Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-06-2022, 05:28   #47
Santorine
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Postój

Awanturnicy zdecydowali się na chwilowy postój, aby opatrzyć rany, co zostało skwitowane cierpliwym wzruszeniem ramion rycerza zakonnego, który wyszedł na zewnątrz i czekał, aż grupa załatwi swoje sprawy.

Morda, który jakimś cudem wyszedł bez szwanku podczas walki, siedział w dawnej spiżarni. Niemy goblin zdawał się nasłuchiwać, czy nie nadchodzi coś.

Kiedy do wahającego się goblina podszedł Gobelin, ten wysłuchał jego perory. Musiało być jednak coś w słowach goblińskiego Barda albo w sposobie, w którym przemówił, ale Morda ostatecznie pokręcił głową, poklepał Gobelina po plecach i ostatecznie wolnym krokiem wyszedł przez załom muru, kierując się tam, gdzie wcześniej uciekał Godo.

Rzucam na Versatile Performance: na kości wypadło naturalne 1, jest krytyczna porażka. Morda odchodzi.



~

Gobelin spróbował poszukać czegoś wartościowego przy martwych diabłach.

Jeśli chodziło o trupy lemurów, to zdeformowane, oślizłe masy mięsa były po prostu nagie i nie miały przy sobie żadnych wartościowych rzeczy.

Jeśli zaś chodziło o bezgłowe trupy chochlików, każdy z nich miał przy pasie małą sakwę. Kiedy goblin zajrzał do wewnątrz, stwierdził, że wnętrze wypełnione było wypełnione jakimś piachem zmieszanym z małymi kamykami, które wyglądały jak odłamki obsydianu i magmowe wióry. Na co to diabłu było, dociec nie było sposób, zapewne był to jakiś magiczny komponent, którego używał. Żaden z uczestników wyprawy nie korzystał z sakwy z komponentami do czynienia magii tak, jak robili to czarodzieje: Gobelin używał swojej zaklętej lutni, Lavena polegała na mocy swojej krwi, zaś magia czyniona przez Paladyna była efektami łaski boskiej.

Po drodze spotkał Wuga:
– Wug czy twoja kobieta da radę wyciągnąć truciznę z tych kolców i oprawić łby chochlików?
Potężny Barbarzyńca wzruszył tylko ramionami.
– Niech będzie - rzekł w końcu, zabierając trupa chochlika do Gridy. – Ale trochę to zajmie - dodał jeszcze.
Gobelin, kiedy znalazł Rycerza Piekieł na zewnątrz, zapytał:
- Panie mości piekielny rycerzu a czy przez te wasze portale mogło przeleźć coś większego? Bo cosik morduje członków Stada. Nie sądzę, żeby to ta piekielna czwórka takie problemy sprawiała.
Na słowa Gobelina Alak Stagram odparł:
– Oczywiście - rzekł. – Portal służył głównie do przywoływania brodatych diabłów. Jeśli w istocie połączenie zostało jakimś cudem utrzymane, nie sposób powiedzieć, ilu mogło ich przejść.
~



Podczas godzinnego postoju, Valenae zabrała się za leczenie swoich towarzyszy. Rozsupławszy torbę medyczną i zaopatrzywszy się w bandaże, lecznicze mikstury i inne utensylia, zręczne palce elfki pracowały nad ranami jej kompanów. Choć Łotrzyca dzielnie pracowała nad broczącymi krwią ranami i brzydkimi siniakami, była w stanie opatrzyć rany tylko niektórych ze swoich towarzyszy.

Obok niej działał Paladyn, który żarliwie modlił się do Ragathiela. Modlitwy wojownika zasklepiały rany i zrastały połamane kości i żebra.

Cytat:
Odzyskane punkty wytrzymałości (aktualne punkty wytrzymałości)

Katerina - 12hp (aktualne 19hp)
Lavena - 12hp (aktualne 14hp)
Valenae - 11hp (aktualne 15hp)
Wug - 18hp (aktualne 25hp)

Zostało 7 wykorzystań torby medycznej.

Po opatrzeniu ran, podróżnicy wyruszyli w dalszą drogę, zaczynając od baraków.

~

Barak

Drzwi kuchenne prowadziły do baraku na wschód - było to obszerne pomieszczenie, które nosiło ślady częstego szabrowania. Drewniane szkielety łóżek stały powywracane lub rozbite. Wszędzie unosił się zapach starości, zaniedbania i zgnilizny. Podobnież wyglądał rozbity na drobne kawałeczki sprzęt, w którym zapewne myszkował niejeden miejscowy.

Wyglądało na to, że to w baraku strachun urządził sobie tymczasową kryjówkę. Na samym środku stał kocioł, a w pogorzelisku tliło się zwęglone drewno. Obok improwizowanego ogniska stała sterta świeżo zebranego drzewa i coś, co wyglądało na kupkę śmieci.

Kiedy rozchylono mroczne wnętrze wora, który strachun zostawił w kuchni, z wnętrza wysypały się śmieci i resztki jedzenia - parę węgielków, które były tam trzymane nie wiadomo, po co, a także żelazne widelec i łyżka, tępy nóż i głownia miecza bez ostrza i temu podobne.

Bardziej makabryczną zawartością okazał się mały stosik kości, który także znajdował się w worze. Parę połamanych piszczeli noszących ślady zębów, parę chrząstek i żeber, wreszcie, odcięta łydka na której zostało jeszcze gnijące mięso i głowa jakiegoś nieszczęśnika razem z odciętą dłonią. Kości wydawały się zarówno ludzkie, jak i było parę mniejszych, przypominające te od goblinów albo niziołków.


Po bliższym rekonesansie, kupka śmieci obok ogniska okazała się być pozostałościami nieszczęśników, którzy zostali zabici i ograbieni przez brutalnego goblinoida, a także - przypuszczalnie - potencjalnie wartościowe rzeczy zebrane z innych części cytadeli. Były to podarte plecaki, potłuczone naczynia i dziurawe sakwy razem z ich zawartością.

Podróżnicy przetrząsnęli wszystko, co było do przetrząśnięcia i odnaleźli następujące rzeczy:

Pierwszym była mała torba wypełniona czarną mazią. Joresk i Katerina widzieli już wcześniej podobne torby - były czasem używane przez alchemików w celach bojowych do opryskania przeciwników lepką zawartością. Czarny klej spowalniał ich, a w niektórych przypadkach całkowicie przyklejał do podłogi.

Drugim znaleziskiem była fiolka wypełniona jakimiś chemikaliami, którą Gobelin zidentyfikował jako kolejny dekokt alchemiczny. W momencie rozbicia fioli, reagenty wewnątrz wchodziły w kontakt z powietrzem i uderzały w pobliskich wrogów elektrycznością.

Trzecim była mniejsza mikstura leczenia, podobna do tej, która doprowadziła Lavenę z powrotem do świadomości. W jej wnętrzu zielonkawy płyn błyszczał mdłym światłem.

Czwartym był kieł wilka, na którym wyryto parę magicznych run. Valenae i Katerina rozpoznały ów przedmiot jako talizman, którego magia mogła zostać wykorzystana tylko raz podczas walki.

Wreszcie, w kieszeniach spodni i popękanych pojemnikach znalazła się sztuka złota, dwadzieścia sześć srebrnych monet i piętnaście miedziaków. W jednym z plecaków ostało się też jedzenie na cały tydzień - nieco suszonego mięsa i owoców.

~

Stołówka

Na północ od kuchni znajdowała się stołówka. Pusta. Cokolwiek było tutaj, zostało całkowicie rozkradzione. Zostały tylko porozbijane blaty stołów i parę rozklekotanych krzeseł. Po uważniejszym przyjrzeniu się, okazało się, że grabieżcy zabrali nawet kołki ze stołów, których nogi zostały zapewne porąbane na drwa. Poza paroma sprzętami, pomieszczenie świeciło pustkami.

~

Audytorium

Małe podwyższenie i piedestał znajdujący się na końcu tej komnaty zdradził jej przeznaczenie jako jakiś rodzaj auli, gdzie rycerze byli uczeni musztry i teorii. Tak samo jak stołówka, nosiło ono ślady szabrowania: cokolwiek nie dało się wynieść, leżało na podłodze. Były to głównie porwane księgi (“Historia Rozgórza”, “Etos armigera”, “Rzecz o konserwacji oręża”), dokumenty zakonne (“Węzeł szubienicy”, “Struganie pali na wroga”, “Bandyci Rozgórza”, “O rebelii na Rozgórzu”) i drobne notatki, przeważnie nie posiadające autora.

Podczas przeszukiwania komnaty, Katerina i Joresk znaleźli dwie żelazne broszki ze znakiem Zakonu Szponów, którym na pierwszy rzut oka było słońce, jednak po bliższych oględzinach sigila można było poznać, że był to krąg włóczni.

Na północy pomieszczenia, za piedestałem, znajdowała się brama prowadząca na dziedziniec.

~

Nagle, do uszu śmiałków znajdujących się w audytorium doszły dalekie krzyki i nawoływania. Z tej odległości ciężko było odróżnić, czyje należały do kogo, ale zdało się, że głosy ludzkie były zmieszane z goblińskimi. Niewątpliwie, coś działo się na dziedzińcu!

Gobelin i Wug, którzy znali gobliński, byli w stanie wyrozumieć strzępy rozmowy:
– …bliżej! Poderżnę suce gardło!
– …Helba!
– Daj ten nóż!
– Jak nie zaczniecie gadać, to…
~

Dziedziniec

Brama prowadziła na schody, te zaś kończyły się, zdało się, w połowie. Błotnisty grunt pod nimi zaczynał się dopiero dziesięć stóp poniżej. Był to dziedziniec twierdzy, jedno z nielicznych miejsc, gdzie docierało słońce w cytadeli.

Dziedziniec był otoczony zewsząd sporymi murami, podczas gdy wielka, żelazna brama oddzielała go od komnat znajdujących się na południu. Tu i ówdzie znajdowały się drobne krzaki i kępy mleczy, które wyrastały z wilgotnej gleby.

Grunt przy zachodnim murze pochylał się i wreszcie całkowicie zapadał w małe bagienko wypełnione deszczówką i które było otoczone zewsząd kępami traw.

Na północy blanki częściowo się zawaliły. Kamienny i drewniany gruz wydawał się być całkiem świeży, bowiem spękane kamienie nie nosiły tej samej błotnistej warstwy, która była na zwykłych ścianach warowni. Było jednak coś jeszcze: pod gruzem można było zauważyć zwłoki wielkiego jaszczura, który został zabity przez upadające kamienie i drzewo.

Wyglądało na to, że kiedyś było tu przejście na dół cytadeli, gruz jednak całkowicie je przykrył.

Zdesperowane krzyki i odgłosy zamieszania dały się słyszeć jeszcze wyraźniej, ale tym razem ich źródło było oczywiste. Krzyki dochodziły z góry - z blanków twierdzy, gdzie dwa niziołki z jakimś człowiekiem zdawały się grozić grupce goblinów opodal. Rosły mężczyzna trzymał jednego z goblinów i wykrzykiwał jakieś groźby przy wtórowaniu niziołków, a grupka goblinów błagała o litość.
– Niechaj diabli was porwą! - krzyczał jakiś starszy goblin. – Po cóż przyszliście tutaj!?
– Gadaj, gdzie są wrota do podziemi, zielony cudaku! - zaryczał mężczyzna.
– Wiem, że wiecie, gdzie jest Krąg! - dodał niziołek trzymający nóż gardle jednego z goblinów.
Gobelin natychmiast rozpoznał, czyje to gardło znalazło się przy nożu. Była to Helba, przywódczyni goblińskiego obozu! To dlatego pozostali nie atakowali trzech porywaczy!

Joresk natomiast rozpoznał w rosłym mężczyźnie dawnego kompana z armii - mężczyzna zwał się Aatos, którego wylano z armii dawien dawna za niesubordynację.

Wrzaski i nawoływania goblinów jednak były przerywane przez głęboki, złowrogi pomruk, który wydobywał się na wschodzie dziedzińca.

To na wschodnim murze dziedzińca znajdowały się schody prowadzące na blanki. Pod schodami jednak krążyła wielka bestia przypominająca smoka, która wydawała z siebie ryk, patrząc na smakowitą, acz nieosiągalną zdobycz w górnych partiach murów twierdzy! Przynajmniej pod tym względem rewelacje Ficka były zbieżne z rzeczywistością, krokodylowaty stwór w istocie przypominał smoka.

Jedyną osobą, która kiedyś, bardzo dawno temu widziała rysunek i opowieść o przerośniętym, smokowato-krokodylim stworze, była Katerina. Kiedyś, rozbijając się po świecie razem z trupą Lady Maxime, usłyszała opowieść o wielkim potworze zwącym się grauladonem.


Grauladon, choć przypominał przerośniętego krokodyla, był w istocie dalekim kuzynem smoków. Według wiedzy Kateriny - bestia zazwyczaj mościła swoje legowiska na moczarach i płytkich wodach, polując na zwierzęta i nieszczęśników, którzy mogli się przypałętać pod ich wielkie paszcze. Muszkieterka usłyszała, że dieta wielkiego jaszczura składała się w większości z padliny i topielców, toteż posiadał on umiejętność ziania zgniłym, nasyconym trupią esencją oddechem, choć ponoć potrafił także zabijać swoje ofiary wielkim ogonem.

Grauladony, choć nie potrafiły mówić, znały ponoć smoczy. Trudno jednak było sobie wyobrazić o czym można było mówić do bestii, która chętnie rzucała się nawet na przeciwników wyglądających na silniejszych od niej. Wielkie jaszczury miały wyjątkowo złą reputację, jeśli chodziło o temperament.

Każdy z podróżników miał niedoparte wrażenie, że stwór nie pochodził stąd. W istocie, Joresk, który żył w okolicy od dziecka, nigdy nie słyszał o podobnych istotach. Katerina słyszała o nich zaś tylko w kontekście dusznych i parnych dżungli dalekich krajów południa rozciągających się za Morzem Środkowym. Zgniłozielony grzbiet i pozostałości roślinności na nim przywodziły na myśl wielkie moczary, a nie żałosne bajorko na zachodzie dziedzińca.

~

Przybycie awanturników nie zostało nie zauważone - najpierw jeden, a potem kolejne gobliny z grupki zaczęły wskazywać w dół, w stronę schodów, gdzie stali śmiałkowie.
- To oni! - krzyknął jakiś goblin.
- Przyszli uratować Helbę! - krzyknął kolejny.
Rosły mężczyzna, także zaalarmowany nagłą agitacją goblinów, przycisnął tylko nóż bliżej do gardła pojmanego i wciągnął go do środka baszty.

W odpowiedzi na krzyki i gestykulację goblinów, grauladon zaryczał. Póki co, nie zauważył śmiałków.
 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!

Ostatnio edytowane przez Santorine : 15-06-2022 o 06:09.
Santorine jest offline