Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-06-2022, 02:02   #5
Dydelfina
 
Dydelfina's Avatar
 
Reputacja: 1 Dydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputację
- Uszkodziłam nerki? - druga z blondynek dała się obsługiwać tej pierwszej co była ekspertem w tym fachu. Ale informacja o możliwych uszkodzeniach chyba ją poruszyła. Bo przez chwilę obserwowała zabiegi lekarki jakby starała się dociec czy mówi poważnie czy chodzi o coś jeszcze. W końcu machnęła wolną ręką i odstawiła pustą już szklankę na szafkę nocną.

- Nie wiem czy wszystko ci wymienię. Bo trochę zabalowaliśmy. Ale zaczęliśmy od prawdziwej szkockiej whisky bo ktoś miał. A potem już poszło. Bo co to jest jedna butelka na tyle osób? - zapytała raczej retorycznie. A potem zaczęła wymieniać rosyjską i polską wódkę. Pamiętała to bo miały inne etykiety i się kłócili znaczy dyskutowali która jest lepsza. No ta rosyjska była w cyrylicy to tak to zapamiętała. Potem były drinki z jakąś inną wódką już pewnie domowej roboty. Potem jakaś nalewka. Słodka była. Dobra. Smaczna. Ponoć tak się dossała, że sama wypiła prawie całą. No i wiadomo, zioło do jarania, trochę kreski koksu, jakieś nowe dragi ktoś miał i strasznie zachwalał ale czy w końcu je brali czy nie, czy to ktoś tylko mówił o nich czy miał pójść i czy poszedł to w końcu już ledwo majaczyło jej w pamięci. Nawet po takim spisie używek dało się poznać, że powstał taki kogiel mogiel, że obecny stan aktorki był w pełni zrozumiały.

Domino słuchała, wkłuwając się w żyłę na przedramieniu i zabezpieczyła wenflon plastrem. Rzeczywiście niezły miks i niezły rezultat jak na taką niewielką kobietkę.
- Łączenie środków psychoaktywnych z wódką, zwłaszcza taką ilością nie jest mądre. Alkohol wzmacnia ich działanie, więc dawkę można mnożyć. Życie aktorów jest intensywne, rozumiem, ale powinnaś uważać. Teraz nie mamy niestety możliwości transplantacji, a podobne wieczory bardzo mocno obciążają organizm, zwłaszcza nerki. One obrywają najmocniej. Za którymś razem przestaną wyrabiać i albo raz na trzy dni będziesz się u nas meldować na dializę, albo umrzesz - mówiła spokojnie, podłączając przewody kroplówki. Chwilę ustawiała przepływ a potem zadowolona pokiwała głową.
- Po tym poczujesz się lepiej, ale dla własnego dobra do poniedziałku unikaj używek, daj organizmowi czas na regenerację i wydalenie całego tego syfu który w niego wprowadziłaś. Inaczej będziesz naszym częstym gościem. Nie żeby mi twoja obecność tutaj przeszkadzała, jednak wolałabym cię widzieć zdrową. W poniedziałek widzimy się na odbiorze morfologii, jeżeli do tego czasu poczujesz się gorzej, zapraszamy na ostry dyżur. - z kieszeni kitla wyjęła niewielka latarkę i zaczęła dziewczynie świecić po oczach, uważnie im się przyglądając.
- Najbliższy weekend spędzasz w łóżku, pijesz minimum trzy litry wody żeby wypłukać toksyny. Postaraj się nie brać nawet leków przeciwbólowych, dużo śpij. Wszystko zrozumiałe?

- Tak, tak, wszystko jasne. Ale wieczorami mamy występy. Nie mogę zawieść mojej ekipy. Liczą na mnie. Nie ma kto mnie zastąpić. A przecież jest weekend, wszyscy czekają na te weekendowe występy. W dzień te dla dzieci to mogę odpuścić, mamy przedstawienia na mniejszą ilość osób ale na te wieczorne to nie ma opcji, muszę być. - blondynka pokiwała głową, że słucha i się zgadza z zaleceniami lekarza no ale jednak miała swoje artystyczne priorytety i widocznie czuła się silnie związana i ze swoją grupą i oczekiwaniami widowni. Bo co do reszty to chyba zdawała się gotowa posłuchać lekarki.

- Hubert i Janette czekają na korytarzu porozmawiam z nimi - doktor Jobin nie wydawała się przejęta “ale” pacjentki. Skończyła badanie, popatrzyła na wyświetlacz klipsa i pokiwała głową.
- Dzisiejsze występy odpuszczasz. Wszystkie - spojrzała na blondynkę z góry - Znajdą w repertuarze skecze bez ciebie, powiem jaka jest sytuacja. Chyba że chcesz im i sobie narobić wstydu spadając ze sceny albo nagle na niej mdlejąc. Jutro dzień odpoczywasz, wieczorem jak już musisz idziesz na scenę, ale bez afterków ani beforków, jasne? Naprawdę też chcemy mieć tu spokojny weekend, a nie wezwanie na miasto żeby ratować niepokorne dusze.

Blondynka uniosła głowę do góry i posłała stojącej nad nią blondynce kwaśne i niezbyt przekonane spojrzenie. Ale nie odpowiedziała przez chwilę.

- Nic mi nie będzie. Czuję się już lepiej. Dobra, dzisiaj mogę sobie odpuścić. Ale jutro wieczorem mam występ. Nową sztukę gramy. Będę demonetką a to kluczowa rola. Cała nasza szóstka jest potrzebna bez kompletu nie da jej się zagrać. - tłumaczyła coraz energiczniej nadal nie chcąc odpuścić jutrzejszej premiery jaką widocznie mieli zaplanowane. Coś mogło być na rzeczy bo jakichś demonetek na scenie to Domino nie kojarzyła z ich dotychczasowych występów na jakich była.

- Bez afterków i beforków Kitty. Dużo pijesz… wody, albo izotoników. Żadnego ćpania - powtórzyła najważniejsze, czując że chyba się nieubłaganie starzeje i zaczyna zrzędzić - Po występie ładnie się żegnasz ze wszystkimi, dajesz parę autografów i do domu.

