Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 04-07-2022, 01:29   #21
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Bonus 03 - Pierwszy kontakt z Szarańczą (3/3)

Czerwona Trójka



- Maska mi przecieka… Mam nieszczelną maskę! - zameldował Zszywacz. W tych gazmaskach wszyscy wyglądali dość jednakowo. Zwłaszcza w tej mglistej zawiesinie jaką wytworzył atak moździerzy gazem łzawiącym. Gaz pomógł. Ci agresywni tubylcy wycofali się albo gaz ich mocno zamroczył. Dalej piechociarze z Royal Navy torowali sobie drogę lufami i ołowiem. Najpierw parter przypadkowego domu w jakim znaleźli schronienie podczas największego ataki, potem wyjście, potem ulica i marsz z wycelowaną przed siebie lufą. I strzelanie do każdej majaczącej we mgle sylwetki. Nie było ich teraz aż tak dużo, gaz naprawdę robił dobrą robotę.

- Złap mnie za bark. Wytrzymaj. Zaraz wyjdziemy na wolną przestrzeń. - Thomas mruknął nieco stłumionym przez gazmaskę głosem. Tym razem szli mniej więcej gęsiego. By mieć pewność, że jak ktoś, coś po boku to nikt od nich. Szedł w środku, Charlie, Moore, Owen i Bear na szpicy, reszta za nim. Czasem słyszał strzały jak ktoś z nich strzelał. Ale chyba wychodzili na prostą. Bo mgła jakby zrzedła czyli wychodzili ze strefy gazowego ataku. I dobrze. Bo paramedyk kaszlał już tak jakby zaraz miał puścić pawia. Mało przyjemne. Ale dość niska cena jeśli mieliby się wycofać bez strat. Już mgła prawie zrzedła, widział cekaemistę.

- Raca! Czerwona raca! To nasi! - Owen prawie roześmiał się ze szczęścia gdy ze szczyty wzgórza wystartowała czerwona smuga która rozkwitła na niebie. Czyli to byli swoi, pewnie czerwoni z dwójki Clarence’a.

- Mam zachlapaną maskę. Prawię nic nie widzę. - burknął z niezadowoleniem Bear. Chociaż cieszył się bo już zapowiadało się na koniec.

- A gdzie reszta? - Moore odwrócił się pierwszy i zobaczył to co się spodziewał. Owena, potem Wingfielda i Zszywacza. Ale brakowało tych co byli za nim. Jego pytanie postawiło wszystkich w sztorc.

- Kurwa mać! - krzyknął ze złością porucznik. Miał się wydrzeć na Zszywacza, to on powinien pilnować swoich tyłów tak jak Thomas pilnował jego. Ale z bliska widział, że ten ma zaparowane gogle nieszczelnej gazmaski i zaraz chyba puści pawia. Ledwo stał na nogach.

- Bear zabierz go stąd i lećcie do naszych na wzgórzu! Reszta za mną! Wracamy po nich! - porucznik nie chciał tracić czasu. Może tylko zgubili się w tej gazowej mgle? I zaraz się spotkają? Pozostali też się nie zawahali. Ustawili się gęsiego i ruszyli z powrotem w stronę gęstszej mgły.

- Tylko, żeby nie oberwać kulki od swoich. Mieliśmy walić do wszystkiego co po bokach. A nie wiadomo gdzie oni są. - Owen przypomniał o tym detalu jaki przed chwilą działał świetnie. Ale teraz mógł się stać przyczyną friendly fire.

- Trzymajcie się mnie! Nie rozłazić się! It's the Royal Navy! It's the Royal Navy here! - Wingfield zacisnął szczęki ale przyznał mu rację. Zaczął krzyczeć aby ostrzec kolegów i koleżanki zagubione w gazowej mgle. Jego partnerzy uczynili podobnie. Co chwila któryś z nich krzyczał aby ostrzec swoich, że te kształty majaczące we mgle to mogą być swoi. Tym razem jak dojrzeli ludzką sylwetkę we mgle wahali się dłużej niż jeszcze parę minut później. Dopiero jak nie widać było munduru, broni ani gazmaski to otwierali ogień. Ale i ktoś gdzieś tam w tej mgle też zaczął się strzelać.

- It's the Royal Navy! It's the Royal Navy here! - usłyszeli upragniony okrzyk gdzieś przed sobą. Chwilę się nawoływali po czym ujrzeli postać wychylającą się zza jakiegoś samochodu. Widać było zarys hełmu u lufy karabinu. I jak macha do nich przywołująco. Z bliska okazało się, że to Hank.

- Tutaj! Josh i Mike oberwali! Nie dałem rady wlec ich obu! - krzyknął z ulgą łącznościowiec i przejął rolę przewodnika. Dobrze, że wrócili! Nie miał pojęcia co ma zrobić sam z dwoma ciężko rannymi kolegami. Jednego mógłby jakoś nieść ale obu? Został więc przy nich mając nadzieję, że ktoś ze swoich po nich wróci. I wrócili! Dzięki Bogu!

- Chłopaki! To my! Nie strzelajcie! To ja Hank i chłopaki! Wróciliśmy po was! - na wszelki wypadek łącznościowiec zatrzymał się kilka samochodów dalej. Słyszał, że tam są. Widział wystającą nogę Mike’a jaki siedział na asfalcie i opierał się o tył osobówki.

- Dobra dawaj! Nie będziemy strzelać! - odkrzyknął drugi z ceakaemistów. Ruszyli ale zaraz przypadli do ziemi bo któryś z tych dwóch zaczął strzelać z pistoletu.

- Kurwa mieliście nie strzelać! - wrzasnął do nich wkurzony dowódca mając nadzieję, że się opamiętają. Byli w jakimś szoku czy co? Z upływu krwi, bólu i ran to było możliwe. Zwłaszcza jak nie mieli tu Zszywacza i jego szpryc.

- Tam był jeden! Chodźcie to nie do was! Do was nie będziemy strzelać! - odkrzyknął ciężko Josh i nawet na słuch było słychać, że coś go mocno boli. Porucznik wznowił marsz i po chwili kilka schylonych sylwetek dotarło do swoich dwóch ciężko rannych kolegów. Przez te gazmaski nawet swoich trudno było rozpoznać. Więc łatwiej było po nazwiskach wyszytych na mundurze i detalach ekwipunku. No Josha było łatwo po leżącym obok ckm. Ale ramię miał rozwalone to nie mógł go użyć. Dlatego trzymał w rękach pistolet.

- A gdzie dziewczyny?! I Roman!? - zapytał Thomas bo chociaż Hank o nich nie wspomniał spodziewał się, że jest tu cały brakujących skład. A nie było jeszcze tej trójki.

- Są gdzieś tam! Dorwali nas i zgubiliśmy się! To tam co strzelają! To muszą być oni! - Hank krzyknął pokazując kierunek swoim karabinkiem. Widać było na góra dwie osobówki a potem wszystko nikło w gazowej mgle. Ale słychać było, że ktoś tam się ostro strzela. Na triplety karabinu i szybkie strzały z klamki.

- Charlie i Owen, wyciągnijcie ich stąd i jazda do naszych. Idźcie na czerwoną racę, tam czekają z Dwójki! Dave za mną! Hank prowadź. - Thomas nie wahał się i czuł, że sytuacja u zagubionej trójki jest dramatyczna. Miał nadzieję, że rozdzielając się jeszcze bardziej nie przekreśla losu swojego oddziału. Dowódca drużyny i grenadier bez skrupułów zarzucili sobie po jednym z ranionych kolegów na ramię. I tak zaczęli z nimi kuśtykać z karabinkami w wolnej dłoni. Też mieli nadzieję, że nie spotkają żadnego z tych samobójczych szaleńców. I też im serce ściskało na myśl, że zostawiają to swoich w głębi tego niebezpiecznego terenu. Też chcieliby pomóc Romanowi i dziewczynom. Ale nie czas było na sprzeczki. Kuśtykali więc sapiąć i dysząc pod tym sporym ciężarem swoich kompanów. I uparcie parli do przodu aby wydostać się z tej mgły na otwartą przestrzeń.

Trójka całych komandosów ruszyła bez w tą mgłę. Szli szybko, nieco skuleni, gotowi do ostrzelania każdej podejrzanej sylwetki. Ale okrzykiwali się co jakiś czas aby nie dostać kulki od swoich. Wreszcie usłyszeli upragniony odzew.

- It’s the Royal Navy! It’s the Royal Navy here! - gazmaska wytłumiała głos ale to musiała być któraś z dziewczyn. Jeszcze chwilę i dojrzeli klęczącą na progu jakiegoś domu postać. Strzelała z pistoletu ale długa broń z optyką zdradzała, że to Olivia. Machnęła do nich ponaglająco. Zaczęli biec i jak dobiegli ujrzeli nieruchome ciało bez gazmaski z martwo wpatrzonymi w mgłę oczami. Roman.

- Zabrali Irene! Do piwnicy! Nie dałam rady po nią zejść! Ammo mi się kończy! - Olivia krzyknęła co miała na szybko. Przybyli w ostatniej chwili! Nie była pewna ale został jej już ostatni albo przedostatni mag. Nie miała pojęcia co by zrobiła jakby ten jej się też skończył.

- Weź od Romana! - krzyknął Wingfield i zobaczył do kogo strzela kumpela. Byli po drugiej stronie domu, w ogrodzie. Uniósł karabinek i posłał im od razu dwa czy trzy triplety. Ona zaś rzuciła się ku ciału zabitego kolegi i zaczęła odpinać jego karabinek.

- Odsuń się! - gdy Tom podniósł głowę ujrzał lufę FN MAG-a. W rękach Dave’a. Musiał go zabrać od Josha który i tak w obecnym stanie nie mógł go użyc. Zdołał wstać i odskoczyć gdy zwidowca kompletnie nie przejmując się oszczędzaniem amunicji pociągnął długą serią masakrując ciała w ogrodzie. Darł się i powoli kroczył naprzód jak jakiś Terminator nie przestając strzelać. Thomas nie czekał na wynik tylko machnął do łącznościowca.

- Za mną! Oli osłaniaj nas! - skorzystajac z tego, że Moore oczyścił im drogę na parterze dwaj komandosi zbiegli po piwnicznych schodach. Było ciemno więc mieli tylko swoje latarki. Na szczęście to była piwnica prywatnego domu więc niezbyt wielka. Prawie od razu w ostrym świetle ujrzeli postacie o zakrwawionych mordach jakie zasłaniały oczy przed ostrym światłem taktycznych latarek. Na ziemi zaś leżało zakrwawione ciało. W mundurze. Nie ruszało się.

- Ognia! Zapierdol skurwysynów! - wydarł się porucznik tracąc panowanie nad sobą. Piwnica zadudniła od automatycznego ognia karabinków. Na dwie lufy efekt był masakrujący. Jeszcze któryś z napastników dyszał i charczał gdy jeden a potem drugi komandos zmienili magazynki. Po czym porucznik podszedł do krwawego pobojowiska. Oświetlił zakrwawioną gazmaskę i mundur. Ale nie widział czy się rusza czy nie.

- Zabierz ją stąd! Na górę! - krzyknął do radiowca. Ten podbiegł, złapał bezwładne ciało Irene za uchwyt kamizelki i wlókł w stronę schodów. Dopiero gdy znalazł się w plamie bladego światła padającego z góry zarzucił je sobie na ramię i szybko wybiegł na górę. Aby do światła! Minął czekającą Olivię jaka zdążyła zamienić pistolet na karabinek Romana i teraz filowała z tej strony domu a Dave od ogrodu.

- Fire in the hole! - dobiegło ich od strony piwnicy. Zaraz potem szybkie kroki na schodach i na górze ukazał się rosły porucznik. A w piwnicy coś wybuchło. Zaraz potem od schodów buchnęło dymem a na dole dał się słyszeć opętańczy ryk palonych żywcem istot.

- Dave bierz Ramona. Oli osłaniasz nas. Za mną! - warknął krótko i bez zwłoki zabrał za ramię bezwładne ciało Irene. Nie miał pojęcia czy jeszcze żyje. Rany gardła i bezwład zdawały się temu przeczyć. Sprawdził puls ale nic nie wyczuł. Ale może się mylił? Złapał więc ją i ruszył przed siebie. Zwiadowca podobnie dźwignął ciało martwego kolegi. Snajper ze swoją bronią na plecach szła z karabinkiem zabitego sapera który na takie krótkie dystanse i w dynamicznym strzelaniu sprawdzał się znacznie lepiej niż jej repetier do dalekich strzelań czy pistolet do samoobrony.

Szli sapiąc i dysząc, prawie truchtając aż jezdnia się skończyła. Wyszli na pole a potem z mgły. I tej rzadszej mgły. Połączone siły obu drużyn czerwonych były na tej mgle. Widać było Zszywacza jak siedzi na ziemi z zabandażowanymi oczami. A kolega paramedyk z Dwójki zajmował się właśnie Joshem. Ci co byli sprawni utworzyli ochronny kordon z bronią wycelowaną w mgłę. Jak zobaczyli trzy kroczące sylwetki w gazmaskach wlokące dwie bezwładne rzucili się im na pomoc.

- Medyk! Medyk tutaj! Prędko do cholery! - darł się Wingfield jak tylko ich zobaczył. Jeszcze chwila, złożyli ciała na mokrej ziemi i czekali na werdykt. Paramedyk z dwójki sprawdził puls u obu ciał ale tylko smutno pokręcił głową.

- Może… Spróbujesz resuscytacji… Czy coś… - mruknął cicho Dave wskazując na oba ciała.

- On ma przeciętą tętnicę udową. A ona ma właściwie wyrwaną krtań. Przykro mi chłopaki. - powiedział cichym, smutnym głosem. Po czym nie wiedząc co może jeszcze powiedzieć czy zrobić wrócił do tych rannych jakim jeszcze mógł pomóc. Ocalała ósemka Trójki zebrała się w milczeniu nad nieruchomymi ciałami. Thomas pochylił się i zdjął Irene gazmaskę. Teraz wyglądała bardziej swojsko. Ale to wydawało się jeszcze bardziej przygnębiające.

- Nie wiem co to były za pojeby. Ale zapierdolę ich. Zapierdolę ich wszystkich. - syknał mściwym głosem porucznik zaciskając mocno pięść. Pozostali milczeli. Wpatrywali się w nieruchome ciała jakie jeszcze pół godziny były tak pełne życia i swojskie. Rozmawiali z nimi, żartowali a teraz leżeli tu na tej zimnej glinie. Cicho, nieruchomo, brudni i zakrwawieni. Bez życia. Martwi.


---



Epilog



Po powrocie do bazy i złożeniu raportu mało kto chciał uwierzyć w zachowanie nieuzbrojonych cywilów opisane przez porucznika Wingfielda i jego ludzi. Brzmiało to zbyt nieprawdopodobnie. Podejrzewano, że to jakaś zasłona dymna jaka miała ukryć masowe morderstwo cywilów Trzeciej Drużyny lub podobne przestępstwo. Zwłaszcza, że poza nimi nie było żadnych innych świadków któzy widzieliby jakichś agresywnych cwyilów. Decydujące okazały się próbki pobrane od pierwszej napastniczki przez Zszywacza. W nich odkryto nieznany wcześniej związek chemiczny jaki z czasem nazwano “czynnikiem Lotus”.

Później na specjalne polecenie admirała Craiga wysłano kolejny patrol pełnego plutonu aby zbadał miejsce potyczki. Oględziny optyczne nie wypadły zbyt dobrze dla Czerwonej Trójki. Bowiem wyglądało to jak masakra cywili dokonana z zimną krwią i premedytacją przez uzbrojonych żołnierzy. Dopiero zespół techników śledczych wystawił raport jaki przyznał, że doszło do brutalnej i krwawej walki co sugerowało agresywne zachowanie także cywilów. Pomimo, że byli nieuzbrojeni i chodziło o starcie z w pełni wyekwipowany komandosami. W laboratorium w bazie ponownie odkryto, że większość pobranych próbek ciał nosi czynnik Lotus. U niektórych stwierdzono zmiany nowotworowe i chorobotwórcze jakie obecnie uznaje się za początek mutacji.

Wkrótce po procesie porucznik Wingfield i spora część Czerwonej Trójki złożyła rezygnację i wystąpiła z szeregów Royal Navy. A niedługo potem założyli własną grupę najemników specjalizujących się w polowaniu na Szarańczę. I tak się nazwali “Łowcy Szarańczy”.

Na pamiątkę tamtego niespodziewanego starcia te pierwsze stadium przejęcia władzy nad ciałem i umysłem ludzi nazywa się obecnie “sprinterami” lub “czarnymi dredami”. Okazało się, że obserwacja zachowań i możliwości takich osobników zanotowane podczas pierwszego starcia - co wydawało się najbardziej mało wiarygodnym elementem podczas śledztwa - okazały się prawdą. Sprinterzy cechują się ponad ludzką wytrzymałością, szybkością i skocznością.


---



Słowniczek



*CQC - close quarters combat lub CQB - close quarters battle. Rodzaj walki w pomieszczeniach zamkniętych, bardzo dynamiczna i zwykle na bardzo krótki dystans liczony w kilku, lub kilkunastu krokach.


**”Altmark” - okręt zaopatrzeniowy niemieckiego pancernika jaki przewoził dla niego zaopatrzenie. A po rozstaniu wracał do Niemiec z min. brytyjskimi jeńcami z zatopionych lub przejętych okrętów. W lutym 1940-go roku brytyjski niszczyciel wpłynął na wody terytorialne jeszcze neutralnej Norwegii, zabordażował niemiecki statek i uwolnił ok 300 brytyjskich marynarzy.


***L 85 - standardowy karabinek armii i marynarki brytyjskiej w układzie bullpup i kalibrze 5,56x45 NATO.


---




Skład osobowy Trzeciego Czerwonego podczas opisywanych wydarzeń:


01 porucznik Thomas
02 d-ca drużyny Charlie
03 radiooperator Hank
04 sani Zszywacz

05 strzelec Dave
06 marksman Olivia
07 strzelec Roman (KIA)
08 lkm Bear

09 strzelec Irene (KIA)
10 grenadier Owen
11 strzelec Michael (WIA)
12 lkm Joshua (WIA)
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 10-07-2022, 08:25   #22
 
Dydelfina's Avatar
 
Reputacja: 1 Dydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputację
Sobota; wieczór; sala gimnastyczna


Wchodząc do oświetlonej, jasnej sali starej sali gimnastycznej, zmienionej na ten jeden wieczór na miniaturową aulę teatru, dało się prawie poczuć jak w dawnym świecie.
Ruch, śmiechy, blask lamp, ciepło i ludzie ubrani tak elegancko jak tylko mogli na współczesne warunki. Z szaf wyciągnięto i odkurzono najlepsze kreacje, bo skoro okazja do pokazania się wpadała w ręce, należało korzystać. Elita towarzyska Clyde złapała ją wyciskając ile się dało. Tak więc obok eleganckich garsonek zdarzały się typowe balowe kreacje, letnie sukienki, garnitury, smokingi, galowe mundury. Biżuteria, torebki, satyna, jedwabie, piórka, koronki, szpilki, koturny, krawaty, muchy, zegarki, sygnety, rzędy medali.
Rzadko kiedy mieli okazję aby poczuć się normalnie, jak zwykli ludzie na poziomie w sobotę wieczór. Krótkie mini odpadały, nie wypadało. Skoro Dominique towarzyszyła majorowi Jobinowi jako partnerka nie mogła założyć byle czego, choć najbliższe jej sercu były teraz polarowa piżama i ciepłe kapcie. Zamiast tego kroczyła obok niego przez parkiet w pięknej, czarnej sukni do ziemi mającej z przodu łódkowy dekolt, a z tyłu fantazyjny krój odsłaniał plecy i kark. Była to replika kreacji jaką Audrey Hepburn miała w pierwszej scenie słynnego “Śniadania u Tiffaniego”. Oryginał zaprojektował francuski mistrz mody Hubert de Givenchy, model młodej lekarki wykonał ktoś mniej sławny, lecz przyłożył się do pracy z sercem. Długie rękawiczki kryły sińce na przedramionach, a przy okazji razem z perłowym naszyjnikiem dopełniały całości, dodając nosicielce pewności siebie oraz sprawiając przyjemność. Każda kobieta lubiła się przecież wystroić, koniec świata tego nie usunął.

Dobrze było móc wyjść, pouśmiechać się, wymienić garść niezobowiązujących uprzejmości i, być może, zawrzeć nowe znajomości, ale przede wszystkim ważne było wsparcie rodziny. A rodzina wspierała i ją, prowadząc do członków Admiralicji, ludzi z HQ i innych którzy w mieście coś znaczyli. Mężczyźni i kobiety, starzy i młodzi. Paru naprawdę interesujących z którymi blondynka wymieniła dyskretne uśmiechy, trochę żałując że jednak nie jest to “Neptun” gdzie po wstaniu od stolika można swobodnie porozmawiać gdzieś z boku przy barze. Tutaj jedyną opcją aby wymienić parę zdań poza ogólnie przyjętym, sztywnym protokołem było wyjście na chłodną noc przed salą żeby zapalić. Tam jednak również należało się pilnować i pamiętać że wokół znajdują się dziesiątki obserwujących oraz oceniających oczu. Zbyt długa rozmowa wzbudziłaby niesmak, tak jak rozmowa zbyt ekspresyjna. Zwykle też do rozmawiającej parki szybko dołączali przypadkowi towarzysze tylko po to aby podczas podchodzenia podsłuchać o czym tamci rozmawiają. Kiedy nie było telewizji i internetu ludziom się nudziło, żyli więc plotkami, albo życiem innych ludzi… a tymczasem za murami inni ludzie przymierali głodem, umierali od chorób cierpiąc w ciemności lub półmroku rozświetlonym przez nikłe płomyki ognisk skleconych z tego co pod ręką.

Zostawiona z kobietami admirała Domino uśmiechała się, przytakiwała i mówiła te wszystkie ugrzecznione głupotki które należało powiedzieć, a gdy tylko przyszła okazja, przeprosiła, pożegnała się, a potem zostawiła Mercedes i jej matkę na rzecz o wiele bardziej lubianej osoby dostrzeżonej całkiem niedaleko wejścia. Od razu poczuła ulgę, bo córka Craiga działa lekarce na nerwy. Wolna od niechcianego towarzystwa podeszła do Franceski Holtz i jej ojca, lecz zanim zdążyła się odezwać stary hippis przejął inicjatywę na swój dość mocno krępujący sposób. Im więcej mówił, tym bardziej Dominique zastanawiała się jakim cudem ten człowiek odpowiadał za reformę edukacji, stworzenie jakiejkolwiek oświaty w Clyde… widać czas nie obszedł się łagodnie z jego umysłem.
- Myślę, że są to tematy które powinniście omawiać w domu, a nie na forum publicznym. Sprawy sypialni zostawia się za jej drzwiami, tam gdzie ich miejsce - z uprzejmym uśmiechem zwróciła się do ojca przyjaciółki, po czym popatrzyła na nią i puściła oczko tam aby stary Holtz nie zauważył.
- A dziękuję, wycieczka się udała. Chociaż nie do końca wycieczka, razem z doktor Hobbs jechałśmy za miasto w celach służbowych… niemniej po drodze nie mieliśmy żadnych przestojów ani nieprzyjemności. Udało się załatwić wszystko sprawnie i jeszcze przed południem wróciliśmy. Wybacz że nie zatrzymaliśmy się na dłużej, panowie mieli dziś zajęty wieczór i noc, a przed wyjściem za mury musieli odpocząć… co u ciebie? Dawno nie zaglądałam do was, wiem. Przepraszam, wiesz jak jest. Praca - rozłożyła trochę ręce.

- Oj dużo mamy teraz roboty. Pracujemy nad nowym programem edukacyjnym. Właściwie to dopiero robimy jego główny zarys. Mamy zamiar wprowadzić więcej zajęć praktycznych. Gotowanie, praca w ogrodzie, konserwacja sprzętu, budownictwo. Wszystko to co da się wykonać bez prądu i prymitywnymi narzędziami. Bo tak jak tata właśnie powiedział, na to się musimy naszykować. Jak nie teraz, za rok, to za dziesięć ale ten moment nastąpi. I wtedy dobrze będzie mieć wykształcone kadry jakie będą wiedzieć co to jest motyka albo widły. Chociaż ja trochę boleję nad wykształceniem wyższym. Będziemy musieli zredukować ilość godzin. - krótkowłosa brunetka chętnie odpowiedziała ciesząc się chyba, że ojciec dał sobie spokój z tym bezpośrednim stylem wypowiedzi i mogła się skupić na bardziej stonowanych tematach.

- No i geografia i historia. Klimatologia. Gleboznawstwo, geologia. Na nas spadło przygotowanie teoretyczne tej wyprawy na południe. Mamy oszacować najlepsze miejsca do wstępnej penetracji. Na razie wzięliśmy się za nasze Wyspy i chwilowo najlepiej wygląda Kornwalia. Tam tradycyjnie zimy były najłagodniejsze z całych Wysp. Trochę jak w Bretonni no ale to nie dziwne, bo to po dwóch stronach Kanału. Samą Bretonię też będziemy sprawdzać no ale to potem, na razie chcielibyśmy znaleźć coś na rodzimym gruncie. - młodsza bibliotekarka pokiwała głową dając znać czym jeszcze się ostatnio zajmują w bibliotece. Widocznie do nich też spadł jakiś puzzel tych wypraw do jakich w nowym sezonie szykowała się admiralicja.

- No! Tak więc jakbyś miała kogoś kto ma coś, filmy, książki, instrukcje o rękodzielnictwie, o krawiectwie, nawet coś o wymarłych zawodach czy średniowiecznych technikach robienia czegoś to chętnie to przyjmiemy. Właściwie ostatnio z tatą myślimy czy by nie wybrać się do Glasgow. Oni tam mieli muzeum i uniwerek i parę innych rzeczy jakich my tu nie mamy. Może coś tam się zachowało. Jak znasz kogoś z Glasgow to weź się zapytaj. No albo kogoś z Kornwalii czy Bretanii. Albo kogoś kto tam bywał czy studiował coś o tych terenach. - Franceska oparła się w końcu dłońmi o oparcie swojego krzesła bo tak jej się łatwiej rozmawiało a nawet się trochę rozgadała.

- Kiedyś wystarczyło spytać Google, co? - Jobin uśmiechnęła się, pochylając do przodu aby się im łatwiej rozmawiało. Przedtem słuchała uważnie, potakując przez większość wypowiedzi. Tak, przydałoby się im więcej podręczników o podstawowym sposobie uprawy ziemi i życia. Tak na wszelki wypadek.
- Z Kornwalii i Bretoni nie znam nikogo, ale pracuję z dziewczyną z Glasgow, podpytam. Tak się składa że po Dniu Impaktu będzie wracała na parę dni do domu, więc zagadam jeszcze dziś i poproszę aby miała na uwadze czego szukać. Poza tym jeśli chcesz zagadam do stalkerów i ich podpytam czy mają coś, albo aby mieli na to oko - powiedziała po chwili zastanowienia, a przed oczami stanęła jej twarz Garcii.
O tak, wujek z pewnością będzie zachwycony, ale przecież i tak miała z nim pogadać żeby zaprosić na święta…

- Oh Google! Niech oświeci nas mądrość a Google jest jej prorokiem! - Franceska w pełni poparła pomysł skorzystania z prostoty i uniwersalności internetu jaki od dekady był tylko wspomnieniem. A uniosła dłonie do góry jakby była jakimś kapłanem czy prorokiem dawnej wiary. Ale dopiero po Impakcie do większości ludzi dotarło jak bardzo wszędobylski był ten internet, jak bardzo wszyscy nawykli do tego, że jest. I jak bardzo odczuwali pustkę, że już go nie ma. No a u wszelkich naukowców czy choćby meteorologów to się jeszcze dublowało bo wymiana danych z innymi placówkami na świecie bardzo pomagała tworząc coś w rodzaju umysłu roju na skalę światową. A teraz została im tylko ta ostatnia, lokalna komórka.

- No ale jak masz kogoś z Glasgow to weź zapytaj proszę. Bo my na poważnie rozpatrujemy aby się tam udać to nawet jako przewodnik by się ktoś przydał co zna tam obecne miasto. Tata coś mówił, że i tak mają coś tam organizować po nasiona czy coś takiego. To może my… Pewnie ja. Albo ktoś od nas. Też byśmy się zabrali. U nas mamy całkiem sporo podręczników do survivalu i bushcraftu. Wiesz nasi komandosi to ćwiczyli to wciąż mamy do tego pomoce. Ale takie bardziej “domowe” sprawy to już znacznie mniej. - brunetka widocznie wróciła myślami do tego czym się ostatnio zajmowała na co dzień. Zamilkła na chwilę i wolno kiwała swoją krótkoostrzyżoną głową błądząc niewidzącym spojrzeniem gdzieś po suficie sali gimnastycznej.

- A stalkerzy tak. Tak, i żołnierze co chodzą na patrole. W ogóle ci co wychodzą za mury. Zwłaszcza gdzieś dalej. Jakby coś trafili z tego co mówię to by mogło bardzo pomóc. Wiesz, że ostatnio grzebałam gdzie w neolicie wydobywano krzemień? Tak na wszelki wypadek. - uśmiechnęła się w końcu łagodnie próbując złapać dystans do siebie i swojej pracy chociaż tutaj.

- No ale! Tak cały czas gadam i gadam. A co u ciebie? Dobrze, że dzisiaj ta premiera. Muszę się wyrwać! Już mi się mózg lasuje od tych książek i robienia notatek. - zapytała i znów się roześmiała. Tym razem wesoło i szczerze jakby prawie zapomniała o tej premierze o okazji do złapania oddechu od ciągłego ślęczenia nad książkami. No i zorientowała się, że to ona ciągle zagaduje koleżankę i wreszcie chciała i jej dać dojść do słowa.

- Jakie tu mieliście w Szkocji uniwersytety albo uczelnie wyższe? Takie z katedrami archeologii lub czymś podobnym. Nie wszystko spłonęło - blondynka popatrzyła w sufit, jednak Fran zmieniła temat.
- Nie dziwię się, też ostatnio miałam wrażenie że głowa mi eksploduje. Ciągle coś, a ma się tylko dwie ręce i raptem 24 godziny dobry. - przyznała trochę poważniej.
- Postanowiłam solennie że ten weekend będzie wolny, tylko dla mnie i ani przez sekundę nie pomyślę o pracy… więc z samego rana dzisiaj jechaliśmy do Rhu po pacjentkę, potem do późnego lunchu robiłyśmy jej badania i uzupełniałyśmy dokumentację medyczną. Wolna sobota - parsknęła, rozkładając ręce.
- Ale już wolne i o ile już absolutnie nic się nie wykrzaczy to do wieczora jutro w miarę bezkonfliktowo minie mi czas. Wyśpię się przynajmniej raz… a nie, nie wyśpię się. Rano mam gości wracających z patrolu. Tych dwóch których widziałaś z nami o świcie. Trzeba ich nakarmić, zobaczyć czy są cali, ewentualnie pocerować. Od wczoraj na szafce w kuchni leży też szpej do naprawy. Noktowizory po kontakcie z czerwoną mgłą. Poza tym przejęłam po starym GP część jego pacjentów, czyli dwa razy więcej roboty za podstawową stawkę i nadal mamy wakaty chirurgów, więęęc jak nagle przywiozą kogoś z wypadku w liczbie mnogiej najpewniej dostanę zawiadomienie aby ruszać odwłok na salę. Poza tym od poniedziałku szykuję się już powoli do Adruli. O banku nasion słyszałam, Gemma zgłosiła się od nas. Dziewczyna z Glasgow.

- Ano tak! Racja! Przecież ona jest z Glasgow! Rany, w ogóle o tym zapomniałam! No tak, to podpytaj ją jak możesz o te sprawy albo poproś aby przyszła jak znajdzie chwilę czasu. - brunetka pacnęła się w czoło jakby na śmierć zapomniała, że blondynka w okularach jest właśnie z Glasgow. Pokręciła głową z uśmiechem na to swoje zapominalstwo.

- I jej to też masz zajęć po uszy. A myślałam, że tylko my mamy tak ciężko. - powiedziała wzdychając i na pocieszenie i dzielenie się tym przepracowaniem położyła koleżance dłoń na jej dłoni klepiąc ją lekko.

- To widzę nie przypadek, że ci dwaj koledzy wam dzisiaj towarzyszyli? No muszę przyznać, że wyglądali bardzo imponująco. Te karabiny i ta cała reszta. Można się poczuć bezpiecznie. - skinęła głową dając wyraz, że nie przegapiła dziś rano Davida i Thomasa nawet jeśli zbyt wiele albo prawie wcale ze sobą nie rozmawiali.

- I zabraliście tą pacjentkę tutaj? No to będę za nią trzymać kciuki. Za was wszystkich. A z tymi uniwerkami to oprócz Glasgow to jeszcze był Edynburg. Nie tak daleko. Znaczy na mapie albo kiedyś samochodem czy samolotem. Ale teraz to chyba nie mamy nikogo aby wiedział co tam się teraz dzieje. Ja nie słyszałam przynajmniej. To i tak trzeba by zacząć od Glasgow.

- A z tymi noktowizorami to pogadaj z tymi naukowymi. Ostatnio brali od nas o nadprzewodnikach czy coś takiego. Trochę z nimi gadałam. Mieli pracować nad jakąś izolacją właśnie na mgłę. Ale nie wiem czy coś im z tego wyszło. Tak skojarzyłam tylko jak o tym wspomniałaś. - powiedziała jakby na sam koniec jej się przypomniało jeszcze o tych uszkodzonych przez czerwoną mgłę noktowizorach.

- Pamiętasz nazwiska, albo chociaż jak wyglądają? - lekarka szybko podłapała, prostując się na krześle. Gdyby się udało…
- Jeśli pracują to dla RN, a chłopaki odeszli z marynarki jakiś czas temu. Niemniej jeżeli jest szansa że to zadziała bardzo by to ułatwiło wszelkie wypady i patrole poza bazę… tak, są imponujący. Najlepsi - uśmiechnęła się bardzo ciepło. Potrząsnęła głową aby wrócić do codzienności.
- Słuchaj, też idę poza Clyde. Będę mieć na uwadze wszelkie książki i podręczniki. Czy to w Adruli czy na Man. Zrobię się odpowiednio upierdliwa to zwiadowcy również rzucą okiem. Gemmie zagaję temat jeszcze dziś. Powinna wpaść, w końcu premiera a ona uwielbia The Glasgow Theater Group.

- To zapytaj Gemmę o Justina i Barlowa. Ona powinna ich znać. Oni są od fizyki a ona z xenobiologii ale to tam obok siebie mają pracownie. - Franceska zmrużyła oczy i chwilę tłumaczyła o kogo chodzi z tymi nadprzewodnikami. I w końcu wyszło, że skoro zna się z doktor Hobson to pewnie ona ich zna osobiście skoro pracują po sąsiedzku nawet jeśli w innych zespołach i nad innymi projektami.

