Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-06-2022, 20:41   #110
Anonim
 
Reputacja: 1 Anonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputację
EPILOG



Sean O'Reilly
Poranek po gorączce sobotniej nocy
18 lipca 1920 r.

Jak żyjesz to nie przypominasz sobie, żeby kiedykolwiek aż tak bardzo bolała cię głowa. Jeszcze zanim otworzyłeś oczy to już pomacałeś swoją twarz. Złamany nos, rozcięty łuk brwiowy, brak kilku zębów - nie pamiętasz jak to się stało, ale najwyraźniej ktoś ci nieźle obił mordę. Z trudem oddychałeś, ale jak wysmarkałeś na siebie zaschniętą krew to i dotarło do ciebie świeże leśne powietrze z lekką nutą śmierci i zgnilizny. Na szczęście smród nie wypływał z ciebie. Jak najbardziej żyłeś i nadal starałeś się być jak najdalej od gnicia. I cielesnego i moralnego, choć to pierwsze załatwiała biologia, a z tym drugim to różnie bywało. Po chwili wahania otworzyłeś oczy. Z pewną ulgą stwierdziłeś, że obraz wyostrzył ci się w obu z nich i nie nastąpiło uszkodzenie wzroku. Zawsze bałeś się, że oślepniesz. Leżąc na plecach rozejrzałeś się. Byłeś sam w zupełnie zdemolowanej sypialni. Przypomniałeś sobie, że razem z Flanaghanem i Davisem byliście na piętrze budynku pierwszego z nich, gdy zostałeś znienacka zaatakowany przez kogoś ukrywającego się w pokoju. Pamiętasz, że oddałeś dwa strzały, ale najwyraźniej chybiłeś, bo włamywacz dopadł cię. Pierwszy cios musiał cię znokautować, bo nic więcej nie pamiętasz. Mimo to otrzymałeś o wiele więcej ciosów co skierowało twój umysł na podejrzenie kogoś kto dokonał na tobie zemsty za "złe" traktowanie w miejscowym areszcie.

Na podłodze, oprócz zniszczonych fragmentów mebli, dostrzegłeś kawałki swojego pistoletu służbowego, naboje i kilka twoich zębów. Z trudem wstałeś chwytając się blatu leżącego bokiem stolika i natychmiast wyplułeś pokaźną ilość krwi zalegającą w twoich ustach. Wyjrzałeś przez wybite okno, ale nie spostrzegłeś niczego innego niż letniego poranka na terenach leśnych. W końcu dotarłeś do jedynych drzwi w pokoju i otworzyłeś je. Na ścianie i podłodze korytarza na piętrze widać było ślady krwi - wyglądało na to, że ktoś tu był postrzelony. Opierając się o ścianę dotarłeś do szczytu schodów i zobaczyłeś tam pokaźnej wielkości kałużę krwi. Jeśli doświadczenie nie myliło cię to ktoś został postrzelony u szczytu schodów, a potem sturlał się po nich i skończył bezruchu na parterze. Tam pewien czas wykrwawiał się. Powoli i ostrożnie zszedłeś na dół i zobaczyłeś wyraźny ślad krwi prowadzący do salonu. Pomimo obrażeń pokuśtykałeś w tamtym kierunku. Ogólnie ten "obchód" ujawnił, że zostałeś również skopany po całym ciele, a w tym po nogach. Przynajmniej nie połamali ci nóg i rąk, choć o żebra trochę martwiłeś się, bo gdyby nie potężny ból głowy to pewnie bardziej odczuwałbyś klatkę piersiową. Wracając jednak do twoich obserwacji to na oparciu kanapy zobaczyłeś zarzucone na nim mocno brudne od krwi ubranie Jamesa Davisa. To, które miał na sobie, gdy go ostatnio widziałeś. Już spodziewałeś się co zobaczysz za sofą. Czułeś smród... widziałeś ubranie i teraz... tak. Leżały tam nagie zwłoki Jamesa Davisa, ale ich stan wskazywał na działanie wyjątkowego zwyrodnialca. Brakowało lewej nogi, prawego przedramienia (i prawej dłoni, aczkolwiek trzy palce leżały bezwładnie obok) oraz głowy, a klatka piersiowa została otwarta niczym w rzeźni i ziała w niej wielka dziura.

- Jezu Chryste. - powiedziałeś do siebie i pokuśtykałeś do drzwi wyjściowych z salonu, ale te były zamknięte na klucz. Wróciłeś zatem do drzwi frontowych domu, wyszedłeś na zewnątrz i położyłeś się na trawie. Oddychałeś głęboko, gdy usłyszałeś czyjeś kroki. Nie miałeś siły walczyć, ale nie miałeś zamiaru skończyć jak Davis, więc szybko poderwałeś się na nogi przy okazji odczuwając ból klatki piersiowej. Padłeś na kolana, a gdy spojrzałeś w górę to zobaczyłeś zatroskany wyraz twarzy żony Rosettiego, którego ostatnio przetrzymywałeś w areszcie zanim został zabrany do wariatkowa. Po tym wszystkim miałeś nadzieję, żebyś i ty tam nie skończył. Kobieta powiedziała:
- Glassberg miała rację. Mój mąż też. - nie miałeś ochoty z nią dyskutować. Nie miałeś i na to sił. Ponownie położyłeś się na mokrawej, porannej trawie. Zapytałeś ją jedynie:
- Posłaliście już do posterunku w Arkham?
- Tak. Eryk z sąsiedztwa pojechał tam samochodem dr Flanaghana... oni nie żyją prawda?
- Nie wiem. Widziałem tylko zwłoki Davisa.



KONIEC
 
Anonim jest offline