Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-06-2022, 11:16   #137
Eliasz
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Szara wieża może nie do końca była Serrig – a Leopoldowi Weissowi daleko było do Lady Hanrietty, jednak Tupik nie omieszkał zbadać tych terenów , na swój wścipski i dociekliwy sposób. Zainteresował go zwłaszcza Ludwig Stenger herbu Wrona – domyślał się że w tym momencie pełnił zgoła podobną funkcję jak Tupik, choć dużo bardziej oficjalnie. To z jednej strony nadawało splendoru z drugiej zaś cholernie ograniczało możliwości. Niestety nie widział póki co możliwości dowiedzenia się czegoś więcej o posłańcy. Nie tu, nie teraz.

Niemniej osada, stanica warta była zbadania – chociażby dlatego, że strzegła granicy między włościami. Pewne rzeczy były dużo bardziej widoczne z krańców ziem niż z ich centrum. Bywało często że Panowie siedzący sobie spokojnie w centrum pojęcia nie mieli co się dzieje na krańcach ich włości. Tupik wiedział, że Lady Hanrietta do takich osób nie należy niemniej Lord Ercyk mógł też być zaciekawiony wieśćmi z Szarej wieży, zwłaszcza gdyby niziołkowi udało się wyciągnąć coś istotnego…

Pierwszeństwem była jednak kąpiel i posiłek. Na sen dość będzie miał czasu po śmierci, teraz był czas działania a nie spania. Gdy tylko obmył z siebie bród i krew oraz zaspokoił pierwszy i drugi głód – biorąc na zapas jedzenie także na głód trzeci… Miał co prawda własną wyprawkę, ale darowanemu udkowi z kurczaka w kość się nie zagląda… W końcu gotów był pokręcić się nieco po osadzie. W głowie wciąż jeszcze miał dużo przyjemniejszą rozmowę z Bretończykiem niż początkowo się spodziewał, być może Jean-Gabriel doceniał troskę Tupika o Detlefa, być może uznał ją za szczerą – gdyż tak w istocie było. Kto wie , co jeszcze z tej znajomości z rycerzem z Bretonii mogło wyniknąć, powoli jednak Tupik zmieniał perspektywę z potencjalnego zagrożenia na potencjalnego sojusznika – a tych nigdy za mało.

Na podorędziu szybko przygotował stosowną wymówkę „- Potrzebuję się przejść, rozprostować nogi, jazda konna nie jest domeną niziołków…” była idealna , prosta i prawdziwa. Nie kłamał mówiąc, że jazda konna nie jest dla niziołków, nie kłamał mówiąc, że potrzebuje się przejść. To że pomijał fakt, iż całą drogę jechał na wozie niczego w wymówce nie zmieniało, nikt obcy nie mógł wiedzieć jak długą drogę niziołek przebył na koniu a jak długa na wozie. Zresztą kogo to obchodziło jak się poruszał? Zwykle i tak bywał „niewidoczny” lekceważony, pomijany, w tej chwili barwy Teoffen nieco utrudniały owo skrycie , ale wciąż pozostawał niziołkiem, osobnikiem przed którym bardziej chowano sakiewki niż języki… Zwłaszcza przed Tupikiem który na gadce znał się wyjątkowo dobrze.

Zamierzał dowiedzieć się jak najwięcej , nawet na chwilę ściągając z siebie wierzchnią szatę z teoffen i jedynie w samym pancerzu wchodząc do karczmy, oberży – wszak takowa musiała tu gdzieś w osadzie być… Zawsze mógł się wytłumaczyć że było mu po prostu za gorąco , wiedział też doskonale że bez barw Teoffen może wywiedzieć się znacznie więcej. A interesowało go wszystko – poczynając od zbrojnego hufca rycerzy Bractwa Mściwego Serca Jedynego , którzy wszak niemal na pewno musieli przemaszerować przez osadę, poprzez nastroje panujące w Szarej wieży i ostatnie wydarzenia , pogłoski o rewolucji , nie omieszkał zapytać jak się tutejszym żyje w Szarej wieży , czego im brakuje , co mają w nadmiarze… Wszystko w ramach przyjacielskiej , nie natrętnej rozmowy , wymiany plotek z świata i okolic – byle nie z samego Teoffen. Choć ciągał za język innych sam w tej jednej kwestii pozostawał oszczędny a pytany nie mówił nic ponad powszechną, oczywista wiedzę.

Łowił trochę na ślepo , ale nigdy nie wiadomo za którym razem co wyciągnie, czasami bywał to śmierdzący zepsuty but wojskowego a czasami dorodna ryba. Jedno było pewne, bez wyjścia na łowy , bez rzucenia zanęty w postaci garści miedziaków wydanych na piwa ( które sam oszczędnie sączył zaś rozmówcą hojnie stawiał ), cóż bez całych tych łowów nie miałby szans wrócić z jakąkolwiek rybą. Ech same te myśli o łowieniu sprawiły że nabrał ochotę na dorsza czy śledzia …. Musiał koniecznie pogadać na ten temat z kasztelanem, który nomen omen także mógł być doskonałym źródłem informacji. Ex majordomus mógł udzielić mu wielu wartościowych porad i nawiązać nić porozumienia na szczeblu któremu dotąd żadnemu z wysłanników z Teoffen się nie śniło. Nawet na takich sztywniaków jak Bernard były bowiem sposoby, wystarczyło dowiedzieć się co lubi, czym się pasjonuje – cóż będąc jeszcze w karczmie miał ku temu szanse.

Niestety na rozmowę z Bernardem zabrakło już czasu , nie przeprowadził nawet połowy zamierzanych rozmów w karczmie, ale co się odwlecze… Miał przynajmniej jasny plan działania i strategię nadającą się bez większych przeróbek i na samo Serrig w którym wkrótce miał się znaleźć.


***

Nie pobalował w Szarej wieży tak długo jak by pragnął , niemniej i tak był zadowolony z odpoczynku … aktywnego odpoczynku. Prawdziwa praca czekała go dopiero w mieście do którego przybyli wieczorem.

Rozmowa z Stengerem do której został przedwcześnie przymuszony halfling przebiegała zgoła odmiennie od tego jak większość osób mogła to sobie wyobrażać. Halfling był ponury, mrukliwy, narzekający na niewystarczająca ilość jedzenia jaką zabrał na podróż (pomimo że tak krótką) nie interesował się ni w ząb ani Stengerem ani Lady Hanriettą, ani w zasadzie czymkolwiek , jedyne pytanie jakie zadał to „Daleko jeszcze, chciałbym coś już zjeść porządnie przygotowanego…” Ot burak i prostak jakich pełno. Czy zwiódł tym Stengera? Miał nadzieje że przynajmniej na tyle by nie pytał on nawet innych o Tupika. Ostatnie czego mu było trzeba to badawczych oczu na sobie i opinii osoby dociekliwej, charyzmatycznej… niebezpiecznej.

Gdy w końcu wjeżdżali do miasta halfling niemal skrył się w wozie… W zasadzie owo niemal było dość mocnym efemizmem. Nakrył się płachtą ściągniętą z jednej ze skrzyń i tak ucaplał że w zasadzie zupełnie nie było go widać. Ostatnie czego potrzebował na późniejszych przeszpiegach to skojarzeń z barwami Teoffen i orszakiem wjeżdżajacym do miasta. Nikła postura oraz miejsce na wozie na szczęście znacznie ułatwiały mu sprawę. Wyglądało to trochę tak jakby postanowił się zdrzemnąć. Nie umknęła mu jednak obecność khazadów , wiedział już gdzie z pewnością skieruje swoje kroki, z khazadami zawsze łączyła go swoista nić porozumienia, może dlatego że byli nieludźmi wśród ludzi i doskonale zdawali sobie sprawę jakie trudności są z tym związane. Wspólne problemy łączą.

Zgoła inaczej zachowywał się już na samym zamku. Nie zamierzał wszak zgrywać tam nieobecnego wieśniaka i choć wolał wciąż pozostawać „niewidoczny” to jednak nie robił już tego tak ostentacyjnie jak przy przejeździe przez miasto. Z zaciekawieniem przyglądał się całemu orszakowi dam i lordów którzy przybyli im na powitanie. Niemal czuł się szlachcicem którym był… ... ...

Do kolacji zostało jeszcze trochę czasu jednak musiał uważać by nie wypaść z roli ignoranta i prostaczka ani też z nią nie przesadzić. Musiał zachować zdrowy balans by z żadnej strony nie wzbudzać większego zainteresowania niż było to konieczne, lub żeby szybko ugasić już to wzbudzone. Odgrywanie zbytniego prostaka mogłoby nastręczyć pytań o to jak został szlachcicem i czy rzeczywiście nim był… Cóż wcielił się w rolę kogoś kto po prostu korzysta z okazji by przejechać się wraz z Detlefem do Serrig i kosztować za darmoszkę w ucztach i przyjęciach. Brzuch halflinga był doskonała wymówką dla określenia celów w jakich tu przybył. Miał też być doskonała wymówką do późniejszego zwiedzania miasta. Wiedział jednak że to musi trochę poczekać i że pierwsze godziny będą kluczowe dla szpiegów Lady Henrietty do wytypowania kogo mieć pod szczególną obserwacją.

W między czasie tak już zupełnie na spokojnie uznał że przekaże list dla Marco. Niezależnie od tego jakie tajemne informacje może skrywać. Ciekawość Tupika była ogromna, ale jego lojalność wobec przyjaciół górowała. Gdyby taki list dostał od kogokolwiek obcego… wówczas zapewne inaczej podszedłby do sprawy, jednak nie zamierzał brukać zaufania jakim obdarzyła go Łasiczka.


K100 : 10, 70, 84, 12, 53

 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 14-06-2022 o 11:21.
Eliasz jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem