Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-06-2022, 18:58   #98
Dydelfina
 
Dydelfina's Avatar
 
Reputacja: 1 Dydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputację
Peter przez moment studiował listę 'przykazań' Enklawy.
- Brzmi to bardzo ciekawie - powiedział. - Nie jestem co prawda pewien, czy znajdę tu swoje miejsce, ale chciałbym spróbować.
- Hmm… no ja… hmm… - Powiedziała cichutko Hannah, wpatrując się w listę.
- Nad czym się zastanawiasz? - Peter lekko trącił łokciem siedzącą obok niego dziewczynę. - No chyba tu zostaniesz i spróbujemy? Co nam szkodzi przekonać się, jak tu jest naprawdę? Żadne ryzyko.
- No nie wiem, czy mnie tu niektórzy chcą… - Dziewczyna powiedziała już bardzo cichutko, lekko zerkając na May.
- Tu jest bardzo dużo miejsca - odparł, równie cicho.
- A… ty? - Hannah spojrzała na Petera.
- Co powiedziałem? Że musimy spróbować. Razem będzie przyjemniej - odparł. A dziewczyna się uśmiechnęła. Ale wciąż i zerkała niepewnie w kierunku May…

Nox za to siedziała nieruchomo, skacząc oczami od Lucy do Marcusa i mrugając trochę częściej niż normalnie. Zrobiła się blada jak trup żeby parę chwil potem poczerwienieć i znowu zblednąć do koloru ściany. W końcu coś w jej twarzy drgnęło, zaczęła się uśmiechać jakoś tak… nieobecnie, albo jak pijana. Wychyliła się do przodu obejmując niespodziewanie kowbojkę i mocno ją przytuliła, szepcząc coś na ucho.
- My zostajemy - powiedziała głośno, gdy już się odsunęła, spoglądając na Murzyna z zębatym uśmiechem - To rozkaz, nie przyjmuje ani dezercji, ani inwencji własnej. Jakoś zniesiesz moją kuchnię.
- Ummm… tak? - Zdziwił się Marcus, patrząc na May - No dobra, to tak! - Uśmiechnął się.
Maya pochyliła się nad nim wciąż z szerokim wyszczerzem.
- Masz też zakaz wychodzenia po fajki przez najbliższe… osiemnaście lat… - ściszyła głos, a potem przełknęła nerwowo ślinę. Poza wesołka na chwilę opadła z jej twarzy gdy wypuszczała powoli powietrze. Popatrzyła mu w oczy, następnie na swój brzuch i chociaż sama nie do końca jeszcze ogarniała sytuację, poklepała go lekko odkładając myślenie na potem. Wróciła spojrzeniem do oczu osiłka, mrugając aby odgonić łzy - …tatusiu.

Ale jest szybki... - pomyślał Peter, lekko się uśmiechając. Co prawda Maya nie krzyczała, ale stała na tyle blisko, że trudno było nie usłyszeć.

Marcus zamrugał. Wpatrywał się w twarz May, w jej oczy, potem spojrzał na jej brzuch. Potem znowu na oczy…

"Pik… pik… pik… pik! Pik! Pik! Pik!" - Aparatura, do jakiej był podłączony, mocno ożyła. Mięśniak rozdziawił gębę. W końcu do niego chyba dotarło. Wyciagnął do May rękę, a gdy złapała jego dłoń, przyciągnął ją do siebie, i złapał za kark. Powoli, ale delikatnie, nakierował jej głowę ku swojej. Dotknęli się czołami. Miał zamknięte oczy.
- Obiecuję - Powiedział w końcu, wśród uśmiechu, ścierając kciukiem łzy radości z policzków May - Kocham cię… - Dodał szeptem.
- Ja ciebie też kocham - odpowiedziała tym razem na głos, a potem pocałowała go gorąco jakby byli sami w pustym pokoju z dala od wszelkich problemów.

- No, Mayu, moje gratulacje! - Peter uściskał dziewczynę, gdy tylko ta się wyprostowała. - A ciebie uściskam, jak staniesz na nogi - powiedział do Marcusa.
- Gratulacje! - Powiedział uśmiechnięty Anthony.
- Gratuluję - Powiedziała i Lucy, i Amelia, i cichutko Hannah…

Przyklejona do rannego mutanka szczerzyła się, ocierając oczy. Przez 48 godzin jej życie obróciło się o 180 stopni. Nie miała nic, a teraz?
-To… - zaczęła mówić, ale głos odmówił posłuszeństwa. Zrobiła gest czasu dla drużyny używany w koszykówce. Gdzieś tam głęboko siedział w niej wredny lęk, że to za szybko, ale czy ich życie właśnie takie nie było? Chwytanie dnia póki ktoś nie postanowi, że wracają na stół w laboratorium?
-Będzie… - odkaszlnęła - Będzie potrzebny jakiś kąt… i przynajmniej… żeby nie padało na głowę - pociągając nosem popatrzyła na siwego doktora.
- Oczywiście, że się znajdzie "kąt" dla was - Uśmiechnął się Anthony - Znajdzie się dla każdego, kto chce tu zostać… powyciągam szwy z Marcusa, bandaże jeszcze zostawimy, ale w sumie, może już nawet łóżko chyba opuścić… - Siwek mrugnął.

- To co, Hannah? Zostaniesz ze mną? - Peter po cichu zwrócił się do stojącej obok niego dziewczyny.

Nox wyprostowała się na krześle robiąc niepewną minę. Dopiero co widziała jak czarnoskóry olbrzym praktycznie siedzi okrakiem na granicy między życiem i śmiercią. Następnego dnia mógł już wstać… a ona jednym dotykiem została pozbawiona paskudnej choroby.
- Na pewno to bezpieczne? - chciała się upewnić, więc zadała lekarzowi pytanie. Zaraz po nim zadała kolejne które przebiło się przez ogólną euforię.
- Jakim cudem Korpo jeszcze nie wjechało wam tutaj z pełną siłą? Przecież muszą wiedzieć że coś tu się święci, mają środki na… cholera, nas uciekło zaledwie kilkoro a wysłali osiem wozów i dwa helikoptery. Macie z nimi układ?
- Czy może uznali was za jedną z kolejnych sekt? - Peter przedstawił jedną z możliwości.

Anthony uniósł brew, po czym spojrzał na Lucy.
- Nie, nie układamy się z Korpo, ale mamy swoje sposoby…
- Nie zawracajcie tym sobie głów? Im mniej się wie, tym lepiej się śpi? - Parsknęła kowbojka.
- Dobrze, to ja wyciągam szwy Marcusowi, a reszta siup na korytarz - Powiedział siwy brodacz - A później was tu gdzieś zakwaterujemy…
- Nie mam zbyt dużych wymagań - powiedział Peter, kierując się na korytarz.
Maya została tam gdzie stała i popatrzyła na Lucy unosząc jedną brew.
- Umiesz czytać w myślach? Jak tak to wiesz co o tym sądzę - przeskoczyła wzrokiem na Anthony’ego.
- Nie wracam na stół do sekcji, a szczególnie teraz. Ani ja, ani Marcus, ani dziecko, nie pozwolę na to. Jeżeli mamy sobie zaufać chcemy znać podstawy. Bezpieczeństwo to podstawa.
- Gdyby chcieli nas sprzedać, to już by to zrobili - powiedział Peter. Zatrzymał się w progu. - Mieli na to całą noc. Ale poza tym masz rację. Z drugiej strony... może i wiedzą o nas wszystko, ale i tak jesteśmy obcy.
- Nie wiadomo jak daleko znajduje się najbliższy posterunek Korpo? - tym razem Nox nie ukrywała ironii gdy zwróciła się do byłego kompana w podróży.
- Czas i odległość nie gra tu roli. Jadłaś, piłaś... już byś spała i nawet byś nie wiedziała, że czas płynie - odpowiedział. - Dzień, dwa, tydzień... Przez ten czas Korpo zjawiłoby się z drugiego końca świata.
- May… - Anthony uśmiechnął się do dziewczyny - Lucy miała na myśli, iż nie musicie sobie zawracać głowy JAK my to wszystko tu robimy, ale zapewniam cię, iż funkcjonuje od owych siedmiu lat… i nie, nikt nigdzie nie wraca. Nie będzie już żadnych eksperymentów, nie będzie cel, kajdanów, nie będzie Korpo. Nie tutaj. I oby jak najdłużej tak pozostało…. jesteście tu bezpieczni, i tu może być i wasz dom, na jak długo zechcecie. To wszystko. Tylko tyle, a zarazem i aż tyle… a teraz Peter już zamyka drzwi, i zajmujemy się Marcusem - Siwy spojrzał na chłopaka w drzwiach pokoju.

Na korytarzu stała już Lucy, i Hannah, w pokoju pacjenta została zaś uzdrowicielka-Amelia.
Nox w trybie psa czuwającego też została, chociaż zrobiła parę kroków do tyłu aby dać reszcie działać. Pośrednio chyba chciała zobaczyć cud na własne oczy, dla świętego spokoju.
- Nie jestem niewdzięczna, to po prostu brzmi za dobrze - mruknęła opierając plecy o ścianę i gapiąc na szpitalne łóżko.
- Poza tym skoro jestem w ciąży w polu czy ogrodzie wam nie pomogę. Ale umiem gotować i parę innych rzeczy. Powiedzcie czego potrzeba, dogadamy się.
- Nie jesteś pierwszą, która tu jest w ciąży - Siwek mrugnął do May - Więc spokojnie, za chwilę, najpierw Marcus?
Dziewczyna zapraszającym gestem wskazała łóżko olbrzyma.
 
__________________
This is my party
And I'll die if I want to
Dydelfina jest offline