Panna Blond zmrużyła oczy jakby rozważała tą ofertę. Ale w pewnym momencie lekarka zorientowała się, że jakoś dobry humor jej wrócił.

- Oj widzę, że twarda z ciebie zawodniczka. Ostro się targujesz. - powiedziała przesadnie poważnie z jakimś orientalnym akcentem cwanego kupca. Co w wykonaniu ładnej blondynki wyszło całkiem komicznie. I pokazało na żywo, że potrafi grać nie tylko głupiutkie blondyneczki i to bez przygotowania.

- No dobrze. Żadnych afterków. Jeszcze jakaś wymiana podkoszulków albo czegoś podobnego na zgodę i może jakiegoś kociaka do kompletu i myślę, że mogłabym potraktować poważnie twoją propozycję. - powiedziała tym komicznie poważnym tonem wielkiego kupca i zawodowego negocjatora chociaż przedmiot tej umowy jaki podała brzmiał mocno żartobliwie.

- Mogę cię tu zatrzymać do poniedziałku na obserwacji - lekarka stwierdziła po prostu - Wrzucić na toksykologię, jasno postawić sprawę twojemu zespołowi i wtedy nici z jakichkolwiek występów. Puszczając cię pokładam zaufanie w tym, że jednak zachowasz się tak jak o to proszę. Mamy całkiem sporą kolejkę ludzi na dializy, ciężko o terminy.

- No dobra, okey, wygrałaś. Nie będe nic brała przez weekend. Ale jak mnie tu zatrzymasz na siłę to ucieknę. O ile mnie nie zamkniesz na cztery spusty albo nie przykujesz do łóżka to mówię ci już teraz, że jutro wieczorem będę na premierze. - Kitty zrezygnowała z komediowania widząc, że nie przynosi to skutku i postawiła sprawę jasno jak to widzi.

- Nie uciekaj - Domino pochyliła się nad pacjentką z poważną miną - Bo każdy taki przypadek musimy odnotować i przy następnej wizycie ciężej jest takiej osobie cokolwiek załatwić, a to niestety takie miejsce, gdzie prędzej czy później każdy trafia ponownie. Ale cieszę się, że się rozumiemy - wyprostowała się, wracając do uśmiechu.
- Teraz odpoczywaj, pielęgniarz przyjdzie za jakiś czas sprawdzić jak schodzi kroplówka. Wychodząc zapisz się w recepcji do doktor Jobin na kontrolę. W poniedziałek… i głowa do góry, to tylko jeden weekend.

- Dobra, przyjdę. - póki lekarka się pochylała nad aktorką to widziała u niej wyraz upartego buntu. Mocno zaciśnięte usta mimo zmęczenia na twarzy nadawały jej silnego wyrazu. Całkiem odmiennego od tych słodkich blondynek jakie zwykle grała na scenie. Przestała dopiero jak doktor Jobin się wyprostowała i uśmiechnęła. Wtedy ważyła coś w swojej głowie i w końcu zgodziła się na tą poniedziałkową wizytę ale nie ciągnęła dalej tematu.

- Jesteśmy umówione, bardzo mnie to cieszy - lekarka odeszła od jej łóżka, zbierając do wyjścia. Sprawdziła jeszcze ostatni raz kroplówkę.
- To zajmie jeszcze 40 minut, odpocznij i dopij swój napój - odchyliła dłonią parawan, ale zanim wyszła odwróciła się przez ramię - Powodzenia, na pewno wypadniesz świetnie, zawsze wypadasz świetnie, Kitty. C'est la vie.
Zostawiła pacjentkę, zamieniła jeszcze dwa słowa z pielęgniarzem po czym wyszła na korytarz. Pozostała dwójka komediantów czekała grzecznie przy recepcji, tym razem nie wzbudzając zbędnego zamieszania. Ten widok ucieszył Domino, nie miała ochoty na kolejne przepychanki.
- Proszę państwa na bok - powiedziała gdy znalazła się obok nich. Wskazała kawałek korytarza kilka metrów dalej i tam ruszyła, a za nią podążyli aktorzy.
- Przekazałam Kitty wszystko co najważniejsze, od państwa jednak będę wymagała abyście jej przypilnowali. Jest po silnym zatruciu, normalnie powinna zostać na dobę na obserwacji toksykologicznej, jednak jest wyjątkowo krnąbrnym przypadkiem, a ja nie chcę potem wypełniać dokumentów że pacjentka uciekła co utrudni w przyszłości uzyskanie pomocy w naszej placówce. Także za około czterdzieści minut zostanie wypisana do domu, czekamy aż kroplówka zejdzie do końca. Dziś do niczego nie będzie się nadawać, jest mocno osłabiona, więc nawet jeśli pod wieczór powie że już w porządku to tak nie będzie. Wyjdzie na scenę i prawdopodobnie zemdleje w trakcie występu, także przygotujcie repertuar bez jej udziału. Dodatkowo proszę abyście przypilnowali, aby przez weekend niczego nie piła, ani nie brała. Ten… wybryk bardzo mocno obciążył jej organizm, zwłaszcza nerki. Trzeba dać im czas na wypłukanie toksyn i odtrucie. Czy je sobie uszkodziła dowiemy się w poniedziałek, przed opuszczeniem szpitala ma się zapisać do doktor Jobin na wizytę w poniedziałek. Sobotni występ jest dla niej ważny, więc przypilnujcie aby piła dużo wody, izotoników i odpoczywała ile się da. Dieta lekka, najlepiej zupa i bez ciężkiego, smażonego mięsa. Czy wszystko jest dla państwa zrozumiałe, coś powtórzyć?

Para aktorów bez oporów dała się odciągnąć na bok i w skupieniu wysłuchali opinii lekarskiej. Po czym jakby naradzali się przez moment spojrzeniami. I teraz pierwsza odezwała się latynoskiej urody brunetka.

- Tak, rozumiemy. Prosze się nie obawiać zajmę się nią i jej przypilnuję. Obiecuję, że stawi się w poniedziałek na tej wizycie. I jak rozumiem detoks? Dużo picia ale bez alkoholu i używek? Dobrze, zajmiemy się tym. - Jeanette przyjęła te wieści spokojnie i wydawała się traktować poważnie.

- A w weekend tak, mamy premierę nowej sztuki. O mrocznych elfach. No ale jak ten występ miałby Kitty zaszkodzić to możemy to przełożyć na następny weekend. No trochę szkoda bo zapowiadaliśmy niespodziankę no ale jakby to miało naszej Blondi zaszkodzić to nie warto. Najwyżej wystawimy coś innego. Mamy trochę w zapasie. - Hubert też wydawał się zatroskany niczym ojciec albo przynajmniej manager zespołu. I chyba się przejął, że ich blondynce coś by mogło się stać.

Doktor Jobin uśmiechnęła się w duchu, mimo że na zewnątrz pozostawała oficjalnie poważna. Nie byli tacy źli skoro im na sobie zależało i mogli poświęcić występ żeby komuś od nich nie stała się poważna krzywda.
Zastanowiła się przez chwilę, a potem wyciagnęła z wewnętrznej kieszeni kitla bloczek i zaczęła pisać.
- Zrobimy tak, jutro o dwunastej zapraszam państwa ponownie. Kitty dostanie kolejną kroplówkę wzmacniającą i witaminową, to polepszy jej samopoczucie. Ale - popatrzyła znad recepty na faceta. Długo.
- Trzeba ją dziś uważnie obserwować. Jakiekolwiek odstępstwa od normy zgłosić jutro lekarzowi dyżurnemu. Jeżeli dziś państwa przyjaciółka naprawdę odpocznie, wyśpi się i nie zrobi niczego głupiego… a także jutro przez cały dzień, do wieczora powinna wrócić do względnej normy, jednak i tak do końca weekendu całkowity detoks. Niech państwo tego przypilnują i na przyszłość ją stopują chociaż odrobinę. Jest młoda to fakt, niestety przez wzgląd na złudne poczucie nieśmiertelności w tym wieku łatwo sobie wyrządzić trwałą krzywdę, a byłoby dobrze gdyby dożyła pańskiego wieku. Co najmniej.

- Oczywiście pani doktor. Jutro o 12-tej. Dobrze stawimy się z Kitty. I przypilnujemy ją aby nie brała nic niestosownego. - Hubert niczym rodzic na wywiadówce skinął statecznie głową i zdawał się być gotowy do wszelkiej współpracy w sprawie dobra ich blond gwiazdy.

- Świetnie, w takim razie skoro wszystko jasne pożegnam państwa i wróćę do swoich obowiązków - kiwnęła mu głową, kiwnęła też głową kobiecie. Przerwa na kawę i śniadanie właśnie uleciała jej jak sen złoty. Pozostało zagryźć zęby z nadzieją że do lunchu nie wbije ich w żadnego pacjenta.


Szpitalna stołówka


Wreszcie po wielu trudach, przeciwnościach losu, trupach aktorskich, dziwnych wypadkach i dodatkowych pacjentach doktor Jobin udało się przekroczyć próg stołówki. Prawdę mówiąc od półtorej godziny nie mogła przestać myśleć o jedzeniu, w brzuchu jej burczało, a pacjenci jak na złość przychodzili akurat z niecierpiącymi zwłoki schorzeniami, albo zmianami opatrunków które ciągnęły się niemiłosiernie… jak jelito cienkie wyprute z otrzewnej. Także gdy wreszcie z tacą w dłoni i wielkim kuflem kawy Domino pośród morza głów namierzyła hinduskie rysy twarzy swojej najlepszej kumpeli ze szpitala prawie do niej podbiegła, stawiając tacę z rozmachem. Machnęła jej ręką na powitanie po czym bez dalszej zwłoki wgryzła się w jakąś sztukę mięsa podaną na puree ziemniaczanym obok marchewki z groszkiem. Ostatkiem siły woli powstrzymywała się aby nie zacząć jeść palcami i nie warczeć na przechodzących obok współpracowników. Pochłaniała podwójną porcję w trybie ekspresowym jeszcze chwilę po tym gdy padło pytanie Hinduski czy przypadkiem Jobin nie chce kota.
- Co za skurwysyny bez mózgu - warknęła ocierając sos z policzka. Nie ogarniała ludzkiej bezmyślności, umykał jej poziom zdebilenia nakazujący zostawić maleńkie zwierzaki na działanie tak niesprzyjającej aury.
- Dobrze że udało się im pomóc - uśmiechnęła się do Manishy wesoło, jednak po chwili spoważniała.
- Nie mogę wziąć kota, wiesz że dorabiam jako mechanik-spec-złota rączka-cudotwórca. Mam w domu za dużo niebezpiecznych środków i narzędzi żeby teraz jeszcze myśleć jak to wszystko pochować przed takim maleństwem. Poza tym gdyby się dorwał do szafki z lekami i potłukł ampułki albo butelki morfiny… no zamrodowałabym - zrobiła trochę markotną minę, za chwilę się uśmiechając - Ale spytam wuja, jemu się przyda towarzystwo. Jest poukładany, wszystkie rzeczy robocze trzyma w gabinecie pod kluczem, nie jak… mało zorganizowana bratanica która być może za pół wieku nauczy się dopiero jak porządek we własnym domu wpływa na jakość życia oraz podnoszenie wydajności w pracy - zakończyła posępnym mamrotem starego dziada.

- No pewnie. To zapytaj go, dobry pomysł. W ogóle po sąsiadach i znajomych. Może ktoś by chciał. Bo są do oddania. Ze trzy to już prawie od ręki po kuchni i cleanreach rozparcerowaliśmy no ale jeszcze zostaje ta druga trójka. Mam nadzieję, że znajda dom. - Manesha pokiwała głową na znak, że rozumie i akceptuje no i się chyba wygadała o tych trochę pechowych ale ostatecznie farciarskich kociakach. A wuj przyjaciółki chyba wydał jej sie godny zaufania aby oddać mu kociego malucha w dobre ręce. O ile by chciał.

- Jasne że znajdą, teraz takie sierściuchy są na wagę złota - dziewczyna odpowiedziała po tym jak już przełknęła wielką łychę puree i uśmiechnęła się.
- Pogadam z nim, na pewno się ucieszy że go pytam a nie sama zgarniam. Wiesz… stara panna z kotem, crazy cat lady. Stwierdziłby że wnuków to się już nie doczeka, wystarczy że ciągle truje czemu rodziny nie założę, przecież w “moim wieku” - przewróciła oczami, siorbiąc kawę.
- Wierci mi w dupie o stabilizację, ale jak się spotykałam z Garcią to o mało zawału nie dostawał, a jego pierdu pierdu intensyfikowało się, eh. Weź tych zgredów zrozum.

- A. Garcia. No tak. Taki bad boy to pewnie nie wzbudzałby zaufania u niejednego ojca. Mój też by pewnie nie był zachwycony jakbym go przyprowadziła jako mojego chłopaka. - Manisha ze zrozumieniem pokiwała głową na znak, że świetnie rozumie i punkt widzenie bratanicy i jej wuja bo u niej samo z owym Rileyem to by pewnie podobnie wyglądało.

- Pewnie by chcieli jakiegoś przystojnego chirurga czy prawnika. Statecznego i spokojnego. Co zapewni byt ich córce. Chociaż moi rodzice to by pewnie przełknęli każdego kto nie jest alkoholikiem, bandytą, złodziejem czy tam innym malwersantem. - zadumała się nad tymi poglądami starszego pokolenia co z natury rzeczy byli głębiej zakorzenieni w poprzednim świecie. Dla nich dekada jaka upłynęła od upadku tego świata to była tylko kolejna dekada na karku no a tutaj w bazie wiele udało się zachować z dawnego świata. Co innego dla nich, młodego pokolenia. Dla nich dekada to była prawie połowa życia, zwłaszcza tej końcówki dorastania no i wchodzenia w dorosłość. Już w całkiem innych realiach niż pokolenia poprzedników.

“Bad Boy” było dość delikatnym określeniem kogoś kto za pozbawienie życia drugiej osoby siedział pięć lat ostatniej dekady w pierdlu, ale Domino nie ciągnęła tematu. Manisha miała rację, wujek Theo miał rację, tylko jak zwykle Dominique się nie znała i miała swoje wymogi z dupy.
Rozmowa na chwilę umarła, gdy obie kobiety zajęły się dokończeniem lunchu (w przypadku blondynki odkurzaniem go z tacki). Gdzieś gdy już prawie została jej jedna trzecia posiłku, a Hinduska dopijała kawę nadszedł temat kolejnego samca. Tym razem z rodzimego podwórka szpitala, bowiem doktor Sivle ze swoim hollywoodzkim uśmiechem i prezencją godną co najmniej ordynatora był znanym elementem miejscowego folkloru. Trochę urban legend, trochę creepy pasta. Dla Domino liczyło się, że znał swój fach i nie partaczył.
- Może on mnie uważa za jakiegoś kaszalota. Nie zarywał, zawsze pełen profesjonalizm. - popatrzyła na Manishę robiąc zbolałą minę. - Przecież nie może chodzić o to że chyba bym mu po nieprzyzwoitym tekście zrobiła szybki kurs pilotażu na trasie okno chodnik na parterze. Dobrze że Gemma go spławiła, można coś pomyśleć czy jej nie wyrwać nigdzie. Jeszcze tydzień na zastanowienie przed nami. Tylko wiesz - skrzywiła się tym razem już szczerze.
- Jak nie ma rodziny to fajnie jakby ją zaprosić do swojej. Poza tym twoi rodzice nieziemsko gotują. I proszenie twojej mamy o trzecią dokładkę nigdy nie jest źle widziane - wyszczerzyła zęby.

- Tak myślisz? No właściwie zapytać jej mogę. Jak ma już jakieś plany to najwyżej odmówi. Wydawała mi się całkiem sympatyczna. I zapracowana. Ciągle coś czyta albo zapisuje. O, sama zobacz. - młoda Hinduska zamyśliła się nad radą od przyjaciółki odnośnie drugiej blond lekarki. Akurat pojawiła się na horyzoncie ustawiając się w kolejce po obiad. I tak samo jak na korytarzu gdy się spotkały podczas wcześniejszej przerwy niosła pod pachą jakieś książki. A wcześniej po spotkaniu z trójką aktorów przyszła pod koniec przerwy do gabinetu Domino i przyniosła jej obiecaną kawę. I autograf od Huberta i Jeanette. Taki imienny “Dla Domino” i jeszcze nawet z przeprosinami. Wyglądało na to, że była bardzo zadowolona z tego spotkania i poprosiła ich o autograf dla koleżanki co ich tak obsztorcowała. No i ponoć bez zgrzytu spełnili jej prośbę. Więc młoda doktor Jobin też mogła się pochwalić podwójnym autografem od aktorów z Glasgow.

- I nie gadaj o tym kaszalocie bo nakrzyczę na ciebie! Jesteś śliczna dziewczyna. Jakbym wolała kobiety to bym na pewno chciała chodzić właśnie z tobą. I nakrzyczę na każdego kto będzie cię tak brzydko nazywał. - Manisha jakby przypomniała sobie co przed chwilą jeszcze mówiła koleżanka i udawała, że się na nią gniewa za wygadywanie takich dyrdymałów. Co wyglądało tym bardziej komicznie jak się znało jej dobrotliwy i łagodny charakter. Ale za swoją przyjaciółkę chyba była gotowa walczyć gdyby zaszła taka potrzeba.

- A tego Jamesa to od początku nie lubię. Jakiś taki… śliski… A co do ciebie to może dlatego, że jesteś córką ordynatora? A może nie. Sama nie wiem. Zresztą może nie będzie cię zaczepiał to byś miała spokój. - Hinduska zastanawiała się przez chwilę czy może reputacja bratanicy dyrektora szpitala może mieć tu jakiś wpływ ale w końcu darowała sobie takie rozważania.

Blondynce zrobiło się miło, zaśmiała się a potem uścisnęła brunetkę. Manisha zawsze poprawiała jej humor i wydawała się chodzącym dobrem które przelewała na innych. Taki typ osoby przy której nie dało się zamulać.
- Dobra, jak nie znajdziemy sobie mężów to zamieszkamy razem, będziemy szydełkować, pić kawusię i hodować koty - śmiejąc się, poprawiła przerysowanym ruchem włosy.
- A niech zaczepia - podjęła przegryzając łyżkę marchewki z groszkiem - To się go szybko ustawi do pionu… ale masz rację. Co do tej dziewczyny z ogłoszenia - dodała już poważnie, patrząc na swój talerz.
- Szkoda jej, kurde wzięłabym ją do siebie… tylko wiesz że już mam Amy. Terytorialna ze mnie paskuda, lubię mieć przestrzeń dla siebie, swoich pierdół, fochów, dołów i smętów. Amelie jest cicha, nie wchodzimy sobie w drogę. Tak, czytałam to ogłoszenie - siorbnęła kawy żeby poprawić proces myślenia.
- Wszystkich nie uratujemy - rzuciła maksymą równie wyświechtaną co stare onuce.

- No wiem. Szkoda. Też bym ją wzięła do siebie. No ale jak mieszkam z rodzicami to wątpie by się zgodzili. Jakaś obca dziewczyna spoza bazy. Jeszcze z takiego ogłoszenia. Ale szkoda mi jej. Zwłaszcza jak pomyślę, że taki James miałby ją dorwać. Może by ją jakoś ściągnąć a potem się coś wymyśli? Czasowa przepustka to łatwo. Ty czy ja byśmy mogły jej wystawić jako pacjentce. A potem na obywatelstwo to trzeba by wniosek od nas, z policji no i administracji. To by miała te papiery to już by mogła mieszkać legalnie i by żadnego chciwca nie potrzebowała. - Manisha też się znów zasmuciła nad losem tej obcej nieboraczki co była gdzieś tam w Rhu. Faktycznie na piechotę to by z godzinę marszu w dzień było, może półtorej w jedną stronę. Jakby tam na miejscu poszło wszystko gładko i było jak w ogłoszeniu to w pół dnia można by być z powrotem. A prawie na pewno im jako medykom by się udało uzyskać chociaż czasową przepustkę niby do szpitala na badanie czy coś.

- Ciekawe czy jest w ciąży. Jakby była to w ogóle łatwo. Mogłaby zostać na obserwacji czy co. Przecież i tak nikt tego nie sprawdza. Póki na mieście by ją ktoś bez papierów nie złapał to by mogła sobie mieszkać i chodzić nawet bez obywatelstwa. - pielęgniarka zastanawiała się dalej jak tu by można poznać owej obcej kobiecie spoza bazy.

Chcąc niecąc wystarczyła smutna mina Mani aby i Domino chwyciła za serce… chyba bardziej zmartwienie przyjaciółki niż los obcej im przecież kobiety. Kręciła kubkiem milcząc przez długą chwilę, aż wreszcie podniosła go i opróżniła do końca.
- A kto powiedział że musi być w ciąży? Mamy już punkt zaczepienia do rozpoczęcia rozmowy z Gemmą. Jest w stanie wystawić jej papier o byciu w stanie błogosławionym, który kupi nam czas aby ogarnąć dziewczynie papiery. Wtedy niestety poroni bo ciężkie czasy i wiadomo jak bywa. Dostanie obywatelstwo, skoro taka obrotna i robotna łatwo tu podłapie fuchę żeby się utrzymać. Od biedy przyda się sprzątaczka tu w szpitalu. Tak na początek.

- Ano tak! Racja! Przecież Gem jest ginekologiem! I na położniczym! - oczka młodej pielęgniarki otworzyły się szeroko jakby kumpela dała jej nową nadzieję. Że jednak może jest jakiś sposób by mogły zorganizować pomoc dla tamtej Brittany z ogłoszenia. Tak się tym ucieszyła, że zamachała do okularnicy jaka akurat wracała z pełną tacą i szła między stołami szukając miejsca. Ale widząc wesołe i energiczne machanie dłoni zwabiło ją to w ich stronę.

- Cześć Manisha. I cześć jeszcze raz Domino. Coś dzisiaj mamy do siebie farta. - okularnica uśmiechnęła się kładąc swoją tacę obok drugiej lekarki i po chwili się dosiadła.

- Dziś kumulacja jackpota - Jobin uśmiechnęła się - Dobrze że jesteś, właśnie o tobie rozmawiałyśmy. Ponoć doktor Silve chciał cię wyciągnąć do Neptuna na Dzień Impaktu. Dobrze że tego jelenia spławiłaś, rzucał się coś?

- Ojj weeźź! - okularnica skrzywiła się i otworzyła usta jakby chciała zasymulować odruch wymiotny gdy koleżanka wspomniała pewien marynarski klub jaki stał tu od dekad i pewnego przystojnego w końcu doktora. Co przecież pozornie powinno tworzyć całkiem atrakcyjne a może nawet romantyczne kombo.

- Zaproponował mi badanie moich narządów rodnych. Bo ponoć zna sposoby o jakich nawet ginekologom się nie śniło. I jeszcze ma ponoć świetny olejek do masażu i kamerę. No sklejcie sobie to wszystko w całość jak on sobie wyobrażał afterparty u siebie po wizycie w “Neptunie”. - Gemma widocznie musiała to z siebie wyrzucić i jak się jej trafiła okazja to momentalnie to z siebie wylała. Widocznie propozycja przystojnego doktora zrobiła na niej mocno odpychające wrażenie.

- I jeszcze jaki pewne siebie. “Jesteś tu nowa, obca, i tak cię nikt nie zaprosi”. Palant. - prychnęła jakby ta odzywka uderzyła ją jeszcze bardziej. Ze złością zaczęła dłubać widelcem w swoim daniu. - Nie potrzebuje jego litości. Ani od nikogo innego. Poza tym i tak mam dzienny dyżur. Pomyślałam, że innym się przyda wolne. A poza tym dupkiem faktycznie nikt mnie nie zaprosił. No nic. Mam koleżankę to może ją zaproszę. Obejrzymy coś czy co… - powiedziała już trochę przygnębionym tonem i wpakowała sobie pierwszą porcję obiadu do ust. Manisha popatrzyła na nią z przejęciem bo chyba tak gwałtownej reakcji się nie spodziewała.

