Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-07-2022, 17:47   #153
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Biesiada

Uczta trwała dalej, przechodząc już w kolejny etap, w miarę przelewanego alkoholu. Humory zaczynały dopisywać coraz bardziej i zapominano o podziałach politycznych, z towarzystwem mieszającym się, plotkującym i przechodzącym od stołu do stołu. Sztywna atmosfera prędko rozluźniła się znacznie i integracja wyrwała do przodu. I chociaż w większości prowadzone rozmowy były niewinne, tak miejscami można było wyczuć polityczne podteksty i próby drobnych machinacji. Jak choćby w przypadku delegatów, którzy zaczęli rozwijać swoje sieci i poznawać się nawzajem, nawet próbując nawiązać nić porozumienia.

Spojrzenia reszty gości w większości ślizgały gdzieś wokół delegatów, wymijając ich i pozornie nikt nie zwracał na nich większej uwagi, skupiając się na stole honorowym, gdzie Henrietta i Detlef pogrążeni byli w głębokiej rozmowie, nachylając się ku sobie. Adalbert, małżonek Lady, skorzystał z pierwszej okazji i wymówki, by opuścić biesiadę. Dziedzic Teoffen korzystał z gościnności całkowicie, pochłaniając kolejne porcje jedzenia i popijając winem, ale czy kolor na polikach zakwitł z racji alkoholu, czy z towarzystwa Henrietty, ciężko było stwierdzić. Jedno było oczywiste - spojrzenie, które wbite miał w panią na zamku, zaczęło już wchodzić w rejony zauroczenia. Ot, młodzieńcza krew. Henrietta ze swojej strony również zdawała się czerpać przyjemność z towarzystwa Detlefa, wnosząc po częstych (i nader szczerych) uśmiechach, jakie wykwitały na jej licu.

Jean-Gabriel i Corrado z kolei postanowili chyba przeprowadzić swego rodzaju obchód, gdyż zaczęli krążyć między stołami i wdawać się w rozmowy z radnymi, dygnitarzami i inszymi personami ważniejszego sortu. Chociaż tam, gdzie de Beaumanoir epatował szczerą chęcią rozmowy, tak da Capelli jedynie dotrzymywał konwenansu towarzyskiego i zobowiązań politycznych, doglądając interesów Serrig. Tileańczyk w dużej mierze krążył więc wśród posłów wszelkiej maści, na dłużej zatrzymując się przy rudym jegomościu w barwach Sonnefurtu.

Gdy służący zaczęli powoli zastawiać stoły przeróżnymi deserami - od kandyzowanych owoców po swojskie ciasta - Henrietta i Detlef postanowili chyba przejść w bardziej kameralne miejsce. Dziedzic Teoffen szarmancko i po dżentelmeńsku zaoferował Lady ramię, które ta ujęła z uśmiechem i duet opuścił salę, z dwoma halabardnikami którzy ruszyli ich śladem, ku skromnym, prywatnym ogrodom.

A biesiada trwała dalej.




Waldemar

Biesiada trwała dalej. Dziedziniec zamku Reuterów w porównaniu do głównej hali był przyjemnie cichy, a jego spokój przerywany był zaledwie odległymi odgłosami uczty, kaszlnięciami i kichnięciami gwardzistów na warcie czy sporadycznym hałasem miasta zza murów. Prychnięcia koni też prędko weszły w ten podkład dźwiękowy, gdy Waldemar, wiedziony znajomym uczuciem bycia śledzonym, skrył się w stajni tuż za wrotami. Cień, wydłużony przez rozświetlony foyer z którego się wyłonił, zatańczył na dziedzińcu gdy brodaty jegomość ruszył przed siebie i przystanął, rozglądając się wokół. Podstarzały już, z siwizną przejmującą ciemny zarost, wydawał się Brökowi znajomy. Jakby gdzieś już go widział, ale czy to mogła być jedynie gra światła i cieni? Szpieg nie był pewien. Długi żywot i kariera wiązały się z tym, że miał do czynienia z wieloma osobami i nie sposób było spamiętać ich wszystkich.

Brodaty jegomość, rozejrzawszy się podejrzanie czujnie po okolicy, spokojnym krokiem ruszył w stronę magazynu, wciśniętego w róg dziedzińca, tuż obok stajni. Cienie kryły jego tożsamość dobrze, ale gdy wszedł w krąg światła rzucany przez latarnie zawieszone na obu budynkach, Waldemarowi rzucił się w oczy wyszyty na wamsie herb Kreutzhoffen. Tajemniczym osobnikiem nie mógł być nikt inny, jak Hugo Adelsperger, jedyny wysłannik Pfeifraucherów w Serrig. To jest, jedyny jawny.

Drzwi skrzypnęły, gdy Adelsperger wkroczył do magazynu. Waldemar, wiedziony zboczeniem zawodowym, nie mógł sobie odmówić zerknięcia przez okiennice i wyłonił się ze swojej kryjówki, bezszelestnie przyklejając się do cegieł graciarni. Rendez-vous w tajemnicy, podczas gdy cały zamek biesiadował, był co najmniej dziwną działalnością. Zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że drugim obecnym był sam Adalbert. Co było jednak tematem tegoż potajemnego spotkania, Brök nie był już w stanie wychwycić. Mężczyźni przezornie ograniczyli się do rozmowy szeptem, nachyleni ku sobie nader blisko między skrzyniami, narzędziami i workami z paszą.
 
Aro jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem