|
Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
04-07-2022, 01:29 | #21 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Bonus 03 - Pierwszy kontakt z Szarańczą (3/3) Czerwona Trójka - Maska mi przecieka… Mam nieszczelną maskę! - zameldował Zszywacz. W tych gazmaskach wszyscy wyglądali dość jednakowo. Zwłaszcza w tej mglistej zawiesinie jaką wytworzył atak moździerzy gazem łzawiącym. Gaz pomógł. Ci agresywni tubylcy wycofali się albo gaz ich mocno zamroczył. Dalej piechociarze z Royal Navy torowali sobie drogę lufami i ołowiem. Najpierw parter przypadkowego domu w jakim znaleźli schronienie podczas największego ataki, potem wyjście, potem ulica i marsz z wycelowaną przed siebie lufą. I strzelanie do każdej majaczącej we mgle sylwetki. Nie było ich teraz aż tak dużo, gaz naprawdę robił dobrą robotę. - Złap mnie za bark. Wytrzymaj. Zaraz wyjdziemy na wolną przestrzeń. - Thomas mruknął nieco stłumionym przez gazmaskę głosem. Tym razem szli mniej więcej gęsiego. By mieć pewność, że jak ktoś, coś po boku to nikt od nich. Szedł w środku, Charlie, Moore, Owen i Bear na szpicy, reszta za nim. Czasem słyszał strzały jak ktoś z nich strzelał. Ale chyba wychodzili na prostą. Bo mgła jakby zrzedła czyli wychodzili ze strefy gazowego ataku. I dobrze. Bo paramedyk kaszlał już tak jakby zaraz miał puścić pawia. Mało przyjemne. Ale dość niska cena jeśli mieliby się wycofać bez strat. Już mgła prawie zrzedła, widział cekaemistę. - Raca! Czerwona raca! To nasi! - Owen prawie roześmiał się ze szczęścia gdy ze szczyty wzgórza wystartowała czerwona smuga która rozkwitła na niebie. Czyli to byli swoi, pewnie czerwoni z dwójki Clarence’a. - Mam zachlapaną maskę. Prawię nic nie widzę. - burknął z niezadowoleniem Bear. Chociaż cieszył się bo już zapowiadało się na koniec. - A gdzie reszta? - Moore odwrócił się pierwszy i zobaczył to co się spodziewał. Owena, potem Wingfielda i Zszywacza. Ale brakowało tych co byli za nim. Jego pytanie postawiło wszystkich w sztorc. - Kurwa mać! - krzyknął ze złością porucznik. Miał się wydrzeć na Zszywacza, to on powinien pilnować swoich tyłów tak jak Thomas pilnował jego. Ale z bliska widział, że ten ma zaparowane gogle nieszczelnej gazmaski i zaraz chyba puści pawia. Ledwo stał na nogach. - Bear zabierz go stąd i lećcie do naszych na wzgórzu! Reszta za mną! Wracamy po nich! - porucznik nie chciał tracić czasu. Może tylko zgubili się w tej gazowej mgle? I zaraz się spotkają? Pozostali też się nie zawahali. Ustawili się gęsiego i ruszyli z powrotem w stronę gęstszej mgły. - Tylko, żeby nie oberwać kulki od swoich. Mieliśmy walić do wszystkiego co po bokach. A nie wiadomo gdzie oni są. - Owen przypomniał o tym detalu jaki przed chwilą działał świetnie. Ale teraz mógł się stać przyczyną friendly fire. - Trzymajcie się mnie! Nie rozłazić się! It's the Royal Navy! It's the Royal Navy here! - Wingfield zacisnął szczęki ale przyznał mu rację. Zaczął krzyczeć aby ostrzec kolegów i koleżanki zagubione w gazowej mgle. Jego partnerzy uczynili podobnie. Co chwila któryś z nich krzyczał aby ostrzec swoich, że te kształty majaczące we mgle to mogą być swoi. Tym razem jak dojrzeli ludzką sylwetkę we mgle wahali się dłużej niż jeszcze parę minut później. Dopiero jak nie widać było munduru, broni ani gazmaski to otwierali ogień. Ale i ktoś gdzieś tam w tej mgle też zaczął się strzelać. - It's the Royal Navy! It's the Royal Navy here! - usłyszeli upragniony okrzyk gdzieś przed sobą. Chwilę się nawoływali po czym ujrzeli postać wychylającą się zza jakiegoś samochodu. Widać było zarys hełmu u lufy karabinu. I jak macha do nich przywołująco. Z bliska okazało się, że to Hank. - Tutaj! Josh i Mike oberwali! Nie dałem rady wlec ich obu! - krzyknął z ulgą łącznościowiec i przejął rolę przewodnika. Dobrze, że wrócili! Nie miał pojęcia co ma zrobić sam z dwoma ciężko rannymi kolegami. Jednego mógłby jakoś nieść ale obu? Został więc przy nich mając nadzieję, że ktoś ze swoich po nich wróci. I wrócili! Dzięki Bogu! - Chłopaki! To my! Nie strzelajcie! To ja Hank i chłopaki! Wróciliśmy po was! - na wszelki wypadek łącznościowiec zatrzymał się kilka samochodów dalej. Słyszał, że tam są. Widział wystającą nogę Mike’a jaki siedział na asfalcie i opierał się o tył osobówki. - Dobra dawaj! Nie będziemy strzelać! - odkrzyknął drugi z ceakaemistów. Ruszyli ale zaraz przypadli do ziemi bo któryś z tych dwóch zaczął strzelać z pistoletu. - Kurwa mieliście nie strzelać! - wrzasnął do nich wkurzony dowódca mając nadzieję, że się opamiętają. Byli w jakimś szoku czy co? Z upływu krwi, bólu i ran to było możliwe. Zwłaszcza jak nie mieli tu Zszywacza i jego szpryc. - Tam był jeden! Chodźcie to nie do was! Do was nie będziemy strzelać! - odkrzyknął ciężko Josh i nawet na słuch było słychać, że coś go mocno boli. Porucznik wznowił marsz i po chwili kilka schylonych sylwetek dotarło do swoich dwóch ciężko rannych kolegów. Przez te gazmaski nawet swoich trudno było rozpoznać. Więc łatwiej było po nazwiskach wyszytych na mundurze i detalach ekwipunku. No Josha było łatwo po leżącym obok ckm. Ale ramię miał rozwalone to nie mógł go użyć. Dlatego trzymał w rękach pistolet. - A gdzie dziewczyny?! I Roman!? - zapytał Thomas bo chociaż Hank o nich nie wspomniał spodziewał się, że jest tu cały brakujących skład. A nie było jeszcze tej trójki. - Są gdzieś tam! Dorwali nas i zgubiliśmy się! To tam co strzelają! To muszą być oni! - Hank krzyknął pokazując kierunek swoim karabinkiem. Widać było na góra dwie osobówki a potem wszystko nikło w gazowej mgle. Ale słychać było, że ktoś tam się ostro strzela. Na triplety karabinu i szybkie strzały z klamki. - Charlie i Owen, wyciągnijcie ich stąd i jazda do naszych. Idźcie na czerwoną racę, tam czekają z Dwójki! Dave za mną! Hank prowadź. - Thomas nie wahał się i czuł, że sytuacja u zagubionej trójki jest dramatyczna. Miał nadzieję, że rozdzielając się jeszcze bardziej nie przekreśla losu swojego oddziału. Dowódca drużyny i grenadier bez skrupułów zarzucili sobie po jednym z ranionych kolegów na ramię. I tak zaczęli z nimi kuśtykać z karabinkami w wolnej dłoni. Też mieli nadzieję, że nie spotkają żadnego z tych samobójczych szaleńców. I też im serce ściskało na myśl, że zostawiają to swoich w głębi tego niebezpiecznego terenu. Też chcieliby pomóc Romanowi i dziewczynom. Ale nie czas było na sprzeczki. Kuśtykali więc sapiąć i dysząc pod tym sporym ciężarem swoich kompanów. I uparcie parli do przodu aby wydostać się z tej mgły na otwartą przestrzeń. Trójka całych komandosów ruszyła bez w tą mgłę. Szli szybko, nieco skuleni, gotowi do ostrzelania każdej podejrzanej sylwetki. Ale okrzykiwali się co jakiś czas aby nie dostać kulki od swoich. Wreszcie usłyszeli upragniony odzew. - It’s the Royal Navy! It’s the Royal Navy here! - gazmaska wytłumiała głos ale to musiała być któraś z dziewczyn. Jeszcze chwilę i dojrzeli klęczącą na progu jakiegoś domu postać. Strzelała z pistoletu ale długa broń z optyką zdradzała, że to Olivia. Machnęła do nich ponaglająco. Zaczęli biec i jak dobiegli ujrzeli nieruchome ciało bez gazmaski z martwo wpatrzonymi w mgłę oczami. Roman. - Zabrali Irene! Do piwnicy! Nie dałam rady po nią zejść! Ammo mi się kończy! - Olivia krzyknęła co miała na szybko. Przybyli w ostatniej chwili! Nie była pewna ale został jej już ostatni albo przedostatni mag. Nie miała pojęcia co by zrobiła jakby ten jej się też skończył. - Weź od Romana! - krzyknął Wingfield i zobaczył do kogo strzela kumpela. Byli po drugiej stronie domu, w ogrodzie. Uniósł karabinek i posłał im od razu dwa czy trzy triplety. Ona zaś rzuciła się ku ciału zabitego kolegi i zaczęła odpinać jego karabinek. - Odsuń się! - gdy Tom podniósł głowę ujrzał lufę FN MAG-a. W rękach Dave’a. Musiał go zabrać od Josha który i tak w obecnym stanie nie mógł go użyc. Zdołał wstać i odskoczyć gdy zwidowca kompletnie nie przejmując się oszczędzaniem amunicji pociągnął długą serią masakrując ciała w ogrodzie. Darł się i powoli kroczył naprzód jak jakiś Terminator nie przestając strzelać. Thomas nie czekał na wynik tylko machnął do łącznościowca. - Za mną! Oli osłaniaj nas! - skorzystajac z tego, że Moore oczyścił im drogę na parterze dwaj komandosi zbiegli po piwnicznych schodach. Było ciemno więc mieli tylko swoje latarki. Na szczęście to była piwnica prywatnego domu więc niezbyt wielka. Prawie od razu w ostrym świetle ujrzeli postacie o zakrwawionych mordach jakie zasłaniały oczy przed ostrym światłem taktycznych latarek. Na ziemi zaś leżało zakrwawione ciało. W mundurze. Nie ruszało się. - Ognia! Zapierdol skurwysynów! - wydarł się porucznik tracąc panowanie nad sobą. Piwnica zadudniła od automatycznego ognia karabinków. Na dwie lufy efekt był masakrujący. Jeszcze któryś z napastników dyszał i charczał gdy jeden a potem drugi komandos zmienili magazynki. Po czym porucznik podszedł do krwawego pobojowiska. Oświetlił zakrwawioną gazmaskę i mundur. Ale nie widział czy się rusza czy nie. - Zabierz ją stąd! Na górę! - krzyknął do radiowca. Ten podbiegł, złapał bezwładne ciało Irene za uchwyt kamizelki i wlókł w stronę schodów. Dopiero gdy znalazł się w plamie bladego światła padającego z góry zarzucił je sobie na ramię i szybko wybiegł na górę. Aby do światła! Minął czekającą Olivię jaka zdążyła zamienić pistolet na karabinek Romana i teraz filowała z tej strony domu a Dave od ogrodu. - Fire in the hole! - dobiegło ich od strony piwnicy. Zaraz potem szybkie kroki na schodach i na górze ukazał się rosły porucznik. A w piwnicy coś wybuchło. Zaraz potem od schodów buchnęło dymem a na dole dał się słyszeć opętańczy ryk palonych żywcem istot. - Dave bierz Ramona. Oli osłaniasz nas. Za mną! - warknął krótko i bez zwłoki zabrał za ramię bezwładne ciało Irene. Nie miał pojęcia czy jeszcze żyje. Rany gardła i bezwład zdawały się temu przeczyć. Sprawdził puls ale nic nie wyczuł. Ale może się mylił? Złapał więc ją i ruszył przed siebie. Zwiadowca podobnie dźwignął ciało martwego kolegi. Snajper ze swoją bronią na plecach szła z karabinkiem zabitego sapera który na takie krótkie dystanse i w dynamicznym strzelaniu sprawdzał się znacznie lepiej niż jej repetier do dalekich strzelań czy pistolet do samoobrony. Szli sapiąc i dysząc, prawie truchtając aż jezdnia się skończyła. Wyszli na pole a potem z mgły. I tej rzadszej mgły. Połączone siły obu drużyn czerwonych były na tej mgle. Widać było Zszywacza jak siedzi na ziemi z zabandażowanymi oczami. A kolega paramedyk z Dwójki zajmował się właśnie Joshem. Ci co byli sprawni utworzyli ochronny kordon z bronią wycelowaną w mgłę. Jak zobaczyli trzy kroczące sylwetki w gazmaskach wlokące dwie bezwładne rzucili się im na pomoc. - Medyk! Medyk tutaj! Prędko do cholery! - darł się Wingfield jak tylko ich zobaczył. Jeszcze chwila, złożyli ciała na mokrej ziemi i czekali na werdykt. Paramedyk z dwójki sprawdził puls u obu ciał ale tylko smutno pokręcił głową. - Może… Spróbujesz resuscytacji… Czy coś… - mruknął cicho Dave wskazując na oba ciała. - On ma przeciętą tętnicę udową. A ona ma właściwie wyrwaną krtań. Przykro mi chłopaki. - powiedział cichym, smutnym głosem. Po czym nie wiedząc co może jeszcze powiedzieć czy zrobić wrócił do tych rannych jakim jeszcze mógł pomóc. Ocalała ósemka Trójki zebrała się w milczeniu nad nieruchomymi ciałami. Thomas pochylił się i zdjął Irene gazmaskę. Teraz wyglądała bardziej swojsko. Ale to wydawało się jeszcze bardziej przygnębiające. - Nie wiem co to były za pojeby. Ale zapierdolę ich. Zapierdolę ich wszystkich. - syknał mściwym głosem porucznik zaciskając mocno pięść. Pozostali milczeli. Wpatrywali się w nieruchome ciała jakie jeszcze pół godziny były tak pełne życia i swojskie. Rozmawiali z nimi, żartowali a teraz leżeli tu na tej zimnej glinie. Cicho, nieruchomo, brudni i zakrwawieni. Bez życia. Martwi. --- Epilog Po powrocie do bazy i złożeniu raportu mało kto chciał uwierzyć w zachowanie nieuzbrojonych cywilów opisane przez porucznika Wingfielda i jego ludzi. Brzmiało to zbyt nieprawdopodobnie. Podejrzewano, że to jakaś zasłona dymna jaka miała ukryć masowe morderstwo cywilów Trzeciej Drużyny lub podobne przestępstwo. Zwłaszcza, że poza nimi nie było żadnych innych świadków któzy widzieliby jakichś agresywnych cwyilów. Decydujące okazały się próbki pobrane od pierwszej napastniczki przez Zszywacza. W nich odkryto nieznany wcześniej związek chemiczny jaki z czasem nazwano “czynnikiem Lotus”. Później na specjalne polecenie admirała Craiga wysłano kolejny patrol pełnego plutonu aby zbadał miejsce potyczki. Oględziny optyczne nie wypadły zbyt dobrze dla Czerwonej Trójki. Bowiem wyglądało to jak masakra cywili dokonana z zimną krwią i premedytacją przez uzbrojonych żołnierzy. Dopiero zespół techników śledczych wystawił raport jaki przyznał, że doszło do brutalnej i krwawej walki co sugerowało agresywne zachowanie także cywilów. Pomimo, że byli nieuzbrojeni i chodziło o starcie z w pełni wyekwipowany komandosami. W laboratorium w bazie ponownie odkryto, że większość pobranych próbek ciał nosi czynnik Lotus. U niektórych stwierdzono zmiany nowotworowe i chorobotwórcze jakie obecnie uznaje się za początek mutacji. Wkrótce po procesie porucznik Wingfield i spora część Czerwonej Trójki złożyła rezygnację i wystąpiła z szeregów Royal Navy. A niedługo potem założyli własną grupę najemników specjalizujących się w polowaniu na Szarańczę. I tak się nazwali “Łowcy Szarańczy”. Na pamiątkę tamtego niespodziewanego starcia te pierwsze stadium przejęcia władzy nad ciałem i umysłem ludzi nazywa się obecnie “sprinterami” lub “czarnymi dredami”. Okazało się, że obserwacja zachowań i możliwości takich osobników zanotowane podczas pierwszego starcia - co wydawało się najbardziej mało wiarygodnym elementem podczas śledztwa - okazały się prawdą. Sprinterzy cechują się ponad ludzką wytrzymałością, szybkością i skocznością. --- Słowniczek *CQC - close quarters combat lub CQB - close quarters battle. Rodzaj walki w pomieszczeniach zamkniętych, bardzo dynamiczna i zwykle na bardzo krótki dystans liczony w kilku, lub kilkunastu krokach. **”Altmark” - okręt zaopatrzeniowy niemieckiego pancernika jaki przewoził dla niego zaopatrzenie. A po rozstaniu wracał do Niemiec z min. brytyjskimi jeńcami z zatopionych lub przejętych okrętów. W lutym 1940-go roku brytyjski niszczyciel wpłynął na wody terytorialne jeszcze neutralnej Norwegii, zabordażował niemiecki statek i uwolnił ok 300 brytyjskich marynarzy. ***L 85 - standardowy karabinek armii i marynarki brytyjskiej w układzie bullpup i kalibrze 5,56x45 NATO. --- Skład osobowy Trzeciego Czerwonego podczas opisywanych wydarzeń: 01 porucznik Thomas 02 d-ca drużyny Charlie 03 radiooperator Hank 04 sani Zszywacz 05 strzelec Dave 06 marksman Olivia 07 strzelec Roman (KIA) 08 lkm Bear 09 strzelec Irene (KIA) 10 grenadier Owen 11 strzelec Michael (WIA) 12 lkm Joshua (WIA)
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
10-07-2022, 08:25 | #22 |
Reputacja: 1 |
__________________ This is my party And I'll die if I want to |
10-07-2022, 08:36 | #23 |
Reputacja: 1 |
__________________ This is my party And I'll die if I want to Ostatnio edytowane przez Dydelfina : 10-07-2022 o 08:38. |
10-07-2022, 08:41 | #24 |
Reputacja: 1 |
__________________ This is my party And I'll die if I want to |
10-07-2022, 18:33 | #25 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | T 04 - 2066.03.14; nd; południe; - Rodzinny, kuchenny poranek w południe Czas: 2066.03.14; nd; południe; g 13:30 Miejsce: Szkocja; baza RN w Clyde; Blokowisko; mieszkanie Domino Warunki: wnętrze mieszkania, jasno, ciepło, gwar rozmów; na zewnątrz: jasno, ulewa, łag.wiatr, b.zimno (-1) Domino, Tom, Amy, Gemma, Kitty Miała wrażenie, że coś ją obudziło. Ale zamroczony chemią i zmęczeniem umysł powoli zauważał te kropki. A do połączenia ich w jakiś sensowny wizerunek to musiała jeszcze chwila potrwać. Podniosła swoją blond głowę i rozejrzała się. Własne łóżko. Własna sypialnia. Tak, to skojarzyła od razu. I, że ulewa łomocze o okna. Jak tam spojrzała musiała w pierwszej chwili zmrużyć oczy. Ale po chwili oczy nawykły do blasku ponurego dnia. Lało. Lało jak z cebra. Szkoda było wychodzić na taką ulewę. No i dzień. Był już dzień. I to pewnie nawet środek a nie rano. Jak zerknęła na zegarek tylko się to pierwsze wrażenie potwierdziło. 13:24. A jak zasypiała to pamiętała jeszcze coś z 4-ką na początku. link: https://media.istockphoto.com/photos...5cMTCNJ09jp3Q= Właśnie bo nie zasypiała sama. Tylko z półnagim grzejnikiem. Ale jak się odwróciła to go nie było. Łóżko poza nią było puste. Chociaż słyszała jakieś przyciszone głosy zza zamkniętych drzwi. Pewnie z kuchni. Potem był ten etap porannego dochodzenia do siebie. Było o tyle dobrze, że była niedziela. Więc nie musiała się zrywać na szybkiego aby zdążyć do szpitala tylko tak na spokojnie jak to w wolny dzień można było sobie pozwolić. To, że Tom nadal był w domu zorientowała się po jego butach suszących się w łazience. Już wymyte i czyste a nie w tym całym syfie w jakim z Davem wrócili dziś na pograniczu nocy i poranka. Widocznie Wingfield nawet w niedzielę nie mógł sobie odpuścić sztywniactwa i zachowywał się jakby za pięć minut miał oczekiwać inspekcji surowego sierżanta musztry dokonującego szczegółowej inspekcji. Na ubrania nic nie mógł poradzić bo wciąż suszyły się na suszarce. Koszulka czy getry były lżejsze to już były prawie suche. Ale takie ciężkie rzeczy jak bluza mundurowa czy spodnie wciąż jeszcze były trochę wilgotne. No ale skoro ich właściciel tu był i ich nie musiał ubierać to nie był to jakiś problem. Ablucje w łazience pomogły. Potrzebowała tego. Tego snu i odpoczynku. Jej ciało tego potrzebowało. Mogła wreszcie odespać wczorajszą zwariowaną noc, sobotni dzień cały na nogach, łyknięte stymulanty i nocne czuwanie do w pół do czwartej rano bo wtedy gdzieś wrócił Dave i Tom. Zdecydowanie tego potrzebowała. Więc jak miała okazję odespać swoje zabawy, obowiązkowość i upór to po wizycie w łazience czuła się naprawdę lepiej. Jakby mogła zacząć ten niedzielny poranek. W samo południe. - Cześć Domino. Obudziliśmy cię? - Amy przywitała się z ciepłym uśmiechem. Siedziała przy kuchennym stole tak jak i reszta towarzystwa. Tom tam gdzie ostatnio lubił czyli od ściany i na środku. Prawie naprzeciwko drugiej z gospodyń. A z brzegu siedziały dwie blondynki jakie ostatnio Domino widziała roześmiane i wesołe w mieszkaniu wujka poniżej. Ale potem ich nieco słyszała. Na słuch to chyba się tam nie oszczędzali tak samo jak ona z chłopakami w piątkową noc. A teraz obie wydawały się być całe w skowronkach. Chociaż Kitty odzyskała swoje naturalne barwy zmywając swój diabelski makijaż i malowanie. A najbliżej wejścia i plecami do niego siedziała Brittany. Musiała odwrócić głowę aby spojrzeć na gospodynię. - Siadaj, zrobię ci kawy. I śniadanie. Bo myśmy już jedli. - Australijka wstała od stołu i zaprosiła ją do stołu. Ciekawe czy to przypadek, że to najbliższe miejsce obok Wingfielda było wolne czy jednak nie przypadek. Bo tam od okna, z jego drugiej strony, to usiadła Gemma. A gwiazda estrady naprzeciwko Brittany. - A to słyszę, że trochę się działo jak nas nie było wczoraj. Może lepiej, że Dave poszedł. Szlag by go trafił. Ale i tak pewnie by was przekonał, że nie ma szarży nad kaprala i jacyś porucznicy czy majorzy to do prawdziwego kapsla nie mają startu. I nie wiedziałem, że Kitty Blond chodzi do was na afterki. I to takie. - Tom uśmiechnął się spokojnym, cichym, ciepłym uśmiechem z tą swoją oszczędnością w tonie i głosie jaka była dla niego firmowa. I zaczął streszczać co tam gadali sobie odkąc się tu spotkali w kuchni. Dziewczyny się roześmiały słysząc słowa o jego nieodłącznym druchu i jego nieśmieretlnej bajerze. W różnym stopniu zdążyły poznać ich obu, chyba najbardziej Amelia. A Kitty chyba w ogóle. Ale te co poznały roześmiały się serdecznie bo to bajerowanie jakie uskuteczniał Moore było tak firmowe, że chyba każda z nich miała okazję tego spróbować chociaż raz. Ale w głosie, nawet spokojnym, nawet teraz jak już pewnie miał okazję coś pogadać z dziewczynami to i tak dało się wyczuć zaskoczenie i trochę jakby zazdrość, że ta lubiana i popularna blond gwiazda estrady przychodzi właśnie tutaj w odwiedziny. I to takie które kończą się na drugi dzień rano. I to takie rano co pewnie zaczęło się niewiele wcześniej niż dla doktor Jobin. - No nie dziw się Tom. Jak pani doktor każe to pacjentka musi. A jak taka miła i kochana to nie sposób jej czegoś odmówić. Zwłaszcza zaproszenia na taki gorący afterek. - Kitty znów przybrała ten ton posłusznej i grzecznej prymuski zwracającej się do szanowanej i lubianej nawet jeśli surowej pani nauczycielki i dyrektorki. Też się wszyscy roześmiali. Bo po gwieździe estrady to pewnie raczej spodziewano by się jakichś żądań i fanaberii a tak prywatnie to aktorka zachowywała się jakby to ona była fanką zachwyconą, że może gościć u jakichś gwiazd. Trochę sama z siebie i z tego wszystkiego dworowała no ale to tylko pomagało rozluźnić atmosferę i poczuć się swojsko nawet jak się siedziało obok takiej gwiazdy. - No właśnie Domi, jakby co to ja na takie afterki u ciebie czy u twojego wuja to bardzo chętnie. Właśnie tłumaczyłam Tomowi, że jakby co to spałyśmy u ciebie. Żeby nie było, że pan ordynator posuwa swoją pracownicę czy tam inne takie głupie gadanie. - sądząc po wesołym tonie ginekolog w okularach co siedziała chyba w rzeczach jakie dostała od Amy. Zresztą jak i druga blondynka. Bo obie wczoraj wieczorem były w tych wieczornych i eleganckich kreacjach a dzisiaj to te loszule i dresowe spodnie nadawały im dość domowego i swojskiego klimatu. A lekarka i aktorka co zostały na noc piętro niżej po tych rozćwierkanych humorach i wesołych wzmiankach na ten temat dały poznać, że chwalą sobie taki nocleg i mają związane z nim miłe wspomnienia. Pasowało to do odgłosów jakie wczoraj w nocy dochodziły przez podłogę do młodej GP. Ona sama mogła usiąść przy śniadaniu postawionym przed nią przez Amy. Dziś było bez szaleństw, głównymi aktorami na talerzu był ryż i ryba. No i kawa w kubku. A głód, tak, głód dopiswał. Znaczy ciało wracało do domu i nie miało zablokowanego łaknienia jak wczoraj rano gdy startowali do Rhu i jakoś nikt za bardzo nie miał ochoty nawet na lekkostrawną jajecznicę przygotowaną przez Amy. - Aha a możemy u was zostać? Bo tak leje i w ogóle. A właściwie i tak miałam przyjść pomóc ci z Mayą. Tak właśnie rozmawialismy, że jakby miała ochotę na jakieś zabawy i zgodziła się na małą podmiankę to ja ją mogę zabrać do siebie. To tylko parę bloków dalej. Nie będziemy wam tu głowy zawracać przy niedzieli. - okularnica zwróciła się pewnie z jedną spraw o jakich rozmawiali nim Francuzka weszła do kuchni. Teraz faktycznie tak lało, że szkoda było wychodzić na zewnątrz. A policjantka była umówiona gdzieś za 4 godziny. Ani to mało czasu ani dużo. Ale nie było pewne ile ta ulewa będzie trwać. Skoro jednak wszyscy mieszkali w Blokowisku to z adresu na adres zwykle nie było tak daleko. Praktycznie wszyscy mieszkali w tym samym miejscu jak nie w tym bloku to następnym. A Gemma widocznie nie chciała zawalać cudzego mieszkania swoimi karesami gdyby do nich doszło co mogłoby być nieco niezręczne dla obu stron.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
10-08-2022, 18:22 | #26 |
Reputacja: 1 |
__________________ This is my party And I'll die if I want to |
10-08-2022, 18:24 | #27 |
Reputacja: 1 |
__________________ This is my party And I'll die if I want to |
10-08-2022, 18:40 | #28 |
Reputacja: 1 |
__________________ This is my party And I'll die if I want to |
13-08-2022, 05:23 | #29 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | T 05 - 2066.03.15; pn; przedpołudnie - Poniedziałkowe niespodzianki Czas: 2066.03.14; nd; wieczór; g 23:15 Miejsce: Szkocja; baza RN w Clyde; Blokowisko; ulice i bloki Warunki: wnętrze mieszkania, jasno, ciepło, cicho; na zewnątrz: noc, zachmurzenie, łag.wiatr, mroźno (-2) Domino Sądząc po twarzach i śmiechach to chyba wszyscy z jakimi Dominique wracała wczoraj wieczorem z przedstawienia w sali gimnastycznej byli zadowoleni. Wracali już dość późnym wieczorem ale wciąż jeszcze przed niedzielną północą. Zarówno Brittany jak i Gemma co już wczoraj widziały tą sztukę jak i Thomas oraz Maya co dla nich był ten pierwszy raz w roli widzów elfiej rodziny bawili się świetnie. W trakcie trwania przedstawienia Domino nie wyłapała żadnych krzywych spojrzeń ani kąśliwych uwag ze strony koleżanek. Może dlatego, że dość zgodnie byli zajęci oglądaniem. Nawet jak złapała się z kimś spojrzeniem to na krótko i było to rozbawione jakimś skeczem spojrzenie. Wingfield zresztą też śmiał się na całego i machinalnie ją obejmował pozwalając przysunąć się z krzesłem bliżej swojego. W końcu jak się sztuka skończyła, widownia wstała aby nagrodzić tak utalentowanych komików, zapaliły się główne światła wytłumine na czas występu to i podobnie uczyniła pstrokata grupka z jaką przyszła doktor Jobin. - Dobre to było. Będę musiał powiedzieć reszcie aby też na to poszli. - lider Lotus Huneters rzekł gdy się powoli kierowali ku scenie aby pogadać z aktorami z Glasgow i może wziąć jeszcze parę autografów. - A widzieliście jak Kitty puściła nam oczko ze sceny? Jak klęczała przy Hubercie. - Gemma też przeżywała jeszcze raz tą sztukę no i te względy jakie im okazywali aktorzy z Glasgow. W różnych odcieniach, okazjach i sposobach ale nawet tak na żywo i publicznie blond aktorce pomalowanej na czerwono udało się swojej grupce siedzącej tuż przy scenie okazać ten drobny gest sympatii. No ale po występie musieli na nią poczekać. Wiele osób chciało dostać autograf od sympatycznej demonetki albo pogadać z nią chociaż przez chwilę. Niestety nie ze wszystkimi Kitty umawiała się na prywatne wizyty po występie. A potem jak już aktorzy zniknęli z widoku i pewnie znów się przebierali to w sali głównej tłum zaczął szybko rzednąć. Ludzie wracali do domu w ten niedzielny wieczór a pewnie spora część powinna zacząć jutro rano poniedziałkowy dzień roboczy. Wtedy jak czekali na Kitty i była okazja pogadać swobodniej to też Domino nie dojrzała jakichś kąśliwych uwag i spojrzeń pod adresem swoim albo Thomasa. Raczej koleżanki przeżywały tą właśnie zakończoną sztukę i cieszyły się na myśl o planach związanych z końcówką wieczoru już w domowym zaciszu. Thomas nie był tu wyjątkiem chociaż swoim zwyczajem trudno było go nazwać liderem prowadzonej rozmowy. W końcu przebrana ale jeszcze pomalowana na czerwono Kitty do nich dołączyła i razem ruszyli po ulicach morskiej bazy. Dawno już było ciemno jak w nocy. Ale te nocne ciemności były rozświetlone ulicznymi latarniami i ciepłymi prostokątami okien. Wszyscy wracali razem a i większość przechodniów szła w tym samym kierunku - do czarnych, kanciastych budynków blokowiska gdzie mieszkała większość populacji. W pewnym sensie trudno było mieszkańcom bazy być dla kogoś bliższym lub dalszym sąsiadem jak większość mieszkała na dawnym osiedlu mieszkaniowym przeznaczonym dla obsługi bazy. Tam się rozstali. Jak mieszana dwójka skierowała się w stronę bloku gdzie mieszkał on a liczniejsza, kobieca grupka udała się do bloku młodej ginekolog. Obie strony pożegnały się ze sobą serdecznie i miło. Zupełnie jakby mieli z pół dekady mniej i wracali z jakiejś udanej, szkolnej potańcówki albo byli paczką kumpli co wracają z udanego wypadu. Gemma uściskała Domino i wspomniała, że pewnie spotkają się jutro na stołówce. Thomasa cmoknęła z sympatią w policzek ciesząc się, że jak on wraca z Domino to na pewno nic jej nie będzie. Bo one mają eskortę w postaci dzielnej i pięknej pani policjantki. Maya uśmiechnęła się do Domino i Toma dziękując za obiad. Brittany też i pytała czy na jutro jakoś się umawiają. A Kitty była ciekawa czy chcieliby zostać aktorami tak po dzisiejszym wieczorze i wizycie na zapleczu. Też jakoś nie wyglądało aby któraś z koleżanek miała zamiar posyłać gorzkie spojrzenia i uwagi pod adresem czy Toma czy Domino. Ani oddzielnie ani razem. Właściwie to atmosfera była tak szampańska, że w tej pstrokatej grupce chyba nikt nie zamierzał sobie niczego wypominać. --- No a potem była końcówka wieczoru. Schody, zgrzyt klucza w drzwiach, wejście do pustego i cichego mieszkania. I mogli oboje je zamknąć i odciąć się od reszty świata. Znalazła się w prywatnym kawałku tego świata należącego do Thomasa Wingfielda. Mieszkanie było idealnie czyste i każdy detal zdawał się mieć swoje miejsce. Aż trochę strach było coś ruszyć aby tego nie zepsuć. Zupełnie jakby w każdej chwili gospodarz spodziewał się inspekcji instruktora musztry czy coś w tym stylu. Ale sam nie zwracał na to uwagi pewnie przyzwyczajony do takiego standardu w swoim mieszkaniu. A, że po występie kabaretu miał wciąż dobry humor to jeszcze chciał wiedzieć na którą ma ustawić budzik na jutro rano. - Masz w co się przebrać? Czy chcesz iść do szpitala w tym? Bo ja to mam tylko swoje ubrania. - zapytał wskazując na zestaw ubrań jaki miała z okazji wyjścia do teatru. Raczej nie był to standardowy strój lekarza GP. Nawet jakby na wierzch narzucić lekarski fartuch. Zostało pożyczyć coś od niego, czyli dresowe spodnie czy bluzę albo wstać na tyle wcześnie rano aby zdążyła wrócić do siebie i się przebrać a potem jeszcze zdążyć na rano do szpitala. Czas: 2066.03.15; pn; ranek; g 08:05 Miejsce: Szkocja; baza RN w Clyde; Szpital; parter Warunki: wnętrze szpitala, jasno, ciepło, cicho; na zewnątrz: jasno, zachmurzenie, łag.wiatr, b.zimno (-1) Domino Obudził ją tak jak wczoraj się umawiali. Chociaż pierwszy moment był nieco zaskakujący. Tak obudzić się w nieswoim łóżku ani sypialni. Chociaż nie miała trudności rozpoznać pochylającą się nad nim twarz mężczyzny. Jak się ubierała odkryła, że większość siniaków z piątkowej nocy już jej właściwie zeszła. Tam i tu coś jej jeszcze zostało ale jakby dobrze poszło to jutro już nie powinno być po tym śladu. A jeden ze sprawców tych zabaw na ostro miał coś do załatwienia na mieście więc też wychodził. Chociaż rozstali się jeszcze na blokowisku. Ostatni całus na drogę i potem każde poszło w swoją stronę. Już szarzało i było niewiele jaśniej niż jak wczoraj przed północą wracali z dziewczynami. Dzisiejszy poranek nie zaskakiwał. Ponure, zniechęcające zimno otulało bazę. Wysysało ciepło z każdego fragmentu odkrytego ciała przysparzając mu nieprzyjemnej, gęsiej skórki. Ale ranny ruch na ulicach był taki jak zwykle. Doszła jednak do znajomego podjazdu, tablicy ogłoszeń i głównego wejścia do szpitala. Minęła recepcję gdzie dziewczyny przekazały jej wiadomość od Manishy. Przyszła trochę wcześniej i prosiła aby Domino zanim pójdzie na GP to aby przyszła do serwerowni na pierwszym piętrze. Co było dość nietypowe. Bo ani Hinduska ani Francuzka raczej niewiele miały wspólnego z serwerownią i tam się raczej nie spotykały. A to nie była pierwsza niespodzianka jaki czekał na nią w szpitalu. - Cześć Domino. Nie wiedziałam, że masz takie chody u Kitty. Znacie się czy co? - Lynn zagaiła ją gdy się obie przebierały w damskiej szatni zaczynając ten poniedziałkowy poranek. Lynn lubiła mocny makijaż, kolczyki i tatuaże. I miała zawsze tego całkiem sporo na sobie. No ale jak pracowała w laboratorium to większość pacjentów i reszta personelu raczej nie miała okazji jej oglądać. Wydawała się nieco zaskoczona i zaciekawiona tym, że aktorka z Glasgow, na premierze jaka ściągnęła całą śmietankę towarzyską miasta jak i całe rzesze widzów, pozdrowiła właśnie młodą GP. A skoro spotkały się rano po weekendowych występach to skorzystała z okazji aby o to zapytać. Na tablicy grafików i podobnych ogłoszeń znalazły się nowe tabelki. Na obu znalazła swoje nazwisko. Jedna zbierała ochotników na wyprawę do przysypanej gruzem stacji benzynowej w Ardlui. Druga na wyprawę morską do wyspy Man. W piątek było to ogłoszone no ale ta rozpiska świadczyła, że sprawa była oficjalna i administracja szpitala traktowała to na poważnie. Na tej drugiej liście poza nią na razie było tylko trzy nazwiska. Dwa należały do paramedyków, trzecie chyba też ale niezbyt kojarzyła nazwisko z twarzą. Do Ardlui zapisało się parę osób a najwięcej było ochotników do wyprawy do Glasgow. Ale pewnie sytuacja się jeszcze mogła zmienić w nadchodzących dniach. I mimo wszystko na razie to było jeszcze trochę “na brudno”. Potem jak lista będzie zamknięta administracja zdecyduje kogo wysłać. Czas: 2066.03.15; pn; ranek; g 08:25 Miejsce: Szkocja; baza RN w Clyde; Szpital; parter Warunki: wnętrze szpitala, jasno, ciepło, cicho; na zewnątrz: jasno, zachmurzenie, łag.wiatr, b.zimno (-1) Domino Drugą niespodziankę przygotowała dla niej Manisha. Chociaż zapewne nie było to jej intencją. Gdy przyjaciółka otworzyła drzwi do serwerowni zastała ją w środku. I co właśnie było najbardziej zaskakujące nie tylko ją. Pozostałą trójkę też znała. Mniej lub bardziej. - Część Domi. Colina to pewnie znasz. - Hinduska przywitała się z nią i zaczęła od młodego cleanera co w piątek prawie przypadkiem i w ostatniej chwili uratował karton z miauczącym nieszczęściem. A potem nie omieszkał wyrazić swojej opinii na zebraniu co go postawiło w kontrze do słów pewnego, przystojnego płucologa. Teraz skinął krótko głową i pozdrowił ją krótkim uśmiechem ale nie palił się do przejęcia inicjatywy w rozmowie. - A to są Jason i Heather. Są z policji. Prowadzą sprawę z tymi ginącymi lekami. - przedstawiła pozostałą dwójkę. On był w marynarce ona w garsonce. Na dowód oboje odsłonili swoje poły i z bocznej strony pasów ukazały się błyszczące, policyjne odznaki. - My to się całkiem dobrze znamy. Chodziłyśmy razem na biolę. - Heather uśmiechnęła się ciepło do byłej koleżanki z klasy. O to akurat nie było aż tak trudno. Jak w bazie funkcjonowała tylko jedna szkoła. Wystarczyło być mniej więcej czyimś rówieśnikiem i się znało chociaż z widzenia a często i z jakichś zajęć. Tak było i z Heather. Była chyba z rok czy dwa starsza ale było jakieś zamieszanie bo chorowała czy była ranna jak przybyła z rodzicami do miasta. I koniec końców chodziły na te same zajęcia z biologii choćby. Tylko Heather potem postanowiła pójść na kryminalistykę i do policji a Dominique zaczęła studia medyczne. Więc ich drogi się rozeszły. I widocznie dawna koleżanka z klasy nie miała trudności jej rozpoznać. - Pamiętasz naszą gwiazdę rugby? - zagaiła Heather wskazując wesołym wzrokiem na swojego partnera. Trudno go było nie pamiętać. Chociaż prawie się z nim wtedy rozminęły. Był parę roczników starszy więc kończył szkołę gdy one zaczynały. Ale lider drużyny rugby, bad boy i bajerant był trudny do przegapienia. Pewnie z połowa dziewczyn w szkole wzdychała do niego mniej lub bardziej skrycie. No ale te kilka lat różnicy gdy on miał 17 czy 18 lat sprawiało, że na takie podlotki jakimi wówczas były Heather i Dominique to nawet nie zwracał uwagi. - Było minęło. Zajmijmy się naszą robotą. Nie przyszliśmy tu na pogaduchy. Znasz się na tym? - Jason machnął reką na słowa koleżanki i przejął inicjatywę w rozmowie. Wskazał na coś co leżało na stole. Dopiero teraz blondynka dostrzegła, że to jakieś małe przedmioty. Gdy podeszła bliżej okazało się, że to małe kamerki. Pluskwy. Takie aby nagrywały obraz i dźwięk. - Mamy zgode waszego ordynatora. Chcemy je rozmieścić gdzieś przy albo w magazynach gdzie ginął wam te leki. Chcemy dorwać tego złodziejaszka. - Jason nie bronił lekarce obejrzeć te małe urządzenia podsłuchowe. A przy okazji wprowadził ją w sytuację o jakiej z resztą pewnie rozmawiali zanim przyszła. Manisha zaś podała jej papier gdzie była zgoda podpisana przez ordynatora na założenie tych podsłuchów. Ale właśnie trzeba było to zrobić z głową. Technicznie to para policjantów sama mogła je rozmieścić. I nawet woleliby to zrobić osobiście bo by mieli pewność, że wszystko jest jak należy. No ale byli obcy a całkiem możliwe, że sprawcą był ktoś z personelu. Jakby zobaczył taką akcję pewnie mógłby się domyślić co jest grane albo chociaż mogło go to ostrzec. Dlatego oboje uznali, że dyskretniej będzie jak to zrobi ktoś z personelu. Ktoś zaufany a kto chociaż trochę by się znał na tych cackach. Chociaż chodziło o to aby je wsadzić gdzieś tak sprytnie aby nie było ich widać no a same miały dobry kąt widzenia. I przez radio dać znać czy gotowe. A policyjny duet by został tutaj i najwyżej koordynował czy jest w porządku czy jeszcze nie. Drugim problemem było jakie magazyny wybrać. Niestety mieli tylko osiem tych elektronicznych podglądaczy. Z czego detektywi woleli zostawić dwa w rezerwie. Na wypadek gdyby niespodziewanie trzeba było rozstawić je w nowym miejscu albo gdyby któryś z pozostałych się zepsuł. To dawało szóstkę szpiegów do rozmieszczenia. Colin przypomniał, że on sam nie ma kluczy od magazynu chociaż Manisha mogła mu pożyczyć albo nawet pójść razem z nim pod jakimś pretekstem. Bo najlepiej by było umieścić te kamerki wewnątrz magazynów z lekami. W optymalnej sytuacji nagrałyby wszystko co tam się dzieje, jak ktoś by wynosił leki to też. - Ale z tego co słyszeliśmy to tych magazynów macie więcej niż sześć. No i jak macie jakieś inne pomysły gdzie by można umieścić te kamery aby złapać sprawcę na gorącym uczynku to słuchamy. - Jason jak skończył omawiać o co chodzi z tymi podsłuchami to dał znać, że są otwarci na sugestie i propozycje w tej sprawie. W końcu zdawali sobie sprawę, że tutejszy personel ma nieporównywalnie lepsza orientację w szpitalnym terenie niż ich dwójka co są tu na gościnnych występach. Czas: 2066.03.15; pn; przedpołudnie; g 11:40 Miejsce: Szkocja; baza RN w Clyde; Szpital; 1-sze piętro Warunki: wnętrze szpitala, jasno, ciepło, cicho; na zewnątrz: jasno, mgła, umi.wiatr, mroźno (-2) Domino i Julia Gdy szczupła, zgrabna brunetka weszła do gabinetu GP gospodyni nie była zaskoczona. Raz, że jeszcze w piątek umawiały się na poniedziałkową wizytę a dwa widziała jej nazwisko na porannej liście pacjentów. Znów przyszła prawie w samo południe bo wcale nie ukrywała, że wcześnie rano nie chciało jej się wstawać. I dzisiaj też była ubrana w zwykłe, dżinsowe spodnie, wysokie prawie do kolan kozaki nadawały jej nieco drapieżnego wyglądu. Ale z drugiej strony wciąż było dość zimowo i zimowy ekwipunek nikogo nie dziwił. Ale w takim stroju pewnie Julia mogłaby uchodzić za zgrabną i ładną dziewczynę z sąsiedztwa. Jednak raczej mało komu by przyszło do głowy czym się zajmuje zawodowo. - Cześć Domi. - ładna, młoda Niemka jak powiesiła swoją kurtkę na wieszaku usiadła naprzeciwko biurka gospodyni na jednym z dwóch krzeseł przeznaczonych dla pacjentów. - No to przyszłam. Rany! Ledwo wstałam! Kto to widział wstawać tak wcześnie! Następnym razem umówię się na popołudnie. - powiedział żartując sobie z samej siebie. Jednak dla tancerek i kelnerek z “Syrenki” i innych klubów w bazie weekend to zawsze był najbardziej zapracowany okres tygodnia. Zwłaszcza wieczorami i nocami. Więc wciąż wczesny poniedziałek, nawet tak mglisty jak obecnie, wciąż mógł być nieludzko wczesną porą. - I co? Brałaś? I jak? Tryknęło cię? Opowiadaj jak było! - Juls nie mogła się powstrzymać aby nie zapytać kumpelę o wrażenia z pierwszego zażycia Hyper jakie jej załatwiła na początku piątkowego wieczoru. Czekała z życzliwą ciekawością wymalowana na twarzy uśmiechając się i czekając chyba na jakąś historyjkę z tego próbowania nowego narkotyku. A przyszła w samą porę. Bo z godzinę temu z laboratorium przysłali wyniki. W tym także te od panny Lowe. Te tabelki, liczby, wartości i symbole były dla lekarki jak otwarta księga. I czytała je płynnie i bez zająknięcia. To raczej nad interpretacją musiała się pogłowić. Wartości stężenia chemii były przekroczone w alarmujący sposób. Komuś takiemu powinno się zapisać co najmniej tygodniowy detoks. Ale lepiej miesięczny albo od razu kwartalny. Bo ktoś tu zdecydowanie zbyt długo, zbyt często i gęsto zażywał różne wyskokowe substancje. No ale to były wyniki Jules. Zazwyczaj to właśnie tak wyglądało. Tancerka często i chętnie zażywała różny koks i pingle dla kurażu i lepszej zabawy. No i w badaniach krwi było to widać. Pod tym względem to raczej było w normie. A wysokie słupki i stężenia mogły być wynikiem tego, że w piątek gdy pobierała próbki od brunetki to wciąż było pewnie mniej niż 48 h od niezłej balangu gdy pierwszy raz skorzystała z Hyper. I kto wie co jeszcze przed i po. Trochę budziło zastanowienie większa niż zazwyczaj ilość zanieczyszczeń. Czyli tego co było zbyt rozdrobnione i przefiltrowane aby dało się to dopasować do ładnych, pełnych związków chemicznych oryginalnych substancji. Niektóre mogły tak krążyć od tygodni albo i miesięcy zanim organizm ich się ostatecznie pozbył. A jak pacjentka bezustannie szprycowała się czymś nowym to na to się nie zapowiadało. W jej żyłach krążyła z połową tablicy Mendelejewa, od stymulantów przez środki pokrewne LSD aż po pacyfikatory i zapominacze. W próbce było sporo stymulantów i środków jakie wywoływały stany euforyczne co mogło być pozostałością po wziętym w środową noc Hyper. Ale niekoniecznie bo równie dobrze Jules mogła wziąć coś jeszcze wcześniej czy później i ten efekt też mógł wpłynąć na takie wyniki piątkowych próbek.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |