Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-07-2022, 08:25   #22
Dydelfina
 
Dydelfina's Avatar
 
Reputacja: 1 Dydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputację
Sobota; wieczór; sala gimnastyczna


Wchodząc do oświetlonej, jasnej sali starej sali gimnastycznej, zmienionej na ten jeden wieczór na miniaturową aulę teatru, dało się prawie poczuć jak w dawnym świecie.
Ruch, śmiechy, blask lamp, ciepło i ludzie ubrani tak elegancko jak tylko mogli na współczesne warunki. Z szaf wyciągnięto i odkurzono najlepsze kreacje, bo skoro okazja do pokazania się wpadała w ręce, należało korzystać. Elita towarzyska Clyde złapała ją wyciskając ile się dało. Tak więc obok eleganckich garsonek zdarzały się typowe balowe kreacje, letnie sukienki, garnitury, smokingi, galowe mundury. Biżuteria, torebki, satyna, jedwabie, piórka, koronki, szpilki, koturny, krawaty, muchy, zegarki, sygnety, rzędy medali.
Rzadko kiedy mieli okazję aby poczuć się normalnie, jak zwykli ludzie na poziomie w sobotę wieczór. Krótkie mini odpadały, nie wypadało. Skoro Dominique towarzyszyła majorowi Jobinowi jako partnerka nie mogła założyć byle czego, choć najbliższe jej sercu były teraz polarowa piżama i ciepłe kapcie. Zamiast tego kroczyła obok niego przez parkiet w pięknej, czarnej sukni do ziemi mającej z przodu łódkowy dekolt, a z tyłu fantazyjny krój odsłaniał plecy i kark. Była to replika kreacji jaką Audrey Hepburn miała w pierwszej scenie słynnego “Śniadania u Tiffaniego”. Oryginał zaprojektował francuski mistrz mody Hubert de Givenchy, model młodej lekarki wykonał ktoś mniej sławny, lecz przyłożył się do pracy z sercem. Długie rękawiczki kryły sińce na przedramionach, a przy okazji razem z perłowym naszyjnikiem dopełniały całości, dodając nosicielce pewności siebie oraz sprawiając przyjemność. Każda kobieta lubiła się przecież wystroić, koniec świata tego nie usunął.

Dobrze było móc wyjść, pouśmiechać się, wymienić garść niezobowiązujących uprzejmości i, być może, zawrzeć nowe znajomości, ale przede wszystkim ważne było wsparcie rodziny. A rodzina wspierała i ją, prowadząc do członków Admiralicji, ludzi z HQ i innych którzy w mieście coś znaczyli. Mężczyźni i kobiety, starzy i młodzi. Paru naprawdę interesujących z którymi blondynka wymieniła dyskretne uśmiechy, trochę żałując że jednak nie jest to “Neptun” gdzie po wstaniu od stolika można swobodnie porozmawiać gdzieś z boku przy barze. Tutaj jedyną opcją aby wymienić parę zdań poza ogólnie przyjętym, sztywnym protokołem było wyjście na chłodną noc przed salą żeby zapalić. Tam jednak również należało się pilnować i pamiętać że wokół znajdują się dziesiątki obserwujących oraz oceniających oczu. Zbyt długa rozmowa wzbudziłaby niesmak, tak jak rozmowa zbyt ekspresyjna. Zwykle też do rozmawiającej parki szybko dołączali przypadkowi towarzysze tylko po to aby podczas podchodzenia podsłuchać o czym tamci rozmawiają. Kiedy nie było telewizji i internetu ludziom się nudziło, żyli więc plotkami, albo życiem innych ludzi… a tymczasem za murami inni ludzie przymierali głodem, umierali od chorób cierpiąc w ciemności lub półmroku rozświetlonym przez nikłe płomyki ognisk skleconych z tego co pod ręką.

Zostawiona z kobietami admirała Domino uśmiechała się, przytakiwała i mówiła te wszystkie ugrzecznione głupotki które należało powiedzieć, a gdy tylko przyszła okazja, przeprosiła, pożegnała się, a potem zostawiła Mercedes i jej matkę na rzecz o wiele bardziej lubianej osoby dostrzeżonej całkiem niedaleko wejścia. Od razu poczuła ulgę, bo córka Craiga działa lekarce na nerwy. Wolna od niechcianego towarzystwa podeszła do Franceski Holtz i jej ojca, lecz zanim zdążyła się odezwać stary hippis przejął inicjatywę na swój dość mocno krępujący sposób. Im więcej mówił, tym bardziej Dominique zastanawiała się jakim cudem ten człowiek odpowiadał za reformę edukacji, stworzenie jakiejkolwiek oświaty w Clyde… widać czas nie obszedł się łagodnie z jego umysłem.
- Myślę, że są to tematy które powinniście omawiać w domu, a nie na forum publicznym. Sprawy sypialni zostawia się za jej drzwiami, tam gdzie ich miejsce - z uprzejmym uśmiechem zwróciła się do ojca przyjaciółki, po czym popatrzyła na nią i puściła oczko tam aby stary Holtz nie zauważył.
- A dziękuję, wycieczka się udała. Chociaż nie do końca wycieczka, razem z doktor Hobbs jechałśmy za miasto w celach służbowych… niemniej po drodze nie mieliśmy żadnych przestojów ani nieprzyjemności. Udało się załatwić wszystko sprawnie i jeszcze przed południem wróciliśmy. Wybacz że nie zatrzymaliśmy się na dłużej, panowie mieli dziś zajęty wieczór i noc, a przed wyjściem za mury musieli odpocząć… co u ciebie? Dawno nie zaglądałam do was, wiem. Przepraszam, wiesz jak jest. Praca - rozłożyła trochę ręce.

- Oj dużo mamy teraz roboty. Pracujemy nad nowym programem edukacyjnym. Właściwie to dopiero robimy jego główny zarys. Mamy zamiar wprowadzić więcej zajęć praktycznych. Gotowanie, praca w ogrodzie, konserwacja sprzętu, budownictwo. Wszystko to co da się wykonać bez prądu i prymitywnymi narzędziami. Bo tak jak tata właśnie powiedział, na to się musimy naszykować. Jak nie teraz, za rok, to za dziesięć ale ten moment nastąpi. I wtedy dobrze będzie mieć wykształcone kadry jakie będą wiedzieć co to jest motyka albo widły. Chociaż ja trochę boleję nad wykształceniem wyższym. Będziemy musieli zredukować ilość godzin. - krótkowłosa brunetka chętnie odpowiedziała ciesząc się chyba, że ojciec dał sobie spokój z tym bezpośrednim stylem wypowiedzi i mogła się skupić na bardziej stonowanych tematach.

- No i geografia i historia. Klimatologia. Gleboznawstwo, geologia. Na nas spadło przygotowanie teoretyczne tej wyprawy na południe. Mamy oszacować najlepsze miejsca do wstępnej penetracji. Na razie wzięliśmy się za nasze Wyspy i chwilowo najlepiej wygląda Kornwalia. Tam tradycyjnie zimy były najłagodniejsze z całych Wysp. Trochę jak w Bretonni no ale to nie dziwne, bo to po dwóch stronach Kanału. Samą Bretonię też będziemy sprawdzać no ale to potem, na razie chcielibyśmy znaleźć coś na rodzimym gruncie. - młodsza bibliotekarka pokiwała głową dając znać czym jeszcze się ostatnio zajmują w bibliotece. Widocznie do nich też spadł jakiś puzzel tych wypraw do jakich w nowym sezonie szykowała się admiralicja.

- No! Tak więc jakbyś miała kogoś kto ma coś, filmy, książki, instrukcje o rękodzielnictwie, o krawiectwie, nawet coś o wymarłych zawodach czy średniowiecznych technikach robienia czegoś to chętnie to przyjmiemy. Właściwie ostatnio z tatą myślimy czy by nie wybrać się do Glasgow. Oni tam mieli muzeum i uniwerek i parę innych rzeczy jakich my tu nie mamy. Może coś tam się zachowało. Jak znasz kogoś z Glasgow to weź się zapytaj. No albo kogoś z Kornwalii czy Bretanii. Albo kogoś kto tam bywał czy studiował coś o tych terenach. - Franceska oparła się w końcu dłońmi o oparcie swojego krzesła bo tak jej się łatwiej rozmawiało a nawet się trochę rozgadała.

- Kiedyś wystarczyło spytać Google, co? - Jobin uśmiechnęła się, pochylając do przodu aby się im łatwiej rozmawiało. Przedtem słuchała uważnie, potakując przez większość wypowiedzi. Tak, przydałoby się im więcej podręczników o podstawowym sposobie uprawy ziemi i życia. Tak na wszelki wypadek.
- Z Kornwalii i Bretoni nie znam nikogo, ale pracuję z dziewczyną z Glasgow, podpytam. Tak się składa że po Dniu Impaktu będzie wracała na parę dni do domu, więc zagadam jeszcze dziś i poproszę aby miała na uwadze czego szukać. Poza tym jeśli chcesz zagadam do stalkerów i ich podpytam czy mają coś, albo aby mieli na to oko - powiedziała po chwili zastanowienia, a przed oczami stanęła jej twarz Garcii.
O tak, wujek z pewnością będzie zachwycony, ale przecież i tak miała z nim pogadać żeby zaprosić na święta…

- Oh Google! Niech oświeci nas mądrość a Google jest jej prorokiem! - Franceska w pełni poparła pomysł skorzystania z prostoty i uniwersalności internetu jaki od dekady był tylko wspomnieniem. A uniosła dłonie do góry jakby była jakimś kapłanem czy prorokiem dawnej wiary. Ale dopiero po Impakcie do większości ludzi dotarło jak bardzo wszędobylski był ten internet, jak bardzo wszyscy nawykli do tego, że jest. I jak bardzo odczuwali pustkę, że już go nie ma. No a u wszelkich naukowców czy choćby meteorologów to się jeszcze dublowało bo wymiana danych z innymi placówkami na świecie bardzo pomagała tworząc coś w rodzaju umysłu roju na skalę światową. A teraz została im tylko ta ostatnia, lokalna komórka.

- No ale jak masz kogoś z Glasgow to weź zapytaj proszę. Bo my na poważnie rozpatrujemy aby się tam udać to nawet jako przewodnik by się ktoś przydał co zna tam obecne miasto. Tata coś mówił, że i tak mają coś tam organizować po nasiona czy coś takiego. To może my… Pewnie ja. Albo ktoś od nas. Też byśmy się zabrali. U nas mamy całkiem sporo podręczników do survivalu i bushcraftu. Wiesz nasi komandosi to ćwiczyli to wciąż mamy do tego pomoce. Ale takie bardziej “domowe” sprawy to już znacznie mniej. - brunetka widocznie wróciła myślami do tego czym się ostatnio zajmowała na co dzień. Zamilkła na chwilę i wolno kiwała swoją krótkoostrzyżoną głową błądząc niewidzącym spojrzeniem gdzieś po suficie sali gimnastycznej.

- A stalkerzy tak. Tak, i żołnierze co chodzą na patrole. W ogóle ci co wychodzą za mury. Zwłaszcza gdzieś dalej. Jakby coś trafili z tego co mówię to by mogło bardzo pomóc. Wiesz, że ostatnio grzebałam gdzie w neolicie wydobywano krzemień? Tak na wszelki wypadek. - uśmiechnęła się w końcu łagodnie próbując złapać dystans do siebie i swojej pracy chociaż tutaj.

- No ale! Tak cały czas gadam i gadam. A co u ciebie? Dobrze, że dzisiaj ta premiera. Muszę się wyrwać! Już mi się mózg lasuje od tych książek i robienia notatek. - zapytała i znów się roześmiała. Tym razem wesoło i szczerze jakby prawie zapomniała o tej premierze o okazji do złapania oddechu od ciągłego ślęczenia nad książkami. No i zorientowała się, że to ona ciągle zagaduje koleżankę i wreszcie chciała i jej dać dojść do słowa.

- Jakie tu mieliście w Szkocji uniwersytety albo uczelnie wyższe? Takie z katedrami archeologii lub czymś podobnym. Nie wszystko spłonęło - blondynka popatrzyła w sufit, jednak Fran zmieniła temat.
- Nie dziwię się, też ostatnio miałam wrażenie że głowa mi eksploduje. Ciągle coś, a ma się tylko dwie ręce i raptem 24 godziny dobry. - przyznała trochę poważniej.
- Postanowiłam solennie że ten weekend będzie wolny, tylko dla mnie i ani przez sekundę nie pomyślę o pracy… więc z samego rana dzisiaj jechaliśmy do Rhu po pacjentkę, potem do późnego lunchu robiłyśmy jej badania i uzupełniałyśmy dokumentację medyczną. Wolna sobota - parsknęła, rozkładając ręce.
- Ale już wolne i o ile już absolutnie nic się nie wykrzaczy to do wieczora jutro w miarę bezkonfliktowo minie mi czas. Wyśpię się przynajmniej raz… a nie, nie wyśpię się. Rano mam gości wracających z patrolu. Tych dwóch których widziałaś z nami o świcie. Trzeba ich nakarmić, zobaczyć czy są cali, ewentualnie pocerować. Od wczoraj na szafce w kuchni leży też szpej do naprawy. Noktowizory po kontakcie z czerwoną mgłą. Poza tym przejęłam po starym GP część jego pacjentów, czyli dwa razy więcej roboty za podstawową stawkę i nadal mamy wakaty chirurgów, więęęc jak nagle przywiozą kogoś z wypadku w liczbie mnogiej najpewniej dostanę zawiadomienie aby ruszać odwłok na salę. Poza tym od poniedziałku szykuję się już powoli do Adruli. O banku nasion słyszałam, Gemma zgłosiła się od nas. Dziewczyna z Glasgow.

- Ano tak! Racja! Przecież ona jest z Glasgow! Rany, w ogóle o tym zapomniałam! No tak, to podpytaj ją jak możesz o te sprawy albo poproś aby przyszła jak znajdzie chwilę czasu. - brunetka pacnęła się w czoło jakby na śmierć zapomniała, że blondynka w okularach jest właśnie z Glasgow. Pokręciła głową z uśmiechem na to swoje zapominalstwo.

- I jej to też masz zajęć po uszy. A myślałam, że tylko my mamy tak ciężko. - powiedziała wzdychając i na pocieszenie i dzielenie się tym przepracowaniem położyła koleżance dłoń na jej dłoni klepiąc ją lekko.

- To widzę nie przypadek, że ci dwaj koledzy wam dzisiaj towarzyszyli? No muszę przyznać, że wyglądali bardzo imponująco. Te karabiny i ta cała reszta. Można się poczuć bezpiecznie. - skinęła głową dając wyraz, że nie przegapiła dziś rano Davida i Thomasa nawet jeśli zbyt wiele albo prawie wcale ze sobą nie rozmawiali.

- I zabraliście tą pacjentkę tutaj? No to będę za nią trzymać kciuki. Za was wszystkich. A z tymi uniwerkami to oprócz Glasgow to jeszcze był Edynburg. Nie tak daleko. Znaczy na mapie albo kiedyś samochodem czy samolotem. Ale teraz to chyba nie mamy nikogo aby wiedział co tam się teraz dzieje. Ja nie słyszałam przynajmniej. To i tak trzeba by zacząć od Glasgow.

- A z tymi noktowizorami to pogadaj z tymi naukowymi. Ostatnio brali od nas o nadprzewodnikach czy coś takiego. Trochę z nimi gadałam. Mieli pracować nad jakąś izolacją właśnie na mgłę. Ale nie wiem czy coś im z tego wyszło. Tak skojarzyłam tylko jak o tym wspomniałaś. - powiedziała jakby na sam koniec jej się przypomniało jeszcze o tych uszkodzonych przez czerwoną mgłę noktowizorach.

- Pamiętasz nazwiska, albo chociaż jak wyglądają? - lekarka szybko podłapała, prostując się na krześle. Gdyby się udało…
- Jeśli pracują to dla RN, a chłopaki odeszli z marynarki jakiś czas temu. Niemniej jeżeli jest szansa że to zadziała bardzo by to ułatwiło wszelkie wypady i patrole poza bazę… tak, są imponujący. Najlepsi - uśmiechnęła się bardzo ciepło. Potrząsnęła głową aby wrócić do codzienności.
- Słuchaj, też idę poza Clyde. Będę mieć na uwadze wszelkie książki i podręczniki. Czy to w Adruli czy na Man. Zrobię się odpowiednio upierdliwa to zwiadowcy również rzucą okiem. Gemmie zagaję temat jeszcze dziś. Powinna wpaść, w końcu premiera a ona uwielbia The Glasgow Theater Group.

- To zapytaj Gemmę o Justina i Barlowa. Ona powinna ich znać. Oni są od fizyki a ona z xenobiologii ale to tam obok siebie mają pracownie. - Franceska zmrużyła oczy i chwilę tłumaczyła o kogo chodzi z tymi nadprzewodnikami. I w końcu wyszło, że skoro zna się z doktor Hobson to pewnie ona ich zna osobiście skoro pracują po sąsiedzku nawet jeśli w innych zespołach i nad innymi projektami.

- I też chcesz dołączyć do tych wypraw? No tak, tak myślałam, że ktoś od was pewnie będzie jako zaplecze medyczne. No cóż, no to sama wiesz czego szukam. Naprawdę będę wdzięczna jakby coś się udało zdobyć. No wiadomo, nie zabijaj się o to, szkoda zachodu. Ale jakby coś się trafiło no to by nam mogło bardzo pomóc. - Holtz uśmiechnęła chyba nie chcąc aby przez tą prośbę przyjaciółka wpakowała się w jakieś tarapaty. Ot, raczej miała to na uwadze i gdyby się trafiła jakaś okazja no to byłoby miło.

- Ktoś musi, nie? A lepiej aby to był ktoś kto potrafi być upierdliwy i nie tak łatwo go wziąć pod but... no i ma dobrą pamięć. Chociażby do tego co naobiecuje - Jobin zrobiła pogodną minę i rozłożyła ręce.



Pierwsze naprawdę znajome twarze ujrzane w tłumie należały do Gemmy i Brittany, więc kiedy dostrzegły Domino od razu ruszyły w jej stronę. Etap odbijania od grupki do grupki zakończył się, przeszła pora do stałego repertuaru. Kobiety przywitały się, przerzuciły komplementami bo różnica między standardowym uniformem a wersją odświętną bardzo rzucała się w oczy.
- Dobrze ci w niebieskim, naprawdę świetnie wyglądasz - Jobin pokiwała głową drugiej lekarce, gdy nagle na tapetę wjechał temat łysego majora stojącego kilkanaście metrów dalej. Rozmawiał ze swoją równieśniczką, którą dziewczyna znała z widzenia, lecz nie pamiętała aby kiedyś dłużej rozmawiały.
- Flirtują? Może… mam nadzieję że wziął sobie do serca naszą dzisiejszą rozmowę - parsknęła.

- A o czym rozmawialiście jeśli można zapytać? - druga z blondynek zapytała grzecznie też przez chwilę jeszcze obserwując rozmawiających ze sobą szefów działów. Rozmawiali w przyjaznej i swobodnej atmosferze czy czy to był flirt to równie można było rzucać monetą.

- A tobie ślicznie w czerni. Tak zgrabnie i elegancko. Wyglądasz jak Audrey Hepburn. Tylko na blond. I widzisz Britt? Dobrze, że postawiłyśmy na czerwień. Bo jeszcze przymierzałyśmy z Britt czarną ale w końcu wyszło nam, że Britt by lepiej było w tej czerwonej. Teraz obie byście były na czarno. - okularnica odwróciła się od starszej pary aby nie robić wrażenia, że się usilnie tam gapi i wskazała w bok na rudzielca w czerwonym dając znać jakie miały w domu dylematy co do doboru kostiumu.

Jobin za to skinęła głową w podzięce, przykładając dłoń do piersi.
- Merci… to było naprawdę miłe. Uwielbiam Hepburn. Chociaż to Brytyjka, ale miała klasę i była obłędna. Za to powiem wam, że jeśli nikt do tej pory nie podszedł do mnie zagadać teraz nie zrobi tego tym bardziej, bo z takimi skrzydłowymi w ogóle już stracą język w gębie i resztki odwagi. Czerwony to twój kolor Britt, trzymaj się go… a rozmawialiśmy z wujkiem o zakładaniu rodziny, stabilizacji. Tym, że dobrze aby kogoś sobie wreszcie znalazł. - popatrzyła na drugą blondynkę i westchnęła, po czym rozejrzała się na szybko czy nie mają w okolicy kogoś z gumowym uchem, ale okoliczne krzesła były jeszcze wolne.
- Trochę sobie pofolgowaliśmy z Tomem i Davem zeszłej nocy, pół pionu słyszało. Zaczęły się tematy pokrewne, to że chcę się zgłosić do wypraw na kontynent gdy takie będą. On tu zostanie sam… nie chcę aby był sam.

- O, ooo… Aha… - okularnica od ginekologii zamrugała i trochę ją zaskoczyło co mówiła koleżanka. Brittany też się nachyliła nieco bardziej jakby temat ją zaintrygował. Bo to o brytyjskiej aktorce i stylu to obie przyjęły ze zrozumieniem i nawet rozbawieniem jakby zdarzało im się zapomnieć, że siedzą obok rodowitej paryżanki.

- Z tym Tomem i Davem co dziś rano z nami byli? - Gemma na wszelki wypadek wolała się upewnić czy dobrze domyśla się o których kawalerów chodzi koleżance. Widząc potwierdzenie lekko się uśmiechnęła. - I to tak ty sama z nimi dwoma? Jej! Ależ to musiało być ekscytujące! - powiedziała uśmiechając się szerzej jakby to próbowała sobie wyobrazić. I może nawet nieco z zazdrością. Popatrzyła na rudzielca ta też uśmiechnęła się wesoło i potwierdziła niemo kiwaniem głowy.

- I o zakładaniu rodziny? Znaczy przez niego? - upewniła się wskazując swoją blond głową gdzieś w bok gdzie niedawno stał mężczyzna o jakim rozmawiały. - No to ciekawa odmiana. Zwykle to starzy tak gderają dzieciom, że czas już się ustatkować, znaleźć sobie kogoś i tak dalej. - rzuciła wesołym tonem i zaczęła bujać nogą gdy się tak nad tym zastanawiała.

- A myślisz, że on w ogóle by chciał kogoś znaleźć? Długo jest singlem? - zapytała jakby chciała sobie wyrobić lepsze rozeznanie co do preferencji opiekuna swojej nowej kumpeli.

Jobin zastanowiła się chwilę.
- Odkąd dostał majora przystopował z trybem życia, ale wiesz jak jest. Ostatnią dekadę trzeba traktować z naprawdę mocnym przymrużeniem oka. Dostał w spadku przerażonego kaszojada i zadanie aby się nim zająć. Od Impaktu nie było lekko, skupiał się na przeżyciu, budowaniu tutaj czegokolwiek sensownego… ale jesteśmy ludźmi, mamy w genomie zapisane aby łączyć się w pary, grupy. Dobrze jest móc na kimś polegać, wiedzieć że cokolwiek się nie wydarzy jest do kogo wracać. Do kogoś kto będzie czekał, zrozumie, wysłucha. Dochodzą też aspekty cielesne, popęd. Jestem ciekawa ile starego jego w nim zostało. Na pewno trochę wciąż tam pod skórą ma diabła - zaśmiała się cicho.

