Oppenheimer nie był duszą towarzystwa. Zamówił obiad, a jedynym trunkiem jaki sączył tamtego dnia była woda. Głównie milczał i słuchał. Kiedy do saloonu wszedł Wesa, ostentacyjnie odsunął krzesło by Indianin mógł zająć miejsce przy ich stole.
- On jest z nami – rzucił półszeptem do barmana – Mam nadzieję, że to żaden problem herr gastwirt?
Barman patrząc w zimne oczy szubieniczka wiedział, że jest tylko jedna właściwa odpowiedź na to pytanie. Gdy Arthur skończył posiłek postanowił iść za przykładem swoich towarzyszek. Ponad wszystko cenił sobie schludność i higienę, tego samego zresztą wymagał od swoich pracowników, gdy zarządzał plantacją. Brzydził go ludzki brud. Potrafił być bardzo nieprzyjemny, gdy za paznokciami dostrzegł ślady nieczystości albo wyczuł odór niedomytej skóry.
- Człowiek stoi ponad każdą istotą zamieszkującą Ziemię. Dlaczego sam siebie sprowadzasz do roli cuchnącego kundla? – zwykł pytać gdy batem zdzierał skórę niereformowalnym abnegatom. Ostatnie dni wystawiły jego poczucie estetyki na ciężką próbę. Podróż bydlęcym wagonem i godziny spędzone w siodle sprawiły, że z trudem znosił własne towarzystwo.
Gdy Oppeheimer skończył jeść wyciągnął spod kołnierza chustę, wytarł nią usta a potem grzecznie pożegnał się życząc wszystkim udanego dnia. Potem zwrócił się z prośbą do barmana.
- Chciałem zamówić kąpiel w pokoju. Dopłacę jeśli woda będzie zimna, właściwie lodowata. Do tego proszę przysłać kogoś po moje rzeczy do prania. Najlepiej czarnucha. Czarne to najlepsze praczki.
Kiedy wszedł do pokoju balia z wodą już czekała. Tak jak prosił woda była chłodna, choć daleka od jego oczekiwań. Gdyby mógł kąpałby się w lodzie. Nic tak nie uśmierzało bólu jak lód. Jego ciało szpeciła jedna, jedyna blizna, ale to te których nie widać potrzebowały specjalnej pielęgnacji. Zaczął się rozbierać, ściągnął kurtę, rozpiął pas z nożami, zsunął koszulę, buty, bieliznę i spodnie. Ułożył wszystko w kupkę, przygotowaną dla praczki. Gdy zanurzył się w chłodnej toni, blada skóra stała czerwona, zupełnie jakby kąpał się we wrzątku. Rozłożył się wygodnie, zamoczył chustę w wodzie a potem przyłożył ją do twarzy. Myśli i wspomnienia zaczęły blaknąć i się zacierać aż w końcu z Oppenheimera nie zostało nic prócz cielesnej powłoki zanurzonej w zimnej kipieli.