|
Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
09-07-2022, 14:21 | #121 |
Reputacja: 1 |
|
15-07-2022, 10:32 | #122 |
Reputacja: 1 |
__________________ Iustum enim est bellum quibus necessarium, et pia arma, ubi nulla nisi in armis spes est |
15-07-2022, 11:58 | #123 |
Reputacja: 1 |
|
15-07-2022, 12:12 | #124 |
Administrator Reputacja: 1 | - Te głąby, które ustrzeliłyśmy w Saloonie, miały przy koniach trochę jedzenia, na kolację więc zaś fasolka… - Powiedziała Melody i krótko się uśmiechnęła, kręcąc przy ognisku. - Chociaż jakiś zysk z tego spotkania - powiedział John. - Zaoszczędzimy… - dodał z przekąsem. - Zajebisty zysk - Zaśmiała się Elizabeth - Kula w nodze i obita morda za puszkę fasoli. Złoty układ, chyba częściej będę dawała się postrzelić - Mówiła żartem Dixon sadowiąc się blisko Melody. - Masz zamiar zbierać kule… na szczęście? - spytał John z lekkim uśmiechem. - Taaaa… powieszę sobie je nad kominkiem - Zawtórowała Elizabeth, a Melody parsknęła. - A może wisiorek? - Powiedziała. - Na kolczyki do kompletu nie starczy - uśmiechnął się John. - Przyjmę dodatkowe ze trzy kule i będzie dobrze - Dodała Elizabeth - To w takim razie zanim się ugotuje nasza fasolka. Jakie mamy teraz plany? Mamy czas, aby je obgadać. - Strzelę ci śrutem po tyłku, to będziesz miała na cały komplet - Palnęła nagle Melody, i głośno się roześmiała, mieszając drewnianą łychą w garnku z fasolką nad ogniskiem. - Wydłubywanie setki śrucin będzie pracochłonne... - uprzedził John, poważnym na pozór tonem. Nie wspomniał o tym, że 'pacjentka' nie będzie mogła usiąść przez parę dni. Nie tylko w siodle, ale nawet na miękkiej kanapie. - Chyba pozostanę przy większym kalibrze, po co bawić się w takie małe pierdółki - Powiedziała także, wydawałoby się że poważnie, Elizabeth jednak uśmiech kończący wypowiedź, całkowicie zmieniał ton tej wypowiedzi. - Cholercia! - Melody się najwyraźniej coś nagle przypomniało, pacnęła się bowiem dłonią w czółko. Spojrzała na Johna. - "Doc" ja w bali zamoczyłam opatrunek… - Teraz mi to mówisz? - John nie był zachwycony w najmniejszym nawet stopniu. - Chodź z dala od tego tłumu, to sprawdzę, czy bardzo narozrabiałaś. - Kto mnie chwilowo zastąpi przy kucharzeniu? - Powiedziała Melody. ~ Melody udała się z "Dociem" na skraj obozowiska… w sumie jednak to było może ledwie 10 metrów. Tam przysiadła na obu kolanach na trawie, po czym… zwrócona tyłem do wszystkich, ściągnęła koszulkę, i była naga od pasa w górę! Przysłoniła sobie jednak piersi kapeluszem, trzymanym z przodu ciała, gdy John zabrał się do doktorowania… John ściągnął bandaż, który przez te parę godzin jazdy całkowicie wysechł, a potem obejrzał rany. Wyglądało na to, że kąpiel niezbyt im zaszkodziła, co nie znaczyło, że nie trzeba było o nie dodatkowo zadbać. - Nieco