- I też chcesz dołączyć do tych wypraw? No tak, tak myślałam, że ktoś od was pewnie będzie jako zaplecze medyczne. No cóż, no to sama wiesz czego szukam. Naprawdę będę wdzięczna jakby coś się udało zdobyć. No wiadomo, nie zabijaj się o to, szkoda zachodu. Ale jakby coś się trafiło no to by nam mogło bardzo pomóc. - Holtz uśmiechnęła chyba nie chcąc aby przez tą prośbę przyjaciółka wpakowała się w jakieś tarapaty. Ot, raczej miała to na uwadze i gdyby się trafiła jakaś okazja no to byłoby miło.

- Ktoś musi, nie? A lepiej aby to był ktoś kto potrafi być upierdliwy i nie tak łatwo go wziąć pod but... no i ma dobrą pamięć. Chociażby do tego co naobiecuje - Jobin zrobiła pogodną minę i rozłożyła ręce.



Pierwsze naprawdę znajome twarze ujrzane w tłumie należały do Gemmy i Brittany, więc kiedy dostrzegły Domino od razu ruszyły w jej stronę. Etap odbijania od grupki do grupki zakończył się, przeszła pora do stałego repertuaru. Kobiety przywitały się, przerzuciły komplementami bo różnica między standardowym uniformem a wersją odświętną bardzo rzucała się w oczy.
- Dobrze ci w niebieskim, naprawdę świetnie wyglądasz - Jobin pokiwała głową drugiej lekarce, gdy nagle na tapetę wjechał temat łysego majora stojącego kilkanaście metrów dalej. Rozmawiał ze swoją równieśniczką, którą dziewczyna znała z widzenia, lecz nie pamiętała aby kiedyś dłużej rozmawiały.
- Flirtują? Może… mam nadzieję że wziął sobie do serca naszą dzisiejszą rozmowę - parsknęła.

- A o czym rozmawialiście jeśli można zapytać? - druga z blondynek zapytała grzecznie też przez chwilę jeszcze obserwując rozmawiających ze sobą szefów działów. Rozmawiali w przyjaznej i swobodnej atmosferze czy czy to był flirt to równie można było rzucać monetą.

- A tobie ślicznie w czerni. Tak zgrabnie i elegancko. Wyglądasz jak Audrey Hepburn. Tylko na blond. I widzisz Britt? Dobrze, że postawiłyśmy na czerwień. Bo jeszcze przymierzałyśmy z Britt czarną ale w końcu wyszło nam, że Britt by lepiej było w tej czerwonej. Teraz obie byście były na czarno. - okularnica odwróciła się od starszej pary aby nie robić wrażenia, że się usilnie tam gapi i wskazała w bok na rudzielca w czerwonym dając znać jakie miały w domu dylematy co do doboru kostiumu.

Jobin za to skinęła głową w podzięce, przykładając dłoń do piersi.
- Merci… to było naprawdę miłe. Uwielbiam Hepburn. Chociaż to Brytyjka, ale miała klasę i była obłędna. Za to powiem wam, że jeśli nikt do tej pory nie podszedł do mnie zagadać teraz nie zrobi tego tym bardziej, bo z takimi skrzydłowymi w ogóle już stracą język w gębie i resztki odwagi. Czerwony to twój kolor Britt, trzymaj się go… a rozmawialiśmy z wujkiem o zakładaniu rodziny, stabilizacji. Tym, że dobrze aby kogoś sobie wreszcie znalazł. - popatrzyła na drugą blondynkę i westchnęła, po czym rozejrzała się na szybko czy nie mają w okolicy kogoś z gumowym uchem, ale okoliczne krzesła były jeszcze wolne.
- Trochę sobie pofolgowaliśmy z Tomem i Davem zeszłej nocy, pół pionu słyszało. Zaczęły się tematy pokrewne, to że chcę się zgłosić do wypraw na kontynent gdy takie będą. On tu zostanie sam… nie chcę aby był sam.

- O, ooo… Aha… - okularnica od ginekologii zamrugała i trochę ją zaskoczyło co mówiła koleżanka. Brittany też się nachyliła nieco bardziej jakby temat ją zaintrygował. Bo to o brytyjskiej aktorce i stylu to obie przyjęły ze zrozumieniem i nawet rozbawieniem jakby zdarzało im się zapomnieć, że siedzą obok rodowitej paryżanki.

- Z tym Tomem i Davem co dziś rano z nami byli? - Gemma na wszelki wypadek wolała się upewnić czy dobrze domyśla się o których kawalerów chodzi koleżance. Widząc potwierdzenie lekko się uśmiechnęła. - I to tak ty sama z nimi dwoma? Jej! Ależ to musiało być ekscytujące! - powiedziała uśmiechając się szerzej jakby to próbowała sobie wyobrazić. I może nawet nieco z zazdrością. Popatrzyła na rudzielca ta też uśmiechnęła się wesoło i potwierdziła niemo kiwaniem głowy.

- I o zakładaniu rodziny? Znaczy przez niego? - upewniła się wskazując swoją blond głową gdzieś w bok gdzie niedawno stał mężczyzna o jakim rozmawiały. - No to ciekawa odmiana. Zwykle to starzy tak gderają dzieciom, że czas już się ustatkować, znaleźć sobie kogoś i tak dalej. - rzuciła wesołym tonem i zaczęła bujać nogą gdy się tak nad tym zastanawiała.

- A myślisz, że on w ogóle by chciał kogoś znaleźć? Długo jest singlem? - zapytała jakby chciała sobie wyrobić lepsze rozeznanie co do preferencji opiekuna swojej nowej kumpeli.

Jobin zastanowiła się chwilę.
- Odkąd dostał majora przystopował z trybem życia, ale wiesz jak jest. Ostatnią dekadę trzeba traktować z naprawdę mocnym przymrużeniem oka. Dostał w spadku przerażonego kaszojada i zadanie aby się nim zająć. Od Impaktu nie było lekko, skupiał się na przeżyciu, budowaniu tutaj czegokolwiek sensownego… ale jesteśmy ludźmi, mamy w genomie zapisane aby łączyć się w pary, grupy. Dobrze jest móc na kimś polegać, wiedzieć że cokolwiek się nie wydarzy jest do kogo wracać. Do kogoś kto będzie czekał, zrozumie, wysłucha. Dochodzą też aspekty cielesne, popęd. Jestem ciekawa ile starego jego w nim zostało. Na pewno trochę wciąż tam pod skórą ma diabła - zaśmiała się cicho.

- Oby! Bardzo trzymam za to kciuki! - niespodziewanie druga z blondynek bardzo ochoczo poparła to co mówiła jej sąsiadka. Nieco się zarumieniła przy tym ale speszenie trwało tylko moment. Wyglądało jakby bardzo podobało się jej to co słyszy od bratanicy o jej wuju. No i ich ordynatorze.

- Muszę ci się przyznać, że ten twój wuj to całkiem niezłe ciacho. Podoba mi się. - powiedziała oglądając się jeszcze raz na miejsce gdzie ostatnio widziały obgadywanego mężczyznę ale ten gdzieś im zniknął z widoku. Więc ginekolog wróciła do rozmowy z przyjaciółką.

- No bo jak już pewnie wiesz wcześniej wolałam kobiety. Bardzo mocno. - powiedziała nieco unosząc krótki rękawek swojej niebieskiej mini i okazało się, że ma tam wytatuowaną sześciobarwną tęczę. Tradycyjny symbol wszelkich mniejszości seksualnych. Opuściła rękawek i mówiła dalej.

- No ale ta kluczowa decyzja… Może więcej niż jedna… Taką niezłą kumulację mi się trafiło jeszcze w Glasgow. Między innymi dlatego zdecydowałam się składać papiery do was. No i tutaj to z początku ten czy tamten próbował mnie zaprosić na kawę czy coś takiego. Ale mówiłam ci, priorytetem dla mnie było zrobienie specjalizacji i zaczęcie praktyki. I dałam sobie siana na wszelkie romanse. No i pewnie uznali mnie za zimną rybę. - westchnęłą na koniec ale mówiła całkiem szybko jakby chciała w jak najkrótszym czasie upchnąć jak najwięcej pomniejszych historii.

- Więc zrobiłam tą specjalizację ale coś mało kto do mnie podbijał. Tak towarzyszko. A jak już to jakoś mi nie pasowało coś. Jak Greg. Od nas z naukowego. Świetnie mi się z nim gada, lubię go. No nawet śmieję się z jego kawałów. A wierz mi kompletnie nie umie ich opowiadać. Ale mimo to śmieję się z nich. No i tak już nie wiem ile mu dawałam znaków dymnych a ten nic. Nie wiem na co on czeka. To ja mam go zaprosić na kawę? Albo mi się tylko wydaje i za dużo sobie wyobrażam. I on widzi we mnie tylko koleżankę z pracy i tyle. I takich znajomości już parę zaliczyłam. Albo on nie chce albo ja. - westchnęła i trochę popatrzyła też w drugą stronę, na Brittany. Ta uśmiechnęła się do niej ciepło i pokrzepiająco i poklepała ją po udzie.

- No ale co innego twój wuj. Taki zadbany, elegancki, stateczny. Z pozycją. I tak sobie radzi z całym szpitalem i tam w admiralicji. I wszyscy się z nim liczą. No a jak się tak odstawił tak jak dzisiaj no to no no… Kolanka mięknął. Szkoda, że do pracy się tak nie ubiera. No… Przy kimś takim kobieta może czuć się bezpieczna. - pokiwała w zadumie głową i znów machinalnie spojrzała tam gdzie ostatnio widziały Theodora Jobina.

- Ale przecież… Jakby coś między wami było… To byś była dla Domino ciocią… - Brittany zmrużyła oczy i wychyliła się tak aby móc spojrzeć na obie blondynki na raz. Ta co siedziała bliżej niej pokiwała głową i roześmiała się serdecznie.

- Oj to prawda! Trochę to dziwne. Nie wiem Domi, chciałabyś mieć taką ciocię jak ja? Jej! Dziwne by było jakbyś mi miała mówić “ciociu”. - zapytała zerkając ciekawie na blond sąsiadkę jak ona zareaguje na te jej wynurzenia dotyczące jej wuja.

Jobin parsknęła krótko unosząc na chwilę brwi.
- Mówiłabym ci po imieniu, tak normalnie. Dla mnie bomba, naprawdę. Cieszyłabym się, va au diable! - zaśmiała się, obejmując na krótko drugą blondynkę, a potem odchrząknęła bo nie wypadało okazywać za wiele entuzjazmu aby nie wzbudzać niepotrzebnej uwagi.
- On się martwi jak by wyglądał jego związek z młodszą, wiesz. Podwładna, duża różnica wieku… to mu tłumaczyłam że stara mu nie urodzi dzieciaków a wypada przedłużyć nazwisko. Na mnie z tym liczyć nie może, jeśli już kiedyś cokolwiek postanowię w kwestii zmiany stanu cywilnego. Wystarczająco dużo złych języków gada że jadę mu na plecach, ale moja w tym głowa aby im te słowa wepchnąć z powrotem do gardła. Nie mają nic do zarzucenia to próbują bić w tę stronę. Skończą gdy po powrocie z Man zabiorę się ze zwiadem dalej. Na kontynent albo do Kornwalii, zobaczymy co Admiralicja zadecyduje. Tu grzecznie za biurkiem siedzieć nie będę, czyli ten problem mu odpadnie. Jesteś śliczną, uroczą, porządną kobietą. Lekarzem. Opinię masz nienaganną, ludzie cię lubią zarówno personel jak i pacjenci. Je ne l'aurais pas laissé comme ça… nie zostawiłabym tak tego. Mamy tylko jedno życie, co nie? Jeśli czegoś nie spróbujemy potem będziemy żałować straconej szansy której już nie odzyskamy. - zamilkła, spoglądając gdzieś na swoje dłonie w rękawiczkach i prychnęła.
- Sama też się muszę zacząć do tych dobrych rad stosować.

- Zapewne. - roześmiała się Hobbs ale widać było, że jej ulżyło i ucieszyła się na reakcje koleżanki.

- A z tym związkiem to może faktycznie nie ma co się pakować na całego. No ale po co sobie robić próżne nadzieję? Może sobie nie podpasujemy? Albo znajdziemy kogoś innego? No ale póki nie i jest nadzieja… - wymownie uniosła brwi jakby była na tyle rozsądna, żeby nie dowierzać losowi, że od razu wszystko pójdzie jak z płatka i w tydzień czy miesiąc zbudują prawdziwą rodzinę z wujem Domino. Ale mimo to była gotowa chociaż spróbować.

- Ale przecież na jakąś kawę pójść można prawda? Nie trzeba zaraz się oświadczać i zakładać sobie obrączki. - dodała wesoło jakby była gotowa zacząć coś z opiekunem swojej kumpeli w jakichkolwiek okolicznościach, pretekstach i sytuacjach.

- A poza tym nie wiem co on się tak przejmuje. Jakbym to ja była dwa razy starsza od niego no to jeszcze bym rozumiała. Ale, że mężczyźni zabierają się za znacznie młodsze partnerki to taka trochę tradycja. Prawda? Zwłaszcza ci co mają odpowiedni status społeczny i materialny. A jak nie wyjdzie to nie wyjdzie. Zawsze mogę uderzyć do tych ogierów od Jane. - powiedziała wzruszając wesoło ramionami jakby sama nie chciała się peszyć i nakręcać na coś wielkiego i poważnego. Tylko metodą małych kroczków od czegokolwiek na początek.

- Zawsze jest dobrze zacząć od kawy, albo drinka i zobaczyć co z tego wyjdzie. Ewentualnie podrzucę wam Hyper do tej kawy i sami już sobie podziałacie jak będzie wygodnie, chociaż muszę ostrzec… po tym się nie ma żadnych hamulców. Dźwiękowych również - druga blonynka parsknęła, a chwilę potem w ich towarzystwie pojawiła się ostatnia z grona.
Hinduska przywitała się ze wszystkimi, zasiadła na swoim miejscu… a potem gruchnęła bomba i wszystkie głowy obróciły się po kolei oraz w miarę dyskretnie w odpowiednią stronę.
Tą, gdzie ich “ulubiony” pulmonolog akurat bajerował sekretarkę starszego Jobina.
- Przynajmniej skończą się plotki że ona z Theo robi coś ponad zajęcia służbowe - mruknęła.

- Ale no naprawdę… Z nim? - wzmianka o Sivle sprawiła, że wesoła dotąd trzpiotka w okularach nieco przygasła. Odwróciła się w stronę owych tylnych rzędów jakby liczyła, że dojrzy coś innego niż asystentkę ordynatora i siedzącego obok niej płucologa.

- A jak już to bym wolała z nią. Albo z nią i twoim wujem. Albo, żeby ktokolwiek z nią ale nie on. - westchnęła ginekolog cmokając z niezadowolenia na to co widziały jej oczy.

- I Hyper mówisz? No brzmi ciekawie. A co do wyciszenia to zabawy w kneblu też lubię. - dorzuciła stojąc obok bratanicy ordynatora i wracając do weselszych tematów. - Może by ją jakoś poprosić za potrzebą czy co? No cokolwiek. No, żeby siedziała z kimkolwiek innym to machnęłabym ręką. Ale z nim? Jak ona może z nim wytrzymać? Przecież on jest obleśny. - pokręciła głową na znak, że widok Keiry z nielubianym przez całą ich trójkę doktorem jest jej mocno nie na rękę.

Za to Dominique wzruszyła ramionami.
- Pewnie weźmiecie mnie za sukę bez serca, ale ja się cieszę. Ludzie ich widzą, niech sobie gruchają skoro im pasuje. Mogą nadawać na tym samym poziomie, ale lalka szuka kogoś na raz. Naprawdę to nam na rękę. Chodziły plotki że wujek udziela Keirze korepetycji z francuskiego oraz geometrii. Jednocześnie. A to nieprawda - pokręciła głową. Raz jeszcze rozejrzała się czy ktoś nie słucha.
- Dobra, mam Hyper w domu, jeszcze trochę po wczoraj zostało. Naćpaliśmy się tego z chłopakami… mam radę. Jeżeli chcecie brać upewnijcie się że druga strona jest normalna. Brak hamulców, brak odczuwania bólu, wstydu, zahamowań. Pół godziny wujek mnie szpachlował zanim mogłam wyjść do ludzi, a cały dzień jadę na tramadolu. Niemniej… było zajebiście - przygryzła wargę.

- Tak? To tak to działa? Tak naprawdę? Słyszałam o tym ale myślałam, że to tylko takie gadanie. - ginekolog spojrzała na nią z zainteresowaniem. Wyglądało na to, że podoba jej się to co słyszy o tym nowym specyfiku i brzmi to w jej uszach jak dobra reklama.

- Nie wyglądają mi na zakochanych. Siedzą i tyle. - odezwała się zza ich pleców Brittany gdy nadal obserwowała siedzącą obok siebie dwójkę.

- A z gadaniem o sypianiu z twoim wujkiem to ci mówiłam. O mnie też tak gadali. - blondyna w okularach machnęła dłonią na te plotki o sekretarce ordynatora bo sama też padła ofiarą takich pomówień.

- Jak ich widziałam jak szli tutaj w przejściu to też nie wyglądali na zbyt zaangażowanych. Nawet myślałam, że tylko po drodze sobie gadają. Dopiero jak skręcili w ten sam rząd to się kapnęłam. - Manisha też była zdziwiona zachowaniem partenerki płucologa i nie było to dla niej takie jednoznaczne.

- Czegoś pewnie od niej chce, więc udaje amanta ze starych romansów. Pytanie czy Keira ma na nas jakieś haki. Albo na Theo. Na nas nie, na niego… raczej nie. Chociaż z tego co widzę gdyby brać pod uwagę wszystkie plotki to wujek przeleciał chyba pół obsady szpitala. Dobrze że mi podarowali skoro i tak mu tam siedzę pod biurkiem - prychnęła Domino.


Pojawienie się starszego Jobina zbiegło się z dźwiękiem gongu. Na sali zapanowało poruszenie, ludzie zajmowali miejsca czy to siedzące z przodu, czy stojące z tyłu chociaż bez pośpiechu. Była sobota wieczór, spotkanie towarzyskie pod pretekstem wyjścia na premierę. Dwie pieczenie na jednym ogniu. Oczywiście major przywitał kolorowe grono rówieśnic swojej córki jak na szarmanckiego oficera przystało, a Domino poczuła dumę i radość.
- Dziewczyny, to major Theodore Jobin, odpowiada za sektor zdrowia publicznego w Clyde. Wujku, Gemmę Hobbs i Manishę Azmi z pewnością kojarzysz, pracujemy razem, a to jest Brittany Fletcher nasza wspólna znajoma. - przedstawiła sobie towarzystwo wedle protokołu od najważniejszego do najświeższego nabytku.
- Już myślałam że zaginąłeś, ktoś cię porwał i będziemy musiały ruszyć z odsieczą - zrobiła poważną minę gdy usiadł po powitaniu.

- Wybacz moja droga. Czasem się dziwie ilu ja mam znajomych. A potem czemu się spotykamy tylko w interesach albo z jakiejś okazji. Dobrze, że dzisiaj się trafiła, dostałem już zaproszenie na grilla, na zostanie ojcem chrzestnym, na parapetówkę i urodziny. Mówię ci Domi, ten tydzień i miesiąc to mają za mało dni aby to wszystko obrobić. Normalnie jak się uporam ze swoimi zadaniami to weekend się kończy, zaczyna się nowy tydzień i dochodzą nowe sprawy a jeszcze się stare często ciągnął. - łysy major francuskiej marynarki sam się chyba trochę dziwił jak ten czas i robota pędzi. Dopiero w takich chwilach jak dziś wieczór, takich wyjątkowych na tyle aby przebiły się przez standardową rutynę dało się złapać jakąś dalszą perspektywę.

- To nie tydzień ma za mało dni tylko weekendów jest za mało. - odparła wesoło siedząca z drugiej strony Dominique blondynka. Jej wuj roześmiał się wesoło, pokiwał głową na znak zgody i rozbawienia.

- Nie ma czego wybaczać, przecież rozumiem. Dobrze chociaż że miałeś czas zjeść ze mną kolacje, czuję się zaszczycona i dziękuję - młodsza Jobin przechyliła się przytulając na chwilę do ramienia w garniturze.
- O tak, powinien być odwrotny stosunek weekendów do dni tygodniowych. Dwa pracujące, pięć wolnych. Wtedy się nie uzbiera tyle spraw i idzie odpocząć. Byłoby kiedy film obejrzeć, a nie tak w biegu. Bo opowiadałam dziewczynom że masz naprawdę sporą kolekcję DVD tylko jak już się umawiamy na seans to zwykle któreś musi nagle wracać do pracy… a jak się uda to zasypiamy po pół godziny na kanapie.

- No właśnie, żeby tak było 2+5 a nie 5+2. No chociaż przez jeden miesiąc w roku. To by się dało coś odpocząć. - ginekolog pokiwała energicznie głową popierając swoją siedzącą obok przedmówczynię. I przysłuchiwała się z zainteresowaniem rozmowie Jobinów.

- Oh ta kolekcja wcale nie jest taka duża. Parę filmów na krzyż. - ordynator przytulił ramieniem przybraną córkę gdy ta się przytuliła do niego i kontynuował ten filmowy wątek chyba nie chcąc robić wrażenia swoją wideoteką.

- A ma pan może coś o Larze Croft? Albo Indianie Jonesie? - zapytała ginekolog o te same filmowe postacie co wczoraj już mówiła jego bratanicy, że lubi. Wuj też spojrzał na nią i jakby się przez moment wahał. Wiedział, że ona wie, że ma coś takiego w swojej kolekcji. Teraz to może nie ale kiedyś sama oglądała te popularne niegdyś przygodny najsławniejszych pana i pani archeolog wszechczasów.

- Chyba coś bym mógł mieć. Ale musiałbym sprawdzić. Dawno nie sprawdzałem, nawet nie wiem czy jeszcze działa. - starszy z Jobinów znów mówił jakby chciał zbagatelizować swoje zasoby DVD a nawet VHS.

- Możemy zerknąć po powrocie, to chyba żaden problem - Domino ze szczerym, pogodnym uśmiechem spoglądała to na blondynkę to na łysola.
- Dziewczyny coś wspominały że chcą u mnie nocować, akurat po drodze. I bezpieczniej by nam było w twoim towarzystwie po nocy. Licha lepiej nie kusić… a może w tej kolekcji by się znalazło jeszcze coś ciekawego dla Gemmy? Coś kojarzę tego kolesia w kapeluszu i z lassem granego przez Forda. Tylko nie pamiętam czy w domu oglądałam czy już tutaj u ciebie.

- Naprawdę? - trochę nie było wiadomo czy wuj pytał o te detale filmu czy o to nocowanie koleżanek u swojej bratanicy. Ale ginekolog wtrąciła się zanim zdążył ktoś, coś powiedzieć.

- No właśnie Domi była tak kochana i nas postanowiła przygarnąć do siebie na noc. - Gemma ochoczo pokiwała głową i serdecznie objęła rudzielca jakby od wieków były umówione na dzisiejszy nocleg u kochanej GP. Trzeba było przyznać, że Brittany też nie straciła głowy. Bo chociaż była najbardziej milcząca z ich trójki no i większość osób spotykała tu pierwszy raz w życiu to uśmiechnęła się przymilnie wprost do pana ordynatora i pokiwała grzecznie głową.

- Bo ja to jestem nowa. Jeszcze mało kogo znam. A i Domino i Gemma były dla mnie takie miłe i kochane, a nie miałyśmy jeszcze czasu się lepiej poznać. To jakby dzisiaj po występach można było to byłoby mi bardzo przyjemnie. - odezwała się nieco dłuższą wypowiedzią nie tracąc swojej grzecznego tonu ale w uśmiechu była jakaś obiecująco psotna nutka.

- No cóż… No jak i tak macie nocować u Dominique… No to może Domi wpadnij i coś sobie poszukacie z tych filmów… - wujek widząc, że w taką imprezę właściwie i tak niezbyt może coś ingerować aby przeciwdziałać to w końcu zgodził się chociaż trochę ustąpić w tym dotychczasowym, zachowawczym uporze, za co został nagrodzony nie tylko od bratanicy szerokim, szczęśliwym uśmiechem wdzięczności.


Pamięć ludzka jednak nie była wybiórcza, a oprócz chciwości i ciągnięcia w swoją stronę w ludziach wciąż pozostawało sporo dobra i wdzięczności… w niektórych na pewno. Jedna z takich osób okazała się blondynka z trupy aktorskiej, Kitty. Ta sama od której Domino i spółka miały bilety. Nie dość że załatwiła im wejściówki do strefy wybrańców to jeszcze przy wszystkich podziękowała imiennie zarówno Dominique jak i Gemmie za opiekę. Tak po prostu, gdy słyszała praktycznie cała Admiralicja, kadry i reszta ważniaków nazwisko “Jobin” zawisło w powietrzu pośród pochwał dla sektora medycznego. Próbując zachować odpowiednio stonowany uśmiech blondynka popatrzyła na łysola obok, puszczając mu oczko, mimo że miała ochotę szczerzyć się i odpowiedzieć Kitty coś zabawnego… ale, niestety, nie była w “Syrence” gdzie wchodzenie z artystkami w interakcję nie wzbudzało powszechnego zgorszenia. Podziękowała więc blondynce na scenie cieplejszym uśmiechem i kiwnięciem głową, mając w głowie że chyba odrobiła w ogólnym wizerunkowym rozrachunku krechę w postaci nocnych hałasów z nawiązką. Po wuju też widziała zadowolenie, a to było najważniejsze.
- Potem opowiem - powiedziała cicho nachylając się do niego, a gdy przygasły światła jak mała dziewczynka ścisnęła jego rękę swoją.
Właściwe przedstawienie szybko porwało publikę, wzbudzając salwy głośnego rechotu z dalszych rzędów i stonowanego śmiechu z przodu gdzie siedzieli zazwyczaj “sztywniacy”. Niemniej cała sala bawiła się świetnie, a gdy aktorzy ukłonili się na koniec, wszyscy wstali i zgodnie nagrodzili aktorów gorącymi owacjami.
- To co… ktoś chce autograf ? - Dominique obejrzała się po towarzystwie, patrząc jak przebrana grupa schodzi do swojej widowni.

- Ja chcę! - jak można się było spodziewać Gemma wyrwała się pierwsza. Jako, że siedziała tuż obok swojej blond koleżanki to ta świetnie miała okazję poznać, że sztuka jej bardzo przypadła do gustu już w trakcie trwania. Manisha i Brittany siedziały trochę dalej ale też im musiało się podobać. Podobnie jak jej wujkowi i Hobbsonom przed nimi. A teraz jak Gemma wstała to i Brittany razem z nią.

- To może wszyscy chodźmy. - zaproponowała pielęgniarka co też była chętna poprzebywać chociaż chwilę z aktorami z Glasgow którzy zaserwowali im tak ciekawe widowisko dzisiejszego wieczoru.

- To prawda, chodźmy wszyscy. Już nie pamiętam kiedy ostatni raz odbierałem od kogoś autograf. - ordynator też wstał i ruszył razem z grupką kobiet w stronę miejsca gdzie zeszli aktorzy i jak magnes przyciągając do siebie publiczność.

Dominique wzięła łysola pod ramię i wychyliła się żeby móc ściszyć głos, bo nie potrzebowali zbędnych sensacji.
- Hubert i Janette przywieźli ją wczoraj rano do nas bo za mocno zabalowała. Ostre zatrucie, przećpała i przepiła pół tabliczki Mendelejewa. Trafiła na mnie, trochę się stawiała ale w końcu zrozumiała że nie robię jej na złość z detoksem tylko chcę dobrze. Nawet nie musiałam na nią krzyczeć. - parsknęła wesoło wracając na normalną pozycję i do normalnego tonu.
- Dziś złapałyśmy się jak wychodziła z kontroli, stąd bilety… a autografy przypadkiem nie ty dajesz? - uśmiechnęła się żartobliwie.

- Ja? Tylko na receptach. - odparł wuj i wziął pod ramię swoją bratanicę aby mogli stanowić oficjalną parę. Zaś pozostała kobieca grupka wzięła kurs za nimi. Szybko się zbliżyli do tego gęstniejącego tłumu którzy też przyszli aby zamienić słowo z aktorami, złożyć im gratulacje czy poprosić o autograf. Pół tuzina artystów zaś stopniowo rozpraszało się coraz bardziej gdy tak rozmawiali z kolejnymi wielbicielami.

- Aha to stąd się znacie. Tak się właśnie zastanawiałem jak o was wspomniała. Bo nie spodziewałem się, że ktoś z nich może być naszym pacjentem. Przynajmniej tak na stałe. To do kogo chcesz iść? - pokiwał głową i szli coraz wolniej ale za to bliżej. Wśród innych fanów co przyszli pewnie po to samo.

Blondynka przez moment się nie odzywała, wpatrzona gdzieś w tłum z boku. Miała wrażenie, że widzi znajomą ciemnobrązową czuprynę, ale było to tylko złudzenie. Uśmiech zszedł jej z twarzy, a myśli uciekły daleko poza mury bazy.
- Do Tommy’ego… - mruknęła średnio przytomnie czując poczucie winy. Oni się tu świetnie bawili, bezpieczni, najedzeni i w świetle lamp oraz w cieple. Nosząc fikuśne stroje i zajmując czas rozmowami, żartami/ Tymczasem gdzieś w błocie i ciemności oddział łapsów brnął przez deszcz próbując uniknąć czerwonej mgły, niecek beztlenowych, Szarańczy, wściekłych psów…
- Uh, ekhm! Do Kitty - oprzytomniała nagle, poprawiając nerwowo włosy i równie nerwowo przywdziewając uśmiech.
- Do Kitty, należy jej podziękować, nieprawdaż?
 
__________________
This is my party
And I'll die if I want to
Dydelfina jest offline  
Stary 10-07-2022, 08:36   #23
 
Dydelfina's Avatar
 
Reputacja: 1 Dydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputację
- Tak, zapewne tak, nie wypada być niewdzięcznikiem. - major pokiwał łysą głową i nakierował swój kobiecy oddział w kierunku obleganej przez fanów blondynki. Wciąż była pomalowana na czerwono i z tymi diabelskimi rogami wystającymi z włosów. Chociaż założyła na siebie krótki, atłasowy szlafroczek który i tak kończył przed połową zgrabnego uda. Chwilę stali tak w tym tłumku słysząc coraz wyraźniej jak aktorka pyta komu dać autograf albo coś opowiada jak to się malowała przed występem na czerwono no i resztę makijażu gdy ktoś o to pytał. Ale w końcu chyba sama się zdziwiła, że przed nią stoi druga blondynka. I to taka nawet jakby znajoma. No i z łysolem pod pachą. I za nimi jeszcze trzecia blondynka co do niej machała wesoło i energicznie.

- Dobry wieczór pani doktor. Przyszła pani tylko po autograf czy będę miała zaszczyt zaprosić panią na afterek? - zapytała znów przybierając ten ton grzecznej pensjonariuszki jaka prawie staje na baczność przed surową dyrektorką szkoły. A na pewno przed nią grzecznie dyga. Nawet jej wuj był tym zdziwiony bo spojrzał w bok na bratanicę jakby sprawdzał czy ta rozumie tą nagłą zmianę zachowania u aktorki. Bo przed chwilą jak tak czekali na swoją kolej to widzieli i słyszeli, że Kitty Blond zachowywała się swobodnie i pewnie siebie jak na gwiazdę estrady rozmawiającej ze swoimi fanami przystało. A teraz dygała przed doktor Jobin jakby zdawała jej raport. Chociaż w parodystycznym tonie bo oczka jej się śmiały wesoło.

Domino za to zmarszczyła brwi, a jej mina stała się oficjalnie uprzejma.
- Dobry wieczór. Umawiałyśmy się na coś Kitty, pamiętasz? Żadnych beforków i żadnych afterków do końca tygodnia. Dziś jest sobota, tak tylko przypomnę skoro przez zaaferowanie wypadło ci to z głowy. - wygłosiła lekarskim tonem po czym sapnęła krótko i odrobinę go złagodziła.
- Wezmę to jednak za dowcip sytuacyjny, niemniej bez obaw. Nie będziemy wam po pracy zawracać głowy gdy trzeba zregenerować siły. Dziękuję za ciepłe słowa pod adresem naszej służby zdrowia, a także moim. Jest mi niezmiernie miło i równocześnie chciałam wyrazić swój szczery zachwyt zarówno nad oprawą jak i samą sceną - uśmiechnęła się lekko.
- Naprawdę nie pamiętam kiedy ostatni raz tak się uśmiałam, to była naprawdę dobra zabawa. Przez chwilę szło się poczuć jak w operetce przed Zagładą. Tym bardziej proszę podziękuj reszcie grupy za bilety oraz cały trud. My się nie będziemy pchać i bez nas macie wystarczająco wielu wielbicieli do ogarnięcia… ah, gdzie moje maniery. Wujku, to Kitty Blond dzięki niej tu jesteśmy dziś z dziewczynami. W kwestiach aktorskich sama za siebie przemówiła, ja ewentualnie mogę jedynie powielić oraz potwierdzić raz jeszcze wszystkie jej plusy. Kitty, poznaj proszę majora Theodora Jobina, on jest głową tych wszystkich ciężko pracujących komórek i podzespołów z NHS. Jemu również podobało się przedstawienie, prawda? - na koniec popatrzyła na łysola z łagodnym uśmiechem.

- Oh, oczywiście, byliście wspaniali! Naprawdę te wszelkie plotki co słyszałem o was przed waszym przybyciem i po nie oddają waszego kunsztu i talentu. - wuj przemówił ze swoim charakterystycznym francuskim akcentem gdy ujął zgrabną, czerwoną dłoń aby ją po szarmancku pocałować. Co było widać bardzo przypadło artystce do gustu.

- Bardzo mi przyjemnie poznać pana ordynatora osobiście. Nie widziałam, że z pana taki szarmancki dżentelmen. Zachwycające. Bo do tej pory to tak tylko trochę z widzenia i słyszenia się znaliśmy ale nie mieliśmy wcześniej ze sobą przyjemności. - Kitty wydawała się nie mniej zachwycona łysym, szarmanckim ordynatorem jak on nią. Ale wyprostował się i odsunął aby zrobić przejście dla pozostałych kobiet.

- To prawda, w pełni się z wami zgadzam! - zawołała Gemma podchodząc do aktorki aby się z nią uściskać. Aktorka też ją rozpoznała więc dała się uściskać a nawet odwzajemniła ten uścisk.

- Bardzo szarmancki, bardzo zachwycający. - rzuciła okularnica do aktorki niby cicho ale i tak pewnie cała ich grupka to słyszała. - I tak, bardzo utalentowana, i bardzo piękna. - ginekolog teraz dla równowagi nachyliła się ku ordynatorowi jakby teraz ją obgadywała co znów słyszeli wszyscy. A aktorka jak na zamówienie złapała się za biodra, nieco wysunęła jedną nóżkę do przodu prezentując się jeszcze zgrabniej i powabniej niż przed chwilą. Więc i wszyscy się roześmiali z tego małego, improwizowanego skeczu na dwie blondynki.

- A kostium i ta taśma! Ależ to było na co popatrzeć. Można rzucić okiem z bliska? - Gemma poprosiła aktorkę a te pokiwała głową, rozsznurowała szlafrok i odsłoniła go prezentując z bliska te swoje modelowe wdzięki oklejone jedynie czarną, błyszczącą taśmą klejącą. Nawet te jej obroża i skórzane kajdany były czarne i jakoś teraz bardziej rzucały się w oczy.

