|
Sesje RPG - Warhammer Wkrocz w mroczne realia zabobonnego średniowiecza. Wybierz się na morderczą krucjatę na Pustkowia Chaosu, spłoń na stosie lub utoń w blasku imperialnego bóstwa Sigmara. Poznaj dumne elfy i waleczne krasnoludy. Zamieszkaj w Starym Świecie, a umrzesz... młodo. |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
21-06-2022, 13:31 | #141 |
Reputacja: 1 |
Ostatnio edytowane przez Lynx Lynx : 21-06-2022 o 13:32. Powód: rzuty |
23-06-2022, 20:53 | #142 |
Reputacja: 1 |
______________________________________ 5k100 |
23-06-2022, 22:31 | #143 |
Reputacja: 1 | - To co panowie - rzekł Semen ujmując kielich i patrząc na Rusta, Waldemara i Leonidasa - Obyśmy się następnym razem też spotkali przy stole i w tym samym składzie. Bo was widzę jakby mniej. Wypada pytać co się stało, czy lepiej nie? |
25-06-2022, 11:37 | #144 |
Reputacja: 1 | - Och , daj spokój przyjacielu – Tupik z uśmiechem zwrócił się do Semena – nie tylko książęta i królowie strzegą swych tajemnic – niemal zakończył zdanie podnosząc nieznacznie puchar – jednak zwykle wszystkie one wypływają na powierzchnie … w ten czy inny sposób – upił łyka uważnie przyglądając się pozostałym biesiadnikom którzy go słyszeli. Celowo zasłonił usta kielichem by ci którzy stali dalej nie mogli nic wyczytać z jego ruchu warg gdy kończył zdanie. A zakończył je specyficznie, gadką szmatką, dając wyraźnie znak tym którzy wychowali się w półświatku. Była to jawna aluzja do szczurów które były zbyt gadatliwe i zwykle tonęły w takiej czy innej rzecze, nawet obciążone kamieniami w końcu wypływały choćby w kawałkach. Niepisany kodeks złodziejski bynajmniej nie tyczył się handlu informacjami ale zdradą „swoich” – rzecz jasna były różne szkoły i interpretacje, kogo uznawało się za swoich, w tym najogólniejszym ujęciu chodziło o cały półświatek i zwłaszcza wsypywanie go wśród władzy, w tym bardziej ściślejszym dotyczyło to własnych grup i band, pomimo to nikt z półświatka nie patrzył dobrze na tych którzy zdradzali owe środowisko więc nawet ci którzy ujmowali „swoich” w bardzo okrojony sposób zwykle i tak powstrzymywali się przed sypaniem „nie swoich”. Rzecz jasna Tupik nieco ryzykował, ale całe jego życie było jedną wielką grą z ryzykiem na które się godził i które znał zwykle niczym własną kieszeń. Kto nie ryzykuje ten nie ma... Ubrany był wyjątkowo, nawet jak na siebie, podobnie jak Jean-Gabriel nieco fikuśnie, na wzór bretoński, choć nieco bardziej na bogato. Nie chciał ukracać grom pozorów iż swe szlachectwo zdobył dzięki majątkowi. Było to znacznie łatwiejsze do przełknięcia przez resztę szlachty niż wyobrażanie sobie niziołka jako szlachcica poprzez dokonania. To była by przepaść myśleniowa... Błyszczał więc złotem, srebrem i klejnotami. Oczywiście uprzednio bardzo uważnie przejrzał całą swoją biżuterie by mieć pewność, że żaden klejnot, pierścień czy wisiorek nie był zbyt wyjątkowy – lub co gorsza nie daj Randalu oznaczony jakimś herbem, wzorem czy stylistyką którą ktokolwiek mógłby rozpoznać jako swój klejnot rodowy czy rodzinny. Zresztą zbyt cenne klejnoty przyciągały zbyt dużą uwagę i w przypadku handlu przydrożnego było często zbyty nie opłacalne opłacanie nimi swojego pobytu w karczmie czy innych usług gdy zabrakło złota. Tupik pilnował się cały czas, nie odpowiadał bez namysłu, pchanie do ust co chwila żarcia znacznie mu to ułatwiało, pod pozorem przełykania wstrzymywał się z odpowiedzią dając znać ręką by rozmówca chwilę poczekał. Kilkukrotnie uważnie rozejrzał się po innych stołach pamiętając zwłaszcza o tileańczykach, i uważnie lustrując gości posadowionych najbliżej Hanrietty, oraz tych nieco dalej. Co chwila też popijał z pucharka ale w praktyce wina niespecjalnie ubywało, w zasadzie bardziej moczył dzióbek niż pił, jednak robił to tak jakby zwyczajnie rozkoszował się smakiem wina – nie raz nie dwa podkreślając jego wyjątkowy smak. Jedynym wyjątkiem były toasty wniesione przez Henriettę i Detlefa – tu skosztował pełnych łyków, ot żeby mu nikt niczego nie zarzucił. Chwilowo poprzestał na sentencji wypowiedzianej na początku, interesowało go wiele spraw, począwszy od zdradzieckiego druida i jego koligacje z chłopską rewoltą, poprzez Rycerzy Serca jak i ogólnie sprawach Serrige. Niemniej to w jaki sposób mógł rozmawiać, pytać, odpowiadać, w dużej mierze zależało po prostu od tego czy wśród delegatów Serrige znajdzie choć jedną duszę własnego pokroju. Zwłaszcza że dalsza rozmowa mogła by toczyc się w zupełnie innym "języku" i zaowocować mogła nowymi sojuszami. Z drugiej strony domyślał się że może być bardziej bacznie obserwowany, ale nie łudził się że mógłbym nie być. Byli wszak delegatami z Teoffen, oczywistymi kandydatami na szpiegów. Tylko debil by ich zlekceważył, a debilami Tupik i tak zwykle się nie przejmował. Ostatnio edytowane przez Eliasz : 25-06-2022 o 11:42. |
25-06-2022, 22:45 | #145 |
Reputacja: 1 | Balet był na cztery fajerki, nie ma co. Zastaw się, a postaw się i czuć to było na języku. Kuchnia nie przebierała w środkach, żarcie prima sort. Nie tylko nie brakowało mięs, serów, owoców i wszystkiego w sumie - bo na co wymieniać, skoro powiedziane przecież, że było wszystko i jeszcze trochę? – ale maestro nie żałował i przypraw. Sprowadzane ze wszech świata stron przyprawy miały niekiedy swoją cenę w złocie, więc łatwo szło porachować, że na stołach spoczywa niemały majątek. Rust nie mógł doczekać się wyżerki, bo cóż w życiu, które majtało się co dzień na wątłej nitce, było lepszego niż pochłaniający hedonizm? Grzecznie wyczekał końca oficjalnych toastów i raz-dwa zabrał się do żarcia. Rozlał wino po kubkach współtowarzyszy, szybko wydoił swoje i poprawił dolewką, a na talerz wjechała pularda, sandacz w ziołach, tileańskie risotto, owcze sery i parę owoców dla koloru. Był czas na zaciskanie sznura i był czas na popuszczanie pasa. De Groat przywykł przepływać sprawnie między jednym, a drugim, ale nawet kiedy się bawił pamiętał, aby zachować trzeźwy umysł. No, powiedzmy. Może nie zawsze, ale dziś mimo ucztowania nie wchodził all in. Polityka. Widać zresztą po usadzeniu z delegatami z Teoffen, że przyszykowali ich dziś do szachów. - E, nie ma tu akurat żadnej tajemnicy – Rust przypił do zagadujących z drugiej strony i dokończył kurczaka. – Rewolucja wyciąga swoje łapska coraz dalej. Wiadomo, że buntownicy mają w swoich szeregach czarowników, bo i na rękę wielu magikom takie przestawienie porządków, jakie postuluje Głosiciel. De Groat zarzucił wątek, robiąc sobie przestrzeń pod wywód przerwą na winogrona. - Zalągł się taki i tutaj. Wytropił go Uwe Oettinger i ruszyliśmy z nim dopaść gnoja – łajdak zabawiał się ludzkim kosztem w czarnoksięstwo, więc sprawa była bez zwłoki – Rust zatrzymał się widząc zaciekawione spojrzenia. – Tak, ten Uwe Oettinger. Jak mówię, ruszyliśmy z nim załatwić sprawę, ale szuja musiała się spodziewać gości, bo wyczekał nas w zasadzce. - Zaskoczył Oettingera? – zdziwił się Tupik. - Wszystkich zaskoczył. Oettinger wjechał do miasta i mówi: od razu bierzemy się do rzeczy. No, to muszę mu przyznać… – Rust z podziwem pokiwał głową. – Gieroj to był nie lada, drugiego takiego nie widziałem jak żyję. No, ale… I on, i nasi dwaj kompani, Greger i Hans, życiem przypłacili tę przygodę. Zresztą, my też żeśmy byli blisko mogiły i ledwośmy się wywinęli. No, ale… Grunt, że żeśmy sukinsyna dopadli. - Rozumiem, że nie żywego? – zaciekawił się niziołek. – Mógłby pewnie sporo powiedzieć… - O, żeby tam była przestrzeń na takie ceregiele. Buchnął w nas jakimś ogniem, gospoda poszła z dymem i prawie nas tam dach przywalił… – Rust aż wzdrygnął się na wspomnienie i schłodził gorący obraz gżdulem z kielicha. – To mi przypomina naszą przygodę w lesie. Tam też się nieźle jarało. Nie ma chyba wątpliwości, że i nas, i Was chcieli ukatrupić, żeby pchnąć Serrig i Teoffen do noży, ale niedoczekanie. - Niedoczekanie – potwierdził stanowczo Waldemar, wznosząc szybki toast za pokój między stronami. Tu zgoda była absolutna, bo wszyscy szybko pociągnęli napoju. - A jak to tam z Wami było, doszliście kto stał za Waszym napadem? Kto chce namącić między nami? – De Groat zaczął szeroko, ale zaraz doprecyzował. – Nie chodzi oczywiście o zbójów, co Was napadli, bo jakby szło o rabunek na trakcie, to przypadek byłby nie lada przypadkowy… No, czy wydobyliście, kto mógł chcieć nas skłócić? Albo macie jakieś podejrzenia? - Och, podejrzenia ma się zawsze – skwitował Tupik niejednoznacznie. - Myślę, że konkret i otwartość dobrze nam zrobią – odpowiedział Rust. – Ja takie biesiady lubię. Naprawdę przyjemnie podjeść dobrego i upić kielicha przy muzyce, zamiast żreć marną polewkę i czekać pod bronią na rozkaz wymarszu. Czuję, że razem byśmy mogli pchnąć sprawy dla Serrig i Teoffen bliżej pierwszego modelu, a maszerowania zostawić na Wusterburg. Rzuty: 18, 68, 54, 55, 10 |
26-06-2022, 11:27 | #146 |
Reputacja: 1 | Niziołek próbował wszystkiego, nawet nie dlatego że jego apetyt był nienasycony, ale ze zwykłej kulinarskiej ciekawości, degustował wszystkie potrawy oceniając ich smak i rzadko sięgając do przypraw – generalnie po prostu ich nie potrzebowały. Czuć było że tutejsza kuchnia jest o niebo lepsza od tej z Teoffen, a może tylko wyjątkowa uczta zagoniła do najcięższej pracy kucharzy? Nie … ktoś kto tak gotował na przyjęcia nie mógł gotowac gorzej dla Henrietty… De Gorat był rozmowny, podejrzliwie aż za bardzo. Tupik jednak doskonale wiedział że za słowotokiem łatwo ukryć fakt, że konkretów mówi się niewiele. Choć trzeba było mu przyznać że zdradził kilka faktów których nie musiał. Najwyraźniej nie były one szczególnie istotne , być może licząc za niewielki koszt na wzajemność… - To już drugi – halfling spróbował sandacza – i przez chwili na twarzy Rusta wymalowała się konsternacja. Przecież dopiero co podano ryby. Czyżby coś przeoczył? - Mag , czarownik, zwał jak zwał, kolejny który sprzymierza się z rewolucjonistami. – Tym razem konsternacja była jeszcze większa. - Druid był z nimi , a wiem że nie był z Teoffen… Sprawdzałem. Zerknął na Theo i odczytał z jego wyrazu twarzy, że nie wnosi sprzeciwu by powiedzieć ciut więcej. Być może źle wyczytał, ale nie widział jak mogło im to zaszkodzić. Jeśli ktoś z delegatów Serrige współpracował z rewolucjonistami ta wiedza i tak mu była znana, jeśli zaś rzeczywiście chcieli ich też zwalczyć, nie szkodziło podać im tropu. – Druid i klanowcy. Zawzięte skurczybyki, pracujące najwyraźniej dla tych którzy więcej zapłacą… lub w ogóle płacą. – Tupik doskonale pamiętał role klanowych w bitwie pod Wusterburgiem, ale wolał ograniczyć opowieści o bitwie do minimum, a najlepiej nie mówić o niej wcale. Musiałby kłamać a czujny rozmówca mógł to wyłapać. Słowa słowami ale drobne reakcje twarzy , podniesione do ust dłonie, skierowany wzrok na bok, drapnięcie się po uchu , było znacznie więcej mimowolnych odruchów mimicznych zdradzających kłamstwo. Tupik uczył się je kontrolować, ale absolutnej pewności że czymś się nie zdradzi nie mógł mieć nigdy. Wolał więc unikać odpowiedzi w której musiałby użyć kłamstwa. Nauka o wychwytywaniu oznak kłamstwa służyła mu zresztą doskonale nie tylko do ukrywania własnych nieprawd ale też do wykrywania cudzych… - A Rycerze od Serca? Całkiem pokaźny zagon wojskowy – zagaił dalej , wszak rozmówca zdawał się być w służbie Henrietty nie z przypadku. - Zaoferowali swą pomoc w walce z rewolucją czy szukali miejsca do wypoczynku i nie znaleźli ? – uśmiechnął się , nawiązując do wyjazdu Bractwa. Uśmiech nie był jednak serdeczny, raczej zimny , niepokojący. Tupik poważnie zastanawiał się – biorąc za przykład klanowców czy koniec końców i ci nie okażą się bardziej łasi na mamonie i obietnice i czy Głosiciel nie przeciągnie ich na swoją stronę, wszak nie jedno już widział. Henrietta i Detlef bronili swego , mieli wiele do stracenia , Bractwo zaś … cóż mogło wiele zyskać praktycznie od każdej strony po której stanie. Nic dziwnego że ich tu przygnało. Tupik nie podzielił się swymi obawami w inny sposób niż owym zimnym uśmiechem – choć dla uważnych obserwatorów to w zupełności wystarczało. Tupik zgadzał się w zupełności z ostatnim stwierdzeniem Rusta, lepiej im było biesiadować i pracować razem na ucztach takich jak ta, niż wyrzynać się nawzajem... no może Semen miałby odmienne zdanie, ale ta kwestia pozostawała na później... |
26-06-2022, 22:15 | #147 |
Reputacja: 1 | Lawa Zastygł jak lawa, z wierzchu sucha i twarda, a wewnątrz nic ognia nie zgasi. W tej pozie pozostał, nawet przed samym sobą. Czarny sen, który wyśnił dział się na jawie. Lady walczyła z biologią, nic dziwnego, walczyła ze wszystkimi równie stanowczo, dlaczego nie z samą sobą. Stanowienie o swym ciele było w przekonaniu Leonidasa całkiem słuszne, niemniej poczuł niesmak na myśl o brutalności zabiegu, o kolejnym zabójstwie, kolejnej pożywce dla cienia. Tak czy inaczej było już zapewne za późno. Miksturę schował, narysował gdzie, zjadł rysunek, zapomniał, by móc sobie przypomnieć później, nikt by nie znalazł. |
28-06-2022, 06:49 | #148 |
Reputacja: 1 |
|
02-07-2022, 17:36 | #149 |
Reputacja: 1 | Sandacz dobiegał końca. Szkoda, że wszystko co dobre szybko się kończy. Chwilo trwaj zatem, pierwsze rzeczy najpierw. Ryba zasłużyła na swój specjalny czas, więc Tupik musiał na odpowiedź poczekać aż przyjemność dobiegnie końca. - E – Rust wzruszył ramionami i odstawił półmisek. – Rycerze jak to rycerze - szlachetni, pomocni i niedzisiejsi. Byli po prostu w drodze na ziemie barona Manfreda. Tam mają dostać działkę pod swoje rycerzowanie. De Groat rozejrzał się za owocami, by nowy talerzyk nie straszył pustką. - Schodząc zaś w pytaniu o leśną przygodę z rycerskiego na wspólny – Rust skubnął winogron. – Wykaraskaliśmy się w ten sposób… Że żeśmy spierdolili stamtąd w podskokach, kiedy pożar rozhulał się na dobre. Jako skwarka nie powalczysz. - Sacre bleu! – zaśmiał się Morgden, imitując bretońską pozę. - Tak czy owak, ktoś namotał, żeby się naszym suwerenom drogi nie zeszły. - Z jakimś wskazaniem kto konkretnie? – włączył się Phillipus. - Oczywisty jest Wusterburg – rzucił Rust na półoddechu przed pójściem dalej. – Ale oczywistość robi za najlepszy kamuflaż. Chłopi biją panów od wielkiego dzwonu, częściej to sami panowie lubią z siebie krwi utoczyć. - Słuchamy z uwagą – zapewnił Tupik składając ręce dla powagi, choć De Groat dodatkowych zapewnień uwagi niziołka nie potrzebował. - E, nie chciałbym nic nikomu ująć – Do słownego nieujmowania Rust dodał i gestowe. – Ale to u Was, panowie, chyba trochę większy bałagan na podwórku. Większa rodzina, większe problemy. U nas sprawy poukładane, jest lady, jest lord – jakby stołków nie przestawiać, nikt wyżej nie usiądzie. - Przy innym stole tę obserwację można by wziąć za obrazę… – zagroził czy zaobserwował Tupik. - Mówię zatem tylko obserwacyjnie, na bogi drogie, nikomu źle nie życząc – przeżegnał się Rust. – Wissenland potrzebuje spokoju. Nuln potrzebuje pokoju. Ba, wymaga nawet. Ktoś widzi mniejszy bałagan, większy bałagan – zaraz potem wszyscy oczy na Elektorkę, że nam Księżna Pani źle panuje. - Największe kalumnie spadają na największych – wtrącił smętnie von Werk. - Prawda? Kto to by chciał krytykować rządzących, jakby mało mieli kłopotów na barkach!? – ni to uniósł się, ni to zażartował Rust. – Potrzeba spokoju, potrzeba odpowiedzi. Wusterburg męczy, nasza scysja męczy, klanowi męczą, rycerze męczą, chłopi męczą, klechy męczą, wszyscy walą kłody pod nogi. - Ciężka jest głowa, która nosi koronę – spuentował Phillipus. - O tak, a każde strapienie mniej – taaaka ulga – Rust pokazał rękoma jaka. – Jakby tak temat tych naszych niesnasek zamknąć – szkodził-bruździł ten i ten (a pewnie że dla Wusterburga, to się na pewno potwierdzi), to by był naprawdę komfort. Wszyscy by odetchnęli. Rust rozmarzył spojrzenie nad kieliszkiem wina. - Teoffen by odetchnęło. Serrig by odetchnęło – Pauza na łyk ku zdrowiu. - Nuln by odetchnęło. Wszyscy naprawdę. Ostatnio edytowane przez Panicz : 03-07-2022 o 11:37. |
03-07-2022, 20:12 | #150 |
Reputacja: 1 | Gwar dookoła wzbierał na sile, bo po pierwszych toastach, każdy już rozluźnił nie tylko pas, ale i język. Sytuacja sprzyjała lekkomyślnym deklaracjom i zbyt prędko wypowiedzianym słowom, w takich okolicznościach mieszaniec czuł się już nieco pewniej niż w sztywnej etykiecie formalnej rozmowy. Niemniej nieformalne negocjacje wciąż posiadały dno pod dnem i pod spodem jeszcze jedno. |