| Balet był na cztery fajerki, nie ma co. Zastaw się, a postaw się i czuć to było na języku. Kuchnia nie przebierała w środkach, żarcie prima sort. Nie tylko nie brakowało mięs, serów, owoców i wszystkiego w sumie - bo na co wymieniać, skoro powiedziane przecież, że było wszystko i jeszcze trochę? – ale maestro nie żałował i przypraw. Sprowadzane ze wszech świata stron przyprawy miały niekiedy swoją cenę w złocie, więc łatwo szło porachować, że na stołach spoczywa niemały majątek.
Rust nie mógł doczekać się wyżerki, bo cóż w życiu, które majtało się co dzień na wątłej nitce, było lepszego niż pochłaniający hedonizm? Grzecznie wyczekał końca oficjalnych toastów i raz-dwa zabrał się do żarcia. Rozlał wino po kubkach współtowarzyszy, szybko wydoił swoje i poprawił dolewką, a na talerz wjechała pularda, sandacz w ziołach, tileańskie risotto, owcze sery i parę owoców dla koloru.
Był czas na zaciskanie sznura i był czas na popuszczanie pasa. De Groat przywykł przepływać sprawnie między jednym, a drugim, ale nawet kiedy się bawił pamiętał, aby zachować trzeźwy umysł. No, powiedzmy. Może nie zawsze, ale dziś mimo ucztowania nie wchodził all in. Polityka. Widać zresztą po usadzeniu z delegatami z Teoffen, że przyszykowali ich dziś do szachów. - E, nie ma tu akurat żadnej tajemnicy – Rust przypił do zagadujących z drugiej strony i dokończył kurczaka. – Rewolucja wyciąga swoje łapska coraz dalej. Wiadomo, że buntownicy mają w swoich szeregach czarowników, bo i na rękę wielu magikom takie przestawienie porządków, jakie postuluje Głosiciel.
De Groat zarzucił wątek, robiąc sobie przestrzeń pod wywód przerwą na winogrona. - Zalągł się taki i tutaj. Wytropił go Uwe Oettinger i ruszyliśmy z nim dopaść gnoja – łajdak zabawiał się ludzkim kosztem w czarnoksięstwo, więc sprawa była bez zwłoki – Rust zatrzymał się widząc zaciekawione spojrzenia. – Tak, ten Uwe Oettinger. Jak mówię, ruszyliśmy z nim załatwić sprawę, ale szuja musiała się spodziewać gości, bo wyczekał nas w zasadzce. - Zaskoczył Oettingera? – zdziwił się Tupik. - Wszystkich zaskoczył. Oettinger wjechał do miasta i mówi: od razu bierzemy się do rzeczy. No, to muszę mu przyznać… – Rust z podziwem pokiwał głową. – Gieroj to był nie lada, drugiego takiego nie widziałem jak żyję. No, ale… I on, i nasi dwaj kompani, Greger i Hans, życiem przypłacili tę przygodę. Zresztą, my też żeśmy byli blisko mogiły i ledwośmy się wywinęli. No, ale… Grunt, że żeśmy sukinsyna dopadli. - Rozumiem, że nie żywego? – zaciekawił się niziołek. – Mógłby pewnie sporo powiedzieć… - O, żeby tam była przestrzeń na takie ceregiele. Buchnął w nas jakimś ogniem, gospoda poszła z dymem i prawie nas tam dach przywalił… – Rust aż wzdrygnął się na wspomnienie i schłodził gorący obraz gżdulem z kielicha. – To mi przypomina naszą przygodę w lesie. Tam też się nieźle jarało. Nie ma chyba wątpliwości, że i nas, i Was chcieli ukatrupić, żeby pchnąć Serrig i Teoffen do noży, ale niedoczekanie. - Niedoczekanie – potwierdził stanowczo Waldemar, wznosząc szybki toast za pokój między stronami. Tu zgoda była absolutna, bo wszyscy szybko pociągnęli napoju. - A jak to tam z Wami było, doszliście kto stał za Waszym napadem? Kto chce namącić między nami? – De Groat zaczął szeroko, ale zaraz doprecyzował. – Nie chodzi oczywiście o zbójów, co Was napadli, bo jakby szło o rabunek na trakcie, to przypadek byłby nie lada przypadkowy… No, czy wydobyliście, kto mógł chcieć nas skłócić? Albo macie jakieś podejrzenia? - Och, podejrzenia ma się zawsze – skwitował Tupik niejednoznacznie. - Myślę, że konkret i otwartość dobrze nam zrobią – odpowiedział Rust. – Ja takie biesiady lubię. Naprawdę przyjemnie podjeść dobrego i upić kielicha przy muzyce, zamiast żreć marną polewkę i czekać pod bronią na rozkaz wymarszu. Czuję, że razem byśmy mogli pchnąć sprawy dla Serrig i Teoffen bliżej pierwszego modelu, a maszerowania zostawić na Wusterburg. Rzuty: 18, 68, 54, 55, 10 |