|
Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
29-06-2022, 19:05 | #111 |
Wiedźma Reputacja: 1 | - To ty nie wiesz… wodzu? - Powiedział w końcu jeden z roboli kolejowych, i zarechotali obydwaj. - No dobra, dobra… Cheyenne tu blisko, a dalej to Kansa, czy jakoś tak, a co? - To nie twoi? - Dodał drugi. - A ten, wy się umiecie tak między sobą dogadywać, jak to inne…te… plemiona są? - Spytał pierwszy, i to całkiem seryjnym tonem. - Pierdu pierdu swoimi dymkami robią… bhahaha! - Styl pysk Thommas, ja poważnie go pytam… No i taką miał Wesa pseudo-rozmowę z dwoma kretynami. *** Handel wymienny trwał w sklepie w najlepsze… znoszono towary, sprzedawca podliczał… i rżnął ich na całego z cenami. Ale co się dziwić, on chciał na tym towarze też zarobić… przy lornetkach jednak, i cenie za nie, ktoś w końcu nie wytrzymał, i znacząco odchrząknął, i wbił spojrzenie w faceta. Ten więc nieco zmiękł, i za sztukę dał o całe 2$ więcej. Sprzedano więc zdobycze z wagonu kolejowego, zakupując jednocześnie detonator, druty, i wykupując cały(!) dynamit, jaki był… A potem jeszcze James sprzedał broń i amunicję Gato, i sklepikarz koniec końców musiał nawet lecieć do banku, by wybrać gotówkę, której mu nagle brakło. ~ Po rozdzieleniu dynamitu i kasy, towarzystwo nie widząc chwilowo innej możliwości, i dochodząc do wniosku, iż pora choć na chwilę na "małe co nieco" dla nich, udała się do Saloonu. A tam spotkali "Doca"! - Eeeej szanowny panie barman! - Zawołała Melody przez pół sali - Dla nas po piwku, byle zimnym! Do tego coś ciepłego na ząb! O, i ten, kąpiele! Dla każdego balia ciepłej, czystej wody! I mydełko, i szczotkę, i ręczniczek do tego! A dla mnie i mojej przyjaciółki - Wskazała paluszkiem na Elizabeth - To mogą być i dwie balie w tym samym pokoju! W saloonie przebywał jakiś dziadek, i dwóch innych facetów, głównie z powodu pory obiadowej… Parę osób zamrugało ślipkami. Ktoś odkaszlnął, ktoś się zaczął durnowato uśmiechać pod nosem. A (chyba) męska wyobraźnia zaczęła działać. Dwie "ptaszyny" w baliach z wodą, kąpiące się golutkie i chichoczące między sobą… Melody błysnęła ząbkami. - No co? - Powiedziała, rozglądając się po towarzyszach. - A ja bym jeszcze musiała do chińczyków podejść, żeby mi gorset zacerowali i wyprali - Powiedziała panienka Gregory, popijając zimne piwko - Długo tu zostaniemy? Bo wypada chwilę odpocząć? Tyłek od siodła boli, i takie tam… - Uśmiechnęła się z małym wąsikiem z piany piwnej. …. - Oooo, i jest jedzonko! - Dodała po chwili wesołym tonem, gdy na stole wylądowały talerze. ~ Wkrótce do Saloonu zajrzał i Wesa, widząc konie towarzyszy przed przybytkiem… oczywiście wszyscy wewnątrz, poza jego bandą, spojrzeli na niego niechętnie. *** Komentarze za moment.
__________________ "Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD |
02-07-2022, 13:43 | #112 |
Reputacja: 1 |
Ostatnio edytowane przez Arthur Fleck : 02-07-2022 o 13:58. |
02-07-2022, 16:36 | #113 |
Administrator Reputacja: 1 | MG, dzięki za dialog :) Kąpiel? To słowo zadźwięczało nader miło w uszach Johna. Tym milej, że nieco wcześniej w jego sakiewce zabrzęczały nowo zdobyte monety. Widać handel poszedł na tyle dobrze, że zostało jeszcze trochę grosza do podziału. Nagły a niespodziewany dopływ gotówki skłonił Johna do podjęcia czynności, które w gorszych czasach byłyby niczym innym, jak szaleństwem. A tak... Zostawiając kompanów przy stole podszedł do barmana. - Reflektowałbym na tę kąpiel - powiedział. - Balia, ciepła woda, mydło, ręcznik...? - Barman spojrzał na "Doca", który skinął głową na znak, że taka opcja mu pasuje. - Zaraz załatwię. Do jedynki - dodał. - A da się przy okazji załatwić jakąś panienkę chętną do... hmmm... umycia pleców? - spytał John, pochylając się ku barmanowi i ściszając głos. - Za dodatkową opłatą. Barman szeroko się uśmiechnął. - Za dodatkową opłatą wszystko da się załatwić. Od dolara do dwóch i pół. W zależności od jakości i zakresu obsługi. - No to tę najlepszą usługę poproszę... - Za kwadrans - odparł barman. John wrócił do stolika. - Tylko uważaj na ranę - powiedział do dziewczyny. Na tyle cicho, że ciekawskie uszy przy innych stolikach nie powinny tego usłyszeć. - Jeśli zamoczysz bandaż, to zapraszam do jedynki. - Ehem… ~ Chwilę później "Doc" zabrał swoje rzeczy i po pokonaniu parunastu drewnianych schodów znalazł się na galeryjce, skąd nie tylko był świetny widok na to, co działo się na dole. Było tu też parę drzwi... a jedynka znajdowała się na samym końcu korytarza. John odruchowo zastukał, a potem nacisnął klamkę. Drzwi otworzyły się, ukazując standardowy, nie wyróżniający się niczym pokój - niezbyt szerokie łóżko, stolik, dwa krzesła, wieszak w kącie, przy drzwiach, umywalka. Drewniana balia. I w sumie już do połowy pełna. John powiesił kapelusz na wieszaku, do kapelusza dołączył surdut. a właściciel tych rzeczy usiadł na łóżku, czekając na wodę. I panią od mycia pleców. Kroki na korytarzu… pukanie do drzwi, ale i momentalne wejście. - Hej... - John podniósł się, równocześnie lustrując nowo przybyłą. Przynajmniej na pierwszy rzut oka warta była grzechu... i dwóch dolarów z hakiem. - Na taką uroczą pannę warto czekać - powiedział, uśmiechając się do kobiety. - Jestem Cindy - Mrugnęła do niego, zamykając drzwi na klucz - To co z tą kąpielą? - John... - stwierdził. - Możemy zaczynać.... Zaczął rozpinać kamizelkę. - A może dołączysz? - skinął głową w stronę balii. - Jaaaasne - Dziewczyna najpierw ściągnęła rękawiczki, potem butki. Postawiła też nóżkę na taborecie, i zaczęła zwijać w dół pończoszkę, patrząc się z uśmieszkiem na Johna, który przerwał rozbieranie się, z zainteresowaniem przyglądając się dziewczynie. Ta się nieco zdziwiła. - Co jest? - Spytała, gdy w końcu pończoszka została zdjęta, a nóżka zmieniona, i powtarzała czynność…- Z przyjemnością pomagam uroczym kobietom - - Na interesujące rzeczy warto popatrzeć... - odparł. Był pewien, że "pokaz" jest zrobiony specjalnie dla niego, by rozbudzić jeszcze większe zainteresowanie osobą Cindy. - Nie chciałbym niczego przegapić - dodał, obdarzając dziewczynę kolejnym uśmiechem. Nie odrywając od niej wzroku wznowił rozbieranie się. Ściągnął