- Zachwycająca. Prawda? - teraz Hobson powtórzyła ten numer co bratanica wuja przed chwilą zerkając ewidentnie na niego.

- Tak, to prawda. Zachwycająca. - przyznał z uznaniem major w stanie spoczynku też chętnie wodząc spojrzeniem po odsłoniętym ciele aktorki.

- A dajecie prywatne występy? - zapytała Gemma nieco ściszając głos.

- Tylko jak kogoś lubię. No chyba, że to by było konieczne dla zdrowia, na receptę czy co. - Kitty zasłoniła się i zaczęła zawiązywać szlafrok odparła równie “cichym” szeptem, że cała czwórka i tak ją słyszała.

- No to ja też chciałam złożyć gratulacje. I można prosić o autograf? - Manisha skorzystała z okazji, że blondynka w okularach się odsunęła wreszcie i sama zajęła jej miejsce. Wyjęła notes i poprosiła o podpis.

- Dla kogo? - zapytała aktorka biorąc podany długopis i podpisując się całkiem długo. Musiała pisać coś więcej niż samą, swoją, artystyczną parafkę.

Młodsza Jobin, jak na sztywniaka przystało, stanęła z boku patrząc na resztę towarzystwa ze stonowanym uśmieszkiem mimo że miała ochotę szczerzyć się po całości. Łypała dyskretnie na wuja, na okularnicę, potem jeszcze na blond aktorkę i gdzieś pod francuską czaszką zaczął się kreować pewien pomysł z gatunki takich nie pasujących do ludzi dystyngowanych i na poziomie. Ale za to jak najbardziej pasujący do sobotniego wieczora kogoś kto od dawna powinien dać sobie na luz. Nadmiar stresu wpływał negatywnie na ogólne samopoczucie, Dominique wiedziała o tym aż za dobrze. Dlatego też ostrożnie zaczęła się przemieszczać za plecy aktorki podczas gdy ona rozdawała autografy.
Nachyliła się nad jej ramieniem, a potem nabrała powietrza i na wydechu wyszeptała póki rozsądek gdzieś się zapatrzył.
- A może ten afterek u nas? Theo i Gem z pewnością wiedzieliby jak się zająć demonicą. W końcu oboje to doświadczeni lekarze.

- Naprawdę? - z tak bliska jak się znalazła aktorki to Dominique mogła wyczuć ciepło i aromat jej rozgrzanego ciała, perfum i szamponu. Wciąż pisała coś w notesie Manishy gdy na moment podniosła głowę aby spróbować spojrzeć z bliska na swoją ulubioną lekarkę.

- Pani doktor to jak coś powie to można tylko się zgadzać i kiwać główką. - Kitty zrobiła głębszy oddech jakby wciąż była demonetką i miała z doktor Jobin podpisany jakiś cyrograf jaki pozwalał jej kontrolować poczynania czerwonej diablicy. Znów dygnęła posłusznie przed nią i wróciła do pisania autografu dla pielęgniarki.

- Afterek brzmi świetnie. Towarzystwo również. Właśnie nie zdążyłam powiedzieć, że z tym afterkiem to te ograniczenia by dotyczyły mnie ale ja się mogę dostosować do wymogów. A pani doktor czy reszta gości to by mogli sobie przecież pofolgować bez ograniczeń. - odparła trochę ku niej a trochę ku pozostałej czwórce. Ale na tyle cicho, że pewnie tym razem tylko blondynka bez rogów i okularów powinna ją słyszeć. Skończyła pisać autograf i oddała go pielęgniarce. Ta go chwilę czytała i rozpromieniła się jak skończyła.

- Oh jest wspaniały! Bardzo, dziękuję Kitty, jesteś najlepsza! - zawołała zachwycona Hinduska i uściskała blondynkę z tej uciechy i radości.

- Doskonale, w takim razie zarządzam wizytę domową. Postaraj się załatwić szybko swoje sprawy. Poczekamy - lekarka powiedziała cicho po czym cofnęła głowę, udając że absolutnie nic się nie wydarzyło. Tylko na łysola coś spoglądała z rozbawieniem. Jakby mu właśnie wycinała całkiem niezły numer.

- Dobrze pani doktor. - odparła Kitty nie wychodząc z roli posłusznej pensjonariuszki. Ale oczka jej się śmiały na całego. - To mi jeszcze z kwadrans zejdzie. Ale potem jestem do waszej całkowitej dyspozycji. - zapewniła cicho i jak się zamieniły miejscami wróciła do roli gwiazdy estrady.

- To jeszcze mam komuś coś podpisać? - zapytała wesoło zaś pozostała czwórka patrzyła na wracającą do nich Francuzkę jakby była ciekawa co tam sobie we dwie szeptały. Hobson nie straciła okazji i podeszła też do divy aby odebrać nowy i ładniejszy autograf niż dziś w szpitalu.

Druga blond lekarka wyminęła ją i z miną aniołka wróciła pod bok majora, obejmując jego ramię. Teraz zostawała druga część całej zabawy, ta bardziej rygorystyczna i poważna.
Dziewczyna wyciągnęła szyję aby tym razem przekazać szeptem parę słów następnemu celowi.
- Zagrajmy w grę wyobraźni. Jest sobota wieczór, masz w mieszkaniu dwie skore do amorów blondynki, a twoja bratanica zgarnia resztę załogi do siebie. Zostajecie sami… zastanów się co robisz - powstrzymując śmiech opuściła głowę, łypiąc tylko na niego z dołu.

- Zrobiłaś to? - wujek pochylił się i zapytał trochę z niedowierzaniem ale i rozbawieniem. Spojrzał znów wprost na obie blondynki o jakich mowa. Właśnie jedna dawała autograf drugiej. I jakby jakiś anioł albo demon przeleciał akurat obie spojrzały w ich stronę. I posłały im bardzo psotne i grzeszne uśmiechy. Bardzo obiecujące.
- Cóż… skoro i tak miały nocować u ciebie… chyba będę mógł ci pomóc nieco rozładować ten korek i pomóc ci je przenocować. - powiedział starszy z Jobinów w końcu ulegając tym namowom i podszeptom. Gemma zaś uściskała jeszcze raz Kitty, trwała tak przez chwilę po czym odeszła od niej jeszcze raz dziękując za nowy i jeszcze fajniejszy autograf niż ten rano w szpitalu.

- Tylko pamiętaj… hałasy nocą się okropnie niosą, a te ściany budowane przez angoli są jak z papieru. Ale knebel pomaga - Dominique pokiwała głową i na jego pytanie i do swojej kwestii, przybierając mądrą minę prawie bez złośliwego nalotu.
Uścisnęła mocniej jego ramię, a potem popatrzyła na pozostałe kumpele.
- Dobrze, to mamy jeszcze kwadransik zanim się stąd zwijamy do mnie na drinka. W końcu jest sobota, co nie? Będziemy gdzieś tutaj - ostatnie dodała do aktorki, razem z wesołym uśmieszkiem.

- Dobrze pani doktor. - aktorka znów grzecznie dygnęła przed blondynką ale już wróciła do swoich obowiązków rozmów z pozostałymi fanami. Ale z nimi już tak nie flirtowała jak z nią i z jej grupką. Zaś oni mogli wydostać się z tej gęstwy na nieco luźniejszy teren. I porozmawiać nieco swobodniej.

- Oh! Ale niezapomniana noc się szykuje! - Hobson klasnęła w dłonie nie tając już radości i ekscytacji z nadchodzących, nocnych godzin. - Coś powinnam wiedzieć zanim Kitty przyjdzie? - zapytała jeszcze na tyle ile dała radę chłodnym umysłem.

Dominique która podczas przeciskania odczepiła się od garnituru wzięła teraz pod rękę drugą blondynkę i korzystając z zamieszania dołożyła trzeci element układanki na swoje miejsce.
- Chciałaś się poznać bliżej z majorem, albo z majorem i jakąś laską do kompletu to proszę. Zostaniecie z Kitty obgadywać swoje sprawy, ja zgarnę dziewczyny do mnie. Wesołych świąt - cmoknęła ją w policzek.

- Oh Domi! - ginekolog roześmiała się szczerze i bez zahamowań. I podobnie mocno złapała i objęła swoją nową kumpelę i ścisnęła mocno jak się dało. - Jesteś najlepszą ciocią na świecie! - szepnęła jej do ucha rozgorączkowanym i podekscytowanym głosem. I też ją cmoknęła w policzek.

Wszyscy zdawali się odczuwać tą wieczorną, sobotnią euforię. Czekali na ich gwiazdę wieczoru, mogło jej zejść trochę więcej niż obiecany kwadrans bo wiele osób chciało z okazji premiery nowej sztuki dostać autograf od Demi albo o coś zapytać. A i tak czerwona blondynka urwała się wcześniej niż pozostała piątka. I zniknęła im z oczu. Pokazała się ponownie już ubrana w kożuch i zimowe buty. Chociaż nadal z czerwoną twarzą i diabelskim makijażem.

- Już jestem! Przepraszam, że tak długo ale nie chciałam spławiać moich fanów. Są tacy życzliwi i kochani! - wyjaśniła przepraszającym tonem ale chyba nikt się na nią nie miał zamiaru gniewać. Weszła w środek grupki jaka chętnie się rozstawiła po jej flankach i raźnym krokiem skierowali się ku ciemnemu wyjściu i zimie na ulicach Clyde. Chwilę jeszcze postali razem, a potem skierowali do wyjścia. Gdzieś świeżo za progiem Domino wzięła na bok Manishę - ta bez słowa dyskretnie przekazała jej kopertę w której obie wiedziały że znajduje się podobizna Jamesa Silve.

Sobota; późny wieczór; mieszkanie Theodora Jobina


Wesoła i hałaśliwa gromadka raźno przeszła przez połowę bazy Clyde. Te zimowe kurtki i płaszcze się przydały aby chroniły te dość delikatne i odsłonięte kreacje przed zimowym mrozem. Nocne niebo było pochmurne i panował siarczysty mróz ale na szczęście nie wiało za mocno ani nic nie padało to nie było tak źle. No i trasa nie była dłuższa niż na kwadrans marszu. Niemniej dobrze było schronić się w klatce schodowej przed tym zimowym mrozem a chwilę później w ogrzanym mieszkaniu na trzecim piętrze gdzie zapłonęło przyjemne i swojskie światło.

- No to zapraszam moje panie. - powiedział łysy gospodarz jakiemu humor wyraźnie dopisywał. Cała trójka blondynek i jeden rudzielec weszły do środka. Brakowało tylko Manishy bo ta pożegnała się niedawno gdy poszła w stronę swojego bloku gdzie mieszkała z rodzicami. Pozostali zaś skierowali się do bloku gdzie mieszkali Jobinowie. Tylko na różnych piętrach.

Humory dopisywały i ordynator świetnie spisywał się w roli gospodarza. Obecność grupki młodych kobiet wcale go nie peszyła. Wkrótce barek został otwarty i każda stała ze szklaneczką lub kieliszkiem w dłoni. Oprócz Dominique pozostała trójka była tu pierwszy raz więc rozglądały się ciekawie po mieszkaniu ale widocznie robiło na nich podobnie dobre wrażenie jak gospodarz.

- A to cię nie ciśnie? - zapytała Gemma zaciekawiona wskazując na obrożę na czerwonej szyi aktorki. Ta wciąż była w kostiumie Demi a jedynie na tą farbę i czarną taśmę jaka ją okrywała na scenie narzuciła jakąś czarną mini z odkrytymi ramionami co ładnie kontrastowała z jej czerwoną obecnie skórą.

- Nie, jest w sam raz. Potrzebowaliśmy czegoś co by podkreślało, że jestem zniewoloną demonetką, po cyrografach, kontraktach i tak dalej. I ta obroża i kajdany wydały nam się w sam raz. Poza tym są takie sexy! - Kitty pokręciła uspokajająco głową na znak, że nie dzieje jej się żadna krzywda i chętnie opowiadała o zapleczu tworzenia i przygotowywaniu tej sztuki. Była tego cała masa, już przez drogę było co słuchać jak powstała ta sztuka co właśnie zakończyła swoją premierę.

To było dziwne, widzieć tyle osób w miejscu, gdzie co najwyżej przesiadywała dwójka Jobinów plus jakaś jedna dodatkowa dusza. Teraz zwykle cicho i spokojne mieszkanie zmieniło się w gwarne miejsce pełne śmiechów, chichów oraz głosów. W zdecydowanej przewadze damskich. W tym wszystkim major odgrywał perfekcyjnego gospodarza, choć tak naprawdę grać nie musiał bo maniery miał nienaganne. Tylko mina i oczy zdradzały że stoi za tym coś więcej, a jego bratanica wyglądała na wyluzowaną. Siedziała przez większość czasu z nogami na kanapie, popijając homeopatyczne ilości alkoholu i obserwując, słuchając. Notując w pamięci listę rzeczy potrzebnych na następny dzień oraz tydzień. Uśmiechała się spokojnie ciesząc z całego zamieszania pod dachem przybranego ojca, bo kto jak kto - on naprawdę zasługiwał na trochę zabawy oraz ukojenia nerwów. Rodzina za to była od tego aby swoim najbliższym pomagać i wspierać.
Kameralny klimat działał kojąco, ciepło wewnątrz salonu kontrastowało z mroźną ciemnością za oknem do którego oczy blond lekarki i tak uciekały jakby w nadziei że za szybko dostrzeże odpowiedź na pytanie co dzieje się po drugiej stronie muru… bardzo dobrze że już nie padało, chłopaki z pewnością przemarzną nawet mimo całej tej masy warstwowo zakładanego szpeju. Czyli najpierw ich wygnać pod prysznic, potem nakarmić.
Chyba miała jeszcze po Garcii jakieś większe koszulki, tylko na Toma i tak mogły być za małe. Gorzej z resztą, a przecież bez sensu było aby lazł w brudnych skarpetach w następny dzień. Wyglądało na to, że między ich przyjściem a ulokowaniem porucznika w nowej kantynie konieczne będzie pranie…
Potrząśnięcie głową przywołało Domino do obecnych realiów. Widząc że blondynki szczebioczą do siebie w najlepsze, ona podeszła do zlewu, a w drodze powrotnej przystanęła przy łysolu.
- Jeszcze parę minut i się zmyjemy z Britt - powiedziała cicho, stukając swoją szklaną z wodą w jego szklankę z alkoholem.

- Dobrze. - rudzielec jak zwykle zgodziła się potulnie na propozycję posłaną w jej stronę. Chociaż na występach trupy aktorskiej, w drodze przez ulice bazy jak i teraz na tym afterku u ordynatora wydawała się dobrze bawić. Śmiała się z zabawnych sytuacji rozgrywanych po mistrzowsku przez aktorów ucharakteryzowanych na elfią rodzinę jak i potem jak Kitty opowiadała różne ciekawostki jak to przygotowywali te występy i różne hece jakie przy tym wychodziło. Dobrze się słuchało tej zabawnej paplaniny i niosła ona relaks i wesołe ukojenie. Nie tylko cicha rudowłosa dziewczyna z zewnątrz była tym ubawiona.

- No i z tymi elfimi zbrojami to było trochę zachodu. Bo gotowych nie mieliśmy. Ale dobrze, że drukarki 3d działały to udało nam się zaprojektować jak to ma wyglądać. Ale mało odpowiedniego plastiku mieliśmy no to starczyło tylko na dwie, dla Huberta i Michelle. A resztę musieliśmy kombinować. Dlatego Junior i Jeanette też powinni mieć tego więcej no ale już nie starczyło nam plastiku na całe zbroje to tylko dłubaliśmy takie elementy aby zaznaczyć, że to też elfy. - aktorka tłumaczyła w wesoły i nieco chaotyczny sposób jak to produkowali w Glasgow te różne elementy kostiumów jakie dzisiaj widać było na scenie w sali gimnastycznej.

- Świetnie wam to wyszło. Nawet się zastanawiałem skąd wzięliście te zbroje i całą resztę. Bo nie wyglądały jak jakieś średniowieczne czy ogólnie fantasy tylko właśnie elfie. Jak te od Petera Jacksona i jego trylogii. Tam też ładnie zrobili te pancerze i resztę no i u was tak samo. - łysy major też całkiem słuchał przyjemnie i wtrącał się tu i tam z jakimś pytaniem albo żarcikiem w to damskie towarzystwo. A ono słuchało go całkiem chętnie.

Smarował, gładził i urabiał, a jego siostrzenica powoli cofała się, aby zająć mniej widoczne miejsce, z boku bo to nie był jej wieczór, ani wieczór Brittany, a pozostałej trójki. Uśmiechała się uprzejmie, ale w pewnym momencie nie wytrzymała.
- Elfy to sobie mogą być w Duengons and Dragons, albo innym Forgotten Realms. Jackson stworzył ekranizację prozy J.R.R Tolkiena, adaptując jego trylogię Władcy Pierścieni. Eldarowie, Quendi… Mówiący albo Pierworodni. Elfowie… byłoby naprawdę w dobrym tonie zachować szacunek dla autora i jego dzieł będących podwaliną pod cały znany świat fantasy. - wypuściła powietrze, żeby nie wykładać dalej. W końcu to sobota wieczór.
- Niemniej wyglądało dobrze, ciekawie. Wasz występ na scenie. Jutro gracie to samo? - dokończyła dla poprawy nastroju.

- Tak, będziemy to grać przynajmniej przez tydzień, każdego wieczoru aby wszyscy co chcą mieli okazję to zobaczyć. A co dalej to zobaczymy po Impact Day. Czy ludzie jeszcze będą chcieli to oglądać czy będą woleli coś nowego albo powrót do krótszej formy skeczów. - blondynka z wpiętymi we włosy rogami pokiwała głową i chętnie wyjaśniła jakie ona i jej grupa ma plany sceniczne na nadchodzący tydzień.

Dominique dała dyskretny znak rudzielcowi i obie jak na rozkaz podniosły się mówiąc o zmęczeniu oraz chęci położenia spać. Nastąpiło krótkie pożegnanie po którym zostawiły trójkę jawnie wpatrzonych w siebie ludzi, a same poszły na górę. Tam lekarka przyszykowała gościowi miejsce na kanapie, zagoniła pod prysznic i sama się umyła. Szum wody nie był jednak w stanie zagłuszyć odgłosów szampańskiej zabawy... tym razem spod numeru 63, a nie 64.
Tak dla odmiany.

Niedziela; świt; mieszkanie Domino


Chemiczne stymulanty działały. Utrzymywały człowieka bez snu pomimo fizycznego i psychicznego znużenia. Doktor Jobin jako lekarz zdawała sobie sprawę, że nie powinna pochwalać takiego zachowania. Wczorajszej nocy ostry hardcore z dwoma łapsami, potem na nogach od samego rana. Potem przez cały dzień na nogach, w ruchu i praktycznie ciągłym pionie. Potem wieczór na rozrywce w sali gimnastycznej z aktorami. Więc był najwyższy czas i moment aby pójść grzecznie do łóżka i odespać wreszcie poprzednią szaloną noc i kolejny roboczy dzień. W końcu jak z Brittany wróciła do siebie od wujka to już było trochę po północy. Musiała jeszcze naszykować spanie dla rudzielca, wziąć prysznic aby zmyć z siebie pot, podkład i odrętwienie. Przebrać z odświętnej kiecki w za dużą, flanelową koszulę od Theo kończącą się w połowie uda, ale dość ciepłą aby nie musieć szukać koca, a po podwinięciu rękawów całkiem wygodną do operowania w domu… więc zanim się ogarnęła zrobiła się 1 w nocy, czas najwyższy położyć się spać. Ale zamiast tego łyknęła chemię utrzymująca ją w czuwaniu. O śnie nie było mowy póki prochy ją trzymały, ale wiedziała, że co się odwlecze to nie uciecze. Będzie musiała w końcu odespać te dwie noce i dzień pośrodku.

A póki nie spała mogła się oddać nocy. Na zewnątrz, przez okna widziała blok na przeciwko oświetlony lampami ulicznymi. Był w większości ciemny i cichy już gdy wracała z Brittany do siebie. Z kolejnymi godzinami cichł i ciemniał jeszcze bardziej. Mimo, że to była weekendowa noc i co jakiś czas wracali goście z jakichś nocnych klubów, dyskotek czy prywatek to coraz rzadziej i w mniejszej liczbie. Noc powoli ale niezmordowanie ogarniała blokowisko we władanie. Przynajmniej nic nie padało. I wiatru prawie nie było. Więc tą nocną ciszę było słychać na czwartym piętrze aż nadto wyraźnie. Przez jakiś czas jeszcze słyszała odgłosy z dołu. Widać jej wuj jednak nie dał plamy i sobie wesoło poczynali tam w tym łyso - blond trio. Jak wczoraj on tak słuchał to się pewnie musiał nasłuchać. Ale tam też w końcu odgłosy cichły i ucichły. Też zapanowała tam noc.

Zdawać się mogło, że w całym bloku została tylko jedna niepokorna lekarka, siedząca w swoim bunkrze na najwyższym piętrze… lubiła te momenty, gdy świat usypiał i stawałam, a ona poruszała się gdzieś poza czasem, w ciemności oraz ciszy. Z salonu słyszała miarowy oddech Brittany, od czasu do czasu mruczącej coś przez sen. Z pokoju Amelie z rzadka dochodziło ją skrzypienie sprężyn łóżka kiedy przyjaciółka przekręcała się z boku na bok być może śniąc o dawnym domu po drugiej stronie globu.

Uśmiechając się poprzez sztywniejącą od zmęczenia i nadmiaru leków twarz, Dominique przeszła przez korytarz na palcach aby zamknąć po cichu drzwi salonu. Wtedy mogła sobie pozwolić na trochę więcej swobody i dobrze, bo z każdym krokiem zawroty głowy robiły się silniejsze. Wróciła więc do swojej sypialni aby tam dokończyć sprzątanie rozrzuconej pościeli oraz ubrań. Wymieniła prześcieradło, założyła nowe poszewki i po walce z materacem, doprowadziła łóżko do stanu wyjściowego. Wyglądało zadowalająco, przez cały dzień zapach potu i innych wydzielin zdążył się wywietrzyć przez zasiatkowany, uchylony lufcik który teraz dziewczyna zamknęła, a zasłony zasłoniła, włączając kaloryfer. Zadowolona z efektu, z naręczem brudnego materiału poszła do łazienki i tam wrzuciła wszystko do kosza. Wtedy też mogła udać się do kuchni, przygotować śniadanie dla oczekiwanych gości, jednak zamiast zaczynać od nowa, z rozczuleniem spojrzała na wielki gar cebulowej zupy wciąż gorący w dotyku… czyli Amy przed snem odwaliła za gospodynię lwią część roboty zarówno teraz, jak i na przyszłość bo pięciolitrowy gar powinien starczyć i dla głodomorów z dawnej Trójki RN, jak i dla nich wszystkich na obiad z dodatkową panią sierżant w gratisie.
Jej zostało wstawić grzanki do pieca, posypać wszystko serem i pozwolić na dojście do odpowiedniego stanu w ciepłym piekarniku.

Punkt po punkcie odhaczała listę rzeczy do wykonania, zgarniając gdzieś po drodze starego Ipoda oraz słuchawki. Było zbyt późno aby włączać radio, wybrała mniej inwazyjną metodę. Z jedną słuchawką w uchu pokręciła w kółko palcem po niewielkim panelu póki nie ustawiła jednej piosenki i nie zapętliła jej. Dopiero wtedy wcisnęła ikonkę trójkąta. Z niewielkiego głośniczka wprost do ucha popłynęła syntetyczna muzyka, a ona przymknęła oczy i przez pierwsze pół minuty po prostu słuchała, kiwając do rytmu głową.
[media]http://www.youtube.com/watch?v=TdMz-Om6tX0[/media]
Dobre wspomnienia wpłynęły z pamięci, przecież to Stuart kilka ładnych lat temu przyniósł jej wygrzebany gdzieś przez stalkerów pendrive z muzyką kiedy była chora przy epidemii grypy jaka wtedy panowała. Kawałek pamięci dawnego świata zawierał samą skoczną, klubową zawartość. Żadnej klasyki… tym lepiej. Przegrała co chciała na inny nośnik i tak z nią zostały te dźwięki, mimo że Stu już nie zaglądał sprawdzić jak się czuje i czy czegoś jej nie potrzeba. Rozminęli się z priorytetem życiowym na tamten moment. On chciał stabilizacji, własnej rodziny. Ona ryła nosem w książkach albo pomagała Theo i tak czas leciał. U niej nic się nie zmieniało, u niego…
-Merde! Malepeste… putain! - syknęła robiąc głośniej aby nie słyszeć swoich myśli. Miała dość kultury, udawania kultury oraz udawania ogólnie. Głowa jej pękała, pękał kręgosłup i pękały mięśnie, szczególnie te ud wpierw nadwyrężone zabawami w łóżku, następnie jazdą na rowerze, potem chodzeniem po mieście aż do wieczora, gdy zmuszono je utrzymywać doktor Jobin w pionie na wysokich obcasach. Od czego jednak mądrale przed wojną stworzyli miks paracetamolu z tramadolem? Zresztą na co miała narzekać? Na trochę niewygody podczas gdy pod bramami bazy koczował cały tłum który dałby sobie odrąbać prawą rękę i lewą nogę byle znaleźć się na jej miejscu? Wystarczył kwadrans aby ból został wytłumiony, zmęczenie też szło oszukać, tak jak jego następstwa: zawroty głowy, problemy z błędnikiem. Wystarczyło usiąść i nie myśleć że już dwukrotnie przekroczyła bezpieczne dawki wchłanianych od rana leków. Łykając nową tabletkę przeciwbólową blondynka nie powstrzymała się od cichego parsknięcia i szepnięcia sama do siebie “bon appétit”. Robiła głupotę, okropną i bezsprzeczną… tylko nie chciała spać, jeszcze nie.
Jeszcze do świtu pozostało parę godzin jakie dało się produktywnie spożytkować. Jeszcze parę godzin nim świat się obudzi, wstanie, przeciągnie i mlaskając zacznie się za nią rozglądać.

Teraz było dobrze, cicho i ciemno. Siadając przy stoliku pod oknem gdzie leżał sprzęt optyczny “jej” łapsów prawie spadła z krzesła tracąc równowagę i gubiąc lewą nogę. Udało się jednak opanować sytuację, uratowano też zrobioną herbatę aby przepijać suchość w ustach - jeden z wielu efektów ubocznych proszków. Nie mogła dać plamy, Jobin tego nie robili. Skoro zobowiązała się do naprawy, należało zrobić to póki jest szansa i okazja… tak, to brzmiało bardzo mądrze. Mniej głupio niż wersja gdzie chce zrobić chłopakom miłą niespodziankę. Niby mieli zapasowy sprzęt, jednak jeśli i on ulegnie awarii, a oni na gwałt będą potrzebowali optyki do zlecenia?
Tak, bardzo rozsądny powód. Lepszy niż przyznanie przed samą sobą że jest jej źle, gniecie w piersi i nie wie dlaczego. Czuła pustkę, a sen przyniósłby jej jeszcze więcej.
Pustka albo koszmar bo przeładowany system nerwowy musiał wreszcie znaleźć sposób aby się oczyścić.

Zrobiła więc to, co umiała najlepiej. Wpadła w wir pracy, po kolei rozkładając i czyszcząc ubrudzony na rdzawo sprzęt. Precyzyjna, powtarzalna praca pomagająca oderwać myśli od tego co dookoła, a skupić je na mechanicznych czynnościach. Czas przepływał obok, muzyka odprężała, herbata stygła aż zrobiła się całkiem zimna.

Noc, Dominique, praca oraz cisza. Trwali wspólnie na warcie aż ta ostatnia nie została przerwana nagle i niespodziewanie. Chociaż w znajomy sposób. Dzwonkiem domofonu. Jednym i dość krótkim, pewnie aby nie budzić niepotrzebnych osób. Zegarek pokazywał 03:38. Na zewnątrz wciąż jeszcze panowała noc. I niedawno zerwał się dość silny wiatr jaki bez trudu zamiatał nawet grubymi gałęziami.

Nowy dźwięk wyrwał pochyloną nad stołem lekarkę z letargu. Potrzebowała chwili aby zrozumieć co się dzieje, a gdy tak się stało podniosła zesztywniałe od jednej pozycji ciało, zostawiając rozkręcony noktowizor nad którym właśnie pracowała. Obok odłożyła wyciszonego Ipoda bojąc się że jak weźmie go ze sobą to zgubi na korytarzu. Przecierając twarz przeszła chwiejnie przez mieszkanie czując dojmującą ociężałość zarówno w ruchach jak i w głowie. Póki zajmowała się czymś było w porządku, skupienie na pracy pomagało odegnać zmęczenie nieubłaganie przebijające się przez chemiczne wspomaganie. Ziewając w rękaw podniosła słuchawkę.

- To my. - rozpoznała głos Wingfielda pomimo nieco odmiennego brzmienia jakie niosło się przez głośnik. Przez znieczulenie udało się blondynce poczuć szczerą radość… wrócili. Naprawdę wrócili do niej. Bez słowa wcisnęła guzik otwierania automatycznego zamka.

Domofon zapiszczał długo, a ona poczekała aż rozlegnie się charakterystyczny odgłos otwierania drzwi i dopiero odłożyła słuchawkę na widełki, opierając plecy o ścianę. Cicho otworzyła zasuwę, potem drugą i zdjęła łańcuszek zabezpieczający przed zbyt szerokim uchyleniem drzwi. Potem musiała trochę na nich poczekać aby się doczłapali na ostatnie piętro. Widziała jak jedna masywniejsza a potem druga trochę mniej masywna sylwetka wyłania się z mroku oświetlone przez światło z korytarza. Aż dotarli do drzwi wejściowych. Dopiero wtedy dało się zauważyć detale twarzy pod hełmami i resztą szpeja. Oddychać też było jakoś łatwiej nagle. Domino otworzyła drzwi gestem zapraszając ich do środka.

- No cześć. - przywitał się Tom całując ją krótko w usta. Po czym minął ją a zastąpił go jego nieodłączny kapral.

- Cześć kotku! Wiedziałem, że będziesz na nas czekać! No wiadomo, zwłaszcza na mnie. Od początku mu tak mówiłem to nie chciał mi wierzyć. Jojczył, że pewnie cię obudzimy czy co to mówię mu, że jest weekendowa noc i taka rozrywkowa kotka jak ty na pewno nie będzie spać w łóżku jak jakiś lamus. - Dave nawijał jakby się rozstali 5 minut temu i tylko dokańczał jakąś rozmowę w której uczestniczyli we trójkę. I może streszczał kumpeli co tam sobie we dwóch gadali jak na 5 minut wyszła do toalety. Obaj na chwilę zastopowali się w korytarzu aby zdjąć buty. I jak tak miała chwilę aby ich obejrzeć z bliska to widziała, że są brudni i ubłoceni. Jakby się tarzali w jakimś błocie. Biło od nich zimno z zewnątrz co nieprzyjemnie kontrastowało z przyjemnym ciepłem ogrzanego pomieszczenia.

Szybki pierwszy rzut oka na ich sylwetki nie zdradzał żadnych podejrzanych plam ciemnoczerwonego koloru. Było błoto, dużo błota… i ten chłód, szczególnie metalowych elementów oporządzenia przesiąkniętych mrozem gdy kilka długich godzin błądzili w ciemnościach poza bezpiecznymi murami.
- Chryste… ale od was ciągnie lodówką, zdejmujcie to. Zaraz dostaniecie koce - Jobin zrobiła im miejsce i po wyściskaniu oraz przywitaniu, odsunęła się parę kroków do tyłu po prostu patrząc na nich z uśmiechem pełnym ulgi. Wrócili, nawet wcześniej niż rano. Ponura noc stała się mniej ponura, wystarczyło na nich popatrzeć.
- Szybko poszło, dobrze że już jesteście… i nie, jeszcze nie spałam. Próbuję postawić na nogi waszą optykę. Idzie powoli, jednak efekty są. Zostawcie rzeczy tam po lewo w garderobie, ubranie wrzuci się do pralki a potem na kaloryfer to parę godzin i będą suche. Już robię herbatę, chodźcie do kuchni tylko cicho. Brittany śpi w salonie.

- Aha. - obaj jak na komendę spojrzeli w stronę salonu gdzie ostatniej nocy zostawiali większą część swojego wojskowego szpeja. - To ona jednak śpi u ciebie? Myślałem, że Gemma ją przygarnie. - Wingfield trochę się zdziwił tą zmianą planów. Ale podszedł z kolegą do tej garderoby i tam z ulgą zaczęli ściągać z siebie ten szpej. Zaczęli od plecaków. Potem metodycznie, z rutynową monotonią zabrali się za resztę. Wyglądało to podobnie jak rano z ubieraniem tylko w odwrotnej kolejności. Najpierw wyjmowali to co mieli wpięte w kamizelki taktyczne. Radio, latarki a potem ten cały zestaw magów który teraz po kolei lądował w plecakach.

- Nie no, nie będziemy ci gaci dawać do prania. Poza tym nie mamy nic na zmianę. Zostaniemy na trochę a rano zabierzemy się do siebie. Nie będziemy tu siedzieć cały dzień i czekać aż to wszystko wyschnie. - Thomas pokręcił głową na znak, że mają inne plany i zamiary niż to proponowała gospodyni. I widocznie nie chciał jej zostawiać swoich brudów i robić kłopotów.

- No szybko nie szybko. Nie uwierzysz jakie te małe skubańce są szybkie. A jak trudno cholery podejść. Więcej nam zeszło aby ich znaleźć i podejść niż sama rozwałka. Tyle, żeśmy nad tym główkowali jak się do nich dobrać a potem pięć minut, szast, prast i po sprawie. I tak z połowa zwiała. Ale coś tam Zszywacz wykroił z tych cośmy dorwali. - Moore za to zaczął nawijać co tam u nich się działo jak ich nie było w bazie. W paru słowach streścił ten najważniejszy zarys nocnych wydarzeń.

Nie brzmiało jakby napatoczyli się na niebezpieczne stado i musieli walczyć o życie, nie wyglądało też aby któryś z ekipy ucierpiał. Jobin kiwała głową patrząc jak powoli, krok po kroku, zmieniają się znowu w dwóch nicponi jakich zeszłego wieczora przyprowadziła do domu.
- Dobrze że go macie, Zszywacza. Wyjdzie czy to zwykłe kundle, czy już zaczęły mutować. Cieszę się… oczywiście zwiad i cała reszta podchodów również są w podobnym wypadku niezwykle istotne, tak więc wszyscy z pewnością świetnie się spisaliście. Na tyle dobrze aby zniwelować co ewentualnie Dave popsuł po drodze - zrobiła uprzejmą miną gdy skakała spojrzeniem od jednego żołnierza do drugiego, a potem zerknęła na zegarek na nadgarstku
- Mamy 3:44, wystarczą cztery godziny aby uprać wasze ciuchy i je wysuszyć na kaloryferze. Przygotowałam wam dresy, powinny pasować bo rozmiar uniwersalny. Spokojnie, nie są moje tylko… Riley nie zdążył zabrać - wzruszyła ramionami cofając się bardzo powoli w kierunku kuchni aby nie zdradzić problemów z utrzymaniem pionu.
- Jak mówiłam to żaden problem, pralka pierze sama, a skoro zostajecie do rana jest czas. Chociaż myślałam że akurat ty zostaniesz dłużej - popatrzyła na porucznika z rozczarowaniem i potarła twarz rozmasowując drętwiejące mięśnie.
- Dobra, będę w kuchni. Wstawię wodę i podgrzeje śniadanie.
 