zapiecze - uprzedził dziewczynę, po czym, w ramach profilaktyki, użył tej samej metody, jaką zastosował w stosunku do Elizabeth - potraktował obie rany odpowiednią porcją whisky, a ona dwa razy syknęła. John podał butelkę dziewczynie. - Dwa łyki w ramach pokrzepienia - powiedział, po czym zabrał się za opatrywanie rany. - Nie trzeba.. - Melody odmówiła alkoholu. Trochę maści, czysta szmatka (których zapas powoli się kurczył), maść i druga szmatka... - Przytrzymaj z przodu - polecił John, któremu za względu na ilość dziur, jakie pocisk wywiercił w ciele dziewczyny, zaczęło brakować rąk. I znowu błyszczały jej blizny na plecach, wprost wiły się przy małych ruchach ciała, sporo jednak przesłaniały rozpuszczone włosy, Gregory bowiem nie miała swoich warkoczy… i nagle, te włosy zgarnęła, ruchem ręki do przodu, dając lepszy wgląd "podglądaczom"(?)na swoje plecki… A potem do akcji wkroczył długi służący za bandaż pas materiału, który owinął się wokół ciała niczym dłuuugi wąż. - Gotowe - powiedział "Doc", mocując końcówkę bandaża. - Możesz oddychać? - upewnił się, chociaż był to raczej żart, niż poważne pytanie. - Mhm - Mruknęła dziewczyna. - Możesz się ubrać - stwierdził, po czym zaczął pakować swoją torbę. |
23-07-2022, 12:00 | #125 |
Wiedźma Reputacja: 1 | Kolejna noc na prerii minęła spokojnie… gdzieś zawył kojot, coś bzyczało i czasem skrzeczało, nie było jednak nic niezwykłego. Ot kolejny nocleg w dziczy. Nad ranem jednak, sprawy wyglądały całkiem inaczej. Wartę miała akurat Elizabeth, gdy świtało, i słońce powoli rozświetlało okolicę, a kobiecie serce podeszło do gardła. Indianie. Wielu czerwonoskórych, otaczających ich szerokim łukiem, kryjący się za drzewami, krzakami, małymi skałkami. Tuzin?? Uzbrojeni w łuki, strzelby, i cholera wie jeszcze co, zaszli ich w nocy, ciasno otaczając ich obozowisko. Nie byli dalej niż na 10-15m w wielu miejscach, jednak jeszcze nie atakowali… Za to zaczęli nagle się wydzierać "po swojemu", robiąc te ich charakterystyczne, durne okrzyki, przytykając i bardzo szybko odtykając dłoń od ust. Ale nadal nie atakowali… Z przodu indianie, z tyłu rzeczka, nieciekawie to wyglądało. Rozespane towarzystwo łapało za broń, każdy próbował jakoś za czymś się schować, ale z tym to było już wprost fatalnie. Gdzieś z przodu wyjechało trzech czerwonoskórych na koniach, którzy się zatrzymali na widoku. Jeden z nich miał dosyć "obfity" pióropusz. Jakiś wódz czy coś? Czekali… i chcieli chyba pogadać? ~ Wesa nie był w stanie się z nimi dogadać. On był w końcu Czirokezem, oni zaś Czeyenne. Pozostał więc tylko angielski. Jeden z Czeyenne się nim posługiwał. No i sprawa okazała się bardzo… kontrowersyjna. - Bierzemy połowę waszych koni, i jedną białą kobietę. Albo zabijemy was wszystkich. No pięknie. *** Komentarze jeszcze dzisiaj.
__________________ "Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD |
23-07-2022, 14:57 | #126 |
Reputacja: 1 |
Ostatnio edytowane przez Aro : 23-07-2022 o 14:59. |
25-07-2022, 11:24 | #127 |
Reputacja: 1 |
|
01-08-2022, 18:23 | #128 |
Reputacja: 1 |
|
01-08-2022, 18:39 | #129 |
Administrator Reputacja: 1 | James ganił się przez chwilę za odrobinę słabości, choć w sumie to nie było dziwne. Ubiegła noc zeszła im na uciekaniu, ubiegły dzień…też na uciekaniu więc rewolwerowiec nie był specjalnie wypoczęty. Adrenalina jednak robiła swoje i James stał już pewnie na nogach. Spokojnie słuchał gadki Oppenheimera i Wesy z Indianami, zerkając raz to na jednych, jak i drugich. Broni oczywiście nie odłożył, i nie zamierzał nigdzie odkładać. Wpierw postanowił jednak rozluźnić się nieco, i zaczął powoli, nie spuszczając jednak wzroku z wodza skręcać sobie fajka. "Wódz" Czejenów wysłuchał tłumaczonych słów Arthura… a potem kiwnął głową, i wyszczerzył nieco zęby. - A ile tego złota dla nas? - Spytał po chwili indiański tłumacz. Gdy Elizabeth i Melody znalazły się już przy koniach miały dogodniejszą pozycję do obrony w razie jatki, a także lekko osłonięte, gorzej z resztą ich towarzyszy, ale Dixon miała nadzieję, że wyjdą cało jeżeli miałoby do czegoś dojść. - Jakby poszło źle to ja w tych przed nami, ty w tych za nami - Powiedziała do Melody wskazując jej na dynamity ukryte w jukach, po czym zaczęła czesać palcami grzywę wierzchowca. Oppenhaimer tymczasem kontynuował negocjacje. - Pięć tysięcy dolarów w sztabkach, prócz dodatkowe osiemset trzydzieści trzy dolary – odpowiedział licząc szybko w pamięci część swoich udziałów po nieświętej pamięci Gato. Wyglądało na to, że Arthur jest znacznie lepszym negocjatorem niż Wesa, więc John nie zamierzał się wtrącać. Wszak gdyby się udało, zdobyliby garstkę sojuszników. Co prawda takich, którym należałoby patrzeć bez przerwy na ręce, ale i tak wyjście było lepsze, niż natychmiastowa strzelanina. Ale i tak bacznie obserwował czerwonoskórych. Na przetłumaczone po chwili słowa Oppenheimer'a, "Wódz" głośno się roześmiał, po czym coś powiedział, a jego towarzysze, podobnie jak on, zeszli z koni. Reszta otaczających zaś śmiałków Czeyenów, jakby… uspokoiła się. Opuścili łuki i karabiny, przestali z nich celować. Ale oni również, nadal się wpatrywali w "białe twarze". W tym czasie, pojawił się duży koc, który rozłożono na trawie, gdzie zasiadł "Wódz", i dwóch jego ludzi. - Porozmawiajmy - Padła propozycja, wsparta gestem dłoni, by Arthur i Wesa usiedli przy nich. W tym czasie, Melody odetchnęła z ulgą, widząc, iż chyba sprawę idzie załatwić dyplomatycznie… a po chwili odetchnęła jeszcze głębiej, gdy z krzaków i traw wokół obozowiska, wychyliło się nagle dodatkowych sześciu(!) Czeyenne, których nikt wcześniej nie widział?? Szubiecznik znał zasady savoir-vivru, ale nie miał pojęcia jak zachowywać się w towarzystwie czerwonoskórych. Jeden niewłaściwie zrozumiany gest mógł zniweczyć ich starania. Dlatego starał się obserwować mowę ciała i gesty Wesy. Gdy wódz zaprosił ich do rozmów Oppenheimer poczekał na to co zrobi młodzieniec. Traktował go jak swojego przewodnika po świecie, którego nie znał ani nie rozumiał. Sytuacja na pewno dla Wesy nie była komfortowa, lecz to Arthur występował w roli diabła, to on wciągał czejenów na drogę zbrodni i występku. Bez względu na to co się wydarzy, uznał, że