Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-07-2022, 08:36   #23
Dydelfina
 
Dydelfina's Avatar
 
Reputacja: 1 Dydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputację
- Tak, zapewne tak, nie wypada być niewdzięcznikiem. - major pokiwał łysą głową i nakierował swój kobiecy oddział w kierunku obleganej przez fanów blondynki. Wciąż była pomalowana na czerwono i z tymi diabelskimi rogami wystającymi z włosów. Chociaż założyła na siebie krótki, atłasowy szlafroczek który i tak kończył przed połową zgrabnego uda. Chwilę stali tak w tym tłumku słysząc coraz wyraźniej jak aktorka pyta komu dać autograf albo coś opowiada jak to się malowała przed występem na czerwono no i resztę makijażu gdy ktoś o to pytał. Ale w końcu chyba sama się zdziwiła, że przed nią stoi druga blondynka. I to taka nawet jakby znajoma. No i z łysolem pod pachą. I za nimi jeszcze trzecia blondynka co do niej machała wesoło i energicznie.

- Dobry wieczór pani doktor. Przyszła pani tylko po autograf czy będę miała zaszczyt zaprosić panią na afterek? - zapytała znów przybierając ten ton grzecznej pensjonariuszki jaka prawie staje na baczność przed surową dyrektorką szkoły. A na pewno przed nią grzecznie dyga. Nawet jej wuj był tym zdziwiony bo spojrzał w bok na bratanicę jakby sprawdzał czy ta rozumie tą nagłą zmianę zachowania u aktorki. Bo przed chwilą jak tak czekali na swoją kolej to widzieli i słyszeli, że Kitty Blond zachowywała się swobodnie i pewnie siebie jak na gwiazdę estrady rozmawiającej ze swoimi fanami przystało. A teraz dygała przed doktor Jobin jakby zdawała jej raport. Chociaż w parodystycznym tonie bo oczka jej się śmiały wesoło.

Domino za to zmarszczyła brwi, a jej mina stała się oficjalnie uprzejma.
- Dobry wieczór. Umawiałyśmy się na coś Kitty, pamiętasz? Żadnych beforków i żadnych afterków do końca tygodnia. Dziś jest sobota, tak tylko przypomnę skoro przez zaaferowanie wypadło ci to z głowy. - wygłosiła lekarskim tonem po czym sapnęła krótko i odrobinę go złagodziła.
- Wezmę to jednak za dowcip sytuacyjny, niemniej bez obaw. Nie będziemy wam po pracy zawracać głowy gdy trzeba zregenerować siły. Dziękuję za ciepłe słowa pod adresem naszej służby zdrowia, a także moim. Jest mi niezmiernie miło i równocześnie chciałam wyrazić swój szczery zachwyt zarówno nad oprawą jak i samą sceną - uśmiechnęła się lekko.
- Naprawdę nie pamiętam kiedy ostatni raz tak się uśmiałam, to była naprawdę dobra zabawa. Przez chwilę szło się poczuć jak w operetce przed Zagładą. Tym bardziej proszę podziękuj reszcie grupy za bilety oraz cały trud. My się nie będziemy pchać i bez nas macie wystarczająco wielu wielbicieli do ogarnięcia… ah, gdzie moje maniery. Wujku, to Kitty Blond dzięki niej tu jesteśmy dziś z dziewczynami. W kwestiach aktorskich sama za siebie przemówiła, ja ewentualnie mogę jedynie powielić oraz potwierdzić raz jeszcze wszystkie jej plusy. Kitty, poznaj proszę majora Theodora Jobina, on jest głową tych wszystkich ciężko pracujących komórek i podzespołów z NHS. Jemu również podobało się przedstawienie, prawda? - na koniec popatrzyła na łysola z łagodnym uśmiechem.

- Oh, oczywiście, byliście wspaniali! Naprawdę te wszelkie plotki co słyszałem o was przed waszym przybyciem i po nie oddają waszego kunsztu i talentu. - wuj przemówił ze swoim charakterystycznym francuskim akcentem gdy ujął zgrabną, czerwoną dłoń aby ją po szarmancku pocałować. Co było widać bardzo przypadło artystce do gustu.

- Bardzo mi przyjemnie poznać pana ordynatora osobiście. Nie widziałam, że z pana taki szarmancki dżentelmen. Zachwycające. Bo do tej pory to tak tylko trochę z widzenia i słyszenia się znaliśmy ale nie mieliśmy wcześniej ze sobą przyjemności. - Kitty wydawała się nie mniej zachwycona łysym, szarmanckim ordynatorem jak on nią. Ale wyprostował się i odsunął aby zrobić przejście dla pozostałych kobiet.

- To prawda, w pełni się z wami zgadzam! - zawołała Gemma podchodząc do aktorki aby się z nią uściskać. Aktorka też ją rozpoznała więc dała się uściskać a nawet odwzajemniła ten uścisk.

- Bardzo szarmancki, bardzo zachwycający. - rzuciła okularnica do aktorki niby cicho ale i tak pewnie cała ich grupka to słyszała. - I tak, bardzo utalentowana, i bardzo piękna. - ginekolog teraz dla równowagi nachyliła się ku ordynatorowi jakby teraz ją obgadywała co znów słyszeli wszyscy. A aktorka jak na zamówienie złapała się za biodra, nieco wysunęła jedną nóżkę do przodu prezentując się jeszcze zgrabniej i powabniej niż przed chwilą. Więc i wszyscy się roześmiali z tego małego, improwizowanego skeczu na dwie blondynki.

- A kostium i ta taśma! Ależ to było na co popatrzeć. Można rzucić okiem z bliska? - Gemma poprosiła aktorkę a te pokiwała głową, rozsznurowała szlafrok i odsłoniła go prezentując z bliska te swoje modelowe wdzięki oklejone jedynie czarną, błyszczącą taśmą klejącą. Nawet te jej obroża i skórzane kajdany były czarne i jakoś teraz bardziej rzucały się w oczy.

- Zachwycająca. Prawda? - teraz Hobson powtórzyła ten numer co bratanica wuja przed chwilą zerkając ewidentnie na niego.

- Tak, to prawda. Zachwycająca. - przyznał z uznaniem major w stanie spoczynku też chętnie wodząc spojrzeniem po odsłoniętym ciele aktorki.

- A dajecie prywatne występy? - zapytała Gemma nieco ściszając głos.

- Tylko jak kogoś lubię. No chyba, że to by było konieczne dla zdrowia, na receptę czy co. - Kitty zasłoniła się i zaczęła zawiązywać szlafrok odparła równie “cichym” szeptem, że cała czwórka i tak ją słyszała.

- No to ja też chciałam złożyć gratulacje. I można prosić o autograf? - Manisha skorzystała z okazji, że blondynka w okularach się odsunęła wreszcie i sama zajęła jej miejsce. Wyjęła notes i poprosiła o podpis.

- Dla kogo? - zapytała aktorka biorąc podany długopis i podpisując się całkiem długo. Musiała pisać coś więcej niż samą, swoją, artystyczną parafkę.

Młodsza Jobin, jak na sztywniaka przystało, stanęła z boku patrząc na resztę towarzystwa ze stonowanym uśmieszkiem mimo że miała ochotę szczerzyć się po całości. Łypała dyskretnie na wuja, na okularnicę, potem jeszcze na blond aktorkę i gdzieś pod francuską czaszką zaczął się kreować pewien pomysł z gatunki takich nie pasujących do ludzi dystyngowanych i na poziomie. Ale za to jak najbardziej pasujący do sobotniego wieczora kogoś kto od dawna powinien dać sobie na luz. Nadmiar stresu wpływał negatywnie na ogólne samopoczucie, Dominique wiedziała o tym aż za dobrze. Dlatego też ostrożnie zaczęła się przemieszczać za plecy aktorki podczas gdy ona rozdawała autografy.
Nachyliła się nad jej ramieniem, a potem nabrała powietrza i na wydechu wyszeptała póki rozsądek gdzieś się zapatrzył.
- A może ten afterek u nas? Theo i Gem z pewnością wiedzieliby jak się zająć demonicą. W końcu oboje to doświadczeni lekarze.

- Naprawdę? - z tak bliska jak się znalazła aktorki to Dominique mogła wyczuć ciepło i aromat jej rozgrzanego ciała, perfum i szamponu. Wciąż pisała coś w notesie Manishy gdy na moment podniosła głowę aby spróbować spojrzeć z bliska na swoją ulubioną lekarkę.

- Pani doktor to jak coś powie to można tylko się zgadzać i kiwać główką. - Kitty zrobiła głębszy oddech jakby wciąż była demonetką i miała z doktor Jobin podpisany jakiś cyrograf jaki pozwalał jej kontrolować poczynania czerwonej diablicy. Znów dygnęła posłusznie przed nią i wróciła do pisania autografu dla pielęgniarki.

- Afterek brzmi świetnie. Towarzystwo również. Właśnie nie zdążyłam powiedzieć, że z tym afterkiem to te ograniczenia by dotyczyły mnie ale ja się mogę dostosować do wymogów. A pani doktor czy reszta gości to by mogli sobie przecież pofolgować bez ograniczeń. - odparła trochę ku niej a trochę ku pozostałej czwórce. Ale na tyle cicho, że pewnie tym razem tylko blondynka bez rogów i okularów powinna ją słyszeć. Skończyła pisać autograf i oddała go pielęgniarce. Ta go chwilę czytała i rozpromieniła się jak skończyła.

- Oh jest wspaniały! Bardzo, dziękuję Kitty, jesteś najlepsza! - zawołała zachwycona Hinduska i uściskała blondynkę z tej uciechy i radości.

- Doskonale, w takim razie zarządzam wizytę domową. Postaraj się załatwić szybko swoje sprawy. Poczekamy - lekarka powiedziała cicho po czym cofnęła głowę, udając że absolutnie nic się nie wydarzyło. Tylko na łysola coś spoglądała z rozbawieniem. Jakby mu właśnie wycinała całkiem niezły numer.

- Dobrze pani doktor. - odparła Kitty nie wychodząc z roli posłusznej pensjonariuszki. Ale oczka jej się śmiały na całego. - To mi jeszcze z kwadrans zejdzie. Ale potem jestem do waszej całkowitej dyspozycji. - zapewniła cicho i jak się zamieniły miejscami wróciła do roli gwiazdy estrady.

- To jeszcze mam komuś coś podpisać? - zapytała wesoło zaś pozostała czwórka patrzyła na wracającą do nich Francuzkę jakby była ciekawa co tam sobie we dwie szeptały. Hobson nie straciła okazji i podeszła też do divy aby odebrać nowy i ładniejszy autograf niż dziś w szpitalu.

Druga blond lekarka wyminęła ją i z miną aniołka wróciła pod bok majora, obejmując jego ramię. Teraz zostawała druga część całej zabawy, ta bardziej rygorystyczna i poważna.
Dziewczyna wyciągnęła szyję aby tym razem przekazać szeptem parę słów następnemu celowi.
- Zagrajmy w grę wyobraźni. Jest sobota wieczór, masz w mieszkaniu dwie skore do amorów blondynki, a twoja bratanica zgarnia resztę załogi do siebie. Zostajecie sami… zastanów się co robisz - powstrzymując śmiech opuściła głowę, łypiąc tylko na niego z dołu.

- Zrobiłaś to? - wujek pochylił się i zapytał trochę z niedowierzaniem ale i rozbawieniem. Spojrzał znów wprost na obie blondynki o jakich mowa. Właśnie jedna dawała autograf drugiej. I jakby jakiś anioł albo demon przeleciał akurat obie spojrzały w ich stronę. I posłały im bardzo psotne i grzeszne uśmiechy. Bardzo obiecujące.
- Cóż… skoro i tak miały nocować u ciebie… chyba będę mógł ci pomóc nieco rozładować ten korek i pomóc ci je przenocować. - powiedział starszy z Jobinów w końcu ulegając tym namowom i podszeptom. Gemma zaś uściskała jeszcze raz Kitty, trwała tak przez chwilę po czym odeszła od niej jeszcze raz dziękując za nowy i jeszcze fajniejszy autograf niż ten rano w szpitalu.

- Tylko pamiętaj… hałasy nocą się okropnie niosą, a te ściany budowane przez angoli są jak z papieru. Ale knebel pomaga - Dominique pokiwała głową i na jego pytanie i do swojej kwestii, przybierając mądrą minę prawie bez złośliwego nalotu.
Uścisnęła mocniej jego ramię, a potem popatrzyła na pozostałe kumpele.
- Dobrze, to mamy jeszcze kwadransik zanim się stąd zwijamy do mnie na drinka. W końcu jest sobota, co nie? Będziemy gdzieś tutaj - ostatnie dodała do aktorki, razem z wesołym uśmieszkiem.

- Dobrze pani doktor. - aktorka znów grzecznie dygnęła przed blondynką ale już wróciła do swoich obowiązków rozmów z pozostałymi fanami. Ale z nimi już tak nie flirtowała jak z nią i z jej grupką. Zaś oni mogli wydostać się z tej gęstwy na nieco luźniejszy teren. I porozmawiać nieco swobodniej.

- Oh! Ale niezapomniana noc się szykuje! - Hobson klasnęła w dłonie nie tając już radości i ekscytacji z nadchodzących, nocnych godzin. - Coś powinnam wiedzieć zanim Kitty przyjdzie? - zapytała jeszcze na tyle ile dała radę chłodnym umysłem.

Dominique która podczas przeciskania odczepiła się od garnituru wzięła teraz pod rękę drugą blondynkę i korzystając z zamieszania dołożyła trzeci element układanki na swoje miejsce.
- Chciałaś się poznać bliżej z majorem, albo z majorem i jakąś laską do kompletu to proszę. Zostaniecie z Kitty obgadywać swoje sprawy, ja zgarnę dziewczyny do mnie. Wesołych świąt - cmoknęła ją w policzek.

- Oh Domi! - ginekolog roześmiała się szczerze i bez zahamowań. I podobnie mocno złapała i objęła swoją nową kumpelę i ścisnęła mocno jak się dało. - Jesteś najlepszą ciocią na świecie! - szepnęła jej do ucha rozgorączkowanym i podekscytowanym głosem. I też ją cmoknęła w policzek.

Wszyscy zdawali się odczuwać tą wieczorną, sobotnią euforię. Czekali na ich gwiazdę wieczoru, mogło jej zejść trochę więcej niż obiecany kwadrans bo wiele osób chciało z okazji premiery nowej sztuki dostać autograf od Demi albo o coś zapytać. A i tak czerwona blondynka urwała się wcześniej niż pozostała piątka. I zniknęła im z oczu. Pokazała się ponownie już ubrana w kożuch i zimowe buty. Chociaż nadal z czerwoną twarzą i diabelskim makijażem.

- Już jestem! Przepraszam, że tak długo ale nie chciałam spławiać moich fanów. Są tacy życzliwi i kochani! - wyjaśniła przepraszającym tonem ale chyba nikt się na nią nie miał zamiaru gniewać. Weszła w środek grupki jaka chętnie się rozstawiła po jej flankach i raźnym krokiem skierowali się ku ciemnemu wyjściu i zimie na ulicach Clyde. Chwilę jeszcze postali razem, a potem skierowali do wyjścia. Gdzieś świeżo za progiem Domino wzięła na bok Manishę - ta bez słowa dyskretnie przekazała jej kopertę w której obie wiedziały że znajduje się podobizna Jamesa Silve.

Sobota; późny wieczór; mieszkanie Theodora Jobina


Wesoła i hałaśliwa gromadka raźno przeszła przez połowę bazy Clyde. Te zimowe kurtki i płaszcze się przydały aby chroniły te dość delikatne i odsłonięte kreacje przed zimowym mrozem. Nocne niebo było pochmurne i panował siarczysty mróz ale na szczęście nie wiało za mocno ani nic nie padało to nie było tak źle. No i trasa nie była dłuższa niż na kwadrans marszu. Niemniej dobrze było schronić się w klatce schodowej przed tym zimowym mrozem a chwilę później w ogrzanym mieszkaniu na trzecim piętrze gdzie zapłonęło przyjemne i swojskie światło.

- No to zapraszam moje panie. - powiedział łysy gospodarz jakiemu humor wyraźnie dopisywał. Cała trójka blondynek i jeden rudzielec weszły do środka. Brakowało tylko Manishy bo ta pożegnała się niedawno gdy poszła w stronę swojego bloku gdzie mieszkała z rodzicami. Pozostali zaś skierowali się do bloku gdzie mieszkali Jobinowie. Tylko na różnych piętrach.

Humory dopisywały i ordynator świetnie spisywał się w roli gospodarza. Obecność grupki młodych kobiet wcale go nie peszyła. Wkrótce barek został otwarty i każda stała ze szklaneczką lub kieliszkiem w dłoni. Oprócz Dominique pozostała trójka była tu pierwszy raz więc rozglądały się ciekawie po mieszkaniu ale widocznie robiło na nich podobnie dobre wrażenie jak gospodarz.

- A to cię nie ciśnie? - zapytała Gemma zaciekawiona wskazując na obrożę na czerwonej szyi aktorki. Ta wciąż była w kostiumie Demi a jedynie na tą farbę i czarną taśmę jaka ją okrywała na scenie narzuciła jakąś czarną mini z odkrytymi ramionami co ładnie kontrastowała z jej czerwoną obecnie skórą.

- Nie, jest w sam raz. Potrzebowaliśmy czegoś co by podkreślało, że jestem zniewoloną demonetką, po cyrografach, kontraktach i tak dalej. I ta obroża i kajdany wydały nam się w sam raz. Poza tym są takie sexy! - Kitty pokręciła uspokajająco głową na znak, że nie dzieje jej się żadna krzywda i chętnie opowiadała o zapleczu tworzenia i przygotowywaniu tej sztuki. Była tego cała masa, już przez drogę było co słuchać jak powstała ta sztuka co właśnie zakończyła swoją premierę.

To było dziwne, widzieć tyle osób w miejscu, gdzie co najwyżej przesiadywała dwójka Jobinów plus jakaś jedna dodatkowa dusza. Teraz zwykle cicho i spokojne mieszkanie zmieniło się w gwarne miejsce pełne śmiechów, chichów oraz głosów. W zdecydowanej przewadze damskich. W tym wszystkim major odgrywał perfekcyjnego gospodarza, choć tak naprawdę grać nie musiał bo maniery miał nienaganne. Tylko mina i oczy zdradzały że stoi za tym coś więcej, a jego bratanica wyglądała na wyluzowaną. Siedziała przez większość czasu z nogami na kanapie, popijając homeopatyczne ilości alkoholu i obserwując, słuchając. Notując w pamięci listę rzeczy potrzebnych na następny dzień oraz tydzień. Uśmiechała się spokojnie ciesząc z całego zamieszania pod dachem przybranego ojca, bo kto jak kto - on naprawdę zasługiwał na trochę zabawy oraz ukojenia nerwów. Rodzina za to była od tego aby swoim najbliższym pomagać i wspierać.
Kameralny klimat działał kojąco, ciepło wewnątrz salonu kontrastowało z mroźną ciemnością za oknem do którego oczy blond lekarki i tak uciekały jakby w nadziei że za szybko dostrzeże odpowiedź na pytanie co dzieje się po drugiej stronie muru… bardzo dobrze że już nie padało, chłopaki z pewnością przemarzną nawet mimo całej tej masy warstwowo zakładanego szpeju. Czyli najpierw ich wygnać pod prysznic, potem nakarmić.
Chyba miała jeszcze po Garcii jakieś większe koszulki, tylko na Toma i tak mogły być za małe. Gorzej z resztą, a przecież bez sensu było aby lazł w brudnych skarpetach w następny dzień. Wyglądało na to, że między ich przyjściem a ulokowaniem porucznika w nowej kantynie konieczne będzie pranie…
Potrząśnięcie głową przywołało Domino do obecnych realiów. Widząc że blondynki szczebioczą do siebie w najlepsze, ona podeszła do zlewu, a w drodze powrotnej przystanęła przy łysolu.
- Jeszcze parę minut i się zmyjemy z Britt - powiedziała cicho, stukając swoją szklaną z wodą w jego szklankę z alkoholem.

- Dobrze. - rudzielec jak zwykle zgodziła się potulnie na propozycję posłaną w jej stronę. Chociaż na występach trupy aktorskiej, w drodze przez ulice bazy jak i teraz na tym afterku u ordynatora wydawała się dobrze bawić. Śmiała się z zabawnych sytuacji rozgrywanych po mistrzowsku przez aktorów ucharakteryzowanych na elfią rodzinę jak i potem jak Kitty opowiadała różne ciekawostki jak to przygotowywali te występy i różne hece jakie przy tym wychodziło. Dobrze się słuchało tej zabawnej paplaniny i niosła ona relaks i wesołe ukojenie. Nie tylko cicha rudowłosa dziewczyna z zewnątrz była tym ubawiona.

- No i z tymi elfimi zbrojami to było trochę zachodu. Bo gotowych nie mieliśmy. Ale dobrze, że drukarki 3d działały to udało nam się zaprojektować jak to ma wyglądać. Ale mało odpowiedniego plastiku mieliśmy no to starczyło tylko na dwie, dla Huberta i Michelle. A resztę musieliśmy kombinować. Dlatego Junior i Jeanette też powinni mieć tego więcej no ale już nie starczyło nam plastiku na całe zbroje to tylko dłubaliśmy takie elementy aby zaznaczyć, że to też elfy. - aktorka tłumaczyła w wesoły i nieco chaotyczny sposób jak to produkowali w Glasgow te różne elementy kostiumów jakie dzisiaj widać było na scenie w sali gimnastycznej.

- Świetnie wam to wyszło. Nawet się zastanawiałem skąd wzięliście te zbroje i całą resztę. Bo nie wyglądały jak jakieś średniowieczne czy ogólnie fantasy tylko właśnie elfie. Jak te od Petera Jacksona i jego trylogii. Tam też ładnie zrobili te pancerze i resztę no i u was tak samo. - łysy major też całkiem słuchał przyjemnie i wtrącał się tu i tam z jakimś pytaniem albo żarcikiem w to damskie towarzystwo. A ono słuchało go całkiem chętnie.

Smarował, gładził i urabiał, a jego siostrzenica powoli cofała się, aby zająć mniej widoczne miejsce, z boku bo to nie był jej wieczór, ani wieczór Brittany, a pozostałej trójki. Uśmiechała się uprzejmie, ale w pewnym momencie nie wytrzymała.
- Elfy to sobie mogą być w Duengons and Dragons, albo innym Forgotten Realms. Jackson stworzył ekranizację prozy J.R.R Tolkiena, adaptując jego trylogię Władcy Pierścieni. Eldarowie, Quendi… Mówiący albo Pierworodni. Elfowie… byłoby naprawdę w dobrym tonie zachować szacunek dla autora i jego dzieł będących podwaliną pod cały znany świat fantasy. - wypuściła powietrze, żeby nie wykładać dalej. W końcu to sobota wieczór.
- Niemniej wyglądało dobrze, ciekawie. Wasz występ na scenie. Jutro gracie to samo? - dokończyła dla poprawy nastroju.

- Tak, będziemy to grać przynajmniej przez tydzień, każdego wieczoru aby wszyscy co chcą mieli okazję to zobaczyć. A co dalej to zobaczymy po Impact Day. Czy ludzie jeszcze będą chcieli to oglądać czy będą woleli coś nowego albo powrót do krótszej formy skeczów. - blondynka z wpiętymi we włosy rogami pokiwała głową i chętnie wyjaśniła jakie ona i jej grupa ma plany sceniczne na nadchodzący tydzień.

Dominique dała dyskretny znak rudzielcowi i obie jak na rozkaz podniosły się mówiąc o zmęczeniu oraz chęci położenia spać. Nastąpiło krótkie pożegnanie po którym zostawiły trójkę jawnie wpatrzonych w siebie ludzi, a same poszły na górę. Tam lekarka przyszykowała gościowi miejsce na kanapie, zagoniła pod prysznic i sama się umyła. Szum wody nie był jednak w stanie zagłuszyć odgłosów szampańskiej zabawy... tym razem spod numeru 63, a nie 64.
Tak dla odmiany.

Niedziela; świt; mieszkanie Domino


Chemiczne stymulanty działały. Utrzymywały człowieka bez snu pomimo fizycznego i psychicznego znużenia. Doktor Jobin jako lekarz zdawała sobie sprawę, że nie powinna pochwalać takiego zachowania. Wczorajszej nocy ostry hardcore z dwoma łapsami, potem na nogach od samego rana. Potem przez cały dzień na nogach, w ruchu i praktycznie ciągłym pionie. Potem wieczór na rozrywce w sali gimnastycznej z aktorami. Więc był najwyższy czas i moment aby pójść grzecznie do łóżka i odespać wreszcie poprzednią szaloną noc i kolejny roboczy dzień. W końcu jak z Brittany wróciła do siebie od wujka to już było trochę po północy. Musiała jeszcze naszykować spanie dla rudzielca, wziąć prysznic aby zmyć z siebie pot, podkład i odrętwienie. Przebrać z odświętnej kiecki w za dużą, flanelową koszulę od Theo kończącą się w połowie uda, ale dość ciepłą aby nie musieć szukać koca, a po podwinięciu rękawów całkiem wygodną do operowania w domu… więc zanim się ogarnęła zrobiła się 1 w nocy, czas najwyższy położyć się spać. Ale zamiast tego łyknęła chemię utrzymująca ją w czuwaniu. O śnie nie było mowy póki prochy ją trzymały, ale wiedziała, że co się odwlecze to nie uciecze. Będzie musiała w końcu odespać te dwie noce i dzień pośrodku.

A póki nie spała mogła się oddać nocy. Na zewnątrz, przez okna widziała blok na przeciwko oświetlony lampami ulicznymi. Był w większości ciemny i cichy już gdy wracała z Brittany do siebie. Z kolejnymi godzinami cichł i ciemniał jeszcze bardziej. Mimo, że to była weekendowa noc i co jakiś czas wracali goście z jakichś nocnych klubów, dyskotek czy prywatek to coraz rzadziej i w mniejszej liczbie. Noc powoli ale niezmordowanie ogarniała blokowisko we władanie. Przynajmniej nic nie padało. I wiatru prawie nie było. Więc tą nocną ciszę było słychać na czwartym piętrze aż nadto wyraźnie. Przez jakiś czas jeszcze słyszała odgłosy z dołu. Widać jej wuj jednak nie dał plamy i sobie wesoło poczynali tam w tym łyso - blond trio. Jak wczoraj on tak słuchał to się pewnie musiał nasłuchać. Ale tam też w końcu odgłosy cichły i ucichły. Też zapanowała tam noc.

Zdawać się mogło, że w całym bloku została tylko jedna niepokorna lekarka, siedząca w swoim bunkrze na najwyższym piętrze… lubiła te momenty, gdy świat usypiał i stawałam, a ona poruszała się gdzieś poza czasem, w ciemności oraz ciszy. Z salonu słyszała miarowy oddech Brittany, od czasu do czasu mruczącej coś przez sen. Z pokoju Amelie z rzadka dochodziło ją skrzypienie sprężyn łóżka kiedy przyjaciółka przekręcała się z boku na bok być może śniąc o dawnym domu po drugiej stronie globu.

Uśmiechając się poprzez sztywniejącą od zmęczenia i nadmiaru leków twarz, Dominique przeszła przez korytarz na palcach aby zamknąć po cichu drzwi salonu. Wtedy mogła sobie pozwolić na trochę więcej swobody i dobrze, bo z każdym krokiem zawroty głowy robiły się silniejsze. Wróciła więc do swojej sypialni aby tam dokończyć sprzątanie rozrzuconej pościeli oraz ubrań. Wymieniła prześcieradło, założyła nowe poszewki i po walce z materacem, doprowadziła łóżko do stanu wyjściowego. Wyglądało zadowalająco, przez cały dzień zapach potu i innych wydzielin zdążył się wywietrzyć przez zasiatkowany, uchylony lufcik który teraz dziewczyna zamknęła, a zasłony zasłoniła, włączając kaloryfer. Zadowolona z efektu, z naręczem brudnego materiału poszła do łazienki i tam wrzuciła wszystko do kosza. Wtedy też mogła udać się do kuchni, przygotować śniadanie dla oczekiwanych gości, jednak zamiast zaczynać od nowa, z rozczuleniem spojrzała na wielki gar cebulowej zupy wciąż gorący w dotyku… czyli Amy przed snem odwaliła za gospodynię lwią część roboty zarówno teraz, jak i na przyszłość bo pięciolitrowy gar powinien starczyć i dla głodomorów z dawnej Trójki RN, jak i dla nich wszystkich na obiad z dodatkową panią sierżant w gratisie.
Jej zostało wstawić grzanki do pieca, posypać wszystko serem i pozwolić na dojście do odpowiedniego stanu w ciepłym piekarniku.

Punkt po punkcie odhaczała listę rzeczy do wykonania, zgarniając gdzieś po drodze starego Ipoda oraz słuchawki. Było zbyt późno aby włączać radio, wybrała mniej inwazyjną metodę. Z jedną słuchawką w uchu pokręciła w kółko palcem po niewielkim panelu póki nie ustawiła jednej piosenki i nie zapętliła jej. Dopiero wtedy wcisnęła ikonkę trójkąta. Z niewielkiego głośniczka wprost do ucha popłynęła syntetyczna muzyka, a ona przymknęła oczy i przez pierwsze pół minuty po prostu słuchała, kiwając do rytmu głową.
[media]http://www.youtube.com/watch?v=TdMz-Om6tX0[/media]
Dobre wspomnienia wpłynęły z pamięci, przecież to Stuart kilka ładnych lat temu przyniósł jej wygrzebany gdzieś przez stalkerów pendrive z muzyką kiedy była chora przy epidemii grypy jaka wtedy panowała. Kawałek pamięci dawnego świata zawierał samą skoczną, klubową zawartość. Żadnej klasyki… tym lepiej. Przegrała co chciała na inny nośnik i tak z nią zostały te dźwięki, mimo że Stu już nie zaglądał sprawdzić jak się czuje i czy czegoś jej nie potrzeba. Rozminęli się z priorytetem życiowym na tamten moment. On chciał stabilizacji, własnej rodziny. Ona ryła nosem w książkach albo pomagała Theo i tak czas leciał. U niej nic się nie zmieniało, u niego…
-Merde! Malepeste… putain! - syknęła robiąc głośniej aby nie słyszeć swoich myśli. Miała dość kultury, udawania kultury oraz udawania ogólnie. Głowa jej pękała, pękał kręgosłup i pękały mięśnie, szczególnie te ud wpierw nadwyrężone zabawami w łóżku, następnie jazdą na rowerze, potem chodzeniem po mieście aż do wieczora, gdy zmuszono je utrzymywać doktor Jobin w pionie na wysokich obcasach. Od czego jednak mądrale przed wojną stworzyli miks paracetamolu z tramadolem? Zresztą na co miała narzekać? Na trochę niewygody podczas gdy pod bramami bazy koczował cały tłum który dałby sobie odrąbać prawą rękę i lewą nogę byle znaleźć się na jej miejscu? Wystarczył kwadrans aby ból został wytłumiony, zmęczenie też szło oszukać, tak jak jego następstwa: zawroty głowy, problemy z błędnikiem. Wystarczyło usiąść i nie myśleć że już dwukrotnie przekroczyła bezpieczne dawki wchłanianych od rana leków. Łykając nową tabletkę przeciwbólową blondynka nie powstrzymała się od cichego parsknięcia i szepnięcia sama do siebie “bon appétit”. Robiła głupotę, okropną i bezsprzeczną… tylko nie chciała spać, jeszcze nie.
Jeszcze do świtu pozostało parę godzin jakie dało się produktywnie spożytkować. Jeszcze parę godzin nim świat się obudzi, wstanie, przeciągnie i mlaskając zacznie się za nią rozglądać.

Teraz było dobrze, cicho i ciemno. Siadając przy stoliku pod oknem gdzie leżał sprzęt optyczny “jej” łapsów prawie spadła z krzesła tracąc równowagę i gubiąc lewą nogę. Udało się jednak opanować sytuację, uratowano też zrobioną herbatę aby przepijać suchość w ustach - jeden z wielu efektów ubocznych proszków. Nie mogła dać plamy, Jobin tego nie robili. Skoro zobowiązała się do naprawy, należało zrobić to póki jest szansa i okazja… tak, to brzmiało bardzo mądrze. Mniej głupio niż wersja gdzie chce zrobić chłopakom miłą niespodziankę. Niby mieli zapasowy sprzęt, jednak jeśli i on ulegnie awarii, a oni na gwałt będą potrzebowali optyki do zlecenia?
Tak, bardzo rozsądny powód. Lepszy niż przyznanie przed samą sobą że jest jej źle, gniecie w piersi i nie wie dlaczego. Czuła pustkę, a sen przyniósłby jej jeszcze więcej.
Pustka albo koszmar bo przeładowany system nerwowy musiał wreszcie znaleźć sposób aby się oczyścić.

Zrobiła więc to, co umiała najlepiej. Wpadła w wir pracy, po kolei rozkładając i czyszcząc ubrudzony na rdzawo sprzęt. Precyzyjna, powtarzalna praca pomagająca oderwać myśli od tego co dookoła, a skupić je na mechanicznych czynnościach. Czas przepływał obok, muzyka odprężała, herbata stygła aż zrobiła się całkiem zimna.

Noc, Dominique, praca oraz cisza. Trwali wspólnie na warcie aż ta ostatnia nie została przerwana nagle i niespodziewanie. Chociaż w znajomy sposób. Dzwonkiem domofonu. Jednym i dość krótkim, pewnie aby nie budzić niepotrzebnych osób. Zegarek pokazywał 03:38. Na zewnątrz wciąż jeszcze panowała noc. I niedawno zerwał się dość silny wiatr jaki bez trudu zamiatał nawet grubymi gałęziami.

Nowy dźwięk wyrwał pochyloną nad stołem lekarkę z letargu. Potrzebowała chwili aby zrozumieć co się dzieje, a gdy tak się stało podniosła zesztywniałe od jednej pozycji ciało, zostawiając rozkręcony noktowizor nad którym właśnie pracowała. Obok odłożyła wyciszonego Ipoda bojąc się że jak weźmie go ze sobą to zgubi na korytarzu. Przecierając twarz przeszła chwiejnie przez mieszkanie czując dojmującą ociężałość zarówno w ruchach jak i w głowie. Póki zajmowała się czymś było w porządku, skupienie na pracy pomagało odegnać zmęczenie nieubłaganie przebijające się przez chemiczne wspomaganie. Ziewając w rękaw podniosła słuchawkę.

- To my. - rozpoznała głos Wingfielda pomimo nieco odmiennego brzmienia jakie niosło się przez głośnik. Przez znieczulenie udało się blondynce poczuć szczerą radość… wrócili. Naprawdę wrócili do niej. Bez słowa wcisnęła guzik otwierania automatycznego zamka.

Domofon zapiszczał długo, a ona poczekała aż rozlegnie się charakterystyczny odgłos otwierania drzwi i dopiero odłożyła słuchawkę na widełki, opierając plecy o ścianę. Cicho otworzyła zasuwę, potem drugą i zdjęła łańcuszek zabezpieczający przed zbyt szerokim uchyleniem drzwi. Potem musiała trochę na nich poczekać aby się doczłapali na ostatnie piętro. Widziała jak jedna masywniejsza a potem druga trochę mniej masywna sylwetka wyłania się z mroku oświetlone przez światło z korytarza. Aż dotarli do drzwi wejściowych. Dopiero wtedy dało się zauważyć detale twarzy pod hełmami i resztą szpeja. Oddychać też było jakoś łatwiej nagle. Domino otworzyła drzwi gestem zapraszając ich do środka.

- No cześć. - przywitał się Tom całując ją krótko w usta. Po czym minął ją a zastąpił go jego nieodłączny kapral.

- Cześć kotku! Wiedziałem, że będziesz na nas czekać! No wiadomo, zwłaszcza na mnie. Od początku mu tak mówiłem to nie chciał mi wierzyć. Jojczył, że pewnie cię obudzimy czy co to mówię mu, że jest weekendowa noc i taka rozrywkowa kotka jak ty na pewno nie będzie spać w łóżku jak jakiś lamus. - Dave nawijał jakby się rozstali 5 minut temu i tylko dokańczał jakąś rozmowę w której uczestniczyli we trójkę. I może streszczał kumpeli co tam sobie we dwóch gadali jak na 5 minut wyszła do toalety. Obaj na chwilę zastopowali się w korytarzu aby zdjąć buty. I jak tak miała chwilę aby ich obejrzeć z bliska to widziała, że są brudni i ubłoceni. Jakby się tarzali w jakimś błocie. Biło od nich zimno z zewnątrz co nieprzyjemnie kontrastowało z przyjemnym ciepłem ogrzanego pomieszczenia.

Szybki pierwszy rzut oka na ich sylwetki nie zdradzał żadnych podejrzanych plam ciemnoczerwonego koloru. Było błoto, dużo błota… i ten chłód, szczególnie metalowych elementów oporządzenia przesiąkniętych mrozem gdy kilka długich godzin błądzili w ciemnościach poza bezpiecznymi murami.
- Chryste… ale od was ciągnie lodówką, zdejmujcie to. Zaraz dostaniecie koce - Jobin zrobiła im miejsce i po wyściskaniu oraz przywitaniu, odsunęła się parę kroków do tyłu po prostu patrząc na nich z uśmiechem pełnym ulgi. Wrócili, nawet wcześniej niż rano. Ponura noc stała się mniej ponura, wystarczyło na nich popatrzeć.
- Szybko poszło, dobrze że już jesteście… i nie, jeszcze nie spałam. Próbuję postawić na nogi waszą optykę. Idzie powoli, jednak efekty są. Zostawcie rzeczy tam po lewo w garderobie, ubranie wrzuci się do pralki a potem na kaloryfer to parę godzin i będą suche. Już robię herbatę, chodźcie do kuchni tylko cicho. Brittany śpi w salonie.

- Aha. - obaj jak na komendę spojrzeli w stronę salonu gdzie ostatniej nocy zostawiali większą część swojego wojskowego szpeja. - To ona jednak śpi u ciebie? Myślałem, że Gemma ją przygarnie. - Wingfield trochę się zdziwił tą zmianą planów. Ale podszedł z kolegą do tej garderoby i tam z ulgą zaczęli ściągać z siebie ten szpej. Zaczęli od plecaków. Potem metodycznie, z rutynową monotonią zabrali się za resztę. Wyglądało to podobnie jak rano z ubieraniem tylko w odwrotnej kolejności. Najpierw wyjmowali to co mieli wpięte w kamizelki taktyczne. Radio, latarki a potem ten cały zestaw magów który teraz po kolei lądował w plecakach.

- Nie no, nie będziemy ci gaci dawać do prania. Poza tym nie mamy nic na zmianę. Zostaniemy na trochę a rano zabierzemy się do siebie. Nie będziemy tu siedzieć cały dzień i czekać aż to wszystko wyschnie. - Thomas pokręcił głową na znak, że mają inne plany i zamiary niż to proponowała gospodyni. I widocznie nie chciał jej zostawiać swoich brudów i robić kłopotów.

- No szybko nie szybko. Nie uwierzysz jakie te małe skubańce są szybkie. A jak trudno cholery podejść. Więcej nam zeszło aby ich znaleźć i podejść niż sama rozwałka. Tyle, żeśmy nad tym główkowali jak się do nich dobrać a potem pięć minut, szast, prast i po sprawie. I tak z połowa zwiała. Ale coś tam Zszywacz wykroił z tych cośmy dorwali. - Moore za to zaczął nawijać co tam u nich się działo jak ich nie było w bazie. W paru słowach streścił ten najważniejszy zarys nocnych wydarzeń.

Nie brzmiało jakby napatoczyli się na niebezpieczne stado i musieli walczyć o życie, nie wyglądało też aby któryś z ekipy ucierpiał. Jobin kiwała głową patrząc jak powoli, krok po kroku, zmieniają się znowu w dwóch nicponi jakich zeszłego wieczora przyprowadziła do domu.
- Dobrze że go macie, Zszywacza. Wyjdzie czy to zwykłe kundle, czy już zaczęły mutować. Cieszę się… oczywiście zwiad i cała reszta podchodów również są w podobnym wypadku niezwykle istotne, tak więc wszyscy z pewnością świetnie się spisaliście. Na tyle dobrze aby zniwelować co ewentualnie Dave popsuł po drodze - zrobiła uprzejmą miną gdy skakała spojrzeniem od jednego żołnierza do drugiego, a potem zerknęła na zegarek na nadgarstku
- Mamy 3:44, wystarczą cztery godziny aby uprać wasze ciuchy i je wysuszyć na kaloryferze. Przygotowałam wam dresy, powinny pasować bo rozmiar uniwersalny. Spokojnie, nie są moje tylko… Riley nie zdążył zabrać - wzruszyła ramionami cofając się bardzo powoli w kierunku kuchni aby nie zdradzić problemów z utrzymaniem pionu.
- Jak mówiłam to żaden problem, pralka pierze sama, a skoro zostajecie do rana jest czas. Chociaż myślałam że akurat ty zostaniesz dłużej - popatrzyła na porucznika z rozczarowaniem i potarła twarz rozmasowując drętwiejące mięśnie.
- Dobra, będę w kuchni. Wstawię wodę i podgrzeje śniadanie.
 
__________________
This is my party
And I'll die if I want to

Ostatnio edytowane przez Dydelfina : 10-07-2022 o 08:38.
Dydelfina jest offline