Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-07-2022, 11:22   #27
Kelly
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
& Sonichu

Przed naradą


Skrzywił się lekko. Zachwiał się nieco. Siniak na udzie, gdzie noga oparła się na jakiejś rurze pobolewał trochę.
- Kurde, syfiasto czuć - Mach skrzywił się ponownie wychodząc na zewnątrz od Lavernego. Nie da się zaprzeczyć. Lubił psa i szanował jego właściciela. Przeto odwiedzał niejednokrotnie ich przynosząc Pepsi łakocie. Cała osada znała ową zażyłość. Wpadał na moment, zamieniał kilka słów z Laverne, karmił oraz głaskał Pepsi, a ona łaskawie poddawała się owym pieszczotliwym zabiegom.

Wyszedł na zewnątrz niemal wpadając na Evelyn. Jednooka kobieta, na którą musiał spoglądać zadzierając spojrzenie do góry była profesjonalistką, a Mach szanował profesjonalistów. Ponadto miała łeb na karku.
- Hej - powitał ją - mieliśmy szczęście i wiesz, dobra robota - miał na myśli zarówno wyprowadzenie pojazdu stamtąd, bowiem Evelyn była kierowcą, jak i rzucenie owej rurki, dzięki której jakoś wydostał się na zewnątrz. Ponadto uspokoiła rozhisteryzowaną ocalałą. Nieźle, jak na parę chwil, które spędzili przy samolocie.

Jednooka zatrzymała się, stając trzy kroki od niego i założyła ręce za plecy. Nie uśmiechała się, jednak wyglądała na spokojną. Kiwnęła mu też krótko głową w ramach powitania. Znów niosła na plecach swój karabin przewieszony przez ramię.
-Wyszło poprawnie - zgodziła się po chwili ciszy - Ale tak, masz rację. Mieliśmy szczęście, jeszcze parę chwil i to nas zbieraliby łopatą do worka. Niemniej… tak. To był dobry wypad, owocny.
- Każdy uratowany to rzeczywiście coś na plusie. Czy powiedziała ci coś? - spytał ponownie pamiętając, jakimi określeniami obdarzyła dziewczynkę kobieta podczas wejścia do owego wraku?
Kobieta pokręciła głową, krzywiąc lewy kącik ust.
-Nie. Była w szoku, poza tym zaufanie przychodzi z czasem. Mam nadzieję, że Martha i reszta ją uspokoją do tego stopnia aby zaczęła mówić.

Skinął właściwie myśląc, iż właśnie taka będzie odpowiedź. Wprawdzie Evelyn udało sie uspokoić dziewczynkę, jednak mało było prawdopodobne, ażeby odbyła jakąkolwiek sensowną rozmowę.
- Gdzieś się tak nauczyła prowadzić? - spytał chwilę później zaciekawiony. - Podmuch wręcz zdmuchnął nas na sąsiedni pas - no tak, kilka metrów na lewo. Samochód nieomal przekoziołkował, albo właściwie przekoziołkowałby przy każdym szoferze, oprócz Evelyn.
-Dziękuję, jednak zdaję sobie sprawę że jeszcze dużo mam do poprawy - O'Haley uśmiechnęła się krótko, a w jej oku błysnęło rozbawienie - Ojciec miałby sporo do powiedzenia odnośnie błędów, on mnie uczył. Twierdził że niezależnie od czasów człowiek musi umieć trzy rzeczy: samodzielnie się przemieszczać, obronić siebie i swoich bliskich oraz zapewnić im godziwy żywot. - wzruszyła ramionami patrząc gdzieś na porośnięte zielenią budynki.
-Szkoda że w swojej krótkowzroczności nie dostrzegał innych kluczowych czynników. Choćby tego, że z gorączką i krwawiąc jak świnia daleko się nie zajdzie. Cieszę się, że byłeś tam z nami.
- Dzięki, nic się nie stało naszym, a tamtej - wspomniał ranną kobietę - nie można było pomóc. Parszywa sprawa. Cóż, mój ojciec i matka może jeszcze żyją. Chciałbym ich kiedyś spotkać… - wyrwało mu się. - Chyba nie czas na zwierzenia…

Zrobiło się cicho, a cisza przedłużała się aż wreszcie Eve westchnęła krótko.
-Są na to marne szanse, wybacz. Jestem kiepska w pocieszaniu. - zacisnęła szczęki I splunęła w piach.
-Nie wrócimy do przeszłości, ale od nas zależy przyszłość. Jeśli coś mogę powiedzieć… doradzić, to tylko jedno. Rodzina jest czymś umownym, czasem znajduje się kogoś kogo tak zaczynamy traktować. Tracąc coś, możemy też coś zyskać. Kogoś… a, cholera. Jak mówiłam jestem w tym kiepska. Mów lepiej jak noga. Będziesz żył czy iść po łopatę?
- Chcesz mi przyłożyć łopatą na drugą nogę? Siniak mam na prawej, przypomina patelnię wielkością bowiem przyrżnąłem trafiając jakąś rurę. Pobolewa, ale to niewielka opłata za uratowanie małej. Generalnie nic się nie stało, zaś każdy ileś razy był posiniaczony. Zaś tamto, cóż, faktycznie, za moich czasów nazywało się to małżeństwem, kiedy ludzie zaczynali się inaczej traktować - no tak, Mach miał 29 lat i pamiętał jeszcze to czy owo. Ona zresztą również.
-Myślałam czy cię nie zakopać - stwierdziła krótko przyglądając mu się uważnie jakby wciąż rozważała te rozwiązanie.
-Wyglądasz na żywego i sprawnego więc sobie daruję. Boli znaczy żyjesz. Dobrze że skończyło się tylko tak. Naprawdę dobrze, szkoda by było. Medycy są teraz warci swojej ceny w ołowiu. Ktoś musi składać tępych trepów gdy znowu się pochlastają maczetami. Szczególnie porządni medycy… - urwała, przekręcając głowę w bok jakby zauważyła coś wielce interesującego gdzieś w drugim kącie obozu.
-Taaak… jesteś stąd, prawda? - odchrząknęła zmieniając temat.
- Ano od lat, owszem. Urodziłem się tutaj, ale mieszkaliśmy w innej dzielnicy: Near West Side - podał nazwę, która kiedyś kojarzyła się z blokowiskami oraz kampusami uniwersyteckimi. - Później również raczej bywałem w centrum, a co? - spytał zdziwiony nieco.
-Powiedz mi coś - szare oko spojrzało prosto w jego oczy, blondynka poruszyła barkami poprawiając karabin. Rozgadywała się niepotrzebnie… lecz jakoś nie miała z tego powodu wyrzutów sumienia.
-Masz u siebie jakieś książki? Szukam czegoś dla Dove, lubi… bajkowe światy, przygodowe historie. Podręczniki szkolne dla liceum też byłyby w porządku. Chyba że wiesz gdzie zdobyć "Dzieci Hurina", młoda po "Hobbicie" i "Władcy Pierścieni" wciągnęła się w Tolkiena. - uśmiechnęła się delikatnie, obserwując bruneta z uwagą trochę za długo niż wypadało. Stanęła też luźniej, przechodząc na spocznij.

Spojrzał na kobietę nieco zdziwiony. Nieczęsto zdarzało się, żeby wojownicy mieli takie hobby, jak czytanie powieści fantasy.
- W Tolkiena… - powtórzył sięgając pamięcią do pradawnych czasów, gdzie uczył się na pamięć wierszyka na szkolny apel, albo jakieś... Nie pamiętał, jaka była to okazja. Pierścień, taaaak, tam był pierścień, wyjątkowy jakiś.



Wiązane słowa jednak przewinęły mu się przez pamięć, wierszyk zapomniany. Obecnie już tylko fragment …

“ …One Ring to rule them all, One Ring to find them,
One Ring to bring them all and in the darkness bind them
In the Land of Mordor where the Shadows lie
."

Głośno wypowiedział fragment marszcząc brwi, jakby starał się walczyć aby wydobyć zza sterty zakurzonych myśli słowa owe.
- Coś takiego, prawda? - nie był pewien, czy prawidłowo połączył wpółzmurszałe wewnątrz pamięci wersety. - Zaś ten Mordor był krajem paskudnym, jak ten, gdzie jesteśmy. Tylko orków oraz trolle zastąpiły istoty jeszcze… nieważne.
Westchnął, a ona parsknęła krótko i kiwnęła głową na zgodę. Dokładnie tak to leciało.
- Niestety nie mam, zaś podręczniki lekarskie trudno uznać za coś fascynującego nawet dla konowała. Ale będę miał na uwadze. Jeśli będziemy gdzieś w okolicach bibliotek, czy księgarni, zawsze można zerknąć. Wprawdzie większość została obrobiona, albowiem wiesz, papier świetnie się pali, jednak zawsze jest szansa, że coś ocalało. Można również pogadać z Nakpeną oraz Lavernym. Sporo wędrują po okolicy. Pewnie kojarzą jakąś. Jeśli Martha pozwoli, możemy się udać we wskazane przez nich miejsca we trójkę oraz poprzebierać co ciekawsze powieści.

Porozmawiali jeszcze chwilkę na temat ewentualnej penetracji czytelni, zaś później każde ruszyło do swoich obowiązków. Evelyn na obchód, zaś Mach sprawdzić, czy przy swojej kanciapie nie ma jakichkolwiek osób wymagających wsparcia.

***
Spotkanie


Wieczór wywrócił kompletnie ich czytelnicze plany. Martha wzywając przedstawiła swoje odkrycia i po prostu poleciła ruszać. Ale którędy oraz co wziąć? To wymagało omówienia. Parę tysięcy mil przez różne stany, różne okolice oraz różne niebezpieczeństwa. Nie mówiąc już, że sprawa była arcyważna.
- Pozwólcie, że podsumuję - zwrócił się do tych, którzy pozostali. - Przede wszystkim tak naprawdę nie mamy wielkiego pojęcia, jakie są ostatnie wydarzenia i każda marszruta może być lepsza, albo gorsza. Nie oznacza to, że nie powinniśmy ustalić priorytety oraz wybrać trasę tak, żeby zminimalizować niebezpieczeństwo. Owa pannica jest kimś absolutnie wyjątkowym oraz jest szansą. Czy chcemy rozpieprzyć szansę człowieka na zasadzie, bo tak, bo fajnie, bo coś tam? Czyli bezpieczeństwo nr 1. Pytanie jednak, gdzie owo bezpieczeństwo będzie największe?


Wskazał na plan zaznaczając najpierw czerwoną linię zaznaczoną I, później ciemnoniebieską oznaczoną rzymskim II.
- Spójrzcie na mapę. Prosto kiedyś jechaliśmy przez Kansas City, później na Wichita, później na południe Oklahoma City, Amarillo, Lubbock no i na wschód mniejszymi trasami na ową bazę. Przynajmniej taka jest prosta linia oraz jeśli ktoś nie lubi autostrad. Najszybszą oczywiście jest sieć autostrad maksymalnie blisko owej linii. Czy St. Luis, potem na południowy zachód ku Oklahoma City. Za tą opcją, jeśli właściwie rozumiem są panie O’Haley, zaś za jej zmodyfikowaną wersją Thomas. Przez modyfikację rozumiem poparcie owej trasy, ale z minięciem St. Luis. Ta wersja tnie ziemię Jeffersonów. Aczkolwiek ich władza to głównie miasta oraz najpewniej połączenia pomiędzy nimi. Pytanie, jak okolice miast, Autostrady bowiem przebiegają przedmieściami. Jeśli Jeffersonowcy blokują autostrady, czy patrolują, no wiecie, to nie jest tak, że powiemy, że jedziemy na piknik. Może być sporo strzelania i wystarczy jeden pocisk właściwie, beczka może bum, zaś jeśli beczka również samochód, zaś jeśli samochód my wszyscy oraz nasza misja pójdzie na arcywesoły Księżyc. Jest poza tym to trasa najkrótsza oraz praktycznie gwarantująca przekroczenie Missisipi. Rzekę przekroczyć musimy. Owszem, istnieje szansa, że nie będą zbombardowane mosty skoro głównie atakowano miasta, ale po prostu poruszamy się strasznie po omacku. Ponadto jeśli się wyłgamy Jeffersonowcom będziemy mieli spokój, albowiem owe pseudopaństwa utrzymują jaki taki porządek, choć mogą pobrać od nas opłatę. Można również pojechać na południe przez Memphis nadkładając nieco trasy - oznaczył ją jasnoniebieską III, wskazał - łączy się ona z wersją poprzednią w Oklahoma City. Wreszcie można również przez Indianapolis, i to proponuje Nakpena i Liao - oznaczył błękitem oraz IV. - Czyli Indianapolis. Hm, faktycznie, można po wyjeździe z Indianapolis odbić wracając do owej drogi z Chicago na południe, jak zaznaczono, albo z Indianapolis jechać bezpośrednio na południe na Nashville, później zaś na zachód ku Memphis. Większy łuk omijający Jeffersonów. Ich istotne argumenty: względny spokój, bezpieczeństwo oraz pomoc. Jednak chyba sensowne jest pytanie: niby czemu miałby ktokolwiek pomóc? Jeśli wszak powiedzielibyśmy im, jakie własności ma krew owej małej, prędzej zatrzymaliby ją dla siebie i jeśli cokolwiek robiliby, raczej sami, zaś nas w najlepszym przypadku przymkniętoby, żeby nie pozwolić wyjść tajemnicy. Indianapolis jest OK, ale nie są to goście, którzy przypominają Samarytan. Przynajmniej tak mi się wydaje. Pozostaje trasa jasnobiebieska, czyli naszym stanem maksymalnie na południe. Omijamy Jeffersonowców, omijamy Indianę, ale pakujemy się na ziemie niczyje, gdzie jest niewątpliwie kupę zombich, małych, wściekłych grupek, które jak nic chętnie zwinęłyby naszą własność. Plusem jest jednak to, że nie będą to raczej liczne gangi, albowiem raczej usłyszelibyśmy o nich oraz nie założyli żadnej istotnej enklawy. Jeśli ktoś chce coś uzupełnić, proszę bardzo.

Wyczekał nieco.
- Więc proponuję rozważenie dwóch tras: najkrótszej, ale z ominięciem St Luis, chyba, że się nie da. Proponuję na samochodzie napis “Pielgrzymka, niech żyją Jefferson Brothers”. Skoro mają sporo nowych, moglibyśmy jakby co, zbajerować ich, że postanowiliśmy się do nich przyłączyć, że wszyscy jesteśmy krewnymi oraz powinowatymi, jeszcze mamy rodzinę nieco na południu, wiernych fanów braci, gdzie wyruszamy etc. Wiecie, coś podobnego.


Naszkicował.
- Mogłoby się udać, zaś jak przejechalibyśmy St Luis ku południowej części stanu, no to możemy ich mieć gdzieś. Nie chcę się pakować do centrum St Luis, albowiem może zostaniemy wzięci na jakieś nauki czy co tam kombinują jeszcze. Kolejna trasa to trasa nr III, czyli omijająca stan Missouri względnie blisko szlakiem do Memphis. Wtedy nie będzie ryzyka Jeffersonów, natomiast cały obszar ziemi niczyjej oznacza najpewniej wiele mniejszych potyczek. Co wy na to?
 

Ostatnio edytowane przez Kelly : 11-07-2022 o 12:42.
Kelly jest offline