Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-07-2022, 14:54   #11
Pliman
 
Pliman's Avatar
 
Reputacja: 1 Pliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputację
Nakpena wiedział, że trzeba działać szybko. W pośpiechu, rozglądając się jednocześnie za teczką wymamrotał pod nosem inkantację powierzającą duchy zmarłych, duchom ich przodków. Nie był to godny pochówek, ale może chociaż pozwoli im uniknąć wiecznej tułaczki…

Teczki nigdzie nie było – może ktoś inny ją dostrzeże – pomyślał Indianin, wycinając jednocześnie szybkim ruchem noża pas bezpieczeństwa z pustego fotela – może się przydać.

W samolocie, a właściwie w jego wraku, nie było widać na pierwszy rzut oka nic przydatnego. Trochę żelastwa, sporo flaków, szkło i jakieś inne rupiecie. Biorąc pod uwagę iskrzące kable i zbliżających się kanibali – pigmejów, nie było sensu grzebać w tym śmietniku.

Nakpena wziął małą pod pachę – nie bój się dziecko, pomogę ci – powiedział najbardziej łagodnym głosem do jakiego był się w stanie w tym momencie zmusić. A, że głos miał z zasady niski i zachrypiały to jeszcze bardziej dziewuszkę wystraszył. Zaczęła krzyczeć i wyrywać się.
- Eve, ty chyba lepiej sobie z nią poradzisz. Ja nie jestem ojcem już od 20 lat… - powiedział przekazując dziecko kobiecie.
Gdy to mówił, przez chwilę wydawało mu się, że widzi w dziewczynce swoją córeczkę. Vichasha miała zaledwie 5 lat kiedy to się zaczęło.
Nic nie mógł zrobić... Złe wspomnienia znów powróciły. Który to już raz? Z oka Indianina spłynęła łza.

Nakpena otrząsnął się i skierował do wyjścia, a właściwie ziejącej dziury w kadłubie. Przed wrakiem czekali Dove i Thomas. Nieopodal stał harley i czerwony ford. Niewiele dalej znajdowała się, wciąż zbliżająca się, wataha zezwierzęciałych dzieciaków. Nie było czasu. Indianin odruchowo skierował się do motocykla, miał już na niego wsiąść, gdy uświadomił sobie, że to przecież nie jego pojazd. Dostrzegł przy tym właściciela maszyny – Liao. Lubił tego chinola. Wydawał mu się najbardziej bratnią duszą ze wszystkich współmieszkańców zajmowanego przez nich kampusu. W sumie był jedną z niewielu osób, z którymi czasem rozmawiał. Zdarzało mu się też przychodzić na jego zajęcia, zwykle w charakterze widza, chociaż od czasu do czasu pozwalał sobie pomachać jakimś drewnianym mieczem. Ot tak żeby nie wyjść z wprawy. Do ćwiczenia walki wręcz się nie pchał. No bo jaki jest sens się ośmieszać?
- Liao, zabierzesz mnie? Przyszedłem tu pieszo – zwrócił się do trenera wushu.
 
__________________
Cóż może zmienić naturę człowieka?

Ostatnio edytowane przez Pliman : 04-07-2022 o 15:05.
Pliman jest offline