nadzieję. Istniała wszak szansa, że rosły goblinoid zgromadził gdzieś tutaj jakieś wartościowe łupy.
— Durnie zawiodą tam, gdzie bystrzy przeżyją — oznajmiła z zupełną obojętnością i beztroską na widok obu stosów kości należących do licznych ofiar potwora.
Zwłaszcza ten przy palenisku zwrócił jej uwagę, zdawał się bowiem zawierać coś więcej, aniżeli same szczątki. Tym razem sama śmiało wzięła się za grabienie. Ostatecznie przyszło jej zadowolić się wyłącznie garstką monet i butelką, która według Gobelina miała wyzwolić przy rozbiciu błyskawicę. Uznała ją za cenny nabytek, mając na względzie, że mogła jeszcze natrafić na jakieś diabły, które z natury w poważaniu miały jej płomieniste moce. Reszta przedmiotów nie stanowiła dla niej większej wartości. Choć niektóre dałoby radę sprzedać po dość sensownej cenie.


Stołówka okazała się złupiona do tego stopnia, że nawet stoły po części rozebrano. Z kolei w audytorium były tylko stare i wybrakowane księgi, dokumenty i notatki. Żadne nie wzbudziły w Lavenie najmniejszego zainteresowania. Co innego w Joresku. „A cóż tam może być niby ciekawego? Piętnaście sposobów na służalcze salutowanie przełożonemu? Zestaw najdurniejszych praw, których należy trzymać się co do litery? A może poradnik polerowania zbroi dla giermka?” dumała z przekąsem, widząc jego reakcję. Wkrótce jednak nagłe odgłosy z zewnątrz całkiem skupiły jej uwagę. Ruszyła na dziedziniec.


Półelfka obadała wzrokiem podwórze. Prezentowało się dość nędznie, ale za to miało ciekawego lokatora w postaci nieznanego jej z pochodzenia jaszczura o egzotycznym wyglądzie, z którym jednak nie miała większej ochoty na bliższe zapoznanie. Źródłem zamieszania słyszanego aż z audytorium okazała się zaś stojąca na blankach trójka nieznajomych awanturników pertraktujących z grupką goblinów. Ci pierwsi trzymali na nożu jednego z szarozielonoskórych. I o ile żadna ze stron w ogóle ją nie interesowała, to sama treść rozmów owszem. Mowa była bowiem o przypuszczalnie magicznym, być może przywołującym kręgu, oraz wrotach do podziemi. Nasłuchiwała więc z uwagą, licząc, że gobliny łaskawie zdradzą swe sekrety. Na jej nieszczęście, niskorosłe potwory rychło zauważyły przybyszy i sytuacja uległa diametralnej zmianie.
— Ej, wolnego! Nie przybyłam ratować żadnych cuchnących goblinów! — odkrzyknęła szybko i stanowczo. — Jak chcecie, to możecie kontynuować. Mnie tam nic do tego.
Paladyn jednak zdawał się mieć jakiś interes do jednego z trójki awanturników, bowiem strasznie się rozsierdził.
— Ach, jesteś taki uroczy kiedy się gniewasz... — przypochlebiła się nieco drwiąco, gdy zaczął wydawać polecenia. — Oczywiście, że tu zostanę panie oficerze. I tak nie zamierzałam pakować się pod pazury tego monstrum. Głupia nie jestem.
 

Ostatnio edytowane przez Alex Tyler : 22-06-2022 o 20:03.
Alex Tyler jest offline  
Stary 19-06-2022, 15:26   #50
Highlander
 
Connor's Avatar
 
Reputacja: 1 Connor ma wspaniałą reputacjęConnor ma wspaniałą reputacjęConnor ma wspaniałą reputacjęConnor ma wspaniałą reputacjęConnor ma wspaniałą reputacjęConnor ma wspaniałą reputacjęConnor ma wspaniałą reputacjęConnor ma wspaniałą reputacjęConnor ma wspaniałą reputacjęConnor ma wspaniałą reputacjęConnor ma wspaniałą reputację
Valenae przywrócona do przytomności dzięki leczącym modlitwo paladyna postanowiła się odwdzięczyć jak tylko potrafiła. Paradoksalnie była jedną bodajże osobą w drużynie, która co nie co przyswoiła wiedzy z dziedziny medycyny. Przy pomocy torby z medykamentami opatrzyła jak tylko potrafiła wszystkich, którzy potrzebowali pomocy. Siebie opatrzyła na końcu.
Ze zdziwieniem przyjęła podziękowanie z ust Laveny. Pierwsze szczere i proste słowa z jej strony nie przesycone samouwielbienie lub przechwałkami. Spojrzała inaczej na towarzyszkę zastawiając się czy to była jedynie chwilowa słabość, chwila nieuwagi opuszczenia tarczy osłonnej odgrywania takiej czy innej postawy... Nadal była ciekawa, jakie było prawdziwe oblicze Laveny, a co było maską przyjmowaną w jej tylko znanym celu, jednak już inaczej ją teraz postrzegała.

Ruszyli dalej. Valenae nie wiele pamiętała, gdyż była pogrążona w swoich własnych myślach. Być może przyczyniły się do tego usłyszane słowa. Ziarno padło na podatny grunt. Zaczęła się zastanawiać gdzie jest prawda. Być może rzeczywiście minęła się z powołaniem. Póki co to wiele swoim działaniem nie pokazała i nie wniosła. W walce poległa mimo, że się starała. Co prawda nie miała jeszcze okazji wykazać się w tym do czego najbardziej była szkolona, ale być może jeszcze będzie okazja. Oliwy do ognia dolał fakt, że najlepszym medykiem w drużynie okazał się łotrzyk. Dziwne to życie i potrafi zaskoczyć każdego dnia czymś innym.

Z zamyślenia wyrwało ja dopiero dotarcie na dziedziniec i wypatrzenie czegoś co dla własnych potrzeb nawała jaszczurosmokiem. Ni to jaszczur ni to krokodyl ni to cholera wie co.
Jednego była pewna. Tym razem na pewno już tak szybko nie będzie się wyrywała jako pierwsza do walki.
 
__________________
Miecz przeznaczenia ma dwa ostrza. Jednym jesteś ty. A co jest drugim. Biały Wilku?
- Nie ma przeznaczenia - jego własny głos. - Nie ma.
Nie ma. Nie istnieje. Jedynym, co jest przeznaczone wszystkim, jest śmierć.
Connor jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:00.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172