Po tym jak "Doc" ją opatrzył, a w końcu i wszyscy wyszli z pokoju, i Melody zamknęła za nimi drzwi…
- To jak? - Powiedziała dziewczyna, spoglądając na Elizabeth - Wiejemy, czy nie?
- Chyba nie mam za dużo do powiedzenia - Powiedziała Elizabeth ściągając z siebie ręcznik, gdy wszyscy mężczyźni się ulotnili - Ale chyba nie na golasa. Pomożesz mi się ubrać. Czyste ciuszki powinny być w torbie.
Melody poczerwieniała na widok nagiej Elizabeth…
- No jak to nie masz?? - Zdziwiła się - W końcu my wszyscy równi, nie? Marudzisz… pipo - Parsknęła, unikając wzrokiem przyjaciółki, i podając jej parę rzeczy.
- A co mam? Chciałam, żeby "Doc" wyjął kule na miejscu, to powiedział że później. Bo ty pipo powiedziałaś, że jedziemy - Elizabeth zaśmiała się z grymasem na twarzy próbując założyć bieliznę.
- Serio?? Chcesz tu zostać? I mieć ten cały cyrk na głowie, jak się miejscowe barany zjawią?? Dawaj… - Melody wprost z zamkniętymi oczkami, zaczęła zakładać "Ognistej" bieliznę…
- Nie zostać, ale nie podoba mi się chodzenie z kulą w nodze - Jęknęła Dixon - O jeździe konnej mogę pewnie zapomnieć. Dobra, możesz otworzyć oczka, mój tyłek jest już zasłonięty - Gdy to powiedziała dała młodej pstryczka w nos.
- Jesteś twarda, i do bólu, i w ogóle piękna i cacy… - Melody zachichotała - Więc skończ marudzić. Na koniu nogi nie używasz, teraz masz opatrunek, potem cię "Doc" porządnie poskłada… a ja… nie pozwolę, żeby ci się stała krzywda, ok? - Melody spojrzała Elizabeth prosto w oczy, z migoczącym błyskiem w swoich - OK?? - Dodała z przelotnym uśmiechem.
- Ok, ok - Odpowiedziała z uśmiechem, ale nieco zaskoczona takim wyzwaniem - A ty chyba nigdy nie jeździłeś konno z przestrzeloną nogą. Przeceniasz mnie trochę, ale jakoś zagryzę zęby do momentu, aż John mnie połata.
- Hmmm - Powiedziała wielce wymownie dziewczyna, zakładając jej skarpetki - Dać ci w łeb, wsadzić na konia, i gotowe? - Melody roześmiała się głośno.
- Zaplączesz mi później warkocze? - Dodała.
- Jeżeli myślisz, że to pomoże, śmiało możesz spróbować - Elizabeth uśmiechnęła się - Pewnie, zaplączę, ale chcesz to robić teraz? Czy później? Mówiłaś, że się spieszysz - Dixon już prawie w pełni ubrana, cieszyła się że najgorsze, a mianowicie majtki i spodnie ma już za sobą. Pozostał jej jedynie gorset, który w zasadzie postanowiła teraz nie zakładać, oraz kapelusz.
- Warkocze później… - Uśmiechnęła się przelotnie Melody, krzątając się przy jej nogach, i zakładając jej buty - Ja? - Spojrzała na nią z sympatycznym uśmiechem - My. My się śpieszymy… z dala od tłumu, z dala od… szubienic. No i nie naprawiły mi Chińczyki gorsetu, ani nie wyprały… - Parsknęła, zakładając Elizabeth pierwszy but.
- Jeżeli cię to ma pocieszyć, to mogę ci oddać jeden ze swoich - Powiedziała Dixon próbując wstać już w pełni ubrana, ale pierwsze kroki nie wychodziły jej świetnie, a przy każdym się mocno krzywiła.
- O ile nie chcesz nieść mojego ciężkiego tyłka po schodach, to wołaj po chłopaków - Zaśmiała się "Ognista" patrząc na… przyjaciółkę?
- Skulam twój ciężki tyłek po schodach - Palnęła Melody, i głośno się roześmiała, łapiąc ich toboły, oraz dając własnym ciałem podporę dla Elizabeth - Ale ten… w następnym miasteczku, ja wybieram siedzibę! - Powiedziała i… uszczypnęła Dixon podstępnie w tyłek.
- Auć - Pisnęła kulawa dziewczyna - Widzę ktoś tu nabiera pewności siebie - Zachichotała.
- Możesz wybierać… ale jak będzie taki wybór jak tutaj, to nie zaszalejesz - Tym razem zaśmiała się głośniej.
- Z kim się zadajesz, taki się stajesz? - Melody pokazała jej na chwilkę jęzorek - A póki co, byle do przodu? Zaciskamy więc ząbki i…
I Elizabeth zacisnęła zęby idąc przed siebie, w dół po schodach, wykorzystując pomocne ramię oraz poręcz. Bolało, ale starała się tego zbytnio nie okazywać.
- Czy są tu dzielni, i silni panowie, którzy pomogą damie w potrzebie? - Zaszczebiotała Melody, mrugając do Elizabeth, a obie powstrzymywały się od śmiechów, mimo dosyć poważnej sytuacji.