Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-07-2022, 18:50   #17
Buka
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Towarzystwo wróciło w końcu całe i bezpieczne na tereny College'u… dodatkowo z Nakpeną, i z jakąś wystraszoną dziewczynką, no i oczywiście teczką.

Samolot eksplodował, wiele dzieciaków-kanibali zginęło, wiele pewnie zostało rannych. W sumie jednak… kij z nimi? Przynajmniej będzie mniej tych paskud.

Na terenach "domu", oczekiwała ich zaś już sama Martha… i sprawy jakoś tak miały szybkie tempo, nikt więc do owej teczki nie zdążył nawet zerknąć? Podobnie jak choćby spytać małą o imię.


- Zajmiemy się tobą dziecinko, nie bój się… - Powiedziała Martha z miłym uśmiechem, zgarniając dziewczynkę, i teczkę - Nic konkretnego nie zdobyliście, ale przynajmniej wszyscy cali… wracajcie do swoich zajęć, odpoczywajcie, co tam kto… porozmawiamy później.

~

Owe "później", nastąpiło sześć godzin dalej, gdy powoli zbliżał się już wieczór… i w końcu wezwano ich do Marthy.

Drugie piętro, dawniej zwyczajowa klasa, w której uczono dzieciaki, obecnie coś jakby "biuro" z paroma stołami, krzesłami, a nawet kanapami. Była Martha, była "Rada Starszych"(składająca się z dwóch mężczyzn, i dwóch kobiet, w statecznym już wieku), była i znaleziona mała z samolotu, była i teczka.

Był też… i Laverne z "Pepsi", w sumie wiedząc tyle co oni. Po prostu go wezwano, i tyle.

- Siadajcie, siadajcie, miło że jesteście… hej "Pepsi"! - Martha z miłym uśmiechem zagoniła przybywających na miejsca. Duży stół, a na nim wielka mapa PSA?

- Siadajcie, i trzymajcie się własnych tyłków, to co wam bowiem zaraz powiem, jest niesamowite… - Starsza kobieta zerknęła na siedzącą w rogu "znajdę", bawiącą się z troszkę markotną miną jakąś wysłużoną lalką Barbie. Wskazała dziewczynkę krótko kciukiem.
- Ta biedna dziecinka nazywa się Amy. Ma 10 lat, jest częściowo głucho-niema. Trochę mówi, trochę słyszy, posługuje się językiem migowym. A tak to normalna dziewczynka. Pochodzi ze wschodu PSA, z dalszych okolic Nowego Yorku. Spędziła wiele lat w tajnym bunkrze… dawnego rządu. Przeprowadzano na bidulce wiele eksperymentów, jest bowiem wyjątkowa…

Martha specjalnie zrobiła przerwę, by chyba podkreślić wagę sytuacji, i by mieć pewność, iż każdy jest wystarczająco skupiony?

- Jej krew jest lekarstwem na Zombie.

Szok. Cisza. Rozdziawione gęby? Szeroki uśmiech Marthy, kiwanie głów innych członków "Rady".

- Jej krew, jest w stanie zanegować instynkty Zombie. Sprawić, by przestali być bezmózgimi, upartymi monstrami, pragnącymi zjadać innych. Przestają. Tak po prostu. Nie, nie cofają się z tego stanu, nie są znowu ludźmi. Ale przestają być Zombie. Uspokajają się, nie są już agresywni, nie chcą nikogo zeżreć. I rozumieją co się do nich mówi, i potrafią wykonywać polecenia! - Martha przyłożyła na moment aż pomarszczone dłonie do ust, wśród własnego uśmiechu - To z kolei oznacza… iż mogą przestać być naszym zagrożeniem, a stać się mocnym sprzymierzeńcem przeciw Alexie!

Mruganie oczami, niedowierzanie, setka pytań…

- Spokojnie, spokojnie - Martha ich uciszyła gestem dłoni - W teczce były papiery, gruby plik, wyjaśniający, jak z krwi Amy zrobić owe serum, które wystarczy rozpylać przy Zombie, by uzyskać efekt. I to jest potwierdzone miesiącami badań i testów. Są też trzy próbki…

Ktoś położył plik spiętych papierzysk na stole, na mapie PSA, oraz małą metalową skrzyneczkę, w której były fiolki.


- Oczywiście, nie jesteśmy w stanie tego sami… "wyprodukować" - Kontynuowała Martha - Ale jest ponoć ktoś, kto potrafi. Amy leciała z doktor Ashley do New Mexico. Tam w pobliżu, jeszcze na terenach nie zajętych przez Alexę, jest jakaś tajna baza wojskowa, i tam mogą się tym zająć, tam Amy podróżowała…

Wszyscy zerknęli na mapę. Ktoś chyba nawet cicho zagwizdnął.

- 200km na zachód od Roswell, dawna baza wojskowa "Holloman". To będzie jakieś… 2200km od nas, około 6 dni drogi… pojedziecie tam. Dostarczycie małą, papiery, próbki. Załatwimy wam beczkę paliwa od sąsiadów, trochę żywności na drogę. To jest ważniejsze od nas wszystkich, od każdego z nas, od tego miejsca, od wszystkiego… ruszycie jutro z rana. Pojedziecie?

- Pie-sek… - Powiedziała siedząca z boku Amy, na widok "Pepsi", uśmiechając się szeroko. Przyklęknęła na podłodze na obu kolankach, po czym klasnęła kilka razy w dłonie… a towarzysz Laverne zamerdał ogonem. Ale i spoglądał to na swojego pana, to na dziewczynkę… w końcu Hensley szepnął "idź".
- Pie-sek! - Zachichotała dziewczynka, gdy "Pepsi" do niej podbiegł merdając ogonem, i zaczął ją obskakiwać, i lizać po twarzy. Radość dziecka, radość psa, te proste zabawy, ich czynności, chichot, skrobanie za uszkiem, głaskanie. Te proste rzeczy, takie ludzkie, niewinne, w tym pojebanym świecie, w tym syfie, bólu i cierpieniu, to łapało za serce, to cisnęło w środku, o wiele mocniej, niż się pozwalało. Niż by się chciało. To była namiastka dobra, jakie utracono, normalności, ciepła. Nadziei. Rodziny.
- Pie-sek… - Amy przytuliła obiema rękami "Pepsi" i zamknęła oczka uśmiechnięta.

A wśród ciszy, jaka nagle zapanowała w pomieszczeniu, wśród obserwujących tą scenę, ktoś chyba również musiał zamknąć na chwilę oczy, by nie popłynęły z nich łzy…









***
Komentarze jeszcze dzisiaj.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline