-Co jest?! - krzyknął Khaviet, gdy został popchnięty przez kompana. Zdenerwował się, lecz nie na długo, gdyż ujżał, że z nie lada osobą przyszło mu współpracować. Choć śmierć żadnej osoby nie powinna cieszyć, to łowca uradował się, że ten przeklęty kapłan może teraz posłużyć jako nawóz pod rzepę. Zasmuciło go, że bard, którego próbował ratować, nie zagra już żadnej ballady. Schował szablę, obrócił się i powoli ruszył w stronę wyjścia. Zatrzymał się, gdy usłyszał szczęk żelastwa i słowa nieznanych mężczyzn. Obejżał się na Ravista, z wyrazem twarzy przemawiającym obawą, po czym przyległ do ściany, na prawo od wyjścia.
__________________ Zasadniczo chciałbym przeprosić za tę manierę, jeśli kogoś ona razi w oczy... ;P |