Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-06-2022, 12:25   #99
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Coraz bliżej celu tej całej eskapady, która powoli zaczynała rozchodzić się w szwach. Uszyty przez McCoya plan zdawał się walić i palić w zastraszającym tempie, stawiając pod znakiem zapytania nie tylko szanse powodzenia całego tego przedsięwzięcia, ale i przyszłość ich bandy - kwestie niejako ze sobą powiązane. Nikt chyba nie łudził się, że ich benefaktor okaże się łaskawy w przypadku porażki i puści ją im płazem. O nie, McCoy nie był takim człowiekiem. Ale!, przynajmniej chwilowo, plan jeszcze trzymał się jako tako. Byli pod Saliną, bliżej celu. Kolejny etap podróży za nimi. Nawet Wesa, wierutnie chorujący przy wcześniejszej podróży, teraz zdawał się lepiej znosić przejażdżkę pociągiem. A może był to skutek siedzenia na balkoniku, na świeżym powietrzu, z Winchesterem Melody pod ręką wypatrując ewentualnego pościgu?

Broń oddał pannie Gregory bez zbędnych słów, jak zresztą planował uczynić, gdy ta tylko dojdzie do siebie i będzie w stanie ponownie jej używać. Chwila nadeszła zaskakująco szybko, rozbrajając Wesę, który zaskoczenia nawet nie starał się ukryć. Oddał, co miał oddać, skupiając się na wyprowadzaniu koni z wagonu towarowego. Do czasu, aż nie padły strzały. W pierwszej chwili, niemalże odruchowo, Czirokez spojrzał nie w tym kierunku, co trzeba, spodziewając się, że dopadł ich pościg, w rozkojarzeniu nawet nie zdając sobie sprawy, że ewentualna obława nie miała prawa dopaść ich tak szybko. Dopiero sekundy później obrócił głowę w odpowiednim kierunku, tam gdzie z ziemskiego padołu odchodzili właśnie pracownicy kolei, posłani na drugi świat przez Melody Gregory. Zaskoczenie ponownie wzięło Wesę w sidła, a widok Upiora z ociekającym krwią ostrzem wskazywał, że nieszczęśnicy których zabrali ze sobą na przejażdżkę grupowo zostali, eufemistycznie mówiąc, “spacyfikowani”. Grymas wykrzywił twarz Czirokeza, ale nie odezwał się ani słowem. Do chwili, gdy zaczęli siodłać konie.

- A jakby tak... - Wesa odchrząknął, z niepewnością wymalowaną na twarzy. - A jakby tak puścić pusty pociąg przez Salinę? Da się to rozpędzić, żeby samo jechało?

Czirokez potoczył spojrzeniem po reszcie, jakby oczekując od któregoś z nich znajomości tajników pociągów. Bo on sam znał się na nich słabo, ledwo co rozumiejąc podstawy tego, jak tęgie głowy nauczyły się ujarzmiać energię parową.


***



A gdy już wszyscy się ogarnęli i przyszło do wyjazdu, Wesa ponownie odchrząknął, omiatając spojrzeniem horyzont. Wbijając spojrzenie przede wszystkim w kierunku, gdzie była Salina i jeszcze dalej, gdzie rozciągały się tereny Indianów. “Chwilowe tereny,” sarknął w myślach. Nie miał złudzeń, że postępująca białą cywilizacja oszczędzi jakiekolwiek ziemie plemienne, bez obdarcia “tubylców” ze wszystkiego, co możliwe i wciśnięcia ich w skrawki mało przyjaznych terenów.

- Nie każde plemię patrzy przychylnie na obcych - poinstruował w ten swój specyficzny, bezosobowy sposób. Jedynie trzymając iluzję kontaktu wzrokowego, ze spojrzeniem niezatrzymującym się na dłużej na żadnej z twarzy. - Zwłaszcza na białych. Czasami nawet na innych czerwonoskórych. Jeśli jakieś spotkamy, najpierw rozmawiajmy, z rękoma z dala od broni. Będę nas prowadzić. Nie zbaczajcie z wytyczanej ścieżki.

Wesa skończył instruktaż, cmokając na konia i ruszając w stronę Elizabeth, która wyrwała się do przodu z jakiejś przyczyny, by przekazać jej te same słowa. Później obierając kierunek pozwalający im okrążyć Salinę po jak największym łuku. Dalej... Dalej się zobaczy. Wesa był jednak pewien jednego - że nie da rady wytyczyć ścieżki, która ominęłaby jakikolwiek kontakt z Indianami.

Niestety.
 
Aro jest offline