Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-06-2022, 02:03   #7
Dydelfina
 
Dydelfina's Avatar
 
Reputacja: 1 Dydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputację
- Powiedzmy, że dojrzałam do pewnej kluczowej decyzji w moim życiu. - powiedziała powoli kiwając głową gdy udało jej się to wreszcie ubrać w słowa. Po czym popatrzyła na swoje dwie sąsiadki i uśmiechnęła się wesoło. - Pozazdrościłam tym moim pacjentkom. I zapragnęłam mieć własne dzieci. Zajść w ciążę i urodzić takiego słodkiego maluszka. - roześmiała się ponownie i nachyliła się ku nim jeszcze bardziej. - Niestety nie wiem czy wiecie. Ale do zrobienia dziecka kobieta potrzebuje mężczyzny. - powiedziała cicho jakby zdradzała im jakiś wielki sekret z zakazanej wiedzy tajemnej.

- Fachowa diagnoza, doktor Hobson. Wiadomo już skąd ta błyskawiczna specjalizacja w pani przypadku. Proszę tego jednak nie upubliczniać, strach pomyśleć gdyby ta informacja wyszła poza sektor medyczny - Jobin zrobiła mądrą minę i kiwała głową statecznym ruchem, ale w pewnym momencie spoważniała patrząc na pusty kufel po kawie.
- Urodzić to pryszcz, gorzej z tym co potem. Jeżeli chcesz samego dzieciaka jaki problem? Da się to załatwić w jeden weekend, ale dzieciak i intensywna kariera się wykluczają… i dogadałabyś się z papą - prychnęła, podnosząc wzrok na okularnicę.
- O tych dzieciakach, może wtedy dałby mi wreszcie spokój i się odpierwiastkował. Jeśli zaś chodzi o plotki to miej je gdzieś, serio. Myślisz że ile razy słyszałam tekst o nazwisku, “bo przecież Jobin”, i inne pierdoły. Bardziej ich boli kiedy masz ich i ich opinię w głębokim poważaniu, szkoda życia na kwaśnych ludzi… albo jak chcesz dzieciaka pigmentododatniego to podpytaj o tego czarnego ogiera co tu grasuje po okolicy.

- Ano tak, bo ty też jesteś Jobin. To pewnie też ci dokuczali i obgadywali. “Bo wujek”. - ginekolog uniosła brwi do góry jakby dopiero teraz skojarzyła, że nie tylko ona mogła być obiektem plotek i złych języków. Współczująco poklepała dłoń drugiej blondynki i chyba zrobiło jej się trochę lżej jakby ten ciężar dało się rozłożyć na dwie pary ramion. Ale wróciła zaraz do weselszych tonów.

- A z tym czarnym dzieciakiem to się nie śmiej. Jest taka śliczna! Bo to dziewczynka. Rozmawiałam z Jane o imieniu dla niej. Znaczy bo to jej mama. Na razie stanęło, że albo Josephine albo Fabienne. Bo ona lubi Francję, francuski to uczyła się w szkole jak jeszcze te szkoły działały, parę razy była w Paryżu i na tych waszych zamkach nad Loarą no i w ogóle zakochana we Francji jakby Angielką nie była. - roześmiała się nieco ironicznie ale raczej rozbawiona. Bo ta tradycyjna angielsko - francuska niechęć była nie mniej historyczna niż angielsko - szkocka. Ale raczej w żartach, szantach i folklorze niż w życiu codziennym.

- A o tego jej ogiera to się wypytałam bo też mi to chodziło po głowie. No i powiem wam, że to niezły numer z tym wyszedł, całkiem sporo wyskoków w bok miała Jane zanim do nas trafiła. I chyba do niego wróci. Tak myślę. Bo coś mi nie wygląda aby miała zamiar wrócić do męża. Powiedzmy, że nie wypowiada się o nim zbyt dobrze. - ginekolog i położna nieco ściszyła głos ale, że była lekarzem właśnie na tym dziale i to prowadzącym ową Jane jeszcze przed porodem to widocznie wiedziała coś więcej niż reszta szpitala ale do tej pory o tym nie mówiła.

- No ale nawet jakbym już się dała zaciążyć temu czy tamtemu no to cóż… No niekoniecznie bym chciała być matką samotnie wychowującą dziecko. Wolałabym z kimś. No a to by wypadało założyć rodzinę a powiedzmy, że panowie jacy mi się tu trafiają… No cóż… No jakoś tego z nimi nie widzę. Zawsze coś. - westchnęła wracając do swojego własnego przypadku. I chyba zgadzała się z Domino, że samo zajście w ciąże to ostatecznie byłoby pewnie do zrobienia w ten czy inny sposób. No ale to co dalej to już była mniej pewna wizja. A marzyła jej się widocznie jakaś stabilizacja w tej materii.

- Wiesz kto to jest? Ojciec tego dzieciaka - doktor Jobin popatrzyła z uwagą na drugą blondynkę i prychnęła.
- Chciałabym z nim pogadać, bo chcąc nie chcąc robi krecią robotę innym czarnoskórym. Mało nam problemów na podgrodziu aby jeszcze rozpoczęły się łowy na czarownice i w ludziach odpaliła się opcja segregacji rasowej? Cofnęliśmy się technicznie oraz jako cywilizacja kilka setek lat wstecz, nie musimy tego samego robić społecznie… a co do tej Jane wszystko fajnie, ale jak już się chciała pruć powinna odejść od męża zamiast robić takie cyrki ze skokami w bok. Jaka by druga strona nie była trzeba szanować siebie i ją czy tam jego. Puszczanie się w związku małżeńskim szanowaniem nie jest, ani na szacunek nie zasługuje. Albo sie bawisz, albo pilnujesz jednej dziury albo badyla, c'est tout le mystere. To cała tajemnica. Nigdy nie jest idealnie i w stu procentach perfekcyjnie. Zawsze są mankamenty.

- No tak, ta cała sprawa jest dość skomplikowana. Wszystko się tam popieprzyło. - przyznała zadumanym tonem doktor Hobson. - Ale to chyba lepiej jakbyś najpierw porozmawiała z Jane. Mnie się wydaje, że tam u nich to już od dłuższego czasu nie było dobrze w tym małżeństwie. I też się trochę dziwie czemu nie rozstali się wcześniej. Bo po porodzie to już mleko się wylało. - powiedziała namyślając się przez ten czas nad tą skomplikowaną sprawą.

- Ale z segregacją rasową i tak dalej to chyba nie. Wydaje mi się, że wyrośliśmy już z tego. Nie sądzę aby ktoś chciał wprowadzać niewolnictwo czarnych czy coś takiego. No nawet z tą Jane i jej dzieckiem. No ludzie gadają o tym ale pewnie dlatego, że nie da się ukryć, że to nie jest małżeńskie dziecko. Ale czegoś rasistowskiego to nie słyszałam. - powiedziała mrużąc oczy gdy starała sobie przypomnieć czy było coś co by uzasadniało obawy koleżanki.

- Wkrótce może zabraknąć prądu, a co za tym idzie wrócimy do pracy rąk, a Anglia ma całkiem pokaźną historię imperialnych podbojów i wykorzystywania innych nacji dla własnego bogactwa czy tam wygody - Jobin wzruszyła ramionami - Nie słyszałaś tam gdzie bywasz, a Clyde jest spore. Lepiej dusić takie rzeczy w zarodku zanim wykiełkują. I tak stoimy na granicy wojny domowej, słyszałaś co się dzieje pod murem po zewnętrznej stronie. Jedna iskra i cholera wie jak to się potoczy - skrzywiła się mało wesoło.


Piątek; zmierzch; Bikes World

Jak blondwłosa doktor wychodziła przez główne wejście szpitala to już było dobre dwie godziny później niż zwykle. Te zebranie i pochodne tyle czasu zajęły. Ale przynajmniej w ciepłym i oświetlonym wnętrzu przyszło jej przeczekać burzę pyłową jaka przewaliła się przez położone nad szkocką zatoką miasto. Wcześniej to był tylko widać te przewalajace się ciemne tumany za oknem. Ale jak wyszła to wszędzie leżała ciemna warstwa sadzy i popiołu przyniesiona przez wiatr. Pokrywała wszystko, zaspy, zdeptany śnieg, schody, płoty i chodniki. I dalej sypało. Ale tym razem drobnym, puchowym tradycyjnym śniegiem. Jaki powoli przykrywał ten ciemny, żałobny całun. W takiej scenerii szła przez ciemne ale nie bezludne miasto. Nad głową miała ponure chmury nocnego nieba. Na szczęście bazie, dzięki niezmordowanej pracy reaktorów nuklearnych na statkach wciąż paliły się uliczne latarnie i światła w oknach. Co rozjaśniało większość tego nocnego mroku. A wieczór dopiero się zaczynał więc ludzi na ulicach było sporo. Większość wracała do domów, niektórzy pewnie szli na nocną zmianę jeśli ją mieli albo z lub na zakupy. A ona szła do Bikes World, głównej bazy rikszarzy i największy punkt zajmujący się rowerami.

- O. Cześć Domino. Coś się stało? - Amelię zastała jak siedziała przy jakimś rowerze naprawiając go. Miał zdjęte pedały i coś tam w nich czyściła. Była ubrana w roboczy drelich no i bluzę z kapturem. Chociaż tym razem ściągniętym. Widok przyjaciółki i gospodyni tutaj w warsztacie do jakiej skierowali ją jej koledzy trochę ją zaskoczył. Więc wstała nieco niepewna co ją sprowadza do tego warsztatu.

Domino za to najpierw ściągnęła własny kaptur i otrzepała go. Tak samo jak szal i maskę pod szalikiem. W lusterku na ścianie sprawdziła czy zacinający śnieg zostawił jej na twarzy ślady sadzy, ale że zacinał od tyłu oszczędził makijaż oraz dobre samopoczucie lekarki.
- Cześć Amy, mam sprawę… a raczej kilka i chciałam pogadać. Dasz sobie pięć minut przerwy czy gdzieś tu przysiąść i mówić w trakcie? - wskazała na rozebrany rower.

- No to chodź do automatu. - Australijka złapała za ścierkę i zaczęła wycierać o nie dłonie. Po czym wskazała na drzwi i obie ruszyły w ich stronę. Po chwili doszły do sąsiedniego pomieszczenia jakie pełniło rolę kantyny czy raczej kanciapy. Stała tu mikrofala, lodówka i czajnik na wodę. No i automat który kiedyś Domino naprawiała. I jak było go czym uzupełnić to można było się częstować kawą, kakao, czekoladą czy innymi proszkami jakie dało się zalać wrzątkiem aby uzyskać coś gorącego do picia.

- Chcesz coś? - zapytała wskazując na klawiszową zawartość blaszanego pudła. I czekała na to i na to z co kumpelę sprowadziło do jej pracy.

Blondynka pokiwała głową wyjmując z torby na ramieniu paczkę zawiniętą w szary papier. Odwinęła go ukazując kartonowe pudełeczko, a w nim poukładane drożdżowe bułeczki z owocami i kruszonką.
- Te kwadratowe są z jabłkami, a okrągłe jakaś marmolada… i jak można to gorącą czekoladę. Robi się naprawdę paskudnie na noc. Przez chwilę myślałam że mnie zwieje przy rotundzie prosto w szaro-czarną hałdę na poboczu… no ale się udało - z uśmiechem przysiadła na jednej z szafek, pozbywając się po drodze płaszcza który powiesiła na jednym z krzeseł.
- Musimy jutro rano jak najszybciej dostać się do Rhu, chciałabym wypożyczyć cztery rowery od was. Takie, które się po drodze nie rozwalą. O siódmej rano ruszamy, przed trzecią po południu będziesz już je miała z powrotem.

- Oo… - przyjaciółka pokiwała głową widząc te słodkości jakie przyniosła Francuzka i dała głową znać aby położyła je na szafce obok. Sama jednak zrobiła nieco zdziwioną minę słysząc o tej prośbie. Ale zajęła się wstukiwaniem swojego zamówienia. Gdzieniegdzie te automaty do kawy się zachowały jak choćby w szpitalu, w admiralicji czy innych takich dużych, urzędowych miejscach. Ale rowerzyści z Bikes World jakby się uparli zachować swój automat w sprawności. Nie było to aż takie trudne jak regularne uzupełnianie zasobników aby było co sypać do kubków.

- Do Rhu? To za bazą. Cztery rowery? Na pół dnia? No tak, coś się znajdzie. 7 rano? Hmm… To bym musiała pójść z wami by wam otworzyć i wydać te rowery… A to co tak nagle? Rano nic nie mówiłaś. Coś się stało? To z kim chcesz jechać? I po co? - mówiła jak czekała na napełnienie kubka a potem w nim zamieszała i w końcu postawiła na szafkę o jaką się oparła tyłkiem a sama wzięła jedną z bułeczek przyniesionych przez przyjaciółkę. Mówiła jakby to było do zrobienia chociaż ona sama musiałaby się pofatygować jutro rano. No i zdziwiła się skąd ta nagła potrzeba odwiedzenia Rhu i to nie samej.

- A bo to wyszło nagle - Francuska rozłożyła ręce - Widziałaś ogłoszenie na słupie? Tej Britanny? Mamy u nas w szpitalu doktora oblecha który sobie wymarzył laskę co mu nie będzie mogła powiedzieć “nie” i spełni wszystkie spieprzone fantazje kiedy będzie chciał w zamian za kąt u niego. Zgłosił się aby iść jutro o dziewiątej do Rhu z chłopakami z marynarki tylko po to, aby ją zgarnąć. W szpitalu przywala się i proponuje swoje porąbane pomysły lekarkom i pielęgniarkom. Manisha go spławiła, ale to Mani. Gemma, ta nowa z położnictwa też odrzuciła jego propozycje przez co dziś… a mamy złodzieja - ściszyła głos, kręcąc głową.
- Ktoś podprowadza leki, na razie to nasza wewnętrzna sprawa, jednak wysyłają śledczych. Doktor oblech bardzo wyraźnie dziś sugerował na zebraniu że sprawdzanie trzeba zacząć od nowych. Tak, mści się po części, po części swoją dupę ratuje. Nie mówię że to on, ale gnoja nie lubię i bym się nie zdziwiła. Niemniej póki go nikt za rękę nie złapał zostaje zasada domniemania niewinności. Dlatego razem z Gem jedziemy wcześniej żeby dziewczynę sprowadzić. Wystawimy lewe zaświadczenie o ciąży, zamieszka na razie u niej i w międzyczasie ogarniemy jej papiery na stały pobyt. Pozostałe dwa rowery są dla Dave’a i Toma. Jeszcze nie wiedzą że nam jutro towarzyszą z rana, ale się dowiedzą. No i tutaj dochodzimy do drugiej sprawy. Może być dziś ciężko spać… - popatrzyła na przyjaciółkę czując, że robi się czerwona.
- Znaczy… może, ale nie musi. Jest pewien pomysł, tylko wykonanie… zależy czy w ogóle wyjdzie, jeśli jednak pójdzie… weź z kuchni zatyczki, bo nie dam rady obiecać że będzie cicho. Trzecia rzecz już mniej przypałowa. W Dzień Pamięci organizujemy kolację dla samych swoich. Co byś zjadła? Taka trochę ostatnia wieczerza, następnego dnia wybywam za Clyde na trochę.

- Ojej. - powiedziała w końcu rowerzystka gdy jej kumpela w końcu skończyła wymieniać te wszystkie litanie. Do tej pory jak słuchała to się nie odzywała. Ale sporo mówiła jej twarz. W większości wyrażała zaskoczenie z domieszką innych uczuć. Już od samego słuchania o doktorze Sivle chyba go nie polubiła nawet jakby okazał się najprzystojniejszym mężczyzną jakiego w życiu spotkała. Kiwała głową w zrozumieniu skąd ta nagła poranna wyprawa du Rhu. I jadła tą bułeczkę popijając kakao ze swojego kubka.

- Oj to widzę się dzieje. - uśmiechnęła się nieco i popiła kolejny łyk ciepłego płynu. Przełknęła i zastanawiała się jeszcze chwilę.

- Dobra nie bój się, załatwię ci na rano te rowery. Mamy trochę zapasowych. Ale to wy chcecie przywieźć tutaj tą dziewczynę? Ty ją w ogóle znasz? No w każdym razie może rikszę weźmiecie? To ktoś by mógł ją wsadzić do środka i przywieźć tutaj. Bo tak piątego roweru dla niej nie bardzo jest jak zabrać no a wracać na piechotę albo z nią jako drugą to nie bardzo. A te twoje lowelasy to trochę podpakowane jak widziałam to chyba mogliby podrzucić dziewczynę. - uspokoiła Domino aby się nie martwiła o te pedałowe środki transportu na jutro rano. A nawet wydawała się w pełni popierać ten pomysł. I nawet zaproponowała jako rowerowa taksówkarka jakieś rozwiązanie dla piątej pasażerki.

- Ale kutas z tego doktorka ci powiem. Biedna dziewczyna. Nie widziałam tego ogłoszenia ale chłopaki kogoś podwozili do szpitala to wrócili podjarani ogłoszeniem o wdzięcznej ślicznotce za miastem. No ale myśleliśmy, że to fake i se jaja robią to chyba nikt tego nie wziął na poważnie. No przynajmniej ja nie wzięłam. Wiesz jak się czeka na zewnątrz na klienta na tym mrozie to różne głupoty przychodzą do głowy. - dała znać, że z ogłoszeniem Brittany coś tam do niej skapnęło ale widocznie nie przejęła się tym za bardzo póki brała to za zmyśloną plotkę.

- I leki wam giną? W szpitalu? Jej to nawet w szpitalu kradną? Eh… Pewnie na handel. Teraz leki mają wzięcie. Każdy jakichś potrzebuje albo by wziął jak mógł gdyby musiał potrzebować. Ale policja się tym zajmie? To dobrze. Niech złapią kutasiarza. Mam nadzieję, że to ten oblech co mówiłaś. Najlepiej by go pognali precz. - przyznała, że jest nieco zaskoczona i rozczarowana tym, że w tak budzącej zaufanie instytucji jak szpital dochodzi do takich rzeczy.

- A w ten Dzień Pamięci to za tydzień. To u nas będzie ta impreza? Czy gdzieś na mieście? I jak to wybywasz na trochę? Wyprowadzasz się czy co? - tego też się nie spodziewała bo się dopytała o więcej detali w sprawie obchodów rocznicy końca świata w jakim się urodziły i dorastały a miała być za tydzień.

- I te zatyczki na dzisiaj mówisz… Znaczy będziemy mieć gości na noc? - na koniec trochę się uśmiechnęła zerkając z życzliwym zaciekawieniem na blondynkę stojącą obok.

Lekarka zaśmiała się nerwowo, poprawiając włosy i gryząc ciastko z marmoladą jakby to była najważniejsza rzecz na świecie.
- Możliwe że nie wrócę sama… tylko błagam Amy, co by się nie działo Theo nie może się dowiedzieć bo by mnie chyba zamordował. - parsknęła trochę sztucznie. Nie chodziło nawet o to że major będzie zły, ale że jeśli wyjdzie to gdzieś dalej będzie problematycznie.
- Zgłosiłam się na wypad za miasto, do Ardlui. Jest tam stacja benzynowa, zobaczymy co da się odzyskać i jak wygląda sytuacja w okolicy. Planujemy założyć tam przyczółek, zgarnąć paliwo a także wszystko co przedstawia jakąkolwiek wartość. Należy ustalić posterunek, zabezpieczyć teren… z Manią zostałyśmy wsparciem techniczno-medycznym z ramienia szpitala, aby potem nikt nam nie zarzucił bierności w trudnych czasach. Zostawię ci jedzenie i kasę na zakupy, poradzisz sobie przez tydzień czy dwa, co nie? W razie czego pogadam z wujkiem aby zaglądał czy czegoś nie potrzeba.

- O, tydzień czy dwa? Sporo. - brwi Australijki uniosły się do góry gdy znów kumpeli udało ją się zaskoczyć. Pokiwała głową ale w końcu się uśmiechnęła.

- Mną się nie przejmuj. Poradzę sobie. Chociaż trochę smutno i pusto będzie bez ciebie. No ale jak musisz to jedź. Poczekam na ciebie. - powiedziała kładąc jej dłoń na ramieniu jakby chciała dodać jej otuchy.

- A na dzisiaj wieczór to widzę masz poważne plany. No mną się nie przejmuj. Dzisiaj to będę pewnie odsypiać u siebie. Może jutro wieczorem zabaluję. Derek wymyślił nowy skok. I jutro będziemy próbować. Więc potem albo będziemy pić i się drzeć, że się udało albo nie. - znów machnęła dłonią na znak, że takie plany Domino nie powinny kolidować z jej własnymi. A widocznie na jutro była już umówiona ze swoim kapturowym towarzystwem ze skate parku na jakieś hopsanie.

- A z wujkiem będę milczała jak grób. Ale z tym głośnym zachowaniem to pamiętaj, że on mieszka pod nami. - powiedziała wskazując palcem na podłogę. Ale pewnie chodziło jej o podłogę w ich mieszkaniu bo pod nimi właśnie mieszkał major Jobin. - Ale jeśli nawet to chyba cię jednak nie zamorduje. W końcu już jesteś dorosła nie? - dodała tonem pocieszenia.

- W sumie wolałabym aby mnie zamordował niż potem nie odzywał albo co gorsze… osądzał tym swoim rozczarowanym spojrzeniem - Jobin jęknęła. - Dobra, czyli zostaje knebel… chcę spróbować Hyper. Juls nie mogła się go nachwalić, a ja miałam naprawdę… chujowy tydzień. W razie czego jak mnie nie będzie zgarnij kumpli do nas, tylko mi nie porozwalajcie mebli ani żeby nie ruszali prochów. Sypialnie są dwie, po prostu zanim wrócę wymień pościel i będzie w porządku… i zostawię ci coś na rano w poniedziałek. Żeby kac ci głowy nie rozwalił. Dzięki Amy, bez takiej skrzydłowej daleko bym nie zaleciała.

- Nie ma sprawy, co się nie robi dla swojej najlepszej kumpeli na świecie. - Amy na chwilę objęła tą najlepsza kumpelę i po przyjacielsku cmoknęła ją w policzek. Po czym puściła i złapała za kolejną drożdżówkę.

- I chcesz spróbować Hyper? - zapytała na wszelki wypadek ciszej chociaż i tak były tylko we dwie w tej kanciapie. Umoczyła kawałek bułki w kakao i zaśmiała się cicho. - Ty, poważna, profesjonalna pani lekarka? - roześmiała się rozbawiona trochę głośniej i znów ugryzła kawałek bułki.

- Też się zastanawiałam czy to tak działa jak mówią. Też słyszałam, że jest… No Hyper! - pokiwała wesoło głową na znak, że sama chyba aż tak bardzo nie różni się ciekawością co do tego nowego i tak zachwalanego narkotyku.

- To Juls to ma? To może z nią potem pogadam. Ale to zobaczę po moim blond króliczku doświadczalnym jak to działa. Musisz mi koniecznie rano wszystko opowiedzieć! I to ze szczegółami! A nie jakieś gówniane “było ekstra”! - pogroziła jej palcem na taką ewentualność ale widać było, że podziela radość, ekscytację i oczekiwanie swojej gospodyni co do tego eksperymentu.

- Dobra to dziś nie będę się szlajać po nocy tak jak wczoraj. Mam klucze to się jakoś włamię do domu. A jakby co to o której mam was budzić jutro rano? - zapytała na wszelki wypadek już tak trochę organizacyjnie na dzisiaj i jutro.

Blondynka odwzajemniła uścisk, a potem śmiała się cicho pod nosem i kręciła albo kiwała głową, w zależności od tego co Amelie mówiła.
- Masz pełen raport jak w banku, łącznie z toksykologią po wszystkim. Zobaczymy jak to dokładnie działa, ciekawe tylko czy Wingfield i Moore na to pójdą… booo tak pomyślałam, że skoro i tak razem ruszamy rano to zamiast się szukać po mieście, ruszymy z jednego punktu. Wtedy odpada ryzyko ze ktoś gdzieś zabaluje i zapomni. Podniesiesz nas o szóstej to w pół godziny się przyszykujemy, przed siódmą dotrzemy tutaj. - wyjaśniła, dając jak najbardziej logiczne wytłumaczenie planów nie do końca standardowych.

- Oo! To ich obu weźmiesz? Na raz? I jeszcze Hyper! No, no… Jej to aż nie będe się mogła doczekać do jutrzejszego rana! No i trzymam za ciebie kciuki! Znaczy za was wszystkich. - rowerzystka zabujała brwiami i roześmiała się rozbawiona na całego. Ale dało się wyczuć, że cieszy się szczęściem kumpeli i życzy jej jak najlepiej.

- To o 6 rano? Dobra to będe was budzić. Mam nadzieję, że po tym Hyper dacie się dobudzić. No i tak, to by wasza trójka była razem to rano byłoby łatwiej. A ta koleżanka? To gdzie się z nią umówiłaś? - pokiwała głową i zjadła kolejny kawałek drugiej bułki popijając go kakao.

- Lej nas wodą, bij kijem. Musimy wstać - odparła Jobin, upijając z kubka - Gem ma czekać tutaj, przed sklepem… i masz rację, naszykuję nam na rano porcję witaminek na pobudzenie, przeciwbólowych i przeciwzapalnych. Bycie lekarzem na swoje plusy co nie?

- Dobra, tak zrobię. To teraz gdzie? Jesteś jakoś z nimi umówiona? Bo ja to skończę z tymi pedałami i mogę wracać do domu. Zrobić wam jakąś kolację? Albo śniadanie? W sumie śniadanie to wam zrobię najwyżej potem zjecie. - zastanawiała się na głos nad dalszymi krokami chcąc pomóc kumpeli w realizacji jutrzejszych i dzisiejszych planów na ile by mogła.

Teraz to Domino wyściskała brunetkę, całując też w oba policzki. Powiedzenie o skrzydłowej wszak nie wzięło się znikąd.
- Byłoby świetnie, normalnie znowu mi ratujesz sytuację. Zobaczysz, w końcu dostaniesz tą pelerynę bo superbohater musi ją mieć - pokazała jej język i kontynuowała radosnym tonem.
- Teraz lecę do Juls, po drodzę sprawdzę Neptuna no i Syrenkę, czy tam nie siedzą. Jak nie oni to ktoś od nich, popytam. Clyde to nie Paryż, znajdziemy się jakoś… i właśnie. Zastanówcie się z ekipą czego byście potrzebowali ze stacji benzynowej.



[media]http://www.youtube.com/watch?v=srxRk8VD19U[/media]
Piątek; zmierzch; klub “Nocna Syrena”


Jak ubrana na zimowo blondynka wychodziła poza bramę “Bikes World” to sytuacja na zewnątrz za bardzo się nie zmieniła. Dalej było ciemno, dalej z nieba spływały białe, zimne płatki przykrywając te co spadły wcześniej. Więc świeża pokrywa bieli powoli przykrywała czarny kobierzec jaki napadał pod koniec dnia. A śnieg był przez przechodniów na nowo. Podobnie skrzypiał pod butami lekarki. I tak przez te wieczorne ulice aż dotarła do głównego wejścia jednego z najpopularniejszych lokali rozrywkowych w bazie. Do klubu nocnego “Nocna syrenka” gdzie pracowała Julia i reszta syrenek. I gdzie co wieczór a w weekendy zwłaszcza, schodziło się sporo różnorakich gości z całej bazy. Zwłaszcza takich co przychodzili po szybką i energiczną rozrywkę albo chcieli sobie chociaż popatrzeć na ślicznie wyginające się na scenie śliczne syrenki.

Po drzwiach wejściowych był hol i portier z dwoma ochroniarzami. On stał za ladą i głównie przyjmował kurtki i płaszcze do szatni. Oni stali przed wewnętrznym wejściem i mówili “nie” kiedy była taka potrzeba. No albo pomagali gościom jacy mieli chwilkę zapomnienia aby wyszli na zewnątrz złapać świeżego powietrza dla ochłody serca i umysłu. Młoda, długonoga blondynka raczej na tym etapie nie miała kłopotów dostać się przez ten próg wejściowy. I już z tego miejsca czuła przyjemne ciepło ogrzanego pomieszczenia i tylko troche wytłumione odgłosy muzyki jakie wabiły do środka. Potem jeszcze wewnętrzne drzwi i już była w środku.

Stężenie muzyki wzrosło a, że był piątek, początek tradycyjnie pojmowanego weekendu to i gości było całkiem sporo. Bywała tu na tyle często by nieźle się orientować co jest co. Chociaż niekoniecznie oznaczało, że musi Julię spotkać zaraz na wejściu. Tym razem jednak szczęście jej dopisało. Bo na scenie dostrzegła swoją ulubioną syrenkę. Akurat miała występ i sądząc po stopniu negliżu to była gdzieś w połowie. Ale chyba jej jeszcze nie zauważyła. Za to ona sama przykuwała sporą uwagę widowni i co jakiś czas ktoś wabił ją na skraj sceny aby podarować jej talon no i choć na chwilę móc nacieszyć ręce dotykiem tej zgrabnej tancerki.

