Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-06-2022, 20:53   #142
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Zwei Monde

Śmiałe działania Leonidasa, które większość szlachty zapewne uznałaby za afront i wtrąciłaby mieszańca do najgłębszej celi w kazamatach, zdawało się rozniecić zupełnie inne uczucia u Henrietty. Nie tak gorące jak gniew lub tak magnetyczne jak ponęta, ale równie mącące krystalicznie czyste myślenie i naruszające trzeźwy osąd. Błysk zaintrygowania był dobrze widoczny w oczach Lady, wymieszany z czymś na kształt formującego się szacunku czy uznania i zdrową ostrożnością. Jej słowo w Serrig było prawem, jej życzenie rozkazem i Leo nie miał wątpliwości, że starczyłoby tylko jedno jej słowo, jeden zaledwie gest, by jego żywot został nagle skrócony. Flirtował z niebezpieczeństwem, sama Henrietta była tego świadoma i równie świadomie karmiła ten specyficzny głód mieszańca. Nie na tyle, by w pełni go zaspokoić, ale też nie tak oszczędnie, by zupełnie zgasić płomień. Lady zdawała się odnaleźć w tych machinacjach złoty środek i czerpała z tego przyjemność. Plebejska brawura i czelność chyba jej imponowały. Przynajmniej na tyle, że nie kazała go jeszcze skrócić o głowę.

Przygotowania do uczty, a nieco później wstępne przygotowania pochówku Gregera i Hansa (Sigmarze świeć nad ich duszami) zajęły mniej czasu, niż Leo przewidywał. Ochmistrzyni Gertruda, herod-baba w lepsze dni, o dziwo przyjęła prośby mieszańca na spokojnie, przytakując mu tylko. Rumor i krzątanina służek zaprzątały lwią część jej uwagi - miejscami nawet wyryczała ostre komendy - ale obiecała oddelegować parę służących do sprowadzenia ciał, rozmówienia się z grabarzem i znalezienia odpowiedniego miejsca pochówku. Wszystko to poszło nader gładko, pozostawiając Leonidasowi wystarczająco dużo czasu na zbadanie mikstury RumBuraka.

Ziołowa mieszanka była... Niecodzienna. Olfaktoryczna mieszanka, która uderzyła w nozdrza mieszańca przy eksperymentalnym niuchnięciu, zdradzała niektóre ze składników, które Alfred wymieszał w dekokcie - dominowała weń ruta zwyczajna, wymieszana z ostrożeniem i sylfionem, które w mocniejszych stężeniach mogły uchodzić za truciznę, ale tutaj... Owszem, w interpretacji co bardziej pobożnych radykalistów mikstura mogłaby zostać sklasyfikowana jako trucizna, ale Leonidas prędko rozpoznał jej właściwe przeznaczenie, potwierdzone przez spojrzenie nań wiedźmim wzrokiem. Ghyran oblepiony miejscami Shyishem. Wśród ludu przyjęło się używać nazwy “Mondbräu” - “księżycowy napar”. Specyfik zdecydowanie kobiecy, mający na celu wywołanie miesięcznej krwi oraz, co za tym idzie, przerwanie niechcianej ciąży.




Biesiada

Sala audiencyjna przeszła nie lada metamorfozę. Wypolerowana i wypucowana na błysk pachniała czystością, na ścianach zawieszono świeżo wyprane sztandary z kratownicą Serrig i gobeliny o tematyce historyczno-religijnej, z naciskiem na Sigmara, rozstawiono stoły i ławy, wymieniono świece w kandelabrach. Wykrochmalone obrusy spoczęły na drewnianych blatach, kłując w oczy bielą, akcentowaną posrebrzaną zastawą. Podwyższenie, na którym zazwyczaj stał rzeźbiony “tron” Lady Henrietty i z którego przyjmowała petentów, zajęte było teraz przez stół honorowy, gdzie ci najważniejsi goście mieli biesiadować. Kolejne cztery rozciągały się prostopadle do niego, u podnóża stopni. Miejsca na ławach były z góry przydzielone, a służący w liberiach czuwali nad tym, by każdy zajął miejsce dlań przeznaczone. Nad wszystkim pieczę sprawowali halabardnicy, rozstawieni w równych odstępach pod ścianami sali.

Henrietta, jakżeby inaczej, zajmowała miejsce centralne na podwyższeniu, ze swoim szlachetnym małżonkiem (który dalej wyglądał jakby był tutaj pod przymusem) po jej lewicy. Dalej w tamtą stronę był Corrado, za nim Stenger i dalej jeszcze dwóch radnych. Na prawo od Lady, na miejscu honorowym, usadzono panicza Detlefa, który półpancerz wymienił na dublet w rodowych barwach. Jean-Gabriel siedział zaraz przy nim, w krzykliwym stroju spełniającym zapewne wymogi bretońskiej mody. Za Bretończykiem z kolei siedziały dwie damy dworu, skrzące się od biżuterii.

Reszta stołów, tam gdzie posadzono resztę towarzystwa, w dużej mierze charakteryzowała się stanowym miksem, gdzie im bliżej podwyższenia zasiadała szlachta mniejsza i większa, przechodząc w mieszczan im dalej ku końcu blatów. Takie okazje rządziły się swoimi prawami i, co było widać jak na dłoni, im bliżej Lady Henrietty znajdowało się czyjeś miejsce, tym większy był jego status. Trzeci stół jednak (licząc od lewej od wejścia) odchodził nieco od tej reguły - tam właśnie ulokowano delegatów obu włości, nie patrząc na ich pochodzenie czy szlachetność. Tupik, Semen, Philippus i Dexter-Morgden; Rust, Waldemar i Leonidas. Siódemka okupowała ten ekskluzywny koniec stołu, zaledwie parę kroków i stopni od pani na zamku. Strategiczne położenie jakby nie patrzeć. Zdecydowanie celowy zabieg gospodyni balu.

Gwar początkowych rozmów, który wzbierał wraz z kolejnymi gośćmi zajmującymi swoje miejsca, ucichł zupełnie gdy Lady Henrietta podniosła się ze swojego miejsca, z kielichem wina w dłoni.

- Przyjaciele, dostojni goście - zaczęła dźwięcznym głosem, z uśmiechem na twarzy - dziękuję wam za przybycie. Spotkał nas honor goszczenia mości panicza Detlefa von Teoffen...

Tu skinęła głową w stronę dziedzica.

- ...który przybył w nasze strony, by kontynuować rozpoczęte parę dni temu starania, mające na celu utrzymać pokój w tych stronach. Pokój, który jest nam teraz niezmiernie potrzebny, gdy chłopska rebelia ogarnia ziemie naszych sąsiadów. Mamy szczerą nadzieję, że wizyta mości Detlefa zaowocuje w lepszym jutrze dla Teoffen i Serrig jednako i razem, ramię w ramię, stawimy czoła chłopskiej rewolcie i wyzwolimy Wusterburg spod jarzma czcicieli plugawych mocy. Dzisiaj jednak, cieszmy się swoim towarzystwem, bo jutro... Jutro czeka nas praca. Zum Wohl!

Toast został powtórzony przez gości, gdzieniegdzie nawet rozległy się oklaski. Henrietta i Detlef stuknęli się kielichami, a młody dziedzic powstał ze swojego miejsca. Niepewność przemknęła przez jego lico tylko na moment, ale panicz zaraz odzyskał fason i przemówił równie stanowczo i dźwięcznie, co Henrietta.

- Dziękuję, Wasza Miłość. Z ramienia Teoffen pragnę jedynie potwierdzić, że jesteśmy gotowi do współpracy w imię lepszego jutra i stłamszenia rebelii wusterburskiej. Ramię w ramię, jak bracia i siostry. Deus Vult!

Toast Detlefa przyjęty został już nieco chłodniej, ale nie było co się temu dziwić. Wszak przemawiał do w większości obcej, a miejscami nawet wrogiej, tłuszczy. Konwenans jednak zobowiązywał i podwładni Henrietty poszli w jej ślady, wznosząc naczynia z trunkami i powtarzając toast. Panicz na powrót usiadł na swoim miejscu z uśmiechem, sącząc wino i Henrietta nawet nie czekała, nachylając się od razu w jego stronę i rozpoczynając pół-szeptaną rozmowę, której słowa zaraz zniknęły w rumorze i krzątaninie służących, którzy zaczęli podawać do stołów.

Spichlerze Serrig musiały zostać chyba opróżnione do cna, bo blaty prędko zaczęły uginać się pod ciężarem ozdobnych tac, pater, waz i inszych naczyń wszelakich. Od prostych przystawek, zup i owoców; przez pasztety, pieczone warzywa i gulasze; aż po skwierczące mięsiwa ociekające tłuszczem. Było z czego wybierać, a służący w liberiach dbali o to, by niczego nie zabrakło biesiadnikom, prędko uzupełniając dzbany z piwem i karafki z winem, gdy tylko zostawały opróżnione.

Żyć, nie umierać.




______________________________________

5k100
 
Aro jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem