Pan Dallen brał czynny udział w dyskusji z młodzieżą.
- Ależ Diano! - oburzył się, a jego usta ułożyły się w doskonałe, duże, okrągłe "O" - I Mephisto! - zwrócił swą uwagę na chłopaka - No co Ty mówisz?! Diana to prawdziwa dama, i w dodatku szlachcianka! z Europy! Prawdziwe high life! Ale nie dziwię się Tobie, że nie rozumiesz. Nie gniewaj się, dobry z Ciebie chłopak, ale... no coż, syn rockmana i Amerykanin. I w dodatku młody jesteś. Co Ty możesz wiedzieć? - powiedział. Nie było to złośliwe - w każdym razie w zamierzeniu bądź tonie - i Dallen uśmiechał się jak dobry wujek dający swojemu ulubionemu bratankowi radę. Ale mimo wszystko, zrobiło się tak jakoś...
Gdy Ed się ocknął, Ted wziął się pod biodra i nabrał wody w usta. Poruszał językiem wewnątrz zamkniętej buzi to tu, to tam, jakby ważył odpowiednie słowa, po czym wzdechnął. Podszedł do syna i położył mu rękę na ramieniu oraz spojrzał głęboko w oczy.
- Edlaue - zaczął kamiennym głosem - Jestem Tobą bardzo rozczarowany. Pomyśl, tylko pomyśl! - wybuchnął - co by się stało, gdybyś trafił do więzienia? Jak ja bym to przeżył? A Twoje młodsze rodzeństwo? Co z nimi? Jaki im dajesz przykład? Czy ty wiesz, jak ja się martwiłem?!
- Ja wiem, wiem, masz ciekawą historię. Wiem. Ale na wszelkich Bogów, czy nie mogłeś się zachować jak normalny człowiek w Twoim wieku? KOOPEROWAĆ ze służbami zamiast PLUĆ NA FUNKCJONARIUSZA?! To przez telewizję, prawda? Tyle w niej przemocy, a Twój młody, obcowymiarowy umysł to wszystko chłonie. Nie dziwota, że tak się zachowujesz, Tobie brak wzorców - mruknął, bardziej do siebie niż do swojego syna.
- Ha, postanowione - uderzył pięścią w swoją dłoń, gdy dostał dobry pomysł - Masz SZLABAN młody człowieku!
Telly no more, till U behave like a normal, well-adjusted youngster! Jak nie będzie tej krwi i flaków na ekranie to od razu zaczniesz się socjalizować jak należy. Będziesz mieć książki do czytania, o! To rozwija! I pisać mi eseje o nich, czego sięz lektury o moralności nauczyłeś! - jego oczy zalśniły dosłownymi gwiazdkami, gdy zdał sobie sprawę z geniuszu własnych metod wychowawczych.
Dalszy wybuch Eda nie spotkał się z jego strony z żadnym komentarzem, ale kiwnął głową i mruczał do siebie znacząco, zupełnie, jakby był w 100% przekonany co do słuszności kierunku, który obrał jako rodzic.
Kiedy jednak Ed się rozpłakał, jego serce sie nieco zmiększyło. Wyciągnął z kieszeni chusteczkę i dał synowi, oraz zaoferował mu swoją rękę, gdyby ten zechciał wstać - Wpoząsiu? - spytał ciepłym tonem głosu.