- Dobra, chrzanić buraka. Co tam u was dziewczyny? - okularnica spojrzała w bok i uśmiechnęła się jakby zdała sobie sprawę, że trochę ją poniosło i chciała to jakoś zalepić dalszą gadką.

Domino popatrzyła na Hinduskę i wyszczerzyła się po chwili do drugiej blondynki.
- A jak mówiłam właśnie o tobie gadałyśmy, normalnie dziwię się że ci uszy nie stanęły w ogniu bo zostałaś obgadana z każdej strony. Słuchaj Gemma, litości się od nas nie spodziewaj, bo to nie nasza bajka. Chcemy od ciebie czegoś innego - splotła dłonie na stole i ułożyła na nich brodę.
- W Dzień Impaktu wieczorem robimy z Manishą świąteczną kolację. Taka dla samych swoich. Będziemy my, będzie Amelie moja współlokatorka. Może jeszcze paru znajomych, żadna impreza w “Neptunie” czy innej “Syrenie”, bardziej kameralny klimat. Żarcie, alkohol, muzyka, filmy też się znajdą. No i się z Manią zastanawiałyśmy czy nie masz może ochoty wpaść. Ostrzegam, będzie też jedzenie które robi jej mama - wskazała na brunetkę - A ono uzależnia i sama nie wiesz kiedy przestajesz się dopinać w ulubione spodnie.

- Oh… - Gemma tak słuchała i słuchała tego co mówi blond sąsiadka. Tak przełknęła co miała w buzi i dłubała widelcem po reszcie swojego obiadu. Ale jakoś tak machinalnie. I tak zaczęła trochę mrugać oczami i otworzyła buzię jakby chciała coś powiedzieć ale nie mogła się zdecydować na co. Więc popatrzyła jeszcze na Manishę co siedziała z drugiej strony doktor Jobin.

- No tak, moja mama to robi normalnie cuda na kiju. Jak lubisz hinduską kuchnię. A tata robi najlepszy kebab na świecie. To przyniosę trochę to sama zobaczysz. No i pewnie, byłoby nam strasznie miło jakbyś przyszła. Jakoś tak pracujemy obok siebie a nie było jak się jakoś lepiej poznać. - hinduska pielęgniarka szybko dołączyła do zaproszenia francuskiej kumpeli i z tym swoim przyjaznym, szczerym uśmiechem łagodnej i pogodnej osoby pokiwała głową.
Lekarka z Glasgow przez chwilę nadal nie wiedziała co powiedzieć.

- Oj bo ja mam dużo pracy… I drugą specjalizację robię… I dyżury mam… To nie bardzo mam czas na imprezy i inne takie… - powiedziała trochę nieskładnie znów dłubiąc w talerzu widelcem. - Znaczy! - powiedziała jakby coś nagle sobie przypomniała.

- Ojej dziewczyny, dziękuję wam. Jesteście takie kochane. No byłoby mi bardzo przyjemnie. - powiedziała i chyba pod wpływem impulsu objęła Domino i przytuliła ją do siebie. A potem wyciągnęła jeszcze ramiona ku Manishy aby ją też objąć tym ciepłym, wdzięcznym przytulasem.

- No pewnie, że przyjdę. Mam coś przynieść? - powiedziała starając opanować swoje wzruszenie.

Domino wyszczerzyła się wesoło.
- Weź cokolwiek, najlepiej do picia. Resztę my ogarniemy. Posiedzisz tyle ile będziesz chciała, najważniejsze że będziesz… a skoro się zgodziłaś to mamy do ciebie jeszcze jedno pytanie, bo jak mówiłam. Obgadałyśmy cię kompleksowo - puściła jej oko.
- Nie wiem czy widziałaś tablicę ogłoszeń. Jest tam informacja od jakiejś dziewczyny, że w ramach przyjęcia pod własny dach jest gotowa spełnić wszystkie zachcianki tego co ją przygarnie… młoda, ładna. Łatwy cel dla zwyroli. Choćby takich jak James. On też to czytał - skrzywiła się z niesmakiem.
- Chcemy jej pomóc, wprowadzić do Clyde i zwinąć temu debilowi sprzed nosa żeby jej nie zrobił krzywdy. Bo już chodzi i pierdzieli że niedługo będzie miał uległą laskę co mu niczego nie odmówi. Szkoda jej, jak cholera szkoda. No i tak z Manią knujemy co zrobić. Wpadłyśmy na pomysł, że gdyby była w ciąży dostanie kartę pobytu tymczasowego, w międzyczasie się załatwi jej stałe obywatelstwo bo ze środka już łatwiej. A ciążę wystarczy orzec. Co ty na to? To propozycja, nie musisz się zgadzać. Powiesz nie i nadal widzimy się w niedzielę, to nie tak że dajemy transakcję albo-albo. Po prostu mamy związane ręce i szukamy obejścia systemu.

- Młoda i ładna? I jest gotowa spełnić wszystkie zachcianki? Naprawdę tak napisała? - okularnica już kiwała głową na to co miała przynieść i uspokoiła się gdy usłyszała od dziewczyn kolejną wieść. I chyba mocno ją to zaskoczyło. Znów przeniosła wzrok z blondynki na Hinduskę.

- Tak. Ja też widziałam rano to ogłoszenie. U nas wisi przed szpitalem. Nie widziałaś tego? Chyba wszyscy o niej od rana gadają na przerwach. - pielęgniarka wydawała się być z kolei zdziwiona zdziwieniem pani ginekolog.

- No nie… Trochę zaspałam. Prawie się spóźniłam… Nie miałam czasu czytać dzisiaj ogłoszeń. Ale jak tak mówicie to zajrzę tam jak będe wychodzić. - przyznała nieco speszona lekarka z Glasgow. Ale szybko przeszła do rzeczy.

- Ojej biedactwo. I to właśnie ten palant miałby po nią pójść? O nie, niedoczekanie. A gdzie ona jest? - ginekolog wzięła się w garść i powiodła po tej pstrokatej, medycznej masie jaka zebrała się na lunch w stołówce jakby chciała wyłowić doktora Sivle który tak jej dzisiaj podpadł.

- W Rhu. Tam na południe od południowej bramy. - szybko podpowiedziała Manisha aby uzupełnić braki w wiedzy o ogłoszeniu.

- To niedaleko. Byłam tam. To droga na Glasgow. Robicie coś jutro? Jakby była pogoda to by można po nią pójść. Szkoda dziewczyny. A te zaświadczenie o ciąży jasne. Jak będe z wami to jej wystawię od ręki i spisze wszelkie danę. Dajcie mi plik druczków a w kwadrans zaciążę tuzin kobiet! - okularnica odzyskała werwę i rezon a na koniec nawet się buńczucznie roześmiała jakby mogła iść śmiało w konkury z jakimiś jurnymi bykami rozpłodowymi w tym płodzeniu następnego pokolenia. A póki szło o papierologię to pewnie mogła być pewna sukcesu.

- Jutro to ja nie mogę. Mam dyżur. Niedzielę mam wolną. - Manisha też się roześmiała ale szybko ostrzegła, że jutro to nie bardzo mogą liczyć na nią na jakies wycieczki za miasto.

- No to pójdziemy we dwie. Im szybciej tym lepiej. Z samego rana ruszymy to uda się wrócić wieczorem - Domino popatrzyła na okularnicę i odetchnęła - Dzięki Gemma, jesteś w porządku, od początku wiedziałam. Szkoda jej jak diabli. Gwizdniemy dziewczynę temu zbokowi sprzed nosa, pogadam z papą o przepustkach. Złapię chłopaków i zagadam czy by nas nie eskortowali w te i wewte. Lepiej mieć wsparcie kiedy po okolicy szwendają się te przeklęte watahy zdziczałych psów. Poszukam ich dziś, wrócili w nocy z patrolu to będą gdzieś się kisić nad kielichem i ślinić do lasek na parkiecie.

- Ah no tak, te psy… No tak… - Gemma pokiwała głową jakby w ogóle o nich zapomniała, że gdzieś tam buszują za względnie bezpiecznym ogrodzeniem bazy. - No tak, może lepiej jakby ktoś jeszcze z nami poszedł. Tak na wszelki wypadek. Chociaż to dość blisko i dość spokojna okolica. Sporo ludzi tam się kręci. - ginekolog zmarszczyła brwi jakby próbowała oszacować skalę niebezpieczeństwa jutrzejszej wyprawy poza bazę. Tak w jej pobliżu to zwykle było dość bezpiecznie. Kręciły się patrole żołnierzy i było sporo ludzi, zwłaszcza w pobliżu bazy. Na drogach też chociaż już pewnie mniej. Było dość mało prawdopodobne aby ktoś z nich zaatakował przedstawicieli szpitala, już prędzej by było nagabywanie o pomoc. No ale tak całkowitej pewności nie było.

- Ale jak trzeba to możemy pójść we dwie. Ja w każdym razie mogę. Jej! Ale bym chciała zobaczyć minę Jamesa jakbyśmy przeparadowały mu przed nosem z tą dziewczyną! A jeszcze jakby naprawdę była taka młoda i ładna to by pewnie zzieleniał z zazdrości! - roześmiała się wesoło na taką wizję zwycięstwa nad nielubianym kolegą po fachu. Zresztą Hindusce też się taki pomysł spodobał.

- A jakby trzeba to ja ją mogę przenocować u siebie. Dostałam dwa pokoje, w tym drugim musiałabym posprzątać bo tam same książki tylko no ale jak trzeba to by mogła mieszkać u mnie jakiś czas. A te papiery na obywatelstwo to chyba się wyrobi. Ja robiłam dwa lata temu to nie było aż tak trudne. - ginekolog zdawała się okazywać sporo determinacji aby wyratować tamtą Brittany z ogłoszenia. Zwłaszcza przed szponami Jamesa.

- No ale ty jesteś lekarzem. Ona jakby była lekarzem to by pewnie też dostała się tu bez łaski. - przypomniała jej pielęgniarka o tej dość istotnej różnicy.

- Jakoś to załatwimy, na razie ja tu przyprowadźmy drogie panie - Jobin zatarła ręce - zagadam z tymi gejuchami, pójdą jak nie będą mieli służby. A jak będą mieli ogarnę kogoś innego o to się nie martw. Będziemy bezpieczne, wszystkie trzy. Zakwaterowanie też już jest, cudownie! Zrobię deal z wujaszkiem Hectorem, dziewczyna z pewnością nie ma za wiele, to jej ogarniemy parę rzeczy. To co, jutro 8 rano pod główną bramą? - popatrzyła na drugą okularnicę, a potem na Mani - Po wszystkim wracamy i zdajemy pełen raport ma’am. Pasuje?

- Świetnie! Będę na was czekać! Jak mi się nie zjawicie do obiadu to narobię larum i zaczną was szukać! - Manisha ucieszyła się na tak świetnie zapowiadającą się współpracę w jutrzejszej wyprawie. A na koniec pogroziła im palcem jak jakaś wredna ciotka czy ktoś taki co grozi młodszemu pokoleniu, że narobi im siary przy kolegach. Wyszło równie “poważnie” jak wcześniej gdy groziła Dominique o tych kaszalotach więc i teraz Gemma się roześmiała pogodnie.

- Jakby z tymi twoimi kolegami nie wyszło to można by spróbować zabrać się z którymś z patroli. Może nawet by nam dali kogoś do eskorty? Jeden czy dwóch żołnierzy by chyba wystarczyło. A tak, o 8 rano będzie w sam raz. To do obiadu powinniśmy wrócić. Oby tylko pogoda była w sam raz. - doktor ginekologii i położnictwa energicznie przytaknęła i wydawała się do tej ratunkowej operacji podchodzić z dużym entuzjazmem.



Zebranie
Czas: 2066.03.12; pt; przedpołudnie; g 16:15
Miejsce: Szkocja; baza RN w Clyde; Szpital; stołówka
Warunki: stołówka, zebranie personelu, jasno, ciepło, szmer głosów; na zewnątrz: jasno, zachmurzenie, ziąb, lek.wiatr


Tradycyjna pora przerwy obiadowej już się zakończyła ale personel szpitala skumulowany w stołówce nie rozchodził się czekając na zaplanowane spotkanie na koniec kwartału. Wiedzieli, że w sporej mierze jego zaczęcie jest uzależnione od tego kiedy i jak zakończy się spotkanie w admiralicji bazy bo ich ordynator, doktor Theodore Jobin, był członkiem tej rady i reprezentował służbę zdrowia jaka działała na terenie bazy. Póki na niego czekali była nadspodziewanie długa przerwa na swobodne rozmowy pomiędzy sobą. W gdzieś po godzinie takiego leniuchowania się doczekali. Ordynator szpitala, Theodor Jobin, łysy mężczyzna około 40-ki, wszedł do stołówki niosąc jakiś skoroszyt z notatkami. Za nim szła jego sekretarka i parę jego najbliższych współpracowników ze szpitala.

- Dzień dobry moi mili. Dziękuję za cierpliwość i wyrozumiałość. Spotkanie w admiralicji trochę się przeciągnęło no ale wierzcie mi zapadły decyzje ważne dla nas wszystkich, dla całej bazy. Ale to za chwilę. - powiedział gdy wziął do ręki mikrofon aby mówić swobodnie i wszyscy w stołówce go słyszeli. W przeciwieństwie do jego bratanicy chociaż płynnie posługiwał się angielskim to jednak zdradzał go typowy dla Francuzów akcent. Chwilę stał z mikrofonem jakby zbierał myśli wpatrując się gdzieś w dół okolicznych stołów ale jak się zastanowił wyprostował się i powiódł żywym spojrzeniem po siedzącym przy nich personelu.

- Dobrze, myślę, że zacznę od tej złej wiadomości aby mieć to za sobą. - powiedział szybkim, poważnym tonem przeczesując wzrokiem publiczność która wydawała się zaskoczona takim wstępem. I jeszcze nie bardzo wiedziała czego się spodziewać ale chyba niczego dobrego. Bo w końcu to nie chodziło o jakiś kabaret.

- Tak. Myślę, że mimo trudnych czasów udało nam się tu stworzyć rodzinną atmosferę. Za co wam niezmiernie dziękuję. Jesteście moją największą motywacją do codziennego dźwigania tego ciężaru decyzji i odpowiedzialności. No i nasi pacjenci oczywiście. Jesteście wspaniali. - powiedział uśmiechając się nieco i to wywołało pozytywną reakcję. Na twarzach pojawiły się uśmiechy, kiwanie głowami i pomruki zadowolenia. Niby wszyscy o tym wiedzieli ale miło było o tym tak oficjalnie i publicznie usłyszeć od szefa.

- Ale jest wśród nas ktoś kto tego nie docenia. Czarna owca. Może jedna może parę. Tego jeszcze nie wiem. I teraz zwracam się właśnie do tej osoby. - powiedział i na chwilę zatrzymał się na tej czy innej osobie jakby chciał sprawdzić reakcję na swoje słowa. No a znów było to głównie zdziwienie. Bo brzmiało dość niepokojąco.

- Wiemy, że giną nam leki. Przeciwbólowe, na choroby płuc i te co można łatwo opchnąć na lewo w lekomanii czy narkomanii. Mówię do tej osoby co pozwala sobie na okradanie nas wszystkich. Ten proceder nie będzie tolerowany. Po ojcowsku proszę o zaprzestanie tej szkodliwej działalności. Jeśli sytuacja się powtórzy zgłoszę to służbom bezpieczeństwa. I oni zaczną oficjalne śledztwo. Nie jacyś stójkowi policjanci z kawałów tylko prawdziwi policyjni detektywi. Wolałbym tego nie robić. Nie chciałbym aby rozniosło się po bazie, że w szpitalu się kradnie leki, że personel szpitala kradnie leki pacjentom. To by źle wyglądało. Wolałbym to załatwić w naszym domowym zaciszu. Ale jeśli zostanę do tego zmuszony i ten proceder nie ustanie to zgłoszę sprawę służbom bezpieczeństwa. - major francuskiej marynarki wojennej powiódł surowym spojrzeniem po zebranych. Miał poważny ton i minę i nie można było mieć wątpliwości, że nie żartuje. Zamilkł na chwilę a w stołówce zrobił się szum bo chyba mało kto się spodziewał czegoś takiego. Mieli złodzieja we własnych szeregach? No nic dziwnego, że ordynator wolał to załatwić domowymi sposobami niż wzywać policję. Społeczność bazy była względnie mała jak na standardy sprzed katastrofy, ledwie kilka tysięcy osób, w większości mieszkających w osiedlu bloków mieszkalnych na południowym skraju bazy. To takie plotki szybko by się rozniosły i raczej nie pomogłoby to wizerunkowi szpitala i osób jakie tam pracują.

- A to dlatego tak ostatnio liczyliśmy te zapasy w magazynach! A się zastanawialiśmy po co. Zwykle się liczy w grudniu a potem już raczej nie. Chyba, że jakaś awaria albo coś się nie zgadza. - Manisha szepnęła do swoich blond koleżanek gdy chyba nagle wyjaśniło jej się dlaczego w tamtym tygodniu tak często musiała z innymi pielęgniarkami właściwie robić nowy remanent. Zrobił się nieco szum na sali więc była okazja trochę pogadać.

- Urżnęłabym takiemu łapy przy samej dupie - doktor Jobin z wyraźnie niezadowoloną miną patrzyła na majora, chociaż mówiła do kobiet obok.
- I tak mamy wystarczająco trudną sytuac…
 
__________________
This is my party
And I'll die if I want to
Dydelfina jest offline