Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-07-2022, 03:38   #7
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 02 - 2519.06.28; fst; przedpołudnie

Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; Dzielnica Portowa; koga “Stara Adele”
Czas: 2519.06.27; agt; wieczór
Warunki: ładownia, jasno, ciepło, gwar rozmów; na zewnątrz jasno, sła.wiatr, pogodnie, ciepło



Zbór



- Za tydzień jest to krasnoludzkie święto sagi a potem turniej rycerski. Będzie kilkudniowy festyn na całego. Zjedzie się wielu gości, także z okolicy, pewnie i z Saltburga ktoś przybędzie aby stanąć w szranki lub obejrzeć zmagania. Więc zbór za tydzień będzie pod znakiem takiego festynu. Myślę więc, że możemy poświęcić parę najbliższych dni aby rozeznać się w sytuacji które z tropów rokują najlepiej. - gdy w końcu mistrz zboru zabrał głos po wysłuchaniu tych różnych argumenty w dyskusji swoich podpopiecznych to uznał, że mają jeszcze czas na podjęcie kluczowych decyzji zanim skoncentrują uwagę na konkretnej ścieżce.

- Co do tego turnieju to myślę, że będzie on związany z jakąś niespodzianką albo skandalem. Zdumieniem i rozczarowaniem. Może to jakoś wpływać na nasze losy i sytuację chociaż na razie nie jest to dla mnie jasne jak bardzo i w jaki sposób. - Merga pokiwała swoimi pięknymi rogami które tak imponowały Lilly dorzucając swoją ni to uwagę ni przestrogę.

Potem jak już te najważniejsze rzeczy mieli ustalone zostały sprawy organizacyjne. Kto, z kim, kiedy i gdzie. Teraz mieli okazję rozmawiać swobodnie i bez ogródek bo na zewnątrz to już nie było takie oczywiste. O ile powiedzmy Łasica czy Burgund jak się przebrały za jakieś służki to jeszcze były naturalnym widokiem w kamienicy Pirory to już taki śmierdziel jak Garbus czy obcy mężczyzna jak Henrich wzbudzali by pewnie pytające spojrzenia.

Sigismundus ochoczo zgłosił się aby razem ze Strupasem “wyprowadzić lochę” na zewnątrz. A owa “locha” jak ją nazwał Otto bardzo mu się spodobała. Aż zarechtorał radośnie na to zgrabne określenie. - Tak, tak, Locha jej pasuje. Będzie się tarzać w błocie i gnoju jak prawdziwa locha! Pokocha to! I zaprowadzi nas do daru pozostawionego przez Oster! I będzie miała zaszczyt być narzędziem i naczyniem dla błogosławieństw Ojczulka! O tak, tak, właśnie tak! Ona jeszcze nie wie jaki zaszczyt ją spotkał, jak powinna być wdzięczna za swój wspaniały los! - aptekarz i cyrulik zaśmiał się chrapliwie co nadawało mu dość szalonego wyglądu. Ale mimo wszystko zdawał się być racjonalny w swoich kalkulacjach. A Festag mu pasował na takie próbne “wyprowadzenie lochy”. Zamierzał rano, o ile pogoda pozwoli, spróbować co z tego wyjdzie. Strupas miał mu towarzyszyć bo jak zawsze był chętny do knucia i rozpowszechniania błogosławieństw Ojczulka. Ale jak ktoś miał ochotę to mógł do nich dołączyć. Dziś rano przy południowej bramie mieli się zerbać we trójkę i zobaczyć czy owa locha się nadaje do czegoś sensownego z tym szukaniem błogosławionych plagą trufli.

- No cóż, dziewczyny, to kopulowanie z koziołkami chyba będziemy musiały odłożyć na później. Ale mam nadzieję, że w zamian dostaniemy kopulowanie z jakąś ładną syrenką. - Łasica ewidentnie nie miała ochoty brać udziału w jakimś szukaniu źródeł zarazy. Za to jej była myśl o ekscytujących przygodach, zwłaszcza takich co zwykle kończyły się w alkowie. Jednak nie tak dosłownie. Widocznie miłość na łonie natury gdzieś w lesie czy na plaży też żywo ją interesowała. Zwłaszcza z tak egzotycznymi i niecodziennymi kochankami. Skoro jednak tajne spotkanie ze zwierzoludźmi nie miało takiego poparcia jak szukanie kontaktu z syreną która prawdopodbnie była jakoś związana z tym samym patronem co ona i jej koleżanki no to była skłonna pójść na kompromis dla dobra sprawy i zboru. Zwłaszcza jakby ta syrena okazała się jakaś ładna, zgrabna i powabna na co chyba miała nadzieję. Jak zwykle mówiła tak swobodnie i z uśmiechem, że nie do końca było pewne czy żartuje czy mówi na poważnie.

Co do obserwacji werbowników w “Kwarcie” zdania były podzielone. W oczywisty sposób Łasica z koleżankami wydawały się w sam raz. W końcu już nie raz wchodziły w rolę służek i kelnerek czy dziewcząt do towarzystwa. A większość najemników była mężczyznami co lubili się otaczać właśnie kobietami takiego pokroju. No ale dziewczęta nie mogły się rozdwoić więc albo by musiały bytować w “Kwarcie” albo udać się gdzie indziej. W końcu Pirora wspomniała, że ma znajomą najemniczkę którą właściwie dawno nie widziała więc może jakoś od niej uda jej się czegoś dowiedzieć. I na razie na tym stanęło z tymi werbownikami. No chyba, że Heinrich czy ktoś inny miałby ochotę sam wziąć się za śledztwo w tej sprawie to oczywiście droga była wolna.

Tobias niejako w naturalny sposób skierował się do Joachima w sprawie Morskiej Akademii. No i obaj poświęcili się temu samemu patronowi. Z całego zboru oni dwaj mieli najlepsze możliwości aby tam się udać pod jakimś oficjalnym pozorem. Przynajmniej do bibloteki. Bo większość pozostałych to już musiałaby kombinować na etapie bramy i rozmowy ze strażnikami a oni to chociaż ten pierwszy próg mieli otwarty. No ale w Festag to Akademia była zamknięta więc jak już to trzeba było zacząć od nowego tygodnia.

Silny i Egon na razie mieli pozostać w kryjówce na statku. Na wypadek gdyby było potrzebne ich siłowe wsparcie. Ale, że nadal byli poszukiwani listami gończymi to docelowo mieli opuścić miasto. Albo będą towarzyszyć Merdze w wyprawie na północ albo którejś z wypraw jeśli udałoby się zdobyć jakiś obiecujący trop.

- No to powiedzmy jutro po mszy w “Mewie”. Zastanawiam się czy szukać Nije czy lepiej nie. Albo Lilly. - Łasica ustaliła punkt i miejsce zbiórki na swoją ulubioną tawernę w porcie. Ona i Burgund były chętne wyruszyć na szukanie syreny. Onyks też ale w końcu dogadały się, że może lepiej jak spróbuje poszukać tego swojego poetę co coś tam mówił o tej zatoce miłości. Bo tylko ona go znała to miała największą szansę go odnaleźć. Zaś z Nije Simonsberg sprawa była o tyle niejednoznaczna, że poprzednio, jeszcze w zimie całkiem ładnie jej poszedł ten śpiew i muzyczne konkury z syreną. No ale nie należała do zboru. Gdyby działali tylko siłami zboru mieliby większą swobodę manewru gdyby to faktycznie chodziło o spotkanie z istotą naznaczoną przez Chaos. Zwłaszcza, że Wrakowisko nie leżało tak blisko miasta więc były spore szanse, że nawet w dzień nie będzie tam wielu gapiów. Może jacyś rybacy na morzu jak już. No ale bez Nije nie mieli żadnego zawodowego barda ani śpiewaka. Nie było więc pewne czy udałoby się tak jak jej jakoś wywabić syrenę chociaż do tego pierwszego, śpiewnego kontaktu jak to miało miejsce zimą. No a Lilly była mutantką. Do tego z mutacjami typowymi dla jej wężowego patrona. A nawet ze znamieniem ukrytym na podbrzuszu. Co robiło wrażenie na jego wyznawcach. Łasica też je miała choć nie tak wyraźne. No ale jednak z Lilly było to ryzyko, że póki byli w mieście to zawsze było ryzyko wpadki gdyby ktoś zajrzał jej pod spódnicę czy choćby jakiś nadgorliwy strażnik chciał ją przeszukać. Zwłaszcza, że ona sama, pomimo nauk Łasicy, wciąż była wręcz w dziecięcy sposób zafascynowana miastem i jej mieszkańcami, zwłaszcza księżniczkami czyli pięknymi i kolorowo ubranymi kobietami. I czasami dawała się ponieść tej fascynacji co mogło ją i jej towarzyszy wpakować w jakieś tarapaty.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; Dzielnica Portowa; tawerna “Wesoła mewa”
Czas: 2519.06.28; fst; przedpołudnie
Warunki: główna izba, jasno, ciepło, gwar rozmów; na zewnątrz jasno, łag.wiatr, mżawka, chłodno



Grupa Łasicy




- Trochę pada. - Burgund patrzyła za okno. Widać było kawałek ulicy i wody zatoki razem z bujającymi się na falach statkami. Nie było to niespodzianką, od rana się chmurzyło no i wreszcie zaczęło padać. Chociaż raczej drobna mżawka niż pełnoprawny deszcz. W jednej z alków tawerny mieli całkiem dyskretne warunki spotkania, zwłaszcza jak się zasunęło kotarę oddzielajacą ją od głównej sali. Teraz była odsunięta bo dziewczyny chciały widzieć kto przyszedł skoro czekały na spotkanie no i by inni kultyści też mogli ich zobaczyć jakby przyszli.

- No pada. Ale słabo. Będzie błoto na tej plaży. Ciekawe czy ta syrenka by lubiła zabawy w błocie tak jak my. Jak tak to by mogło być całkiem ciekawie. - zamyśliła się włamywaczka też rzucając okiem na widok za oknem. Mżawka była pewnym utrudnieniem ale nie padało aż tak aby rezygnować z wyprawy za miasto.

- Pójdę do Cori po oliwę. - oszustka o burgundowych włosach wstała i ruszyła do szynkwasu gdzie urzędowała ich ulubiona blond kelnerka. Chwilę tam rozmawiały w przyjaznej atmosferze po czym blondynka pokiwała głową i wyszła po coś na zaplecze.

- Pożyczyłam wóz to możemy tam podjechać. Ktoś z was umie powozić? No ja mogę albo Burgund no ale jak ktoś chce to proszę bardzo. - zwróciła się do reszty czekających towarzyszy. Właściwie to byli prawie w komplecie i można było ruszać do tego wozu a potem do bramy i dalej za miasto plażą aż do Wrakowiska.

- Ja to będę się niedługo zbierać. - Onyx też z nimi siedziała. Chociaż nie zamierzała ruszać na tą syrenią wyprawę tylko miała w planie poszukać swojego piewcę ody do miłości co tak zachwalał romantyczny zakątek nad jakąś zatoczką Salt. Ale na razie jeszcze siedziała razem z nimi.

- A ja mam nadzieję, że to będzie jakaś ładna syrenka. A nie obślizgła maszkara. Jak będzie jakaś szpetna to nic z nią nie będę robić. - myśli Łasicy krążyły widocznie wokół tajemniczej istoty kryjącej się w morskich głębinach. Bo chociaż grupie Joachima w zimie udało się z nią nawiązać kontakt to jej nie widzieli więcej niż kawałek ogona bujającego się wesoło pomiędzy skałami o jakie rozbijała się wodna kipiel. I dało się poznać, że kultystka Księcia Przyjemności chętnie zawarła by bliższą znajomość z jakaś atrakcyjną syrenką no ale nie ze szpetną maszkarą.

- Jak jakaś szpetna to może Fabi by dała się namówić? Ona lubi takie ekstremalne przygody. Chyba nawet bardziej niż my. - zaproponowała rudowłosa kultystka wracając do stołu i machając wesoło zdobytą butelką oliwy. Przez chwilę trzy kultystki dyskutowały o tej interesującej możliwości ale skończyło się na tym, że trochę późno aby brać to pod uwagę na dzisiaj bo trzeba by to umówić, pewnie przez Pirorę co miała z nią najlepszy kontakt i dostęp no a gdyby syrenka okazała się jakaś taka niczego sobie to i Burgund z Łasicą by sobie pewnie z nią poradziły w jakichś wesołych karesach. Oczywiście gdyby już doszło do jakiegoś kontaktu na tyle aby dojść do tego etapu. Ale czego się można było spodziewać po istocie z Wrakowiska tego tak naprawdę nikt nie wiedział. Dlatego dziewczyny miały u pasa po długim nożu a w zapasie kostur który można było użyć jako lagi czy tępej włóczni. Jednak miały nadzieję na pokojowe a najlepiej łóżkowe rozwiązanie i, że przemoc nie będzie potrzebna.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; Dzielnica Południowa; brama południowa
Czas: 2519.06.28; fst; przedpołudnie
Warunki: zaułek; na zewnątrz jasno, łag.wiatr, mżawka, chłodno



Grupa Sigismudna



- Dobre miejsce wybrałeś. Ładnie tutaj. Podoba mi się. - Sigismundus pochwalił kolegę w wierze co do wyboru miejsca spotkania. Podobało mu się. Odór odpadków, moczu, kału i końskiego nawozu jaki zalegał w mrocznym zaułku wabił jego zdeprawowane nozdrza. Do tego padało, lekko ale jednak. Co sprawiało, że to wszystko nasiąkało wodą tworząc ładne kałuże i błoto. Chociaż nieco tłumiło ten przyjemny zapach rozkładu.

- No. Ile czekamy? - Strupas pokiwał swoją brzydką, zniekształconą głową na znak zgody. Nie byli do końca pewni gdzie ich ta wyprawa zaprowadzi i czy ktoś dołączy do nich jeszcze czy nie. Ani czy gdziekolwiek dotrą. Nawet czy Locha do czegoś się będzie nadawać z tym tropieniem to do końca nie byli pewni.

- Jeszcze możemy trochę poczekać. Jak nikt to sami pójdziemy. - aptekarz wzruszył ramionami. Z jednej strony zdradzał ekscytację bo wiele sobie obiecywał po tej wyprawie. No ale racjonalna część jego umysłu mówiła mu, że to pierwsza próba z Lochą jako przewodniczką to nie miał pojęcia czy coś z tego będzie. Do tej pory nie używał jej w tej roli. No ale jak Starszy dał mu zielone światło na tą próbę to postanowił spróbować.

- Może zdjąć jej tą smycz? Trochę głupio tak wygląda. Rzuca się w oczy. - garbus dość gładko podporządkował się Sigismundowi doceniając go w roli swojego lidera. Po odejściu Sebastiana przez chwilę został sam jako oddany patronowi rozkładu ale wiosną do grupy dołaczył właśnie aptekarz którego aż kusiło aby nazwać szalonym i bezwzlgędnym eksperymentatorem. Ale garbus doceniał jego intelekt i wolę rozsiewania błogosławieństw ich patrona więc szybko mu się podporządkował. Razem stanowili zgrany duet i często ze sobą współpracowali. Jednak wczoraj Starszy zgodził się, że kobieta prowadzona po mieście na smyczy to za bardzo rzuca się w oczy i lepiej tego unikać. Skoro to były słowa ich mistrza to woleli się podporządkować no i brzmiało sensownie.

- Jeszcze nie. A jak gdzieś poleci? Dopiero jak wyjdziemy i będziemy szli przez bramę. Potem jak będziemy w lesie to znów jej założymy. - aptekarz popatrzył na uwiązaną do haka wbitego w ścianę kobietę. Siedziała osowiale i kiwała się w monotonnym rytmie. Ale wiedział, że potrafiła być silna gdy miała napady agresji czy pobudzenia. Faktycznie to był ryzykowny moment przechodzenia przez bramę. Mogli ją co najwyzej trzymać jakoś za rękę czy co. Bo bezpieczniej było na smyczy ale tak jak to wczoraj było mówione za bardzo rzucało się w oczy. Strażniczy mogli się przyczepić. Zwłaszcza jak chodziło o młodą i nawet ładną kobietę.

- Szkoda, że ją umyłeś. Wcześniej bardziej mi się podobała. - Garbus stanął obok niego też patrząc na tą z jaką wiązali takie nadzieje. No tak, skoro mieli wyjść z nią na miasto to Sigismundus musiał zadbać o pozory i umyć ją i ubrać jakoś by wyglądała w miarę normalnie. Co niestety w ich oczach mocno zepsuło jej atrakcyjny wizerunek no ale musieli dbać o pozory.

- Trzeba było. Ale jak się wytarza w błocie to znów będzie jak przedtem. Dobra, czekamy jeszcze trochę i idziemy. Niewiadomo gdzie to się skończy. Nie zamierzam nocować na zewnątrz. - aptekarz westchnął i spojrzał w niebo. Dzień był jeszcze dość wczesny. Niedawno dzwony były dziewięć razy więc było już po porannej mszy. A locha jakby ich gdzieś zaczęła prowadzić to nie wiadomo czy to tak na pół dnia drogi, dzień czy tydzień. Ale chciał sprawdzić czy w ogóle gdzieś ich będzie prowadzić. Na razie siedziała na podłodze opuszczonego domu i mamrotała czasem coś do siebie, albo nuciła coś lub zapadała w letarg. I ogólnie sprawiała wrażenie obłąkanej albo opóźnionej w rozwoju.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem