Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-06-2022, 13:42   #92
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Gdyby Nox posiadała w tym momencie jakiekolwiek poczucie humoru rzuciłaby “orzeł wylądował”. W zaledwie kilka godzin przebyli prawie dwa tysiące mil w komfortowych warunkach, nie niepokojeniu i wysoko ponad głowami ewentualnego pościgu. Tak jakby gruby plik dolarów dosłownie wymazał ten jeden problem i przerzucił ich praktycznie lotem błyskawicy zaledwie godzinę drogi od celu.
Godzinę drogi autem, a oni mieli rannych. Marcus przez całą trasę nie odzyskał przytomności za co Maya ręczyła, gdyż warowała niczym pies stróżujący tuż obok. Tak na wszelki wypadek, gdyby…
Dziewczyna zamknęła oczy biorąc głęboki wdech na uspokojenie.
Szwy założone przez Anyę trzymały, olbrzym przeżył podróż i czekał na ostatni etap. Jeden cholerny etap, a potem trafi na stół lekarza lub kogoś posiadającego moce leczenia…
- Ogarnij się - wyszeptała sama do siebie, robiąc wydech.
Apatyczne godziny ponad chmurami starczyły na przemyślenie wielu spraw, poukładanie pierdolniczka jaki mutantka miała w głowie został posegregowany. Teraz, już na ziemi, musieli działać. Dlatego odeszła od nieprzytomnego Murzyna czyniąc to z ciężkim sercem. Niestety tak trzeba było.
Wyskoczyła na płytę, chwilkę pokręciła w okolicy samolotu, a gdy ich pilot sie odezwał, Maya przyczepiła do twarzy najbardziej uroczy ze wszystkich swoich uśmiechów i podeszła do starszych facetów.
- Dobry wieczór, mogę panu na momencik zawrócić głowę? - zwróciła się do Harolda - Potrzebujemy podwózki, mój chłopak trochę oberwał… no i kumpela z deka kuleje. Taki ździebko kaleczny klimat - rozłożyła troszkę rączki - Na pewno ma pan jakiegoś dostawczaka, prawda? Albo pickupa, nieważne bo to kawałeczek. - wzięła go za rękę robiąc wielkie, smutne oczy - Nad Owen Lake, krótka i szybka trasa dla kogoś kto tak jak pan zna tutejsze drogi. Oczywiście fatyga się opłaci. Stówa teraz, stówa na miejscu. Półtorej jeśli tam się znajdziemy szybko.

Cel był prosty - dowieźć Marcusa żywego do Enklawy. Prostota celu nie oznaczała jednak braku komplikacji, jakie mogły wystąpić podczas próby osiągnięcia tegoż celu.
Dla Petera dotarcie na miejsce, na sam brzeg Owen Lake, to byłby spacerek, na który nie straciłby więcej niż minutę. A drugą zajęłoby mu odszukanie tablic, które informowały o zakazie wstępu.
Może gdyby wziął "Lilly" na barana, straciłby nieco więcej czasu. Ale pozostawał Marcus. Trudno było sądzić, by mutanci z Enklawy pożyczą od ręki, na piękna oczy Petera, jakąś furę…
May go ubiegła, zagadując do nowego faceta.

- Hmmm - Zamyślił się Harold, to gapiąc na May, to na samolot z Marcusem w środku, to na… "Lilly".
- Hi! - Wyszczerzyła do niego ząbki narkomanka, nawet machając łapką jak jakaś ciulnięta blondyna.
- 250$ i mam was podwieźć, i udawać, że tamten czarny wcale nie umiera, a ta mała nie ma zakrwawionych spodni… dorzuć panienko jeszcze 50$ i możemy jechać, mam pickupa - Uśmiechnął się Harold.

- On nie umiera - wyrwało się Nox i sporo ją kosztowało żeby utrzymać na twarzy uśmiech. Tego właśnie próbowali uniknąć, czyż nie?
Wzięła dyskretny oddech.
- Będzie trzysta, niech pan idzie po kluczyki. Peter, rzucaj stówę - Powiedziała wyciągając z kieszeni cztery banknoty pięćdziesięciodolarowe.
Peter wyciągnął z portfela pięćdziesiątkę, dwie dwudziestki i dychę. Sprawdził raz jeszcze, czy któryś z banknotów nie nosi plam krwi. Podał je Mayi.
- Pickup będzie idealny - powiedział. - A zatem połowa teraz, połowa po dotarciu na miejsce.
Harold wyciągnął więc łapę po kasę, a po otrzymaniu…
- To idę po wóz, ruszamy od razu, tak?
- Im szybciej, tym lepiej - przytaknął Peter.

Starszy facet po kilku minutach wjechał pickupem do hangaru, stając blisko samolotu.



