- To ty nie wiesz… wodzu? - Powiedział w końcu jeden z roboli kolejowych, i zarechotali obydwaj.
- No dobra, dobra… Cheyenne tu blisko, a dalej to Kansa, czy jakoś tak, a co?
- To nie twoi? - Dodał drugi.
- A ten, wy się umiecie tak między sobą dogadywać, jak to inne…te… plemiona są? - Spytał pierwszy, i to całkiem seryjnym tonem.
- Pierdu pierdu swoimi dymkami robią… bhahaha!
- Styl pysk Thommas, ja poważnie go pytam…
No i taką miał Wesa pseudo-rozmowę z dwoma kretynami.
***
Handel wymienny trwał w sklepie w najlepsze… znoszono towary, sprzedawca podliczał… i rżnął ich na całego z cenami. Ale co się dziwić, on chciał na tym towarze też zarobić… przy lornetkach jednak, i cenie za nie, ktoś w końcu nie wytrzymał, i znacząco odchrząknął, i wbił spojrzenie w faceta. Ten więc nieco zmiękł, i za sztukę dał o całe 2$ więcej.
Sprzedano więc zdobycze z wagonu kolejowego, zakupując jednocześnie detonator, druty, i wykupując cały(!) dynamit, jaki był…
A potem jeszcze James sprzedał broń i amunicję Gato, i sklepikarz koniec końców musiał nawet lecieć do banku, by wybrać gotówkę, której mu nagle brakło.
~
Po rozdzieleniu dynamitu i kasy, towarzystwo nie widząc chwilowo innej możliwości, i dochodząc do wniosku, iż pora choć na chwilę na "małe co nieco" dla nich, udała się do Saloonu.
A tam spotkali "Doca"!
- Eeeej szanowny panie barman! - Zawołała Melody przez pół sali - Dla nas po piwku, byle zimnym! Do tego coś ciepłego na ząb! O, i ten, kąpiele! Dla każdego balia ciepłej, czystej wody! I mydełko, i szczotkę, i ręczniczek do tego! A dla mnie i mojej przyjaciółki - Wskazała paluszkiem na Elizabeth - To mogą być i dwie balie w tym samym pokoju!
W saloonie przebywał jakiś dziadek, i dwóch innych facetów, głównie z powodu pory obiadowej…
Parę osób zamrugało ślipkami. Ktoś odkaszlnął, ktoś się zaczął durnowato uśmiechać pod nosem. A (chyba) męska wyobraźnia zaczęła działać. Dwie "ptaszyny" w baliach z wodą, kąpiące się golutkie i chichoczące między sobą…
Melody błysnęła ząbkami.
- No co? - Powiedziała, rozglądając się po towarzyszach.
- A ja bym jeszcze musiała do chińczyków podejść, żeby mi gorset zacerowali i wyprali - Powiedziała panienka Gregory, popijając zimne piwko - Długo tu zostaniemy? Bo wypada chwilę odpocząć? Tyłek od siodła boli, i takie tam… - Uśmiechnęła się z małym wąsikiem z piany piwnej.
….
- Oooo, i jest jedzonko! - Dodała po chwili wesołym tonem, gdy na stole wylądowały
talerze.
~
Wkrótce do Saloonu zajrzał i Wesa, widząc konie towarzyszy przed przybytkiem… oczywiście wszyscy wewnątrz, poza jego bandą, spojrzeli na niego niechętnie.
***
Komentarze za moment.