buty. A Cindy zachichotała, po czym ściągnęła drugą pończochę. Następnie przytuptała do Johna, i… odwróciła się pleckami. - Rozepniesz? - Miała oczywiście na myśli guziki kiecki na plecach. - Zawsze z chęcią pomogę uroczej kobiecie - odparł. Podszedł do Cindy i ze zręcznością wskazującą na sporą wprawę rozpiął znajdujący się tu tuzin guzików. I ukazały się nagie plecki panienki, i już rąbek pośladków… zdecydowanie nie miała na sobie już żadnej bielizny pod sukienką. - Dzięęęki, słodziak jesteś - Zaszczebiotało dziewczę, po czym odwróciła się do "Doca", i z uśmiechem pogładziła jego policzek dłonią. John chwycił i ucałował dłoń dziewczyny, a druga ręka "Doca" sięgnęła do biustu, i złapała rąbek sukienki, którą Cindy nadal jeszcze na sobie miała. Lekko pociągnął palcem w dół, a wtedy całość opadła już na podłogę, i panienka stała przed nim nagusieńka i uśmiechnięta. - Uroczy widok... - powiedział, przesuwając dłońmi po ciele dziewczyny, muskając piersi i zatrzymując się na kształtnych biodrach. - A ty jeszcze ubranyyyy - Zrobiła zawiedzioną minkę, i zarzuciła mu rączki na szyję… a potem ześlizgnęła je w dół, i zaczęła rozpinać koszulę mężczyzny. - Były ciekawsze rzeczy do zrobienia - odparł. po czym zaczął rozpinać spodnie, które już od paru chwil stały się jakby nieco przyciasne. Ściągnął je mniej więcej w tej samej chwili, w której Cindy pozbawiła go koszuli. Został w samych gatkach, które nie były w stanie ukryć jego 'zainteresowania' dziewczyną. A ta obejrzała go sobie na szybko z góry do dołu, po czym na widok małego "namiotu" parsknęła, i trąciła tamte rejony dłonią. - Jak na razie całkiem nieźle… a co tam chowasz? - Powiedziała słodkim głosikiem, i cofnęła się o krok w tył, by lepiej się przyglądnąć(?). John uznał, że od słownej odpowiedzi lepsze są czyny. Ściągnął gatki, ukazując Cindy swój 'oręż'. A ta pisnęła z uśmieszkiem, i nawet kilka razy przyklasnęła w dłonie. Następnie zaś podtuptała do balii, obok której postawiła sobie taborecik. Usiadła na nim, a nogi wsadziła do balii. Chwyciła mydełko w dłoń, i przywołała "Doca" kiwaniem paluszka. - Zapraszam więc do kąpieli, Jooohnn. Z takiego zaproszenia nie można było nie skorzystać, więc John w dwóch krokach znalazł się przy balii, w której usiadł, starając się nie rozlewać wody. Obrócił się plecami do dziewczyny, a ta podała mu mydełko, po czym zaczęła nabierać wody w dłonie, i oblewać jego plecy. - Co robisz w mieście kochaniutki? Nie widziałam cię tu nigdy? - Cindy słodkim głosikiem zaczęła typową gadkę-szmatkę. - Jestem przejazdem i niedługo jadę dalej - odparł, namydlając tors i ręce. - Jak przelotny ptak - dodał z uśmiechem. - Ale chyba nie jesteś zwykłym kowbojem? Nie wyglądasz na takiego… - Obmyła mu wodą kark. - Zgadłaś... - Podał jej mydełko i zaczął spłukiwać z siebie pianę. - Jestem lekarzem. - Taki prawdziwy doktor? Wooooow… a skąd jedziesz, a dokąd jedziesz? Ja to niewiele świata widziałam, hihi… - Panienka zaczęła mydlić Johnowi plecy. - Tak, najprawdziwszy - odparł. -. A jadę z jednego końca świata na drugi.... - zażartował. - Z Teksasu do Denver, a potem jeszcze dalej. No chyba że znajdę jakieś ciekawe miejsce, to się zatrzymam na dłużej. - Serio? No ale po co? - Zdziwiła się panienka, kończąc mydlenie plecków, i przekazała mydło na powrót Johnowi, a sama zaczęła spłukiwać jego plecy - Bo jakiś powód chyba musi być? Robota… Żona? - Parsknęła. - Żonę może sobie poszukam... - John lekko się skrzywił, czego Cindy nie mogła zauważyć ten temat średnio mu odpowiadał, ale wiedział, co powiedzieć w takiej sytuacji. - Jakaś młoda, bogata wdówka... - zażartował. Uklęknął, by móc umyć kolejną partię ciała, i mało co nie podskoczył, gdy nagle znienacka, stopa Cindy gdzieś tam w wodzie, znalazła się… przy jego klejnotach, a dziewczyna trąciła je tam paluszkami, i zachichotała. - Młoda i bogata wdówka, o tym teraz marzą faceci? - Powiedziała dziewczyna, i zsunęła się do balii, siadając w niej za "Dociem"... i musiała baardzo rochylić nogi, by tak za nim zająć pozycję. - Tylko ci najbardziej rozsądni - odparł żartobliwym tonem, po czym sięgnął dłonią do tyłu, by znaleźć jakiś ciekawy fragment ciała Cindy. - Miła jesteś w dotyku... - powiedział. - I masz bardzo przyjemne rączki. Odpowiedzią był wesoły chichot Cindy… i nagle przylgnęła całym ciałem do jego pleców, i wyraźnie wyczuwał na sobie jej mięciutkie cycuszki. - Usiądź… - Powiedziała, a gdy John ponownie przed nią usiadł w wodzie, dłonie dziewczyny zaczęły błądzić po jego brzuchu, i powoli schodzić w dół, pod wodę… - Bardzo miłe rączki... - powiedział, po czym przechylił się nieco do tyłu, bardziej przytulając się do kształtnych cycuszków dziewczyny... i ułatwiając jej dostęp do siebie. Jedna dłoń Johna błądziła po biodrze dziewczyny, druga pieszczotliwym ruchem głaskała jej łydkę. - Też jesteś milusi… - Mruknęła Cindy, i złapała w końcu pod wodą, za co trzeba, po czym rozpoczęła powolne ruchy dłonią… zaczęło się robić naprawdę miło. - A wiesz… jakbyś chciał… i miał… 25c, to ja bym mogła… tak… no wiesz, po francusku… - Szepnęła mu nagle do uszka panienka, nie przerywając pieszczot rączką. - No wiesz... ale może później...? - spytał. - Skończymy się myć... pofiglujemy... troszkę... i potem... - zaproponował. - Jaaasneee… - Cindy skubnęła jego uszko ząbkami. - Może się... przesiądziesz...? - spytał. Działania dziewczyny była baaardzo przyjemne, ale John miał ochotę przestać być stroną bierną w tych zabawach. - Jasne - Powiedziała panienka, i natychmiast wstała, po czym przesunęła się w balii kroczkiem, i była przed "Dockiem", świecąc swoim krzaczkiem na wysokości jego twarzy… John pochylił się i cmoknął ją w brzuch, a potem ciut niżej, tuż nad "krzaczkiem", co wywołało małe "och" i chichot… a dziewczyna pogładziła go nawet dłonią po głowie. - To co, mam siadać? - Spytała uśmiechnięta - Teraz ty mnie umyjesz? - Mrugnęła. - Taaak... z wielką przyjemnością... - Chwycił ją za biodra. - Za chwilkę... Na moment zanurzył usta w zagajniczku. - Od czego by tu zacząć...? - zadał pytanie i nie czekając na odpowiedź zaczął namydlać uda i pupę dziewczyny. - Zaraz będzie ciąg dalszy... - zapewnił, spoglądając nieco w górę, na krągłe piersi uśmiechniętej Cindy. Po chwili dziewczyna usiadła, a John zajął się jej biustem, łącząc namydlanie z masowaniem i zajmowaniem się sterczącymi suteczkami, które polizał, najpierw spłukawszy z nich pianę, na co ona słodko mruczała, i ciągle się pięknie uśmiechała. - Może zaczniemy jeszcze w wodzie...? - zaproponował John, odrywając się od biustu dziewczyny i sięgając dłonią między jej uda, a jego palce zaczęły błądzić wśród 'zarośli', rozpoczynając delikatny masaż tych ciekawych dla męskich palców okolic. Chwilę później palce Johna zapragnęły odwiedzić niezgłębione do tej pory rejony i zaczęły się dobierać do kryjącej w zaroślach