Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-06-2022, 13:30   #27
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Płomienie rozlały się falująco, nęcąco, kusząco. Ogniste jęzory liznęły podłogę i meble, rozjarzyły ciężką zasłonę dymną. Nagle i ostro, wdzierając się wściekłą czerwienią w pole wizji osobników zebranych na parterze “Węzła”. Ogień buchnął gorącem, płomiennym tańcem ogarniając kolejne obszary, cal po calu. Napędzany dodatkowo pozostawionymi pospiesznie trunkami, spływającymi etylowymi strumieniami z przewróconych czy rozbitych naczyń wszelkiej maści. Ryk rozlewających się płomieni był kolejnym już elementem dysonansowej symfonii towarzyszącej strzelaninie w królestwie Papy Colombo, pod batutą nikogo i każdego jednocześnie. Każdy zdawał się grać na własną nutę i w całym tym pierdolniku zniknęły krzyki i przekleństwa Amandy, która spóźniła się ze swoją reakcją na pomysł użycia koktajli Mołotowa. “Popij wodą”, jak zwykło się mówić.

- Potrzebuję dostać się do centrali, sterowni, czy jak to tu nazywacie... Jak przywrócę zasilanie Cienie stracą przewagę i będzie można wezwać wsparcie... oraz moi towarzysze zaznają upragnionego odwrotu... teraz nie widzę na to możliwości...

Słowa Alastaira zawisły w powietrzu, ale Amanda jakby ich nie zarejestrowała, kontynuując ostrzał. Dopiero gdy z powrotem schroniła się za osłoną baru, spojrzała w jego kierunku dysząc ciężko, odpowiadając mechanikowi podczas przeładowywania ciężkiego blastera. Ogniwo stuknęło o podłogę, ale tutaj odgłos zniknął kompletnie w o wiele bardziej dominującej wrzawie.

- Jest tam - latynoska szarpnęła głową w stronę loży Papy. - Centralnie pod nią, w bunkrze. Piwnicy. Mamy tam ekipę, powinni już dawno...

Co ci rzekomi oni “powinni już dawno” miało pozostać w sferze domysłów. Światło wróciło w pełnym natężeniu, niemalże boleśnie zalewając salę główną “Węzła”. Cokolwiek wyłączyło oświetlenie w pierwszej kolejności, musiało nieźle przetrzebić elektryczne bebechy i systemy speluny, bo każde źródło światła rozjarzyło w pełni na jedną, krótką chwilę, niczym miniaturowe supernowe. Niby tylko chwila, niby tylko moment, ale oczom już przyzwyczajonym do półmroku niewiele trzeba było do pełnego oślepienia. Nagły wybuch fotonów zewsząd skutecznie wstrzymał strzelaninę na parę sekund, oślepiając wszystkich jednako.


***


Fale psionicznej energii rozlały się powoli, niemalże leniwie. Niczym tafla zmącona muśnięciem kamienia, umysł Ladry stopniowo otwierał się, ogarniając otoczenie cal po calu. Nie to fizyczne i namacalne, a metafizyczne. Ekskluzywny wymiar, dostępny nielicznym. Lepki ocean świadomości, myśli, uczuć i wszystkiego innego, co zazwyczaj klasyfikowano jako “metafizyczny koncept”. Psioniczny talent zatoczył jeszcze szersze koło, świadomość Rihi’Nari, napędzana skupieniem bardziej przypominającym namaszczenie, kierowała się dalej. Gwiazdozbiory umysłów zaczynały tlić się, nabierać ostrości. Ladra zanurzyła się w bezkresnym wszechoceanie.

Strach, rozkojarzenie, złość, furia. Emocje, które dominowały w tym psionicznym gobelinie, podświadomie tkanym przez wszystkie istoty rozumne w okolicy. Lampiony świadomości, falujące i przesuwające się to tu, to tam. Te znajome, za jej plecami - jej towarzysze. Te mniej, których nie rozpoznawała - od Familii i agresorów, po przypadkowych przechodniów. Psioniczna energia zalała zaułek do którego prowadziły drzwi kanciapy, umysł Ladry krążył niczym bloodhound w poszukiwaniu kogokolwiek, kto mógł się tam czaić. Odpowiedziała jej pustka. Świadomości sunęły daleko, emocje buzowały na rubieży. Teren był czysty.

Ladra wyrwała się z psionicznego transu, chcąc to zakomunikować towarzyszom. Zamrugała oczami, rejestrując nagły powrót światła do wnętrza “Węzła”.

A w chwilę później...


***


Systemy wróciły w pełni. Wyrwane jednak spod kontroli Familii, smagnięte jakimś wirusem czy może po prostu same z siebie wariujące (wszak technologia bywała kapryśna). Oślepienie ledwo co zaczęło schodzić ze strzelców, a już zaatakowany został kolejny zmysł. Muzyka huknęła na cały regulator, wprawiając w drżenie ściany sali i zagłuszając zupełnie szum wiatraków i wentylacji, które zaczęły wyciągać dym z “Węzła” szybko i sprawnie. Zasłona dymna zaczęła niknąć w oczach, ale przez niektóre głowy przemknęła myśl, czy system awaryjny aby nie zwariuje i nie zacznie tłamsić pożaru, wyciągając tlen z pomieszczenia. Biorąc pod uwagę ich dotychczasowe “szczęście”, mogło tak się stać...

Ale nie stało. Zraszacze wysoko u sufity załączyły się, zalewając “Węzeł” zimnymi strugami. Sztuczna ulewa w parę chwil rozpętała się na całego, dusząc rozpętany pożar, zanim tak na dobre się rozszalał. Sytuacja stała się krystalicznie klarowna, zwłaszcza że zmysł wzroku zaczął do nich wracać. Cienie już nie były takie straszne, obnażone z aury tajemnicy, w jakiej wtargnęli do środka. Garść agresorów ras wszelakich, pochowana za meblami, też dochodziła do siebie, odrzucając gogle na podczerwień i wyłączając oczne cyberwszczepy, już zbędne w zalanej światłem sali. Semuztekowie. Któż inny. Chociaż i tak, otwarty atak na Colombo zaskakiwał. Ale analiza ich działań musiała poczekać.

Szale wyrównały się.
 
Aro jest offline