Bart siedział przed telewizorem obok babci. Oboje z nogami z stoliku oglądali jakiś film. Chyba, to był film, choć kiedy Spineli skupiał się na ekranie zazwyczaj leciała reklama Mentosów i Old Spice. Na brzuchu leżał nadgryziony gofr z masłem orzechowym. Nie było z nim dobrze. Ewidentnie stracił apetyt.
Babcia Betty w kruchej, pomarszczonej dłoni trzymała bonga i odpalając zapalniczką, bez pośpiechu zaciągnęła się gęstym dymem. Wygodnie usadowiła się w objęciach oparcia kanapy i spojrzała na wnuczka.
- A jak poznałeś Ann? - zagaiła seniorka.
- Emmm… - Spineli wydał z siebie dźwięk po dłużej chwili, a potem znowu minęło kilka sekund jakby z trudem zbierał myśli. - Na komisariacie. - pokiwał głową.
- O… - Betty nieco się zdziwiła. - W sumie miejsce jak każde. Ale nietypowe. - uniosła brew.
- Ta…
- To wtedy, gdy te tabletki ci znaleźli w tornistrze?
- W plecaku babciu. Tornister nosi się w podstawówce. - popatrzył na gofra, którego ujął w palce. Zdawał się być dwa razy większy niż zwykle.
- Nietypowe miejsce spotkania i dziewczyna nietypowa. - szturchnąła wnuczka lekko łokciem.
- No w sumie tak. Jest jakaś… takaś… inna?
- A dlaczego inna? - babcia zdecydowanie miała fazę na plotki.
Bart odłożył jedzenie na talerzyk i wyciągnął rękę po wodną faję, którą mu pani starsza uczynnie odpaliła.
- Wiesz… ona chyba naprawdę jest kumata. Chyba mnie rozumie… Dużo jej o sobie dzisiaj powiedziałem w samochodzie.
- To dobrze, że rozmawiacie w samochodzie. Twoich rodziców nie raz nakryłam na tylnym siedzeniu Buicka. Raz na górce miłości, raz w kinie samochodowym. I raz nawet w naszym garażu. Za każdym razem niechcący. Niektórych rzeczy nie da się odwidzieć. - westchnąwszy przewróciła oczami.
- Ojciec był jak Fitzgerald, a matka jak Jessica. - mruknął od niechcenia.
Babcia chyba nie usłyszała lub tylko nie skomentowała.
- Ale fajna ta Ana, co nie? - Betty drążyła temat Anastazji.
- Yep. I wiesz… ona chyba mądrzejsza jest ode mnie. Nie chodzi obyło, że pewnie jest kujonką, ale jakoś tak czasem głupi się przy niej czuję… i niezdarny…
Babcia zaśmiała się.
- Oj wnusiu, wnusiu…
Później Bart zmienił temat przechodząc do spraw metafizycznych rozprawiając o duchach, opętaniach, zbrodniach i trupach. Nie wiedział kiedy babcia zaczęła ciąć komara, ale kiedy zorientował się, to w telewizorze leciał już nocny program sprzedaży bezpośredniej. Okrył staruszkę kocem układając wygodnie w jej łóżku i poczłapał do siebie. Filigranowa Betty zdawała się tracić na wadze jeśli to w ogóle było nadal możliwe. Choroba wyniszczała ją coraz bardziej niemal z każdym dniem. Widział to zwłaszcza teraz, gdy wprowadził się do niej. Kiedy spała jej twarz zdawała się być dwadzieścia lat młodsza i jakby pozbawiona jakiegokolwiek bólu. Jak twarze umarłych przed zamknięciem wieka trumny…
Todd… Todd nie będzie miał otwartego. Niespecjalnie wyglądał w przyszłość, aby widzieć go na stole w piwnicy po plastycznej opowieści Bryana.
Dookoła babcinego łóżka na dywan rozlał święconej wody tworząc niewidoczny krąg, bo krople szybko wsiąkły w puszysty dywan. Spojrzał na krucyfiks nad drzwiami, z którego w bladym świetle latarni zza okna, spode łba patrzył na niego umęczonym wzrokiem Jezus Chrystus. Bart wzruszył ramionami. Przecież to nie zaszkodzi.
***
To co widział, lub śnił czy też wyobrażał sobie, tak nim ruszyło, że wyskoczył rano z mokrego łóżka. Dysząc ciężko upewnił się czy przypadkiem nie zsikał się w prześcieradło z tego przerażenia. Na szczęście tylko spocił się. Nerwowo masował lepkie włosy na klacie i z obrzydzeniem wzdrygnął się wciąż czując te ręce, które go trzymały! To nie było normalne… może jednak starzy mają rację z tym odwykiem? Zastanowił się chwilkę i wyjrzał przez okno odruchowo sprawdzając, czy nikogo za nim nie ma obserwującego go. Skołatany w myślach wziął czyste slipy z komody i podeptał wziąć prysznic.
Po porannej kupie i świeżo spalonym joyem świat jednak nabierał kolorów.
W kuchni
z radia sączył się przebój. Spojrzał na kalendarz ścienny. Pełnia księżyca za nieco ponad dwa tygodnie 8 października.
Babcia czytała gazetę, którą musiał na górę przynieść ojciec wziąwszy z chodnika.
- A dzisiaj urodziny ma Steven King. - rzuciła na głos widząc, że wnuczek sprawdza daty.
- A Lovecrafta kiedy babciu? - zaśmiał się nalewając mleko do kubka.
- Na pewno nie dzisiaj. O! Dzisiaj było pierwsze wydanie Hobbita.
Babcia lubiła kolumnę o datach co i kiedy.
- To ten od obrączki ślubnej, której pozbyć nikt nie mógł się?
- Ty i te twoje Star Wars…
- Babciu. Star Wars przynajmniej jest logiczne. I tam nikt nie chodzi do usranej śmierci po górach i dolinach na bosaka.
- O… A jednak czytałeś?
- Dziadek mi czytał przed snem. I tego Hobbita też.
- Przeczytaj teraz sam. Nie wszyscy, którzy błądzą są zagubieni.
- Jasne…
Wychodząc ucałował babcie w policzek i złapał z kuchennego stołu kilka świeżo upieczonych bułeczek nadziewanych szpinakiem.
- Tornister! - krzyknęła za nim babcia, gdy zniknął na schodach.
Ale Spineli machnął na to ręką. W dupie miał dzisiaj budę. Plotka poszła po miasteczku, że Squaw się obudziła w szpitalu, o czym mu Betty wspomniała. Dobrze, że miała jeszcze kilku żyjących znajomych i telefon, bo z domu nie wychodziła już od dawna...
Wkrótce potem podjechał pod dom Any. Namówi ją na wagary. A jeśli nie, to chociaż podrzuci do szkoły. Chciał opowiedzieć jej o widzeniu… Darylla Singeltona. Ciężko przełknął ślinę na samo nader wyraziste wspomnienie.
Nacisnął na
klakson.