Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-06-2022, 09:35   #145
rudaad
 
rudaad's Avatar
 
Reputacja: 1 rudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputację
Deszczowa noc przeszła w pogrążony w mroku poranek, gdy wyrwana ze snu Wikvaya nie zdążyła nawet jeszcze zamknąć ust, a zaczął wtórować jej krzyk brata. Dziewczyna natychmiast otworzyła oczy w panice szukając czegoś realnego, twardego, czego mogła namacalnie doświadczyć. Wtedy zatrzymała wzrok na Daryllu. W tej jednej sekundzie, w której nastolatek leżał rozciągnięty na podłodze, dostrzegła to czego nie widziała przez ostatnie lata - chłopak dawno przestał być już być dzieckiem. Tym chorowitym oseskiem, o którego wszyscy drżeli. Łatwiej on uniósłby ją, niż ona dałaby radę choćby podźwignąć go z ziemi. Nie trzeba było go traktować jak malucha. V zrozumiała, że czas było porzucić dawny obraz brata.

-To sen Daryll. Przez sny Wilk woła o przelaną krew. O zadość, której nie było mu doświadczyć do końca.

Słowa wybrzmiały, a Daryll siedział oszołomiony na szpitalnej podłodze. Jasne włosy kleiły mu się mokrego czoła, pot spływał też po skroniach i karku. Pierś unosiła się i opadała w szybkim tempie, jakby był drżący ptakiem złapanym w klatkę. Początkowo nie zarejestrował co powiedziała do niego siostra. Najprawdopodobniej cześć jego świadomości wciąż znajdowała się po drugiej stronie jaźni, w krainie upiornych snów, gdzie to Daryll Singelton był Wilkiem. Szalonym, brutalnym mordercą. Kto wie czy by nim nie został, gdyby urodził się w innych czasach, jak Billy Macrum. Był przecież takim samym wyrzutkiem, dziwakiem z lasu. Zanim zginęła Mary wydawało się, że na końcu drogi Darylla czeka jedynie samotność, połączona z frustracją i nienawiścią do swoich szkolnych oprawców. Obecny ciałem, lecz jego duch przepadłby na zawsze jak Billy. Teraz miał po swojej stronie ludzi, za życie których warto się poświęcić i podjąć walkę. Nie tylko z mordercą, ale przede wszystkim z samym sobą. Sen nie kłamał, Singelton nosił wilczą maskę, kryła się przez cały czas za jego skórą, utkana z ponurych myśli, gniewu i tęsknoty za Amy. Zszyta igłami, którymi kłuli ich w szpitalu, wypełniona szyderczym śmiechem Pauliny Dermoud i groźbami Bryana Chase.

"Mylisz się, byłem wilkiem mamo. Ale już nie jestem. Nie chcę nim być" - odpowiedział w myślach matce. Podniósł się z powrotem na krzesło i podsunął bliżej siostry.

- W porządku Wi? Jak się dzisiaj czujesz? – spytał z troską.

- Jestem zmartwiona. Smutna i zła. Jak ojciec. Nie mam pewności, czy nie powinnam mówić też przy nim. Mama osłabła na tyle, że chciała w nocy ze mną rozmawiać - urwała.

- Mówiła coś?

Bezpośrednie pytanie sprowokowało bezpośrednia odpowiedź:

-Billy Macrum nie żyje. Młodzi z tamtych czasów postanowili sami wymierzyć mu sprawiedliwość dźgając go nożami i spychając z River Top. Między nimi była nasza mama, a także z całą pewnością Glen Hale, Frank Chase i Tom McBride. Wie o tym kilka osób. Ja, Ty i ci, którzy brali udział w zabójstwie.

Daryll zapadł się w krześle, cienie pod oczami stały jeszcze ciemniejsze, chłopak wyglądał jak upiór, albo człowiek, który właśnie dowiedział się o nieuleczalnej chorobie. Już wcześniej zaschło mu w ustach, a teraz czuł jakby mielił popiół. Brał pod uwagę, że mama skrzywdziła Billego, ale noże, zepchnięcie z klifu? Boże jedyny. Chłopak siedział ze spuszczoną głowa, próbując przetrawić to co powiedziała siostra.

- Okey – wydusił z siebie cicho – Na razie to zostawmy. Wiem kim jest Wilk. Maska Billego przez lata leżała w policyjnym depozycie. Teraz nosi ją Jack Falls. Nie wiem dlaczego akurat on zabija… może maska go opętała… może ma inny powód… nieważne. Trzeba w końcu to zatrzymać. Dzisiaj idę z Markiem sprawdzić jego dom.

- Mam złe przeczucie co do Fallsa. Pojadę z Wami, ale musimy pomówić z moim ojcem i być może z Macrumami. Po tylu latach, w imieniu tamtych dzieci, jesteśmy im to winni… I Daryll, ja nie zniosłam tego czego się dowiedziałam tak twardo jak Ty. Śniłam o krwi. Chciałabym żeby ktoś mi to wytłumaczył albo żeby ten fakt sam był wytłumaczeniem.

Chłopak milczał. Nie chciał wyprowadzać siostry z błędu. Chciało mu się płakać, ale twarz pozostawała ponura i zawzięta.

- Nie – sprzeciwił się. – Dowiedzą się, ale nie teraz Wi. Hale jest zdolny do wszystkiego. Nie chcę, żebyśmy skończyli jak koledzy Bryana. Jeden psychopatyczny glina to i tak za wiele… a dwóch….

Daryll westchnął tak ciężko, jakby był samym Tantalem, któremu znów nie udało się ukoić pragnienia.

- Ufasz tacie, ale ja nie ufam już nikomu poza tobą. Proszę, uszanuj to i o niczym mu na razie nie mów.

- Jesteśmy dziećmi, mimo, że postrzegamy siebie inaczej. Wyglądamy inaczej. Myślimy inaczej... To nie jesteśmy dorośli, nie decydujemy o sobie. Możemy i mamy prawo nie widzieć i nie wiedzieć wszystkiego. Zacznijmy od tego, że nie wyjdę stąd bez podpisu Hawoi.

- Ale nie musi wiedzieć wszystkiego – upierał się młodszy brat. – A już na pewno nie to, że jego córka planuje z bratem złamać prawo.

Chłopak wstał ciężko z krzesła.

- Pogadaj z Hawoi, załatw wpis a ja jadę do szkoły. Zgarnę Marka i przyjedziemy po ciebie.

Wikvaya skinęła głową chociaż sama nie była pewna co ma zamiar zrobić. Nie podobał jej się stawiany przez najbliższych opór we wszystkich istotnych sprawach. Nie miała jednak zamiaru wszczynać konfliktów. W jej mniemaniu wszystko płynęło więc należało poddać się nurtowi, nawet jeśli zalewał jej płuca i przyciskał do dna.

Gdy Daryll wyszedł, dotknęła świeżych ran na brzuchu. Dokuczały i bolały mniej. Jakby środek od ojca miał obowiązek na nią zadziałać. Niespiesznie podniosła się z łóżka i zajęła poranną toaletą żeby móc, w pełni przygotowaną, porozmawiać z ojcem. W przeciwieństwie do dzieciaków w jej wieku, nie czuła oporów przed dyskusjami z dorosłymi. Co więcej często kierowała się ich opiniami. Dlatego miała cichą nadzieję, że Hawoi wskaże jej kierunek, którego mogła jeszcze nie dostrzec. Drogę, którą miała podążyć, by osiągnąć cel i zatrzymać nienawiść w Twin Oaks. Indianin był inny. Ona też była inna. Nie oczekiwała, że świat ich zrozumie, ale czuła, że może liczyć na ojca. Miała zamiar pokazać mu rysunek od brata, zapytać o sen, podzielić się obawą i naciskać na pozostanie w miasteczku. Obiecać, co trzeba będzie obiecać, ale zrobić co do niej... a właściwie do nich wszystkich należało.
 
__________________
"Najbardziej przecież ze wszystkich odznaczyła się ta, co zapragnęła zajrzeć do wnętrza mózgu, do siedliska wolnej myśli i zupełnie je zeżreć. Ta wstąpiła majestatycznie na nogę Winrycha, przemaszerowała po nim, dotarła szczęśliwie aż do głowy i poczęła dobijać się zapamiętale do wnętrza tej czaszki, do tej ostatniej fortecy polskiego powstania."
rudaad jest offline