- Oby! Bardzo trzymam za to kciuki! - niespodziewanie druga z blondynek bardzo ochoczo poparła to co mówiła jej sąsiadka. Nieco się zarumieniła przy tym ale speszenie trwało tylko moment. Wyglądało jakby bardzo podobało się jej to co słyszy od bratanicy o jej wuju. No i ich ordynatorze.

- Muszę ci się przyznać, że ten twój wuj to całkiem niezłe ciacho. Podoba mi się. - powiedziała oglądając się jeszcze raz na miejsce gdzie ostatnio widziały obgadywanego mężczyznę ale ten gdzieś im zniknął z widoku. Więc ginekolog wróciła do rozmowy z przyjaciółką.

- No bo jak już pewnie wiesz wcześniej wolałam kobiety. Bardzo mocno. - powiedziała nieco unosząc krótki rękawek swojej niebieskiej mini i okazało się, że ma tam wytatuowaną sześciobarwną tęczę. Tradycyjny symbol wszelkich mniejszości seksualnych. Opuściła rękawek i mówiła dalej.

- No ale ta kluczowa decyzja… Może więcej niż jedna… Taką niezłą kumulację mi się trafiło jeszcze w Glasgow. Między innymi dlatego zdecydowałam się składać papiery do was. No i tutaj to z początku ten czy tamten próbował mnie zaprosić na kawę czy coś takiego. Ale mówiłam ci, priorytetem dla mnie było zrobienie specjalizacji i zaczęcie praktyki. I dałam sobie siana na wszelkie romanse. No i pewnie uznali mnie za zimną rybę. - westchnęłą na koniec ale mówiła całkiem szybko jakby chciała w jak najkrótszym czasie upchnąć jak najwięcej pomniejszych historii.

- Więc zrobiłam tą specjalizację ale coś mało kto do mnie podbijał. Tak towarzyszko. A jak już to jakoś mi nie pasowało coś. Jak Greg. Od nas z naukowego. Świetnie mi się z nim gada, lubię go. No nawet śmieję się z jego kawałów. A wierz mi kompletnie nie umie ich opowiadać. Ale mimo to śmieję się z nich. No i tak już nie wiem ile mu dawałam znaków dymnych a ten nic. Nie wiem na co on czeka. To ja mam go zaprosić na kawę? Albo mi się tylko wydaje i za dużo sobie wyobrażam. I on widzi we mnie tylko koleżankę z pracy i tyle. I takich znajomości już parę zaliczyłam. Albo on nie chce albo ja. - westchnęła i trochę popatrzyła też w drugą stronę, na Brittany. Ta uśmiechnęła się do niej ciepło i pokrzepiająco i poklepała ją po udzie.

- No ale co innego twój wuj. Taki zadbany, elegancki, stateczny. Z pozycją. I tak sobie radzi z całym szpitalem i tam w admiralicji. I wszyscy się z nim liczą. No a jak się tak odstawił tak jak dzisiaj no to no no… Kolanka mięknął. Szkoda, że do pracy się tak nie ubiera. No… Przy kimś takim kobieta może czuć się bezpieczna. - pokiwała w zadumie głową i znów machinalnie spojrzała tam gdzie ostatnio widziały Theodora Jobina.

- Ale przecież… Jakby coś między wami było… To byś była dla Domino ciocią… - Brittany zmrużyła oczy i wychyliła się tak aby móc spojrzeć na obie blondynki na raz. Ta co siedziała bliżej niej pokiwała głową i roześmiała się serdecznie.

- Oj to prawda! Trochę to dziwne. Nie wiem Domi, chciałabyś mieć taką ciocię jak ja? Jej! Dziwne by było jakbyś mi miała mówić “ciociu”. - zapytała zerkając ciekawie na blond sąsiadkę jak ona zareaguje na te jej wynurzenia dotyczące jej wuja.

Jobin parsknęła krótko unosząc na chwilę brwi.
- Mówiłabym ci po imieniu, tak normalnie. Dla mnie bomba, naprawdę. Cieszyłabym się, va au diable! - zaśmiała się, obejmując na krótko drugą blondynkę, a potem odchrząknęła bo nie wypadało okazywać za wiele entuzjazmu aby nie wzbudzać niepotrzebnej uwagi.
- On się martwi jak by wyglądał jego związek z młodszą, wiesz. Podwładna, duża różnica wieku… to mu tłumaczyłam że stara mu nie urodzi dzieciaków a wypada przedłużyć nazwisko. Na mnie z tym liczyć nie może, jeśli już kiedyś cokolwiek postanowię w kwestii zmiany stanu cywilnego. Wystarczająco dużo złych języków gada że jadę mu na plecach, ale moja w tym głowa aby im te słowa wepchnąć z powrotem do gardła. Nie mają nic do zarzucenia to próbują bić w tę stronę. Skończą gdy po powrocie z Man zabiorę się ze zwiadem dalej. Na kontynent albo do Kornwalii, zobaczymy co Admiralicja zadecyduje. Tu grzecznie za biurkiem siedzieć nie będę, czyli ten problem mu odpadnie. Jesteś śliczną, uroczą, porządną kobietą. Lekarzem. Opinię masz nienaganną, ludzie cię lubią zarówno personel jak i pacjenci. Je ne l'aurais pas laissé comme ça… nie zostawiłabym tak tego. Mamy tylko jedno życie, co nie? Jeśli czegoś nie spróbujemy potem będziemy żałować straconej szansy której już nie odzyskamy. - zamilkła, spoglądając gdzieś na swoje dłonie w rękawiczkach i prychnęła.
- Sama też się muszę zacząć do tych dobrych rad stosować.

- Zapewne. - roześmiała się Hobbs ale widać było, że jej ulżyło i ucieszyła się na reakcje koleżanki.

- A z tym związkiem to może faktycznie nie ma co się pakować na całego. No ale po co sobie robić próżne nadzieję? Może sobie nie podpasujemy? Albo znajdziemy kogoś innego? No ale póki nie i jest nadzieja… - wymownie uniosła brwi jakby była na tyle rozsądna, żeby nie dowierzać losowi, że od razu wszystko pójdzie jak z płatka i w tydzień czy miesiąc zbudują prawdziwą rodzinę z wujem Domino. Ale mimo to była gotowa chociaż spróbować.

- Ale przecież na jakąś kawę pójść można prawda? Nie trzeba zaraz się oświadczać i zakładać sobie obrączki. - dodała wesoło jakby była gotowa zacząć coś z opiekunem swojej kumpeli w jakichkolwiek okolicznościach, pretekstach i sytuacjach.

- A poza tym nie wiem co on się tak przejmuje. Jakbym to ja była dwa razy starsza od niego no to jeszcze bym rozumiała. Ale, że mężczyźni zabierają się za znacznie młodsze partnerki to taka trochę tradycja. Prawda? Zwłaszcza ci co mają odpowiedni status społeczny i materialny. A jak nie wyjdzie to nie wyjdzie. Zawsze mogę uderzyć do tych ogierów od Jane. - powiedziała wzruszając wesoło ramionami jakby sama nie chciała się peszyć i nakręcać na coś wielkiego i poważnego. Tylko metodą małych kroczków od czegokolwiek na początek.

- Zawsze jest dobrze zacząć od kawy, albo drinka i zobaczyć co z tego wyjdzie. Ewentualnie podrzucę wam Hyper do tej kawy i sami już sobie podziałacie jak będzie wygodnie, chociaż muszę ostrzec… po tym się nie ma żadnych hamulców. Dźwiękowych również - druga blonynka parsknęła, a chwilę potem w ich towarzystwie pojawiła się ostatnia z grona.
Hinduska przywitała się ze wszystkimi, zasiadła na swoim miejscu… a potem gruchnęła bomba i wszystkie głowy obróciły się po kolei oraz w miarę dyskretnie w odpowiednią stronę.
Tą, gdzie ich “ulubiony” pulmonolog akurat bajerował sekretarkę starszego Jobina.
- Przynajmniej skończą się plotki że ona z Theo robi coś ponad zajęcia służbowe - mruknęła.

- Ale no naprawdę… Z nim? - wzmianka o Sivle sprawiła, że wesoła dotąd trzpiotka w okularach nieco przygasła. Odwróciła się w stronę owych tylnych rzędów jakby liczyła, że dojrzy coś innego niż asystentkę ordynatora i siedzącego obok niej płucologa.

- A jak już to bym wolała z nią. Albo z nią i twoim wujem. Albo, żeby ktokolwiek z nią ale nie on. - westchnęła ginekolog cmokając z niezadowolenia na to co widziały jej oczy.

- I Hyper mówisz? No brzmi ciekawie. A co do wyciszenia to zabawy w kneblu też lubię. - dorzuciła stojąc obok bratanicy ordynatora i wracając do weselszych tematów. - Może by ją jakoś poprosić za potrzebą czy co? No cokolwiek. No, żeby siedziała z kimkolwiek innym to machnęłabym ręką. Ale z nim? Jak ona może z nim wytrzymać? Przecież on jest obleśny. - pokręciła głową na znak, że widok Keiry z nielubianym przez całą ich trójkę doktorem jest jej mocno nie na rękę.

Za to Dominique wzruszyła ramionami.
- Pewnie weźmiecie mnie za sukę bez serca, ale ja się cieszę. Ludzie ich widzą, niech sobie gruchają skoro im pasuje. Mogą nadawać na tym samym poziomie, ale lalka szuka kogoś na raz. Naprawdę to nam na rękę. Chodziły plotki że wujek udziela Keirze korepetycji z francuskiego oraz geometrii. Jednocześnie. A to nieprawda - pokręciła głową. Raz jeszcze rozejrzała się czy ktoś nie słucha.
- Dobra, mam Hyper w domu, jeszcze trochę po wczoraj zostało. Naćpaliśmy się tego z chłopakami… mam radę. Jeżeli chcecie brać upewnijcie się że druga strona jest normalna. Brak hamulców, brak odczuwania bólu, wstydu, zahamowań. Pół godziny wujek mnie szpachlował zanim mogłam wyjść do ludzi, a cały dzień jadę na tramadolu. Niemniej… było zajebiście - przygryzła wargę.

- Tak? To tak to działa? Tak naprawdę? Słyszałam o tym ale myślałam, że to tylko takie gadanie. - ginekolog spojrzała na nią z zainteresowaniem. Wyglądało na to, że podoba jej się to co słyszy o tym nowym specyfiku i brzmi to w jej uszach jak dobra reklama.

- Nie wyglądają mi na zakochanych. Siedzą i tyle. - odezwała się zza ich pleców Brittany gdy nadal obserwowała siedzącą obok siebie dwójkę.

- A z gadaniem o sypianiu z twoim wujkiem to ci mówiłam. O mnie też tak gadali. - blondyna w okularach machnęła dłonią na te plotki o sekretarce ordynatora bo sama też padła ofiarą takich pomówień.

- Jak ich widziałam jak szli tutaj w przejściu to też nie wyglądali na zbyt zaangażowanych. Nawet myślałam, że tylko po drodze sobie gadają. Dopiero jak skręcili w ten sam rząd to się kapnęłam. - Manisha też była zdziwiona zachowaniem partenerki płucologa i nie było to dla niej takie jednoznaczne.

- Czegoś pewnie od niej chce, więc udaje amanta ze starych romansów. Pytanie czy Keira ma na nas jakieś haki. Albo na Theo. Na nas nie, na niego… raczej nie. Chociaż z tego co widzę gdyby brać pod uwagę wszystkie plotki to wujek przeleciał chyba pół obsady szpitala. Dobrze że mi podarowali skoro i tak mu tam siedzę pod biurkiem - prychnęła Domino.