szczelinki. - Ostrooożnie... - powiedziała Cindy, ale nie wyglądała na niezadowoloną. John nie zamierzal być brutalny. Pocałował dziewczynę w szyję, równocześnie odrobinę zwiększając intensywność masażu. Na moment przerwał próbę wsunięcia się głębiej, by po chwili ponowić próbę, w nieco bardziej zdecydowane, choć stale w dość delikatny sposób. Dziewczę zaś siedziało w wannie, z rozchylonymi nóżkami, a rączkami opartymi na brzegach, oddając się w pełni tym zabiegom. Na chwilę nawet Cindy przymknęła oczka, a na jej ustach czaił się uśmieszek… od czasu do czasu również "ochnęła" i "achnęła", ze sterczącymi suteczkami. Było dobrze… - Może pójdziemy na łóżko? - Spytała uśmiechnęła, i pogładziła "Doca" po policzku. - Z chęcią - powiedział, podnosząc się i demonstrując swoją gotowość do dalszych działań. Podał rękę Cindy, by pomóc jej wstać. A gdy wyszli z wanny wziął ręcznik i zaczął ją wycierać. Od tyłeczka zaczynając. Po chwili byli mniej więcej susi. - To co, jakbyś chciał? - Spytała Cindy z uśmieszkiem, zerkając na łóżko, znowu z męskością Johna w swojej dłoni, którą lekko masowała… - Połączymy tradycyjność z obyczajami Francuzów? - spytał. - Zaczniemy normalnie, a skończymy... po francusku...? Zajął się biustem dziewczyny. - Ja tam lubię od tyłu… a potem cię poujeżdżam? - Parsknęła panienka, gładząc jego głowę przy swoich piersiach. - Wiesz, co dobre... - Possał lekko jeden z sutków. - Świetnie smakujesz... - powiedział. Chwycił ją za biodra i lekko popchnął w stronę łóżka. - Gotowa…? - Jaaasne… - Zachichotała Cindy, i po chwili pięknie wypięła się do "Doca"... |
03-07-2022, 21:45 | #114 |
Reputacja: 1 |
|
07-07-2022, 11:17 | #115 |
Reputacja: 1 |
|
07-07-2022, 20:51 | #116 |
Wiedźma Reputacja: 1 | W Saloonie nastał czas… kąpieli. W wielu pokojach na piętrze, liczne towarzystwo pluskało się w wodzie, zmywając z siebie kurz i trudy ostatniej podróży. Ciepła(albo i nie) woda, mydełko, ręcznik. Tak, chwilowo było im dobrze. A jeśli doliczyć do tego i jakąś chętną panienkę, i to nie tylko do kąpieli… było bardzo dobrze. ~ O czym żaden z nich zaś jeszcze nie wiedział, do miasteczka przybył pewien zakapior ze swoją bandą… z której dwóch wisiało na pętlach. Oczywiście go to wkurwiło. I oczywiście ulice natychmiastowo opustoszały. A szeryf i jego zastępca byli martwi… milicja również chyba robiła w portki ze strachu. Jack "Wolf" West i jego ludzie skierowali zaś rumaki do Saloonu. - Um, um, pan West, w-w-witam… - Zaskomlał barman, na widok czterech typków wchodzących do jego przybytku. West w milczeniu omiótł jedynie spojrzeniem salę, i typka i dziadka, którzy wcześniej grali w karty z Jamesem… ci nieco pobledli. On zaś podszedł do lady, i od razu pojawiły się cztery kieliszki, i barman napełnił je trzęsącą się w dłoni flaszką whisky. - Co się stało? - Warknął Jack. - Pana… pana… ludzie… mieli za… zatarg z szeryfem… była strzelanina… szeryf i zastępca martwi… - To kto ich powiesił? - Błysnęły złowrogo oczy rewolwerowca. - Milicja… - Wysapał barman. Zgrzytnęły zęby. - Załatwimy go szefie? Powiesimy tu i teraz szefie? - Spytał jeden z ludzi "Wolfa" a barman pobladł kompletnie. - Hmm… nie. Kto nam będzie whisky polewał… a Jimmy nie ma z tym nic wspólnego, co nie Jimmy? - Jack wyciągnął łapsko do barmana, i poklepał go po pysku. - Nie… proszę pana… nic… a nic… - Odparł trzęsący się jak w febrze barman. - Gdzie Cindy? - Burknął West. - Ona… ona… ona… - No?! - Jest… do… góry… - Barman chyba zesrał się w gacie. - Ma klienta? - Wycedził West, a biedny Jimmy pokiwał głową. - Który pokój? - Cz… cz… cztery… - Wyjąkał właściciel lokalu, po czym… zemdlał za kontuarem, padając na podłogę. - Wypierdalać - "Wolf" warknął na dziadka i faceta przy stoliku, którzy baaaardzo szybko się z Saloonu ulotnili. - Nożem w gardło - Jack splunął na leżącego za kontuarem barmana - I zmocz jakiś w jego krwi, i wciśnij mu w łapę - Zemdlał i sam się nadział… - Jasne szefie - Padło wśród wrednych uśmieszków. Po chwili barman był martwy. - Idziemy… - "Wolf" ruszył na piętro pierwszy. ~ John "Doc" Taylor, miał jeden z lepszych numerków w swym życiu, gdy słodka Cindy podskakiwała na nim, w trakcie "ujeżdżania". Jej piersi lekko falowały, dziewczę ładnie pojękiwało, i wszystko było jak należy… i wszystko się nagle spierdoliło. Drzwi pokoju ktoś wypieprzył z kopyta. A do środka wpadło kilku facetów z rewolwerami w dłoniach, i mordem w oczach. Cindy krzyknęła ze strachu, "Doc" zakurwił… Cindy dostała z otwartej w twarz, i zleciała z Johna i z łóżka. A John był nagi, nieuzbrojony, i ze sterczącym fiutem. - Gadałem ci dziwko, jesteś tylko moja! - Ryknął jeden z nich. Pozostali zaś już dopadli "Doca", i zaczęli go okładać pięściami, a nawet i rękojeściami rewolwerów. Mężczyzna nie miał szans. Strzelać umiał, owszem. I to z różnych kalibrów. Doktorzyć też umiał, i to nieźle. Jeździć konno też… ale bić nie bardzo. A broń Johna była daleko, dobre 3 metry od niego. Nie miał szans. I dostawał wycisk. - Przeciągniemy cię po całym mieście skurwielu za koniem. Gołego. Nauczysz się wtedy kurwa paru rzeczy… - Warknął ich przywódca do "Doca". A Cindy płakała. - Jack nie, proszę nie rób mu krzywdy… ~ Trzask wywalanych drzwi. Darcie ryja, piski panienki, jakieś zamieszanie, kurwienie Johna(?) Odgłosy jakby… walki? Melody spojrzała na Elizabeth, Elizabeth na Melody. - "Doc" ma kłopoty?? - Ranna dziewczyna zerwała się na równe nogi w bali, zapominając o swej nagości. A Elizabeth, mimo kurwienia, uśmiechnęła się na bardzo króciutki moment, oglądając sobie towarzyszkę z góry do dołu… ta zaś opuściła już balię, i owinęła się szybko ręcznikiem. Założyła swój kapelusz, po czym chwyciła w prawą dłoń rewolwer, a w lewą obrzyna. Spojrzała na "Ognistą" z zaciętą miną, kiwając głową w stronę drzwi ich pokoju. ~ Oppenheimer wylegiwujący się w bali wody, również wszystko usłyszał. "Doc" miał kłopoty? ~ Wesa niemal zasypiał w miłej, ciepłej kąpieli, trochę tylko marszcząc na moment brwi na jakiś cholerny raban, ale co go to tam… ~ Drzemiący w swoim pokoju James… drzemał dalej. Był najedzony, wykąpany, i odpoczywał. Raz tylko coś burknął pod nosem na odgłosy, i drzemał dalej. *** - No czekaj moment… kur… - Warknęła Elizabeth, ale Melody już wyszła na korytarz. Mokra, bosa, owinięta jedynie ręcznikiem, no ale z kapeluszem na głowie. I bronią w łapkach. Napastnicy zostawili uchylone drzwi, i byli zajęci okładaniem "Doca". I żaden z kretynów nie pilnował ich pleców, zabawiając się wśród rechotów na całego z katowaniem golasa. Panienka Gregory odchyliła nieco bardziej stópką drzwi, po czym weszła w próg pokoju z wycelowanymi w nich pukawkami. - Nikt się kurwa nie rusza - Wycedziła. Zbaranieli. No ale kto by nie zbaraniał, na widok dwóch półnagich, nieco jeszcze mokrych, uzbrojonych panienek, celujących w nich z licznych pukawek. *** Komentarze jeszcze dzisiaj.
__________________ "Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD |
08-07-2022, 13:11 | #117 |
Reputacja: 1 |
|
08-07-2022, 22:39 | #118 |
Reputacja: 1 |
|
09-07-2022, 07:25 | #119 |
Reputacja: 1 |
|
09-07-2022, 14:04 | #120 |
Administrator Reputacja: 1 | - Dziwka żyje, jak mi się zdaje i może jak się obudzi, to powie ćwokom co tu zaszło. Taylor dostał łomot, a oni napadli na dwie kobiety i dostali za swoje. Proste. - James miał własny pogląd na tą sprawę. - Zaryzykowałbym tych ćwoków - kiwnął głową Oppenheimerowi. Nie bardzo rozumiał dlaczego Melody panikuje, bo tylko tym James mógłby tłumaczyć nadmierny pośpiech dziewczyny na wyjazd z miasta. - Może i ma trochę racji... - powiedział John. - Jeśli któryś z tych truposzy ma jakiegoś sympatyka wśród mieszkańców, to będziemy mieć kłopoty. A i tak może się zdarzyć, że jakiś milicjant z poczuciem władzy zechce nas tu przetrzymać... do całkowitego wyjaśnienia sprawy? I większe zadupie, tym większe... mniemanie mieszkańców o sobie i swej ważności. - I jeszcze jedno... a nuż oni wolą najpierw strzelać, a potem pytać? - dodał. - Możemy zostać lokalnymi bohaterami, albo trafić do pudła za zabójstwo "niewinnych" kowbojów. Który z tych truposzy ma na czole wypisane "bandzior"? - No dobrze. Tym razem zaufam waszej intuicji – stwierdził po zastanowieniu Arthur zwracając się do Johna i Melody. – Teraz przekonajcie pozostałych. - No i jeszcze kto uwierzy dziwce… - Prychnęła Melody na słowa Jamesa zza parawanu. - Na dole leży martwy barman. Nie przeżył spotkania z szumowinami – poinformował Oppenheimer – Wolałbym, żeby nam nie przypisywano cudzych zbrodni, a nasza ucieczka wzbudzi podejrzenia. Miej to na uwadze, frau. Szubienicznik w końcu odważył się spojrzeń na Melody, licząc, że zdążyła już założyć bardziej odpowiedni strój. - Z tłumem się nie dogadamy i nic nie przetłumaczymy. - Wesa odezwał się z oszczędnym wzruszeniem ramion ze swojego miejsca, które zajął po powrocie z prędkiego zwiadu. - Jeszcze lepiej… też będzie na nasze konto… - Mruknęła Melody, wychodząc już ubrana kompletnie zza parawanu. - Nie wiem jak wy, ale ja się zmywam - Wzruszyła ramionkami, po czym zerknęła na Elizabeth, i zaczęła zbierać jej ubrania po pokoju. - Proponowałbym iść po swoje rzeczy i pozwolić, by Elizabeth się ubrała - powiedział John. - Byłabym wdzięczna - Odparła Dixon - Chociaż i tak niejeden z was widział to i owo przy tym ręczniku, to wolałabym nie latać przy was całkiem na golasa. Tym bardziej, że pewnie będzie mi potrzebna pomoc Melody. Wesa tylko kiwnął głową i ruszył szykować się od odjazdu. - Poczekam na zewnątrz - powiedział John, który i tak widział już więcej, niż pozostali - a potem pomogę ci zejść na parter. Zabrał swoje rzeczy i wyszedł na korytarz. Oppenheimer udał się bez słowa po swoje rzeczy do pokoju, a następnie po schodach zszedł na dół. Podszedł do baru, za którym leżał nieszczęsny trup barmana opłakiwany przez wdowę. - To za whisky – szepnął i położył na blacie dwa dolary. Następnie wyszedł na zewnątrz by tam zaczekać na resztę towarzyszy. Czekając, aż Elizabeth się przyodzieje, John zajrzał do sąsiedniego pokoju. Cindy przytomności nie odzyskała, ale oddychała. "Doc" nie zamierzał jej cucić. Przede wszystkim nie wiedział, jaka byłaby jej reakcja. No i chociaż nie dotarli do finału, nie zamierzał domagać się wypełnienia 'kontraktu' ani zwrotu części pieniędzy. Przykrył dziewczynę prześcieradłem, zakrywając co ciekawsze fragmenty jej ciała, a potem wyszedł, zamykając drzwi. |