Domino przeszła przez salę, wymijając stoliki i kręcących się gości oraz kelnerki, aż sama podeszła pod scenę. Stanęła przy jednej z jej krańców szczerząc się wesoło i obserwowała pokaz Juls, mrużąc oczy. Było na co popatrzeć, zresztą jak zawsze gdy Niemka zaczynała swój show. Gdzieś kątem oka dostrzegła też w pewnym momencie znajome gęby Wingfielda i jego ludzi. Siedzieli całą sześcioosobową grupą niedaleko podestu, nic niespodziewanego przecież był piąteczek.
Lekarka poczekała aż tancerka ją zauważy, a gdy tak się stało podniosła rękę i przywołała ją do siebie skinieniem palca.

Szatynka dojrzała swoją ulubioną blond GP i w ogóle kumpelę. Ale uśmiechnęła się do niej samym zmrużeniem oczu. Już była nieźle “zrobiona” bo niewiele jej na sobie ciuszków zostało. Ale wciąż to niewiele co ją zakrywało umiała tak podkręcić, że temperatura rosła wokół sceny. A póki co wygięła się zmysłowo łapiąc kontakt wzrokowy z Domino. Po czym opadła na kolana a potem na czworaka. I niczym jakaś seksowna tygrysica zaczęła kroczyć do tego skraju sceny gdzie czekała na nią Francuzka. I zrobiła z tego taki mały show w show. Bo dość szybko widzowie, w większości mężczyźni zorientowali się, że tancerka obrała kogoś na celownik. Zwykle tak robiła gdy ktoś ją wabił talonami. I zwykle byli to mężczyźni. Działało nieźle. Tym razem jednak ku przyjemnemu zaskoczeniu widowni okazało się, że syrenka skrada się do długonogiej blondynki. I z każdym krokiem ekscytacja widowni rosła. Aż Julia Lowe dotarła tuż na skraj sceny. Wtedy nieco wyprostowała się i objęła ramionami szyje stojącej kobiety.

- Cześć kwiatuszku. - powiedziała słodko głaszcząc palcami jej kark. Ale przez te hałasy i muzykę to pewnie nawet siedzący przy stołach i sofach klienci tego nie słyszeli mogli co najwyżej podziwiać nowy wątek przedstawienia.

- Mam coś dla ciebie. Coś co ci się spodoba. Ale niestety nie mogę ci tego teraz dać. Będziesz musiała pójść ze mną na zaplecze po występie. Albo poczekać aż ci przyniosę. No i widziałaś kto tam siedzi pod sceną? Coś ci bogowie łowów chyba dzisiaj sprzyjają. - mruczała jej aksamitnym głosem prosto w twarz nieco kiwając głową w bok gdzie siedziało pół tuzina łowców Szarańczy.

- Poczekam złota rybko - Jobin z zębatym uśmiechem przytuliła tancerkę, kołysząc się w rytm muzyki, a jej dłonie gładziły odkryte plecy i żebra aż do bioder, a potem z powrotem.
- Powiesz potem jakie życzenie chcesz ode mnie - dodała cicho gdy końcem nosa jeździła od barku poprzez szyję aż do ucha brunetki.
- Życz mi szczęścia, łowy uważam za rozpoczęte - zakończyła całując ją najpierw w policzek, a potem koniec nosa.

- Dobra to ci przyniosę. A życzenie to mam takie, że kiedyś musimy spróbować ten towar razem. I oby było coś fajnego do wyrwania to byśmy zaszalały na całego. - wymruczała przyjemna dla oka i w dotyku tancerka. Co tak przyjemnie dla oka i dotyku ruszała się w objęciach stojącej przy scenie blondynki.

- Jak będę odchodzić to trzepnij mnie w tyłek. Chłopaki to uwielbiają. - powiedziała jeszcze też wodząc nosem po twarzy kumpeli. Po czym tak jak zapowiedziała odwróciła się z powrotem ku scenie wystawiając przy okazji swoje zgrabne, tylne wdzięki w tak naturalny sposób jakby się w ogóle nad tym nie zastanawiała. I pomysł aby trzepnąć w ten zgrabny tyłek pewnie nasuwał się sam. Gdy Domino to zrobiła tancerka jęknęła artystycznie rozkosznie a widownia roześmiała się, ktoś zagwizdał, ktoś zaklaskał gdy faktycznie ten detal przypadł im do gustu. A po chwili już Julia klęczała na innym krańcu sceny pozwalając aby jakiś talon został jej wsadzony za biustonosz. A sama Domino widziała zaciekawione spojrzenia klientów jakie sobą wzbudziła tym drobnym epizodem z popularną syrenką. A i łowcy ją w końcu dojrzeli a przynajmniej zawołali.

- Ej! Domino! Chodź do nas! - krzyknął ten najgłośniejszy i najbardziej rozwydrzony z całej szóstki. Ale i reszta to podłapała wołając ją i wzywając gestami aby do nich dołączyła. Mieli dzisiaj widocznie pełny skład.

Najbliżej siedział Zszywacz. Tak go zwali bo był ich paramedykiem. No i rzeźnikiem bo wyrzynał te wszystkie organy i próbki okazom Szarańczy jakie udało im się rozwalić aby wrócić z nimi do bazy i oddać jajogłowym. Pewnie tym samym do jakich ostatnio zapisała się Gemma. Obok niego siedział Bear. On u nich był ckm-istą. I miał posturę zapaśnika czy innego ciężarowca. Duży facet do dźwigania i obsługi ciężkiego sprzętu. Potem Olivia. Pewnie ona była z chłopakami ostatniej nocy jak ich Amelia spotkała bo mieli tylko jedną kobietę. Ona robiła u nich za zwiadowcę ale głównie strzelca wyborowego. A dalej Tom i Dave. Dziwnym zbiegiem okoliczności Dave siedział Tomowi na kolanach w pozie wdzięcznej panienki. Ale nic sobie z tego nie robił i darł się z nich do Domino najgłośniej. No i Hank co był ich łącznościowcem i ogólnie technikiem.

Lekarka przebiła się do nich, machając po drodze i szczerząc zęby. Czyli rodzinka w komplecie, wszyscy cali i widać nie cierpieli od kontaktu z czerwoną mgłą skoro byli tutaj, a nie w lazarecie.
- Siemasz wiara - przywitała się podchodząc do nich i stanęła tak, aby oprzeć się dłonią o ramię Wingfielda. Popatrzyła w dół i zamrugała.
- Widzę że przyszedłeś z żoną, czyli dzisiaj ty robisz za tego co nosi spodnie, dobrze. Bo mam sprawę to już wiem z kim gadać, a komu zaglądać w dekolt - mrugnęła Dave’owi, a potem popatrzyła na pozostałych.
- Ciągle mają tu coś czym da się przepłukać gardło bez jego wypalenia? Posuńcie się, nogi mi odpadają i potrzebuję browara. Albo kolejki. Czas w końcu zacząć świętować najważniejszy dzień w tygodniu.

- Dekolt? Olivia uważaj, Domino ci chce zaglądać w dekolt, zobacz jak się ustawiła. A potem to zaraz zacznie grzebać, wiadomo po co się zagląda w dekolt. - przywitali się z nią wszyscy no ale jak zwykle ich cwaniak pierwszy przejął inicjatywę w rozmowie. Złapał Toma obejmując go za szyję i jeszcze bujał nogami jakby wręcz prowokował do jakichś gejowskich komentarzy. Ale z troską i uwagą odezwał się do siedzącej obok koleżanki jakby chciał ją uczciwie przestrzec przed niemoralnymi zakusami nowoprzybyłej.

- Tak? - pani snajper spojrzała na niego, potem podniosła głowę do góry jakby chciała sprawdzić jakość tych ostrzeżeń. Była w jakiejś kiecce a nie w mundurze zresztą podobnie jak panowie. Więc na pierwszy rzut oka wyglądali jak klubowicze a nie jakieś łapsy xenomoprhów. - I dobrze! Wreszcie ktoś mi będzie zaglądał w dekolt! Wiesz Domino? Oni mi w ogóle tam nie zaglądają! Ani gdzie indziej! Nawet w tyłek mnie żaden nie klepnie! A przecież każda kobieta ma swoje potrzeby prawda? No sama zobacz jak oni się zachowują. - niespodziewanie Olivia chyba już nieco dziabnęła z tych kolejek bo była wesolutka jak skowronek. A przybycie lekarki potraktowała jak niespodziewaną, siostrzaną odsiecz aby móc się poskarżyć. I wskazała na tańczącą Julię którą przed chwilą Francuzka tak ładnie trzepnęła w tyłek aż się wszyscy ucieszyli.

- Masz browara. I siadaj. - Hank z uśmiechem wręczył jej właśnie otwartą butelkę piwa i wskazał na wolne miejsce między sobą a Tomem.

- Dzięki - Jobin przyjęła butelkę pakując się między ostatnią dwójkę. Usiadła wzdychając bo poczuła ulgę. Wreszcie piątek. Z tej radości przechyliła piwo pijąc parę solidnych łyków.
Sapnęła zadowolona.
- Fakt, Juls dziś daje niezły pokaz - wskazała butelką na scenę ale patrzyła na Olivię i zrobiła bardzo smutną minę.
- Wszędzie teraz ta postępowość, tolerancyjność, metrochłopcy zamiast prawdziwych mężczyzn. Wolą kolegę po tyłku zmacać niż się brać za robotę z kobietą w potrzebie. Ah ta męska przyjaźń - dołączyła do jojczenia Olivii, pijąc powoli piwo.
- Właśnie Oil, w poniedziałek powiem dokładnie co z waszym sprzętem, Amy wszystko przekazała. Cieszę się że nic wam nie jest - przy ostatnim spojrzenie uciekło jej do Toma.
Parsknęła, pokazując wdzięczną foczkę z łysą glacą i tatuażami na niej.
- Znowu poszło o zakład?

- Ubzdurał sobie, że laski lecą na gejów tak samo jak faceci na lesbijki. - mruknął Tom unosząc na chwile obie dłonie aby wskazać na siedzącego mu na kolanach kolegę.

- Bo lecą! - Dave zaperzył się jakby to była sprawdzona i oczywista prawda. Tom uniósł brwi do góry w grymasie, że coś mu się nie klei taka historyjka.

- No sam pomyśl. Jak jakiś numerek z laską czy co no to z dwiema fajniej niż z jedną nie? I mówić ci, one mają tak samo. No masz je obie sam zapytaj! - Dave mówił szybko i z takim przekonaniem jakby mówił o jakimś swoim tematycznym ulubionym koniku. I wskazał na dwie kobiety jakie siedziały akurat po każdej ich stronie.

- No. Zgadza się. Ja bym wolała z dwiema laskami niż z jedną. A jeszcze takie fajne jak Juls i Domino to w ogóle. - Olivia odparła też niby poważnie ale kpiące spojrzenie mówiło, że chyba jednak się droczy z chłopakami jak tak wskazała na tancerkę co właśnie była na etapie zdejmowania stanika i koleżankę co siedziała z drugiej strony obu mężczyzn.

- Oli skup się albo nie pij już więcej. Mówimy o trójkącie z dwoma facetami. No? - Dave pokręcił głową jakby musiał przemówić do rozsądku mało bystrej uczennicy.

- Z dwoma facetami? No tak, to by było w sam raz. Wreszcie coś by się działo i było trochę rozrywki. A widzisz tu jakichś? - snajper zrobiła nieme “aha” gdy niby się mitygowała o co chodziło w pytaniu kolegi. Ale widocznie dalej była to jakaś ich część tradycyjnych przytyków.

- Dobrze, później sobie porozmawiamy. A ty Domino? Bo sama widzisz, że Oli to już chyba za dużo wypiła i gada od rzeczy. - Dave udał zniesmaczenie postawą kumpeli i spojrzał na siedzącą obok blondynkę.

Lekarka uśmiechnęła się krzywo, kręcąc do połowy pełną butelką.
- Żadna nie poleci na gejów, z prostego powodu. Jakby już miało dojść do czegokolwiek oni zajęliby się sobą, a ona dostałaby jedynie solidną porcję rozczarowania. Jakbym miała wchodzić w podobny układ to wiedząc że uwaga pozostałej dwójki skupi się na mnie. Jestem narcystyczną egocentryczką - popatrzyła z ironią na Moore’a. Następnie oparła się o Toma, na nim skupiając spojrzenie.
- Póki jeszcze kontaktujecie to mam prośbę do ciebie i tego twojego patafiana. Dali wam jutro wolne? Potrzebujemy pomocy w jednej sprawie za miastem, do późnego lunchu wrócimy. Nie ukrywam, że bardzo byście mi zrobili dobrze, gdybyście się zgodzili. Mnie i Gem, drugiej lekarce ze szpitala. Ogólnie “long story”, więc zanim zacznę się uzewnętrzniać powiedz czy jest wogóle sens.

- Sprawa za miastem? Jutro? A daleko? I co to za sprawa? Bo jutro mamy wolne. W dzień. Ale idziemy znów na nockę. Mamy pewien trop do sprawdzenia. No ale to będziemy dopiero wieczorem, gdzieś w tą porę ruszać. - Tom odparł spokojnie i potraktował ją poważnie. Chociaż na razie to wolał wiedzieć więcej nim coś obieca. Za to co do odpowiedzi o gejach i preferencjach to chyba najbardziej sposobała się jemu i Olivii. Przynajmniej można tak było sądzić po minach, gestach i śmiechu. Dave chyba chciał się odgryźć czy coś wyjaśnić no ale jak usłyszał pytania lekarki to się powstrzymał.

- A co to za Gem? Jakaś fajna? - zaciekawił się słysząc nowe, kobiece imię z ust lekarki.

- Nie mnie oceniać, ale faceci się za nią oglądają - Domino rozłożyła ręce, ale szybko wróciła do Wingfielda i tłumaczeń. Na razie wersji oficjalnej, póki nie zostaną sami.
- Do Rhu i z powrotem, eskorta. W jedną stronę mnie i Gem, w drugą dodatkowo jeszcze jedną osobę. Chcemy iść do pacjentki i ją ściągnąć na badania, a sami wiecie jak z tymi psami teraz na drogach, poza tym koczowisko wokół murów, przednówek kiedy wszystko co żyje jest głodne. Załatwiłam nam rowery, startujemy o siódmej spod Bike World. Żarcie macie zapewnione, towarzystwo też - uśmiechnęła się nieznacznie, obejmując ramionami ramię ponuraka. Oparła mu brodę na barku.
- Proszę Tom, zgódź się. Zobaczysz, nie pożałujesz. Ani ty, ani ten koczkodan.

- Do Rhu? I masz rowery? Dla nas wszystkich? Bo to jak czwórka nas by miała być to cztery potrzebne. Aha i jeszcze ktoś? No to trochę kicha. Jak ona nie ma tam swojego roweru to trzeba będzie z buta wracać. W sumie to nie jest jakiś problem. Z godzinę i będziemy z powrotem. A czemu tak wcześnie? Sobota jutro, byśmy wyjechali o 9-tej czy 10-tej to też byśmy zdążyli na obiad i jeszcze potem by się złapało oddech przed nocką. - Tom pokiwał głową i wydawał się być raczej zgodny aby pomóc koleżance w potrzebie nawet jak tej Gem i tej drugiej z Rhu w ogóle nie znał. Ale dziwiła go tak wczesna pora, zwłaszcza jak dzisiaj pewnie mieli zamiar zabalować skoro byli tu na początku piątkowego wieczoru.

- No chyba, że pogoda się schrzani na wieczór. - dorzucił Hank zwracając na to uwagę.

- No tak, jak będzie syf na zewnątrz to zostajemy. Chociaż jutro w dzień to samo. Jak będzie syf to nikt pewnie z bazy nie będzie wyłaził. Zresztą z domów pewnie też nie. - dodał powolnym, nieco nawet flegmatycznym tonem. Reszta, nawet Dave co wciąż siedział mu na kolanach jakoś się za bardzo nie wtrącała w te negocjacje chociaż wszyscy wyglądali jakby się im przysłuchiwali uważnie. Choć w swobodnej atmosferze.

- Chodzi o to, aby dotrzeć tam jak najszybciej. - lekarka podjęła ciągle przyspawana do boku bruneta. Zrobiła zmęczoną minę.
- Naprawdę obiecuję, że wszystko wyjaśnię na tyle, na ile pozwoli mi tajemnica lekarska. Czas gra tu kluczową rolę… i ja naprawdę wiem że dziś piątek, a jutro sobota i fajnie byłoby się wyspać. Też nie klaszczę uszami na myśl o wczesnej pobudce, ale wiecie przecież jak jest - uśmiechnęła się nostalgicznie.
- Trzeba sobie pomagać, prawda? Oh Tommy, obiecuję że wam to wynagrodzę… i jeszcze jedno. Bo oczywiście nigdy nie jest za łatwo jak już zaczynam zawracać wam głowę, co nie? - wyciągnęła szyję aby ściszyć głos i mówić mu do ucha.
- Mam kłopoty.

- Tajemnica lekarska? - były porucznik marynarki popatrzył na przyklejoną do jego boku blondynkę chyba próbując odgadnąć o co tu może chodzić z tym nagłym wyjazdem do Rhu.

- Jej no muszą jechać do pacjentki za miasto. I potrzebują eskorty. - Zszywacz się wtrącił starając się uprościć proces decyzyjny ich dowódcy tak bardzo jak to możliwe. - Jakby wam potrzebna była pomoc paramedyka to mówcie. Tylko nie mam roweru. - rzucił blondynce jakby jakoś poczuwał do zawodowej solidarności z tym niesieniem pomocy rannym, chorym i potrzebującym.

- Nie no dobra. Pojedziemy z wami. Ale najpóźniej na ten obiad musimy wrócić bo tą robotę na nockę mamy umówioną. - powiedział w końcu Tom klepiąc ją pocieszająco po ramieniu. I potem nachylił się ku niej - Jakie? - zapytał cicho jakby spodziewał się, że jest coś jeszcze w tej sprawie co Domino niekoniecznie chce poruszać przy innych.
 
__________________
This is my party
And I'll die if I want to
Dydelfina jest offline