__________________
This is my party
And I'll die if I want to

Ostatnio edytowane przez Dydelfina : 10-07-2022 o 08:38.
Dydelfina jest offline  
Stary 10-07-2022, 08:41   #24
 
Dydelfina's Avatar
 
Reputacja: 1 Dydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputację
Przez chwilę była sama w kuchni. Gdy oni kończyli się rozbierać w garderobie. Wtedy wrócili w samych spodniach i koszulach jakie ubierali dziś rano. Spodnie były brudne jak już dało się dojrzeć w korytarzu ale koszule z termoaktywnego materiału chociaż na oko wyglądały w miarę czysto. Pewnie dlatego, że były pod spodem. Obaj usiedli na tych samych miejscach co wczoraj wieczorem przy kolacji i dziś rano przy śniadaniu. Chociaż patrząc na to, że zbliżała się 4 rano to też było to prawie dobę temu.

- Nie będziemy zostawać. Zjemy coś, spijemy kawę i wracamy do siebie. Chcieliśmy się pokazać, że wróciliśmy i nic nam nie jest. Nie będziemy ci głowy zawracać. Zresztą też chcemy się wyspać. Dupy nam ostro wymroziło od tych nocnych podchodów. - porucznik powtórzył swoje i coś nie był chyba w najlepszym humorze. Albo to ten mróz i zmęczenie tak na niego działały. Nie chciał widocznie nadużywać gościny Domino.

- No. Trochę zimno na zewnątrz. Dobrze, że nie wiało i nie padało. Ale żeśmy się nałazili po tych dziurach. Najgorzej to chyba trafiło Olivii. Władowała się w jakieś druty po ciemku jak szukała miejsca aby się położyć. Dobrze, że miała pancerz to jej tylko zarysowało kamizelkę. Trochę mundur podarła. No i rekę sobie trochę zadrapała ale to jej potem Zszywacz nakleił plasterek i było git. No ale ona musiała leżeć w tym błocie. Zresztą my też ale krócej. Bo widzisz one śpią w kupie. To najlepiej podejść po cichaczu i wrzucić im jajeczko czy dwa do zabawy. - kapral szybko ale przyciszonym głosem opowiadał jakie mieli tej nocy przygody.

- Ale to jak z tym młotkiem. Żadna sztuka rozwalić komuś głowę młotkiem. Sztuka do niego podejść aby go tym młotkiem walnąć. - Wingfield pokiwał głową i uśmiechnął się blado potwierdzając słowa kumpla.

- Właśnie. Powiedzmy, że nie wszystko poszło zgodnie z planem. Ale też nie wszystko się schrzaniło. Tak pół na pół. Może to je przepłoszy z okolicy. Zszywacz mówił, że zaczęły mutować. Jak nam potem pokazywał to było widać. Jednemu to jakieś kolce wyrosły a drugi to sierść mu na łbie wylniała… No i jakiś dziwny miał ten łeb. Pojebany. - kapral pokiwał swoją wygoloną na krótko głową trochę zamyślonym tonem jakby znów owe zwierzaki stanęły mu przed oczami.

- Bear miał najgorzej. Bo on duży jest. I ma dużą spluwę i zasobniki i resztę. To ciężko mu się łazi po takich dziurach. - Tomas dodał od siebie kolejną cegiełkę tych nocnych opowieści.

- Jakbym wiedział, że przez to go zostawisz na zewnątrz to bym się z nim zamienił. - Dave popatrzył na dowódcę z wyrzutem jakby miał mu za złe taki podział ról.

- Ty się z nas najlepiej skradasz. Kogo miałem posłać z tymi granatami? - porucznik wzruszył ramionami dając znak, że gdyby jeszcze raz miał przydzielać zadania to by raczej nic nie zmieniał. - A Bear na support jest spoko no ale jakby zaczął klekotać tym całym żelastwem to by z daleka pobudził te kundle. - dodał jeszcze aby mu przypomnieć o tym detalu.

- No to kurde zgadnij na kogo się te kundle rzuciły jak już walnęły te jajeczka? - Moore zabujał brwiami i uśmiechnął się minął dzielnego bohatera co własną piersią zasłania kolegów i koleżanki przed krwiożerczymi potworami.

- Pewnie tego najdzielniejszego, który bez strachu szedł prosto w paszczę lwa - kręcąca się po kuchni dziewczyna popatrzyła na łysola po czym z duszą na ramieniu postawiła przed nim miskę z gorącą, gęstą zupą na powierzchni której znajdowała się grzanka z pajdy chleba oraz ser. Podobna miska stanęła przed Wingfieldem, a blondynka wróciła pod kuchenkę aby zalać herbatę tłukąc sobie do głowy “trzymaj pion, trzymaj pion. Wszystko kontrolujesz, trzymaj pion”.
- Nie poszło według planu, ale daliście radę. Zmodyfikowaliście plan pierwotny biorąc pod uwagę cały wachlarz aktywnie zmieniających się zmiennych i wróciliście w komplecie, dodatkowo z próbkami, a przeciwnik bardzo poważnie się zastanowi czy jednak nie przenieść sie kilkadziesiąt mil dalej skoro potrafiliście go podejść i zaskoczyć podczas snu, gdy myślał że jest absolutnie bezpieczny. To najważniejsze, udało się, zadanie wykonane. - wróciła pod krzesło Dave’a obok zupy stawiając kubek herbaty i uścisnęła mężczyznę mocno.
- Cieszę się że poszło nawet pół na pół, a nie inaczej. Zresztą to już za wami, koniec zlecenia. Teraz jesteście tutaj i możecie odpocząć - pocałowała go w policzek zanim nie wyprostowała pleców. Zrobiła krok, zachwiało nią ale przytrzymała się stołu więc utrzymała pion. Parę potrząśnięć głową pozwoliło odzyskać ostrość widzenia i odegnać zmęczenie jeszcze kawałek dalej. Tak, aby nie czuć go siedzącego na karku.
- Zdążyłam posprzątać swoją sypialnię, więc jeśli… to naprawdę żaden problem. Co więcej byłoby mi bardzo miło, też zaraz padnę bo jadę na stymulantach. Myślałam że zdążę do rana ogarnąć wasze zabawki, niestety została połowa. Ta z samym nokto. Reszta już przeczyszczona i złożona, działa. - mówiła spokojnie wracając po dwa pozostałe kubki. Jeden postawiła przed swoim krzesłem, ostatni dostał porucznik którego, jak poprzednio Moore’a, objęła ramionami od tyłu.
- Nie zawracacie głowy, możecie spać ile chcecie. Nikt wam nie będzie przeszkadzał. Żadnego kręcenia, żadnych pretensji. Wstaniecie kiedy stwierdzicie że już taka pora, poruczniku. No już, nie daj się prosić. Przecież to nic złego… chyba że serio to Dave jest na twojej liście ponad mną. Wtedy ewentualnie mogę zapewnić śniadanie po pobudce. Gemma wpada po Britt jak się tam wybawią i wyśpią, ale klucze weźmie od wujka. Ja nie jestem potrzebna, czyli jak mówiłam. Zero pobudek przed czasem… i w razie czego mówcie. Grzanki są jeszcze w piekarniku. - skończyła, wypuszczając ciężko powietrze. Równie ciężko wisiała na brunecie zbierając siły do wyprostowania pleców.

- Są? To daj. Dobre są. - Moore spojrzał na piekarnik próbując dojrzeć jego zawartość. Widocznie mu to wczesne śniadanie podpasowało. - A to nasza okularnica gdzieś sobie dzisiaj hasa a tobie podrzuciła rudą kukułkę do niańczenia? - zagaił podnosząc na nią wesoły wzrok i wskazując brodą w stronę drzwi gdzie był salon a w nim miała spać rudowłosa dziewczyna z Rhu.

- Nie będziemy ci przeszkadzać. Zresztą też wyglądasz jakby ci się przydało pospać. Przez parę dni z rzędu. A tymi zabawkami się nie przejmuj. Mamy zapasowe. Ale dzięki. Za wszystko. Za szamę i za te zabawki. Te co zrobiłaś możemy zabrać, żeby ci miejsca nie zawalały. - porucznik grzecznie ale obstawał przy swojej decyzji aby wrócić do siebie. A i chyba wygląd siniaków u chwiejącej się gospodyni nie napawał go optymizmem co do jej stanu. Nie chciał więc pewnie jej dobijać i nadużywać gościnności skoro wyglądała jakby zaraz miała paść na własną podłogę.

- No. Na kiedy indziej się umówimy. My to teraz do niczego nie będziemy się nadawać. A spać to wiadomo, najlepiej u siebie. - kapral poparł swojego druha i też wolał po jedzeniu wrócić do siebie.

Jobin pokręciła głową, prostując się powoli i nie syknęła przy tym chociaż skrzypnęło w kościach. Wróciła pod piekarnik, grzebiąc przy nim ruchami sapera aby się nie poparzyć o skaczące jak głupie kratki wewnątrz.
- Wszyscy do niczego się teraz nie nadajemy, nie chodzi mi o żadne aktywności inne niż… po prostu pójście spać. Dobrze było nie budzić się wczoraj samemu, tak dla odmiany - prychnęła ironicznie wyjmując resztę grzanek i ostrożnie przekładając na talerz, a ten zaniosła z powrotem na stół. Usiadła na krześle, podwijając kolana pod brodę i sięgnęła po kubek patrząc osowiale w blat. Wyszła na desperatkę, cudownie.
- Gemma jest na dole, długa historia i niepotrzebna. Jedzcie póki ciepłe - wzruszyła ramionami.

- Na dole? - David trochę się zdziwił ale dostrzegł kręcący ruch kolegi aby nie drążył tematu. Więc zajął się zupą i grzankami. - Dobre te grzanki. - powiedział chwaląc te wyroby.

- No dobre. Dobre wyszły. - porucznik zgodził się z jego opinią. Przez chwilę jedli w milczeniu sycąc się ciepłem jakie rozgrzewało od zewnątrz i od środka.

- Gadaliśmy o Dniu Pamięci. Hank jeszcze nie wie. Bear powiedział, że pogada z Zoją ale jakby mieli przyjść to razem, we czwórkę. Oni i dwójka dzieci. Mieli w planie spędzić czas razem więc jak to jakiś kłopot to mogą zostać u siebie. Reszta chyba powinna móc przyjść. - Wingfield wrócił do planowania tego świątecznego dnia co wczoraj tak zaczęli o nim rozmawiać.

- Ale na dziś to dajmy sobie siana. Kiedy indziej sobie odbijemy. Trochę chyba wczoraj za bardzo poszliśmy na całość. - powiedział wskazując wzrokiem na liczne siniaki jakie do tej pory były widoczne na ciele gospodyni. I chyba obaj mieli z tego powodu wyrzuty sumienia i nieco zakłopotane miny.

Dominique skrzywiła się kwaśno, upijając herbatę z kubka.
- Czyli o to chodzi, jestem teraz waszym chodzącym poczuciem winy i nie możecie na mnie patrzeć? - podniosła brwi i prychnęła zirytowana, odstawiając picie na blat.
- Przypominam że wszyscy się na to zgodziliśmy będąc zdrów na ciele i umyśle. Nie zabiliście mnie, nie uszkodziliście trwale, z tego co pamiętam było fajnie. Przykro mi jedynie z powodu, że teraz próbujecie ze mnie zrobić kalekę która najlepiej żęby sama sobie pozdychała gdzieś w kącie póki nie wróci do formy bazowej. Wtedy się można odezwać i dalej bawić w bycie kumplami albo całą resztę. Ale póki jest źle to ewakuacja żeby się problem sam ogarnął. - sięgnęła po grzankę. Obróciła ją w palcach ale nie zaczęła jeść. Gapiła się na nią zmęczonym wzrokiem.
- Bez obaw, dałam Theo słowo że to się więcej nie powtórzy. Więc się nie powtórzy. Chcecie iść się zabawić to weźcie słoik z tabasmi i szurajcie jutro do Syrenki czy gdzie tam wam wygodnie.

- Idziemy do siebie spać. Tak po prostu. Zmęczeni jesteśmy i chcemy się na spokojnie wyspać w swoich łóżkach. Nie doszukuj się to nie wiadomo czego. Przecież ci mówimy, że nas wymroziło przez całą noc. I, że umówimy się następnym razem. Reszta to samo. Po nockach odsypiamy z pół dnia. Dzięki za grzanki i zaproszenie no ale nie tym razem. Ty też odpocznij i się wyśpij. Bo nie wyglądasz najlepiej. Też odeśpij. - Thomas wydawał się nieco zirytowany czy urażony takimi oskarżeniami jakimi poczęstowała go gospodyni. I zaczął mówić wolno ale dobitnie. Nie wyglądało aby miał zamiar ustąpić i zrezygnować z pierwotnego zamiaru powrotu do siebie.

- No jakoś się umówimy. W tygodniu. W środę powinniśmy mieć luźniejszy dzień. I dziewczyno, wczoraj było bosko. No ale dzisiaj to wyglądasz, że strach cię dotknąć bo się rozpadniesz na kawałki. A nie chcę mieć cię na sumieniu. Mam jeszcze co do ciebie sporo grzesznych planów. - Moore poparł kolegę chociaż w bardziej wyluzowanym i wesołym stylu. Pogroził jej palcem gdy mówił o tych planach jakby czekało ją nie wiadomo co.

Dziewczyna posłała mu w odpowiedzi długie, powątpiewające spojrzenie. Odłożyła grzankę, bo odechciało się jej jeść. Wszystkiego się jej odechciało.
- Nie myślałam o żadnych numerkach, po prostu chciałam żeby mnie ktoś do cholery przytulił żebym się przestała czuć jak ostatni przegryw. Wszędzie gdzie się nie obrócę ciągle wychodzą nowe cholerne dramaty albo problemy, a ja jak ten ostatni debil próbuję pomagać. W większości przypadków są z tego kolejne problemy, cała przeklęta spirala… jakbym i tak nie miała już wystarczająco na głowie. Jak z Britt, albo z Jen. Dzięki temu pierwszemu mam jutro, a w sumie dziś, wizytę O’Hary która będzie się pewnie zabawiać z Gemmą i może rudą, a ja się w tym czasie zmyję załatwiać sprawy na mieście po tym jak już odstawię swoją serię uśmiechów i bycia uroczą. Cały pieprzony wieczór to robiłam na premierze, bo jednak zamiast jak normalny człowiek wreszcie odpocząć poszłam tam z Theo żeby mu ogarnąć rozrywkę na wieczór. Ciągle albo siedzi w robocie, albo użera się z administracją lub Admiralicją, albo ma na głowie nieogarniętego wytrzeszcza z piętra wyżej którego obiecał że wychowa i utrzyma przy życiu. Praca na dwa albo trzy etaty non stop, dlatego teraz jest u siebie z dwoma napalonymi laskami i z tego co słyszałam to się nie nudzili. Nie wypada mu zarywać do młodszych, a tak bratanica-przyzwoitka oraz przykrywka w jednym pasowała idealnie żeby go wkręcić w towarzystwo… i bardzo dobrze. Wcześniej przy kolacji mieliśmy długą rozmowę, gdzie jakoś go uprosiłam żeby nie robił nic głupiego mimo że pomagał zaszpachlować ofiarę napaści zanim wlazła w kieckę jak ostatnia idiotka która widziała problem i chciała pomóc. Więc obejdzie się bez wypadków z bronią, zakopywania, cięcia piłą ani topienia w zatoce. Żadnego z was. Status neutralny. Po tym jak poszliście też nie było kiedy odpocząć, Britt zabrałyśmy do szpitala założyć kartę, pobrać krew i porobić podstawowe badania żeby mieć punkt zaczepienia. Manisha wyciągnęła z kadr dossier Jamesa, tego oblecha. Pokaże się jego gębę paru osobom żeby miały na niego oko. Poza tym z wujasem gadałam o was w innym temacie niż hałasy nocą. Mianowicie w poniedziałek Admiralicja puszcza oficjalną informację o Adruli. Zgłoście się, wtedy on łatwiej przepchnie Craigowi waszą kandydaturę jako najemnych do tej roboty. A święta… dzięki za zasięgnięcie języka u reszty, przekażę Amy co trzeba. Jasne że mogą wpaść i dzieciaki, będzie weselej. Pewnie dopiero na weekend się złapiemy, możecie zostawić info u Amy albo nam wrzucić do skrzynki. Jest tydzień roboczy, w tygodniu pracuję, a jeszcze chcę jechać do Carrik coś sprawdzić, więc tym bardziej “nie ma mnie”. Muszę brać nadgodziny i starać się bardziej aby zapchać gęby spieprzonym mentalnie debilom którzy chodzą i pierdzą że jadę Theo na plecach. Plotki nie służą dobrze wizerunkowi rodziny, nie służą wujkowi i jego renomie. Niestety każdy z nas ma swoje zobowiązania - przełknęła ślinę, walcząc przez chwilę z drganiem mięśni twarzy. Znowu je rozmasowała.
- Jeśli się uda naprawić resztę waszego sprzętu zostawię wam informacje w skrzynkach że są do odbioru. Może nie mam takiego bajeranckiego sprzętu i nie wyglądam zajebiście jak w bojowym oporządzeniu, ale za to nie muszę odpoczywać. Lekarze to rzadko robią, dlatego pijemy tyle kawy - prychnęła, dla odmiany popijając herbatę, a potem nagle wstała żeby na trzęsących nogach podejść do szafki z rozebranym sprzętem. Pogmerała tam i gdy wróciła z powrotem na krzesło przed każdym z łapsów położyła po pełnym magu 5.56.
-Z pierwszego sortu, przechowywane wedle dawnych norm i bez szans na niewypały w środku, bez zamokniętego prochu. Przydadzą się wam.

Obaj milczeli póki mówiła. Patrzyli głównie na nią a czasem na siebie. Na koniec nieco zdziwionym wzrokiem obejrzeli pełne magazynki do broni jakiej używali. Zastanawiali się chwilę. Po czym jak zwykle pierwszy odezwał się Dave.

- No cóż. Dziewczyna się dla nas zaharowuje dzień i noc, 7 dni z rzędu, nie ma co być niewdzięcznym chujem. No przynajmniej tobie nie wypada. Sam wiesz jaki ja jestem. No ale ty to oficer i w ogóle chłopiec jak malowany. To sobie macie pewnie wiele do powiedzenia i pogruchania. Jak to z młodymi gołąbeczkami bywa. No ale taki tępy trep jak ja to już będę leciał. Dzięki za grzanki. Zajebiste były. Daj przepis Hankowi. Może uda mu się podrobić coś w ten deseń. I nie wiem ile tam masz w końcu tych koleżanek bo się trochę pogubiłem w liczeniu bo wiadomo, kaprali to nie uczą liczyć więcej niż palców jednej dłoni no ale pozdrów je, uściskaj, ucałuj a jakby się któraś czuła samotna i potrzebowała męskiego ramienia to bywam w “Magnum” albo “Syrence”. A poza tym adres do mnie znasz. No to ja spadam. - powiedział kończąc swoją grzankę i miskę zupy. Po czym gadał już jak wstawał i wychodził z kuchni. Wrócił do garderoby i zaczął się zbierać. Szybko mu to poszło gdy Wingfield został na swoim miejscu i ogarnął ramieniem siedzącą obok blondynkę. Wstał dopiero aby pożegnać się z kumplem.

Ona zrobiła to samo, trzymając przy tym krawędź blatu dla stabilizacji pionu. Milczała póki na widoku nie pojawiła się masywna, groźnie wyglądająca sylwetka w moro, obwieszona szpejem i z wypchanym plecakiem. Wtedy blondynka wyprzedziła porucznika i wyciągając ręce skróciła dystans łapiąc materiał w buro-zielone plamy ledwo znalazł się pod jej dłońmi. Następnie objęła łysola kładąc mu głowę na ramieniu.
- Przepraszam cię Dave za burczenie, to ze zmęczenia. Kamień spadł mi z serca, naprawdę. Dziękuję że przyszliście bo się cały wieczór zamartwiałam czy aby na pewno jest z tobą i Tomem w porządku. Przy weekendzie, gdy chyba wszyscy wrócimy do siebie, wrócimy do tematu inspekcji sanitarnej… tylko bez Hyper. O ile zniesiesz mnie bez wspomagaczy, bo Tommy’ego to wiadomo, co? Każdy by z nim chciał wylądować na wycieczce zaczynającej się pod prysznicem.

- No pewnie, że każdy. Nawet nie wiesz co się działo w koszarach jak szedł pod prysznic. Pół kompanii za nim! A dla świadomości sytuacji to dziewczyn dało się policzyć na palcach jednej ręki i nie miały szans z jego namydlonym tyłeczkiem. - David poklepał ją po plecach i nawijał tym swoim gejowskim humorem jak zwykle. Puścił gospodynię, uniósł jej brodę i pocałował ją krótko po czym machnął dłonią kumplowi i skierował się to drzwi wyjściowych. Po chwili słychać jeszcze było jego kroki na schodach. Ale te szybko cichły aż zostali sami we dwójkę w korytarzu.

- Chodź spać... padam na ryj. Jutro pogadamy. - Tom skinął głową w bok na drzwi do sypialni jakby miał już dość tych ciężkich klimatów rozmów i po prostu chciał iść do łóżka spać.

-Nie. Najpierw prysznic - zdołała wymamrotać i podniosła rękę stopując rodzący się w mężczyźnie sprzeciw zanim zdołał go wyartykułować.
-Twój, samotny, na szybko. Po prostu ochlap się bo zmieniłam pościel, dobrze? - poprosiła.

Brunet westchnął i kiwnął głową na zgodę, a potem oboje przeszli do łazienki gdzie gospodyni odebrała od niego mundur oraz resztę ciuchów. Podczas gdy się mył wyjęła z kieszeni spodni wszystkie drobiazgi, pakując je do koszyka który ustawiła na pralce. Dała mu też stare spodnie od dresu Garcii, koszulka niestety okazała się za mała, więc gość ubrany tylko w połowie ruszył do sypialni, a dziewczyna zapakowała jego rzeczy do bębna pralki. Ustawiła wszystko co potrzeba aby Amelie jedynie włączyła maszynę o bardziej ludzkiej porze.

Kolejny punkt planu odhaczony, skierowała się więc ku kuchni aby zostawić kartkę i poszłoby sprawnie, gdyby w progu nie cofnęło jej z powrotem. Następne minuty spędziła klęcząc nad toaletą i wymiotując jak najciszej żeby nie obudzić nikogo.
Wszystko pod kontrolą, jasne…
Ciało miało na ten temat swoje zdanie przypominając dobitnie że była tylko człowiekiem, a ludzie potrzebowali snu, odpoczynku zamiast pakowania w siebie stymulantów. Jedyne z czego mogła się cieszyć to fakt, że Tom tego nie widzi. I tak zepsuła mu poranek swoim gadaniem, mimo że miała powiedzieć coś kompletnie innego. Choćby to jak potwornie cieszy ją jego powrót w jednym kawałku. Sama jego obecność sprawiała że dzień od razu stawał się lepszy.

Dziesięć minut później wyszła z łazienki już przebrana, z umytymi zębami i opłukaną twarzą. Trzymając się ścian wróciła do kuchni zostawiając tam notkę dla Amy z prośbą o wstawienie prania i powieszenie go na kaloryferze. Przeprosiła też za gary w zlewie obiecując że pozmywa gdy wstanie. Teraz, obawiała się narobić hałasu albo potłuc delikatne naczynia. Wreszcie zatoczyła się do swojej sypialni i swojego gościa.

Był tam, dostrzegła jego górną, nagą połowę ciała między jasną pościelą. Leżał w łóżku na brzuchu, odwrócony twarzą do ściany i chyba już spał, bo jego łopatki poruszały się powoli i miarowo w rytm spokojnego oddechu.
Naprawdę musiał być zmęczony, nie dziwne…
Ale przyszedł, wysłuchał utyskiwania na w sumie mało znaczące problemy mając całą masę swoich własnych… i był, czego nie dało się nie zauważyć. Zwykle pusta połowa łóżka została zajęta, a Dominique stała jak sparaliżowana nie mogąc się ruszyć ani oderwać wzroku od ciemnowłosej potylicy. Trzymała się oparcia krzesła i patrzyła czując się z jednej strony podle, z drugiej… nie, przede wszystkim czuła się podle.

Przez trochę ponad dwadzieścia cztery godziny były oficer przewrócił jej idealny plan, wyrywając kontrolę z rąk jakby nigdy jej nie ściskała panicznie w obawie przed powrotem do bycia przerażonym dzieciakiem którego świat właśnie staje w ogniu, a on nic nie może zrobić. Bezradność, niewiedza i strach przed kolejnymi zmianami. Przed niewiadomą, tym co ludzie powiedzą. Przed oddaniem cholernej kontroli nad sobą. Przed tym, że łaps nie wróci zza murów i dołączy do listy bliskich których opłakiwała gdy nikt nie widział.
Dwadzieścia cztery godziny… choć tak naprawdę zaczęło się wcześniej. Pół roku wcześniej, z małym ogonem paru tygodni. Wtedy też widziała go nieprzytomnego lecz w mniej sprzyjających warunkach. Pół roku aby przełamać się i go pocałować… potem poleciało z grubej rury jedynie dzięki Hyper. Wtedy, wczoraj. A teraz stała jak kołek przyglądając się ze strachem i rozczuleniem jak śpi…znowu. Z tym że dziś już nie walczył o życie pod kroplówkami. Pamiętała też doskonale kto go odwiedzał, sami wojskowi… korowód mundurów i żargon obijający się o uszy. Dominique Jobin ze swoim statusem cywila tam nie pasowała. Przejście unitarki i branie udziału w zwiadach Royal Navy nie robiło z niej Royal Navy. Nadal zostawała zwykłym lekarzem który okłamywał sam siebie, bo nad niczym nie panował. Nudziarą wbitą w sztywne ramy protokołów i oczekiwań.
-Désolé Thomas… - wyszeptała, zaciskając dłonie na oparciu krzesła. Miała za co przepraszać, długa… bardzo długa lista.

Zaklęła szpetnie w głowie i przeszła te parę kroków siadając ostrożnie na łóżku. Równie ostrożnie ułożyła się plecami do jego pleców, starając się go nie obudzić. Musiał spać, zasługiwał na odpoczynek. Ona za to zwinęła się w embrion z ramieniem ułożonym tak aby widzieć wskazówki zegarka na nadgarstku. Za sobą słyszała miarowy oddech mężczyzny, czuła jego ciepło grzejące kręgosłup lepiej niż termofor. Zapach ciała i płynu do kąpieli. Obecność jaką chciało się objąć i mocno przytulić… ale to by go pewnie obudziło, a wystarczyło mu nieprzyjemności ze strony gospodyni. Zamiast mu przeszkadzać podwinęła mocniej kolana pod brodę i trwała w letargu obserwując uciekające sekundy. Bardzo chciała spać, wstać by już nie dała rady ale sen nie przychodził. Zamiast niego pojawił się chemiczny kac oraz zawroty głowy. Jobin oddychała ciężko mając wrażenie że zaraz zwymiotuje. Tylko już nie miała czym.
Sekundy zmieniły się w minuty, dłuższa wskazówka przesunęła się o ćwierć koła… i wtedy za plecami wyczuła ruch inny niż oddech śpiącego. Wingfield przekręcił się i coś wymamrotał, a potem ciepłe, masywne ramię objęło ją przyciskając do żołnierza. Spokojny oddech załaskotał jasne włosy na czubku głowy. Domino zastygła wsłuchana w mocne tętno i bicie serca… tak ludzkie, normalne.
Zamknęła oczy skupiając uwagę na poczuciu bezpieczeństwa a także rytmicznym łup, łup, łup… cudownie kojące.
Pomogło.
 
__________________
This is my party
And I'll die if I want to
Dydelfina jest offline  
Stary 10-07-2022, 18:33   #25
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
T 04 - 2066.03.14; nd; południe; - Rodzinny, kuchenny poranek w południe

Czas: 2066.03.14; nd; południe; g 13:30
Miejsce: Szkocja; baza RN w Clyde; Blokowisko; mieszkanie Domino
Warunki: wnętrze mieszkania, jasno, ciepło, gwar rozmów; na zewnątrz: jasno, ulewa, łag.wiatr, b.zimno (-1)


Domino, Tom, Amy, Gemma, Kitty




Miała wrażenie, że coś ją obudziło. Ale zamroczony chemią i zmęczeniem umysł powoli zauważał te kropki. A do połączenia ich w jakiś sensowny wizerunek to musiała jeszcze chwila potrwać. Podniosła swoją blond głowę i rozejrzała się. Własne łóżko. Własna sypialnia. Tak, to skojarzyła od razu. I, że ulewa łomocze o okna. Jak tam spojrzała musiała w pierwszej chwili zmrużyć oczy. Ale po chwili oczy nawykły do blasku ponurego dnia. Lało. Lało jak z cebra. Szkoda było wychodzić na taką ulewę. No i dzień. Był już dzień. I to pewnie nawet środek a nie rano. Jak zerknęła na zegarek tylko się to pierwsze wrażenie potwierdziło. 13:24. A jak zasypiała to pamiętała jeszcze coś z 4-ką na początku.




link: https://media.istockphoto.com/photos...5cMTCNJ09jp3Q=


Właśnie bo nie zasypiała sama. Tylko z półnagim grzejnikiem. Ale jak się odwróciła to go nie było. Łóżko poza nią było puste. Chociaż słyszała jakieś przyciszone głosy zza zamkniętych drzwi. Pewnie z kuchni. Potem był ten etap porannego dochodzenia do siebie. Było o tyle dobrze, że była niedziela. Więc nie musiała się zrywać na szybkiego aby zdążyć do szpitala tylko tak na spokojnie jak to w wolny dzień można było sobie pozwolić. To, że Tom nadal był w domu zorientowała się po jego butach suszących się w łazience. Już wymyte i czyste a nie w tym całym syfie w jakim z Davem wrócili dziś na pograniczu nocy i poranka. Widocznie Wingfield nawet w niedzielę nie mógł sobie odpuścić sztywniactwa i zachowywał się jakby za pięć minut miał oczekiwać inspekcji surowego sierżanta musztry dokonującego szczegółowej inspekcji. Na ubrania nic nie mógł poradzić bo wciąż suszyły się na suszarce. Koszulka czy getry były lżejsze to już były prawie suche. Ale takie ciężkie rzeczy jak bluza mundurowa czy spodnie wciąż jeszcze były trochę wilgotne. No ale skoro ich właściciel tu był i ich nie musiał ubierać to nie był to jakiś problem.

Ablucje w łazience pomogły. Potrzebowała tego. Tego snu i odpoczynku. Jej ciało tego potrzebowało. Mogła wreszcie odespać wczorajszą zwariowaną noc, sobotni dzień cały na nogach, łyknięte stymulanty i nocne czuwanie do w pół do czwartej rano bo wtedy gdzieś wrócił Dave i Tom. Zdecydowanie tego potrzebowała. Więc jak miała okazję odespać swoje zabawy, obowiązkowość i upór to po wizycie w łazience czuła się naprawdę lepiej. Jakby mogła zacząć ten niedzielny poranek. W samo południe.

- Cześć Domino. Obudziliśmy cię? - Amy przywitała się z ciepłym uśmiechem. Siedziała przy kuchennym stole tak jak i reszta towarzystwa. Tom tam gdzie ostatnio lubił czyli od ściany i na środku. Prawie naprzeciwko drugiej z gospodyń. A z brzegu siedziały dwie blondynki jakie ostatnio Domino widziała roześmiane i wesołe w mieszkaniu wujka poniżej. Ale potem ich nieco słyszała. Na słuch to chyba się tam nie oszczędzali tak samo jak ona z chłopakami w piątkową noc. A teraz obie wydawały się być całe w skowronkach. Chociaż Kitty odzyskała swoje naturalne barwy zmywając swój diabelski makijaż i malowanie. A najbliżej wejścia i plecami do niego siedziała Brittany. Musiała odwrócić głowę aby spojrzeć na gospodynię.

- Siadaj, zrobię ci kawy. I śniadanie. Bo myśmy już jedli. - Australijka wstała od stołu i zaprosiła ją do stołu. Ciekawe czy to przypadek, że to najbliższe miejsce obok Wingfielda było wolne czy jednak nie przypadek. Bo tam od okna, z jego drugiej strony, to usiadła Gemma. A gwiazda estrady naprzeciwko Brittany.

- A to słyszę, że trochę się działo jak nas nie było wczoraj. Może lepiej, że Dave poszedł. Szlag by go trafił. Ale i tak pewnie by was przekonał, że nie ma szarży nad kaprala i jacyś porucznicy czy majorzy to do prawdziwego kapsla nie mają startu. I nie wiedziałem, że Kitty Blond chodzi do was na afterki. I to takie. - Tom uśmiechnął się spokojnym, cichym, ciepłym uśmiechem z tą swoją oszczędnością w tonie i głosie jaka była dla niego firmowa. I zaczął streszczać co tam gadali sobie odkąc się tu spotkali w kuchni. Dziewczyny się roześmiały słysząc słowa o jego nieodłącznym druchu i jego nieśmieretlnej bajerze. W różnym stopniu zdążyły poznać ich obu, chyba najbardziej Amelia. A Kitty chyba w ogóle. Ale te co poznały roześmiały się serdecznie bo to bajerowanie jakie uskuteczniał Moore było tak firmowe, że chyba każda z nich miała okazję tego spróbować chociaż raz. Ale w głosie, nawet spokojnym, nawet teraz jak już pewnie miał okazję coś pogadać z dziewczynami to i tak dało się wyczuć zaskoczenie i trochę jakby zazdrość, że ta lubiana i popularna blond gwiazda estrady przychodzi właśnie tutaj w odwiedziny. I to takie które kończą się na drugi dzień rano. I to takie rano co pewnie zaczęło się niewiele wcześniej niż dla doktor Jobin.

- No nie dziw się Tom. Jak pani doktor każe to pacjentka musi. A jak taka miła i kochana to nie sposób jej czegoś odmówić. Zwłaszcza zaproszenia na taki gorący afterek. - Kitty znów przybrała ten ton posłusznej i grzecznej prymuski zwracającej się do szanowanej i lubianej nawet jeśli surowej pani nauczycielki i dyrektorki. Też się wszyscy roześmiali. Bo po gwieździe estrady to pewnie raczej spodziewano by się jakichś żądań i fanaberii a tak prywatnie to aktorka zachowywała się jakby to ona była fanką zachwyconą, że może gościć u jakichś gwiazd. Trochę sama z siebie i z tego wszystkiego dworowała no ale to tylko pomagało rozluźnić atmosferę i poczuć się swojsko nawet jak się siedziało obok takiej gwiazdy.

- No właśnie Domi, jakby co to ja na takie afterki u ciebie czy u twojego wuja to bardzo chętnie. Właśnie tłumaczyłam Tomowi, że jakby co to spałyśmy u ciebie. Żeby nie było, że pan ordynator posuwa swoją pracownicę czy tam inne takie głupie gadanie. - sądząc po wesołym tonie ginekolog w okularach co siedziała chyba w rzeczach jakie dostała od Amy. Zresztą jak i druga blondynka. Bo obie wczoraj wieczorem były w tych wieczornych i eleganckich kreacjach a dzisiaj to te loszule i dresowe spodnie nadawały im dość domowego i swojskiego klimatu. A lekarka i aktorka co zostały na noc piętro niżej po tych rozćwierkanych humorach i wesołych wzmiankach na ten temat dały poznać, że chwalą sobie taki nocleg i mają związane z nim miłe wspomnienia. Pasowało to do odgłosów jakie wczoraj w nocy dochodziły przez podłogę do młodej GP. Ona sama mogła usiąść przy śniadaniu postawionym przed nią przez Amy. Dziś było bez szaleństw, głównymi aktorami na talerzu był ryż i ryba. No i kawa w kubku. A głód, tak, głód dopiswał. Znaczy ciało wracało do domu i nie miało zablokowanego łaknienia jak wczoraj rano gdy startowali do Rhu i jakoś nikt za bardzo nie miał ochoty nawet na lekkostrawną jajecznicę przygotowaną przez Amy.

- Aha a możemy u was zostać? Bo tak leje i w ogóle. A właściwie i tak miałam przyjść pomóc ci z Mayą. Tak właśnie rozmawialismy, że jakby miała ochotę na jakieś zabawy i zgodziła się na małą podmiankę to ja ją mogę zabrać do siebie. To tylko parę bloków dalej. Nie będziemy wam tu głowy zawracać przy niedzieli. - okularnica zwróciła się pewnie z jedną spraw o jakich rozmawiali nim Francuzka weszła do kuchni. Teraz faktycznie tak lało, że szkoda było wychodzić na zewnątrz. A policjantka była umówiona gdzieś za 4 godziny. Ani to mało czasu ani dużo. Ale nie było pewne ile ta ulewa będzie trwać. Skoro jednak wszyscy mieszkali w Blokowisku to z adresu na adres zwykle nie było tak daleko. Praktycznie wszyscy mieszkali w tym samym miejscu jak nie w tym bloku to następnym. A Gemma widocznie nie chciała zawalać cudzego mieszkania swoimi karesami gdyby do nich doszło co mogłoby być nieco niezręczne dla obu stron.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 10-08-2022, 18:22   #26
 
Dydelfina's Avatar
 
Reputacja: 1 Dydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputację
Niedziela; przedpołudnie; mieszkanie Domino


Za wszystko się płaciło w ten czy inny sposób. Żyłowanie się pod koniec tygodnia gdy podczas części roboczej raczej niedosypiała przyniosło efekty. Zaczynanie dnia po pierwszej po południu było jednym z nich… prawdziwy upadek moralności. Albo ten jeden dzień pod koniec weekendu kiedy naprawdę Domino się wyspała i mimo pluchy za oknem oraz szarówki czuła się nieźle. Naprawdę nieźle, a nawet lepiej niż nieźle gdy po stoczeniu z łóżka poszła do łazienki i wzięła prysznic, gapiąc się z półprzytomnym uśmiechem na parę wypastowanych, ustawionych równo wojskowych butów suszących się na kaloryferze.
Proste poranne czynności wykonywała w spowolnionym tempie bo była niedziela, nigdzie lekarka nie musiała się spieszyć. Po prysznicu ubrała luźne szorty w czarno-czerwoną kratę i koszulkę ze śmiesznym napisem, na koniec okręcając się szczelnie zielonym kardiganem jakby był to szlafrok. W ramach pielęgnacji włosów przeczesała loki palcami aby nie sterczały w każdą stronę… wyglądało w miarę w porządku jeśli dobrze widziała przez ledwo otwarte oczy. Budziła się powoli, a wraz z nią budziła się potrzeba nadrzędna. Jak po sznurku blondynka poczłapała do kuchni gdzie źródło hałasów oraz kawy. Drugie ważniejsze, dzień nierozpoczęty kubkiem czarnego naparu od razu dało się spisać na straty.

Dopiero kiedy przekroczyła próg kuchni zorientowała się dlaczego jest tak głośno. Oprócz spodziewanej Amy i może Thomasa (którego mundur wciąż się suszył, ale kto powiedział że nie wyleciał w samych spodniach od dresu żeby dokładnie o 9 rano przetrzeć kurz na blatach w składzie na wojskowy sprzęt?) przy jasnobrązowym stole siedziały jeszcze dwie blondyny z dołu. Widząc całą rodzinkę w komplecie, a nawet nadkomplecie.
- Bonjour - przywitała się z towarzystwem i machnęła im na przywitanie ciągnąc pod pozycję Amelie bo ta wypowiedziała magiczne słowo.
- Un café s'il vous plaît - Dominique powtórzyła potulnie, kiwając głową i odwróciła się do zajętego stołu. Tam szybko wyszło obok kogo przyjdzie jej usiąść, więc usiadła przy poruczniku przez chwilę głowiąc się przez rozespanie jak powinna się zachować. Sztywniactwo szczęśliwie jeszcze nie dobudziło się do końca i zanim to zrobiło dziewczyna przytuliła łapsa, patrząc mu w oczy.
-Bonjour chérie… - wymruczała ciepło sięgając po jego twarz dłonią. Przyłożyła dłoń do trochę drapiącego policzka i przekręciła jeszcze odrobinę w swoją stronę całując na przywitanie prosto w uśmiechnięte usta smakujące jak kawa i tosty.
Zaraz stanął przed nią wymarzony kubek kawusi oraz śniadanie, więc następne parę minut słuchała jednym uchem co pozostali przy stole mówią, pochłaniając jedzenie razem z kofeiną. Humor ewidentnie dziewczynie dopisywał i nie dało się nie zauważyć że ma z tym coś wspólnego koleś obok którego siedziała, a na którego praktycznie cały czas się patrzyła. W końcu jednak rozsądek również się obudził, więc zaczęła lepiej trzymać pozory zwracając uwagę na coś więcej. Kończyła powoli śniadanie, a Amy co parę minut dolewała przyjaciółce kawy, aż wreszcie nasyciła głód fizyczny i głód nałogu.
Zagapiła się na paskudną, szarą i deszczową aurę za oknem przyjemnie suchego, ciepłego i przytulnego mieszkania.
- Jasne że możecie zostać - zwróciła się do blondynek i rudzielca, wypowiadając pierwsze logiczne słowa od momentu przebudzenia. Aż z wrażenia przepiła je kawą i podjęła.
- Będzie nam naprawdę miło… i… hm… - potrząsnęła głową bo angielskie słowa jej uciekały a zamiast nich chciały się podstawić francuskie.
- Zjemy z sierżant obiad, pogadamy. Najdzie was ochota pójdziecie do ciebie Gem, to dobry pomysł. Nie będziecie się czuły skrępowane obecnością nadprogramowych świadków w okolicy. A jak z tobą, do której zostajesz? - ostatnie pytanie skierowała do jedynego mężczyzny w ich gronie, prostując odruchowo plecy.

- A to spotkanie z tą sierżant to jakieś tajne przez poufne? Bo jak tak to będę spadał aby wam nie bruździć w planach. Rzeczy zabiorę, najwyżej doschnął u mnie. Przecież to ze dwa bloki dalej. - odpowiedział pytaniem na pytanie. I coś wyglądało jakby bliskość blond gospodyni była mu na rękę. Popatrzył na nią i na pozostałe blond sąsiadki flankujące go z drugiej strony. Gemma poczuła się wywołana do odpowiedzi.

- No obiecała załatwić to skierowanie i druczki. Ja ją chętnie mogę przejąć jakby wam przeszkadzała. Ale no to Domino z nią rozmawiała i się umawiała. - okularnica siedząca w rozciągniętej bluzie i dresowych spodniach wskazała na koleżankę ze szpitala jako tą najlepiej zorientowaną i w planach co do policyjnej sierżant i do tych związanych z tym mieszkaniem.

Jobin siorbnęła kawusi patrząc gdzieś do góry i tam szukając inspiracji. Widać je znalazła szybko, bo wróciła spojrzeniem na towarzystwo przy stole.
- O’Hara wpada tutaj, bo tak wyszło z początku. Obiad i jakiś drink w zamian za pomoc z biurokracją. Zróbmy więc ten obiad, kurtuazyjny i neutralny. Pogadamy z nią, zobaczymy jaka jest prywatnie. Dobrze jakbyś Tom został, wyjdzie bardziej… hm, po prostu będziesz naszym wsparciem. Nie zacznie robić głupot, a kiedy przyjdzie czas na omawianie druczków, przepustek i całej reszty Gem zgarnie ją do siebie i chyba wszyscy będą w miarę zadowoleni, mam nadzieję.

- No dobrze. Możemy tak zrobić. W sumie i jak nas wczoraj wszystkich widziała. Może poza Kitty. I Amy. - pokiwał głową uśmiechając się oszczędnym chociaż ciepłym uśmiechem. Najpierw do swojej blond lewicy a potem do pozostałych sąsiadek okalających kuchenny stół.

- A ja mam zostać? Nie było mnie wczoraj a nie chciałabym wam czegoś popsuć. Zresztą wieczorem znów gramy elfią rodzinę to i tak bym musiała wrócić do siebie i się przygotować. Wiecie, że te czerwone malowanie i resztę makijażu i te taśmy to się z godzinę robi? Reszta to ma łatwiej. Ubiera się w kostiumy, dokleja uszy i są gotowi. - aktorka odezwała się od siebie bo chyba czuła się nieco niepewnie co do tych obiadowych i pozostałych planów u swoich gospodarzy.

- No ja nie wiem jak ta sierżant O’Hara. Ale ja bym bardzo chętnie zjadł obiad w towarzystwie naszej ulubionej blond gwiazdy estrady. No i też bym zobaczył tą sztukę jak tak ją zachwalacie. Brzmi ciekawie. - Tom uśmiechnął się do trochę niepewnej siebie blondynki i widocznie coś wcześniej zdołał się od nich nasłuchać o wczorajszej premierze nowej sztuki i pewnie go to zachęciło aby samemu ją obejrzeć.

- To dzisiaj by był taki większy obiad? To na ile osób? Z pół tuzina? - Amelia za to zainteresowała się bardziej przyziemnymi sprawami. Zwłaszcza jak na nią spadłoby przygotowanie tego obiadu.

- Ja mogę pomóc z tym obiadem. I z tą sierżant też jak trzeba. - Brittany zgłosiła się na ochotnika cichym i szybkim głosem pewnie chcąc być jakoś użyteczna skoro nie stać ją jeszcze było aby sama być gospodynią czy dysponować jakimiś zasobami jakimi by mogła się podzielić i dorzucić do wspólnej puli. Miała tylko własne ręce i dobre chęci.

- Zostań na obiedzie Kitty, będzie nam naprawdę bardzo miło - Dominique dolała sobie kawy, myśląc o tym co miała dziś załatwić. Wpaść do Hectora aby na boku wypłakać jakieś dodatki, złapać Basię i z nią też zamienić parę słów oraz talonów. Zaliczyć Neptuna i bar celem zostawienia informacji… poszukać Rileya. Wypadało też zerknąć czy u Juls wszystko gra, tak jak u wujka na dole. Poza tym optyka sama się nie dokończy…
- Na siedem osób… sporo. Britt i Kitty ci pomogą, dacie radę? Mogę zajrzeć do wujka i mu coś podwędzić, w sensie pożyczyć. I tak idę mu oddać pióro, więc powiedz czego trzeba, chief - poważnie spojrzała na Australijkę, a potem nagle odwróciła uśmiechnietą buźkę w prawo.
- W takim razie zapraszam cię wieczorem na występ Kitty i jej ekipy. - rzuciła pozornie lekkim tonem do łapsa zanim zorientowała się o co pyta. Jednak nie wycofała się, chociaż ludzie patrzyli.
Odchrząknęła.
- Niedzielę chyba wziąłeś sobie wolną, co?

- Po takiej nocce? Pewnie. Komu by się chciało znów gdzieś zasuwać w taką pogodę. - odparł porucznik w stanie spoczynku wskazując wzrokiem na kuchenne okno. Wciąż było zalewane przez kolejne strugi zimnej ulewy. Nadal nie zachęcało to do wyjścia na zewnątrz. Tylko do pozostania w ciepłych, suchych, przyjaznych pieleszach.

- Ale po tym obiedzie będę musiał iść do siebie. Chcę zobaczyć co z resztą i w ogóle jak mamy gdzieś iść to nie będę łaził w mundurze polowym. O której się zaczyna to przedstawienie? Trzeba mieć jakieś bilety? - brunet podzielił się swoimi planami. Mógł zostać póki co na miejscu ale nie do samego wieczoru. Chociaż po obiedzie to już niewiele czasu było do tego wieczoru.

- Wstęp jest wolny. Zaczynamy o 20-tej. Trzeba mieć bilety na strefę VIP-ów ale to się tym nie przejmujcie. Załatwię wam miejsca. A z tą policjantką to mam lepszy pomysł. Po obiedzie zaprośmy ją na ten występ. A potem jakby miała ochotę na jakiś afterek to się z nią umówimy. Jak ona ma przyjść na 18-tą i dopiero na obiad to już tak dużo czasu nie ma do występów. Ja zresztą też będe musiała wyjsć przed 19-tą aby się przygotować a nie chciałabym aby przeze mnie było jakieś opóźnienie. - aktorka zaproponowała swoją alternatywę. O ile wspólne plany kumulowały się o 18-tej w tym mieszkaniu do jakiego miała przyjść młoda policjantka a potem mieli w planach występy w sali gimnastycznej to już niewielkie było to okienko do działania.

- No dobra to jak macie być moimi kuchcikami to jeszcze sjesta ale w końcu będziemy organizować kuchenne manewry. - Amelia popatrzyła na swoją armię kobiecych kuchcików i z zadowoleniem rzuciła żartobliwą uwagą.

- Dobrze że nie ma Dave’a, mógłby czuć się odrobinę… pominięty i to na kolejnej imprezie po imprezie - Dominique parsknęła w kubek, dopijając resztę kawy. Odstawiła naczynie na stół mając wreszcie pewność, co do całkowitej przytomności. Leniwe popołudnie zlatywało przyjemnie, nie trzeba było jeszcze nigdzie iść, ani niczego robić. Upragniony odpoczynek po tygodniu kieratu, ale wszystko co złe miało swoje odbicie w tych dobrych chwilach następujących później. Plan na resztę dnia również wyglądał obiecująco, zwłaszcza gdy blond aktorka zaproponowałą swoją alterantywę niwelującą problemy z naddatkiem osób w mieszkaniu młodszej Jobin.
- Byłoby naprawdę świetnie, tylko pamiętaj o tym aby nie pić i nie brać niczego po czym w poniedziałek rano będę musiała stać się dla ciebie… profesjonalnie uprzejma - uśmiechnęła się krótko do Kitty. Chciała coś jeszcze powiedzieć, jednak przypomniała sobie o czymś innym, równie istotnym.
Przeniosła wzrok na Gemmę.
- Rozmawiałam wczoraj z Fran Holtz. Zajrzyj do niej w wolnej chwili, ma prośbę odnośnie przyszłej wyprawy do banku nasion. Jako osoba z Glasgow orientujesz się w okolicy przynajmniej centrum. Razem z ojcem szukają książek, konkretnie podręczników pokazujących uproszczone procedury dla cieśli, piwowarów… chałupnicze metody działające bez prądu. Na wszelki wypadek, aby mieć zabezpieczenie i uczyć dzieci przydatnych umiejętności pomagających w przyszłości odbudować cywilizację nawet przy braku wsparcia silników atomowych okrętów podwodnych… ta sama prośba jest do was, Tommy. Gdybyście podczas patroli natknęli się na podobne znaleziska zabierzcie je ze sobą. Odwdzięczymy się, tego możecie być pewni. Poza tym skoro dziś wychodzimy ktoś musi mnie zaszpachlować - parsknęła, wzruszając ramionami - Nie chcę zawracać Theo głowy, wpadnę tylko do niego zostawić wieczne pióro i rozszabrowywać spiżarkę, ale to później. Teraz chyba… możemy jeszcze chwilę odpocząć przed robotą - uśmiechnęła się, a oczy same je jej uciekały w prawo. Mieli pogadać z Wingfieldem rano… co prawdo zbliżało się zaawansowane popołudnie, jednak teoretycznie dziewczyna niedawno wstała, czyli naciągany ranek.

- Ja cię mogę umalować jeśli chcesz. Albo nawet możesz iść ze mną na zaplecze. Tam profesjonaliści się tobą zajmą. Właściwie to wy wszystkie jeśli chcecie pozwiedzać jak to wygląda te przygotowanie do występu przed samym występem. Tylko to byście pewnie musiały wyjść ze mną wcześniej. - aktorka zaproponowała swoją pomoc w tym przygotowaniu doktor Jobin do wieczornego wyjścia do teatru w sali gimnastycznej. Sądząc po serii uśmiechów i ochów oraz achów to jej nowym koleżankom możliwość turystycznej wycieczki na zaplecze teatru i profesjonalna obsługa jaka na co dzień zajmowała się gwiazdami estrady była bardzo atrakcyjna.

- Fran coś potrzebuje z Glasgow? Nasiona? No tak, mamy szklarnie i resztę ogrodów botanicznych. Wciąż tam rosną rośliny z różnych stron świata. A te rzeczy bez prądu to u nas działa grupa rekonstrukcyjna. Znaczy przed impaktem to była grupa rekonstrukcyjna. Ale teraz okazało się, że to jest całkiem przydatne te ręczne tkanie materiałów albo szycie butów. - ginekolog w luźnej bluzie trochę się pokiwała głową gdy już się nacieszyła propozycją ulubionej blond aktorki siedzącej obok. I zmieniła ton na bardziej zamyślony gdy w głowie pewnie przeszukiwała Glasgow pod kątem takich tematów o jakich wspomniała gospodyni.

- Dobra, jak coś nam się trafi za murami to to zgarniemy. - Thomas obiecał pomoc ze swojej strony chociaż chyba nie spodziewał się, że lada chwila coś znaleźliby o takiej bezprądowej działalności o jakiej mówili.

Ledwo padła propozycja wejścia na backstage gospodyni zaświeciły się oczy. Do tej pory nie miała szansy, ani nawet nie widziała jak działa teatr po drugiej stronie kurtyny, a co dopiero usiąść tam na krześle i dać się ogarniać komuś kto to robi na co dzień. Z drugiej strony pokazywanie kolejnym osobom szram ze strupami oraz siniaków które z ciemnego fioletu przechodziły w niezdrową żółć na obrzeżach mogło budzić plotki. Jednak gdzieś w środku liczyła na dyskrecję, przecież chodziło o aktorów którzy niejedno w życiu przeszli i widzieli. Przykład ich spokojnego życia Domino widziała w piątek na izbie przyjęć nagłych przypadków, między innymi.
- Świetnie, czyli po obiedzie wszyscy się ewakuujemy. My z Kitty, Tommy do siebie. Amy idziesz oczywiście z nami? - popatrzyła na przyjaciółkę po drugiej stronie stołu.
- Nie ma co się zastanawiać, przedstawienie jest świetne. Nam również będzie miło jeśli dołączysz, co nie dziewczyny?

- No chyba tak. Fajnie o tym dziewczyny opowiadały. Ale to trzeba się jakoś ubrać? Znaczy wystroić? - krótko ostrzyżona brunetka uśmiechnęła się delikatnie ale jako miłośniczka bluz z kapturem widać niechętnie się z nimi rozstawała.

- Przyjdź w czym ci wygodnie. To nie jakaś oficjalna impreza w korporacji tylko wystep kabaretu. No wczoraj to jeszcze bo premiera była. Ale i tak wiele osób przyszło jak leci. - aktorka machnęła ręką uspokajając jej obawy z miejsca dając znać, że to okazja do wieczornej, swobodnej rozrywki a nie jakiś rygor na konkretny dress code.

- No dobra. To pójdę. A ta policjantka? Ona też by szła z nami? Myślicie, że się zgodzi? - Australijka uśmiechnęła się do niej uspokojona takim zapewnieniem jakie nie ograniczało jej swobody manewru. Ale zapytała jeszcze o O’Harę. Bo jak tylko część z nich ją wczoraj spotkała i to po raz pierwszy to trochę trudno było powiedzieć czego się po niej spodziewać.

- No tak… Właściwie to ona się chyba umówiła wczoraj z Domino… A tu takie rozszerzenie… Mam nadzieję, że to jej nie speszy. - okularnica przygryzła wargę jak się zastanawiała jak ta mundurowa wczoraj może zareagować na te zmiany jakie tutaj teraz omawiali.

- Jeśli to pomoże to chętnie was zaproszę do nas na afterek. Jeśli byście mieli ochotę oczywiście. No i ona też. - aktorka znów wyskoczyła z kolejną propozycją przesuwając się wesołym spojrzeniem po kolei po każdym z nich.

- Spytajmy ją jak przyjdzie o zobaczymy co powie - Jobin popukała palcami w stół, wygrywając prostą melodyjkę. Nie było co gdybać póki nie mieli pani sierżant obok.
- Najważniejsze że mamy dla niej propozycję, plan na alternatywy i to bardzo satysfakcjonujące. Poza tym jest niedziela, myślę że dla niej wyjście na występ najbardziej znanych aktorów w całym naszym aktualnie dostępnym wycinku świata będzie więcej niż atrakcyjne, szczególnie gdy nie będzie szła tam sama - popatrzyła po dziewczynach, a potem popatrzyła krótko na Wingfielda, ruchem oczu wskazując dyskretnie na ścianę za którą znajdował się jej pokój.

- No to mamy ustalone. To my wam już nie będziemy więcej kuchni zawalać. Dzięki za kawę i śniadanie. I towarzystwo. Dobre było. - porucznik wstał dziękując słowem za ten przyjemnie zaczęty dzień i gestem dał znać gospodyni aby też wyszła bo musiała wstać pierwsza. Dziewczyny zaś też im podziękowały i odprowadziły wesołymi uśmiechami. Po chwili dwójka znalazła się sam na sam w sypialni gospodyni.

Harmider został po drugiej stronie drzwi, a ich trzask wybrzmiał w uszach Domino bardzo symbolicznie. Dosłowne odcięcie od tego co poza pokojem, a w nim tylko ona i on.
Ostatnio gdy go tu widziała spał. W jej łóżku dosłownie kilka metrów od drzwi… ale teraz był przytomny, zaledwie krok obok i patrzyli na siebie. Dziewczyna wzięła wdech, bo miała mu trochę do powiedzenia, z tym najważniejszym na czele… i od tego zaczęła.
- Przepraszam Tommy, chyba trochę mnie wczoraj to wszystko przerosło. Nie miałam zamiaru wyjść na niewdzięczną, roszczeniową sucz. Tak naprawdę przez cały wieczór ciągle myślałam co u ciebie, czy wszystko w porządku iiii… może usiądziemy, proszę? - czerwona na twarzy wypuściła powietrze, wskazując na wyro.

- Jasne. - zgodził się z pogodnym spojrzeniem na twarzy. Wcale nie wydawał się skrępowany czy zakłopotany. Podszedł do łóżka, usiadł na nim, podwinął jedną nogę pod siebie a drugą spuścił ku podłodze. Zachęcił kobietę aby usiadła obok jakby to on był tu gospodarzem i zapraszał do siebie swojego gościa.

- Dziękuję - odpowiedziała cicho, a potem krok po kroku podeszła do niego, aż w końcu usiadła sztywno tuż obok bokiem. Ułożyła dłonie na kolanach i chwilę na nie patrzyła, nim nie podniosła wzroku z powrotem na o wiele bardziej interesujące przedmioty. Choćby parę oczu naprzeciwko.
- Naprawdę dziękuję… chyba za cierpliwość. Nie było moim zamiarem jakkolwiek obrazić ciebie, albo Dave’a. Cieszyłam się jak durna gdy zobaczyłam jak idziecie korytarzem, ale potem popsułam wszystko po drodze - westchnęła ciężko, kręcąc głową nad własna głupotą i milczała przez długi moment, skacząc oczami za okno.
- Bardzo się cieszę że tu jesteś i… że w ogóle jesteś. Bardzo… dobrze się z tobą śpi - palnęła, patrząc znowu na niego z nieśmiałym uśmiechem.

- Mhm. Nie mów tego przy Davidzie. Cholery dostanie. - powiedział z rozbawioną nutką chociaż uśmiechnął się samymi kącikami ust. Po czym zbliżył się do siedzącej obok gospodyni, nachylił ku niej i delikatnie pocałował w usta. A potem śmielej. I jeszcze śmielej. Aż do ust dołączyły dłonie jakie zaczęły badać co ona ma tam pod tym szlafrokowym swetrem.

W odpowiedzi blondynka przestała ściskać nerwowo dłonie. Przeniosła je na ramiona łapsa i jego twarz, oddając pocałunki z pasją i zaangażowaniem… łatwiejsza metoda pokazania co siedzi w głowie niż ubieranie tego w słowa jakie nie chcą złośliwie składać się w sensowne zdania. Nie gniewał się, to już coś. Bardzo dobre “coś” na początek.
- Nie… nie mam druczka… powinnam już dawno… spytać… - wymamrotała nagle z ustami przy jego ustach, błądząc nieobecnym spojrzeniem po jego twarzy. Pogładziła ją sennym ruchem ostrożnie wierzchem dłoni.

- Tak, tak… Później się tym zajmiemy… - odparł roztargnionym tonem bo zdecydowanie bardziej interesowało go rozebranie kobiety z jej okryć i cała reszta spadała na mniej ważny plan. Zrobił się pośpieszny i zniecierpliwiony gdy podniecenie rosło i nakręcało go do coraz śmielszych i szybszych poczynań. Z przyjemnością badał i zagłębiał się to gorące, gościnne kobiece ciało sunąc po nim ustami i dłońmi. Zdecydowanie nie był w tej chwili zainteresowany prowadzeniem jakichś negocjacji.

Wiedział, że tym razem nie ma co spodziewać się cudów. Hyper został w fiolce na szafce w kuchni, a bez niego nie miał co liczyć na powtórkę z piątku. Nic nie wyciszało gonitwy myśli ani nie zwalniało hamulców. Nie rozluźniało spiętych jak postronki mięśni, więc z początku musiał się czuć jakby rozbierał manekina z wystawy sklepowej, bo Dominique aż nadto zdawała sobie sprawę że dziś jest po prostu sobą, bez oszukiwania, z całą niepewnością i wciąż posiniaczonym ciałem. Z całym nudziarstwem, toną spraw na karku które nie odpuszczały. Próbowała sobie przypomnieć czy ślady na szyi to jego dzieło, czy Davida… bezskutecznie. Powinna się bać? Przecież nawet naćpany nie zrobił jej trwałej krzywdy, a mógł i ani wtedy ani teraz nie dałaby rady mu w tym przeszkodzić. Wciąż mogli przerwać, wrócić do tego co było wcześniej… trudne, prawie niewykonalne po tym co między nimi zaszło i miało się powtórzyć.
Był jednak uparty tym rodzajem uporu z którym nie dało się dyskutować. Bez miejsc na wątpliwości, albo dyskusje. Nie poddawał się, zdejmując z blondynki najpierw sweter, a potem koszulkę. Dawał inne zajęcie niż mielenie trosk i strachów, aż wreszcie pocałunek po pocałunku i dotyk po dotyku wyciągnął ją z czegoś więcej niż ubranie. Doskonale widział i wiedział co ma przed sobą, znali się nie od wczoraj… i nie przestawał zabierać jej kontroli póki się nie poddała. Ręce dziewczyny przestały niemrawo zaciskać się na jego koszuli. Zamiast tego zaczęły ją zdejmować coraz bardziej niecierpliwie przebierając palcami. Wróciło poczucie ekscytacji i fascynacja osobą naprzeciw, niedogodności kontuzji odeszły na dalszy plan. Razem z nimi odeszły też spodnie i bielizna, a dwa nagie ciała wylądowały w poziomie na materacu, z tym większym na górze. Domino przyciągała je łapczywie do siebie, goszcząc na własnej piersi i między udami. Sprawdzała ustami smak jego ust i szyi, zamglonym wzrokiem szukając jego spojrzenia gdy nadarzała się okazja. Zostali we dwoje, tym razem nikt nie przeszkadzał ani nie rozpraszał więc mieli siebie tylko dla siebie. Cisza, spokój, poczucie bezpieczeństwa i krew coraz prędzej płynąca w żyłach. Coraz bardziej niecierpliwie ruchy i radosne oczekiwanie. Mniejsze, jasno - fioletowe ramię wysunięte między splecione ciała aby tam odnaleźć sztywną męskość i nakierować na właściwy tor, a potem przeciągłe nabranie powietrza przez otwarte usta i krótki jęk ulatujący prosto w drugie wargi.


Na łóżku w sypialni leżały dwa ciała. Nagie chociaż przykryte kołdrą. Jej i jego. Oddechy jeszcze się uspokajały po właśnie zakończonych aktywnościach. Na skórze błyszczał się pot a ciała były rozgrzane po tym przyjemnym, wspólnym wysiłku. Panowało błogie rozleniwienie i świadomość bliskości tej drugiej osoby. A dopiero co było inaczej. Poczynali sobie całkiem śmiało aż łóżko jęczało sprężynami tak samo jak oni swoimi oddechami. Jeszcze przed chwilą zmagali się w tych miłosnych zapasach gdzie jedno próbowało się nacieszyć badaniem ciała i możliwości tego drugiego. Nie zważając na te siniaki i zadrapanie jakie im zostały po piątkowych manewrach. Teraz już było po wszystkim. Oboje leżeli i sycili się tą przyjemną, leniwą błogością jaką współdzielili.

Chyba nie wyszło aż tak źle, mimo że na trzeźwo. Mięśnie znowu pobolewały, ale było to przyjemne odczucie. Jak po dobrze spełnionym obowiązku. Obowiązkiem jednak nie dało się nazwać tego, co zrobili. Bardziej pasowało słowo… Dominique miała je na końcu języka, niestety wciąż otoczony kokonem euforii umysł nie umiał go odnaleźć. Blondynka leżała na boku otoczona kończynami kochanka i patrzyła przez okno, w głowie mając przyjemną pustkę. Dobrze było po prostu istnieć sobie spokojnie obok drugiej osoby gdy wszelkie bariery zostały zburzone, a wszystkie maski zdjęte.
Rozleniwienie spełnieniem nie pozwalało wstać, zegarek łaskawca dawał jeszcze trochę czasu zanim trzeba będzie to zrobić. Za jakiś czas, kwadrans może dwa.
- Dlaczego wcześniej tego nie zrobiliśmy? - spytała prawie szeptem nie mogąc znaleźć sensownej odpowiedzi.

Wzruszył ramionami i uśmiechnął się przy tym najpierw do sufitu w jaki się wpatrywał a potem do niej. Też nie znalazł na to jakiejś sensownej odpowiedzi.

Powinni znaleźć się w tym miejscu pół roku temu, lecz w końcu się znaleźli i to było chyba najważniejsze w tym momencie.
- Na początku naprawdę myślałam że preferujesz towarzystwo Moore'a - parsknęła krótko, poprawiając się żeby po chwili usiąść mu na brzuchu okrakiem. Patrzyła w dół roziskrzonym wzrokiem czując że zaczynają piec ją policzki. Zdecydowanie sytuacja nie należała do standardu, ale póki rozsądek się nie otrząsnął serce mogło działać.
- Ale to na początku i dużo wspólnego miały z tym te jego tekst. Nie umiałam odróżnić kiedy sobie żartuje, a kiedy jest poważny i nie próbuje nikogo wkręcić… ale to nie o nim chcę pogadać. - pokręciła głową i sapnęła.
- Znamy się trochę, wiesz czego się po mnie spodziewać i vice versa. Szukasz osobistego medyka? - palnęła trochę bezradnie skacząc spojrzeniem to po jego twarzy, to po otoczeniu.

- No… On już taki jest… Zawsze taki był… Zawsze tak smęci o tych gejowskich tekstach… - mężczyzna machnął ręką jakby się do tego przyzwyczaił i radził nie zwracać na to większej uwagi. Potem jego dłonie skierowały się ku sterczącym piersiom kobiety i bez pośpiechu ugniatały je i bawiły się nimi.

- A o medyka pytasz… A jak to by wyglądało? - zapytał nieco unosząc wzrok z piersi na twarz siedzącej mu na brzuchu kobiety.

Jobin pochyliła się raz żeby się nie musiał wysilać z wyciąganiem ramion, a dwa aby lepiej go widzieć z niecodziennej perspektywy.
- Stałe badania lekarskie łącznie z hospitalizacją w tym oto łóżku, wyżywieniem. W sensie tak na stałe, co nam szkodzi spróbować? Nie znalazłam na to druczka odpowiedniego i improwizuję. Związek, ty i ja. Tak, abym mogła cię objąć albo wziąć za rękę w miejscu publicznym i nikt nie miałby nic do gadania za plecami… jeśli nie masz nic przeciwko temu oczywiście. Wiem że bez Hyper nie ma szału, ale… postaram się - zawiesiła się, prostując znowu plecy i dokończyła.
- Byłoby naprawdę miło.

- Tak to widzisz? - zapytał zerkając na nią koso i posyłając psotny uśmieszek. - No chyba mógłbym pójść na taki układ. - odparł uśmiechając się szerzej tym swoim ciepłym, oszczędnym grymasem.

- Chyba? - dziewczyna powtórzyła za nim marszcząc brwi. Zamrugała i przechyliła głowę aby lepiej go widzieć.
- Jeśli masz jakieś uwagi, obiekcje i propozycje to możesz je zgłosić. Czego wymagasz i oczekujesz?

- Nie bądź taka sztywna. Jak na początku. Bo to strach cię dotknąć czy pocałować. - odparł bez większego namysłu i nieco rozbawionym tonem. - A poza tym może być. - dodał uśmiechając się szerzej.

- Sztywna, ja? - Domino zrobiła zdziwioną minę i zaśmiała się wesoło biorąc się pod boki.
- Trzymam pion, ale rozumiem o co chodzi. Dobrze że ty również nie jesteś miękki. Wtedy musiałbyś iść na dodatkową terapię szokową. - odetchnęła zsuwając się niżej i podnosząc na kolanach żeby móc miedzy ich ciała wsunąć rękę.
- Zapowiada się… dobrze i nie chce tego zepsuć tak po prostu… je t'aime tellement, Tommy. - dokończyła nasuwając się na łapsa z powrotem.

Niedziela; południe; mieszkanie majora Jobina


Zanim dwójka kochanków wyszła wreszcie z sypialni gospodyni minęła całkiem długa chwila, bo zanim uśmiechnięci wyłonili się zza progu pokoju musieli się jeszcze po wszystkim umyć i doprowadzić do stanu bazowego, a to zajęło trochę. Niemniej nie wyglądali na zirytowanych lub znudzonych, wręcz przeciwnie. Dominique obejmowała go ramieniem uśmiechając się szeroko i gapiła się na niego wzrokiem młodej jałówki, wciąż nie mogąc wyjść z podziwu co, u licha, właśnie się działo. Chyba za dużo wypiła, choć nie przypominała sobie aby piła cokolwiek, lecz szło się jej nad wyraz lekko, do tego skupienie na czym innym niż były porucznik przychodziło z trudem. Miała gdzieś co pomyśli reszta, czuła się szczęśliwa i nie zamierzała tego ukrywać. Było jednak coś, co musiała zrobić zanim w ich progu pojawi się O’Hara, dlatego niechętnie, ale zostawiła Thomasa w kuchni razem z dzielną brygadą kulinarną i z wiecznym piórem w garści wyszła z mieszkania, schodząc piętro niżej. Tam na szybko poprawiła włosy, odetchnęła i zapukała do drzwi z mosiężnym numerem 63.

Sądząc po przyjaznych uśmiechach i spojrzeniach jakie przywitały ich w kuchni to raczej żadna z koleżanek ich nie potępiała. Wręcz przeciwnie, miło się z nimi przywitały nawet jeśli domyślały się po co poszli do sypialni. A jak się już do siebie pouśmiechali i pożartowali to można było z czystym sumieniem ruszyć do mieszkania poniżej. Chwilę potem bratanica ordynatora stała razem ze swoim partnerem przed jego drzwiami. Usłyszeli ze dwa zbliżające się kroki, potem chrobot zamka i drzwi stanęły otworem. A w nich właściciel.

- Bonjour, madame et monsieur. - przywitał się łysy gospodarz witając młodszą od siebie parę z niemniej ciepłym uśmiechem niż grupka koleżanek przed chwilą witała ich w kuchni na górze. Był ubrany w biały golf i czarne, dresowe spodnie bez wzorków. Wpuścił ich do środka słowem i gestem.

- Bonjour papa - lekarka odpowiedziała gdy przechodzili przez próg. Uśmiechała się do przybranego ojca, ciągnąc za rękę drugiego mężczyznę. Szybki rzut oka na gospodarza uspokoił ją. Przez trochę obawiała się, że zostanie widok podobny do tego, jaki ujrzała w lustrze sobotniego poranka. Wychodziło jednak, że starszy Jobin ma więcej zdrowego rozsądku niż pozostała część ich rodziny.
- Cieszę się że już nie śpisz, wpadliśmy na chwilę oddać pióro i spytać czy możemy pożyczyć parę puszek, bo jakoś tak wyszło że nam wypada paru gości na obiad, a ze względu na wczorajsze wyjście poza miasto i późniejsze obowiązki, niestety nie zdążyłam pójść do Hectora - nadawała wesoło, śmiejąc się oczami.
- Dobrze wyglądasz, wyspałeś się? Jeszcze raz dzięki za pomoc wieczorem. Nie wiem jakbyśmy się pomieściły gdyby nie ty.

- A tak, dziękuję, miałem całkiem udaną noc. - odparł skromnie ordynator jedynego szpitala w bazie Clyde uśmiechając się przy tym równie oszczędnie. Wpuścił ich do środka i odebrał swoje pióro.

- To nic pilnego. Mogłaś mi to oddać choćby jutro w szpitalu. Ale dziękuję, że się pofatygowałaś. - na chwilę wszedł do swojego gabinetu aby tam zostawić pióro. Po czym ponownie wrócił i przeszli do kuchni.

- Parę puszek mówisz? A to widzę będziesz miała gości. Ile tego potrzebujesz? - zaproponował otwierając jedną z szafek gdzie trzymał suche paczki, głównie ryż i makaron, także cukier, kasze, mąki i podobne produkty. Ładnie i schludnie poukładane na półkach. A także puszki z różną zawartością. Od klasycznego tuńczyka w oleju, przez szprotki w pomidorach aż po różne mięsne mielonki.

- Niezła kolekcja. - przyznał Tom kiwając głową z uznaniem. No faktycznie, w porównaniu do średniej ulicznej to ordynatorowi jako jednemu z najważniejszych osób w bazie dobrze się powodziło więc on i jego bratanica na głód i brak komfortu nie musieli narzekać. Chociaż władzom udało się utrzymać minimum socjalne w mieszkaniu i wyżywieniu na dość znośnym poziomie. Nawet w porównaniu do standardów sprzed Impaktu.

- Nagle zrobiło się nam siedem osób i sama zupa cebulowa już nie starczy - Domino przyznała, stając obok bruneta i wsadziła ręce w kieszenie.
- Mamy w domu ryby i makaron, ukradnę ci jeszcze paczkę tego drugiego i pomidory. Jutro wieczorem przed snem wpadnę i oddam, żebyś nie czuł się wykorzystywany. Za mocno - uśmiechnęła się do łysola ciepło.
- Tommy pracował wczoraj, więc dziś idziemy na spektakl wieczorem to nas nie będzie. Kitty zaproponowała wejście na backstage, tam mnie ogarną to i z tym ci dziś nie będę głowy zawracać. Chyba że potrzebujesz czegoś z miasta.

- O proszę jaka miła, życzliwa dziewczyna. - teraz łysina gospodarza pokiwała się z góry na dół gdy pochwalił zachowanie aktorki. Chyba kojarzyła mu się dość pozytywnie chociaż mimo wszystko zakres tej jej uprzejmości i życzliwości przyjemnie go zaskoczył.

- Tak, aż trudno uwierzyć, że to ta sama osoba co odgrywa te różne role na scenie. Byłem na paru ich występach. Chociaż ta premiera z wczoraj mnie ominęła. Mieliśmy iść no ale ta czerwona mgła nam popsuła szyki no i wczoraj trzeba było zasuwać za mury. No ale jak Kitty sama nas zaprosiła na dzisiaj to dzisiaj obejrzę to przedstawienie. Słyszałem, że całkiem nieźle wyszło. I podobno Kitty ma jakiś specjalny strój. Z taśmy jeśli dobrze zrozumiałem jak mi to z Gemmą dzisiaj opowiadały. - Wingfield zgodził się z tym wnioskiem chociaż sam na pewno najsłabiej miał okazję poznać blondwłosą aktorkę a o tej sztuce z mrocznymi elfami to tylko słyszał. Ale mówił tak jakby chętnie zobaczył to przedstawienie na własne oczy.

- Warto. Naprawdę warto. To zabawa na cały wieczór, dłuższa niż większość ich skeczy ale mnie bardzo przypadła do gustu. - wujek Domino uśmiechnął się i widocznie aprobował taki pomysł na spędzenie niedzielnego wieczoru.

- A siedem osób mówisz? No to spora gromadka. Weź coś jeszcze, lepiej jak zostanie niż miałoby zabraknąć. - zwrócił się do siostrzenicy i zachęcił ją aby wzięła na wszelki wypadek coś jeszcze niż tylko brakujące minimum.

- Masz rację - po chwili milczenia dziewczyna przyznała mu rację i zaczęła wyjmować dodatkowe paczki i puszki, przyglądając im się. Wszystko dawno po terminie przydatności do spożycia, ale pasteryzowane lub hermetycznie zamknięte. Nie było co narzekać, a tylko się cieszyć.
- Ze spektaklem też masz rację, dobrze się bawiłam. Miła odskocznia od tego co mamy na co dzień. Ciekawe czy ktoś z wczoraj również dzisiaj przyjdzie… a ty jakie masz dziś plany, papa? Na wieczór. Chodź z nami, dziewczyny się ucieszą. Są zachwycone tobą, co nie dziwne. Mało teraz dobrze wychowany hej oficerów o nienagannych manierach. Tylko tym razem nie będę, niestety, twoją osobą towarzyszącą. - obróciła w dłoniach puszkę pomidorów i dokończyła neutralnie.
- I dziemy z Tommym, oficjalnie.

- No i dobrze. Bardzo dobrze. Idźcie i bawcie się dobrze. Ja tylko bym wam przeszkadzał, sam trochę pamiętam jakie to wkurzające bawić się ze starymi dyszącymi w kark. Korzystajcie z okazji, zwłaszcza jak was Kitty tak miło potraktowała. - gospodarz machnął ręką i zamknął szafkę po tym jak młodszy z mężczyzn potwierdził słowa jego bratanicy łagodnym uśmiechem i kiwaniem głowy. Łysy widocznie nie miał nic przeciwko. Podobnie jak stadko dziewcząt pozostawione piętro wyżej gdy oznajmiali im swoją decyzję.

- A ja sobie odpocznę w domu. Poczytam coś, obejrzę. Już nie mam 20 lat, że człowiek zamknie oko na pół godziny i wstaje rześki i wypoczęty. - zaśmiał się cicho i znów machnął ręką.

Blondynka patrzyła na niego uważnie, lecz nie wyglądało aby zgrywał spokojnego luzaka, a gdy się tylko siostrzenica odwróci, weźmie się za pucowanie strzelby i pytania amanta o plany wobec niej.
- Daj spokój, nigdy nie przeszkadzasz i nie masz się o co martwić. Pamiętam o czym wczoraj rozmawialiśmy - dołożyła jeszcze dwie puszki na naręcze trzymane przez Toma i podeszła do gospodarza, obejmując go jakby znowu była małą dziewczynką.
- Dobrze jest odpocząć… poniedziałek nie będzie taki miły i sobie nie pójdzie w diabły. Wrócimy po spektaklu, bez włóczenia po mieście. Dzięki za pomoc z jedzeniem… ze wszystkim. Nie będziemy ci głowy zawracać przy niedzieli dłużej. Gdybyś czegoś potrzebował zjawię się w szpitalu przed siódmą jutro.
 
__________________
This is my party
And I'll die if I want to
Dydelfina jest offline  
Stary 10-08-2022, 18:24   #27
 
Dydelfina's Avatar
 
Reputacja: 1 Dydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputację
Niedziela; popołudnie; mieszkanie Domino


Po powrocie z mieszkania piętro niżej Domino odkryła, że spędziła tam więcej czasu niż zakładała. W kuchni prace trwały w najlepsze mając się już ku końcowi, a wszystko nadzorowała Amy, dyrygując resztą dziewczyn z wprawą starego sierżanta. Nie robiła jednak groźnych min, nie krzyczała, zaś wspomniany nadzór był raczej symboliczny aby nadać przedsięwzięciu właściwy tor. Jobin dorzuciła przyniesione od Theo zapasy i też usunęła się w kąt żeby nie przeszkadzać. Zegarek też nie zostawiał złudzeń, wyznaczona godzina spotkania zbliżała się nieubłaganie, lecz dzięki obecności żywego, wesołego tłumu lekarka jakoś nie potrafiła się denerwować. Czuła spokój siadając obok byłego oficera i kładąc dłoń na jego dłoni. Dziwne, irracjonalne ciepło w piersi. Wrażenie że widzi go pierwszy raz. Pierwszy raz siada obok niego. Obok kogoś kto należy do niej, a ona do niego. Na jak długo czas miał pokazać, teraz byli dla siebie, a radosny tłumek blaknął przelewając się gdzieś w tle.
- Pamiętaj proszę aby jutro zgłosić was Admiralicji do ochrony akcji w Adruli, dobrze? - nachyliła się do niego ściszając głos, a jej oczy się śmiały. Byłoby cudownie móc mieć go obok podczas wyjścia za miasto. Jego, Dave’a i resztę ekipy której ufała. O wiele lepsza opcja niż zaczynać łapać kontakt z kimś nowym bo to wymagało sposobności jakieś w niebezpiecznym terenie raczej nie będzie im dane za wiele.

- Dobra. - zgodził się krótko poklepując jej dłoń. W międzyczasie żywy, wesoły tłum kończył przygotowania do tego niespodziewanie dużego, niedzielnego obiadu. Blond pomoc ze strony gości wsparta przez Brittany pomogła Amelii jakoś zapanować nad tym chaosem na tyle, że były realne szanse na to, że jak O’Hara przyjdzie na umówiony termin to chyba będzie można ją zaprosić do czegoś więcej niż kawa albo herbata.

- Bardzo nas obgadywaliście tam na dole? Wujek kazał ci nasłać Toma na nas aby się nas pozbył? - zagaiła Kitty żartobliwym tonem ciekawa razem z drugą blondynką jak gospodarz spod 63-ki wspominał przy młodszym pokoleniu wspólnie spędzoną noc.

Jobin machnęła ręką.
- Theo nie jest plotkarą, trzyma swoje prywatne sprawy dla siebie, ale wyglądał na bardzo zadowolonego i gęba mu się śmiała gdy o was mówił, chociaż próbował to maskować. Myślę że gdybyście przypadkiem były kiedyś wieczorem w okolicy chętnie was zaprosi ponownie czy to pojedynczo czy w pakiecie. Trzeba wam z czymś pomóc w tym gotowaniu? Nie chcę wyjść na niewdzięczną, dlatego się nie wyrywam bo bardziej zaszkodzę niż pomogę, chyba że mi dacie jasne instrukcje.

- O! To mu się podobało?! No nam też! Szkoda, że już telefony nie działają bo byśmy się wymienili numerami czy co. - i Kitty i Gemma wydawały się bardzo ucieszone nawet taką oszczędną ale ciepłą relacją o ich wczorajszej wizycie u gospodarza z niższego piętra. Przez dobrą chwilę panowała radosna atmosfera jak się wspólnie w tym dziewczęcym gronie przekomarzały co i jak tu by można zorganizować następne spotkanie i w jakim składzie i zestawie. Więc obie blondynki musiały mieć całkiem miłe wspomnienia z ostatniej nocy.

- Tylko nie mówcie o tym przy Dave. Serce mu pęknie. Czy tam inna żyłka. - zaśmiał się cicho Tom też rozbawiony samym słuchaniem tych kosmatych żartów i flirtów.

- O właśnie Tom, dobrze, że jesteś. Mam dla ciebie bardzo męskie zajęcie. Otworzysz nam puszki? - Amelia popatrzyła na niego prosząco i wyciągnęła w końcu jedną z puszek z fasolką. Podała mu ją razem z otwieraczem i jedyny mężczyzna w kuchni dołożył swoją cegiełkę do tego co tu szykowały.

- A ty to weź pokrój. Na takie małe kawałki. Potem to się wsypie do gara. - druga z domowniczek podała tej pierwszej deskę z marynowaną papryką wyjętą ze słoika i poprosiła o wsparcie na tym polu. Otrzymała je, chociaż po minie Dominique było jasno widać, że gotowanie nie jest jej życiową pasją. Niemniej wspólna praca wprawiała wszystkich w dobry nastrój. Dało się różnie spędzać czas, niekoniecznie na picu... ewentualnie starzeli się.


Właściwie w garach coś jeszcze bulgotało ale obiad był już prawie gotowy. Jak na tyle rąk i pod sprawnym kierownictwem dziewczyny z antypodów to poszło to dość gładko a i była okazja się poznać lepiej, powspominać, pogadać i pożartować. Gdy zadzwonił dzwonek domofonu parę minut po umówionej 18-tej. Na zewnątrz już zaczynało zmierzchać i pogoda była zdecydowanie mniej przyjemna niż w ogrzanym i oświetlonym mieszkaniu.

- To pewnie Maya. Weź jej otwórz. - Amelia spojrzała na zegar i poprosiła Domino aby przejęła pałeczkę gospodyni.

- Ciekawe czy powie że mamy prawo zachować milczenie, a wszystko co powiemy może zostać użyte przeciwko nam - Jobin wytarła ręce w ścierkę patrząc rozbawiona po towarzystwie. Za oknem ciemny dzień zmienił się w ciemną noc, jeśli dobrze słyszała deszcz kropił zamiast lać strugami z nieba. Nieprzyjemne, mokre zimno stojące w opozycji od ciepłego, przytulnego wnętrza mieszkania. Nawet zaczęła współczuć sierżant, więc szybko podeszła do drzwi, podnosząc słuchawkę domofonu.
- Tak słucham? - zaczęła ze spokojem w głosie.

- Jakby chciała kogoś skuwać tymi swoimi kajdankami to ja bardzo chętnie! - ogłosiła rozbawiona ginekolog.

- A jakby miała drugie to ja też chętnie! O! Czekajcie, muszę włożyć moją obrożę! - Kitty dołączyła się ale w pewnym momencie jak sięgnęła do swojej szyi odkryła, że przecież nie ma już na sobie tego skórzanego detalu jaki wczoraj stanowił integralną część jej kostiumu sympatycznej, czerwonej demonetki. Wstała więc szybko i pobiegła do salonu aby to uzupełnić a Domino też wstała tyle, że do domofonu.

- To ja, O’Hara. - odezwał się w słuchawce spokojny, kobiecy głos nieświadom jeszcze tego co się dzieje na ostatnim piętrze.

- Cieszę się, że jesteś. Czekałam na ciebie, wejdź proszę - Domino odpowiedziała naciskając zaraz potem guzik i w słuchawce rozległ się pisk otwieranego zamka. Dziewczynie z dołu zostały cztery piętra schodów do pokonania, oraz korytarz. Była jeszcze ostatnia chwila na przygotowania. Słuchawka wróciła na widełki, a gospodyni podniesionym głosem zakomunikowała reszcie.
- To ona, nie przestraszcie jej od razu, dobra? Niech najpierw coś zje! - parsknęła pod nosem, otwierając drzwi mieszkania.

- Dobra, dobra, tylko jej nie wystrasz w samej bramie! - odkrzyknęła jej wesoło koleżanka z pracy. Chwilę to trwało ale w końcu klamka poszła w ruch i na ostatniej klatce drzwi stanęły otworem. Przed nimi stała znajoma od wczoraj młoda policjantka. Chociaż już nie w mundurze a okrytej przemoczonym płaszczem. Uśmiechała się do gospodyni ciepłym uśmiechem.

- Cześć. No to jestem. - przywitała się wesoło i jak ją Domino wpuściła weszła do środka. Rozpięła płaszcz i spojrzała pytająco na Francuzkę gdzie może go zostawić. A pod nim kryła się całkiem zgrabna figura w granatowej sukience do połowy uda, pończochach i na samym dole wysokich szpilkach w jakich może by mogła się równać wzrostem z Thomasem.

- Daj proszę - blondynka przejęła okrycie wierzchnie, podając gościowi kapcie w opozycji do szpilek.
- Pięknie wyglądasz, powinnam powiedzieć, że lepiej niż w mundurze, jednak oba stroje są zbyt rozbieżne aby dało się je rozsądnie porównywać. Pozwolisz więc że stwierdzę że w obu wyglądasz dobrze, ale w wersji cywilnej wręcz hipnotycznie - uśmiechnęła się, kiwając głową do swoich słów jako dobitne potwierdzenie. Wskazała rękę wnętrze mieszkania.
- Bardzo się cieszę że już jesteś, czekamy tylko na ciebie. Bądź tak dobra i idź prosto do końca korytarza, zjemy w salonie. Wolisz kawę, herbatę? Coś mocniejszego?

- A dziękuję. Też kusząco wyglądasz. Nie można cały czas chodzić w mundurze. Dobrze go kiedyś zdjąć. Zwłaszcza z kimś. A szpilki to nie pamiętam kiedy ostatni raz miałam na sobie. I może być coś mocniejszego jak ci nie sprawi kłopotu. Oh… - ciemnowłosa policjantka w szpilkach czuła się całkiem swobodnie jak podawała swój mokry płaszcza i rozmawiała z gospodynią. Po czym stukając swoimi wysokimi obcasami przeszła do wskazanego salonu i tam dopiero ją trochę zastopowało.

- Czeeśśćć! - z korytarza Domino usłyszała wesołe zawołanie swojej blond okularnicy z pracy. Wesołe i radosne. Chyba chciała osłodzić nowej znajomej to pierwsze wrażenie ze spotkaniem tylu osób na raz. - W tej kiecce i szpilkach to dla mnie bomba! Aż zaczynam być zazdrosna, że się umówiłaś z Domino a nie ze mną. - zaćwierkała wesoło powodując uśmiech rozbawienia nie tylko u gościa.

- Coś na to poradzimy, bez obaw - Dominique odwiesiła płaszcz, a potem wróciła wspierać O’Harę w nowym wyzwaniu jakim była konfrontacja z towarzystwem zajmującym salon. Niby teoretycznie miały być we dwie, ale teoria daleko zazwyczaj leżała od praktyki.
- Tommy kochanie przygotujesz nam coś mocniejszego na rozgrzanie? Zimno i paskudnie, Maya przemarzła, nie ma co ryzykować przeziębienia. - uśmiechnęła się do jedynego mężczyzny w ich gronie po czym zwróciła się do sierżant.
- A ty bądź taka dobra i usiądź z nami, zaraz podamy obiad. Pomyślałyśmy że grzechem byłoby trzymać taką ślicznotkę zamkniętą w czterech ścianach, więc zabieramy cię na przedstawienie. Kitty była tak miła, że załatwiła nam wejście na backstage i vipowskie bilety… ale najpierw obiad, mam nadzieję że jesteś głodna. - wskazała ruchem dłoni kanapę obsadzoną przez dwie blondynki.

- Przedstawienie? I ty jesteś Kitty? Kitty Blond? Ta z Glasgow? - O’Hara była wyraźnie zaskoczona taką komasacją osób w salonie. Dało się wyczuć, że spodziewała się raczej prywatnego spotkania z główną gospodynią. Ale te przyjazne i życzliwe uśmiechy, spojrzenia i rozmowy szybko pomogły jej się oswoić z nową sytuacją. Ciekawie zerkała na aktorkę o blond włosach jakby ją rozpoznawała ale nie do końca była pewna czy to właśnie ona czy tylko jakaś podobna do niej blondynka. Tom zaś wstał a Amelia razem z nim pomagając mu nawigować po alkoholowych zakamarkach mieszkania.

- Obiad zaraz będzie. I tak dopiero się uwinęliśmy to nic jeszcze nie jedliśmy porządnego. - kucharka rzuciła do najnowszego gościa zanim wyszła do kuchni.

- Cześć. Dziękuję bardzo za wczoraj. Bardzo nam to pomogło. - Brittany podeszła do policjantki i przywitała się z nią osobiście. A potem poszła do kuchni aby pomóc Amelii przynieść to wszystko do salonu.

- Tak, to ja, Kitty Blond. Nie wiedziałam, że tu macie takie śliczne policjantki. Może bym coś napsociła jakby taka ślicznotka miała mnie aresztować, skuwać i w ogóle wpaść na penetrację. A nie! Interwencję! Kurde, zawsze mi się myli! - Kitty użyła swojego aktorskiego i komediowego talentu aby rozbawić i Mayę i resztę towarzystwa. Brunetka w szpilkach roześmiała się szczerze i bez skrępowania.

- I Kitty daje świetne autografy! Najlepsze są na piersiach! Takie od serca do serca! Mi taki wczoraj dała no ale brałam prysznic i mi się zmył. - Gemma nieco ściszyła głos jakby chciała podpowiedzieć nowej koleżance jak można podejść aktorkę aby coś od niej ugrać.

- Zrobię ci drugi. A jak chcesz aby było dłużej to daj jakiegoś markera bo szminka to długo nie wytrzyma. - aktorka ładnie się prezentowała z nogą założoną na drugą nogę i machnęła dłonią jakby takie sprawy załatwiała od ręki. Policjantka pokiwała głową z uznaniem i zadowoleniem ale odwróciła się do Thomasa który podał jej pełny kieliszek. A potem następne gospodyni i jej gościom. Zaś Brittany weszła w rolę miłej kelnerki przynosząc na stół pierwszą porcję obiadu.

- A to przedstawienie to o tych mrocznych elfach. Ta co wczoraj była premiera. Mnie nie było w mieście to dzisiaj idziemy. - Wingfield odpowiedział w sprawie tych planów na późniejszy wieczór.

- No ja też miałam iść ale awantura była u nas na bramie i zanim się uporaliśmy to już nie było co tam iść. Ale chętnie bym poszła. I vip-owskie bilety? I wejście na zaplecze? - Maya musiała w krótkim czasie przyswoić mnóstwo informacji. Ale radziła sobie z tym nieźle. No i były to wszystko raczej przyjemne wiadomości.

- Bilety do vip-owni, na zaplecze, do garderoby. Obiecałam dziewczynom, że obrobią je kosmetyczki co nas szykują przed występem. Ale jakbyś miała ochotę to też zajmą się i tobą. I polecam nasz salon masażu. Bo chyba zapomniałam wspomnieć. Mamy cudownych masażystów. I masażystki. Naprawdę można się u nich zrelaksować i zapomnieć o świecie. A jakbyś chciała jakiś autograf od kogoś od nas to myślę, że też by wam nie odmówili. - Kitty Blond odezwała się jak prawdziwa gwiazda estrady co ma chody, znajomości i możliwości. Tylko taka miła, serdeczna i życzliwa gwiazda co chce jak najlepiej dla swoich przyjaciół jacy ją teraz otaczają. Co znów rozbawiło towarzystwo.

Nie wyglądało aby O’Hara miała zaraz wziąć i z fochem wyjść, zabierając dokumenty przedłużające Brittany pobyt w mieście. Szło dobre, zaskakująco dobrze jak na plan szyty szybko i z dużą dozą spontaniczności po drodze. Wychodziło w porządku, Jobin dyskretnie odetchnęła, bawiąc się szklanką. Usiadła obok łapsa, mając wrażenie podskórne że to będzie dobry wieczór, pozytywny.
- A skoro mnie, Gem i Kitty znasz, pozwolisz że przedstawię pozostałą dwójkę. Nasz krótkościęty chief ma na imię Amelie, a to Thomas - na koniec wskazała byczka obok i wyszczerzyła się.
- Mam nadzieję, że nie żywisz urazy za tą małą niespodziankę, May.

- No chyba jakoś to przeżyję. - odparła brunetka w ciemnogranatowej sukience uśmiechając się lekko i upijając łyk ze swojego kieliszka. Skinęła głową przedstawianym osobom a oni też odpowiedzieli podobnie. Co prawda policjantka ewidentnie była z początku zaskoczona, że to nie jest jakieś prywatne spotkanie sam na sam z blond lekarką z jaką wczoraj rozmawiała chwilę dłużej niż z pozostałymi ale gdy ten pierwszy szok zaskoczenia minął a towarzystwo okazało się tak przyjazne i wesołe to widocznie wzięła to za dobrą monetę.

- To już możecie siadać do stołu. Zaraz z Britt skończymy to znosić. - Amelia dała znak, że już właściwie kończą z bladolicym rudzielcem znosić te przygotowane pyszności na stół i obiad zaraz się zacznie.

- No to Domi, dyryguj gdzie kto ma siadać. - ginekolog wstała z sofy, aktorka podobnie i reszta też gotowa zająć miejsca przy wspólnym stole gospodyni.

- Trzeba będzie dostawić jedno krzesło, ale myślę że damy radę i daj spokój, to tylko domowy obiad w gronie przyjaciół, a nie wystawna kolacja w Neptunie - powiedziała gospodyni wzruszając ramionami i wykonała zapraszający gest w stronę kuchni.
- Chodźcie, umieram z głodu.

- Oj, weź mi nic nie mów o “Neptunie”. - okularnica usiadła na wskazanym miejscu między ciemnowłosą policjantką a aktorką o blond włosach. Pozostali też zaczęli szurać krzesłami zajmując swoje miejsca. Ostatnia siadła dziewczyna z Australii co wreszcie skończyła rolę szefowej kuchni i mogła wrócić do pozostałych gości.

- Dlaczego? Całkiem przyjemna knajpa. Stylowa. Trochę za sztywno i za oficjalnie tam jak dla mnie. Ale lokal z tradycjami. Kiedyś to było tam kasyno oficerskie. - Tom zapytał trochę zdziwiony tą opinią ale wspomniał o tym rodzimym lokalu o całych dekadach tradycji jeszcze sprzed Impaktu. Ginekolog spojrzała krótko na swoją koleżankę z pracy.

- Nie chodzi o lokal. Dostałam ostatnio zaproszenie do tego lokalu od takiego jednego. Powiedzmy, że nie byłam tym zainteresowana. Ot, tak mi się przypomniało, szkoda sobie teraz zawracać tym głowę. - lekarka z Glasgow machnęła dłonią aby zbyć przypadkowo wywołany temat i rozejrzała się po stole co by tutaj sobie wybrać na początek.

- A jak ja bym cię zaprosiła? - zapytała Maya patrząc ciekawie w bok i uśmiechając się do niej psotnie.

- A to pewnie bym przebierała nóżkami z radochy. - roześmiała się okularnica a rozeszło się to falą wesołości przy stole.

Jobin za to patrzyła z rozbawieniem na jedynego mężczyznę w ich gronie nie mogąc się wręcz nadziwić stwierdzeniu, że dla niego coś jest zbyt oficjalne i za sztywne. Szkoda że nie było obok Dave’a, dopiero by się uśmiał aż po blizny na czubku łysawej głowy.
- Czyli na romantyczną kolację tam nie mam co liczyć? - zrobiła smutną minę i westchnęła teatralnie. - Trudno, będę musiała się wybrać z dziewczynami i im zepsuć zabawę… tak, możesz już czuć się winny - pokiwała głową, a następnie popatrzyła na Mayę.
- Widzicie? Nie może być za lekko.

- No i widzisz co narobiłaś Gem? Teraz trzeba będzie iść na jakieś oficjalne spotkanie przy świecach i obrusach. - jedyny mężczyzna też westchnął teatralnie obrzucając okularnicę spojrzeniem pełnym sparodiowania wyrzutu.

- Ups! Ale was wkopałam! No ale jakbyście potrzebowali przyzwoitki czy co to służę pomocą. - ginekolog podobnie udała, że dostrzega swój błąd i zaoferowała jakąś rekompensatę.

- Mnie się tam w ogóle nie podoba. Za sztywno. Poza tym nie lubię romantycznych kolacji i innych takich pokrewnych spotkań. Jak już się z kimś umawiam, to po to aby się z kimś zapoznać bliżej. Chyba, że coś się okaże nie tak. Obrusy i świece to nie dla mnie. - ciemnowłosa policjantka pokręciła głową, że nawet jak docenia tradycyjny urok “Neptuna” to raczej nie jest lokal w jej stylu.

- My tam byliśmy służbowo. Po przyjeździe wydano nam tam przyjęcie no i kuchnia była świetna. Dawno nie jadłam takich pyszności. A potem mieliśmy tam czasem jakieś występy. - Kitty dorzuciła swoją opinię o tym lokalu o jakim rozmawiali. Może nie była stąd ale w ciągu ostatniego miesiąca zdążyła tam wizytować chociaż kilka razy więc jakąś opinię miała.

- Czyli dobrze że jednak domówka z dodatkami - gospodyni uniosła kieliszek do sierżant i zrobiła gest toastu zanim upiła drinka. Wróciła też szybko do obiadu, wsuwając pyszności przygotowane przez Amy aż się jej uszy trzęsły. Dobre jedzenie, miłe towarzystwo i bezpieczne lokum, czego chcieć więcej do szczęścia?
- Przyjaciółka pracuje w “Neptunie”, to zawsze inaczej patrzą kiedy się tam przychodzi a ona akurat jest na zmianie. - wyjaśniła między kolejnymi kęsami - Z Manishą często tam chodziłyśmy pod koniec zmiany zaraz po rozpoczęciu pracy na pełen etat. Ciężko było znaleźć czas aby się przespać, a co dopiero gotować. Poza tym blisko tam do “Magnum”, łatwiej wytłumaczyć konieczność wychylenia kolejki przed powrotem do domu i nauki - parsknęła w kubek z kompotem, łypiąc z ukosa na Toma.
- Dobrze poruczniku, w takim razie skoro misja na terenie “Neptuna” jest wam nie w smak możecie zaproponować alternatywę, a ja ją rozważę i dam odpowiedź do siedmiu dni roboczych. Przypomnę jedynie że wniosek składa się w trzech egzemplarzach, wraz z potwierdzeniem uiszczenia opłaty urzędowej… hm - zmarszczyła brwi i ponownie spojrzała na policjantkę.
- Znasz Marka McLaughlina? Taki rasowy Szkot, duże klnie. Jest od was, dawno go nie widziałam, a nie było czasu zajrzeć. Wiesz coś?

- Alternatywa dla “Neptuna”? Dobrze, przemyślę to. - zgodził się porucznik FPG w stanie spoczynku obdarzając blond sąsiadkę ciepłym spojrzeniem i podobnym uśmiechem.

- McLaughlin? Tak, znam go. Ale nie widujemy się zbyt często. On jest zasłużonym detektywem a ja zwykłym krawężnikiem. Pewnie łapie różnych sprawców pobicia i włamań. Ja ostatnio dyżuruję na bramach albo mam patrole na mieście. - brunetka o bladym licu pokiwała głową, że zna wspomnianego Szkota z ich policyjnej rodziny. Ale nie brzmiało tak jakby znali się jakoś bliżej.

- Słyszałam, że mają go wysłać do szkolenia młodych. Nie wiem czy to prawda. Ale to możliwe. O ile będzie kogo szkolić. Mam wrażenie, że w każdym sezonie coraz mniej mamy nowych twarzy. - policjantka jakby przypomniała sobie jakąś plotkę o owym policjancie. Chociaż sama nie była chyba pewna czy w nią wierzyć czy nie.

- Zgłaszać się pewnie ktoś będzie. W końcu to budżetówka. Dostaje się profity jak jest się w budżetówce. - Wingfield po chwili zastanowienia nie był taki pewien czy ten strumyczek nowych kadetów całkiem wyschnie skoro było to częścią systemu jaki napędzał tą bazę.

- Po prostu nas jest już coraz mniej - Domino dorzuciła swoje pogodne spostrzeżenia, dokładając na talerz kolejną porcję makaronu i sosu z pomidorów oraz kawałków ryby.
- Coraz mocniejsza ksenofobia panuje, zamykamy się na nowych ze względu na ograniczone możliwości i kurczące się zapasy. Wewnątrz bazy przyrost naturalny nie jest aż wysoki aby zrekompensować współczynnik śmiertelności. Zresztą zastanówmy się… minęło dziesięć lat odkąd stary świat trafił szlag, do służby przyjmujecie pełnoletnich, więc w chwili uderzenia meteorytu mieli osiem. Ośmiolatkom ciężko było przeżyć coś podobnego, większość zgineła razem z rodzinami, wykończył ich głód, choroby oraz cała masa nieprzyjemności pokrewnych. Ci którzy zostali i jakimś cudem przeżyli zazwyczaj… nie mamy teraz zbilansowanej diety, tylu witamin ilu byśmy chcieli. Wszechobecna pylica szkodzi na wydolność oddechową. - siorbnęła z kubka i wbiła widelec w nową porcję.
- A Tommy ma rację, budżetówka daje masę gratyfikacji. Chętni zawsze się znajdą, liczy się jakość, nie ilość. A skoro Mark ma ich szkolić będzie dobrze.

- No z dzietnością to chyba nie jest tak źle. U nas zawsze cały oddział pełny. A jeszcze zdarzają się pacjentki spoza bazy. A i w Glasgow tych dzieci to też się trochę rodziło. Nie mamy już jednak takich warunków jak kiedyś. Tutaj to i tak jeszcze jest prawie jak dawniej ale w Glasgow i okolicach to już zrobiło się takie postapo i średniowiecze. - Gemma dorzuciła swoją opinię. Bo niejako miała specyficzną sytuację. Z jednej strony większość swojej kariery lekarskiej spędziła w Glasgow więc miała dobrą świadomość sytuacyjną jak tam jest ale gdzieś od dwóch lat mieszkała i pracowała w Clyde więc też już znała tutejsze realia. I nigdy nie ukrywała, że na miejscu to jest o kilka cywilizacyjnych schodków wyżej.

- No tak, nie chciałabym mieszkać na zewnątrz. Ale słyszeliście, że podobno coś się szykuje na nowy sezon? Jakaś wyprawa czy co. Znaczy coś większego niż takie zwykłe patrole wokół bazy albo wycieczki do Glasgow. - policjantka pokiwała głową i powiodła spojrzeniem po zebranych przy stole. Poza dwoma lekarkami to prawie wszyscy reprezentowali inny resort w bazie. Tylko Brittany była na tyle świeża, że jeszcze nigdzie nie zdążyła się załapać no a Kitty była na oficjalnych, gościnnych występach.

Dominique popatrzyła najpierw na Gemmę, następnie na Thomasa i jej uśmiech stał się trochę smutny. Każda sytuacja miała minusy, a nie tylko z Theo pożegna się na dłużej.
- W przyszłym miesiącu płyniemy na Man z patrolem - powiedziała do O’Hary, wracając do niej oczami.
- Najpierw Man, tam się okopać i zbudować przyczółek. Posterunek i bazę wypadową na dalsze działania. Albo któraś z Wysp, albo Bretania. Zobaczymy co Admiralicja wykoncypuje, oraz co odkryjemy na pierwszej stacji. - wzruszyła ramionami.
- Szukamy zapasów, informacji. Wszystkiego co pomoże na przyszłość. Wszystko się kończy, wszystko się przyda. Kto wie? A nuż okaże się że jest w dalszej okolicy inna baza podobna naszej. Połączenie sił, specjalistów. Zalążek cywilizacji po tej stronie morza.

- Aha. Więc to nie plotka. - bladolica siedząca między dwoma blondynkami zadumała się na chwilę słysząc takie potwierdzenie.

- Jane była w Bretanii. Przed Impaktem. Na wycieczce po Francji. Miło to wspomina. - Gemma rzuciła uwagą na temat od jednej ze swoich pacjentek.

- My póki co mamy zamiar się zgłosić na wypad do Ardlui. Ja z chłopakami. To będzie prędzej, jakoś zaraz po Dniu Pamięci. W następnym tygodniu pewnie. - Wingfield dodał coś od siebie z tymi dalszymi wyprawami poza miasto.

- A ja mam dość. Nie po to tyle czasu spędziłam na kombinowaniu jak tu się dostać aby wyjeżdżać stąd zaraz potem. 10 lat. Mam dość. - Brittany zwykle była milcząca ale jak chyba poczuła się na tyle aby też zabrać głos w sprawie. Pozostali popatrzyli na nią bo dało się wyczuć, że nie wspominała miło tej dekady o jakiej mówiła.

- 10 lat? To chyba zaraz po Impakcie. - Amelia zmrużyła oczy niepewna czy dobrze dostrzega korelację dat.

- Tak. Od Impaktu. Zastał nas w Londynie. A potem było tylko gorzej. Nie macie pojęcia co się tam dzieje. U was to jest jak w raju. Jest co jeść, światła działają, ciepło jest. Woda w kranie. I prysznic! Rany z 10 lat nie brałam prawdziwego prysznica! Jest zajebisty! - ponura twarz i zgorzkniały ton rudzielca dawały do myślenia ale ta wzmianka o prysznicu jaki działał jak dawniej wywołał uśmiech na jej licu. Wydawało się, że ten prysznic jest dla niej dosadnym potwierdzeniem, że wróciła do dawnej cywilizacji i standardów jakie poza murami bazy musiały być dla niej niedostępne.

Psucie pięknego marzenia prostym faktem, że za niedługo skończy się i tutaj Ziemia Obiecana ze względu na potężne braki byłoby okrutne. Jobin zmilczała temat zajmując usta jedzeniem, a gdy skończyła to uderzyła w weselszy ton.
- Też lubię brać prysznic, dzień od razu wydaje się mniej ponury - mrugnęła do rudzielca i popatrzyła w sufit.
- Poniedziałek rano po Dniu Pamięci jest wymarsz, do tego czasu trzeba się przygotować. Kto wie, spiszecie się do was wciągną i do Man - powiedziała brunetowi, a w jej sercu zakiełkowała nadzieja. To by było całkiem niezłe, naprawdę dobry pomysł.
- Co za problemy na bramie mieliście wczoraj? - spytała na koniec Mai.

- Zadyma. Ostatnio zdarzają się coraz częściej. Część pojechało do szpitala więc nie zdziwcie się jak jutro jeszcze ktoś tam u was będzie. - policjantka skrzywiła się jakby nie wspominała wczorajszego powodu dla jakiego ominęła ją premiera nowej sztuki aktorskiej trupy teatralnej z Glasgow.

- Też lubię brać prysznic. Zwłaszcza jak ma mi kto plecy umyć. - powiedziała zwracając się do rudzielca jakby też chciała jej powiedzieć coś przyjemnego.

- Mogę ci umyć jak chcesz. - odparła Brittany uśmiechając się trochę nieśmiało.

- Zobacz Kitty. Ruda chce się wepchnąć w kolejkę i wysadzić nas z siodła. - Gemma nachyliła się nad siedzącą obok policjantką i spojrzała konspiracyjnie na drugą z blondynek jakby miały nie wiadomo jaką sztamę co do policjantki.

- Oj chyba się jakoś podzielimy i zmieścimy. To co Maya? Poszłabyś z nami na ten beforek i jakiś może afterek po tych występach dzisiaj? - aktorka wydawała się gotowa iść na życzliwy kompromis płynnie przejmując pałeczkę w tej żartobliwej grze o względy policjantki.

- No jak i tak wszyscy tam idziecie a jeszcze oferujecie w zestawie taki pakiet to szkoda by było odmówić. Wchodzę w to. - ciemnowłosa powiodła spojrzeniem po twarzach zgrupowanych przy stole i widocznie podpasowało jej to wszystko na tyle, że była gotowa się dopasować do tych wieczornych planów.

Z tego co Domino wiedziała z doświadczenia pod prysznicem mieściły się trzy osoby i już było ciasno… ale te dwie pozostałe były odkarmionymi chłopami którzy przedramiona mieli grubości ud przykładowej lekarki.
- Doskonale, w takim razie kończymy te pyszności przygotowane przez Amy i dziewczyny, a potem spadamy na backstage. - klasnęła z uciechy w dłonie, bo zapowiadał się naprawdę dobry wieczór. Na moment wzrok jej uciekł do szafki pod oknem gdzie leżała fiolka z Hyper.
Narkotyki na widoku, w obecności stróża prawa. Ale na dobrą sprawę butelka nie była podpisana, znajdowali się w mieszkaniu medyka, czyli bez żadnego przypału.
- Myślisz że Dave jeszcze kiedykolwiek się do mnie odezwie? - spytała Wingfielda, pochylając się w jego stronę.
- Ukradłam mu ciebie, do tego prowadzę na spektakle z babińcem… jest opcja że ci żyć nie da jak go spotkasz. Pozdrów i ucałuj wszystkich, tylko nie zapomnij - parskając wychyliła się jeszcze odrobinę aby go pocałować. Grzecznie, w policzek.

- Odezwie? Hmm… No nie wiem… Może być ciężko. - Thomas złożył sztućce na talerzu na znak, że skończył i w międzyczasie zastanawiał się jak jego najlepszy kumpel może zareagować na to wszystko. Natchnienia poszukał spojrzeniem gdzieś pod sufitem na drugim krańcu salonu ale w końcu odparł niby poważnym tonem, że może nie być tak łatwo go udobruchać. Towarzystwo też zbierało się już od stołu dziękując Amelii i sobie nawzajem za gościnę i świetny obiad.

- No dobrze, to może póki jestem trzeźwa i na chodzie to załatwmy ci ten wniosek o przedłużenie. - Maya podeszła do niewielkiej torebki z jaką przyszła i nachyliła się ku niej aby wyjąć papiery jakie przyniosła. Przez chwilę widać było jej zgrabne tylne wdzięki gdy się tak nachylała i Gemma dała znać koleżankom wzrokiem, że całkiem jej się podoba to co widzi. Te zresztą odniosły podobne wrażenie sądząc po uśmiechach.

- To tak, tu musicie wy wypełnić. To wniosek o przedłużenie pobytu. Macie kalendarz? Bo trzeba wpisać datę z… No powiedzmy z wtorku. Bo jej wczoraj wypisałam zezwolenie do wtorku. A ja tu wypełnię odpowiedź twierdzącą. I będzie ze środy. Więc mnie nie wtopcie i nie pokazujcie tego nikomu wcześniej. Do wtorku wystarczy Britt to co wypisałam jej wczoraj. A od środy to co teraz wypiszę. No tylko we wniosku musicie podać jakiś powód. To już coś medycznego, żeby mądrze i sensownie brzmiało. Jakby ktoś to miał sprawdzać. Ale póki nie ma jakiejś hecy to zwykle nie sprawdzają. Właściwie póki ja jestem to mogę wam to co tydzień wypisywać. No ale na wszelki wypadek można wymyślić coś grubszego. To by wystarczyło na miesiąc czy kwartał, a potem najwyżej znów by się wypisało jakieś przedłużenie. - policjantka w wysokich szpilkach usiadła przy już zwolnionym stole i położyła dwa, różne druczki na nim kierując je do obu lekarek wtajemniczonych w spisek. Tłumaczyła im jak to działa chociaż to i one same nie pierwszy raz wypełniały takie skierowanie. Ale jednak nie zdarzały się one zbyt często to trudno im było mówić o rutynie.

Jobin podrapała się po nosie, patrząc po kolei na Gem i pacjentkę z Rhu. Skoro już zaczęły grać jeden utwór pozostawało go ciągnąć dalej dla lepszego efektu.
- Poronienie zagrażające z patologii ciąży - stwierdziła krótko, konsultując się spojrzeniem z drugą lekarką i szyła dalej na szybko aby wyjaśnić też reszcie.
- Zagrożona ciąża jest ciążą podwyższonego ryzyka, wymagającą specjalistycznej opieki. Największe zagrożenie niosą za sobą pierwsze tygodnie ciąży. Wtedy też ryzyko poronienia jest najwyższe. Najczęściej utrata ciąży jest spowodowana wadami genetycznymi u dziecka. Wśród innych przyczyn wymienia się wady anatomiczne macicy uniemożliwiające prawidłowy rozwój ciąży. Poza tym, przyczyną poronień może być nieprawidłowa czynność ciałka żółtego i zbyt niski poziom progesteronu w organizmie kobiety. Nie jest jednak przesądzone, że w takiej sytuacji ciąża na pewno zakończy się poronieniem. Istnieje też pojęcie „poronienie zagrażające”. Jest to sytuacja, w której pojawiają się objawy sugerujące poronienie takie jak: krwawienie z dróg rodnych czy lekkie bóle podbrzusza, ale mimo to nie doszło do poronienia, czyli ciąża jest żywa. - przeniosła spojrzenie na Brittany.
- Poroniłaś w przeszłości, masz torbiel jajnika wielkości kurzego jajka, mięśniaki macicy i zrosty wewnątrzmaciczne… czy w grę wchodzi trombofilia dowiemy się w poniedziałek. Jak jasna cholera kwalifikujesz się do zostania tutaj i to na dłużej niż tydzień.

- Brzmi dobrze. Wpiszcie coś z tego we wniosku. I przedłużenie… Powiedzmy o miesiąc. Potem coś się znów wymyśli. - ciemnowłosa w ciemnogranatowej sukience popatrzyła na stojącego obok rudzielca i jej płaski brzuch który w ogóle nie kojarzył się z krągłościami tak charakterystycznymi dla ciąży. - Potem to będzie można coś ci dorzucić. Niekoniecznie z ciążą. Coś jej tam wykryjecie czy co. A jak już złożycie wniosek o obywatelstwo i wam przyjmą to już będzie z górki. Wtedy będziesz mogła legalnie z nami zostać i tu mieszkać. - O’Hara rzuciła swoje uwagi pod adresem blond lekarek i ich rudowłosej pacjentki. Dała im czas na wypełnienie tego wniosku po czym przeczytała go szybko. Pokiwała głową, że jest w porządku i sama zaczęła wypełniać swoją zgodę na pozostawienie pacjentki na terenie bazy na czas tej obserwacji i leczenia. W niecałe parę minut pisania każdego dokumentu Brittany miała załatwiony legalny pobyt w bazie na następne kilka tygodni. Maya jeszcze z góry wypełniła nowy identyfikator jaki miał każdy mieszkaniec bazy. Te były bezterminowe ale niektórzy, właśnie choćby pacjenci szpitala spoza niej, mieli terminowe aby było wiadomo przy kontroli, że są tu legalnie nawet jeśli na prawach gościa.

- No i już. Tylko mówię, nie wsypcie mnie i nie machajcie tymi papierami przed środą. - powiedziała brunetka w szpilkach wstając z krzesła i wręczając nowy identyfikator Brittany.

- Oh dziękuję! - rudzielec roześmiała się serdecznie uściskała i ucałowała swoją dobrodziejkę. Wzruszyła się i podeszła do obu blondynek traktując je podobnie.

Coś się w końcu udało, pozytywnego i Domino była z tego zadowolona. Dała się wyściskać i sama wyściskała sierżant serdecznie. Parę tygodni powinno starczyć aby wróciła z Adlrui, albo aby Gem wróciła z Glasgow. Wtedy przedłużą przepustkę z Mayą i znowu zyskają trochę czasu.
- Musimy ci załatwić obywatelstwo przed wyjazdem na Man, będę spokojniejsza - powiedziała do rudzielca, już się głowiąc czy da radę w przerwie na lunch skoczyć do ratusza pod odpowiednie wnioski.
Potrząsnęła głową.
- Ale tym będziemy się martwić jutro, dziś świętujemy. Skoro pojedzone to zbieramy się. Skarbie pomóc ci z mundurem i pakowaniem? - zwróciła się do łapsa.

- Daj mi moje rzeczy i dalej to chyba sobie poradzę. - odparł Wingfield zerkając na zegarek.

- Oj! Jak zeszło! Cholera znów się spóźnię! Musimy się zwijać, no ja przynajmniej muszę. Jeszcze muszą mnie pomalować i obkleić przed występem! - Kitty też dostała kota jak zorientowała się, że do 20-tej to już tak wiele nie zostało. Zwłaszcza dla niej jak musiała jeszcze oddać się w ręce charakteryzatorów.

- No to my też idziemy. - Gemma skinęła głową i wszyscy zaczęli się rozglądać za swoimi rzeczami aby się pozbierać, ubrać i wyjść w stronę sali gimnastycznej.

W mieszkaniu zapanował chaos, gospodyni skorzystała z tego szybko instruując żołnierza gdzie ma swoje rzeczy. Poczekała aż wyjdzie do łazienki i dopiero wtedy popatrzyła na resztę kobiet.
- Mam sprawę - zaczęła ważąc słowa i wzdychając - Nie potrzebujecie męskiego towarzystwa na beforku? My z Tommym się ewakuujemy po występach bo z samego rana przed zmianą muszę być wcześniej w szpitalu, a jest jeden gagatek który prawdopodobnie bardzo by się ucieszył gdyby mógł wam towarzyszyć. Daje radę, sprawdzony materiał. Do kompletu dołoży się Hyper, nie będziecie żałować. O Dave’a mi chodzi - popatrzyła na Gemmę i Britt, bo one akurat znały wyszczekanego łapsa.

- Nie będę wam stawać okoniem. Chcecie się zabawić z jakimś kolegą to proszę bardzo. Ale mnie interesują tylko kobiety. Wyłącznie. Jak macie plany na jakieś rozszerzenie nie ma sprawy, po występie spadam i bawcie się dobrze. - policjantka odparła pierwsza dość jasno stawiając sprawę jakie ma preferencje co do tego wieczoru no i ogólnie. Pozostałe koleżanki popatrzyły na nią i jeszcze na siebie nawzajem.

- Jej! Przypominasz mi mnie samą sprzed paru sezonów! - powiedziała Gemma podchodząc do niej i obejmując ją za ramię aby dać znać, że ma zrozumienie dla jej powodów.

- Ja mogę z wami albo z nim. Jak chcecie. Dostosuję się. - odparła rudzielec nie czując się na tyle pewnie aby stawiać własne rządania i fanaberie. Zwłaszcza wobec osób jakie polubiła, ją polubiły no i pomogły jej w potrzebie.

- Na beforku to jak coś na grzeszne zabawy to ja najwyżej będę do oglądania. Uprzedzam będę bez niczego. Bo muszą mnie całą pomalować. A potem te paski i tak dalej. A już mało czasu to ja odpada. Ale na afterki no to chętnie. A dalej to już zobaczę. Jakby były jakieś obroże i kajdanki do zabawy to na pewno by to było na plus. - aktorka szybko ubierała się w kurtkę i resztę ubrań do wyjścia na zewnątrz i równie szybko mówiła. Chociaż oczka zdradzały chęć na jakieś zabawy integracyjne po występach.

Po wysłuchaniu co kto ma do powiedzenia Dominique pokiwała głową.
- Czyli zawijamy tego pajaca ze sobą - westchnęła z udawanym bólem, patrząc na sufit aby był świadkiem niedoli.
- Nic na siłę, to było pytanie kontrolne. Zostaniecie na afterku we własnym towarzystwie. W końcu taki był pierwotny plan - parsknęła już się nie zgrywając, aby obrócić się i potruchtać do garderoby celem sprawdzenia co z ich rodzynkiem w tym babskim serniku tego popołudnia.
- Tommy szybkie pytanie - zajrzała do środka przez próg - Wolisz abyśmy się we dwoje zmyli po występie do ciebie czy zgarniamy na cały wieczór tego łysego odpała? Głupio tak trochę go ciągle odstawiać, jeszcze pomyśli że go nie kochasz i wpadnie w depresje albo inny stan niewskazany dla kogoś operującego bronią palną pod presją.

- Jakie “ciągle”? - spojrzał na nią ironicznie już praktycznie ubrany i gotów do wyjścia na korytarz po kurtkę i buty. - Rano się rozstaliśmy. Nic mu nie będzie. Jutro się z nimi spotkam i pogadamy o tym wyjeździe do Ardlui. - brunet pokręcił głową na znak, że w ogóle nie zaprząta sobie głowy kumplem na tyle aby się o niego martwić. Wstał, pocałował krótko usta Domino i wykierował ją w stronę korytarza. Tam się przeniosła już reszta towarzystwa zbierając się do wyjścia.

- Po prostu nie chcę żadnych jazd między wami, a przez to między nami. Pretensji i innego chłamu - przyznała cicho, a gdy wypchnął ją na korytarz szybko założyła swoją kurtkę i buty, a torbę z ciuchami na zmianę przewiesiła przez ramię.
 
__________________
This is my party
And I'll die if I want to
Dydelfina jest offline  
Stary 10-08-2022, 18:40   #28
 
Dydelfina's Avatar
 
Reputacja: 1 Dydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputację
Niedziela; zmierzch; sala gimnastyczna - zaplecze


Wesoła, pstrokata i w zdecydowanej większości żeńska gromadka wyszła z ciepłych i ogrzanych bloków już po zmroku. Tak do końca nie można było być pewnym bo szalała jakaś burza pyłowa. Wiatr szarpał ubraniami, fryzurami i gałęziami sypiąc w twarz tym ciemnym pyłem. Wbijał się w każdą szczelinę ciała kradnąc żywe ciepło. W takich warunkach trudno się rozmawiało więc rozmowy w większości umilkły. Szli raźnym tempem raz aby się rozgrzać a dwa aby jak najprędzej znaleźć się ponownie w ogrzanym i oświetlonym wnętrzu. W miarę jak zbliżali się do sali gimnastycznej ludzi dookoła robiło się więcej i głośniej. Dopiero jednak wewnątrz można było odetchnąć. Przyszli na tyle wcześnie, że większość krzeseł i ławek była pusta. Ale dla aktorów występ zaczynał się wcześniej więc ich blondynka bez wahania poprowadziła ich przez tą salę zmienioną w teatr ku przejściu na zaplecze.

- Jej! Jean i Hubert urwą mi głowę! - jęknęła zestresowana aktorka patrząc na mały, damski zegarek jaki miała na nadgarstku.

- Będzie dobrze. Mogę ci zaświadczyć, że jesteś w ciąży jeśli chcesz. Powiem, że bardzo dokładnie to sprawdzałam. - pocieszyła ją Gemma co na chwilę rozbawiło i pannę Blond i resztę towarzystwa. Przeszli tak na zaplecze pomimo ochrony bo aktorka była niczym żywy klucz i hasło dostępu. Mówiła tylko, że wycieczka jaka za nią idzie jest razem z nią i to wystarczało aby przechodzili dalej. Tak doszli do nomen omen przebieralni. Tylko, że dawniej to była szatnia.

- No nareszcie! Gdzie ty się włóczysz?! Nie widzisz która godzina? A twój kostium robi się najdłużej! - brunetka jaka była w środku przywitała swoją koleżankę niezbyt ciepło. Właściwie wcale nie ukrywała swojej irytacji za jej spóźnienie.

Zanim Kitty zdążyła odpowiedzieć przed nią stanęła inna blondynka w długim, ciemnogranatowym płaszczu i z poważną miną obrzuciła spojrzeniem ciemnowłosą kobietę po czym odchrząknęła.
- W takim razie należy się za niego zabrać jak najszybciej. Pomstowanie nic nie da, ani nie zmieni. Prócz marnowania czasu - powiedziała uprzejmie ale chłodno, wracając do roli poważnego lekarza.
- Dobry wieczór Jeanette, dobrze cię widzieć. Byłybyśmy wcześniej, ale Kitty źle się poczuła. Razem z doktor Hobson postawiłyśmy ją mniej więcej do pionu, da radę wziąć udział w przedstawieniu, niemniej dobrze aby przed samym występem posiedziała jeszcze chwilę i wzięła tabletki. Mogę cię prosić o zorganizowanie szklanki wody? Jeśli to, oczywiście, nie jest wielki problem.

Ciemnowłosa aktorka była też częściowo roznegliżowana. Głównie dlatego, że była w trakcie ubierania swojego kostiumu elfiej wiedźmy. Popatrzyła krytycznie na blond koleżankę co miała grać sympatyczną demonetkę i jakby w drugim rzucie zorientowała się, że nie przyszła tu sama.

- Ah, doktor Jobin. Dobry wieczór. Dziękuję za zajęcie się Kitty ale teraz pani doktor wybaczy ale musimy przygotować się do występu. - aktorka starała się opanować irytację tym opóźnieniem i w sporej mierze jej się udało. Po kolei wszyscy z grupy Kitty zaliczyli od niej przelotne spojrzenie.

- Ah, no właśnie Jean, bo ten… Taka sprawa jest… Można na słówko? - Kitty uniosła dłoń do góry niczym skruszona dziewczynka i nieśmiało poprosiła koleżankę na chwilę rozmowy. Podeszły we dwie parę kroków dalej a Gemma skorzystała z okazji aby powiedzieć swoje cichym tonem.

- Właściwie w tych pończochach i reszcie to ta Jean też wygląda niczego sobie. No i jest taka władcza. - powiedziała rozbawionym tonem obserwując cichą ale gwałtowną rozmowę obu aktorek.

- Lubisz władcze kobiety? No to myślę, że się dogadamy. - Maya spojrzała na nią koso i się uśmiechnęła do blondynki za co ta jej posłała niemego całusa.

- Mam nadzieję, że nas nie wywalą. Trochę się nakręciłam na te kosmetyczki, masaż i tak dalej. - okularnica sapnęła cicho czekając na wynik rozmowy obu artystek. Te skończyły i obie wróciły do czekających.

- Dobrze, Kitty mi wyjaśniła o co chodzi. Możecie zostać. Ale proszę was nie przeszkadzajcie w charakteryzacji bo to naprawdę zostało nam mało czasu. Ja idę do Huberta i chłopaków. - brunetka już spokojniejszym tonem dała zielone światło na ten plan obiecany przez jej koleżankę ale sama wyszła z garderoby aby porozumieć się z resztą zespołu.

- Ojej… No nic to sobie gdzieś tu przycupnijcie. Tylko ostrzegam, to teraz będą sceny od 18-lat, z rozbieraniem i tak dalej. Chłopaki się przebierają obok. Michelle też pewnie tu zaraz przyjdzie z Jean. - blondynka wyjaśniła nowym znajomym jak to pewnie będzie wyglądało przez najbliższy czas do występu.

- Bez obaw, nie będziemy wam zawadzać - Jobin podniosła dłoń w uspokajającym geście, zerkając na Gemmę przez moment.
- Mogę tylko prosić o użyczenie podkładu i kawałka lustra? Jeśli Gem się zgodzi ogarniemy mnie bez konieczności kłopotania kogoś z obsługi. I o ile się zgodzisz - już jawnie zwróciła się do drugiej lekarki.

- Nie, nie, no coś ty! Obiecałam wam ekstra obsługę to będzie ekstra obsługa. Tylko troszkę przyszliśmy za późno. No i z tym masażem jak chcecie to najwyżej coś po przedstawieniu. Albo jak już oglądaliście to możecie tu zostać jeśli chcecie. Zaraz ktoś przyjdzie. Zrobiłabym wam striptease no ale nie mamy za bardzo czasu. Może potem. - Kitty nie traciła czasu tylko przejęła rolę gospodyni. Sama zdjęła kurtkę, pokazała gościom gdzie mogą zostawić swoje i chyba była jej głupio, że z jednej strony wpędziła w gorączkową sytuację swój zespół a z drugiej miała kłopot z wywiązaniem się ze swojej obietnicy wobec swoich kolegów i koleżanek.

- Cześć Kitty. To już dotarłaś? A co to za wycieczka? - do środka weszła Michelle. Też tak w połowie ubrana lub rozebrana. Z podkładem pod swoją elfią zbroję w jakiej występowała jako córka elfiej pary i treserka Tuptusia.

- Moi wierni fani. I świetni kompanii do imprezowania. A to jest Michelle. - blondynka szybko przedstawiła sobie obie strony i jeszcze szybciej wyjaśniła koleżance, że wycieczka zostaje tutaj. Sama rozbierała się w pośpiechu i bez wahania ściągając wierzchnie ubrania.

- I mamy ekpię. - Michelle spojrzała w stronę drzwi gdy do środka weszła grupka kobiet. - To chodźcie obok. Tam jest salon do przebierania się. - ciemnoskóra aktorka wskazała na drzwi a za nimi było coś w rodzaju salonu kosmetycznego z wielkimi lustrami i siedzeniami przed nimi.

Nie trzeba było towarzystwa długo namawiać, a po prawdzie w ogóle. Zaaferowana grupka kobiet z minami małych dzieci przeszła do magicznego pokoju, rozglądając się ciekawie po wnętrzu. Atmosfera udziela się i Jobin, która nie kryła zafascynowania tym co zaraz miało się stać. Do tej pory podobne przygotowania widywała na starych filmach albo w serialach. Teraz sama zasiadła na jednym z krzeseł, przed wielkim lustrem oświetlonym od góry ostrym, jasnym światłem. Czuła się jakby sama była gwiazdą, a nie szeregowym łapiduchem z budżetówki wojskowej bazy po końcu świata.
- Kojarzysz “Śniadanie u Tiffaniego?” - spytała kobiety stojącej obok jej fotela i po chwili zwłoki zaczęła nerwowo poprawiać włosy.
- To klasyk, na pewno widziałaś choćby na plakatach albo przedruki Hepburn w gazetach… byłabym wdzięczna za pomoc, przede wszystkim z tym - wzięła wdech i stanęła aby łatwiej ściągnąć wełnianą, czarną sukienkę z golfem i długimi rękawami, a gdy tak się stało została w samej bieliźnie, patrząc poprzez lustro na charakteryzatorkę. Wskazała na kolekcję żółto-fioletowych siniaków, otarć i całą resztę pamiątek po piątkowej nocy ciągle szpecącą jasną skórę od szyi w dół, praktycznie do kolan.

Charakteryzatorka nie była już taką młódką i kiwała głową na znak, że wie o co chodzi z tą fryzurą Hepburn. Trochę zdziwiła się gdy jej podopieczna zaczęła się rozbierać. I na chwilę otworzyła oczy szerzej gdy zobaczyła co się kryło pod spodem. Sapnęła cicho, zamknęła usta i podeszła do sprawy jak lekarz podczas obdukcji. Na zimno popatrzyła na swoją podopieczną oglądając te siniaki. Pozostałe koleżanki też chyba nie spodziewały się takiego widoku ale żadna nic nie powiedziała. Chociaż sądząc po minach miały na to ochotę.

- Dobrze, nie bój się. Nic nie będzie widać. - uspokoiła ją kosmetyczka uśmiechając się do niej łagodnie. Wskazała pędzelkiem aby siadła z powrotem na krześle a sama zaczęła tuszować ślady szaleństw z piątkowej nocy.

W międzyczasie wróciła Jeanette i też siadła na ostatnim wolnym krześle. Tylko Kitty stała nago pod ścianą dając się malować na czerwono dwóm charakteryzatorkom. Po chwili rozmowy znów się wznowiły.

- Z uszami to mieliśmy nie lada hecę. Zwłaszcza dla mnie. Bo mieliśmy same białe, dla białych. No a do mnie jak widzicie nie bardzo pasują. - zaśmiała się Michelle pokazując elfie ucho w kolorze dobranym do jej karnacji. Drugie właśnie garderobiana mocowała na jej prawdziwym uchu.

- Naprawdę umiesz robić striptease? - Maya zagaiła stojącą nieco dalej blondynkę. Ta roześmiała się wesoło i twierdząco pokiwała głową.

- Mogę wam zrobić po występie. Tylko trochę nie wiem z czego miałabym się rozbierać. Ten kostium Demi to jest dość skromny. Rogi, obroża i szpilki. No i taśma. - wymieniła z czego składa się kostium demonetki jaką odgrywała podczas tej sztuki.

- Sami robiliście protezy uszu na drukarce 3D czy zdobyliście gdzieś gotowe? - Dominique skoczyła oczami do Murzynki nie poruszając resztą ciała aby nie utrudniać pracy kobiecie z puszką podkładu i gąbką do makijażu.
- Kitty wspominała o fragmentach zbroi, naprawdę nieźle wam to wyszło, a jeśli mogę dodać coś od siebie… dawno się tak nie uśmiałam jak wczoraj, jesteście świetni. Na długo w ogóle zostajecie w Clyde? Pytam bo zżera mnie ciekawość czy przed wyjazdem na zwiad za tydzień jeszcze zdążę chociaż raz was w tygodniu zobaczyć.

- Za tydzień to na pewno jeszcze będziemy. Zwłaszcza, że to Dzień Pamięci. I na razie to nigdzie się nie wybieramy. Mamy jeszcze spory repertuaru jakiego nie graliśmy. - Michelle spojrzała na Jeanette i ta odpowiedziała co do planów całej trupy z Glasgow. Co wywołało falę radości u ich fanów.

- A poza tym mamy sporo radochy z wczorajszej premiery. Zebraliśmy sporo gratulacji i tak dalej. Może dokończymy jakieś dalsze przygody tej porąbanej elfiej rodziny. Chociaż trudno utrzymać taki wysoki poziom. - Kitty odezwała się ze swojego kąta. Była już w połowie pokryta czerwoną farbą i ładnie się w niej prezentowała.

- No a rekwizyty to różnie. W Glasgow mieliśmy drukarkę 3d. To zrobiliśmy te zbroje. Przerobiliśmy dawne rzymskie zbroje. Trochę wyciąć tam, spiłować tu. I te szlaczki z plastiku aby były bardziej elfie. A uszy to z materiału. Z daleka nie widać. Mamy świetnych krawców, wszystko co potrzeba potrafią uszyć. - Michelle nachyliła się aby podać swoje elfie ucho doktor Jobin. Ta mogła wyczuć w dłoni, że jest z jakiegoś usztywnionego materiału. Z bliska było widać także fakturę. Ale wczoraj, z widowni, nawet z pierwszego rzędu, to na scenie wyglądało jak prawdziwe. Nawet barwą było dopasowane go aktorki, że nie odbiegało od jej własnej karnacji.

- A gdzie się nauczyłaś tego striptease? - Maya nie mogła widocznie wyrzucić z pamięci tego o czym mówiła blondwłosa aktorka.

- Od Jean. - zaśmiała się cicho panna Blond chyba zdając sobie sprawę jaką reakcję to wywoła. Koleżanki Domino prawie jak jeden mąż puściły zdumionego żurawia ku brunetce siedzącej najbliżej drzwi.

- No. Dajcie Jean kawałek rurki czy innego drążka to zobaczycie jak wymiata. - Michelle roześmiała się wesoło widząc tą reakcję ale potwierdziła słowa blond koleżanki.

- No co? To świetne ćwiczenie na zachowanie formy i figury. Poza tym bardzo efektowne i efektywne. I sprawia mi kupę frajdy. - odparła Jeanette z minimalnym uśmiechem satysfakcji na twarzy.

Na swoim miejscu Jobin uśmiechnęła się pod nosem, a potem parskneła cicho. Co potrafi robić dobry taniec z widownią widziała nie raz na przykładzie Juls. Sama lubiła na nią patrzeć podczas występów.
- Moja przyjaciółka mówi to samo, szkoda że takie hobby nie przystoi lekarzowi. - powiedziała z przekąsem, patrząc poprzez lustro na tancerkę.
- Urządzacie też tego typu pokazy jako odskocznia od kabaretu?

- Normalnie to nie. Na pewno nie służbowo. Też musimy uważać na reputację bo kabaret i takie publiczne występy na scenie to chyba bardziej kojarzą się z jakimiś kosmatymi rzeczami niż zawód lekarza, straganiarza czy kogokolwiek innego. Nawet nie wiecie jaką mieliśmy wojnę u nas o ten kostium Demi. Że jest zbyt śmiały. Ale ostatecznie uznaliśmy, że warto spróbować. Nowa sztuka, nowe role, czuliśmy, że jesteśmy na fali. Ale w razie czego to Kitty ma też mniej wyzywający kostium Demi na wypadek gdyby kogoś koliło to w oczy. - Jeanette trochę zamyśliła się nad odpowiedzią. Obie koleżanki ze sceny nie odzywały się pozwalając jej odpowiedzieć w imieniu całej grupy. W końcu milcząco potwierdziły jej słowa kiwaniem głowami.

- W razie czego mam buty, pończochy, gorset i tak dalej. Tylko też muszę być cała pomalowana na czerwono i z rogami, i na twarzy makijaż zostaje taki sam. - Kitty dorzuciła krótkie wyjaśnienie od siebie. I cała trójka chyba odetchnęła z ulgą, że wczorajsza widownia z Clyde tak gładko i ciepło przyjęła tą sztukę w tym także mocno kontrowersyjny strój demonetki jaki miała na sobie ich etatowa blondynka.

- Ale czasem tak. Czasem robimy takie występy. Ale to prywatnie. Jak kogoś polubimy. Jak ktoś nas polubi. I ogólnie jak jest miło i sympatycznie. To czemu nie. Przecież nie wszystko musi być publiczne. Na pewno nie tak, że ktoś daje nam parę puszek czy tam kontener szamy i się dla niego rozbieramy bo ma taką zachciankę. No to tak to nie. - Jeanette wróciła do tego co Domino pytała na początku. Spojrzała w bok i uśmiechnęła się do niej sympatycznie.

- No chociaż jakby dawał kontener szamy to mogłybyśmy to potem spożytkować jakoś charytatywnie czy co. Nie, że zaraz dla siebie tak wszystko. - rzuciła szybko i cichutko Kitty dalej malowana na czerwono przez obie charakteryzatorki. Co znów rozbawiło i koleżanki i ich gości.

- A powiem wam, że na każdą z nich jak dają popis aż miło popatrzeć. Ale jak są w duecie to klękajcie narody. Powiedzmy, że ja jak to oglądam to strasznie się tym jaram. - Michelle co niejako siedziała pośrodku obu koleżanek zdradziła swoją opinię na ich temat i występów o jakich rozmawiały.

- Oj, już nie bądź taka skromna i nie zgrywaj świętej. Też potrafisz mieć diabła pod skórą. - fuknęła na nią liderka ich trójcy chociaż w ewidentnie żartobliwej formie.

Reputacja lekarza była czymś innym, niż reputacja aktora, szczególnie gdy na szali stawiało się renomę całej rodziny. Aktorzy mogli pozwolić sobie na więcej, na więcej przymykano oko w ich przypadku, choćby na przykładzie ostatniej wizyty Kitty na izbie przyjęć. Zdarzenie przeszło bez echa, ale gdyby w takim stanie trafiła tam młoda Jobin przypięto by jej łatkę ćpunki, albo alkoholiczki. Albo pakiet łączony.
- Z pewnością jest co oglądać, wierzę wam na słowo - Domino pozwoliła sobie na stonowany uśmiech, patrząc z zainteresowaniem jak starsza kobieta w magiczny sposób maskuje wszelkie siniaki i niedoskonałości, a potem przechodzi do makijażu, wpierw zakrywając cienie pod oczami.
- Dużo podróżujecie, bardziej niż kontener z jedzeniem przydałyby się stare podręczniki i książki rzemieślnicze dla naszej biblioteki. Niezwykle byłoby to pomocne dla Fran i nas wszystkich. Od paru lat zbieramy podobne dzieła na wszelki wypadek. Aby móc uczyć dzieciaki przydatnych umiejętności na których w przyszłości będą odbudowywać naszą cywilizację.

- Obawiam się, że nie mamy niczego takiego przy sobie. Szykowaliśmy się na serię występów. I z tymi wyjazdami to bez przesady. Po prostu dajemy występy w Glasgow, najczęściej w teatrze albo w jakichś klubach gdzie nas zaproszą. Pierwszy raz wyjechaliśmy poza miasto, właśnie do was. No ale postaramy się mieć na uwadze te książki. - Jeanette uśmiechnęła się łagodnie ale pokręciła głową, że to nie są czasy gdzie można było robić tournée po całym kraju czy sąsiednich. I zwykle są tak samo uwięzieni w Glasgow jak reszta społeczeństwa. Kitty uśmiechnęła się podobnie potwierdzając słowa brunetki kiwaniem swojej blond głowy. Była już w większości pomalowana, pozostałe kosmetyczki też już zbliżały się do końca z etapem szykowania swoich podopiecznych na gwiazdy tego wieczoru. A znały się na swojej robocie czego efekt można było widzieć na własne oczy w lustrze okolonym światełkami.

- Ale macie siłę przebicia, fanów do których możecie mówić ze sceny, a oni posłuchają. Jeśli rzucicie parę słów przed albo po spektaklu - Dominique odpowiedziała bez zająknięcia, na spokojnie i z pewnością w głosie.
- Choćby to że jeśli ktoś ma coś podobnego może podrzucić do biblioteki i zostawić u Fran.

- No tak, chyba możemy zrobić taki gest. - odparła brunetka kiwając głową na znak zgody. - No wy tu możecie jeszcze sobie posiedzieć jeśli macie ochotę. Ale nam to już wiele czasu nie zostało. - aktorka spojrzała na koleżanki po fachu. Któraś z kosmetyczek co je obsługiwała dała znać, że zaraz kończą i będą gotowe.

Trójka aktorek pierwsza opuściła garderobę. W końcu jeszcze musiały oprócz makijażu założyć swoje kostiumy. Kosmetyczki jednak sprawnie dokończyły pudrowanie i malowanie jakie maskowały niedoskonałości i uwypuklały atuty każdej podopiecznej. Też uwinęły się i poprowadziły je z powrotem do wyjścia na korytarz jaki prowadził na scenę i do wyjścia na salę gimnastyczną gdzie była urządzona widownia. Słychać było z każdym krokiem wyraźniej, niezrozumiały szum czyniony przez widownię. A na zapleczu różni chyba technicy czy dekoratorzy jeszcze coś roznosili, ustawiali, poprawiali a każdy się spieszył ze swoim zadaniem niezbyt zwracając uwagę na grupkę młodych kobiet w ładnych szpilkach i kusych spódniczkach ładnie eksponujących ich wdzięki. W przeciwieństwie do jednego z mężczyzn który wydawał się być oazą spokoju jaka nie dała się pochłonąć zorganizowanemu chaosowi przygotowań do przedstawienia. Obserwował te przygotowania z minął małego chłopca którego zapomniano przegnać z warsztatu samochodowego czy rusznikarskiego albo innego jakim zwykle interesują się mali chłopcy więc miał okazję pooglądać zwykle dla siebie niedostępny świat.

- O, lalala. Ale zmiana. - gwizdnął widząc jak się zawodowe kosmetyczki postarały upiększyć coś co już wcześniej przecież mu się podobało. Oczka i uśmiech mu się roześmiały. Dziewczyny odpowiedziały mu tym samym i pozwoliły sobie sycić się tym zachwytem. Ale na chwilę. Gemma klepnęła koleżanki i rzuciła coś, że zajmą miejsca w widowni aby dwójka partnerów mogła sobie porozmawiać chociaż na chwilę w spokoju.

- Też myślisz aby rzucić poprzednią robotę i zabrać się z wędrowną trupą w szeroki świat i podróż życia? - z uśmiechem na ustach Domino podeszła bliżej i pewnie na tym by się skończyło, gdyby nie fakt zmiany ich statusu. Dlatego zamiast udawać neutralność przytuliła go na powitanie, całując czule. Było jej miło, nawet bardzo. Czuła się dobrze widząc że i łapsowi całą hecą z przygotowaniami zrobiła przyjemność.
- Dobrze cię widzieć, przez chwilę naprawdę obawiałam się że zostaniesz porwany przez zazdrosnego byłego… - wyszczerzyła ząbki, gładząc wierzchem dłoni jego wygolony policzek. Wolała go w wersji cywilnej, mniej poważnej. Dobrze było odwiesić uniformy do szafy żeby móc po prostu się zabawić i odpocząć.
- Co u Dave’a i pozostałych, wszystko w porządku, mon amour?

- Pewnie tak. Piją piwo. Czy coś. - wzruszył ramionami przyjmując niefrasobliwy ton i uśmiech. W końcu nie zajęło im tu na tyle czasu od rozstania na sprawy aktorskiej garderoby aby było sens wychodzić gdzieś na miasto w tym czasie i jeszcze wrócić przed spektaklem. Pocałował ją chętnie, przygarnął do siebie i tak cieszyli się sobą i swoją bliskością.

- A jak było tam w środku? Mieli takie lustra z lampkami jak na filmach? Było coś ciekawego? - zagaił ciekaw jak jej zeszły te dwa kwadranse czy coś koło tego. Zaraz pewnie zaczną zapowiadać początek sztuki więc wiele czasu im nie zostało.

Jobin zastanowiła się i z krzywym uśmieszkiem pacnęła bruneta palcem w nos.
- Jak na filmach. Lustra z lampkami, kufry kosmetyków, babeczki które się tym zajmują zawodowo. Czyli siedzisz i dajesz się sobą zajmować. Poza tym chwilę pogadałyśmy z dziewczynami ze sceny. - przygryzła wargę rozglądając się gdzieś na boki jakby szukała schowka na miotły, albo innego pomieszczenia.
- Sympatyczne, wesołe. Czułam się przy nich jak sztywniak, ale co tam - parsknęła - Poprosiłam aby rzuciły przed albo po spektaklu że jeśli ma ktoś książki dla Fran to niech je podrzuci do biblioteki. Zobaczymy co z tego wyjdzie… a tobie jak minął czas? Długo czekasz?

- W sam raz. A to miło, że tak miło spędziłaś czas. Widzę, że te kosmetyczki nie próżnowały. Dziewczyny widziałem też nieźle odstawione. - skinął głową gdzieś w korytarz gdzie wcześniej zniknęły koleżanki wracające z zaplecza na salę gimnastyczną.

- Ale w końcu to prawdziwi aktorzy, teatr i w ogóle. Jakby nie oni to kto by miał mieć te garderoby, kosmetyczki i resztę. Trochę jak za dawnych czasów. - wskazał wzrokiem na szybko poruszających się techników czy tam kogoś takiego z obsługi. Co chwila ich mijali kończąc ostatnie przygotowania przed występem. Gdzieś dalej dało się zobaczyć dumnego ojca elfiej rodziny. Czyli Huberta ubranego już w kostium mrocznego elfa. Jeszcze go któraś z kobiet pudrowała i chyba sprawdzała wygląd przed wyjściem na scenę. Wczoraj on zapowiadał skecz jak zresztą najczęściej to się odbywało. Pewnie więc szykował się już i dzisiaj to tego samego. Wkrótce więc to przedstawienie się rozpocznie.

- Chodź, zobaczymy czy dziewczyny nam zajęły jakieś miejsce. Jak nie to to trzeba będzie się przebijać łokciami i butami. - pociągnął ją w stronę wyjścia na widownię gotów zająć miejsce na widowni. W końcu w przeciwieństwie do niej nie było go wczoraj na premierze to nie wiedział czego się spodziewać po tej nowej sztuce artystów z Glasgow.

- Dobrze poruczniku, wam zostawiam przedarcie i kontakt bezpośredni z jednostkami wroga. Ja jako jednostka cywilna po szkoleniu postaram się chronić wasze plecy podczas tego niebezpiecznego zadania ze względu na nieadekwatny dobór obuwia - dziewczyna z udawaną powagą wykonała salut wolną ręką, idąc za partnerem na główną salę. Miała dzięki temu bardzo dobrą perspektywę na chroniony teren.
- No dobra… nie tylko plecy trzeba chronić - dodała, a jej uśmiech zrobił się na moment zębaty jak u drapieżnika. Szybko jednak się opanowała, wracając do uprzejmości i zwykłego, neutralnego szczerzenia, bo ludzie patrzyli.

- A więc za mną! Naprzód marsz! - zakomenderował w przesadnie żartobliwy sposób jakby był jakimś starszym zastępowym w skautach i mieli się udawać na jakieś ćwiczenia. Wrócili tym samym korytarzem co przyszli i jak wyszli na salę gimnastyczną to była już pełna. Przez tą jakaś godzinę jaka minęła odkąd tu weszli i zniknęli na zapleczu to większość krzeseł była już zajęta. Podobnie jak wczoraj na premierze. Ale nie było trudno zlokalizować resztę koleżanek. W końcu sektor VIP-owski, czyli krzesła ustawione rzędami tuż przy scenie był na pierwszym planie. Dziewczyny jak ich zobaczyły pomachały do nich i widać było, że trzymają dwa miejsca specjalnie dla nich. Porucznik wraz z partnerką skierowali się właśnie tam. Nie zdążyli nawet tam dojść gdy Hubert jako elf wyszedł na scenę witany oklaskami i okrzykami.

- Zdążyliście w samą porę. - mruknęła Maya gdy ją mijali. Usiedli zaraz obok, między nią a panią ginekolog w okularach. I mogli już jako widzowie oglądać i słuchać powitanie aktorów z Glasgow. Bo Jeanette, już też jako elfka, dołączyła do swojego partnera na scenie.

- Witamy serdecznie najukochańszą i najgorętszą publiczność po tej stronie szkockiego wybrzeża! - zawołał Hubert wzbudzając kolejną burzę oklasków i aplauzu. Potem zaczął zapowiadać nową sztukę co wyglądało dość podobnie jak wczoraj na premierze. Tylko tym razem zamiast czerwonoskórej Demi była Jeanette. I zamiast podziękowań dla szpitala i jego personelu co wczoraj takie niesamowite wrażenie zrobiło gdy Kitty wspomniała o tym przed występem dzisiaj Jeanette wspomniała o książkach i wszelkich pomocach dydaktycznych aby je znosić do Fran i jej miejskiej biblioteki.

- O, zobacz Domi, pamiętała o nas. - Gemma była zachwycona gdy nachyliła się do koleżanki dając znać zadowoleniu, że znów aktorki z Glasgow prawie od niechcenia zdobyły im parę punktów rozgłosu i życzliwości tylko dlatego, że wspomniały o nich ze sceny przed masowo zgromadzoną publicznością złożoną z mieszkańców bazy Clyde. A gdy dwójka aktorów zeszła ze sceny znów zrobiło się trochę ciszej gdy widownia została z zasuniętymi kotarami. I czekała na rozpoczęcie pierwszej sceny nowej sztuki. Długo nie musieli trwać w oczekiwaniu, bo szybko znajome twarze pojawiły się ponownie, rozpoczynając po raz kolejny rozbawiać publiczność.
Domino mimo że widziała wczoraj ten sam skecz, bawiła się dobrze. Tym lepiej gdy kątem oka zerkała na reakcję siedzącego obok łapsa o którego wreszcie zaczęła się pełnoprawnie opierać, skoro nie musiała skrywać afektu którym go darzyła. Wreszcie złapała się na tym, że więcej uwagi poświęca towarzyszowi niż scenie, ale jakoś jej to nie ziębiło.

Czas mijał szybko, zanim się zorientowali aktorzy ukłonili się na koniec i tyle. Zeszli ponownie do widowni, zupełnie jak wieczór wcześniej. Damskie towarzystwo Dominique chętnie ruszyło w ich stronę, za nimi blond doktor pod ramię z wysokim Wingfieldem ciesząc się jak diabli, bo był jej i reszta mogła spadać ze swoimi komentarzami, albo docinkami. Jedno wyjście zamykało gęby na niedorzeczne plotki. Była szczęśliwa, Tom też nie wyglądał jakby był tam za karę. Przywitali sie z aktorami, wymienili parę zdań oraz wzięli autografy, a potem razem z Kitty ruszyli z powrotem na osiedle bloków gdzie ostatecznie się rozstali. Dziewczyny dziarskim, wesołym gronem ruszyły do mieszkania Gemmy, a Domino i Thomas poszli do jego mieszkania. W końcu, aby było sprawiedliwie, należało teraz przeszkadzać jego sąsiadom późną nocą.
 
__________________
This is my party
And I'll die if I want to
Dydelfina jest offline  
Stary 13-08-2022, 05:23   #29
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
T 05 - 2066.03.15; pn; przedpołudnie - Poniedziałkowe niespodzianki

Czas: 2066.03.14; nd; wieczór; g 23:15
Miejsce: Szkocja; baza RN w Clyde; Blokowisko; ulice i bloki
Warunki: wnętrze mieszkania, jasno, ciepło, cicho; na zewnątrz: noc, zachmurzenie, łag.wiatr, mroźno (-2)



Domino



Sądząc po twarzach i śmiechach to chyba wszyscy z jakimi Dominique wracała wczoraj wieczorem z przedstawienia w sali gimnastycznej byli zadowoleni. Wracali już dość późnym wieczorem ale wciąż jeszcze przed niedzielną północą. Zarówno Brittany jak i Gemma co już wczoraj widziały tą sztukę jak i Thomas oraz Maya co dla nich był ten pierwszy raz w roli widzów elfiej rodziny bawili się świetnie.

W trakcie trwania przedstawienia Domino nie wyłapała żadnych krzywych spojrzeń ani kąśliwych uwag ze strony koleżanek. Może dlatego, że dość zgodnie byli zajęci oglądaniem. Nawet jak złapała się z kimś spojrzeniem to na krótko i było to rozbawione jakimś skeczem spojrzenie. Wingfield zresztą też śmiał się na całego i machinalnie ją obejmował pozwalając przysunąć się z krzesłem bliżej swojego. W końcu jak się sztuka skończyła, widownia wstała aby nagrodzić tak utalentowanych komików, zapaliły się główne światła wytłumine na czas występu to i podobnie uczyniła pstrokata grupka z jaką przyszła doktor Jobin.

- Dobre to było. Będę musiał powiedzieć reszcie aby też na to poszli. - lider Lotus Huneters rzekł gdy się powoli kierowali ku scenie aby pogadać z aktorami z Glasgow i może wziąć jeszcze parę autografów.

- A widzieliście jak Kitty puściła nam oczko ze sceny? Jak klęczała przy Hubercie. - Gemma też przeżywała jeszcze raz tą sztukę no i te względy jakie im okazywali aktorzy z Glasgow. W różnych odcieniach, okazjach i sposobach ale nawet tak na żywo i publicznie blond aktorce pomalowanej na czerwono udało się swojej grupce siedzącej tuż przy scenie okazać ten drobny gest sympatii. No ale po występie musieli na nią poczekać. Wiele osób chciało dostać autograf od sympatycznej demonetki albo pogadać z nią chociaż przez chwilę. Niestety nie ze wszystkimi Kitty umawiała się na prywatne wizyty po występie. A potem jak już aktorzy zniknęli z widoku i pewnie znów się przebierali to w sali głównej tłum zaczął szybko rzednąć. Ludzie wracali do domu w ten niedzielny wieczór a pewnie spora część powinna zacząć jutro rano poniedziałkowy dzień roboczy. Wtedy jak czekali na Kitty i była okazja pogadać swobodniej to też Domino nie dojrzała jakichś kąśliwych uwag i spojrzeń pod adresem swoim albo Thomasa. Raczej koleżanki przeżywały tą właśnie zakończoną sztukę i cieszyły się na myśl o planach związanych z końcówką wieczoru już w domowym zaciszu. Thomas nie był tu wyjątkiem chociaż swoim zwyczajem trudno było go nazwać liderem prowadzonej rozmowy. W końcu przebrana ale jeszcze pomalowana na czerwono Kitty do nich dołączyła i razem ruszyli po ulicach morskiej bazy.

Dawno już było ciemno jak w nocy. Ale te nocne ciemności były rozświetlone ulicznymi latarniami i ciepłymi prostokątami okien. Wszyscy wracali razem a i większość przechodniów szła w tym samym kierunku - do czarnych, kanciastych budynków blokowiska gdzie mieszkała większość populacji. W pewnym sensie trudno było mieszkańcom bazy być dla kogoś bliższym lub dalszym sąsiadem jak większość mieszkała na dawnym osiedlu mieszkaniowym przeznaczonym dla obsługi bazy.

Tam się rozstali. Jak mieszana dwójka skierowała się w stronę bloku gdzie mieszkał on a liczniejsza, kobieca grupka udała się do bloku młodej ginekolog. Obie strony pożegnały się ze sobą serdecznie i miło. Zupełnie jakby mieli z pół dekady mniej i wracali z jakiejś udanej, szkolnej potańcówki albo byli paczką kumpli co wracają z udanego wypadu. Gemma uściskała Domino i wspomniała, że pewnie spotkają się jutro na stołówce. Thomasa cmoknęła z sympatią w policzek ciesząc się, że jak on wraca z Domino to na pewno nic jej nie będzie. Bo one mają eskortę w postaci dzielnej i pięknej pani policjantki. Maya uśmiechnęła się do Domino i Toma dziękując za obiad. Brittany też i pytała czy na jutro jakoś się umawiają. A Kitty była ciekawa czy chcieliby zostać aktorami tak po dzisiejszym wieczorze i wizycie na zapleczu. Też jakoś nie wyglądało aby któraś z koleżanek miała zamiar posyłać gorzkie spojrzenia i uwagi pod adresem czy Toma czy Domino. Ani oddzielnie ani razem. Właściwie to atmosfera była tak szampańska, że w tej pstrokatej grupce chyba nikt nie zamierzał sobie niczego wypominać.


---



No a potem była końcówka wieczoru. Schody, zgrzyt klucza w drzwiach, wejście do pustego i cichego mieszkania. I mogli oboje je zamknąć i odciąć się od reszty świata. Znalazła się w prywatnym kawałku tego świata należącego do Thomasa Wingfielda. Mieszkanie było idealnie czyste i każdy detal zdawał się mieć swoje miejsce. Aż trochę strach było coś ruszyć aby tego nie zepsuć. Zupełnie jakby w każdej chwili gospodarz spodziewał się inspekcji instruktora musztry czy coś w tym stylu. Ale sam nie zwracał na to uwagi pewnie przyzwyczajony do takiego standardu w swoim mieszkaniu. A, że po występie kabaretu miał wciąż dobry humor to jeszcze chciał wiedzieć na którą ma ustawić budzik na jutro rano.

- Masz w co się przebrać? Czy chcesz iść do szpitala w tym? Bo ja to mam tylko swoje ubrania. - zapytał wskazując na zestaw ubrań jaki miała z okazji wyjścia do teatru. Raczej nie był to standardowy strój lekarza GP. Nawet jakby na wierzch narzucić lekarski fartuch. Zostało pożyczyć coś od niego, czyli dresowe spodnie czy bluzę albo wstać na tyle wcześnie rano aby zdążyła wrócić do siebie i się przebrać a potem jeszcze zdążyć na rano do szpitala.




Czas: 2066.03.15; pn; ranek; g 08:05
Miejsce: Szkocja; baza RN w Clyde; Szpital; parter
Warunki: wnętrze szpitala, jasno, ciepło, cicho; na zewnątrz: jasno, zachmurzenie, łag.wiatr, b.zimno (-1)



Domino



Obudził ją tak jak wczoraj się umawiali. Chociaż pierwszy moment był nieco zaskakujący. Tak obudzić się w nieswoim łóżku ani sypialni. Chociaż nie miała trudności rozpoznać pochylającą się nad nim twarz mężczyzny. Jak się ubierała odkryła, że większość siniaków z piątkowej nocy już jej właściwie zeszła. Tam i tu coś jej jeszcze zostało ale jakby dobrze poszło to jutro już nie powinno być po tym śladu. A jeden ze sprawców tych zabaw na ostro miał coś do załatwienia na mieście więc też wychodził. Chociaż rozstali się jeszcze na blokowisku. Ostatni całus na drogę i potem każde poszło w swoją stronę. Już szarzało i było niewiele jaśniej niż jak wczoraj przed północą wracali z dziewczynami. Dzisiejszy poranek nie zaskakiwał. Ponure, zniechęcające zimno otulało bazę. Wysysało ciepło z każdego fragmentu odkrytego ciała przysparzając mu nieprzyjemnej, gęsiej skórki. Ale ranny ruch na ulicach był taki jak zwykle.

Doszła jednak do znajomego podjazdu, tablicy ogłoszeń i głównego wejścia do szpitala. Minęła recepcję gdzie dziewczyny przekazały jej wiadomość od Manishy. Przyszła trochę wcześniej i prosiła aby Domino zanim pójdzie na GP to aby przyszła do serwerowni na pierwszym piętrze. Co było dość nietypowe. Bo ani Hinduska ani Francuzka raczej niewiele miały wspólnego z serwerownią i tam się raczej nie spotykały. A to nie była pierwsza niespodzianka jaki czekał na nią w szpitalu.

- Cześć Domino. Nie wiedziałam, że masz takie chody u Kitty. Znacie się czy co? - Lynn zagaiła ją gdy się obie przebierały w damskiej szatni zaczynając ten poniedziałkowy poranek. Lynn lubiła mocny makijaż, kolczyki i tatuaże. I miała zawsze tego całkiem sporo na sobie. No ale jak pracowała w laboratorium to większość pacjentów i reszta personelu raczej nie miała okazji jej oglądać. Wydawała się nieco zaskoczona i zaciekawiona tym, że aktorka z Glasgow, na premierze jaka ściągnęła całą śmietankę towarzyską miasta jak i całe rzesze widzów, pozdrowiła właśnie młodą GP. A skoro spotkały się rano po weekendowych występach to skorzystała z okazji aby o to zapytać.

Na tablicy grafików i podobnych ogłoszeń znalazły się nowe tabelki. Na obu znalazła swoje nazwisko. Jedna zbierała ochotników na wyprawę do przysypanej gruzem stacji benzynowej w Ardlui. Druga na wyprawę morską do wyspy Man. W piątek było to ogłoszone no ale ta rozpiska świadczyła, że sprawa była oficjalna i administracja szpitala traktowała to na poważnie. Na tej drugiej liście poza nią na razie było tylko trzy nazwiska. Dwa należały do paramedyków, trzecie chyba też ale niezbyt kojarzyła nazwisko z twarzą. Do Ardlui zapisało się parę osób a najwięcej było ochotników do wyprawy do Glasgow. Ale pewnie sytuacja się jeszcze mogła zmienić w nadchodzących dniach. I mimo wszystko na razie to było jeszcze trochę “na brudno”. Potem jak lista będzie zamknięta administracja zdecyduje kogo wysłać.




Czas: 2066.03.15; pn; ranek; g 08:25
Miejsce: Szkocja; baza RN w Clyde; Szpital; parter
Warunki: wnętrze szpitala, jasno, ciepło, cicho; na zewnątrz: jasno, zachmurzenie, łag.wiatr, b.zimno (-1)


Domino



Drugą niespodziankę przygotowała dla niej Manisha. Chociaż zapewne nie było to jej intencją. Gdy przyjaciółka otworzyła drzwi do serwerowni zastała ją w środku. I co właśnie było najbardziej zaskakujące nie tylko ją. Pozostałą trójkę też znała. Mniej lub bardziej.

- Część Domi. Colina to pewnie znasz. - Hinduska przywitała się z nią i zaczęła od młodego cleanera co w piątek prawie przypadkiem i w ostatniej chwili uratował karton z miauczącym nieszczęściem. A potem nie omieszkał wyrazić swojej opinii na zebraniu co go postawiło w kontrze do słów pewnego, przystojnego płucologa. Teraz skinął krótko głową i pozdrowił ją krótkim uśmiechem ale nie palił się do przejęcia inicjatywy w rozmowie.

- A to są Jason i Heather. Są z policji. Prowadzą sprawę z tymi ginącymi lekami. - przedstawiła pozostałą dwójkę. On był w marynarce ona w garsonce. Na dowód oboje odsłonili swoje poły i z bocznej strony pasów ukazały się błyszczące, policyjne odznaki.

- My to się całkiem dobrze znamy. Chodziłyśmy razem na biolę. - Heather uśmiechnęła się ciepło do byłej koleżanki z klasy. O to akurat nie było aż tak trudno. Jak w bazie funkcjonowała tylko jedna szkoła. Wystarczyło być mniej więcej czyimś rówieśnikiem i się znało chociaż z widzenia a często i z jakichś zajęć. Tak było i z Heather. Była chyba z rok czy dwa starsza ale było jakieś zamieszanie bo chorowała czy była ranna jak przybyła z rodzicami do miasta. I koniec końców chodziły na te same zajęcia z biologii choćby. Tylko Heather potem postanowiła pójść na kryminalistykę i do policji a Dominique zaczęła studia medyczne. Więc ich drogi się rozeszły. I widocznie dawna koleżanka z klasy nie miała trudności jej rozpoznać.

- Pamiętasz naszą gwiazdę rugby? - zagaiła Heather wskazując wesołym wzrokiem na swojego partnera. Trudno go było nie pamiętać. Chociaż prawie się z nim wtedy rozminęły. Był parę roczników starszy więc kończył szkołę gdy one zaczynały. Ale lider drużyny rugby, bad boy i bajerant był trudny do przegapienia. Pewnie z połowa dziewczyn w szkole wzdychała do niego mniej lub bardziej skrycie. No ale te kilka lat różnicy gdy on miał 17 czy 18 lat sprawiało, że na takie podlotki jakimi wówczas były Heather i Dominique to nawet nie zwracał uwagi.

- Było minęło. Zajmijmy się naszą robotą. Nie przyszliśmy tu na pogaduchy. Znasz się na tym? - Jason machnął reką na słowa koleżanki i przejął inicjatywę w rozmowie. Wskazał na coś co leżało na stole. Dopiero teraz blondynka dostrzegła, że to jakieś małe przedmioty. Gdy podeszła bliżej okazało się, że to małe kamerki. Pluskwy. Takie aby nagrywały obraz i dźwięk.

- Mamy zgode waszego ordynatora. Chcemy je rozmieścić gdzieś przy albo w magazynach gdzie ginął wam te leki. Chcemy dorwać tego złodziejaszka. - Jason nie bronił lekarce obejrzeć te małe urządzenia podsłuchowe. A przy okazji wprowadził ją w sytuację o jakiej z resztą pewnie rozmawiali zanim przyszła. Manisha zaś podała jej papier gdzie była zgoda podpisana przez ordynatora na założenie tych podsłuchów.

Ale właśnie trzeba było to zrobić z głową. Technicznie to para policjantów sama mogła je rozmieścić. I nawet woleliby to zrobić osobiście bo by mieli pewność, że wszystko jest jak należy. No ale byli obcy a całkiem możliwe, że sprawcą był ktoś z personelu. Jakby zobaczył taką akcję pewnie mógłby się domyślić co jest grane albo chociaż mogło go to ostrzec. Dlatego oboje uznali, że dyskretniej będzie jak to zrobi ktoś z personelu. Ktoś zaufany a kto chociaż trochę by się znał na tych cackach. Chociaż chodziło o to aby je wsadzić gdzieś tak sprytnie aby nie było ich widać no a same miały dobry kąt widzenia. I przez radio dać znać czy gotowe. A policyjny duet by został tutaj i najwyżej koordynował czy jest w porządku czy jeszcze nie.

Drugim problemem było jakie magazyny wybrać. Niestety mieli tylko osiem tych elektronicznych podglądaczy. Z czego detektywi woleli zostawić dwa w rezerwie. Na wypadek gdyby niespodziewanie trzeba było rozstawić je w nowym miejscu albo gdyby któryś z pozostałych się zepsuł. To dawało szóstkę szpiegów do rozmieszczenia. Colin przypomniał, że on sam nie ma kluczy od magazynu chociaż Manisha mogła mu pożyczyć albo nawet pójść razem z nim pod jakimś pretekstem. Bo najlepiej by było umieścić te kamerki wewnątrz magazynów z lekami. W optymalnej sytuacji nagrałyby wszystko co tam się dzieje, jak ktoś by wynosił leki to też.

- Ale z tego co słyszeliśmy to tych magazynów macie więcej niż sześć. No i jak macie jakieś inne pomysły gdzie by można umieścić te kamery aby złapać sprawcę na gorącym uczynku to słuchamy. - Jason jak skończył omawiać o co chodzi z tymi podsłuchami to dał znać, że są otwarci na sugestie i propozycje w tej sprawie. W końcu zdawali sobie sprawę, że tutejszy personel ma nieporównywalnie lepsza orientację w szpitalnym terenie niż ich dwójka co są tu na gościnnych występach.




Czas: 2066.03.15; pn; przedpołudnie; g 11:40
Miejsce: Szkocja; baza RN w Clyde; Szpital; 1-sze piętro
Warunki: wnętrze szpitala, jasno, ciepło, cicho; na zewnątrz: jasno, mgła, umi.wiatr, mroźno (-2)



Domino i Julia



Gdy szczupła, zgrabna brunetka weszła do gabinetu GP gospodyni nie była zaskoczona. Raz, że jeszcze w piątek umawiały się na poniedziałkową wizytę a dwa widziała jej nazwisko na porannej liście pacjentów. Znów przyszła prawie w samo południe bo wcale nie ukrywała, że wcześnie rano nie chciało jej się wstawać. I dzisiaj też była ubrana w zwykłe, dżinsowe spodnie, wysokie prawie do kolan kozaki nadawały jej nieco drapieżnego wyglądu. Ale z drugiej strony wciąż było dość zimowo i zimowy ekwipunek nikogo nie dziwił. Ale w takim stroju pewnie Julia mogłaby uchodzić za zgrabną i ładną dziewczynę z sąsiedztwa. Jednak raczej mało komu by przyszło do głowy czym się zajmuje zawodowo.

- Cześć Domi. - ładna, młoda Niemka jak powiesiła swoją kurtkę na wieszaku usiadła naprzeciwko biurka gospodyni na jednym z dwóch krzeseł przeznaczonych dla pacjentów. - No to przyszłam. Rany! Ledwo wstałam! Kto to widział wstawać tak wcześnie! Następnym razem umówię się na popołudnie. - powiedział żartując sobie z samej siebie. Jednak dla tancerek i kelnerek z “Syrenki” i innych klubów w bazie weekend to zawsze był najbardziej zapracowany okres tygodnia. Zwłaszcza wieczorami i nocami. Więc wciąż wczesny poniedziałek, nawet tak mglisty jak obecnie, wciąż mógł być nieludzko wczesną porą.

- I co? Brałaś? I jak? Tryknęło cię? Opowiadaj jak było! - Juls nie mogła się powstrzymać aby nie zapytać kumpelę o wrażenia z pierwszego zażycia Hyper jakie jej załatwiła na początku piątkowego wieczoru. Czekała z życzliwą ciekawością wymalowana na twarzy uśmiechając się i czekając chyba na jakąś historyjkę z tego próbowania nowego narkotyku.

A przyszła w samą porę. Bo z godzinę temu z laboratorium przysłali wyniki. W tym także te od panny Lowe. Te tabelki, liczby, wartości i symbole były dla lekarki jak otwarta księga. I czytała je płynnie i bez zająknięcia. To raczej nad interpretacją musiała się pogłowić. Wartości stężenia chemii były przekroczone w alarmujący sposób. Komuś takiemu powinno się zapisać co najmniej tygodniowy detoks. Ale lepiej miesięczny albo od razu kwartalny. Bo ktoś tu zdecydowanie zbyt długo, zbyt często i gęsto zażywał różne wyskokowe substancje. No ale to były wyniki Jules. Zazwyczaj to właśnie tak wyglądało. Tancerka często i chętnie zażywała różny koks i pingle dla kurażu i lepszej zabawy. No i w badaniach krwi było to widać. Pod tym względem to raczej było w normie. A wysokie słupki i stężenia mogły być wynikiem tego, że w piątek gdy pobierała próbki od brunetki to wciąż było pewnie mniej niż 48 h od niezłej balangu gdy pierwszy raz skorzystała z Hyper. I kto wie co jeszcze przed i po. Trochę budziło zastanowienie większa niż zazwyczaj ilość zanieczyszczeń. Czyli tego co było zbyt rozdrobnione i przefiltrowane aby dało się to dopasować do ładnych, pełnych związków chemicznych oryginalnych substancji. Niektóre mogły tak krążyć od tygodni albo i miesięcy zanim organizm ich się ostatecznie pozbył. A jak pacjentka bezustannie szprycowała się czymś nowym to na to się nie zapowiadało. W jej żyłach krążyła z połową tablicy Mendelejewa, od stymulantów przez środki pokrewne LSD aż po pacyfikatory i zapominacze. W próbce było sporo stymulantów i środków jakie wywoływały stany euforyczne co mogło być pozostałością po wziętym w środową noc Hyper. Ale niekoniecznie bo równie dobrze Jules mogła wziąć coś jeszcze wcześniej czy później i ten efekt też mógł wpłynąć na takie wyniki piątkowych próbek.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:36.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172