Pojawienie się starszego Jobina zbiegło się z dźwiękiem gongu. Na sali zapanowało poruszenie, ludzie zajmowali miejsca czy to siedzące z przodu, czy stojące z tyłu chociaż bez pośpiechu. Była sobota wieczór, spotkanie towarzyskie pod pretekstem wyjścia na premierę. Dwie pieczenie na jednym ogniu. Oczywiście major przywitał kolorowe grono rówieśnic swojej córki jak na szarmanckiego oficera przystało, a Domino poczuła dumę i radość.
- Dziewczyny, to major Theodore Jobin, odpowiada za sektor zdrowia publicznego w Clyde. Wujku, Gemmę Hobbs i Manishę Azmi z pewnością kojarzysz, pracujemy razem, a to jest Brittany Fletcher nasza wspólna znajoma. - przedstawiła sobie towarzystwo wedle protokołu od najważniejszego do najświeższego nabytku.
- Już myślałam że zaginąłeś, ktoś cię porwał i będziemy musiały ruszyć z odsieczą - zrobiła poważną minę gdy usiadł po powitaniu.

- Wybacz moja droga. Czasem się dziwie ilu ja mam znajomych. A potem czemu się spotykamy tylko w interesach albo z jakiejś okazji. Dobrze, że dzisiaj się trafiła, dostałem już zaproszenie na grilla, na zostanie ojcem chrzestnym, na parapetówkę i urodziny. Mówię ci Domi, ten tydzień i miesiąc to mają za mało dni aby to wszystko obrobić. Normalnie jak się uporam ze swoimi zadaniami to weekend się kończy, zaczyna się nowy tydzień i dochodzą nowe sprawy a jeszcze się stare często ciągnął. - łysy major francuskiej marynarki sam się chyba trochę dziwił jak ten czas i robota pędzi. Dopiero w takich chwilach jak dziś wieczór, takich wyjątkowych na tyle aby przebiły się przez standardową rutynę dało się złapać jakąś dalszą perspektywę.

- To nie tydzień ma za mało dni tylko weekendów jest za mało. - odparła wesoło siedząca z drugiej strony Dominique blondynka. Jej wuj roześmiał się wesoło, pokiwał głową na znak zgody i rozbawienia.

- Nie ma czego wybaczać, przecież rozumiem. Dobrze chociaż że miałeś czas zjeść ze mną kolacje, czuję się zaszczycona i dziękuję - młodsza Jobin przechyliła się przytulając na chwilę do ramienia w garniturze.
- O tak, powinien być odwrotny stosunek weekendów do dni tygodniowych. Dwa pracujące, pięć wolnych. Wtedy się nie uzbiera tyle spraw i idzie odpocząć. Byłoby kiedy film obejrzeć, a nie tak w biegu. Bo opowiadałam dziewczynom że masz naprawdę sporą kolekcję DVD tylko jak już się umawiamy na seans to zwykle któreś musi nagle wracać do pracy… a jak się uda to zasypiamy po pół godziny na kanapie.

- No właśnie, żeby tak było 2+5 a nie 5+2. No chociaż przez jeden miesiąc w roku. To by się dało coś odpocząć. - ginekolog pokiwała energicznie głową popierając swoją siedzącą obok przedmówczynię. I przysłuchiwała się z zainteresowaniem rozmowie Jobinów.

- Oh ta kolekcja wcale nie jest taka duża. Parę filmów na krzyż. - ordynator przytulił ramieniem przybraną córkę gdy ta się przytuliła do niego i kontynuował ten filmowy wątek chyba nie chcąc robić wrażenia swoją wideoteką.

- A ma pan może coś o Larze Croft? Albo Indianie Jonesie? - zapytała ginekolog o te same filmowe postacie co wczoraj już mówiła jego bratanicy, że lubi. Wuj też spojrzał na nią i jakby się przez moment wahał. Wiedział, że ona wie, że ma coś takiego w swojej kolekcji. Teraz to może nie ale kiedyś sama oglądała te popularne niegdyś przygodny najsławniejszych pana i pani archeolog wszechczasów.

- Chyba coś bym mógł mieć. Ale musiałbym sprawdzić. Dawno nie sprawdzałem, nawet nie wiem czy jeszcze działa. - starszy z Jobinów znów mówił jakby chciał zbagatelizować swoje zasoby DVD a nawet VHS.

- Możemy zerknąć po powrocie, to chyba żaden problem - Domino ze szczerym, pogodnym uśmiechem spoglądała to na blondynkę to na łysola.
- Dziewczyny coś wspominały że chcą u mnie nocować, akurat po drodze. I bezpieczniej by nam było w twoim towarzystwie po nocy. Licha lepiej nie kusić… a może w tej kolekcji by się znalazło jeszcze coś ciekawego dla Gemmy? Coś kojarzę tego kolesia w kapeluszu i z lassem granego przez Forda. Tylko nie pamiętam czy w domu oglądałam czy już tutaj u ciebie.

- Naprawdę? - trochę nie było wiadomo czy wuj pytał o te detale filmu czy o to nocowanie koleżanek u swojej bratanicy. Ale ginekolog wtrąciła się zanim zdążył ktoś, coś powiedzieć.

- No właśnie Domi była tak kochana i nas postanowiła przygarnąć do siebie na noc. - Gemma ochoczo pokiwała głową i serdecznie objęła rudzielca jakby od wieków były umówione na dzisiejszy nocleg u kochanej GP. Trzeba było przyznać, że Brittany też nie straciła głowy. Bo chociaż była najbardziej milcząca z ich trójki no i większość osób spotykała tu pierwszy raz w życiu to uśmiechnęła się przymilnie wprost do pana ordynatora i pokiwała grzecznie głową.

- Bo ja to jestem nowa. Jeszcze mało kogo znam. A i Domino i Gemma były dla mnie takie miłe i kochane, a nie miałyśmy jeszcze czasu się lepiej poznać. To jakby dzisiaj po występach można było to byłoby mi bardzo przyjemnie. - odezwała się nieco dłuższą wypowiedzią nie tracąc swojej grzecznego tonu ale w uśmiechu była jakaś obiecująco psotna nutka.

- No cóż… No jak i tak macie nocować u Dominique… No to może Domi wpadnij i coś sobie poszukacie z tych filmów… - wujek widząc, że w taką imprezę właściwie i tak niezbyt może coś ingerować aby przeciwdziałać to w końcu zgodził się chociaż trochę ustąpić w tym dotychczasowym, zachowawczym uporze, za co został nagrodzony nie tylko od bratanicy szerokim, szczęśliwym uśmiechem wdzięczności.


Pamięć ludzka jednak nie była wybiórcza, a oprócz chciwości i ciągnięcia w swoją stronę w ludziach wciąż pozostawało sporo dobra i wdzięczności… w niektórych na pewno. Jedna z takich osób okazała się blondynka z trupy aktorskiej, Kitty. Ta sama od której Domino i spółka miały bilety. Nie dość że załatwiła im wejściówki do strefy wybrańców to jeszcze przy wszystkich podziękowała imiennie zarówno Dominique jak i Gemmie za opiekę. Tak po prostu, gdy słyszała praktycznie cała Admiralicja, kadry i reszta ważniaków nazwisko “Jobin” zawisło w powietrzu pośród pochwał dla sektora medycznego. Próbując zachować odpowiednio stonowany uśmiech blondynka popatrzyła na łysola obok, puszczając mu oczko, mimo że miała ochotę szczerzyć się i odpowiedzieć Kitty coś zabawnego… ale, niestety, nie była w “Syrence” gdzie wchodzenie z artystkami w interakcję nie wzbudzało powszechnego zgorszenia. Podziękowała więc blondynce na scenie cieplejszym uśmiechem i kiwnięciem głową, mając w głowie że chyba odrobiła w ogólnym wizerunkowym rozrachunku krechę w postaci nocnych hałasów z nawiązką. Po wuju też widziała zadowolenie, a to było najważniejsze.
- Potem opowiem - powiedziała cicho nachylając się do niego, a gdy przygasły światła jak mała dziewczynka ścisnęła jego rękę swoją.
Właściwe przedstawienie szybko porwało publikę, wzbudzając salwy głośnego rechotu z dalszych rzędów i stonowanego śmiechu z przodu gdzie siedzieli zazwyczaj “sztywniacy”. Niemniej cała sala bawiła się świetnie, a gdy aktorzy ukłonili się na koniec, wszyscy wstali i zgodnie nagrodzili aktorów gorącymi owacjami.
- To co… ktoś chce autograf ? - Dominique obejrzała się po towarzystwie, patrząc jak przebrana grupa schodzi do swojej widowni.

- Ja chcę! - jak można się było spodziewać Gemma wyrwała się pierwsza. Jako, że siedziała tuż obok swojej blond koleżanki to ta świetnie miała okazję poznać, że sztuka jej bardzo przypadła do gustu już w trakcie trwania. Manisha i Brittany siedziały trochę dalej ale też im musiało się podobać. Podobnie jak jej wujkowi i Hobbsonom przed nimi. A teraz jak Gemma wstała to i Brittany razem z nią.

- To może wszyscy chodźmy. - zaproponowała pielęgniarka co też była chętna poprzebywać chociaż chwilę z aktorami z Glasgow którzy zaserwowali im tak ciekawe widowisko dzisiejszego wieczoru.

- To prawda, chodźmy wszyscy. Już nie pamiętam kiedy ostatni raz odbierałem od kogoś autograf. - ordynator też wstał i ruszył razem z grupką kobiet w stronę miejsca gdzie zeszli aktorzy i jak magnes przyciągając do siebie publiczność.

Dominique wzięła łysola pod ramię i wychyliła się żeby móc ściszyć głos, bo nie potrzebowali zbędnych sensacji.
- Hubert i Janette przywieźli ją wczoraj rano do nas bo za mocno zabalowała. Ostre zatrucie, przećpała i przepiła pół tabliczki Mendelejewa. Trafiła na mnie, trochę się stawiała ale w końcu zrozumiała że nie robię jej na złość z detoksem tylko chcę dobrze. Nawet nie musiałam na nią krzyczeć. - parsknęła wesoło wracając na normalną pozycję i do normalnego tonu.
- Dziś złapałyśmy się jak wychodziła z kontroli, stąd bilety… a autografy przypadkiem nie ty dajesz? - uśmiechnęła się żartobliwie.

- Ja? Tylko na receptach. - odparł wuj i wziął pod ramię swoją bratanicę aby mogli stanowić oficjalną parę. Zaś pozostała kobieca grupka wzięła kurs za nimi. Szybko się zbliżyli do tego gęstniejącego tłumu którzy też przyszli aby zamienić słowo z aktorami, złożyć im gratulacje czy poprosić o autograf. Pół tuzina artystów zaś stopniowo rozpraszało się coraz bardziej gdy tak rozmawiali z kolejnymi wielbicielami.

- Aha to stąd się znacie. Tak się właśnie zastanawiałem jak o was wspomniała. Bo nie spodziewałem się, że ktoś z nich może być naszym pacjentem. Przynajmniej tak na stałe. To do kogo chcesz iść? - pokiwał głową i szli coraz wolniej ale za to bliżej. Wśród innych fanów co przyszli pewnie po to samo.

Blondynka przez moment się nie odzywała, wpatrzona gdzieś w tłum z boku. Miała wrażenie, że widzi znajomą ciemnobrązową czuprynę, ale było to tylko złudzenie. Uśmiech zszedł jej z twarzy, a myśli uciekły daleko poza mury bazy.
- Do Tommy’ego… - mruknęła średnio przytomnie czując poczucie winy. Oni się tu świetnie bawili, bezpieczni, najedzeni i w świetle lamp oraz w cieple. Nosząc fikuśne stroje i zajmując czas rozmowami, żartami/ Tymczasem gdzieś w błocie i ciemności oddział łapsów brnął przez deszcz próbując uniknąć czerwonej mgły, niecek beztlenowych, Szarańczy, wściekłych psów…
- Uh, ekhm! Do Kitty - oprzytomniała nagle, poprawiając nerwowo włosy i równie nerwowo przywdziewając uśmiech.
- Do Kitty, należy jej podziękować, nieprawdaż?
 
__________________
This is my party
And I'll die if I want to
Dydelfina jest offline