Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-06-2022, 22:51   #146
Bardiel
Interlokutor-Degenerat
 
Bardiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Bardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputację
Bryan otworzył oczy, rozglądając się półprzytomnie po salonie. Zdezorientowany wzrok szukał Todda bądź wilczego napastnika z nożem, jednak bezskutecznie. Rozpłynęli się.
- Przepraszam… Przepraszam, Todd… - mruknął chłopak, z trudem kiełznając emocje po tak intensywnym śnie. Uważał, że zasłużył na wszystkie przykre słowa, którymi raczył go martwy kumpel. Miał całkowitą rację. Zostawił go. Zostawił! Jeśli był choć cień szansy, że powali napastnika, a następnie uratuje Todda, powinien był ryzykować. Tak właśnie powinien był zrobić! Ale obleciał go strach… Czuł się jak skończona pizda. Jak frajer. Nie potrafił już inaczej o sobie myśleć.
- Panie Johnie, bardzo nam miło, że pan do nas zadzwonił. Prosimy o podanie hasła - prezenterka nocnej telegry nawijała na ekranie telewizora. Bryan nie był w stanie normalnie iść spać do łóżka, więc siedział do późna w fotelu, bezmyślnie gapiąc się w grające pudło. Tak też zasnął. Dzięki telewizji nie czuł się tak samotny i podatny na atak. Zwłaszcza, że ojca nie było w domu. Stary był przemocowym gnojem, ale przynajmniej by go nie zabił, a raczej pomógłby z ewentualnym napastnikiem. Raczej, bo nie wiadomo czy byłby trzeźwy.
- Panie Johnie, bardzo proszę o podanie hasła - nalegała prezenterka.
- POKAŻ DUPĘĘĘĘĘ - odparł napalony głos. Prezenterka udała, że się oburzyła i rozłączono połączenie z panem Johnem.

Jeszcze parę dni temu śmiałby się z czegoś takiego jak ostatni debil. Teraz nawet nie drgnął. Tępo spoglądał na ekran w zamyśleniu. Dlaczego śnił mu się ten wilczy przebieraniec? Przecież nawet zbytnio w niego nie wierzył. To Hale go martwił, nie zwidy Marka czy Darylla. Być może od słuchania tych wszystkich rozmów nowej “paczki” kolegów, udzieliła mu się ta horrorowa atmosfera.

Usłyszał walenie do drzwi. Która mogła być godzina? Czwarta? No tak, pewnie stary wracał z baru nad ranem.
- Kto idzie? To tata? - młodszy brat pojawił się w drzwiach prowadzących na górę.
- Taaa, pewnie tata. Wracaj na górę i śpij, Bob… - wymamrotał Bryan, ociężale podnosząc się z fotela. Chłopiec po chwili wahania zniknął za drzwiami i dało się słyszeć skrzypienie schodów. Bryan wiedział, że młodszy brat panicznie boi się, iż stracą również drugiego rodzica. Dlatego nie mógł spać, gdy Frank wychodził na walety. Bob nie zaznał brutalnej strony ojca, więc był bardziej przywiązany do tatusia…

Chase wrzucił młotek za pasek i ospałym krokiem podążył w stronę drzwi wejściowych. Od czasu zajścia z szeryfem nie ruszał się nigdzie bez choćby prowizorycznej broni.
- Tato? Tato to ty? - krzyknął przez drzwi, ale nie spieszył się z otwieraniem. Słyszał niepokojące głosy. Miał nadzieję, że Frank zwyczajnie nie może trafić kluczem do zamka z powodu nadmiaru krążącej w żyłach whisky.
 
Bardiel jest offline