- Dobra, to pakujemy go na tylną ławę, na pace nie pojedzie, bo kurde zamarznie - Powiedział Harold - Trza go przenieść…




- Ty pojedziesz z nim z tyłu… - Harold wskazał na May - Reszta z przodu… rozłożę środkowe siedzenie, i się mała zmieścisz… - Zwrócił się do "Lilly".
- Zmieścimy się bez problemu - przytaknął Peter. - Maya, bierzemy go od strony głowy - powiedział, w jej rękach pozostawiając skłonienie obu panów do udzielenia pomocy przy przenoszeniu Marcusa.
Nox popatrzyła na niego z bardzo wyraźną irytacją i niechęcią. Bo przecież taki problem rozewrzeć mordę…
-A może panowie będą tacy szarmanccy i poratują damy w opresji? - wyszczerzyła się do dwóch obcych facetów, wskazując kciukiem Petera.
-On tylko wygląda na samca, niestety cipa z niego taka sama jak ja jeśli chodzi o ciężary… naprawdę bardzo by to przyspieszyło. - powachlowała rzęsami.

Obaj faceci spojrzeli na May, na siebie wzajemnie, i parsknęli.
- Dobra, pomożemy…

I po chwili było po wszystkim. Marcus załadowany, reszta wsiadała, dwaj starsi kolesie się pożegnali. Harold siadł za kierownicę Forda, "kowboj" zajął się tankowaniem "Betty" i szykowaniem do powrotu do domu.

Opuszczono więc pickupem lotnisko, jadąc w kierunku Owen Lake…

Siedząca z tyłu Maya patrzyła przez okno, a przynajmniej takie sprawiała wrażenie. Z głową osiłka na kolanach znowu wpadła w apatię, uciekając myślami gdzieś bardzo daleko. Milczała gdy opuszczali hangar, tak samo podczas wyjazdu z terenu lotniska.
- Lilly pokaż portfel - odezwała się nagle, odwracając pusty wzrok na dziewczynę z przodu.
- Hm? - Dziewczyna spojrzała na nią, po czym się uśmiechnęła… i chwilę gdzieś tam grzebała, i w końcu podała owy portfel May.

Ta obejrzała go wpierw z wierzchu, następnie otworzyła niechętnie. Wewnątrz znajdowało się parę papierów na łączną sumę 110$ i jakieś dokumenty należące do denata.
- Same drobniaki - wzdychając oddała portfel drugiej mutantce i wróciła do poprzedniej pozycji z tym, że zamiast w szybę wpatrywała się w twarz Marcusa. Ciągle oddychał, jeszcze było o co walczyć, a to już tylko kawałek. Kawałeczek, musiał wytrzymać.
Peter nie interesował się zawartością portfela ani tym, skąd "Lilly" go wzięła. Bardziej go martwiło, co zrobią, gdy wreszcie dotrą nad jezioro. Dziwne by było, gdyby tak od razu trafili w odpowiednie miejsce.
A potem jeszcze pozostawała sprawa przekonania mieszkańców Enklawy, by udzielili im pomocy.

~

Gdzieś tak po 30 minutach jazdy…
- Wiem, że mi nic do tego, ale z czystej ciekawości chciałem spytać - Odezwał się Harold - Co wam się przytrafiło? I po kiego jedziecie do Owen Lake? No bo chyba nie w jeziorku popływać?
- Jak to powiadają, znaleźliśmy się w nieodpowiednim miejscu i nieodpowiednim czasie - powiedział Peter. Uśmiechnął się krzywo. - Jak się zaczęła strzelanina, to wialiśmy i chowaliśmy się gdzie kto mógł. Niektórym się mniej poszczęściło... - dodał. - I teraz widzisz skutki naszej nieszczęsnej przygody.
- Musimy coś załatwić. Sprawy prywatne - Nox miała ochotę zakląć ale się powstrzymała. Popatrzyła na tył głowy kierownicy, zastanawiając się czy staruch jest czujką, albo czy nią nie jest.
- Daleko jeszcze? - ucięła poprzedni i zaczęła nowy temat.

Po tym co powiedział Peter, siedząca obok niego ćpunka, zerknęła na chłopaka z dziwną miną.

- No będzie jeszcze z następne 30 minut - Odparł Harold, po czym zrobił "heh" - Mnie to tam rybka dzieciaki, co wam się stało. Kasę se zarobię, bez podatku, ale na przyszłość może lepiej ustalcie wspólną wersję…

Peter się nie odezwał, tylko się uśmiechnął. Wspólne wersje bywały nudne, w przeciwieństwie do uzgodnionych.

No i jechali tak sobie dalej. A w pewnym momencie May zauważyła, jak Marcus poruszył ustami. Nachyliła się nad nim, wstrzymując oddech. Akurat tu cieszyła się z jakiejkolwiek reakcji. Z drugiej strony pojawiła się obawa. Skoro się budził leki przestawały działać, co oznaczało powrót bólu dla olbrzyma, a nie miała wątpliwości czy dadzą radę go opanować gdy zacznie się rzucać.
- Jednak wolę samochody niż samoloty - powiedział Peter. - Lepiej stać twardo na ziemi niż bujać w obłokach.
 
Kerm jest offline