Von Werk wyczuwał, że nie są tu chyba za bardzo mile widziani i chyba tylko eskorta trzymała co poniektórych w ryzach. Wymieszanie szyku dało też okazje, aby sobie trochę pogadać oraz poplotkować z towarzyszami podróży i jako tako większość orszaku na miejsce dotarła. Oprócz tych nieszczęśliwców z tamtej spalonej wiochy niech im ziemie miękką będzie. Drugą rzeczą jaka rzuciła w oczy Morgdenowi po niemiłych spojrzeniach miejscowych to Tileańczyk najwyraźniej mocno osadzony już wśród miejscowych. Zabłysła mu przeto kolejna myśl jakby tu w łaski Panicza się wkraść. Przeto jak prowadzili go do przydzielonego mu pomieszczenia był podwójnie zadowolony. Zarówno ze swojego planu jak i z faktu przedstawienia go jako "Morgdena von Werka". Wyszło na to, że wstępnie jego opowieść się przyjęła.
Przed balem poświecił sporo czasu na ogarnięcie siebie jak i swego ubiory po podróży i związanej z nimi trudnościami. Przygotowywał się zarówno mentalnie do wejścia w tą całą sieć powiazań intryg itp. rzeczy z jaką takie uroczystości szlachecki nieodłącznie się wiązały. Jego najlepsze szaty były w tileańskim stylu i liczył na zwrócenie uwagi i okazje do rozmowy Panem Kanclerzem. Był ciekaw jak ktoś obcy wyrobił sobie aż taką pozycję, a kąski wyłapane na uczcie pewnie zapewnią łaskę Detlefa.
Rzuty: 55,36,88,37,76.