chłopak wciąż może zasypiać z czystym sumieniem, bez poczucia winy, wstydu czy zdrady. Rozmowa przeszła na inny poziom, na pozór przynajmniej bardziej pokojowy etap, co nie znaczyło, że należało stracić czujność. Co prawda kolejne indiańce wylazły z krzaków, ale równie dobrze mogła to być kolejna demonstracja siły... tudzież niebagatelny argument w dyskusji. Dlatego też John nie wypuszczał broni z ręki. I stale przyglądał się potencjalnym sojusznikom podobnie jak Elizabeth, która ani na chwilę nie uznała tych dzikusów za możliwych sojuszników, a na pewno nie po tym czego wcześniej żądali. W tym momencie nie wiedziała jak rozwiąże się całą sytuacja, ale w myślach ciągle kleciła różne scenariusze tego co może się stać, szczególnie te najgorsze, tym bardziej że im nie ufała. Przywarła więc plecami do stojącego przy koniach drzewa i na powrót wyciągnęła swoje colty, które oparła o biodra przysłuchując się i obserwując "dyplomatycznemu" spotkaniu. Wesie nie podobał się kierunek, w jaki Oppenheimer zepchnął negocjacje z Szejenami - już wcześniej był zdecydowanie przeciwny werbowaniu jakichkolwiek Indianów do napadu na pociąg ze złotem. Tak głośny rabunek, bez względu na to czy by się powiódł czy nie, znalazłby się na ustach wszystkich od Wielkich Równin po Wschodnie Wybrzeże i skończyłby się szeroko zakrojoną nagonką oraz, bez wątpienia, ekspedycją karną na Terytorium Indiańskim. Teraz jednak, gdy dalej byli otoczeni przez przeważającą siłę “wroga”, Nahelewesa nie zamierzał wokalizować swoich wątpliwości czy sprzeciwów. Alternatywą do werbunku byłaby krwawa rzeź, a Czirokez cenił sobie swoje zdrowie. Widząc, jak Oppenheimer spogląda ku niemu po przewodnictwo, usiadł ze skrzyżowanymi nogami na kocu, wskazując mu miejsce po swojej lewicy, naprzeciw szejeńskiego wodza - tymże gestem nie pozostawiając wątpliwości, w kim pokładał nadzieję na przeprowadzenie dalszych negocjacji. Oppenheimer usiadł obok Wesy, podobnie jak on skrzyżował nogi i spojrzał wyczekująco na wodza. - Wytłumacz dokładniej plan "Jednooki demonie" - Wyjaśnił tłumacz. Jednooki demon niemal w słowo w słowo powtórzył plan przedstawiony przez McCoya, pomijając jedynie część o Missouri i burdelu „U Lucy”, gdzie mieli się rozliczyć ze swoim pryncypałem. Następnie przeszedł do ustaleń poczynionych przez ich grupę w trakcie podróży. - Zamierzamy użyć dynamitu, żeby wykoleić pociąg. Tak jak wspominałem złota pilnuje około dwudziestu karabinierów. Zakładam, że część z nich po katastrofie nie będzie zdolna do walki, mimo wszystko mają jednak liczebną przewagę, dlatego jeśli zdecydujecie się do nas dołączyć szanse na powodzenie przedsięwzięcia znacznie wzrosną. - Gdzie i kiedy? Macie jakąś… mapę? - Padło kolejne pytanie, po wysłuchaniu Arthura. - Nie mamy map. Ładunek jest przewożony w tajemnicy z Denver w kierunku Kansas City. 12 maja, czyli za trzy dni przed południem pociąg będzie przejeżdżał przez granicę stanów Kansas i Colorado i tam nastąpi atak - wyjaśnił Oppenheimer. - To skąd mam wiedzieć, gdzie być z wojownikami? - "Wódz" miał nieco niezadowoloną minę. Wyglądało na to, że Arthur i wódz dzikusów znaleźli wspólny język i jakoś się dogadywali, nawet jeśli robili to za pośrednictwem tłumacza. A John uznał, że szczytem głupoty byłoby wtrącanie się do rozmowy. Pozostawało czekać na to, jak zakończą się negocjacje. |
01-08-2022, 18:56 | #130 |
Reputacja: 1 |
|